Ponieważ stronnictwo faryzeuszy w naszej „Frondowskiej” blogosferze, chcąc mnie do reszty obrzydzić,  napisało sarkastycznie, cytuję: „Widziałem nawet jaką macie super wyposażoną w foteliki klubowe kaplicę adoracyjną”,  po czym zapytało: „Czemu ludzie siedzą przed monstrancją? Czy tam jest Pan Jezus w środku?”, to obiecałem, że opowiem o naszej kaplicy adoracyjnej. I wytłumaczę, dlaczego, zamiast grochu i tłuczonego szkła, na którym wierni mogliby klęczeć, mamy te nieszczęsne fotele.  Nie wiem, czy moje wyjaśnienie zadowoli faryzeuszy, ale może zainteresuje innych.

 

 

Przede wszystkim chciałem uspokoić, że podczas liturgii znanej jako „Benedictus”, Adoracji Najświętszego Sakramentu, z księdzem, ze śpiewaniem hymnów św. Tomasza: „O Salutaris Hostia” i „Tantum Ergo”, z kadzidłem i ministrantami – klęczymy, jak na całym świecie. Ale kaplice adoracyjne, tak popularne w USA i coraz popularniejsze w Polsce, to nie jest to samo, co liturgiczna adoracja przed Mszą, czy w czasie nabożeństw majowych, czy czerwcowych, czy w jakimkolwiek innym czasie.

 

 

Kaplice adoracyjne, zwłaszcza te, w których adoracja odbywa się non stop, przez cały rok, jedynie z przerwą na czas od liturgii Ostatniej Wieczerzy w Wielki Czwartek do rezurekcji o świcie w Niedzielę Wielkanocną, są spotkaniem z Panem Jezusem w dużo bardziej intymnej formie. Nie w kontekście liturgicznym, ale prywatnie. Nasze indywidualne sam na sam z Panem Bogiem.

 

 

Zresztą nie jest to tylko amerykańska rzeczywistość. W Krakowie w co najmniej dwóch Kościołach jest wystawiony Najświętszy Sakrament od rana do wieczora. To znaczy o dwóch wiem, bo tam zawsze wstępowałem. Konkretnie w Bazylice Serca Jezusowego na Kopernika, czyli „u Jezuitów”, w kaplicy po prawej stronie głównego ołtarza i w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, czyli popularnym kościele Mariackim w Rynku Głównym, w kaplicy po prawej stronie, zaraz za głównym wejściem.

 

 

Wiem, że są i inne kaplice adoracyjne w Krakowie i jest już także, w Łagiewnikach, całodobowa kaplica z wystawionym Najświętszym Sakramentem, jednak tam jeszcze nie byłem.

 

 

Oczywiście w tych kaplicach są ławki (mówię o tych, które osobiście widziałem) i praktyka jest taka, że osoby przychodzące najczęściej przyklękają wchodząc i następnie siadają w ławce, spędzając jakiś czas w obecności Pana Jezusa. Oczywiście są także takie osoby, które cały czas klęczą, zwłaszcza, gdy wstąpiły na chwilkę, albo zaczynają spotkanie z Panem klęcząc, by następnie usiąść. Ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że po prostu są.

 

 

Cierpkie uwagi pod adresem naszej kaplicy, w kościele św. Gabriela w Charlotte, świadczą o tym, że osoby, które je zrobiły, najprawdopodobniej nigdy w takiej kaplicy nie były. Gdyby bowiem były, nie dziwiłyby się, że ludzie, którzy spędzają „świętą godzinę” z Panem Jezusem, często część tego czasu siedzą. Zwłaszcza osoby starsze, czy chore, dla których godzinne klęczenie mogłoby być zbyt dużym wysiłkiem.

 

 

Każdy inaczej ten czas spędza. Jedni, jak ja, zwykle odmawiają różaniec i inne modlitwy będące częścią ich codziennej rutyny. Inni modlą się liturgią godzin, jeszcze inni czytają Pismo Święte, a niektórzy nawet książki o religijnej treści. Czasem spotykam tak kapłanów  piszących coś, zapewne homilię na najbliższą niedzielę, a wszyscy spędzamy przynajmniej chwilę w ciszy, słuchając co nasz Pan ma nam do powiedzenia.

 

 

Oczywiście można się oburzać na to, że na siedząco, że krzesła miękkie i tak samo klęczniki. Że się czyta książkę, że się pisze, że to, czy tamto. Ale wiecie co? Odpowiem na to, że sto, tysiąc razy lepiej jest przeczytać wartościową książkę w obecności Pana Jezusa, niż w ogóle zapominać o Jego istnieniu. Jakoś nie widzę tam tłumów. Ani w Charlotte, ani w Krakowie.

 

 

W Charlotte są ustalone wcześniej dyżury, tak, że o każdej godzinie, nawet o 4 rano, co najmniej dwie osoby powinny być z Panem Jezusem. Ale np. u Jezuitów nieraz byłem jedyną osobą w kaplicy. I to w środku dnia. Tysiące ludzi przechodzi obok, a Pan Jezus nieraz sam oczekuje na kogoś, kto by odwiedził Go choć na chwilę. Aż się  narzucają  Jego słowa skierowane do apostołów: „jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną?” A mam wrażenie, że najbardziej krytykują tych, co siedzą „na miękkich fotelach” w kaplicy ci, którzy nigdy nie spędzili godziny na adoracji Pana Jezusa.

 

 

Poniżej kilka zdjęć z kaplicy adoracyjnej. Jakość może nie najlepsza, ale robiąc je starałem się być jak tylko można dyskretny, więc robiłem zdjęcia z ręki, bez flesza, a światło tam jest dość przyciemnione. Fresk na ścianie za Monstrancją to kopia obrazu Fra Angelico „Zwiastowanie”, którego oryginał znajduje się w klasztorze San Marco we Florencji. W całej kaplicy, poza tą kopią obrazu, praktycznie nie ma nic. Szafka z książkami w rogu, sześć klęczników, kilkanaście krzeseł, (tak, tak, miękko wyściełanych), dwie świece i oczywiście Pan Jezus w przepięknej monstrancji, podtrzymywanej przez dwa złote anioły. Nic nie przeszkadza i nic nie rozprasza tych, którzy zamiast krytykować te nieszczęsne fotele po prostu odwiedzają tam Pana Jezusa.

 

 

 

 

 

 

 

A tuż obok jest druga kaplica, poświęcona Matce Pana Jezusa, Maryi. Za ołtarzem jest centralnie umieszczone tabernakulum, a za nim witraż przedstawiający Maryję, Królową Nieba i ziemi. Po bokach są dwa przepiękne obrazy, jeden przedstawiający naszą Jasnogórską Panią, Maryję Królową Polski, drugi to Matka Boża z Guadalupe, patronka Ameryk.

 

 

 

Prawdę mówiąc nie byłem pewien jak to się stało, że w Charlotte, miejscu, gdzie bardzo niewiele jest Polaków, znajduje się akurat ten obraz. Mówię oczywiście o Matce Boskiej Częstochowskiej.  Zadzwoniłem więc do Bożeny Adamczuk, Polki należącej do parafii św. Gabriela i zapytałem o to. Odpowiedziała, że to właśnie ona, wraz z mężem, Januszem, chciała podarować kopię obrazu, gdy otwierano kaplicę adoracyjną. Jednak proboszcz nie chciał, by w tamtej kaplicy był jakikolwiek inny wizerunek, czy obraz poza freskiem Zwiastowania. Jednak, gdy za parę lat otwierano kaplicę Maryjną, państwo Adamczukowie ponowili swą propozycję. Ksiądz tym razem życzliwiej się odniósł, lecz powiedział, że chciałby raczej Matkę Boże z Guadalupe, która jest patronką obu Ameryk. Ale to nie było żadną przeszkodą. Adamczukowie po prostu zamówili w Polsce kopie obydwu wizerunków i podarowali je parafii św. Gabriela. W ten sposób, dzięki naszym rodakom, mamy w Charlotte piękną kopię jasnogórskiej ikony.