Tajni współpracownicy byli konieczną i niezastąpioną, a także integralną częścią zsowietyzowanego aparatu przemocy, czyli tzw. służb bezpieczeństwa komunistycznej Polski Ludowej, m.in. takich jak UB, czy SB. Natomiast, agenci tych wszelkich tajnych służb byli „oczyma i uszami” tych służb w społeczeństwie, które komuniści starali się rozbić tak, by niemożliwe stało się jakiekolwiek porozumienie. Rozbudowana agentura była również skutecznym komunistycznym narzędziem rozpoznawania oraz likwidacji działalności tych osób oraz środowisk, które z wrogością odnosiły się do narzuconego Polsce komunistycznego ustroju.

Parę pokoleń Polaków zaznało takich rządów sprawowanych w Polsce przez sowieckich namiestników, w imię zbrodniczej komunistycznej ideologii mordującej “Na nieludzkiej ziemi” miliony niczemu  niewinnych  ludzi. Nie zabrakło też i w Polsce  służących Moskwiezdrajców, którzy  w imię sowieckiego komunizmu pacyfikowali aspiracje narodu do niezależności i wolności. Stalinowscy agenci NKWD w rodzaju Bieruta, tworzyli podwaliny pod sowietyzację narodu, m.in za pomocą tajnych służb bezpieczeństwa i bandyckiej przemocy.

 

Utrwalacze władzy ludowej

Wszyscy ci, jak ich społeczeństwo pogardliwie nazywało “utrwalacze władzy ludowej”, przy czynnym udziale agentury budowali także komunistyczną kulturę, literaturę, naukę i sztukę — nie pozwalając na swobodny rozwój kraju oraz zatruwając społeczną świadomość od 1944 roku. To właśnie służby specjalne m.in. za pomocą swojej agentury początkowo fizycznie likwidowały, później zaś z zasady spychały na margines wartościowe elity niepodległościowe, niezasłużenie awansując na miejsce tych elit podporządkowanych sobie agentów.

Teraz byli esbecy z komunistycznego aparatu terroru oraz ich esbecka agentura — zajmują ważne stanowiska w wolnej Polsce. Dlatego, red. Bronisław Wildstein ciągle przypomina, że po 1989 roku nie przeprowadzono dekomunizacji — wskutek czego nadzorcy bandytów z SB oraz służb specjalnych, a także i ich rozbudowana agentura, decydowali o kierunkach rozwoju nowego, ponoć już wolnego od komunistycznych zależności państwa.

W opublikowanym przez „Rzeczpospolitą“ artykule „Bezmiar uczciwości“* red. Wildstein napisał, że „w życiu publicznym eksponowane stanowiska zajmują ludzie, którzy wspierali i czynnie uczestniczyli w niszczącym naród i poszczególnych ludzi aparacie terroru. W wolnej Polsce zajmowali ważne stanowiska w kulturze, mediach publicznych, polityce.” 

 

Esbowcy i agenturado dziś czerpią korzyści ze swoich łajdactw

Jest to, pisze Wildstein: Problem z setkami tych, którzy nie tylko z niczym się nie rozliczyli, ale do dziś czerpią korzyści ze swoich łajdactw, wspierania komunistycznego reżimu i prześladowania patriotów. Oni i ich sojusznicy stanowią niezwykle wpływowe środowisko w Polsce. To oni deprawują nasze życie. 

O łajdackiej moralności tych nierozliczonych agentów komunistycznych tajnych służb pisał też Dariusz Tołczyk w znakomitym artykule zatytułowanym "Polski inteligent w niewoli stada"**:

"[W] Polsce byli i są inteligenci, którzy zbudowali kariery, idąc po trupach swoich kolegów. Do dziś świetnie funkcjonują liczni inteligenccy luminarze, którzy zawdzięczają swoją pozycję i prestiż dawnym zdradom i układom. Stanowią oni część polskiej inteligencji tak samo jak ci, których oni sami kiedyś wykorzystali, pozbawili głosu, odstawili na boczny tor, wyślizgali, opisali w tajnym raporcie."

I teraz, w tej niby wolnej, postkomunistycznej Rzeczypospolitej, tacy zdeprawowani agenturalną służbą dla sowieckich “utrwalaczy władzy ludowej” agenci zajmują eksponowane publiczne stanowiska, co niewątpliwie musi prowadzic do relatywizacji oraz tumiwisizmu w całym społeczeństwie. W dodatku, nowa liberalna lewica współnie z komunistami gorliwie narzucają narodowi kolejną komunistyczną zarazę, jaką jest polityczna poprawność.

Utworzone w Polsce przez niby (post)komunistów nowe demokratyczne struktury wykreowano w ten sposób, by ich działania były wspierane przez agenturalne, a więc sztucznie wykreowane przez komunistyczne służby specjalne autorytety. Zgodny chór tych agenturalnych kreatur miał więc medialnie wspierać pseudo-demokratyczne instytucje, a także przekonywać społeczeństwo, że przeież nie można działać inaczej, jak tylko w sposób pochwalany przez te autorytety. Jednak, z czasem, przynajmniej część z tych autorytetów została zdemaskowana jako agenci, a więc mimo wysiłków — musiała zejść z postawionych im jeszcze za życia pomników.

 

"Przeszłość na przemiał"

Komuniści masowo niszczyli w MSW materiały o współpracy agenturalnej z SB, tworząc sobie w ten sposób możliwości szantażu agentów w przyszłości. Jednocześnie, społeczeństwo usiłowano całkowicie pozbawić pamięci narodowej, by starym komunistycznym zwyczajem napisać historię na nowo. Jest o tym mowa w książce „Komunizm w Polsce. Zdrada, zbrodnia, zakłamanie, zniewolenie”***, w rozdziale zatytułowanym "Przeszłość na przemiał". Autor twierdzi, że postkomuniści działali w ten sposób, by:

"Wybór ‘przyszłości’ i radykalna amnezja dotycząca biografii osób z politycznych, gospodarczych czy kulturalnych salonów została rozszerzona także na ewentualną współpracę z komunistyczną policję polityczną. Pierwszym symptomem zabezpieczenia ‘środowisk służb’ było niszczenie materiałów archwalnych i operacyjnych SB. Rozpoczęto je już latem 1989 roku. W MSW odpowiedzialni za to byli m.in. generałowie Henryk Dankowski, Tadeusz Szczygieł, Krzysztof Majchrowski i Józef Sasin, a w Wojskowej Służbie Wewnętrznej m.in. gen. Edmund Buła. Niszczenie archiwaliów trwało do końca 1990 roku." [s. 403]

 

Postkomuniści mogą liczyć na wsparcie ideologiczne lewactwa

Inne współczesne problemy Polski z postkomunizmem są omawiane w innym rozdziale wspomnianej książki „Komunizm w Polsce. Zdrada, zbrodnia, zakłamanie, zniewolenie”. Jest to rozdział „Lewacy wystąp”***, w którym m.in. jest mowa o polskich problemach z relatywizacją i postmodernizmem:

„W demokratycznej Polsce postkomuniści mogą liczyć na wsparcie ideologiczne licznych i coraz aktywniej się rozwijających środowisk lewackich. Ich wspólną cechą jest absolutna relatywizacja wszelkich sfer życia publicznego i prywatnego i przypisywanie sobie prawa do ingerencji w nie. W sferze filozoficznej współczesne lewactwo opiera się najczęściej na postmoderniźmie. Jego polski nurt jest reprezentowany chyba napełniej przez byłego marksistę i rewizjonistę Zygmunta Baumana. W sferze społecznej odwołuje się do ‘politycznej poprawności.’”

 

Wyciągnęli z lamusa dawnych funkcjonariuszy bezpieki

Natomiast o tym, jak naprawdę kończy się w praktyce jakakolwiek współpraca z byłymi komunistami świetnie napisał znany publicysta „Gazety Wyborczej” Paweł Smoleński.**** Jest to bardzo ciekawy przykład, bo z zasady pracownicy tej redakcji wychwalają współpracę z postkomunistami, co zaczął rednacz tej redakcji publikując w lipcu 1989 roku  głośny materiał „Wasz prezydent, nasz premier”. Smoleński jednak napisał, że współpraca z poskomunistami kończy się źle:

„Byłem niedawno w pewnym mieście, które właśnie straciło status stolicy województwa. Po 1989 roku, jak zresztą w całym kraju, rządziły w nim środowiska wywodzące się z ruchu „Solidarności”. Nie były wyjątkowo nieudolne ani przesadnie skorumpowane, nie były nawet pamiętliwe i zawzięte. Przeciwnie — w imię dobra wspólnego potrafiły zaprosić do współpracy poskomunistów. Postkomuniści okazali się lojalnym i twórczym partnerem, a miasto wydawało się skazane na sukces. Nic dziwnego, że w kolejnych wyborach samorządowych zdobyli władzę.

Zanim dobrze rozsiedli się w ratuszu [komuniści — przyp. andy], wyczyścili ze wszystkich stanowisk niedawnych koalicjantów. Nagle przestało się im podobać to, co zrobiono we wspólnej solidarnościowo-czerwonej kadencji. Wyciągnęli z lamusa dawnych funkcjonariuszy bezpieki, znanych z tego, że lubili przyłożyć podczas przesłuchań, na partnerów dali im nadgorliwych aktywistów PZPR i PRL-owskich aferzystów. (…)

Być może dożyliśmy czasów, gdy ‘wszystko mi jedno’ stało się obywatelską cnotą. Gdyż tylko obojętnością daje się wytłumaczyć powierzanie publicznych finansów w ręce niedawnych złodziei, a publicznych funkcji byłym esbekom.”

 

Przymus wybierania ludzi z tej samej grupy

Postkomuniści wytworzyli sobie w kreowanej przez siebie postkomunis-tycznej Polsce nawet i specjalny system wyborczy, który we wstępie do swojej książki Marek Grędek***** opisuje następująco:

"Władzę sprawuje ciągle mniej więcej ta sama grupa ludzi, która dzięki odpowiednio skonstruowanym przepisom prawa (systemy rejestracji partii i innych organizacji, ordynacje wyborcze, podatkowe, socjalne itp.) zabezpieczyła swój status ‘bycia wybieranymi’. Prawdą jest, że obywatele mają prawo głosu, ale muszą wybierać ludzi ciągle z tej samej grupy, dobieranej w partiach już w sposób mało demokratyczny, a mówiąc wprost - oligarchiczny."

Dodatkowo, postkomuniści stworzyli systemem medialnych hegemonów, których „nadrzędnym celem jest dominacja, pozwalająca zmieniać obywateli w wyalienowanych konsumentów medialnej rozrywki”****** — co także  niszczy powstającą demokrację.

Wszystki te postkomunistyczne, a często wręcz celowe agenturalne działania spowodowały, że rezultacie powstała kaleka Rzeczypospolita, w której dominują tacy politycy, czy posłowie, którzy mają za nic interes kraju — wybierając przede wszystkim swoje własne partykularne interesy.

______

* Zob.: Rzeczpospolita, 23-07-2009,http://www.rp.pl/artykul/9157,338939_Wildstein__Bezmiar_uczciwosci_.html

** Zob.: Rzeczpospolita, 24.04.07, Nr 96, http://rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_070424/opinie_a_2.html

*** „Komunizm w Polsce. Zdrada, zbrodnia, zakłamanie, zniewolenie”, Praca zbiorowa, 2005, s. 405–406.

**** Paweł Smoleński, „Za komuny było lepiej, czyli o kłopotach wspólnej podróży nad morze”, w „Nostalgia. Eseje o tęsknocie za komunizmem”, Wydawnictwo czarne 2002, s. 127–128.

*****Marek Gędek, Oligarchia polska czyli historia Polski 1989-2006”, Wydawnictwo Norbertinu.

****** Zob.: Andrzej Nowak „Portret medialnego hegemona”, http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article420908/Portret_medialnego_hegemona.html