Pycha Francuzów

avatar użytkownika jlv2
Wyjaśnia to sporo, jak na prawdę możemy liczyć na naszych "sojuszników" z Zachodu Europy. Otóż byłem teraz kilka dni w okolicach Paryża z żoną i córką, a między innymi zwiedzanie eurodisnaylandu. Ktokolwiek tam był, zauważy, że, tak jak "Deutschland ueber alles", tak "Francja ponad wszystko". Na palcach jednej ręki trędowatego można policzyć napisy oprócz francuskiego, także w języku angielskim. Owszem, jest parę pokazów, gdzie oprócz francuskiego używa się także innych języków europejskich poprzez np. słuchawki. Nie zaprzeczam, że na Eurodisneyland warto popatrzeć. Jest atrakcji sporo. Ale o wiele więcej zainteresowanych byłoby, gdyby rozumieli, co się do nich mówi. A tam angielski jest sporadyczny, a inne języki to już fijołki w grudniu. Francuskim władam słabo (bardzo mało podstawowych słów, zwrotów grzecznościowych i temu podobne). Jakoś jednak via angielski da się dogadać. No i zwiedzam teren "Alicji w Krainie w Czarów". Ktokolwiek to czytał wie, że tam (między innymi) występuje postać Szalonego Kapelusznika. No i gostek przebrany za tą postać pojawia się na uliczkach. Dziecko i ja krzyknęło: o, Szalony Kapelusznik. Na co Kapelusznik w czystej polszczyźnie odrzekł: "O, Szalony Kapelusznik" i próbował uciec. Dogoniłem go, jakoś się dogadaliśmy. I pytam go się: czemu nie ma tekstów i napisów w innych językach. Na co usłyszałem: "tu jest Francja, my mamy Eurodisneyland, i tak przyjadą. Po co się z nimi liczyć". Przypomnę, że EDL nie istnieje od wczoraj, i był czas na przetłumaczenie. Po prostu Francuzi się z innymi nie liczą, bo nie chcą.

4 komentarze

avatar użytkownika Kirker

1. Jlv2

Francuzi czy Niemcy nie znają z reguły języków obcych. We Francji to człowiek po angielsku dogadał się dopiero z jakąś Murzynką, a wcześniej zaczepiał go kloszard, który chciał pewnie na wódę (taki tam socjal, a tacy tam dalej występują?LOL). A w Niemczech to znajomi kilka godzin się plątali, bo nie mogli dogadać się po angielsku. Ktoś tam był na targach w Hanowerze... dogadał się dopiero z babką z Kanady... pozdrawiam
Kirker prawicowy ekstremista
avatar użytkownika Maryla

2. powszechna znajomośc języków obcych przez "europejczy jest mitem

edukacja państwowa nie nauczy, edukacja prywatna kosztuje. Tak jak w Polsce, z tym, ze ambicją polskich rodziców jest, aby dzieci znały języki obce i wydają na prywatne lekcje mase pieniedzy. Skutki? Różne, najczęściej jest to wyrzucenie pieniędzy "za okno". Każde państwo ma swój urzedowy język. I dobrze - na razie w Polsce tez obowiazuje polski, a nie rosyjski czy angielski. Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika nurni

3. Kirker

Francuzi czy Niemcy nie znają z reguły języków obcych == No niezgodze sie. Co do szwabów. Ich obrazajacego zmysly jezyka nigdy nie probowalem sie uczyc i dobrze zrobilem po po angielsku porozumialem sie wszedzie. We Francji bylem wieki temu i tamze wszedzie poza Paryzem swoj komunikatywny w koncu angielski moglem sobie w kieszen wsadzic. Rownie dobrze moglem tlumaczyc o co mi sie rozchodzi i po polsku. Nie tylko na prowincji ale i w miastach - od nieduzych Avinion, Carcassone, Auxerre po... Lyon. W Paryzu bylem zdziwiony ze nie musze klecic z mozolem najprostszego zdania. Angielski znali wszyscy. I co ciekawe, bardziej podobalo mi sie tam gdzie nikt nie potrafil mnie zrozumiec :) Jest cos ładnego we wszelkich, jak to sie mowi, prowincjonalnosciach. Ci ludzie sa sobą, nikt im nie wmowi jakis kompleksów. Sa u siebie, sa z siebie dumni. Czy wiec to oni musza sie uczyc jezyków zrozumialych dla jakiegos przybledy czy raczej przybleda winien sklecic w ich jezyku cos wiecej niz "eske wu za le a Paris?". Jezdzilem po Francji stopem i doprawdy zal mi bylo tych kierowców ktorzy mnie zabierali. Kilka godzin jazdy i zero konwersacji. Ja umialem spytac po ichniemu czy jada moze tam czy siam - zapraszali i szybko okazywało sie ze nie idzie nic dalej. Ani zdania. Angielski to chinszczyzna. I powiadam - to ladne było. Oni nie czuja zadnej potrzeby dostosowywania sie do szerokiego swiata.
avatar użytkownika Tymczasowy

4. Zabojady

Moja uwielbiana coreczka, z wygladu, Sophie Loren, z certyfikatem szkoly francuskojezycznej (studiowala na Harvardzie Polnocy, czyli Mc Gill w Montrealu), a takze wnuczka moja, ktora zaraz bedzie miala te swoje sprawiedliwe dwa metry wzrostu, ale i szkole francuskiego, mialy miec "fun" w parizu. I dokladnie tak jak moj bohater publicystyczny, Eric Margolis, zazionelyyyyy!!!!Syf i malaria. Zadne tam muzea Picassa, zadne Luwry, ratujmy sie ludzie cywilizowani, bo gdzie nie pojdziemy, to nas lujki zaobraczkuja i zazadaja oplaty za zwolnienie. To gorzej n iz SYF, wiec nie ponizam sie do wyjasnienia. Oczywiscie moich Cudkow francuskojezycznych, powiedzialbym, elitarnych w Kanadzie, byly biurwa, byle blac, byle przechodzien zabojadzki nie probowal zrozumiec i pojac!. London, Gdansk, Krakow, Szczecinek i Wieliczka - tam kieruja sie mysli moich dzieciaczkow. Eric Margolis olal potrawy francuskie (ja tez - z naciskiem- ich owoce morza- to jakies jajca francuskie, ale bez obciagania) i rzekl, Wlosi, to inny swiat, smacznych potraw i zyczliwych ludzi.