Konstytuta prostytuta
Jan Kalemba, śr., 09/09/2009 - 15:45
Tak brzmiała gniewna reakcja marszałka Józefa Piłsudskiego po uchwaleniu Konstytucji w dniu 17 marca 1921 r. Jej autorzy nawet nie próbowali kryć tego, że jej zapisy celowo sprowadzają nieomal do zera kompetencje głowy państwa, bo niewątpliwym był rychły wybór na tę funkcję twórcy Legionów, POW, Wojska Polskiego i Naczelnego Wodza w zwycięskiej wojnie z Rosją. Konstytucja i zamach na prezydenta Narutowicza spowodowały odsunięcie się Komendanta od polityki.
Na to tytułowe miano zasługuje niewątpliwie – jak napisał kiedyś pan dr hab. Antoni Dudek – konstytucja z 1952 r. Ten światły fundament polskiego (?!) prawa państwowego uchował się w archiwum w rosyjskojęzycznym oryginale z odręcznymi poprawkami Josifa Wisarionowicza Stalina. Fundament był tak solidny – może dzięki redaktorowi – że przetrwał aż do roku 1997, to jest do uchwalenia kolejnej konstytucji, która ponad to nie odcina się od tego fundamentu, a wręcz przeciwnie w Art. 242 nawiązuje do ciągłości. Fakt, że owo dzieło geniuszu wodza proletariatu było nowelizowane po roku 1989, ale nowelizuje się tylko prawo uznawane za swoje. Nawet tzw. ustawa konstytucyjna z 17 października 1992 r. pozostawia w mocy większość rozdziałów stalinowskiego dzieła, to jest Roz.1, Roz.4, Roz.7 (bez art. 60 ust 1.), Roz.8, Roz.9 (bez art. 94), Roz.10 i Roz.11.
Czy to są tylko nic nie znaczące słowa? Nie! Cała „legalność” PRL-u, a więc manifestu PKWN i wspomnianej „konstytucji” z roku 1952, opierała się na tezie ogłoszonej przez ZSRR we wrześniu 1939 r. – Ustał byt państwa polskiego, tego pokracznego bękarta Traktatu Wersalskiego! Chyba nie mieli co do tego wątpliwości tacy „patrioci” jak Bierut, Gomułka, Jaruzelski czy Kwaśniewski. Żadnych zastrzeżeń nie miała też pewno Wisława Szymborska pisząc poemat pod rokokowym tytułem „Gdy nad kołyską Ludowej Konstytucji do wspomnień sięga robotnica”...
Wywodząc swą konstytucję od tej z roku 1952 i tym samym z PKWN, III RP odcięła się, w sensie ciągłości tradycji, nie tylko od Rządu na Wychodźstwie, ale też od podległego mu Państwa Podziemnego i Armii Krajowej. Żyjąc w takim zakłamaniu, jaki możemy mieć tytuł moralny aby pouczać Putina lub Steinbach?...
W chwili obecnej grupka inteligentów pod wodzą profesora Jerzego Stępnia stwierdziła, iż konstytucja z 1997 r. jest zła. Czy były poprawiacz parlamentarny stalinowskiej konstytucji i były prezes Trybunału Konstytucyjnego et consortes doznali iluminacji i chcą usunąć wadę rodowodową III RP? Ależ skąd! Chcą udoskonalać ten system uświęcony tradycją od PKWN z 22 lipca 1944 r...
A tak nawiasem mówiąc mamy kolejnego profesora, o którego habilitacji jakoś nie słyszano... Ale ten to chociaż studia ukończył. W Wikipedii, w notce o jego prezesurze TK stoi jak byk – „był pierwszym prezesem tej instytucji bez tytułu naukowego profesora”. Jednak we wszystkich mediach słychać – panie profesorze!... panie profesorze!... – a on to połyka jak indyk kluski.
A w ogóle nie wiem czemu ci inteligenci z dużych miast prześcigają się w dążeniach do udoskonalaniu konstytucji poprzez degradację roli prezydenta. Przecież wiadomo cały czas nieodmiennie, że prezydentem zostanie wkrótce niejaki Tusk Donald, ich ulubieniec. A może powzięli skądś wiadomość, że już zadekretowano inaczej?...
- Jan Kalemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. Stępnia nie ma...
2. Wszyscy wokoło jak gęsi...
3. @ Barres
4. WUML - oto korzeń mądrości,
michael