Zatykanie dziury w tamie
Winston, czw., 27/08/2009 - 12:20
Rozmawiamy od paru dni (tygodni) o integracji, a właściwie to o dezintegracji. Integracja pojawia się jako zjawisko z czas przeszłego, dezintegracja natomiast - jako aktualna groźba w związku z pozwem złożonym przez Blogmedia24 przeciw Salonowi24, ta z kolei - w związku z niefortunnym końcem działań blogerów w realu.
Czytam FYM’a, Chłodnego Żółwia, Rybitzkiego i komentarze i jedna rzecz uderza mnie przede wszystkim: Wątpliwości, czy w ogóle możliwa jest integracja i pogląd, że jeśli nawet tak, to dezintegracja musi pochodzić z wnętrza blogerskiego świata, naszej rodzimej swarliwości zapewne. Bo znaczenie blogerskiej twórczości jest przecież tak znikome, że inspiracja do podkopywania forów z zewnątrz nie zasługuje nawet na uwagę. Po co mieliby to robić? Kto właściwie, dlaczego i po co? To przecież tylko takie niewinne hobby...
Jestem zupełnie odmiennego zdania.
Zresztą warto by jeszcze dodać, że nie o całość internetowej twórczości chodzi. Jest przecież olbrzymia różnica między forum onetu a Salonem24, forum GW a Polis. To nie dziewczęce wpisy w internetowych pamiętnikach stały się przedmiotem ataku gazety na D, której naczelny kazał się całować w D (jak ją zwykł określać FYM). Nie onetu dotyczą jeremiady Jacka Żakowskiego nad schamieniem Internetu. Nawiasem mówiąc, nie dotyczą one również radia (rynsz)TOK FM, gdzie znani aktorzy zwykli kurtuazyjnie zwracać się do przeciwników: „je…ł was pies!”
Te wszystkie wyrazy uznania i zaszczyty po kolei dotyczyły jednego: obywatelskiego dziennikarstwa. Fora internetowe, o które chodzi, stanowią platformę wymiany myśli, ba! idei, i to idei konserwatywnych, a więc z urzędu zwalczanych przez funkcjonariuszy Polski-Kiszczaka-I-Michnika. Co więcej, konserwatywność ta ze wszech miar zasługuje na miano narodowej, bo poza takimi zabłąkanymi tu autorami jak RRK, Azrael czy Galopujący Major z przyjaciółmi, wizytujący salon24 stoją generalnie na pozycjach patriotycznych. A to już dla ITI RP zbrodnia. (Warto też w tym miejscu zauważyć, że osoby pokroju wymienionych powyżej nie występują na Blogmedia24.)
Zresztą warto by jeszcze dodać, że nie o całość internetowej twórczości chodzi. Jest przecież olbrzymia różnica między forum onetu a Salonem24, forum GW a Polis. To nie dziewczęce wpisy w internetowych pamiętnikach stały się przedmiotem ataku gazety na D, której naczelny kazał się całować w D (jak ją zwykł określać FYM). Nie onetu dotyczą jeremiady Jacka Żakowskiego nad schamieniem Internetu. Nawiasem mówiąc, nie dotyczą one również radia (rynsz)TOK FM, gdzie znani aktorzy zwykli kurtuazyjnie zwracać się do przeciwników: „je…ł was pies!”
Te wszystkie wyrazy uznania i zaszczyty po kolei dotyczyły jednego: obywatelskiego dziennikarstwa. Fora internetowe, o które chodzi, stanowią platformę wymiany myśli, ba! idei, i to idei konserwatywnych, a więc z urzędu zwalczanych przez funkcjonariuszy Polski-Kiszczaka-I-Michnika. Co więcej, konserwatywność ta ze wszech miar zasługuje na miano narodowej, bo poza takimi zabłąkanymi tu autorami jak RRK, Azrael czy Galopujący Major z przyjaciółmi, wizytujący salon24 stoją generalnie na pozycjach patriotycznych. A to już dla ITI RP zbrodnia. (Warto też w tym miejscu zauważyć, że osoby pokroju wymienionych powyżej nie występują na Blogmedia24.)
Nie każdy rodzaj publikowania w internecie jest solą w oku establishmentu. Nie jest nią przecież komentowanie ‘profesjonalnych’ artykułów dziennikarskich pod adresem internetowym redakcji.
Ale już działalność Kataryny prowokuje wściekły atak.
Niebezpieczne okazuje się dziennikarstwo (a może biały wywiad) Aleksandra Ściosa.
Co prawda oni może nie nazwaliby swojej publicystyki dziennikarstwem, ale czy słusznie?
Ich społeczne oddziaływanie jest poza sporem. Nie umiem dziś określić, na ile jest ono szerokie, ale być może właśnie przeciwnik już to wie?
Ale już działalność Kataryny prowokuje wściekły atak.
Niebezpieczne okazuje się dziennikarstwo (a może biały wywiad) Aleksandra Ściosa.
Co prawda oni może nie nazwaliby swojej publicystyki dziennikarstwem, ale czy słusznie?
Ich społeczne oddziaływanie jest poza sporem. Nie umiem dziś określić, na ile jest ono szerokie, ale być może właśnie przeciwnik już to wie?
Czy nie stąd wynikają jakże wyraźne zakusy na anonimowość publikacji internetowych? Był już projekt MSWiA, by wszystkie strony zmieniane częściej niż raz na rok były rejestrowane. Teraz mamy projekt tegoż resortu, pod wiadomym przywództwem, który zakładał (zakłada?) tworzenie takiego rejestru automatycznie, również z mocy prawa. Warto też wspomnieć o pakiecie telekomunikacyjnym, przedmiocie narad na poziomie europejskim, który przewiduje odcinanie internautów od sieci; na razie za ściąganie pirackich plików, ale przy drobnej zmianie definicji lub przecinka (‘lub czasopisma’?) może się okazać, że autor porównania socjalizmu do nazizmu może być uciszony na lata, bez potrzeby zwracania się do sądu.
Tę nową wspaniałą możliwość maj już francuski System, na razie - przeciw ‘piractwu’.
Tę nową wspaniałą możliwość maj już francuski System, na razie - przeciw ‘piractwu’.
Czy więc publikowanie własnych rozważań, analiz materiałów dostępnych z jawnych źródeł, ocenianie działań władz i podważanie ‘autorytetów’ jest istotnie tak pozbawione znaczenia, że niewarte reakcji?
Wątpię.
Wątpię.
W wypowiedziach czynionych na konserwatywnych forach na temat świadomości potocznej naszych rodaków padają jakże często nieprzyjazne słowa pod adresem GW, Polityki, TVN itp. A zatem my sami oceniamy ich oddziaływanie jako przemożne. Skąd więc z drugiej strony skłonność do zakładania, że niezależny obywatelski publicysta nie wpływa na niczyją świadomość, a jeśli już wpływa, to nieznacznie?
Przecież sami wiemy, że sporo osób szuka informacji w pierwszej kolejności w internecie, że rozsyłamy i dostajemy linki do istotnych informacji i opracowań.
Niezależny internetowy publicysta, niezagrożony zwolnieniem z redakcji, nieuwarunkowany linią redakcji - dysponuje atutami, które z wielu względów stawiają go w lepszej sytuacji niż papierowego redaktora, dającymi mu niezależność, a jedynie w niewielkim stopniu jego możliwości ogranicza zasięg docierania do odbiorcy.
Przecież sami wiemy, że sporo osób szuka informacji w pierwszej kolejności w internecie, że rozsyłamy i dostajemy linki do istotnych informacji i opracowań.
Niezależny internetowy publicysta, niezagrożony zwolnieniem z redakcji, nieuwarunkowany linią redakcji - dysponuje atutami, które z wielu względów stawiają go w lepszej sytuacji niż papierowego redaktora, dającymi mu niezależność, a jedynie w niewielkim stopniu jego możliwości ogranicza zasięg docierania do odbiorcy.
Jeszcze bardzo niedawno temu kto miał drukarnię, ten miał władzę nad umysłami. Kto opanował do tego media elektroniczne, zdobywał także serca. Dziś jest inaczej. Minister Czuma jest w stanie uzyskać milczenie dużych nawet gazet w sprawach, o których chciałby, aby milczano. One żyją z reklam, ich dziennikarze - z pensji.
Mainstreamowe mendia powtarzają w kółko bajania marszałka. Zachłystują się notkami prasowymi ministra Grada.I nawet nie potrzebują wymyślać sloganu. Udało im się przekonać wyznawców, że są zaje....i!
Mainstreamowe mendia powtarzają w kółko bajania marszałka. Zachłystują się notkami prasowymi ministra Grada.I nawet nie potrzebują wymyślać sloganu. Udało im się przekonać wyznawców, że są zaje....i!
Oficjalne środki masowego przekazu - Agory, WSI(24), Axele itp. - nie mają już monopolu. Nie mogą liczyć na koleżeńskie milczenie, na niepodważanie zmanipulowanych materiałów. Nie ma pardonu dla ich autorytetów.
Nie minęły 24 godziny od podania informacji o sprzedaży stoczni, a już internet huczał o proweniencji antylskiej spółki i jej cuchnących pod niebiosy powiązaniach.
Aleksander Ścios zbiera wypowiedzi marszałka i bohaterów jego afery, porównuje zdarzenia i wypowiedzi z kalendarzem i stwierdza, że rachunek nie wychodzi; Ktoś Bardzo Ważny kłamie jak pies.
FYM rozważa, Szeremietiew dowodzi, Rolex się filozoficznie naigrawa z najsłuszniejszych wytycznych... Chłodny Żółw ciągle o coś pyta...
I jak tu kształtować tę ludzką magmę, która powoli zaczyna gubić gdzieś naturalne przeświadczenie, że świat dzieje się wedle woli człowieków honoru i poprzez ich świecką eschatologię posiada sens (lub nie).
Aleksander Ścios zbiera wypowiedzi marszałka i bohaterów jego afery, porównuje zdarzenia i wypowiedzi z kalendarzem i stwierdza, że rachunek nie wychodzi; Ktoś Bardzo Ważny kłamie jak pies.
FYM rozważa, Szeremietiew dowodzi, Rolex się filozoficznie naigrawa z najsłuszniejszych wytycznych... Chłodny Żółw ciągle o coś pyta...
I jak tu kształtować tę ludzką magmę, która powoli zaczyna gubić gdzieś naturalne przeświadczenie, że świat dzieje się wedle woli człowieków honoru i poprzez ich świecką eschatologię posiada sens (lub nie).
Maryla z 1maud robią komuś urodzinowe przyjęcie - niespodziankę in real i... no właśnie: co się stało? Dziś wiem tyle, że sprawy potoczyły się w najlepszym duchu tego, czego mogli sobie życzyć i zapewne życzyli sobie człowieki honoru, autorytety ITI RP: Pani Anna, której dobrze bynajmniej nie życzą, odwróciła się od pragnących wyrazić jej uznanie kręgów, tak więc uniknięto „gorszących” sceny, nikt nie wręczał kwiatów „od społeczeństwa”, nie podkreślał roli Jubilatki w historii (tej jedynej prawdziwej) Solidarności, nie wypłynęła niepotrzebnie po raz kolejny historia TW Bolka.
A zatem już w tym momencie człowieki honoru wygrały po stokroć.
A zatem już w tym momencie człowieki honoru wygrały po stokroć.
A już spada im do fartuszka kolejny dar. Może niespodziewany, może oczekiwany, w każdym razie na pewno przyjęty z radością. Kłócą się ci, co śmieli wątpić w autorytety ITI RP. Kłócą się jedni z drugimi, a po rozstrzygnięcie idą do ICH sądu!
Czy to nie znamienne, że dziwny zwrot w rozwoju sytuacji nastąpił wówczas, gdy Blogmedia24 podjęło w realu działania (niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę) o charakterze wybitnie niewygodnym dla establishmentu ITI RP? Treść działania była groźna sama w sobie, jednak nie tak, jak samo przejście do działania w rzeczywistym świecie.
Ja osobiście jestem zdania, że stało się to w efekcie czegoś, co wcześniej nazwałem zewnętrznym wpływem.
Uważam również, że gdy nerwy są napięte, reagujemy czasem kierując się emocjami, ze szkodą dla celów, które chcemy osiągnąć.
Pisałem już w różnych miejscach, co sądzę o samej istocie takiego wrogiego zwarcia między jego osobami. A nawet - komu jestem skłonny przyznać rację. Lecz nie tylko o Marylę i Igora Janke (z całym szacunkiem) tu chodzi.
Uważam również, że gdy nerwy są napięte, reagujemy czasem kierując się emocjami, ze szkodą dla celów, które chcemy osiągnąć.
Pisałem już w różnych miejscach, co sądzę o samej istocie takiego wrogiego zwarcia między jego osobami. A nawet - komu jestem skłonny przyznać rację. Lecz nie tylko o Marylę i Igora Janke (z całym szacunkiem) tu chodzi.
Ze względu na to, że dzięki nowej technologii mamy szansę od początku współtworzyć nowy, nieprzewidziany przez politruków rodzaj obywatelskiej komunikacji, której znaczenia - relatywnie niewielkiego dziś jeszcze, lecz rysującego się wyraźnie - nie sposób przecenić; ponieważ potrzebujemy agory (przepraszam za brzydkie skojarzenia, chodzi mi wyłącznie o przestrzeń w antycznym greckim znaczeniu), potrzebujemy współpracy i będziemy jeszcze potrzebowali mobilizacji w realnych działaniach (a jak na razie BM24 najpoważniej do tego podszedł) - przekażmy sobie znak pokoju.
Niechże na miły Bóg - Safjan, Zoll i inne autorytety a la mode GW nie orzekają w sprawach między nami!
- Winston - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
3 komentarze
1. We wpisie ponownie
"Warto być Polakiem" - Lech Kaczyński
2. Dziękuję
3. tak! :)