Recydywa "Polski przedrywinowskiej"! (Kurier z Munster)
Dla ludzi, których umownie można określić za pomocą "znaku" Gazety Wyborczej oraz całego tego wielkiego elektoratu o podobnym sposobie myślenia - Donald Tusk jest zaledwie "mniejszym złem" i zarazem wymuszoną trochę przez polityczną konieczność - jak na razie jedyną realną alternatywą - wobec konserwatywnej prawicy. W roli "pogromców" braci Kaczyńskich, wszystkie te środowiska widziałyby jednak o wiele chętniej - Andrzeja Olechowskiego, a najlepiej Jolantę Kwaśniewską. Liberalizm gospodarczy, to bowiem dla tak zwanych "warszawskich salonów" stanowczo za mało. Bój toczy się o, o wiele większą stawkę, a także nieco głębszą filozofię myślenia...
***
Co tak naprawdę różni Andrzeja Olechowskiego, Pawła Piskorskiego, eksprezydencką parę Kwaśniewskich od lidera Platformy Obywatelskiej, premiera Donalda Tuska. Na płaszczyźnie ekonomii poglądy wszystkich tych osób są mniej więcej takie same, a przynajmniej na tyle zbliżone, iż z łatwością dadzą się uzgodnić. Główny spór, nie dotyczy więc gospodarki i metodologii zarządzania Państwem, ale mimo wszystko ma z politycznego punktu widzenia charakter fundamentalny. Obejmuje tak podstawowe sfery, jak ocena historii, wybór takiej czy innej kultury, systemu prawnego, czy aksjologicznego. Dotyka, więc pewnego sposobu myślenia, spojrzenia na Państwo oraz społeczeństwo, a także całej filozofii życia. To jest ten rodzaj "dyskursu", który w przyszłości, w największym stopniu podzieli polską scenę polityczną.
Bliżej "IV Rzeczpospolitej", czy "republiki Rywina"?
W 2005 roku Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość, szły do wyborów pod hasłami "odnowy moralnej". Co prawda - silniej akcentował to PiS, ale kierunek myślenia był podobny. Obydwie partie zbudowały swoją polityczną potęgę, na krytyce ustrojowych dysfunkcji oraz głębokich społecznych patologii III Rzeczpospolitej. Oczywiście kwestią otwartą pozostaje pytanie - na ile ta krytyczna postawa pozostawała szczera, a na ile celowo symulowana, pod potrzeby inżynierii wyborczej? Nie ulega jednak wątpliwości, iż - przynajmniej w sferze deklaracji - obydwa postsolidarnościowe ugrupowania, zakwestionowały istniejący w Polsce, przez wiele lat porządek, a ukształtowany na przestrzeni czasu - od okrągłego stołu do tak zwanej "afery Rywina".
I właśnie chyba z punktu widzenia szukania istotnych różnic, pomiędzy liberalną skądinąd Platformą Obywatelską, a równie liberalnymi środowiskami, związanymi z Gazetą Wyborczą, eksprezydencką rodziną Kwaśniewskich, czy wreszcie niebywale ostatnio aktywnym Stronnictwem Demokratycznym - słynna "afera Rywina" będzie miała znaczenie najważniejsze, a zarazem symboliczne, bo w rzeczywistości chodzi o, o wiele szerszy katalog zjawisk.
Kręgi lewicowo-liberalne, zawsze lansowały permisywizm dla przestępców oraz bezkarność dla politycznej elity. Gdy zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak również Platforma Obywatelska dość zgodnym tonem, zapowiadały wprowadzenie takich zmian w systemie prawnym, które uniemożliwiają kandydowanie do parlementu osobom z przestępczymi metrykami, a także zdecydowanie poprawiają skuteczność walki z korupcją; to mniej więcej w tym samym czasie, prezydent Aleksander Kwaśniewski ostentacyjnie ułaskawiał, niesławnych bohaterów, tak zwanej "afery Starachowickiej".
Ten przykład, w możliwie chyba najlepszy sposób, pokazuje charakter wzajemnych różnic, pomiędzy jedną grupą, a drugą. Co by, na miejscu Kwaśniewskiego zrobił Tusk, tego dokładnie nie wiemy, ale przynajmniej publicznie deklaruje, iż w polityce muszą obowiązywać wysokie standardy, a przestępczości wśród polityków nie powinno się pobłażać. I choć zapewne, nie jest to do końca szczere wyznanie duszy zdeklarowanego liberała, lecz jedynie klasyczny wizerunkowo-socjotechniczny zabieg, determinowany przez polityczną rywalizację z PiS-em, to jednak już za same tego typu twierdzenia - aktualny premier, nieco podpadł, niebywale wpływowym oraz opiniotwórczym środowiskom lewicowo-liberalnym.
Dla ludzi, bowiem o podobnych poglądach, jak eksprezydent Aleksander Kwaśniewski, Andrzej Olechowski, czy Paweł Piskorski - zjawiska takie, jak korupcja, zorganizowana przestępczość, nieformalne grupy trzymające władzę, czy kapitalizm polityczny, w rzeczywistości w ogóle nie istnieją, choć sami, w mniejszym lub większym stopniu są ich beneficjentami... Mało tego - w debacie publicznej, wedle "liberalnej nuty", na pojęcia te nakłada się swoiste tabu; nie można o nich mówić; wszystkich obowiązuje wyjątkowo silna zmowa milczenia, a istniejącą faktycznie rzeczywistość "zaklina się" za pomocą, tak dalece odbiegających od realiów sformułowań, jak: - "W naszym kraju nie ma korupcji"; "zjawisko zorganizowanej przestępczości Polski nie dotyczy"; "prokuratura nie dopatrzyła się w działalności (czytaj: danego ministra, posła, czy innego polityka) żadnych nieprawidłowości", itd., itd.
Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość, ale również Platforma Obywatelska, w mniejszym lub większym stopniu, mniej lub bardziej poradnie, to swoiste społeczne tabu naruszyły, a istniejącą zmowę milczenia przerwały. W wymiarze zatem historii - ukształtowaną na nowo scenę polityczną, będzie różnicował nie stosunek do PRL-u, czy odbywającej się na jego przestrzeni "rewolucji Solidarności", lecz ocena okresu od okrągłego stołu do tak zwanej "afery Rywina" i całego dorobku III Rzeczpospolitej.
Prawo i Sprawiedliwość, wytworzone po 1989 roku status quo w całości zakwestionuje; Platforma Obywatelska będzie je krytykować ostrożnie, a postrzegać niejednoznacznie oraz ambiwalentnie, mówiąc nieśmiało o potrzebie odnowy moralnej, jak również konieczności wprowadzenia wysokich, politycznych standardów; natomiast środowiska liberalno-lewicowe, związane z Gazetą Wyborczą, eksprezydencką parą Kwaśniewskich, czy znajdującym się obecnie w politycznej ofensywie Stronnictwem Demokratycznym, staną zdecydowanie w obronie "przedrywinowskiego porządku".
"Afera Rywina" zacznie, więc przybierać dla określania danego stanowiska politycznego, a także zajmowania miejsca na politycznej scenie - znaczenie najważniejszej historycznej cenzury. Poszczególne podmioty mogą być identyfikowane, według skali bliskości do "IV Rzeczpospolitej", bądź "republiki Rywina".
Do rangi symbolu urośnie okoliczność - czy znany producent filmowy będzie akurat , w danym momencie "siedział" w więzieniu, czy przybywał na zwolnieniu warunkowym, czy też ostentacyjnie "panoszył" się na politycznych, "warszawskich salonach" i w sposób spektakularny załatwiał różnego rodzaju intratne kontrakty. Każda z tych zilustrowanych sytuacji ma innego odpowiednika na politycznej scenie...
Róbta co chceta...!
Dla "przedrywinowskiej Polski" charakterystyczny stał się pewien hedonistyczny typ kultury, lansowany zarówno przez dominujące w tamtym okresie polityczne elity, jak i w dużej mierze ludzi sztuki, mediów, czy potocznie zwanego show-biznesu. Propagowanie pornografii, seksu oraz przemocy; posunięta wręcz do granic absurdu zasada tolerancji; upadek wszelkich autorytetów; pobłażliwość wobec pospolitego chuligaństwa; sprzyjanie "hałaśliwej" rozrywce; przymykanie oczu na masową dystrybucję narkotyków; a także wychowawczy permisywizm i relatywizm moralny - to wszystko cechy oraz zjawiska, z którymi w ciągu ostatnich dwudziestu lat mieliśmy do czynienia.
O ile Prawo i Sprawiedliwość, jak również Platforma Obywatelska zawsze znajdowały się bliżej dekalogu, a także pewnego zespołu społecznych postaw, zdefiniowanych przez Jana Pawła II, jako "cywilizacja życia"; o tyle odradzające się środowiska liberalno-lewicowe, zawsze będą bliżej nihilizmu, etycznego konsumpcjonizmu, hedonizmu, a więc tego wszystkiego, co w Społecznej Nauce Kościoła nazywane jest "cywilizacją śmierci".
Kluczowe znaczenie dla określenia wzajemnych różnic, pomiędzy dwoma wyraźnie rysującymi się ośrodkami liberalizmu w Polsce; z jednej strony tego spod znaku PO i Tygodnika Powszechnego, a z drugiej zaś SD, rodziny Kwaśniewskich i Gazety Wyborczej - będzie miał stopień obowiązywania (stworzonego skądinąd przez Jurka Owsiaka dla realizacji różnego rodzaju szczytnych celów) szumnego zawołania: - "Róbta co chceta!" To właśnie owo hasło, używane w pejoratywnej konotacji znaczeniowej, najlepiej chyba oddaje sens, tej liberalno-lewicowej ideologii oraz niezwykle precyzyjnie ilustruje model kulturowy, obowiązujący w III Rzeczpospolitej.
Polityczny alians, personifikowany przez Akeksandra Kwaśniewskiego, Pawła Piskorskiego, a także Andrzeja Olechowskiego będzie się najprawdopodobniej do takiego stylu życia, wyraźnie odwoływał, a nawet stawał, w jego zdecydowanej obronie. Na sztandarach tworzonego na nowo liberalno-lewicowego środowiska, umieszczone zostaną, zapewne pojęcia młodzieżowego luzu, bezgranicznej wręcz tolerancji oraz prawie niczym nieograniczonej wolności.
Budzące wielkie kontrowersje kwestie - ustanowienia literalnych regulacji prawnych, gwarantujących równouprwanienie wszystkich, tak zwanych orientacji seksualnych, dopuszczalności przechowywania embrionów, jak również o wiele szerszego niż dotychczas zakresu stosowania aborcji, czy może nawet wprowadzenia eutanazji - zostaną postawione bardzo ostro. W proponowanych systemach prawnych oraz wychowawczych, mocno zacznie być forsowany permisywizm, a także destrukcyjna w resocjalizujących skutkach pobłażliwość dla przestępców i chuliganów. W sferze aksjologicznej zakwestionowane zostaną zaś tradycyjne wartości. Nawet, więc na płaszczyźnie kulturowo-światopoglądowej - pomiędzy liberalizmem Tuska, a liberalizmem Kwaśniewskiego, Olechowskiego, czy Piskorskiego występują poważne różnice.
Platforma Obywatelska, nawet jeżeli z pewnymi rzeczami oraz postulatami się zgadza, to nigdy się do nich publicznie nie przyzna, gdyż musi dbać o swoją wewnętrzną równowagę, a przede wszystkim balansować pomiędzy oczekiwaniami skrzydła liberalnego i konserwatywnego. Fakt zaś, iż rządząca aktualnie Polską partia nie "wyrzuca" z siebie głośno swoich naturalnych, autentycznych poglądów, nie mówi o pewnych sprawach oficjalnie, wprost, a w debacie publicznej stosuje "socjotechniczne uniki" i przemilcza niewygodne kwestie - jest dla wielu równie opiniotwórczych, co wpływowych środowisk o liberalnej proweniencji dużym rozczarowaniem.
Stary plan!
Dotychczasowe spektakularne sukcesy Platformy Obywatelskiej stały się możliwe, jedynie dzięki poparciu, różnego rodzaju mniej lub bardziej liberalnych elektoratów, nie tylko z prawej, ale zwłaszcza z lewej strony sceny politycznej. Nie należy mieć jednak złudzeń - Donald Tusk, podobnie, jak i cała Platforma Obywatelska jest dla ludzi o poglądach, które można zdefiniować za pomocą Gazety Wyborczej, jak również wszelkich innych kręgów, związanych z eksprezydencką rodziną Kwaśniewskich, czy też - reaktywowanym, jakby na nowo - Stronnictwem Demokratycznym, a także wszystkich popierających te ośrodki elektoratów - jedynie "mniejszym złem", a zarazem trochę wymuszoną z konieczności i jak na razie jedyną realnie możliwą polityczną alternatywą, wobec dość wyrazistego prawicowego konserwatyzmu, spod znaku PiS-u.
Jednakowoż, tak zwane "warszawskie salony", w roli "pogromców" braci Kaczyńskich, widziałyby chętniej Andrzeja Olechowskiego, a najlepiej Jolantę Kwaśniewską. Dziennikarskie tłumy na zwoływanych coraz częściej konferencjach prasowych oraz "przebitki" do czołowych programów informacyjnych relacji z poczynań - bądź, co bądź, jak na razie mało znaczącego ugrupowania SD - dobitnie o tym świadczą.
Projekt budowania silnej partii politycznej, na bazie środowisk liberalnych oraz lewicowych, nie zrodził się dziś, ani wczoraj, lecz ma co najmniej dziesięcioletnią genezę. Jego duchowymi patronami mieli się stać ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski oraz redaktor naczelny Gazety Wyborczej Adam Michnik. Ideologicznie i światopoglądowo zawsze im było przecież blisko. Pomysł, jednak w 2001 roku całkowicie "spalił na panewce", a w największym stopniu przyczynili się do tego Donald Tusk z Pawłem Pislorskim. Obydwaj doprowadzili, bowiem w ramach Unii Wolności do wielkiego rozłamu, w następstwie czego doszło do powołania Platformy Obywatelskiej; przyczym cała ta polityczna awantura "poszła" o tego ostatniego.
Ironia historii sprawiła jednak, iż teraz Paweł Piskorski urzeczywistnia polityczne marzenia eksprezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i naczelnego "Wyborczej" Adama Michnika. Jeżeli wspólne liberalno-lewicowe ugrupowanie o tak szerokim składzie personalnym faktycznie powstanie, a jednocześnie zacznie odgrywać w życiu publicznym poważniejszą rolę, to będzie to nie tylko siła forsowana przez "warszawskie salony" oraz czołowych dziennikarzy, ale przede wszystkim prawdziwa recydywa "Polski przedrywinowskiej".
Romano Manka-Wlodarczyk
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz