Historia poprawna politycznie – czy na zawsze?
kokos26, śr., 27/05/2009 - 08:19
Zamiłowanie do piękna cechowało mieszkańców Pompei i Herkulanum. Co do tego nie można mieć wątpliwości. Kto widział te cuda na własne oczy lub za pomocą telewizji czy jakiegoś kolorowego wydawnictwa nie może nie wyrazić zachwytu i uznania.
Choć oba te miasta podzieliły los biblijnych Sodomy i Gomory to oczywiście nie można snuć przypuszczeń, że i w tym przypadku mamy do czynienia z Karą Boską.
Cóż wiemy o życiu mieszkańców Pompei i Herkulanum dzięki złotoustym przewodnikom?
Ano tyle, że było tam przeuroczo.
Pię
kne brukowane kamienne drogi, kolumnady, amfiteatry. Cudowne wille zdobne w wielkie ścienne malowidła i przepiękne mozaiki. Wszędzie mnóstwo marmuru i alabastru. Wewnętrzny podwórzec domu (atrium) to najczęściej marmurowy basen i liczne szemrzące fontanny. Obok znajdowały się ogrody (perestyle). Dzięki zachowanym zwęglonym korzeniom roślin wiadomo, że rosły tam bujnie róże damasceńskie, malwy, narcyzy, irysy i stokrotki.
Jednym słowem raj na ziemi.
Dodając do tego niezliczone miejskie łaźnie i pralnie mamy obraz społeczeństwa doskonałego, wrażliwego na piękno i dbającego niezwykle o higienę.
Reasumując. Piękne miasta, prawi ludzie, ład, higiena i na dodatek wszystko to wśród roztaczającej się woni kwiecia.
Pierwsza rzecz, jaką zauważy jednak dociekliwy obserwator to brak kanalizacji w Pompejach, choć w innych miastach ten wynalazek stosowano od dawna. Mamy też do czynienia z wielką ilością domów uciech z zachowanymi po dziś dzień kamiennymi łożami. Sądząc z fresków mieliśmy tam do czynienia z ful serwisem. Od młodych chłopców i dziewczynek po tradycyjne prostytutki.
Na niektórych skrzyżowaniach zachowały się tajemnicze, kamienne bloki położone w poprzek ulic. Do czego mogły służyć?
Wszystko wyjaśnia właśnie brak kanalizacji. Liczne pralnie, w których powszechnie stosowano, jako środek ułatwiający usuwanie brudu, ludzki mocz, łaźnie miejskie i pojedyncze domostwa wylewały te miejskie brudy na ulice. Aby przejść sucha stopą z jednej na drugą stronę należało stać w kolejce by następnie przeskakiwać przez te pompejańskie zebry z podkasaną tuniką.
Wyobraźmy sobie fetor, jaki musiał tam panować. Brnięcie po kostki w urynie i ściekach napędzało klientelę licznym pralniom i łaźniom. I tak koło się zamyka.
Nie dziwi też sposób usytułowania pomieszczeń w poszczególnych domach i willach.
Wszystkie najważniejsze i reprezentacyjne pokoje miały okna wychodzące do wewnątrz (atrium) zamiast być skierowane na malownicze okolice. W ten sposób neutralizowano wszechobecny smród. Temu służyły też zapewne i ogrody składające się z najintensywniej pachnących roślin i kwiatów.
Nie udało się do dzisiaj odnaleźć Sodomy i Gomory, lecz gdyby nawet miasta te zlokalizowano i udostępniono zwiedzającym to wielu współczesnych Europejczyków uległoby mediom i autorytetom i szczerze podziwiałoby prekursorów niezwykłej tolerancji z tych biblijnych, wspaniałych miast.
***
Tak się zastanawiam, co to będzie, kiedy za ileś tam lat historycy zasiądą do kwerendy nad dokumentami dotyczącymi odzyskania przez Polskę niepodległości w 1989 roku?
Przyjmując, że nie będzie ich paraliżował strach przed jakimś listem potępiającym, opublikowanym w nieistniejącej już Gazecie Wyborczej. Zakładając, że do głowy im nawet nie przyjdzie, że jakaś stacja telewizyjna może postawiać ich pod pręgierzem opinii publicznej, a jakieś „autorytety moralne” zabronią grzebania w świętych relikwiach.
Jeżeli znikną wszelkie przeszkody i zmowa milczenia nad strumieniem dolarów płynących do władz „Solidarności” z USA, zachodniej Europy i Watykanu, przez agenta SB, Milewskiego, późniejszego bliskiego współpracownika Lecha Wałęsy.
Kiedy będzie można już pisać o zażartej walce w łonie opozycji o bycie dla zagranicznych ofiarodawców tym jedynym wiarygodnym odbiorcą kasy.
Kiedy już w końcu ustalą, czy wiedza Kiszczaka o ewentualnej defraudacji środków mogła być kluczem doboru głównych rycerzy okrągłego stołu.
Co oni napiszą?
Czy staną się jak ci przewodnicy po Pompejach czy Herkulanum? A może pozbawieni nacisków powiedzą, co nieco o smrodzie, rynsztoku i nie do końca białych tunikach?
Zapewne na początku potwierdzą stare już ustalenia, że Polska po drugiej wojnie światowej została oddana przez aliantów pod kuratelę Kremla. Skoro tak, to wszystkie rządy do 1989 roku będą musieli określić niechybnie, jako kolaboracyjne.
W zasadzie nie ma, co się dziwić takiemu postawieniu sprawy, skoro wiadomo, że bez namaszczenia Moskwy niemożliwe było zajmowanie jakiegokolwiek kluczowego stanowiska w PRL-u przez przypadkowego tubylca.
I tu dochodzimy do roku 89 i ustalenia, czy podzielenie się władzą z kolaborantami przez wyselekcjonowanych według jakiegoś klucza przez namiestników Kremla opozycjonistów, można nazwać odzyskaniem niepodległości?
Czy może uprawnionym będzie stwierdzenie wyartykułowane przez jakiegoś pojedynczego historyka czy całą ich grupę, że utworzenie rządu z moskiewskimi kolaborantami jest niczym innym jak kolejną kolaboracją?
Nie, to zbyt radykalny i może krzywdzący sąd?- pomyślą. Może to był tylko taktyczny wybieg opozycji w celu przechytrzenia komunistów?
I wtedy sprawdzać zaczną losy rodzimych,komunistycznych namiestników Kremla.
Tu rozwiane zostaną wszelkie wątpliwości. Okaże się bowiem, że zbrodnie systemu nie zostały osądzone, winni nie ponieśli kary, a moskiewscy kolaboranci uwłaszczyli się na państwowym majątku tworząc z byłymi opozycjonistami nową elitę III RP.
Czy w takim razie czcicieli rocznicy 4 czerwca 1989 roku nie będą porównywały następne pokolenia do tych, którzy świętowali wydrukowany w Moskwie manifest PKWN?
Pójdźmy odważnie jeszcze dalej i wyobraźmy sobie rzecz tak na prawdę niewyobrażalną.
Załóżmy, że po wielu latach zniknęło pojęcie antysemityzmu i obowiązuje jedynie termin rasizm, traktujący równo i sprawiedliwie każdą prześladowaną narodowość, bez wydzielania tej jednej, bardziej wartościowej nacji, zasługującej na odrębny termin i szczególne traktowanie.
Wyobraźmy sobie, że jacyś historycy powrócą do zapomnianego terminu „antysemityzm” i zaczną się zastanawiać skąd to się do diabła wzięło?
Zapewne zwrócą uwagę na pewne dziwne zjawisko.
Dojdą do wniosku, że na przestrzeni setek i tysięcy lat, bez względu na kontynent czy szerokość geograficzną dochodziło do niemal identycznych zjawisk.
W czasach, kiedy świat nie był jeszcze globalną wioską oplecioną łącznością satelitarną i wszechobecnymi mediami, działo się coś, co nie mogło być przecież jakimś tajemnym antyżydowskim spiskiem. Po prostu jest to fizycznie niemożliwe.
Jak to wytłumaczyć, że gdziekolwiek bez wyjątku pojawiali się Żydzi wzbudzali niechęć, nieufność i często zwykłą nienawiść?
Czy jakiś historyk lub cala grupa badaczy nie dojdzie do wniosku, że tajemnica tej niechęci przynajmniej w dużej części musi leżeć w samym tym narodzie i inaczej tego zjawiska nie da się racjonalnie wytłumaczyć?
Na te pytania nie poznamy odpowiedzi za naszego życia z czysto prozaicznej, biologicznej przyczyny. No chyba, że są jacyś optymiści liczący na Żydowski Instytut Historyczny i niezastąpioną profesor Alinę Całą.
Jest jeszcze co prawda Pismo Święte, którego studiowanie może udzielić wielu kluczowych odpowiedzi.
Jednak z każdym mijającym rokiem z Dzieła natchnionego przez Ducha Świętego staje się ono dla wielu, tylko barwnym zbiorem zwykłych bajek, do których europejscy i światowi mędrcy nie będą przecież się odwoływać.
- kokos26 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
2 komentarze
1. Był taki ksiądz,
2. Kokos
Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.
/-/ J.Piłsudski