Długa historia dużych pieniędzy

avatar użytkownika kataryna

Rzeczpospolita: "Dziennik" w swej publikacji napisał, że fundacja, w której pracuje Kataryna, w latach 2003 i 2004 r. szkoliła dziennikarzy kierowanej przez Roberta Kwiatkowskiego TVP. W tym czasie, wytyka „Dz”, ta krytycznie pisała o prezesie TVP. „Kiedy blogerka Kataryna anonimowo krytykowała ówczesnego prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego, pod własnym nazwiskiem zarabiała u niego” – pisze w komentarzu Cezary Michalski, publicysta „Dziennika”.– Taką informację mieliśmy od dziennikarzy TVP. Pisał też o nich portal Ngo.pl – tłumaczy „Rz” Sylwia Czubkowska, współautorka artykułu w „Dzienniku”. Czy dziennikarze gazety weryfikowali te „informacje”? – Nie widzieliśmy żadnych dokumentów w tej sprawie – przyznaje Czubkowska.

Jedynym oficjalnym powodem "wydania" mnie przez Dziennik było moje rzekome podwójne życie - krytykowanie w wirtualu tych, którym służę w realu, oceniając zatem publikację Dziennika pod kątem dziennikarskich standardów i zwykłej ludzkiej przyzwoitości trzeba się merytorycznie odnieść do "ustaleń" poczynionych przez panią Sylwię za pomocą wyszukiwarki na portalu ngo.pl. (do tego co ustaliła za pomocą "pragnących zachować anonimowość informatorów" z TVP odnieść się trudniej więc o tym później). Oto więc krótka historia pokornego dojenia Kwiatkowskiego, opisana za pomocą archiwalnych wiadomości z portalu na który powołuje się dziennikarka.

Styczeń 2003. Współpraca z Kwiatkowskim zaczęła się od wielkiej zadymy i listu otwartego wystosowanego przez organizacje pozarządowe po tym jak TVP, która na mocy sądowej ugody musiała zapłacić PKN Orlen za kłamliwe informacje o sponsorowaniu kampanii Krzaklewskiego, zdecydowała się przeznaczyć na ten cel środki zebrane w ramach charytatywnej akcji "Reklama dzieciom".

Więcej: "Orlen i TVP godzą się za pieniądze dla dzieci. Podoba się Wam to?"

Marzec 2003. Aby ratować swój nadszarpnięty wizerunek TVP zaproponowała współpracę. Wycofała się z finansowania ugody z Orlenem z pieniędzy ze zbiórki i obiecała, że organizacje pozarządowe będą mogły przyjrzeć się - w charakterze obserwatorów - jak telewizyjna komisja będzie rozdzielać środki "uratowane" przed Orlenem. Ale jak przyszło co do czego, komisja nie wyraziła zgodny na udział obserwatorów i sama rozdzieliła środki.

Więcej: "Falstart Telewizji"

Marzec 2003. Ponieważ TVP nieustająco deklarowała wolę współpracy, organizacje zaczęły się spotykać i zastanawiać nad wspólnym stanowiskiem. Spotkania były otwarte i publicznie zapowiadane. Na tych spotkaniach pojawia się wątek szkoleń. Wzajemnych. Organizacje pomagałyby dziennikarzom zorientować się w tematyce społecznej, dziennikarze uczyliby organizacje funkcjonowania jak współpracować z mediami. O możliwej współpracy była mowa na spotkaniu z dyrektorem Maciejem Kosińskim, ustalenia zostały podsumowane w liście do niego. Docelowo, zasady współpracy miały być zebrane w deklaracji, którą miał przyjąć zarząd TVP.

Więcej: "List organizacji do dyrektora TVP ds Programowych Macieja Kosińskiego"

Więcej: "Propozycje organizacji dla TVP"

Listopad 2003. W związku z osobistymi kłopotami prezesa Kwiatkowskiego (komisja śledcza, którą jak wiecie pilnie śledziłam) TVP straciła zapał do zajmowania się czymś tak nieistotnym, grupa inicjatywna wystosowała list otwarty do prezesa Kwiatkowskiego. "Uprzedzająco grzeczny i pokorny", prawda redaktorze Michalski?

Przesuwanie spraw związanych z organizacjami obywatelskimi na koniec Państwa listy priorytetów uważamy za niedopuszczalne. (...) Zapisy Deklaracji – jak nas zapewniano – nie budziły Państwa wątpliwości. Na usprawiedliwienie przekładania terminu jej przyjęcia podawany był jedynie argument związany z wewnętrznymi trudnościami Telewizji. (...) Chcielibyśmy podkreślić z całą mocą, że bieżące problemy TVP nie mogą stanowić wytłumaczenia opieszałości w podejmowaniu decyzji. Zdajemy sobie sprawę, że najpierw prowadzone przed Sejmową Komisją Śledczą postępowanie a w ostatnim czasie ogłoszony konkurs na prezesa TVP nie sprzyjają zajęciu się dodatkowymi sprawami. Oświadczamy jednak, że te kwestie nie stanowią dla nas wystarczającego argumentu na rzecz odkładania przyjęcia Deklaracji. Zdajemy sobie bowiem sprawę, iż wskazane wyżej okoliczności nie stoją na przeszkodzie podejmowania przez Pana codziennie ważnych decyzji, za którymi stoją często poważne zobowiązania finansowe. Z tego punktu widzenia, decyzja dotycząca Deklaracji, mająca w dużej mierze charakter symboliczny, jest znacznie prostsza, tym bardziej, że jej zapisy bez kłopotu można wyinterpretować z artykułu 21 ustawy o radiofonii i telewizji. Nie znajdując zatem żadnego wytłumaczenia odwlekania podpisania Deklaracji, oczekujemy od Pana - jako osoby pełniącej funkcję publiczną - bliższego zainteresowania się tą sprawą i podjęcia kroków w celu zakończenia prac nad Deklaracją współpracy z organizacjami pozarządowymi.

Więcej: "List otwarty do prezesa TVP"

Grudzień 2003. Pierwsze i jedyne spotkanie z Robertem Kwiatkowski. Kilka osób z strony TVP, kilka osób z organizacji. I tu biję się w piersi. Byłam grzeczna i uprzejma, nawet nie zadałam żadnego złośliwego pytania o aferę Rywina. No i odniosłam osobistą korzyść w postaci kawy opłaconej przez Kwiatkowskiego. Niewykluczone nawet, że z ciastkiem.

Luty 2004. Robert Kwiatkowski przestaje być prezesem TVP. Prace grupy inicjatywnej trwały dalej ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Podsumowanie tego co się działo i na czym (nie) stanęło znajdziecie w relacji ze spotkania  pod tytułem "Publiczna telewizja - wyzwanie nie tylko dla polityków".

Więcej: Publiczna telewizja - wyzwanie nie tylko dla polityków"

I to jest cała historia. To co zostało przedstawione jako dowód na moje zakłamanie i dorabianie się na kontraktach negocjowanych "uprzedzająco grzecznie i pokornie" z kimś kogo krytykowałam w internecie naprawdę było udziałem w dwuletniej całkowicie społecznej inicjatywie grupy przedstawicieli organizacji pozarządowych próbujących wymusić na telewizji publicznej większe zainteresowanie sprawami społecznymi, oddanie jakiegoś kawałka opanowanej przez polityków i komercję telewizji obywatelom i ich sprawom. Żadna z osób ani organizacji uczestniczących w tych pracach nie wzięła za to ani złotówki i nie robiła tego w nadziei, że kiedyś weźmie. Jeśli zaś o mnie chodzi to mój stosunek do Kwiatkowskiego był od początku jasny dla każdego bo zawodowo mam o nim takie same zdanie jak blogowo, tyle tylko, że omawianie pod pseudonimem afery Rywina dawało mi ten komfort, że jak się spotkałam z Kwiatkowskim w sprawie całkowicie apolitycznej, nie widział we mnie Kataryny, gdybym pisała pod nazwiskiem nie mogłabym uczestniczyć w tej inicjatywie bo bałabym się, że sama moja tam obecność jej zaszkodzi a nikt  poza mną nie powinien ponosić konsekwencji moich poglądów. Jeśli już łączyć te światy to właśnie komentowanie afery Rywina w internecie było dla mnie dodatkową motywacją, żeby w realu spróbować zrobić coś, żeby z tą telewizją nie było tak tragicznie. Naiwne prawie tak jak wiara, że jak się da dziennikarzowi numer zarejestrowanego na siebie telefonu komórkowego to nie będzie próbował ustalić tożsamości. Najgorsze, że te informacje można było bardzo łatwo zweryfikować bo w tekstach na portalu pojawia się tyle nazwisk osób, które można bez trudu wyguglać, że w godzinę bez wychodzenia z domu można było dowiedzieć się wszystkiego o pracach grupy. Ustalenie listy zleceniobiorców TVP też nie jest trudne, takie dane może prawdopodobnie uzyskać nawet osoba fizyczna bez legitymacji dziennikarskiej w trybie dostępu do informacji publicznej (właśnie to testujemy). Nie jest więc tak, że czegoś nie dało się ustalić, ktoś się pomylił, pogubił, zadanie go przerosło. Nikt nawet nie próbował.

Jeśli informacje o zarabianych przeze mnie u Kwiatkowskiego pieniądzach się nie potwierdzą, co zostanie z wczorajszej akcji Dziennika? Zostanie niczym nieusprawiedliwiony gwałt na prawie do prywatności osoby, której jedyną winą było to, że odważyła się odzywać - może za głupio, może za głośno ale przecież zgodnie z prawem. Tłumaczenie, że sama się prosiłam tymi wszystkimi wywiadami do mediów i zwracaniem na siebie uwagi są jak usprawiedliwianie gwałtu tym, że się ofiara wyzywająco ubierała więc ma za swoje.

PS. Ze zdumieniem przeczytałam wyrzuty kolejnego dziennikarza rzuconego na odcinek walki ze mną, że Dziennik zadał w artykule o mnie jakieś fundamentalne pytania, oczekuje odpowiedzi i najwyraźniej jest zawiedziony, że zajęta prostowaniem kłamstw jeszcze jej nie udzieliłam.

Dziennik: Choć po naszym artykule Kataryna w emocjonalnym wpisie na swym blogu zarzuciła nam nieuczciwość, nie odpowiedziała nam na pytania jakie postawiliśmy w naszym artykule. Przede wszystkim: jakie są granice anonimowości blogerów? Czy ukrywającym się pod pseudonimem autorom wolno wyrażać najostrzejsze nawet sądy, nie ponosząc żadnej odpowiedzialności?

Nie wiem dlaczego do mnie to pytanie i dlaczego przy tej okazji skoro tekst był nie o tym ale odpowiem. Granice odpowiedzialności każdego z nas wyznacza obowiązujące prawo, jeśli jest złe - trzeba je zmieniać. Pomysł aby kiepskie prawo zastąpić medialnym linczem na kimś kto nawet niespecjalnie zawinił jest pomysłem chorym choć jego realizacja może być widowiskowa jeśli kozioł ofiarny jest wystarczająco sławny. A o odpowiedzialności za słowo porozmawiamy zapewne szerzej przy nieuchronnych przepychankach ze sprostowaniami jakie wysłałam dzisiaj do Dziennika. Bardzo się postarałam i liczę, że wasi prawicy to docenią.


9 komentarzy

avatar użytkownika Unicorn

1. http://styx.salon24.pl/106735

http://styx.salon24.pl/106735,sylwia-czubkowska-czyli-dr-hyde-i-mr-jekyll " W 2006 roku niejaka Sylwia Czubkowska została uhonorowana przez Zarząd Towarzystwa Ekonomicznego na rzecz Gejów i Lesbijek. W uzasadnieniu nagrody czytamy: W kategorii dla osób, które w swoim dziennikarstwie zwracają specjalną uwagę na potencjał ekonomiczny segmentu LGBT, uhonorowana została Sylwia Czubkowska, dziennikarka tygodnika „Przekrój” (nr 2 wśród tygodników przyjaznych LGBT), autorka m. in. artykułu „Gejdorado”. Zaczęłam grzebać dalej i dotarłam do jeszcze paru artykułów tej autorki poświęconych środowisku gejów i lesbijek w Polsce i tematyce homofobii. Tu naszła mnie refleksja jak, ktoś najwyraźniej wrażliwy na życie mniejszości w Polsce, obeznany w tym, jakie fatalne skutki może mieć outowanie kogoś, kto niekoniecznie chce być outowany, bierze bez skrupułów udział w nagonce i tropieniu osoby, która życzy sobie być anonimowa? Czyżby pani Czubkowska posługiwała się w swojej pracy dwoma różnymi standardami moralnymi? Czy może mamy do czynienia z dwoma paniami Czubkowskimi- jedną wyrozumiałą, tolerancyjną i wrażliwą, drugą bez skrupułów biorącą udział w akcji czyjegoś „outowania” z anonimowości?"

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika natenczas

2. Odwalcie się od ludzi "Dziennika"

 

Jakub Kumoch

 
Odwalcie się od ludzi "Dziennika"
 
[..] Akurat za tych ludzi rękę sobie daję uciąć, że nie są kolesiami na posyłki, których wykorzystuje się do walki medialnej. Po prostu ambicją dobrego dziennikarza śledczego jest znalezienie informacji, których nie mają inni. Proste jak drut. A rozszyfrowanie najbardziej znanej blogerki III i IV RP to po prostu nie lada gratka.
 
Co ma teraz zrobić redakcja z takim materiałem? Ocenzurować? W imię czego? Wolności słowa? Solidarności z blogosferą? Miłości do osoby, która nazywa jej ludzi "świniami"? A tak na serio: wyobrażacie sobie, że którakolwiek z wielkich gazet zna personalia Kataryny i nagle mówi: nie, nie będziemy się tym chwalić? [..]
[..]Odrzucam też inne zarzuty pod adresem "Dziennika". Że niby schizofrenia, że jednego dnia demaskują, a drugiego Piotr Zaremba pisze, że mu żal Kataryny. To chore! Za bardzo przyzwyczailiśmy się do gazet autorytarnych i techniki "huzia na Józia". "Dziennik" ma tę specyfikę, że jest gazetą pluralistyczną. Sam publikowałem w nim teksty, którymi walczyłem z innymi publicystami i z którymi naczelny otwarcie mówił, że się "nie zgadza ani trochę".

Tak więc debata o przyszłości Kataryny - okay, o wolności słowa - okay, o anonimowości w internecie też, ale od dziennikarzy i publicystów "Dziennika", to się, proszę, odwalcie. Zrobili normalną dobrą robotę. Gratulacje koledzy!

Ps. Dwójka autorów tekstu o Katarynie to dawni koledzy autora z czasów, kiedy kierował działem krajowym "Dziennika". Dlatego wpis może zawierać elementy nieobiektywne.[..]

 

http://www.redakcja.pl/Tekst/Polityka-Polska/529321,Odwalcie-sie-od-ludzi-dziennika.html

 

 -----------------------------------------------------------------------------------------


Obrońca uciśnionych pismaków :)
 
 
 

 

avatar użytkownika Traube

3. Drogi Panie - minimum rzetelności, proszę

Kiedy kataryna nazwała świnie z Dziennika świniami? Tak się o nich wyrażała w swoich tekstach ZANIM zrobili jej świństwo? Gdyby ją namierzyli i to, po prostu, ogłosili, byłby to news. Ale oni ją w obrzydliwy sposób szantażowali. I w równie obrzydliwy sposób ją ujawnili - obłudnie deklarując, że tego nie zrobią, podali dokładne na nią namiary. Mów Pan, co chcesz, ale to są świnie.
avatar użytkownika natenczas

4. Traube,

Czy to do mnie ? Ej,proszę czytać uważnie :) Pozdrawiam.
avatar użytkownika Traube

5. natenczas

Moda teraz na wychodzenie z ukrycia:) Skąd, do licha, mam wiedzieć, że nie jesteś Jakubem Kumochem:)
avatar użytkownika natenczas

6. Traube

avatar użytkownika Traube

7. natenczas

Sorry:) Wiesz, co drugi teraz wychodzi z ukrycia. Link prowadzi na jakąś nieznaną mi platformę. Facet z brodą na zdjęciu... A nazwisko Kumoch nic mi nie mówi. No, ale po bliższym przyjrzeniu się tekstom Kumocha skreśliłem Ciebie z "listy podejrzanych":) A jego tekst wyjątkowo wkurzający jest. Swoją drogą, oni - mam na myśli część dziennikarzy - autentycznie chyba nic z tego nie rozumieją.
avatar użytkownika natenczas

8. Traube :)

Ależ ja się nie gniewam,nawet podszedłem do tego z humorem... :) Proszę przejrzeć listę założycieli portalu. Pozdrawiam.
avatar użytkownika natenczas

9. Pocałujcie mnie w dupę...

Cytat: List otwarty do obrońców Kataryny Pocałujcie mnie w dupę... - tak powinien się zaczynać list do Was, gdybym się chciał trzymać Waszej konwencji. Przeczytałem właśnie wpisy na Dzienniku.pl, nie znalazłem argumentów, a tylko chamskie inwektywy. Z reguły z Wami nie rozmawiam, ale tym razem odpowiem. Podobno lubicie szczerość, więc szczerze - pisze do oburzonych internautów Robert Krasowski.[...] http://www.dziennik.pl/opinie/article385781/List_otwarty_do_obroncow_Kataryny.html ------------------------------------- Nie do pomyślenia,nie będę cytował reszty,bo to szczyt bezczelności i głupoty Krasowskiego.