Od paru dni przez polską debatę publiczną przetacza się dyskusja o obchodach 20-tej rocznicy wyborów 4. czerwca 1989r. Zwolennicy świętują i zafrasowani wygrażają (związkowcom i nieświętym), oponenci pomstują i wskazują na fałszywość owego laickiego święta, szczególnie rażącej dziś, gdy wiemy już bardzo dużo o fundamentach okrągłostołowej budowli.

Ja natomiast chciałbym spytać, o jakiej "wolności", o jakim "początku"wolnej Polski mówimy w kontekście 4. czerwca 1989?

Czy o tej, triumfalnie naiwniacko i infantylnie ogłoszonej przez aktorkę Szczepkowską w (jeszcze) komunistycznej TVP? Czy innej?

Bo chyba nie mówimy o wolności tej, w której ponad miesiąc po "wolnych" wyborach, dnia 11. lipca 1989r. brutalnie zamordowany zostaje przez SB(do dziś nie ustalono sprawców) w Krynicy Morskiej ks. Sylwester Zych?

Nie mówimy chyba o wolności, w której w czasie, gdy opozycja dogadywała sie z władzą, SB na zlecenia i za wiedzą "człowieka honoru" Kiszczaka zabijała również ks. prałata Stefana Niedzielaka (Warszawa, zginął 20. stycznia 1989) czy ks. Stanisława Suchowolca(Dojlidy k. Białegostoku, zginął 30. stycznia 1989)?

Widać wyraźnie, że środowiska skupione wokół ówczesnej tzw. lewicy laickiej jak kania dżdżu potrzebuja świąt. Dlaczego jednak symbolami wolności czynią daty o tak bardzo lichych i zakłamanych fundamentach?

A ilu innych - o których nie wiemy - zginęło z esbeckiej ręki już w "wolnej" Polsce AD1989?

 


Przypisy:

1. Onet.pl - Księża, którzy zginęli u progu wolności 

2. Walka z Kościołem katolickim w PRL (1945-1989)

 

http://skotniczny.salon24.pl/104774,falszywosc-mniemania-iz-4-czerwca-1989-to-poczatek-wolnosci