O niewoli jak powietrze

avatar użytkownika toyah
Okres PRL-u wspominam na dwa sposoby. Pierwszy, to pewnie podzielany przez wielu moich rodaków, którzy w tamtych czasach byli młodzi i znaczna część życia wciąż była przed nimi. A więc mam tu na myśli taki spokojny optymizm, który, w połączeniu z ogólną nędzą i jednoczesnym poczuciem bezpieczeństwa, wyrażającym się w powiedzeniu ukutym przez jednego z nieżyjących już niestety moich znajomych, że jemu do szczęścia potrzebny jest „rower i stówa do jutra”, sprawiał, że dobrze było żyć. Czasem jednak pamiętam też komunę w sposób zupełnie inny od tego, co powyżej. Chodzi mi mianowicie o uczucie dojmującej rozpaczy, nieustannie związanej z najgłębszym poczuciem samotności. Rozpacz jest tu oczywista i nie sądzę, żebym musiał się dłużej nad tym elementem zatrzymywać. Bardziej wymagająca wyjaśnienia jest tu kwestia samotności. Otóż ja pamiętam ten okres, jako totalitarną, bezwzględną i bezlitosną władzę i kompletnie osaczone, odmóżdżone i zobojętniałe społeczeństwo. Oczywiście, towarzystwo w jakim się na ogół obracałem, podobnie jak moi bliscy znajomi i rodzina, wszyscy byliśmy okropnie świadomi tego co się wokół dzieje, i choć na ogół nie byliśmy bardzo bezpośrednio zaangażowani po stronie walczącej opozycji, to byliśmy z tymi wszystkimi bohaterami polskiej walki solidarni, i ci co walczyli, mogli być pewni, że gdy przyjdzie czas to w nas będą mieli odpowiednie wsparcie. Zanim jednak ten czas ostatecznie nadszedł, byliśmy wszyscy zaledwie częścią tego społeczeństwa. Społeczeństwa zniszczonego, zmarnowanego, wystawionego na wieczną stratę. I właśnie to miejsce, któreśmy sobie wybrali, przy tej naszej tak bardzo wyostrzonej świadomości, zapewniało nam to nieustanne, tak bardzo przejmujące uczucie samotności. Kiedy dziś, niekiedy próbujemy bilansować faktyczne społeczne zaangażowanie w ostateczny upadek tamtego systemu, szczególnie gdy dawni działacze Solidarności, na czele z Lechem Wałęsą, próbują wciąż nam tłumaczyć, że to właściwie tylko oni – ta ich garstka, odważnych i bezkompromisowych wojowników – doprowadzili do tego polskiego zwycięstwa, widzimy właśnie tamto społeczeństwo – najczęściej zupełnie bierne, ale często też tkwiące – tak jak ja i wielu, wielu innych – w stałej gotowości. No i wtedy też, widzimy ten czerwiec 1989 roku, kiedy wielu z nas poszło do wyborów i ostatecznie zamknęło tamten okres. Bez szczególnego bohaterstwa, ale i bez strachu i bez tego wrzasku, który tak często charakteryzuje wielkie społeczne zmiany. To byliśmy my. Ale co z tymi, którzy albo do wyborów nie poszli, albo poszli i głosowali na starą bolszewię, albo nawet i poszli i oddali głos na Solidarność, ale w tak charakterystycznym dla wielu przekonaniu, że to i tak nic nie znaczy, ale skoro inni głosują, to i ja też pewnie powinienem? Co z tymi, o których tak naprawdę myślę, kiedy wspominam tamtą samotność? Co się z nimi stało? Gdzie oni są dzisiaj? Co sobie myślą? Czy jeśli już odeszli, pozostawili po sobie takich samych jak oni, bezmyślnych, pozbawionych wszelkich innych emocji, poza zwykłą codzienną zawiścią i pełnym chytrości oblizywaniem się na widok talerza z zupą, synów i wnuków? Ja ich pamiętam z tamtych lat. Tych kręcących się na każdym zakręcie obywateli, których jedyna refleksja związana ze światem, który zastali, albo który ich nagle zaskoczył, sprowadzała się do bluzgania, że „oni, panie, by tylko strajkowali i strajkowali”, albo że „człowiek, panie, haruje od rana do nocy, a tu jakieś, panie michniki, tylko by rozrabiały”, albo że „od tych rozrób, panie, chleba nie przybędzie”, albo że „ciekawe, kto te wszystkie demonstracje finansuje”…. Pamiętam moich rodaków z tamtych lat, którzy nie dość, że robili wszystko dokładnie tak, jak im władza kazała, to w dodatku wierzyli, że tak jak jest, jest bardzo dobrze i że gdyby tylko wszyscy pozostali byli tak jak oni posłuszni i zdyscyplinowani, z pewnością na wsi byłby zawsze do kupienia sznurek do snopowiązałek, a w miastach papier toaletowy. A przy szczególnie wytężonej pracy i przy odpowiedniej dyscyplinie, gdyby tylko milicja „przywaliła paru rozrabiakom po tyłku”, to może by nawet od czasu do czasu mógłby człowiek pozwolić sobie i na pomarańcze. Co się stało, ze akurat dziś ogarnęły mnie tego typu wspomnienia i refleksje? Wczoraj władze rozbiły wszystkie, odbywające się akurat w całej Polsce demonstracje związków zawodowych skierowane przeciwko rządom Platformy Obywatelskiej. Bardzo poruszony sytuacją, którą uznałem za w pewnym sensie przełomową, napisałem tu w Saloniekróciutki tekst, który miał wyrazić wszystkie moje emocje związane z tym wydarzeniem. Tekst, ku memu zdziwieniu, wywołał lawinę komentarzy, zarówno ze strony osób oceniających sytuację podobnie do mnie, jak i również tych którzy wyrażali satysfakcję z powodu skutecznej akcji władz przeciwko związkowcom. Co nawet mnie, człowieka naprawdę doświadczonego w kontaktach z ludzką agresją, zaskoczyło, to fakt, że wśród osób cieszących się z powodu działań władz przeciwko związkowcom, nie było ani jednego takiego, który by się po prostu tylko cieszył. Oni wszyscy zareagowali tak, jak tłum bandytów reaguje gdy widzą jak ich koledzy kopią kogoś, kto już się nie rusza. Oni się zwyczajnie podłączyli. Oto fragmenty, które mogą choć trochę zobrazować to, o czym mówię: „…strajk, okupacja pomieszczeń i utrudnianie pracy współpracownikom powinno skutkować natychmiastowym zwolnieniem dyscyplinarnym.” „…niestety policja nie pobiła tylko wyprowadza.” „…związkowcy nie przyszli porozmawiać, tylko zrobić zadymę.” „A to, że tacy stoczniowcy, którzy[…] doprowadzili stocznie do bankructwa śmią wyjść na ulicę i krzyczeć złodzieje to jest jawna kpina z prawdy.” „Dla mnie blokowanie jezdni przez pielęgniarki, blokowanie publicznych dróg przez chłopów, zielonych czy mieszkańców powinno zawsze kończyć się interwencją policji.” „Dla mnie wszyscy politycy to złodzieje, koryto jest jedno zmieniają się tylko świnie.” „…sam bym im pałą przypier...” „I jedni i drudzy to dla mnie darmozjady. Jak się komuś praca nie podoba to niech ją zmieni. Nie ma obowiązku pracy. Jak ktoś uważa że prowadzenie firmy w Polsce to taki zajebisty biznes to niech sam założy firmę.Strajkowanie powinno być zdelegalizowane.” „Nie życzę sobie po prostu, żebym jadąc na umówione spotkanie natykał się na blokadę szosy bo komuś nie podobają się ceny skupu np. mleka.” „…byle śmendak pod flagą związkową jest bezkarny.” „Jest wiele problemów, które oczywiście przez politykierów nie są zauważane, ale to co wyprawiają związki to już lekka przesada. Wrażliwości mam dużo, ale mam pogardę do lenistwa, nieróbstwa, głupoty, chamstwa. mam za to szacunek do pracy.” Poczytałem sobie te komentarze i nagle przypomniała mi się ta część PRL-u, o której tu już wspomniałem, a o której jakoś wszyscy tak często zdajemy się zapominać. Przypomnieli mi się ci wszyscy ludzie, których osobiście nie znalem, ale których w tamtych dniach nieustannie spotykałem na ulicy, w zatłoczonych autobusach, w kolejkach do sklepu, czy których opinie bardzo często ówczesna propaganda cytowała w swoich gazetach, w radio i w telewizji. Czytałem komentarze Mireksa, obiektywnego, tego jakiegoś jacka 3 i przed oczyma stanęła mi ta cała otumaniona, pozbawiona jakichkolwiek ludzkich odruchów post-sowiecka swołocz, która potrafiła wszystko wyłącznie robić na rozkaz i która przez tyle lat tak bardzo aktywnie współuczestniczyła w tym nieszczęsnym procederze, który nam tu towarzyszył z obcego nadania. Ktoś kto należy do mojego pokolenia, albo może jest tylko trochę młodszy wie, o czym mówię. Mówię o tych wszystkich obywatelach, którzy się snuli po tej Polsce, której część z pełną pokorą przyjęli od swoich nowych panów, i wypluwali z siebie ten właściwie już wówczas standardowy syk: „Ja bym ich, panie, wszystkich na Sybir!!!! Tam ich nauczą porządku!” Więc kiedy dziś, zadaję to pytanie, gdzie oni się wszyscy podziali, co sobie dziś myślą, czym się zajmują, jakie nowe pokolenia wychowali, to już wiem. Ja ich czasem widzę tu w Salonie, niekiedy słucham ich głosów w Szkle Kontaktowym, a czasem – tak jak za dawnych lat – spotykam ich, idąc po prostu ulicą. Ludzi, którym tak naprawdę o nic innego nie chodzi, jak tylko o to, żeby im dać święty spokój. Ludzi bez śladu wrażliwości, bez cienia współczucia dla innych, bez jednej solidarnej myśli w głowie. Ludzi, którzy wszystko mają w nosie i nic ich dokładnie nie obchodzi, poza tym co im się każe, żeby uznali za swoje. Urodzonych niewolników. Ale, obserwując reakcję części opinii publicznej na to, w jaki sposób rząd traktuje społeczeństwo, pomyślałem sobie jeszcze o czymś innym. Otóż właśnie w ostatnich tygodniach, czyli mniej więcej od czasu, kiedy zwróciłem uwagę na to, że tej władzy zaczyna powoli być już naprawdę wszystko jedno, co się stanie, byleby tylko mogli utrzymać kontrolę, pomyślałem sobie, że doradcy od wizerunku i od politycznej strategii, musieli podpowiedzieć przywódcom Platformy Obywatelskiej, żeby się skupili na jednej, bardzo określonej części społeczeństwa. Że trzeba walczyć przede wszystkim o tego wyborcę i o ten rodzaj wrażliwości, który przez całe dziesiątki lat tak skutecznie wspierał tamten, miniony już dawno system. Oni musieli wyczuć, że to jest elektorat kompletnie niewykorzystany, gotowy do współpracy z każdą władzą, która im z jednej strony przedstawi jakąś piękną, wzruszającą opowieść o miłości, gdzie są sami przystojni mężczyźni i piękne kobiety i parę tanich emocji, a z drugiej przedstawi wroga, który ten film im chce wyłączyć… no i która to władza jednocześnie złapie ich za twarz i przydusi do ziemi. Oni musieli wiedzieć, że to jest ta część narodu, która pozwoli im rządzić zawsze. To jednak jest dopiero początek. Myślę, że dalszy plan wygląda następująco. Tak ‘stargetowany’ wyborca ma wiedzieć, że jego pan jest silny, brutalny i zawsze zwycięski. Że to jest pan kochający, a jak trzeba – bezwzględnie karzący. Że to jest pan surowy, ale dobry. Więc teraz już tylko trzeba podtrzymywać to co jest i demonstrować tę siłę. Czy to się uda? Nie sądzę. Tusk to nie Putin. Nawet Palikot to nie Putin. No i sprawa podstawowa. Trzeba by było wprowadzić obowiązek głosowania. Formalny, lub w jakimś choćby symbolicznym wymiarze. Żeby oni czuli ten strach przed swoim panem i z tego strachu chodzili do wyborów. Nie wiem, jak mogą to zrobić. Ale do tego czasu, na pełny sukces liczyć nie mogą. Bez tego, pełnego zwycięstwa nie osiągną. Więc ostatecznie, zwycięstwa nie osiągną w ogóle. A co z nimi? Z tymi biednymi głupcami w rodzaju obiektywnego. Będą sobie żyli na peryferiach polskiej historii, harując od rana do nocy na te drobne, codzienne przyjemności. I pilnując, by tego co zdobyli żaden „śmierdzący robol” im nie odebrał. I nawet nie będą mogli o sobie powiedziec, że mają jakieś wspomnienia. Wspominałem tu już kiedyś o Picassie w kontekście tego, jak blisko niekiedy jest od ludzkiej wielkości do ludzkiego upadku. Właśnie dziś czytam artykuł Paula Johnsona a w nim właśnie tym wielkim artyście. Opowiada Johnson o tym, jak to Pablo Picasso potrafił zniewalać ludzi. Jak to potrafił ludzi najpierw do samego końca wykorzystać, a następnie w sposób bezwzględny zniszczyć. Jak to umiał Picasso doprowadzić ślepo oddanych mu ludzi – zarówno kobiety, jak i mężczyzn – do takiego upadku, że pozostawała im już tylko nienawiść i rozpacz, którą on już mógł tylko z szatańską satysfakcją malować. A których później, kiedy już sam umarł, pociągnął za sobą. Więc oni przynajmniej przez ten krótki czas względnej wolności mieli swoje wspomnienia. Wspomnienia bycia z kimś wybitnym. Naszym dzisiejszym niewolnikom nawet to nie będzie dane. I to już jest wiadomość naprawdę dobra.
Etykietowanie:

13 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Naszym dzisiejszym niewolnikom nawet to nie będzie dane.

Toyahu, masz racje, to dobra wiadomość. A Ty dotrzymujesz słowa ;) Tekst powrócił do swojej normalnej wielkości, ku radości jednych, a trudowi drugich ;) pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Przemo

2. Toyahu

Jakże ważny to tekst.

Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

avatar użytkownika triarius

3. Picasso był wielki? a może jednak...

... należałoby przewartościować także i estetykę? A wtedy Frycek, Wagner i Skaldowie, razem z Picassem i resztą Pollocków na drzewo... Czy to by nie było fajne? Byłem ostatnio na koncercie z okazji rocznicy śmierci Jana Pawła II. No i dawali Gabriela Fouré... Po zakończeniu nie mogłem się powstrzymać przed zapytaniem znajomej z którą tam byłem: "A co by było źle z Palestriną?" Naprawdę - zastanówcie się nad Waszymi gustami, wtedy wiele rzeczy stanie się o wiele sensowniejsze i prostsze. Picasso to był SZMIRUS! Wielkim malarzem był Rembrandt albo Fra Angelico. Nie brakowało ich zresztą, ale od dwustu lat nie istnieją.


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika toyah

4. triarius

Jak idzie o Picassa, to zdania są podzielone. Niektórzy bardzo podziwiają jego obrazy. I to nie koniecznie ludzie źli, głupi i bez własnego zdania. Najlpesze, że dla wielu z nich nawet towarzystwo Picassa, nie mówiąc już o Pollocku, nie przeszkadza w tym, żeby radzić sobie i z sensem i prostotą.
toyah
avatar użytkownika eM

5. Toyahu! Pana tekst jak zawsze

Toyahu! Pana tekst jak zawsze mnie poruszył. Nowa tu jestem i nie pisuję dużo, ale dużo i od dawna czytam. Kilka refleksji i kilka wspomnień po Pana tekście przydreptało do mojej głowy.Takie migawki. Migawka pierwsza W dzieciństwie i latach młodości mieszkałam na warszawskim Powiślu. To sprawiło, że od początku lat osiemdziesiątych jako ledwie nastoletnie dziewczę uczestniczyłam biernie we wszystkich demonstracjach, które odbywały się na Starówce, Krakowskim Przedmieściu a kończyły na powiślańskich ulicach, na które demonstranci częściowo uciekali, a częściowo byli spychani przez ZOMO. Pamiętam gotowość do tego, by biec na parter z mojego piątego piętra i otwierać zwykle zamknięte drugie drzwi naszej kamienicy od strony podwórka. Przez te drzwi wbiegali uciekający demonstranci i chowali się na klatce schodowej lub po mieszkaniach co odważniejszych sąsiadów. Pamiętam uniesienie na ich twarzach i ten rodzaj determinacji, który sprawiał wrażenie, że nigdy nie założy kapci. Migawka druga Święto 3 Maja. Wybieramy się z rodzicami, bratem i babcią do kościoła na Mszę Św. Już mamy wychodzić, gdy przez okno widzimy tłum zbiegający skarpą przy klasztorze sióstr Urszulanek na Wiślanej. Naprzeciw tego tłumu wyruszają dobrze zorganizowane oddziały zomowców, które przyczaiły się na tyłach UW (budynek języków). Zomowcy mają tarcze i pałki. Ulice Lipowa i Wiślana wypełnione po brzegi sukami. Oni wiedzą, że demonstracja rozproszy się po tym powiślańskim osiedlu, które jak wiele razy wcześniej przyjmie uciekających ludzi i wessie ich w znany tylko sobie sposób. Tym razem nie jest tak prosto. Zabłąkany młody człowiek nie zdążył się schować. Widzę z mojego piątego piętra jak kuli się na ławce placu zabaw dla dzieci, tuż przy huśtawce, pod pałami zomowców i zakryty ich plecami prawie całkowicie. Krzyk. To Mama mojego starszego kolegi, wówczas już maturzysty. Ludzie wychodzą z domów. Mama Tomka wzywa pogotowie. Zomowców jest mniej niż ludzi z okolicznych domów. To mały oddział, gdzieś zapodziali się koledzy, którzy pobiegli za resztą. Pogotowie przyjeżdża. Zabiera na noszach pobitego do nieprzytomności młodego chłopaka, pewnie studenta. Mama Tomka jedzie z nimi.Zomo wyparte przez mieszkańców, ich krzyki i złorzeczenia wycofuje się do suk na Lipową. Nigdy nie dowiedziałam się co się stało z tym studentem naprawdę. "Ludzie mówili", że nie przeżył. Refleksja pierwsza Zawsze miałam nadzieję, że to się nie powtórzy. Miałam nadzieję, że ludzka pamięć nie pozwoli przykryć takich zdarzeń z życia lavazzą pitą z ciśnieniowego ekspresu w niedzielny wieczór przed telewizorem, w którym tancerze tańczą za pieniądze z kimś, kogo koledzy tych zomowców namaszczyli na gwiazdy. Po ostatnich wydarzeniach ze stoczniowcami w Warszawie ta nadzieja po cichutku umiera. Polacy mają krótką pamięć. Refleksja druga Kim dziś są ci wszyscy ludzie, którzy zbiegali po powiślańskiej skarpie, żeby skryć się w moim domu? Kim stali się ci bojownicy o wolność? Ilu wśród nich jest wyborców Platformy Obywatelskiej, która stosuje taką samą politykę miłości jakiej doświadczyli kiedyś na własnej skórze? Co mówią sobie dziś o tamtym maju, który tak dobrze pamiętam? Nazywają go błędami młodości? Ja miałam dwanaście, trzynaście lat i smutno mi, gdy pomyślę sobie, ze Ci do których wyrywało się wtedy moje serce, dziś w jakimś zastraszającym procencie popierają przede wszystkim "święty spokój". Pozdrawiam eM
Nie lękam się tego, co mogą mi zrobić ludzie, kiedy mówię prawdę. Boję się tego, co zrobiłby mi Bóg, gdybym skłamał.Jan Bosko
avatar użytkownika toyah

6. eM

Bardzo dziękuję za ten komentarz. Co z tymi ludźmi? Część z nich jest wciąż tu, część z nich poszła tam. Dlaczego? Głównie dlatego, że wpadli w pułapkę tzw. antykaczyzmu. Ja jednak nie bardzo pisałem o nich. Mnie chodziło bardziej o kretynów. Najnowszy target PO.
toyah
avatar użytkownika eM

7. Zgadzam się. Diagnoza Pana

Zgadzam się. Diagnoza Pana wydaje mi się słuszna. Pułapka antykaczyzmu charakteryzuje się jednocześnie tym, że moszcząc się w niej można od razu poczuć się lepiej. Bycie po "właściwej" stronie wspaniale leczy kompleksy. Ja wiem, że Pan pisał o współczesnych kretynach. Mnie tylko przeraża to, że Ci współcześni kretyni mają tak mocno przypudrowaną pamięć, tak trwały i niezmywalny make up. Do niedawna nie chciałam wierzyć, że taki procent społeczeństwa mieści się w grupie przez Pana tak trafnie sklasyfikowanej. Miałam nadzieję, że możliwość zgłębiania wiedzy, publikacje IPN-u, internet itp. otworzą ludziom oczy i umysły, pozwolą się rozwijać, wyciągać wnioski z historii, widzieć analogie. Życzeniowo chyba chciałam społeczeństwa świadomego swojej przeszłości i dlatego właśnie chcącego, by ona nigdy nie wróciła. A ten najnowszy target PO jest po prostu leniwy, jak ich ryży veduci (po słowacku kierownik i tak mi to jakoś dobrze brzmi) i nie chce się uczyć. Ja po prostu smutna jestem jak tak patrzę wokół i coraz bardziej przerażona. Pozdrawiam eM
Nie lękam się tego, co mogą mi zrobić ludzie, kiedy mówię prawdę. Boję się tego, co zrobiłby mi Bóg, gdybym skłamał.Jan Bosko
avatar użytkownika Selka

8. @eM, @Toyah

Napisałeś Toyahu: "...część z nich poszła tam. Dlaczego? Głównie dlatego, że wpadli w pułapkę tzw. antykaczyzmu". To chyba nie do końca i NIE TYLKO tak. Jest duża część owych ludzi a dzisiejszego elektoratu PO - który ZAWIERZYŁ owej wczesnej, "wolnościowej", głównie ekonomicznie - retoryce PO, uciekających od deklarowanego solidaryzmu społecznego PISu, któremu propaganda PO przykleiła w dość bezczelny (ale skuteczny) sposób łatę "socjalizmu". Dziś oczywiście jest nawet dla ślepego widoczne - jak wygląda realizacja owego "liberalizmu ekonomicznego" a'la Sawicka (dla swoich) - ale ci ludzie, którzy kiedyś uwierzyli w slogany - dziś...zatkali uszy i oczy! Nie jest przypadkiem, że prawie nie jestem w stanie dyskutować z zawziętymi wyborcami PO w sposob merytoryczny - są w skorupie, z której NIE ZAMIERZAJĄ wyjść. Żeby było już całkiem śmiesznie - rozmowa na temat dzisiejszego urządzania państwa, racji stanu Polski, spojrzenia na politykę z dystansu - (pomijam tu ludzi PISu) udaje mi się JEDYNIE z byłymi i starszymi wiekiem "czerwonymi" - choć oczywiście pozostajemy przy swoim oglądzie czasów nieodległych, to już wnioski na dziś są artykułowane często sensownie i merytorycznie uzasadnione. Z t.zw. "PeOlstwem" - praktycznie ŻADNEJ rozmowy dziś - nie ma! Pozdrawiam. S.

Selka

avatar użytkownika toyah

9. Selka

Ci co uwierzyli w Platformę, bo chcieli mieć partię konserwatywno-liberalną, prawdziwą prawicę, przestrzegającą prawa i zasad, już dawno się obudzili. Z tego wszystkiego - oni to widzą - zostało już tylko popisywanie się siłą przed demonstrantami.
toyah
avatar użytkownika triarius

10. wiem, znam ten pogląd, wiem nawet, że...

... jest wśród "kulturalnych ludzi" raczej powszechny. Ja jednak z przekonaniem twierdzę - nie mówiąc już o tym, że czuję - iż Picasso to właśnie par excellence SZMIRA. I wcale nie mniej szmira przez to, że facet jest b. sprawnym rzemieślnikiem. Raczej przeciwnie. Wielka sztuka już od dawna nie istnieje i robienie na ten temat mentalnych akrobacji utrzymuje ludzi w tym szambie, w którym wedle ich własnych słów tak im niedobrze. Picasso to wielki szmirus - po prostu! Artyści to całkiem inni ludzie. A z moralnością nie ma to żadnego większego związku, nie mówię o moralności, tylko o zdrowym albo chorym umyśle, czy może raczej "duszy". Człowiek o zdrowej duszy wie, że Picasso to szmira, a nie sztuka.


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika toyah

11. triarius

Mylisz się. Moja dusza jest nie bardziej chora niż Twoja, a ja uważam, że jego malarstwo jest absolutnie wielkie!
toyah
avatar użytkownika triarius

12. czyli, daruj, jest chora

Oczywiście to jedynie moje prywatne zdanie, ale za to podzielam je całkowicie. Przypomina mi się felieton pewnego fajnego szwedzkiego publicysty, jak na nich prawicowego, zaraz po odwiedzeniu przezeń słynnej jakieś 20 lat temu objazdowej wystawy tego, co niegdyś naziści ogłosili "sztuką zwyrodniałą" i jako taką tępili... Gość poszedł, a potem pisał, że dokładnie wszystko obejrzał, że było to mało miłe doznanie, a najprzykrzejsze w tym było dlań to, że jedyne określenie jakie mu się na temat tej sztuki nasuwało, to było właśnie słowo "zwyrodniała". A to naprawdę nie był żaden prawicowy ekstremista czy gość bez filharmonicznej kultury. Wiem, jestem bezkompromisowy - dla mnie nawet we Frycku jest coś pedalskiego i obrzydliwego. Ale to ja mam rację. I nie wynika to z uwielbienia do łatwej sztuki, ani lęku przed sztuką "awangardową". Potrafiłem kiedyś zagrać sporo sol Charlie Parkera, słuchałem nawet jazzu free... I nie chodzi o "moralność", bo tysiąc razy wolę np. tego zapijaczonego pedała z The Pogues niż Wagnera czy, tfu! - Skaldów. Nie zgadzam się z Tobą, po prostu. Wiem, że Ty się ze mną też nigdy nie zgodzisz. Ale dla mnie właśnie w dużej mierze dlatego, że tacy ludzie jak Ty tak to czują i widzą, jesteśmy w takim szambie jak jesteśmy. Celnik Rousseau jest fajny, choć oczywiście żaden Tycjan. Picasso natomiast to sama esencja szmiry. Bardzo warsztatowo sprawnej, zgoda, i ach - jakże nowatorskiej! ;-) Kto zobaczy jego dzieła, od razu - jeśli to człek mający nieco wyczucia odgadnie - że to komuch i łasy taniej popularności psychopata. Ciekawe czego Ty byś się domyślił. ;-)


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika toyah

13. triarius

To bardzo szczęśliwa wieść, że to iż mam chorą duszę to wyłącznie twoje "prywatne zdanie". Już się bałem, że to jest ogólnie znany, a może i zadekretowany, fakt. W tej sytuacji, nawet uwzgledniając to, że Ty to swoje prywatne zdanie "podzielasz", myślę sobie, że to jeszcze o niczym nie musi świadczyć. Podobnie jak nic nie musi znaczyć to, że - Twoim zdaniem - MacGowan i Chopin to pedały, że potrafisz grać na saksofonie, że uważasz Skaldów za gówno, a nawet to, że kiedyś słuchałeś "nawet" free jazzu. Natomiast, nie mam wątpliwości, że są rzeczy, które o czymś zdecydowanie świadczą. Nie powiem Ci jednak, jakie to rzeczy, ani o czym świadczą, bo nie chcę psuć i tak juz marnej atmosfery. Tak na marginesie, jak już słuchałeś tego swojego "jazzu free", to co to takiego było? Mam nadzieję, że nie masz tu na myśli elektrycznego Milesa.
toyah