Polska elita menedżerska - rośnie i ten kłopot (Tadeusz Korzeniewski)

avatar użytkownika Maryla

Samuel Francis:

Klasyczna teoria elit została sformułowana w głównej części przez socjologów i politologów Vilfredo Pareto i Gaetano Mosca. Utrzymuje ona, że wszystkie ludzkie społeczeństwa, przynajmniej wszystkie powyżej stadium prymitywnego, rządzone są przez zorganizowane mniejszości ("elity" lub "klasy rządzące"); że większość w jakimkolwiek społeczeństwie, nawet tzw. demokratycznym, nigdy nie rządzi; i że te zorganizowane mniejszości wykształcają się z socjopolitycznych grup, które kontrolują to co określa się jako "siły społeczne".

Teoria elit Mosca i Pareto może być łatwo zilustrowana na przykładzie średniowiecznej i wczesno-nowożytnej kontynentalnej Europy i społeczeństwa brytyjskiego. W tych społeczeństwach polityczna, ekonomiczna i kulturowa władza była w większości w rękach feudalnej i post-feudalnej arystokracji, która kontrolowała ziemię, co dawało i ekonomiczne bogactwo, i polityczną i wojskową władzę poprzez system feudalny i jego instytucje. Władza europejskich arystokracji tego okresu, od Średniowiecza po rewolucję przemysłową, głównie opierała się na kontroli ziemi, bogactwie agrokulturalnym, i politycznym i kulturowym systemie, który odzwierciedlał i wspierał władzę właścicieli ziemskich.

Dominująca ideologia, czy "polityczna formuła", tej epoki wyrażała się w doktrynie zwanej później "wielkim łańcuchem bytu", teorii świata zaczerpniętej z Platona i uzasadniającej hierarchię w obu, naturze i społeczeństwie. Znaleźć ją można w literaturze i myśli całej tej epoki. Dopiero kiedy społeczna siła posiadania ziemi i władza, którą ona wytwarzała, zostały zepchnięte przez pojawienie się innej siły społecznej w XIX w., opartej na przemyśle i handlu, zaczęły stare arystokracje Europy podupadać i być zastępowane przez nowe elity, których bazą bogactwa był przemysł, handel i kapitał.

To zasadniczy dogmat klasycznej teorii elit, że wszystkie ludzkie społeczeństwa mają elity, że w istocie nie ma takiej rzeczy jak polityczna czy społeczna równość, czy "udzielenie zgody przez rządzonych", i to co się nazywa "demokracją" jest w dosłownym sensie iluzją. Jak James Burnham w Machiawelistach - określając rolę elit i klas rządzących w społeczeństwach - napisał:

Z punktu widzenia teorii klas rządzących, społeczeństwo jest społeczeństwem jego klasy rządzącej. Siła narodu lub słabość, jego kultura, jego trwałość, jego wzlot, jego upadek, są w pierwszym rzędzie zależne od jego klasy rządzącej. Bardziej konkretnie, w badaniu danego narodu, w rozumieniu go, w prognozowaniu co się z nim stanie, w pierwszym rzędzie i głównie należy zająć się analizą jego klasy rządzącej. Historia polityczna i nauki polityczne są zatem w przeważającym stopniu historią i nauką o klasach rządzących, ich pochodzeniu, rozwoju, składzie, strukturze i zmianach w nich zachodzących.

Wielu zachodnich teoretyków społeczeństwa twierdzi dzisiaj, że rodzaj unitarnej klasy rządzącej opisany przez Mosca i Pareto nie jest w rzeczywistości możliwy w zaawansowanym społeczeństwie przemysłowym, jakie na Zachodzie przeważa. Że jest zbyt wiele konkurujących centrów siły by unitarne elity, jak w wypadku dawnych europejskich arystokracji, rozwinęły się i przetrwały. Teoretycy ci są głównie zwolennikami koncepcji, jak ją określają, "strategicznych elit" - szeregu różnych elit, które mogą kontrolować władzę w społeczeństwie w pewnych rejonach, ale w rzeczywistości konkurują między sobą i działają przeciwko sobie, i w wyniku tych konfliktów tworzą zasadniczo polityczną wolność. Zatem elity w instytucjach takich jak wielkie korporacje, związki zawodowe czy rząd istnieją, ale mówi się, że są one w dużym stopniu odrębne i różne, i rzekomo konkurują między sobą jak to robią różne partie polityczne z ich elitami, czy inne instytucje w ekonomii, polityce i kulturze.

Jednakże, podczas gdy różnice strukturalne między współczesnymi elitami i tymi sprzed rewolucji przemysłowej są oczywiste, ta wersja teorii elit, zwana często "modelem pluralistycznym", ma skłonność wyolbrzymiać różnice między "strategicznymi elitami" i to do jakiego stopnia one konkurują, czy są w konflikcie między sobą. Ma ona także tendencję pomniejszania podobieństw między "strategicznymi elitami" i ich wspólnoty interesów w wyłączaniu od władzy wszelkich grup czy sił społecznych o przeciwstawnych interesach, ideologiach i motywacjach.

Inaczej mówiąc, podstawowym błędem szkoły elity "pluralistycznej" czy "strategicznej" jest to, że nie docenia ona zunifikowania amerykańskiej klasy rządzącej. Uwagi takie jak wygłoszona w 1968 r. przez George'a Wallace'a, że "nie ma uncji różnicy" między partią republikańską i demokratyczną; jak termin "Republicrat", który wszedł do potocznego języka na określenie nieodróżnialności obydwu partii; czy powiedzenie, że czego Ameryka potrzebuje to nie "trzeciej partii", ale drugiej partii - odzwierciedlają postrzeganie wśród politycznie wyalienowanych zasadniczej jedności dwóch głównych politycznych instrumentów amerykańskiej klasy rządzącej.

Ponadto, klasyczna teoria elit nie zaprzecza, że różne grupy i sekcje wewnątrz unitarnej klasy rządzącej mogą się nie zgadzać, konkurować czy wchodzić w konflikt między sobą, czasem nawet na skalę wywołania wojny domowej. Angielska Wojna Róż w XV w., angielska Wojna Domowa w XVII w., i w istocie amerykańska Wojna Niepodległościowa w drugiej części XVIII w., wszystkie one są przykładami siłowych konfliktów, które zrodziły się i w zasadzie utrzymały wewnątrz elit tamtego okresu. Takie konflikty mają miejsce kiedy różne sekcje unitarnej klasy rządzącej zaczynaję się nie zgadzać co do ich interesów, lub jak o nie zabiegać, w wyniku czego następuje społeczne załamanie i wojna wewnętrzna.

Wychodząc z marksizmu pod koniec lat 1930., James Burnham sformułował teorię menedżerskiej rewolucji jako alternatywy do marksistowskiego twierdzenia, że w USA u władzy była "kapitalistyczna" klasa rządząca i że wkrótce zostanie ona odsunięta przez proletariacką rewolucję według przepisu marksistowskiego. Chociaż Burnham zgadzał się z marksistami, że tradycyjny kapitalizm i jego klasa rządząca były w fazie schyłkowej i w przededniu usunięcia przez społeczną rewolucję, odrzucał on marksistowską tezę, że formą społeczeństwa przyszłości będzie egalitariański socjalizm. Zamiast tego, twierdził, kapitalistyczna elita będzie zastąpiona przez inną elitę, którą nazwał "klasą menedżerską".

"Menedżer" w sensie burnhamowskim to nie jest ktoś kto zwyczajnie zarządza czy operuje instytucją na rzecz jej właścicieli, w którym to znaczeniu wyraz ten jest często używany dzisiaj (np. menedżer sieci restauracji). Ani nie poprzestał on na określeniu tym słowem kogoś, kogo dzisiaj zazwyczaj nazywa się "menedżerem spółki". Używając hipetetycznego przykładu zakładu produkującego samochody, Burnham przedstawiał to tak:

Pewni ludzie - dyrektorzy operacji, kierownicy produkcji, kontrolerzy na taśmach produkcyjnych, ich współpracownicy - mają kontrolę nad faktyczną techniczną stroną producji. Ich praca to organizowanie materiałów, narzędzi, maszyn, obiektów i instalacji na terenie zakładu, wyposażenia i pracy tak, aby w rezultacie powstały samochody. Tych ludzi nazywam "menedżerami".

Fachowość techniczna zatem była cechą znamienną funkcji menedżerskiej i wzrost użycia techniki w produkcji był socjologiczną bazą menedżerskiej rewolucji w organizacjach ekonomicznych XX wieku. Dalej Burnham:

Mamy przemianę powiązaną: przez zmiany w technice producji funkcje zarządu stają się bardziej znaczące, bardziej skomplikowane, bardziej wyspecjalizowane i bardziej krytyczne dla całego procesu produkcji, wydzielając przez to tych, którzy je wykonują, jako oddzielną grupę czy klasę w społeczeństwie; a jednocześnie ci, którzy poprzednio wykonywali - jakiekolwiek one wtedy były - funkcje w procesie zarządzania, burżuazja [tj. stara kapitalistyczna elita], sami się z zarządzania usuwają, tak że różnica w funkcji staje się różnicą w ludziach, którzy tę funkcję wykonują.

"Menedżer" zatem w sensie burnhamowskim jest to ktoś, kogo my dzisiaj nazwalibyśmy technokratą, ktoś kto używa technicznych, wyspecjalizowanych umiejętności, by kontrolować i prowadzić instytucje, niezależnie czy jest on w rzeczywistości jej właścicielem lub legalnym udziałowcem, czy nie. Czyli będą to "administratorzy, eksperci, kierownicy-inżynierowie, dyrektorzy producji, specjaliści od propagandy, technokraci" i generalnie ci, którzy posiadają te techniczne umiejętności, za pomocą których instytucje i organizacje współczesnego społeczeństwa są prowadzone i zarządzane. I to są nie tylko wielkie spółki bezpośrednio uczestniczące w ekonomii, ale także coraz ekspansywniej rozrastające się instytucje rządowe, polityczne i kulturalne XX wieku - biurokracja państwowa, wielkie związki zawodowe, partie polityczne, mass media, instytucje finansowe, uniwersytety, fundacje i inne organizacje technicznie skomplikowane i na olbrzymią skalę, które wdeptują niejako w ziemię ich podupadających instytucjonalnych poprzedników ery kapitalistycznej. "Management" zatem - zarządzanie, prowadzenie, kierowanie, sterowanie - w sensie sumaryczego aparatu technicznych i menedżerskich umiejętności, które zapewniają tym olbrzymim, skomplikowanym organizacjom istnienie i funkcjonowanie, stanowi "siłę społeczną", której kontrola umożliwiła utworzenie się nowej elity.

Te masowe organizacje są daleko potężniejsze z punktu widzenia społeczeństwa niż większość starszych, na mniejszą skalę i prostszych ich poprzedników; i w tych nowych, potężnych organizacjach menedżerowie są tymi, którzy mają władzę, ponieważ tylko oni posiadają umiejętności, za pomocą których nowe organizacje mogą być kierowane i zarządzane. Jeśli chodzi o korporacje w ekonomii, udziałowcy - niezależnie jak bardzo jest ich własność udziałowa scentralizowana - po prostu nie wykonują i nie mogą wykonywać koniecznych menedżerskich i technicznych funkcji niezbędnych w operowaniu korporacją. Chyba że uczynią specjalny wysiłek nabycia potrzebnych menedżerskich umiejętności, kształcąc się i nabywając doświadczenie praktyczne, ale niezbyt wielu udziałowców ze starej kapitalistycznej klasy wyższej to robi. Jak pisze historyk biznesu Alfred D. Chandler, Jr., który potwierdził wiele z burnhamowskich analiz współczesnych menedżerskich korporacji: jakkolwiek "bogate rodziny... są beneficjentami menedżerskiego kapitalizmu", to "nie pokrywa się z praktyką by te rodziny podejmowały kluczowe decyzje w prowadzeniu współczesnych kapitalistycznych firm i w ekonomii, w której one operują". I jeszcze: "członkowie rodzin posiadających przedsiębiorstwa rzadko są aktywni na najwyższym poziomie zarządzania, chyba że sami zdobyli wykształcenie i praktykę zawodowego menedżerstwa".

Ale menedżerowie w żadnym wypadku nie są ograniczeni do elity towarzystw i spółek akcyjnych; ci posiadający techniczne i menedżerskie umiejętności dominują także w samym państwie jako menedżerska biurokracja. Stąd stają się oni w coraz większym stopniu zunifikowaną i dominującą klasą, opierającą się na tych samych menedżerskich umiejętnościach, podzielającą interes postrzegany jako wspólny, i wspólną mentalność, światopogląd i ideologię.

Zasadniczym wspólnym interesem, który jednoczy klasę menedżerską, jest jej potrzeba powiększenia i utrwalenia popytu na umiejętności i funkcje, na których opiera się ich władza i system społecznych gratyfikacji. Menedżerowie zabiegają o to starając się by kontrolowane przez nich masowe organizacje, którym potrzebne są umiejętności i funkcje jakie tylko menedżerowie mogą zoaferować, były zachowane i rozbudowane. Wielkie towarzystwa i spółki muszą zastąpić i zdominować małe biznesy. Duży, scentralizowany biurokratyczny rząd musi zastąpić i zdominować małe, lokalne, zdecentralizowane samorządy. Mass media, koncerny komunikacyjne, produkujące masowo studentów uniwersytety muszą zastąpić i zdominować mniejsze lokalne gazety, wydawców, college'e i szkoły. Co więcej, elity, które kontrolowały te starsze i mniejsze instytucje, muszą być także być zastąpione jako klasa ządząca większością społeczeństwa, a ich ideologia i wartości kulturowe zdyskredytowane i odrzucone.

Menedżerska rewolucja jest zatem rozciągniętym w czasie społecznym i politycznym procesem, w którym powstająca klasa menedżerska wypiera starą klasę rządzącą tradycyjnych kapitalistów i społeczeństwa burżuazyjnego. Na poziomie instytucjonalnym ten proces stanowi wyparcie i zastąpienie konstytucyjnej parlamentarnej formy rządu, faworyzowanej przez starą elitę, nowym scentralizowanym państwem kontrolowanym przez biurokrację nowej klasy. Powstający w ten sposób nowy rodzaj państwa przyjmuje nowe funkcje, do których wykonywania potrzebny jest w stopniu coraz większym rodzaj umiejętności, które tylko menedżerscy biurokraci i technokraci są w stanie zaoferować: regulacja procesów ekonomicznych, inżynieria społeczna, pomoc socjalna, i naukowe, administracyjne i kulturowe funkcje nieznane poprzednim państwom ery kapitalistycznej. Polityczna elita dawnego państwa - klasa polityczna, która dominowała stanowiska z elekcji i nominacji, i jej organizacje polityczne - jest w coraz większym stopniu wypierana przez menedżerskich biurokratów nowego państwa i politycznych menedżerów, którzy zarządzają nowymi, daleko bardziej skomplikowanymi partiami politycznymi i organizacjami.

Ten sam rodzaj instytucjonalnego wypierania ma miejsce w ekonomii zdominowanej przez masowe spółki, które przyjmują funkcje nieznane mniejszym (czy nawet większym) firmom ery wcześniejszej: "naukowe zarządzanie" produkcją, wysoko stechnicyzowane prognozowanie i rozwój, wyspecjalizowane zarządzanie personelem i relacjami z konsumentem, jak również socjalne, polityczne i kulturalne funkcje nie związane bezpośrednio z biznesową stroną działalności. Ten sam proces w dużej mierze ma miejsce w instytucjach kultury, gdzie masowe kulturalne organizacje (uniwersytety, fundacje, "think-tanki"), gazety i magazyny o masowym nakładzie, wypierają te mniejsze, posiadane i operowane lokalnie, i rozwijają się nowe, na skalę całego kraju organizowane i wysoko stechnicyzowane mass media, jak film, radio, telewizja.

Na poziomie kulturowym i ideologicznym, walka między pnącą się w górę menedżerską klasą rządzącą a upadającą klasą burżuazyjno-kapitalistyczną przybrała formę konfliktu między tym, co wyłoniło się jako główna menedżerska ideologia w USA i świecie Zachodu, ogólnie znana jako "liberalizm" - a główną ideologią starej kapitalistycznej elity, którą przyjęło się nazywać "konserwatyzmem". Polityczne urzeczywistnienie menedżerskiej rewolucji nastąpiło w pierwszej połowie XX w., z dobrym startem podczas rządów prezydenta Woodrowa Wilsona, ale osiągając rzeczywisty szczyt podczas "Nowego Ładu" Franklina Roosevelta i II Wojny Światowej. Walka o władzę społeczną między nowym menedżerskim liberalizmem a starym kapitalistycznym konserwatyzmem jest wyraźnie widoczna w piśmiennictwie politycznym i literaturze połowy XX wieku. Reklamy w praktycznie wszystkich konserwatywnych czy prawicowych magazynach lat 1950. i 1960. były prawie zawsze mniejszych, lokalnych i indywidualnie posiadanych i operowanych przedsiębiorstw. Reklamy w liberalnych - które wkrótce stały się "mainstreamowymi" - magazynach tego okresu były prawie zawsze spółek Fortune 500, lub podobnie wielkich menedżersko kontrolowanych przedsiębiorstw.

Konserwatyzm tej ery podkreślał prawa stanowe, władzę Kongresu ponad władzą prezydenta, lojalność wobec i utożsamienie się z narodem i narodowym interesem raczej, niż z międzynarodowymi czy globalnymi identyfikatorami. Podkreślał interesy mniejszych, indywidualnie posiadanych i operowanych przedsiębiorstw w przeciwstawieniu do większych, menedżersko kontrolowanych korporacji. Był także rzecznikiem tradycyjnych religijnych i moralnych przekonań i instytucji, patriarchalnej rodziny, lokalnych społeczności, znaczenia i wartości narodowej, regionalnej, ogólnie europejskiej i poszczególnie europejskiej etnicznej tożsamości, jak również zasad kapitalistycznej etyki: uczciwej pracy, oszczędności, osobistej uczciwości i prawości, indywidualnej inicjatywy, wstrzemięźliwości.

Jak każda nowa elita, klasa menedżerska potrzebowała politycznej formuły, która wyraziłaby i usankcjonowała interesy jej grupy w przeciwieństwie do interesów jej rywali ze starszej kapitalistycznej elity. Tę funkcje dla nowej klasy wypełniło to co się przyjęło nazywać "liberalizmem", chociaż używano także innych określeń, "modernizm", "progresywizm", "humanizm" i co Burnham nazwa po prostu: "New Dealism" [od "Nowego Ładu" F. D. Roosevelte'a]. Menedżerski liberalizm sankcjonował zwiększanie i centralizację aparatu państwowego, prymat centralnego raczej niż stanowego i lokalnego rządu, regulację ekonomii przez rząd centralny, politykę zagraniczną globalnego interwencjonizmu i wielonarodowej organizacji raczej - niż narodowy patriotyzm i izolacjonizm przedkładany przez starszą kapitalistyczną klasę. Promował także menedżerski liberalizm powstanie nowej kultury uznającej się za bardziej "postępową", bardziej "wolną", bardziej "humanistyczną", bardziej "naukową" i "racjonalną", niż kultura definiowana przez starsze społeczne i moralne normy tradycyjnego kapitalizmu. Ideologia menedżerska także demonizowała starą elitę, jej instytucje i wartości jako "przestarzałe", "antypostępowe", "represyjne", "wyzyskujące" i "ciasne umysłowo".

Miał zatem miejsce coraz bardziej znaczący kulturowy i ideologiczny rozłam między nową a starą elitą i ich zwolennikami. Stara elita była mniej lub bardziej zakorzeniona w tradycyjnych społecznych instytucjach, które służyły jej materialnym interesom i jednocześnie odzwierciedlały jej wzory i wartości. Jej członkowie przekazywali własność i majątek - podstawę ich władzy - przez dziedziczenie, mieli zatem silną motywację w utrzymaniu obu: praw własnościowych i "wartości rodzinnych". Istotnie, rodzina, lokalna społeczność, religijna i etniczna tożsamość, kulturowe i moralne normy respektujące i sankcjonujące własność, majątek, dziedziczenie, ciągłość pokoleniową, wartości charakteru sprzyjające gromadzeniu majątku i własności, i ograniczony rząd, który nie posiadał władzy wystarczającej by tym rzeczom zagrozić - wszystko to służyło jako fundament władzy tradycyjnej elity i główne kulturowe i ideologiczne podpory jej interesów.

Ale nie było tak w przypadku nowych menedżerskich elit. Opierając się na technicznych umiejętnościach, które umożliwiają jej uzyskanie i utrzymanie władzy w organizacjach masowych, nowa elita ma poważny strukturalny interes w utrzymaniu i rozbudowaniu organizacji, które kontroluje i w zadbaniu by te organizacje trwały. Moralne i społeczne więzy starej elity praktycznie nie znaczą nic dla menedżerów, którzy nie mogą przekazać profesjonalnych umiejętności swoim dzieciom w taki sposób, w jaki potomstwo starej elity dziedziczyło własność i status. Zatem menedżerowie mają tendencję polegać w znacznie mniejszym stopniu na rodzinie niż starsza elita, i w konsekwencji rodzina i wspierające ją moralne normy znaczą dla nich mniej. Kultura, o której zbudowanie starają się menedżerowie, przykłada więcej wagi do indywidualnych osiągnięć i "zalet merytorycznych" (definiowanych generalnie jako możność zdobycia i zastosowania menedżerskich i technicznych umiejętności), niż do rodzinnej spuścizny; więcej do seksualnej gratyfikacji, niż wstrzemięźliwości i wprowadzania i wychowywania potomstwa; i więcej do społecznej mobilności i awansu, niż identyfikowania się z rodziną, społecznością, narodem i szerzej pojętym bytem etnicznym: rasą.

Ale poza rodziną, klasa menedżerska faktycznie nie potrzebuje także innych tradycyjnych struktur instytucjonalnych, aby utrzymać władzę - ani lokalnej społeczności, ani religii, ani tradycjonalnych norm kulturowych i moralnych, ani etnicznych i rasowych tożsamości, ani nawet samego państwa narodowego. W istocie, takie instytucje tylko wchodzą w drogę menedżerskiej władzy. Są one barierami, o które państwo menedżerskie, korporacje i inne masowe organizacje zawsze się obijają, i im wcześniej takie bariery zostaną zburzone, tym większy zasięg i władzę organizacje i elity które nimi zarządzają uzyskają. Korporacje, uzależnione od masowej produkcji i masowej konsumpcji, potrzebują masowego rynku o ujednoliconych gustach, wartościach i standardach życia, który kupi to co się powie konsumentowi aby kupił; podczas gdy zróżnicowane lokalne, regionalne, klasowe i etniczne tożsamości stoją na drodze do wymaganego stopnia zuniformizowania. To samo jeśli chodzi o państwo i masowe posłuszeństwo, którego ono wymaga i o które zabiega aby było zaszczepione jego populacji; to samo jeśli chodzi o masowe kulturalne organizacje i publiczność, którą te organizacje manipulują.

Mogło by się wydawać, że menedżerska potrzeba zuniformizowania stoi w sprzeczności z aktualną sloganistyką "wielokulturowości" i korzyści jakie z tego płyną (zazwyczaj niesprecyzowanych). Ale "wielokulturowość" jest głównie sloganem dla likwidacji europejskiej tożsamości i jest rzadko przywoływana dla kwestionowania tożsamości nie-europejskich. "Dywersyfikacja" jaką się praktykuje jest zatem w całkowitej zgodzie z uniformizacją ekonomicznej, kulturowej, politycznej i osobowej mentalności i zachowań, jakich menedżerska hegemonia wymaga i jakie narzuca.

Dziennikarz David Rieff zwrócił uwagę na podobieństwo interesów i światopoglądu między "uznanymi multikulturowymi akademikami", rzekomo na politycznej lewicy, z jednej strony, a dyrektorami korporacji i spółek, rzekomo na politycznej prawicy, z drugiej:

Dalecy od przyjmowania intelektualnie nieprzejednanych stanowisk w opozycji jedni do drugich, obie grupy widzą te same etniczne i związane z awansem kobiet transformacje w demograficznej kompozycji USA i w amerykańskim rynku pracy. Że etniczni nie-Europejczycy będą kluczem do amerykańskiego rynku pracy wieku XXI przyjmuje się za pewnik w najbardziej konserwatywnych długofalowych planach korporacyjnych. Jak multikulturaliści, elita biznesu jest podobnie świadoma krytycznej roli kobiet i potrzeby zmian w miejscu pracy, by było ono dla nich bardziej gościnne. Ogólniej, obie grupy, dyrektorzy korporacji i posiadacze akademickich doktoratów, twierdzą coraz usilniej, że nie jest dłużej możliwe mówienie o USA jako o ustalonym, suwerennym bycie. Świat poszedł naprzód; kapitał i praca są mobilne; i z każdym mijającym rokiem granice narodowe, nie mówiąc o narodowych tożsamościach, stają się mniej znaczące dla świadomości czy handlu.

W latach 1970. Zbigniew Brzezinski zwrócił uwagę na - jak je określił - "ponadnarodowe elity" [transnational elites] w krajach rozwiniętych:

Dzisiaj znowu obserwujemy wyłanianie się ponadnarodowych elit, ale teraz składają się one z międzynarodowych biznesmenów, uczonych, profesjonalistów i urzedników sfery publicznej. Te nowe elity mają powiązania ponad narodowymi granicami, ich sposób widzenia nie ogranicza się do tradycji narodowych, a ich interesy są bardziej funkcyjne niż narodowe... Stworzenie globalnej sieci informacyjnej, umożliwiającej prawie nieprzerwaną interakcję intelektualną i gromadzenie wiedzy, umożliwi w jeszcze większym stopniu obecny ruch ku profesjonalnym elitom miedzynarodowym i utworzeniu wspólnego fachowego języka... To jednak może stworzyć niebezpieczny rozstęp między nimi a politycznie zaktywizowanymi masami, których "natywizm" - wykorzystywany przez bardziej narodowo nastawionych przywódców - może działać przeciwko "kosmopolitycznym" elitom.

Christopher Lasch w Buncie elit i zdradzie demokracji pisał podobnie o "menedżerskich i profesjonalnych elitach", jakkolwiek zaprzeczył on, że te elity stanowią "nową klasę rządzącą":

Bogactwo i nadzieje na sukces związane są z inicjatywami ponad narodowymi granicami. Ludzie ci są bardziej zainteresowani gładkim funcjonowaniem systemu jako takiego, niż którejkolwiek z jego części. Lojalności ich - o ile określenie to nie jest samo w sobie anachronizmem w tym kontekście - są międzynarodowe raczej, niż regionalne, narodowe, czy lokalne. Mają oni więcej wspólnego z ich odpowiednikami w Brukseli czy Hong Kongu, niż z masami Amerykanów nie włączonych jeszcze w sieć globalnej komunikacji.

I zupełnie ostatnio Samuel P. Huntington rozważał i zajął się dość szczegółowym udokumentowaniem "wynarodowiania się elit" w kierunku, jak on nazwał, "umarłych dusz", które "porzucają zobowiązania wobec swojego narodu i swoich współobywateli, i stoją na stanowisku moralnej wyższości identyfikowania się z ludzkością jako taką"; trend charakterystyczny dla ekonomicznych elit mających silny materialny interes w ekonomicznej globalizacji, jak i dla kadr uniwersyteckich i elit intelektualnych:

Uczestnictwo w ponadnarodowych instytucjach, sieciach i działanich nie tylko określa globalną elitę, ale jest także kluczowe dla uzyskania elitarnego statusu wewnątrz kraju. Ktoś kogo lojalności, tożsamości, zaangażowanie są czysto narodowe, ma mniejsze szanse znalezienia się w czołówce biznesu, uczelni, mediów, wyspecjalizowanego zawodu, niż ktoś kto operuje poza tymi limitami. Poza sferą polityki, ci którzy zostają w domu, zostają w tyle.

Ale na długo przed tymi autorami James Burnham mówił już całkiem wyraźnie o - jak on określił - "światowej polityce menedżerów", ich odrzuceniu suwerennych państw narodowych, dominujących w erze kapitalizmu, jako przeżytków będących przeszkodą dla ich interesów grupowych i ich zainteresowania w stworzeniu porządku globalnego:

Złożony podział pracy, przepływ towarów i surowców, który umożliwiła i którego domagała się nowoczesna technologia, dławiły się w sieci różnorakich ceł, praw, walut, paszportów, ograniczeń terytorialnych, biurokracji i niezależnych armii. Było jasne dla niektórch, że to musiało zostać rozbite; jedyny problem był kto miał to zrobić i kiedy.

Zatem menedżerowie będą starali się zastąpić suwerenne państwa narodowe nowymi państwami imperialnymi czy ponadnarodowymi. Burnham pisze:

Ludzie wszędzie będą musieli się uszeregować w ramach tego czy innego super-państwa jutra. Nie będzie miejsca na mniejsze państwa narodowe, czy mniej rozwinięte narody, które miałyby szansę przeciwstawiać się sile stref metropolitarnych. Oczywiście, fikcje politycznej niezależności mogą być zachowane dla celów propagandowych, ale mówimy tutaj o rzeczywistości, nie o nazywaniu czegoś "suwerennym".

W ten sam sposób, w jaki rządząca klasa menedżerska odrzuca niezależność państwową i suwerenność narodową, odrzuca ona ideologię narodową, sankcjonującą i odzwierciedlającą narodową suwerenność, niepodległość i tożsamość; jak i jakąkolwiek ideologię czy przekonanie sankcjonujące jakąkolwiek tożsamość i lojalność grupową: narodową, regionalną, rasową, etniczną, kulturową czy religijną. Klasa menedżerska ma zatem tendencję wyłączania się z państwa narodowego, jak i z tych poszczególnych tożsamości. Jej interesy rozlokowane są w przestrzeni wielu różnych narodów, grup etnicznych i uformowań ras, religii i kultur, będąc transnacjonalnymi i ponadnarodowymi, oddzielonymi od - i w rzeczywistości wrogimi wobec - jakiegokolwiek poszczególnego miejsca czy grupy, czy zbioru przekonań wspierających konkretne tożsamości.

Stąd elita menedżerska ma zarówno skłonność, jak i materialny interes, w adoptowaniu i promowaniu ideologii uniwersalizmu, egalitaryzmu, kulturowego relatywizmu, behawioryzmu i środowiskowego determinizmu "blank slate", tj. aksjomatu o nowourodzonym człowieku jako niezapisanej jeszcze tablicy ludzkich możliwości. Jak pisze wspomniany David Rieff:

Jeżeli jakakolwiek grupa mogłaby przyjąć zawołanie "Hey, hey, ho, ho, Western culture's got to go!" [Wypad, kulturo Zachodu!] jako swoje, to byłaby to biznesowa elita świata....ponieważ biznesmenom chodzi o coś więcej niż tylko idee. Eurocentryzm nie ma ekonomicznego sensu w świecie gdzie, w ciągu najbliższych dwudziestu pięciu lat, wspólny dochód narodowy Azji wschodniej będzie prawdopodobnie większy od dochodu Europy, i dwa razy większy od dochodu narodowego Stanów Zjednoczonych. W takim świecie idea prymatu kultury Zachodu będzie tylko przeszkodą na drodze do głównego celu każdego zrzeszenia biznesowego: maksymalizacji dochodów.

Menedżerskie oparcie się na kierowanej przez państwo inżynierii społecznej było wprowadzane w ekonomii menedżerskiej za pomocą "przemysłowej socjologii". Jak pisał Daniel Bell, odzwierciedlało to "zmianę w światopoglądzie kierownictwa, będącą odpowiednikiem zmian w całej kulturze, przejścia od paradygmatu autorytetu do paradygmatu manipulacji jako sposobu sprawowania władzy... starsze sposoby jawnego przymusu są teraz zastąpione psychologiczną perswazją". Tenże Watson (pisze historyk Stuart Ewen),

dostarczył psychologicznych tropów poprzez które życie domowe mogłoby zostać zastąpione stymulacją zmysłów - ku czemu biznes w reklamowaniu swoich produktów w coraz większym stopniu grawitował. Przyjemność, która mogła być dostarczona człowiekowi w domu i środowisku, była atakowana i lekceważona, zaś w to miejsce przemysł korporacyjny wprowadzał rynkowo oferowalną gratyfikację zmysłową.

Zatem ideologiczna przebudowa społeczeństwa amerykańskiego, tak aby pasowało ono do potrzeb i interesów wstępującej klasy menedżerskiej, wiązała się z odrzuceniem starszych wartości, norm i systemów przekonań starej elity, i z konfliktem kulturowym z tymi, którzy w dalszym ciągu je praktykowali. "Z początku powoli, ale nabierając przyspieszenia z każdą dekadą po roku 1880", pisał Baltzell,

naturalistyczna, urbanistyczna, envirnomentalistyczna, egalitariańska, kolektywistyczna i w konsekwencji demokratyczna etyka w końcu podważyła wywodzącą się z tradycji ziemi, dziedziczenia, wykorzystywania szansy w życiu indywidualistyczną i republikańską etykę protestancką, racjonalizującą naturalne prawo do władzy w Ameryce starej gwardii biznesmenów-dżentelmenów okresu 1860-1929.

Dojście do władzy nowej menedżerskiej elity w USA (jak i innych państwach Zachodu) w początkach i połowie XX w., i jej potrzeba sformułowania nowej ideologii czy politycznej formuły i przebudowanie wokół tego społeczeństwa, wyjaśnia dlaczego dominujące władze w tych krajach dzisiaj kontynują popieranie wywłaszczania Europejczyków i kulturową i polityczną destrukcję starszej amerykańskiej i zachodniej cywilizacji, zorientowanej na Europejczyków. I dlaczego członkowie tej elity nie tylko nie potrafią przeciwstawić się anty-europejskim żądaniom etnicznych nie-Europejczyków, ale aktywnie je popierają i subsydiują.

Ta polityka ze strony nowej elity nie jest wynikiem "dekadencji" czy "poczucia winy", ale grupowych interesów samej elity, osadzonych i wyrastających ze struktury jej władzy i pozycji społecznej, i racjonalizowanych w świadomości za pośrednictwem menedżerskiego liberalizmu. Inaczej mówiąc, leży w interesie nowej elity aby zniszczyć i usunąć starsze społeczeństwo i euro-etniczną i kulturową tożsamość z tym związaną (nie tylko samą etno-europejskość, ale praktycznie każdy tradycjonalny element grupowej tożsamości czy więzi: kulturowy, biologiczny, czy polityczny). Dla tych - "konserwatystów" - którzy w dalszym ciągu stosują się do norm starszego społeczeństwa, menedżerskie zachowanie ukazuje się, naturalnie, jako dekadencja, degeneracja, tchórzostwo, ugłaskiwanie, przymilanie się, czy objaw poczucia winy. Ale co jest złem, sprowadzaniem na manowce, czy samobójczą patologią w ujęciu sił "konserwatywnych", które dalej kształtowane są przez starsze normy i instytucje, w rzeczywistości jest odbiciem interesów i zdrowia sił skupionych wokół tworzenia i kontroli nowego społeczeństwa. Inaczej mówiąc, interesy menedżerskiej elity są w stosunku antagonistycznym do tradycjonalnej i instytucjonalnej tożsamości społeczeństwa, które ona dominuje.


Samuel Francis

Fragmenty eseju "Amerykańska klasa rządząca" z pracy zbiorowej pod red. S. Francisa "Race and the American Prospect">>

Wybór i tłumaczenie Tadeusz Korzeniewski

***

Samuela Francisa i grupę autorów, których eseje składają się na tom Race and the American Prospect,  określić można jako intelektualną odpowiedź Ameryki na opanowanie prawego skrzydła polityki amerykańskiej przez tzw. neokonserwatystów (>>). Grupa S. Francisa skupiła się wokół kwartalnika The Occidental Quarterly (>>), który w wielu kwestiach wychodzi poza klasyczny konserwatyzm - od jakiegoś czasu zwany dla odróżnienia od neokonserwatyzmu paleokonserwatyzmem - w rejony white nationalism'u [ruchu narodowego Europejczyków, "białych"]. Celem tego ugrupowania jest ochrona dziedzictwa kulturowego, politycznego i biologicznego Europejczyków w Ameryce. Ruch ten skupia szereg świetnych umysłów, ale bywa brutalny - w sensie niepohamowanej bezpośredniości intelektualnej. My w tym wypadku zaganiamy z amerykańskiej prerii intelektualnej dzikie konie energii do naszego dyliżansu.

 

 

http://tadeuszkorzeniewski.salon24.pl/
Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Agregacja blogów z Salon24 nadal nie działa

prosimy o kopiowanie tekstów "ręcznie".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika benenota

2. Maryla

Witam.Zerknij prosze na poczte.Dziekuje .Pzdr.
Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika Maryla

3. @benenota ;)

Witam, gołąb wysłany z odpowiedzią ;) Dziękuję!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Uczył Tuska PR-u, teraz dostanie kontrakt

Uczył Tuska PR-u, teraz dostanie kontrakt
Nie tylko firma, w której współudziałowcem był senator Misiak, miała kontrakt z zamykanymi stoczniami. Zlecenie dostała też firma znanego specjalisty od wizerunku Adama Łaszyna, który szkolił premiera Tuska przed ostatnimi wyborami.

Zlecenie dla znanej na rynku "PR-owców" firmy Alert Media Communications dała Agencja Rozwoju Przemysłu, państwowa spółka, która nadzoruje m.in. ustawę specjalną związaną z zamknięciem stoczni w Gdyni i Szczecinie. Adam Łaszyn jest prezesem i większościowym właścicielem Alertu.



O Łaszynie zrobiło się głośno jesienią 2007 r., gdy okazało się, że jest jednym z ojców sukcesu Platformy w ostatnich wyborach parlamentarnych. Przygotowywał m.in. Donalda Tuska do ważnej debaty telewizyjnej z Jarosławem Kaczyńskim. A już po wyborach parlamentarnych jego firma szkoliła posłów Platformy.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl