Młodzi gniewni- wywiad z Zyzakiem

avatar użytkownika Unicorn
Jak to tak naprawdę jest - był Wałęsa "Bolkiem" czy nie był? - Według książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka wszystko wskazuje na to, że jednak był. A same wyjaśnienia Lecha Wałęsy oraz broniących go historyków są wyjątkowo nieprzekonywające. Zadałem to pytanie nie bez kozery - w swojej książce poświęconej Lechowi Wałęsie stwierdza Pan wprost: rozpoczął współpracę wtedy i wtedy, zakończył wtedy a wtedy. Nie obawia się Pan procesu? - Sądzę, że skoro Lech Wałęsa nie zdecydował się na wytoczenie procesu Cenckiewiczowi i Gontarczykowi, to nie wytoczy i mnie. Kiedy podejmowałem się pisania pracy magisterskiej, która jest podstawą wspomnianej książki, wiedziałem, że mogą mnie spotkać nieprzyjemności. Jednak zadziałała nieprzejednana chęć poznania prawdy i przekora. Chcę wiedzieć i znać prawdę. Jeśli ktoś tego nie chce, jego sprawa. Gdy zaczął Pan pisanie swojej pracy, książki Cenckiewicza i Gontarczyka nie było jeszcze na rynku. - Nie było. Do dokumentów dotyczących współpracy TW "Bolka" z SB, na które powoływali się autorzy publikacji, dotarłem samodzielnie, jednak rzeczywiście kontaktowałem się z panem Sławkiem Cenckiewiczem. Jednym słowem, pisząc, liczył się Pan z ewentualnymi nieprzyjemnościami. Po co Panu, człowiekowi młodemu, takie kłopoty, i to na starcie kariery naukowej? - Lech Wałęsa jest postacią niezwykle ambiwalentną. Jako młody chłopiec obserwowałem go podczas starcia w wyborach prezydenckich z kontrkandydatem postkomunistów Aleksandrem Kwaśniewskim i nie ukrywam, że byłem po stronie Wałęsy. Kibicowałem mu, mając taką wiedzę, jaką zawarto w podręcznikach, a mianowicie, że jest postacią krystaliczną i jednoznaczną, że jest człowiekiem, który przeskoczył płot, a następnie obalił komunizm. Okazuje się, że ani jedno, ani drugie, ani trzecie nie jest takie oczywiste. Jednocześnie, widząc Wałęsę podejmującego różne działania polityczne na przestrzeni lat 90. i 2000., słuchając jego wypowiedzi, zastanawiałem się, czy człowiek o takiej mentalności, takim sposobie rozumowania, mógł rzeczywiście być tym, który pokonał komunizm. Zastanawiałem się również, czy w tym kontekście posądzenia o współpracę mogą być prawdziwe, i dlatego podjąłem się badań. Niespecjalnie zmartwię się, jeśli moja, jak pan to nazwał, "kariera naukowa", zakończy się na stopniu magistra. Osiągnąłem cel i odpowiedziałem sobie na pytania postawione w młodości. Ma Pan zaledwie 24 lata. Czy dla Pana, dla ludzi Pańskiego pokolenia, Wałęsa jest postacią w jakikolwiek sposób ważną? - Dla moich kolegów, studentów i świeżo upieczonych absolwentów, z pewnością tak, ale sądzę, że nie mają oni, niestety, takiego zasobu wiadomości, jaki zdobyłem. Dla nich Wałęsa jest ikoną, symbolem, człowiekiem, który pomimo tego - a może właśnie dlatego - jak zachowuje się w mediach, jak traktuje większość swoich rozmówców, jest wręcz obiektem uwielbienia. Trochę mnie ta opinia zaskakuje. Ludzie starsi, współtworzący ongiś "Solidarność" na różnych szczeblach, wiążący z Wałęsą wielkie nadzieje, są nim dziś z reguły rozczarowani. - Rozumowanie ludzi młodych obarczone jest pewną wadą. Wielu z nich wydaje się, że samo wykształcenie pozwala im na ocenianie najnowszej historii. Ludzie z pańskiego pokolenia, niezależnie od wykształcenia, znają Wałęsę z autopsji, obserwowali jego działalność na bieżąco, mogli więc konfrontować swoje nadzieje i wyobrażenia z rzeczywistością. Ludzie młodsi czerpią swą wiedzę z książek i wypowiedzi publicystów. Na temat III RP powstało niezwykle mało publikacji pomagających zrozumieć ten okres. W dodatku w szkole, na lekcjach historii, z braku czasu nigdy nie dochodziło się do tzw. przerabiania tego okresu, więc skąd młodzi ludzie mogą czerpać niezbędną wiedzę? W ciągu półrocza ukazały się dwie ważne książki na temat Lecha Wałęsy, wspomniana praca Cenckiewicza i Gontarczyka oraz jego autobiografia, zatytułowana "Droga do prawdy". Czy potrzebna jest książka kolejna? - Książka Cenckiewicza i Gontarczyka jest przyczynkiem do biografii, traktuje o jednym, bardzo istotnym wątku z życia Wałęsy: jego ewentualnej współpracy z SB, jego losach jako tzw. figuranta, osoby rozpracowywanej przez bezpiekę, oraz o losach związanych z tymi wydarzeniami dokumentów. Autobiografia Wałęsy z kolei jest w zasadzie historią według Wałęsy. Nie są to jego wspomnienia, bo nie ma w nich opisu życia wewnętrznego autora, jego dylematów, jest tylko wiele faktów przedstawionych tak, jak je chce widzieć autor. Są to fakty w dużej części opisane już w "Drodze nadziei" Wałęsy, pochodzącej z roku 1987, chociaż akurat ta książka zawiera wiele ciekawych informacji - była pisana w innej epoce, kiedy Lech Wałęsa miał inne problemy, na inne rzeczy zwracał uwagę, inaczej widział siebie. Moją ambicją było napisanie kompletnej biografii, opisującej wszystkie ważne wątki. Uważam, że dla właściwej oceny faktu ewentualnej współpracy Wałęsy z SB konieczne było poznanie kontekstu. W swojej książce powołuje się Pan przede wszystkim na publikowane źródła. Czy podczas pracy udało się Panu odnaleźć dokumenty rzucające nowe światło na znane fakty? - Nie. Myślę jednak, że dokonałem czegoś równie cennego, odkrywając i przypominając prace opublikowane, acz zapomniane, zupełnie opinii publicznej nieznane, niefunkcjonujące w publicystycznym obiegu. Niewątpliwą zaletą Pańskiej książki są relacje ludzi, którzy znali Wałęsę, zwłaszcza jego krajan z okolic rodzinnego Popowa oraz znajomych z pierwszego okresu pracy w Gdańsku. Czy oni dziś chętnie mówią o Wałęsie, chętnie go wspominają? - Jest z tym bardzo różnie. Znajomi Wałęsy z najwcześniejszego okresu chętnie dzielą się wspomnieniami, prosząc jednak o niepodawanie ich nazwisk. Natomiast im dalej od rodzinnych stron Lecha Wałęsy, tym jawność większa. W książce często używa Pan stwierdzenia, że temat Lecha Wałęsy jest w Polsce tematem tabu. - Lech Wałęsa to już pewien mit, tworzony nie tylko przez niego samego, ale i sporą część elit politycznych. Wałęsa w ciągu swojej kariery pokłócił się chyba z każdym środowiskiem politycznym, a kiedy kłócił się z jedną grupą, musiał przyciągać do siebie inną, więc każdy miał możliwość z Wałęsą spierać się, ale i współpracować. Politycy różnych opcji starali się Wałęsę wykorzystywać do realizacji własnych celów i w zależności od tego wybierali i interpretowali fakty, współtworząc wspomniany mit, którego teraz bronią. W nakreśleniu pełnego, obiektywnego obrazu tej postaci przeszkadzają nawet instytucje polskiego państwa. Nie chodzi mi tylko o ginące w sprawie "Bolka" dokumenty. Z Pańskiej książki dowiedziałem się, że nawet w ośrodku szkolno-wychowawczym, w którym Wałęsa pobierał nauki, pojawił się UOP, konfiskując dotyczące go papiery. - To kolejny dowód na chęć podtrzymania wspomnianego już mitu. Młodość Wałęsy była bardzo burzliwa, nie jest prawdą, że Wałęsa wyssał antykomunizm z mlekiem matki, nie jest prawdą, że od dziecka był równie mocno religijny jak dziś. Takie wydarzenia, jak przywołana przez pana konfiskata dokumentów, to kwestia jakości III RP, jakości prezydentury Wałęsy i ludzi, jakimi się otaczał, wreszcie jakości polskiej demokracji. Sporo miejsca poświęca Pan młodości Lecha Wałęsy, próbując odtworzyć wpływ, jaki wywarła ona na jego późniejszą działalność. - Żeby zrozumieć Wałęsę, należało poznać jego młodość i środowisko, w jakim się kształtował. Wałęsa wychowywał się w ciężkich czasach, w rodzinie ze sporymi problemami. Dla warstwy, z której się wywodził, komunizm był poniekąd wybawieniem, dzięki komunizmowi on sam mógł na przykład podjąć pracę w gdańskiej stoczni. Lech Wałęsa nie chodził do kościoła, nie wychowywał się w tradycjach patriotycznych, żył zwyczajnym życiem polskiej wsi, między zabawami i festynami, nie trafił do Gdańska z wykształconym kręgosłupem ideowym polskiego patrioty czy wręcz antykomunisty. Wiedzę o życiu społecznym czerpał nie z książek, nasłuchu zachodnich radiostacji czy opowieści starszych krewnych, ale z obserwacji swego środowiska. Dopiero w Gdańsku próbował się w jakiś sposób odnaleźć, stąd wzięły się meandry jego działalności, i w początkach lat 70., i później. Dojrzewanie polityczne Wałęsy, jego świadomość historyczna, tak naprawdę zaczęły się pod koniec lat 70., w momencie nawiązania kontaktu z Wolnymi Związkami Zawodowymi i środowiskami opozycyjnymi. Pańska książka kończy się na roku 1988. Dlaczego? - W tym roku w dziejach Polski i samego Wałęsy kończy się pewna epoka, kończy się okres konspiracji. A poza tym materiał dotyczący kolejnych lat jest tak obszerny, że powinien stać się podstawą innej pracy. I pytanie ostatnie - czy pisząc tę książkę, rozmawiał Pan z jej bohaterem? - Przez kilka miesięcy byłem w kontakcie ze współpracownikami Lecha Wałęsy, Piotrem Gulczyńskim, z Bartoszem Lobą, koordynującym prace nad najnowszą autobiografią Wałęsy. Panowie zapraszali mnie do współpracy przy tej książce, z oczywistych względów odmówiłem, potem nasz kontakt się urwał. W ostatniej rozmowie telefonicznej z panem Lobą prosiłem o listowną odpowiedź na moje prośby o spotkanie z Lechem Wałęsą. Nie dostałem żadnej odpowiedzi i tak moje starania się zakończyły." http://www.dziennik.krakow.pl/Artykul.100+M56b2912e598.0.html
Etykietowanie:

16 komentarzy

avatar użytkownika Unicorn

1. A tu krytyka z...tej samej

A tu krytyka z...tej samej strony barykady :D http://www.rp.pl/artykul/9157,283737.html "Już we wstępnych rozważaniach metodologicznych autor nowej książki o Lechu Wałęsie złożył ważką deklarację: „w toczonym od kilkudziesięciu lat sporze między zwolennikami i przeciwnikami tak zwanej oral history [historii mówionej] stanąłem po stronie tych pierwszych“ (s. 7 – 8). Nie jestem zwolennikiem żadnego ze wspomnianych poglądów. Za kluczową sprawę uważam bowiem nie charakter dostępnego źródła (dokument archiwalny czy relacja), tylko jego wiarygodność. O tym, czy wykorzystać dany przekaz, czy nie, winna decydować jego krytyczna analiza. W szczególności dotyczy to relacji o osobach publicznych składanych po kilkudziesięciu latach. Przypadek ten dotyczy i Lecha Wałęsy. Moja zawodowa ostrożność i dystans wobec relacji zostały zwiększone podczas jednego z niedawnych spotkań publicznych, które z okazji prezentacji książki „SB a Lech Wałęsa“ odbyło się w Gdańsku. Była tam i osoba, która krzyczała na sali, że były przywódca „Solidarności“ jest bez wątpienia wieloletnim agentem NKWD. Oczywiście historię tę mogę opowiadać jako swoiste kuriozum, ale nigdy nie przeniósłbym jej do żadnej książki o naukowych aspiracjach. I chyba w tym miejscu jest najważniejsza różnica pomiędzy historiografią Pawła Zyzaka a klasycznymi pojęciami na temat metod badania opisywanego przedmiotu. Wspomniany autor w deklaracjach wydaje się ostrożny: „starałem się podchodzić do zagadnienia ustnego przekazu nadzwyczaj ostrożnie“ (s. 8). Jednak jego słowa nie przystają do treści napisanej przez niego książki. Tu bezkrytycznie cytuje lub przywołuje ustne przekazy bez względu na okoliczności, w jakich powstały, i to, kim jest osoba relacjonująca. Wiele ważnych dla Wałęsy informacji pada z ust jego politycznych przeciwników: Andrzeja Gwiazdy, Krzysztofa Wyszkowskiego i Anny Walentynowicz. Jestem oczywiście daleki od tego, by, jak to czyniono do niedawna, całą trójkę wykluczać z historycznej narracji. Ale rygory warsztatu zobowiązują. Nie wolno zapominać, że ich relacje mogą być nacechowane emocjami i raczej nie wolno przyjmować ich a priori jako zobiektywizowany obraz historii. Problem relacji ma w książce Zyzaka ciężar dużo poważniejszy. Wiele zawartych w niej informacji, w szczególności tych bardzo negatywnych dla obrazu późniejszego przywódcy „Solidarności“, zostało zaczerpniętych ze źródeł nieznanych. Z anonimowych relacji czasem pojedynczych osób, a czasem kilku wsi chyba zwoływanych przez niego na wiecach (cytuję: „relacja mieszkańców Popowa, Sobowa i Chalina“ – s. 64). Dosyć istotne wywody na temat rzekomego nieślubnego dziecka Wałęsy padają na podstawie relacji m.in. „Pani Zenobii, Pana Adama i Pana Leszka“ (s. 50). Zyzak twierdzi, że wspomniane osoby ukryły swoje dane personalne i on jako naukowiec musiał to uszanować. No dobrze, ale czy próbował treść tych relacji w rzeczowy sposób weryfikować? Po urodzonym dziecku pozostaje kilka śladów archiwalnych czy to w księgach parafialnych, czy to w urzędzie stanu cywilnego, czy też innej ewidencji ludności. Niestety, z książki Zyzaka wynika, że podobnej weryfikacji w ogóle nie przeprowadził. Generalnie wydaje się, że autor od pracy w archiwach, chociażby w warszawskim IPN, trochę stronił. Zasłonił się przy tym nieprawdziwymi tłumaczeniami (s. 8 – 9). Generalnie za symbol jego pracy będę zmuszony uznawać sprawę innej relacji uzyskanej przez Zyzaka, według której Lech Wałęsa miał być w latach młodości stojącym pod sklepem i pijącym piwo – państwo wybaczą – „obszczymurkiem“ (s. 49). Czy Zyzak widział na oczy autora wspomnianej relacji? Nie. Usłyszał całą historię od Krzysztofa Wyszkowskiego. Równie wątpliwą wartość ma wiele podanych przez Zyzaka informacji na temat młodzieńczych lat późniejszego przywódcy „Solidarności“, dotyczących jego kradzieży, udziału w rozróbach, pobicia nauczyciela czy rzekomego nasikania przez młodego Wałęsę w kościele do kropielnicy (s. 41). Miała być biografia polityczna przywódcy „Solidarności“, a są nadmierne urologiczne pasje Pawła Zyzaka. Casus "Bolka" Sprawa tajnego współpracownika „Bolka“ jest ważnym elementem biografii Lecha Wałęsy. A ponieważ temat ten został wcześniej opracowany, można łatwo sprawdzić, czy książka Zyzaka prezentuje należytą rzetelność i wiarygodność. Niestety, wygląda na to, że książkę „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii“ autorstwa Sławomira Cenckiewicza i niżej podpisanego wspomniany czytał niedbale. Stąd liczne błędy rzeczowe i wątpliwe interpretacje. Zyzak twierdzi na przykład, że jeden z najważniejszych dokumentów dotyczących TW „Bolka“, czyli karta rejestracyjna Lecha Wałęsy, pochodzi z Delegatury UOP w Gdańsku (s. 137). Dokument ten został przez nas dokładnie opisany, a ponadto dwukrotnie zaprezentowany w aneksie. Ze wszystkich zamieszczonych przy nim opisów wynika jednoznacznie, że wspomniana karta znajdowała się w warszawskiej centrali, a nie w Delegaturze UOP w Gdańsku. Oficera SB o nazwisku Łubiński autor uporczywie nazywa „Łubieńskim“ i przekonuje, że Marian Jurczyk miał kontakty z SB w innych niż w rzeczywistości latach (s. 245). Oczywiście można twierdzić, że podobne błędy i nieścisłości mają znaczenie drugorzędne. Ale dbałość o podobne szczegóły i drobiazgi to rzecz zupełnie fundamentalna. Świadczy ona o wiarygodności autora w kwestiach, w których nie możemy łatwo zweryfikować podawanych przez niego informacji. "

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Maryla

2. reklama w GW tych urologicznych fragmentów na mnie też

podziałała alarmujaco, ale wprowadzenie do ksiązki Cenckiewicza ukazuje Zyzaka w pozytywnym swietle. Nie jestem historykiem, zeby to oceniac, ale na pewno gdybym miała dwie ksiązki - Zyzaka , a duetu Cenckiewicz- Gontarczyk - na pewno bym wybrała te drugą. pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Aspiryna

3. Jesli o Wałęsę chodzi,

to niech już zniknie. W pierony. Żadnej książki o nim czytać nie chcę. I nie będę.
Tabletką w Imperium Zła
avatar użytkownika jan.nowak1

4. Gontarczyk - szkodliwa pseudorecenzja

Wyżej przywołano recenzję Gonatarczyka z książki Zyzaka o Wałęsie, zamieszczona na łamach Rzepy. Po jej przeczytaniu stwierdzam z przykrością, że ta recenzja jest kompromitująca dla jej autora. I zaczynam myśleć spiskowo, kto i dlaczego przydzielił Gontarczyka Cenckiewiczowi, gdy tenże zaczał pisać o Wałęsie. Czy faktycznie chodziło o pomoc, czy raczej o kontrolę nad tym co się znajdzie i co napisze? By "wybielić" Wałęsę ograniczając okres jego współpracy tylko do lat 1970-76? Pytań wiele... ==== Szkodliwa pseudorecenzja Pan Gontarczyk, w swoim tak ostrym ataku na Zyzaka, że wyglada na to iż powodowany jest przede wszystkim wielką zawiścią do Zyzaka za "podebranie" tematu, sam popełnia sporo istotnych błędów, równie znacznych jak zarzucane Zyzakowi. 1. Błędna jest jego tak wielka dyskredytacja ustnych "relacji o osobach publicznych składanych po kilkudziesięciu latach", powiększona - jak stwierdza - po tym jak na spotkaniu w Gdańsku jakaś osoba "krzyczała na sali, że były przywódca „Solidarności“ jest bez wątpienia wieloletnim agentem NKWD". Wygląda na to że pan Gontarczyk ma problem z rozróżnieniem informacji od opinii. Bo owo wykrzyczane przekonanie że Wałęsa jest "bez wątpienia wieloletnim agentem NKWD", nie jest relacją, a tylko opinią wyrażoną przez ową osobę, zapewne próbującą w ten sposób wyjaśnić przyczyny takiego a nie innego zachowania Wałęsy na przestrzeni ostatnich 30-40 lat. Pan Gontaryczyk kompromituje się też twierdząc, że "historię tę mogę opowiadać jako swoiste kuriozum, ale nigdy nie przeniósłbym jej do żadnej książki o naukowych aspiracjach", jako że wbrew temu co pisze, historyk, by być rzetelnym i uczciwym musi o takiej opinii w pracy naukowej o Wałęsie wspomnieć, a następnie przedstawić wszelkie informacje jakie na ten temat zebrał i naświetlić z czego może wynikać taki pogląd. Trzeba umieć oceniać wiarygodność relacji, a nie uznawać z góry wszystkie takie relacje za mniej wiarygodne niż dokumenty archiwalne. Bywa, że jest dokładnie odwrotnie, że właśnie tylko relacja ustna jest wiarygodna, trzeba tylko umieć to ocenić. 2. Wręcz żenujące jest dezawuowanie przez pana Gontarczyka wiarygodności "politycznych przeciwników" Wałęsy, a to: Andrzeja Gwiazdy, Krzysztofa Wyszkowskiego i Anny Walentynowicz. Przekonanie pana Gontaryczka, że powoływanie się na przekazy tych osób kompromitują warsztat naukowy pana Zyzaka wskazuje na braki warsztatowe, ale pana Gontarczyka. To że relacje tej trójki "mogą być nacechowane emocjami", nie oznacza że nie przedstawiają prawdziwych informacji, zwłaszcza gdy np. dowiemy się, że dokładnie to samo głosili lat temu 30, ale tylko w wąskim gronie by nie szkodzić "sprawie". 3. Bardzo "niskiego lotu" - a nawet wręcz dyskredutyjący pana Gontarczyka jako rzetelnego recenzenta - jest jego "dowcip", że pan Zyzka czerpie wiedzę z relacji "czasem kilku wsi chyba zwoływanych przez niego na wiecach" i jako dowód podaje „relacja mieszkańców Popowa, Sobowa i Chalina“. Każdy rozumny czytelnik wie doskonale i jednoznacznie o co chodzi w sformułowaniu użytym przez pana Zyzaka, i czepianie się tego jest żenujące. Podobnie jak użyte przez pana Gontarczyka sformułowanie o "nadmiernych urologicznych pasjach pana Zyzaka". Śmieszna jest też pretensja, że źródła relacji ustnych ("tych bardzo negatywnych dla obrazu późniejszego przywódcy „Solidarności“") wykorzystanych przez pana Zyzka są panu Gonataryczkowi nieznane, bo to przecież nie znaczy - jak chciałby pan Gontarczyk - że one nie istnieją. Zwłaszcza że wobec tego co się dzieje w Polsce, w pełni zrozumiałym jest ukrywanie ich w tajemnicy. Kto chciałby narazić się jakiś proces sądowy, gdzie przecież nie da się udowodnić, że to co się widziało to prawda, albo na "bliskie spotkanie trzeciego stopnia z nieznanym sprawcami"? 4. Pan Gontarczyk, kompromituje się też - jako historyk- sformułowaniem "na temat rzekomego nieślubnego dziecka Wałęsy". Bo oznacza ono, że takiego dziecka nie było. Na jakiej podstawie pan Gontarczyk tak twierdzi? Czy przeprowadził stosowne badania by tak twierdzić, czy jest to tylko gołosłowna wypowiedź? Dodam, że o istnieniu nieślubnego dziecka Wałęsy w "S" mówiono już w 1980 r. 5. Śmieszne jest też dyskredytowanie wartości relacji o zachowaniach Wałęsy w młodości, jak np. tej o piciu piwa pod sklepem. To że pan Zyzak usłyszał relację na ten temat z drugiej ręki (o czym jak wynika z recenzji pana Gontarczyka wyraźnie napisał), nie oznacza iż jest ona nieprawdziwa. Podobnie też zdumiewające jest negowanie wartości innych "podanych przez Zyzaka informacji na temat młodzieńczych lat późniejszego przywódcy „Solidarności“, dotyczących jego kradzieży, udziału w rozróbach, pobicia nauczyciela czy rzekomego nasikania przez młodego Wałęsę w kościele do kropielnicy". Na jakiej podstawie pan Gontarczyk je neguje? Mnie takie krytykowanie pana Gontarczyka dziwi dodatkowo o tyle, że o takich "przygodach" Wałęsy w młodości słyszałem już w 1980 r. Gołosłowny jest też zarzut Gontarczyka, że Zyzak w opisie młodzieńczych lat Lecha Wałęsy, podał wiele bardzo negatywnych dla Wałęsy informacji "na podstawie anonimowych i niesprawdzonych źródeł". Na jakiej podstawie pan Gontarczyk twierdzi że nie są to źródła niesprawdzone? Zbadał je by tak orzec? I powtórzę, że to iż Gontarczyk tych źródeł nie zna, nie znaczy że są niewiarygodne. A przez zachowanie anonimowości, osoby te mogą one być znacznie bardziej wiarygodne niż znane mu z imienia, bo nie obawiają się mówić znanej sobie prawdy, tak niemile widzianej przez Gontarczyka. 6. Śmieszne też jest doszukiwanie się błędu w stwierdzeniu pana Zyzaka, "że po 1956 r. w Polsce rozpoczęła się „nieśmiała dekolektywizacja“", i pytanie: "A kiedy w Polsce mieliśmy „śmiałą kolektywizację“?". Widać że nie mając argumentów, pan Gontartczyk po prostu "czepia się". Pokazują to i inne jego pretensje do pana Zyzaka, jak np. o to iż o pamiętnikach Rakowskiego napisał „przed publikacją zostały zapewne objęte odpowiednią autocenzurą, co w tym wypadku oznacza, że co bardziej kompromitujące informacje zostały raczej usunięte niż zniekształcone“, bo nie przedstawił on na to dowodów. Nie podoba mu się też to iż Zyzak informując o zakupie przez Wałęsę na początku lat 70. fiata 126p, pisze następnie że„Henryk Lenarciak tłumaczy, że w celach werbunkowych SB obiecywała stoczniowcom załatwienie samochodu czy mieszkania“. Choć przecież nabycie przez Wałęsę w tamtym czasie samochodu, wydaje się być elementem doskonale pasującym do całej układanki i to już jest wystarczają poszlaką do takiego powiązania tych zdarzeń. Z jednym stwierdzeniem pana Gontarczyka można w pełni się zgodzić: "Jest rzeczą oczywistą, że historyk winien dążyć do wyłączenia własnych emocji i opisywane fakty traktować uczciwie, zgodnie z kanonami naukowego rzemiosła", ale niestety sam pan Gontarczyk zapomniał całkiem o tej zasadzie przystępując do pisania recenzji z książki pana Zyzaka, i chyba zaślepiony zawiścią do niego, napisał tak nierzetelny w całej swojej wymowie tekst. I parafrazując recenzenta: "Ta recenzja Gontarczyka jest jego porażką i prawdopodobnie również – w świecie nauki i życiu publicznym – klasycznym harakiri. Recenzja jest zła i szkodliwa także dla polskiej historiografii, bo zwolennikom wolności badań naukowych wyrządza niedźwiedzią przysługę. Ich przeciwnicy wezmą recenzję Gontarczyka i będą triumfalnie pokazywać, że tu nie o żadną prawdę historyczną chodzi, tylko o dokopanie Zyzakowi. Ja się na taką naukę, jaką zaprezentował Gontarczyk, zwyczajnie, po ludzku, nie zgadzam. Lech Wałęsa to postać skomplikowana i ciekawa. Jakkolwiek by oceniano jego polityczną biografię, to trzeba zachować rygory naukowe i niezbędną dozę obiektywizmu. Cokolwiek byśmy o nim sądzili, na traktowanie a la Gontarczyk recenzent po prostu nie zasługuje".
avatar użytkownika Anita_C

5. jan.nowak - litości

Na pewno, Gontarczyk umiera z zazdrości. :) 1. Porównanie Gontarczyka jest słuszne. Opinie ludzi po kilkudziesięciu latach mogą być bardzo zniekształcone i obrosłe w miejscową legendę. 2. Gontarczyk mówi jak naukowiec.On nie dezawuuje tych osób, tylko stwierdza oczywistość, że są miedzy nimi silne emocje. Mogę Ci zacytować, co Wałęsa mówi o tej trójce. Mówił, to przed sądem. Jeśli uznamy, że te emocje nie mają wpływu będziemy musieli uznać, że Wałęsa też mówi o nich prawdę. ;) 3. To nie są zarzuty niskiego lotu. Gontarczyk się wypowiada jako naukowiec i broni naukowego warsztatu. Żeby to było naukowe, muszą być dowody. 4. Odwrotnie. Trzeba udowodnić, że takie dziecko było. Zabiłeś mnie stwierdzeniem, że w 80 tych latach mówiono, że Wałęsa ma nieślubne dziecko. Mówiono też, że Maryla Rodowicz jest córką Breżniewa i Ireny Dziedzic. W książce naukowej muszą być dowody. Twarde. I tego słusznie broni Gontarczyk. Ja też uważam, że taką książką można narobić szkody. Ale trzeba ją potraktować jako pierwszą próbę spisania życia Wałęsy. I żeby nie było, że ja też o coś jestem zazdrosna, a w ogóle to bronię Wałęsy, informuję, że jestem z kontakcie z panem Pawłem, bo organizuję mu spotkanie. Mając nadzieję, że zadam mu pytania i podzielę się wątpliwościami.
avatar użytkownika jan.nowak1

6. Anito_C - litości..

Proszę czytać ze zrozumieniem. Czym innym jest opinia, a czym innym informacja. A opinie, nawet obrosłe w miejscową legendę należy w naukowej publikacji podać, i starać się wyjaśnić co jest/może być ich podstawą. Stąd porównanie, a ściślej pomylenie informacji z opinią jest błędne. Gontarczyk owszem zazdrości, gdyż wyglądało na to że chciałby napisać biografię Wałęsy, a Zyzak mu podebrał temat. Owszem G. może napisać nową biografię, ale "kto pierwszy ten lepszy"... Gontarczyk w tej recenzji nie mówi jak naukowiec, ale jak zawistnik, który chwyta się niegodnych metod by zdyskredytować autora książki (vide np. owe "nadmierne pasje urologiczne" Zyzaka). G. może i chce bronić naukowego warsztatu, ale czyni to w sposób dowodzący tego, że o tym warsztacie nie ma pojęcia. Nie wyśmiewaj sprawy pogłosek o dziecku Wałęsy. Po pierwsze jesienią 1980 r. Wałęsa nie był jeszcze tym kim stał się później, a po drugie owe "mówienie" miało miejsce w wąskim środowisku osób organizujących "S" na wysokim szczeblu, a pochodzących z opozycji przedsierpniowej. Zyzak nie musi udowodnić istnienia dziecka W. On ma przedstawić informacje na ten temat, do jakich udało mu się dotrzeć. "Pogłoska" jest też źródłem, tylko trzeba ją odpowiednio zweryfikować. Jako rzetelny naukowiec wątku nieślubnego dziecka nie może pominąć, nawet gdy nie ma tego "czarno na białym". Nie obraź się, ale dyletanckie jest to stwierdzenie o tym że w "książce naukowej muszą być dowody. Twarde". Co to znaczy twardy dowód w historii? I w czymże Zyzak uchybił warsztatowi? Zebrał relacje, przeprowadził ich krytykę. Dla wczesnego okresu życia Wałęsy to są podstawowe źródła. A to że G. ich nie zna, to nie znaczy że nie istnieją i nie są wiarygodne (nawet bardziej niż inne). Skoro ma Pani zamiar przeprowadzić rozmowę z Pawłem Zyzakiem, to proszę przygotować się merytorycznie by nie powielać (w znacznej części) błędnych zarzutów pana G.
avatar użytkownika Anita_C

7. jan.nowak

Odebrał temat? "kto pierwszy ten lepszy?". Chyba żartujesz? O Wałęsie można napisać i 100 książek. Byle by się komuś chciało. Lepiej napisać mniej, ale za to dobrze. Za dużo emocji przypisujesz Gontarczykowi i sam też w ocenianiu Wałęsy je stosujesz. To jest postawa, która szkodzi. Osobiście bliższa mi jest postawa Gontarczyka, bo tylko taka ma szansę wygrać. Oszołomstwo niestety nie. Twarde dowody w nauce to źródła. Nie tylko osobowe, ale pisane, dokumenty. Niech to będzie zeznanie człowieka, ale niech to będzie urzędnik USC, który potwierdzi, że sporządzał akt urodzenia dziecka, który następnie został zniszczony, a nie opinia "ludzi ze wsi". Nie mam nic przeciwko tym ludziom. Nie wiem, czy Wałęsa miał tego dzieciaka, czy nie. Ale niech będą na to dowody. Ja też mieszkam na wsi i zapewniam, że bardzo ciekawych rzeczy można się o sobie dowiedzieć. Jeśli Zyzak oparł się tylko na zeznaniach ludzi, którzy opowiadali zasłyszane historie, to cały warsztat leży. Ale przecież wolno pisać książki nienaukowe. Merytorycznie się przygotować, to znaczy jak w tym przypadku? Może udzielisz mi bardziej konkretnych rad?
avatar użytkownika jan.nowak1

8. Anito_C - historyk zbiera zeznania? No, no...

Ciekawą masz wiedzę na temat badań historycznych, skoro uważasz, że historyk ma zbierać zeznania i w dodatku ważne mogą być tylko "zeznania" urzędnika USC, a nie zwykłych ludzi. Widzę, że nasza znajomość tematu w tym zakresie całkiem się rozmija, a w takiej sytuacji niestety trudno się dyskutuje. Dodam, że rozumując jak Ty, należałoby do pieca posłać niemal całą historiografię, a zwłaszcza dotyczącą organizacji konspiracyjnych z Armią Krajową na czele, zsyłek na Sybir i gułagów, rzezi wołyńskiej i innych... Ona bowiem nie opiera się na "zeznaniach urzędników USC", a "tylko" na relacjach ludzi którzy to wszystko przeżyli. PS. Wyjaśnię też, że "kto pierwszy ten lepszy", nie oznacza że nie można napisać kolejnych biografii Wałęsy i to lepszych, a tylko to, że pierwszy zawsze będzie pierwszym i z tej racji zwykle ma największą siłę oddziaływania teraz i w przyszłości. Będzie (bo musi być) dla każdego następnego autora punktem wyjścia.
avatar użytkownika Anita_C

9. jan.nowak

Tak, historyk powinien opierać się na wiarygodnych źródłach. W tym przypadku - mowa o dziecku - powinien to być dowód poświadczający ojcostwo.No chyba, że ojciec sam potwierdzi, że jest ojcem, na co liczyć za bardzo nigdy nie można.;) Matka dziecka jak rozumiem, też się nie wypowiedziała. Dziecko nie żyje. Czytaj uważniej, bez zbędnych emocji i nastawienia. Nie napisałam, że tylko zeznania urzędnika USC. Podałam to jako PRZYKŁAD wiarygodności. Dla mnie dowody w postaci dokumentów, czy zeznań bezpośrednich świadków są bardziej wiarygodne. Po prostu. Podobną rozmowę przeszłam z moim 9 letnim synem, który czyta obecnie legendy polskie. On też twierdzi, że skoro ojciec synowi przekazał informację o smoku wawelskim to jest niezbity dowód na jego istnienie. Ostatni Twój argument się nie broni. W tym sęk, że tutaj nie ma relacji ludzi, którzy to przeżyli (mowa o dziecku).
avatar użytkownika jan.nowak1

10. Anito_C - relacje a nie zeznania

1. Historyk nie zbiera zeznań, a relacje. To całkiem inna jakość. 2. W przypadku domniemanego dziecka Wałęsy, nawet nie mając metryki urodzenia, należy opisać ten problem. Mówiąc prosto, nie chowa głowy w piasek, gdy nie ma metryki urodzenia. Należy wtedy o tym wszystkim napisać co się wie, np. że w takim a takim okresie pojawiły się pogłoski o istnieniu nieślubnego dziecka, że matką miała być xx, że nie ma pokrycia w dokumentach, czy nie zdołano tego zweryfikować, bo np. dokumenty zostały usuniete, albo że dziecko zmarło na tyle wcześnie, iż nie zarejestrowano tego, ale relacje wiarygodnych (co potwierdza to i to) świadków, wskazują na taką możliwość - wykluczają, itp., itd... Tzn. sprawy dziecka w publikacji naukowej przedstawiającej biografie LW tego pominąć nie można, nawet nie mając takich "twardych" jak mówisz dokumentów. Zdumiewa mnie też Twoje przekonanie, że przykładem wiarygodności ma być urzędnik USC, w przeciwieństwie do zwykłych mieszkańców wsi. Po pierwsze obrażasz w ten sposób uczciwość zwykłych ludzi, a po drugie, wygląda na to że nie śledzisz tego co się dzieje w Polsce od 20 lat, skoro wciąż masz takie przekonanie o niezwykłej wiarygodności polskich urzędników... A co do smoka, to obawiam się, że źle wyjaśniasz kwestię jego istnienia swojemu synowi. Pamiętaj, że w każdej legendzie jest ziarno prawdy i to właśnie legenda miała przekazać. Więc winnaś synowi wyjaśnić, co w istocie kryło się za tym przekazem, na jakiej podstawie powstał itp. Bardzo ciekawy problem, niestety często nierozumiany przez osoby traktujące dosłownie tekst legend.
avatar użytkownika Anita_C

11. jan.nowak

1. Niepotrzebnie się czepiasz marginaliów. Swoją drogą to na razie są relacje, ale jak będzie akt oskarżenia to wtedy będą już zeznania. ;) 2. Nigdzie nie napisałam, że nie należy, czy nie wolno o tym pisać, że zabrania się stawiać pytania. Nie jestem przeciwna tej książce. Ja mówię o wiarygodności i żałuję, że nie dało się tego zrobić bardziej wiarygodnie i naukowo po prostu. Palikot też stawia pytania. (NIE! Nie porównuję Zyzaka do Palikota - uprzedzam ewentualny atak) 3. Nie napisałam, że mieszkańcy wsi są niewiarygodni. Ja tego nie wiem, bo ich nie znam. I nie wiem, skąd tak naprawdę to wiedzą. Mnie może z kolei zdumiewać Twoje bezgraniczne zaufanie do relacji obcych ludzi o cudzym obcowaniu płciowym. A ja nie wiem, nie mam pewności, czy tak było. Nie mówię, że tak nie jest - mam nadzieję, że czujesz różnicę. Co więcej myślę, że "ludzie wiedzą". Sama jak się chcę dowiedzieć o jakimś incydencie we wsi, to pytam sklepową - najlepiej poinformowaną osobę. Ale to wszystko pozostaje w sferze mojej wiary w jej słowa i jej wiedzę. To wszystko. Ale książki o naszym wiejskim chuliganie bym nie napisała na podstawie jej słów. Wolałabym zajrzeć do akt sądowych i zasięgnąć opinii dyrektora zakładu karnego.;) (potraktuj to oczywiście metaforycznie) 4. Niepotrzebnie wchodzisz w takie personalne ataki, typu - nie śledzisz co sie dzieje w Polsce,wiara w niezwykłą wiarygodność polskich urzędników. Po co to? 5. Ja myślę, ze dobrze wyjaśniam mojemu dziecku czym są legendy, dlatego rozmowę zakończyłam śmiałą hipotezą, że ten smok to pewno dinozaur był. :) Ale oczywiście Ty zapewne wiesz lepiej, co się kryło za tym przekazem. Ty WIESZ, jesteś PEWNY. A ja mam po prostu wątpliwości - serdecznie Cię za to przepraszam. Nie wykazałam się duchem rewolucyjnym. :) Reasumując - nie mam nic przeciwko tej książce. Ale zgadzam się z Gontarczykiem. Nie miałabym nic przeciwko temu, aby postawione w niej tezy udało się kiedyś potwierdzić.:)
avatar użytkownika jan.nowak1

12. Anito_C - erystyczna obrona?

Szkoda, że bronisz się sprowadzając moje wypowiedzi ad absurdum. Tym niemniej ustosunkuję się jeszcze do pewnych kwestii, bo są one na tyle fałszywie przedstawione, że wymagają wyjaśnienia. Ja tylko bronię warsztatu Zyzaka przed niemerytorycznymi zarzutami Gontarczyka. Otóż po pierwsze zdumiewa Twoje stwierdzenie, że szkoda iż książki Zyzaka "nie dało się [...] zrobić bardziej wiarygodnie i naukowo po prostu". Na jakiej podstawie tak piszesz? Na czym opierasz ta istotny, wręcz dyskwalifikujący tę książkę zarzut? Bo z tego co o niej wiemy, choćby poprzez osobę promotora, wynika że ta książka została opracowana jak najbardziej wiarygodnie i naukowo. Zarzuty Gontarczyka nie są merytoryczne (poza wskazaniem kilku pomyłek w faktografii, ale nie mających żadnego znaczenia dla całości pracy). Po drugie, wcześniej jako przykłada wiarygodnych źródeł dawałaś zeznania urzędnika USC, przeciwstawiające je relacjom zwykłym mieszkańcom wsi, a więc w ten sposób sugerowałaś ich niewiarygodność. Przpisujesz mi też "bezgraniczne zaufanie do relacji obcych ludzi o cudzym obcowaniu płciowym", w sytuacji gdy ja tego w żaden sposób nie głoszę. Wyjaśnię więc, że uważam iż w biografii LW należy wspomnieć o istnieniu pogłosek że miał on nieślubnego syna, bo potwierdzają to różne relacje, m.in. jego sąsiadów ze wsi. A trzeba pamiętać, że 40 lat temu "kontrola" zachowań sąsiedzkich na wsi była wielokrotnie większa niż ma to miejsce dziś (choćby przez - w praktyce - nieobecność TV). "Wszystko" "wszyscy" widzieli i wiedzieli. Stąd i relacje miejscowych o tym że X (z którą LW chodził, czego nawiasem mówiąc się nie wypiera) miała z nim dziecko, uważam za na tyle wiarygodne, iż zasługują na publikacje, zwłaszcza gdy sprawdziłem też wiarygodność innych przekazów pochodzących z tych źródeł osobowych. A owo metaforyczne pisanie przez Ciebie książki o "wiejskim chuliganie" jedynie w oparciu o akta sądowe i opinię dyrektora zakładu karnego, jest doskonałym przykładem tego jak nie powinno się pisać rzetelnej naukowej publikacji z historii współczesnej...
avatar użytkownika Unicorn

13. A ja tak sobie myślę, że

A ja tak sobie myślę, że Gontarczyk nieco pozazdrościł szumu medialnego i uczestnictwa Cenckiewicza w "promocji" Zyzaka. Drogi obu panów- G i C już się rozstały stąd możliwe ciekawe komentarze w przyszłości. Przyglądam się temu z uwagą, aby znowu popatrzeć kto jest kim, podobnie jak było z "prawicowymi" dziennikarzami olewającymi sprawę filmu Opór. Przeczytałem z uwagą recenzję Gontarczyka i momentami jest krojona na siłę, tylko po to aby dopiec młodemu historykowi. Wiele rzeczy jest trafnych. Pytanie kolejne jednak- co tak rozsierdziło pana Piotra, czy na pewno TYLKO braki warsztatowe książki czy może coś innego? Skonfrontuję oba stanowiska gdy otrzymam książkę i ją przeczytam. Nie lubię pisać o czymś, czego nie widziałem. Zresztą historyk jest od pisania jednej wersji a kolejne pokolenia albo poprawiają albo piszą od nowa. Czasami może wyjść ściema gdy jedni będą powielać błędy drugich czy powtarzać ich slogany, tak widoczne w przypadku pisaniny tzw. historyków uznanych, którzy klepią banały nie fatygując się nawet na zebranie "klechd i legend" wiejskich ;) Będę brutalny- czas przyniesie odpowiedź, kto ma rację. Jak mawiają po reakcjach ich poznacie. Skoro to wszystko są pomówienia, niech Bolek poda gościa do sądu. Jeżeli tego nie zrobi- vide książka SB a Lech Wałęsa, to....dopowiedzcie sobie sami.

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Anita_C

14. jan.nowak

Mam wrażenie, ze to Ty starasz się sprowadzić do absurdu moje wypowiedzi. Przykład z wiejskim chuliganem ma dowieść tego, (mam na myśli autentyczną osobę i prawdziwego chuligana)że owszem skorzystam z wiedzy sklepowej, ale np. (podkreślam -przykład) do tego, aby naprowadzić policję na trop bandziora. Jednak ustalenie, czy faktycznie popełnił on czyny, o które jest podejrzewany, czy np. wypowiedzenie się publicznie na ten temat musi być poparte dowodami. Tym dowodem może być oczywiście relacja bezpośredniego świadka zdarzenia. Cały czas nie jesteś w stanie udowodnić, że to było jego dziecko. Niestety, ta sprawa jest z gatunku bardzo delikatnych. O tym może wiedzieć tylko matka (i to niestety też nie zawsze) Ja uważam, ze jak sie bierze za pisanie biografii Wałęsy to trzeba tak przywalić rzetelnoscią dowodów i źródeł, aby się nie podłożyć. Relacja z drugiej czy trzeciej ręki po 30 latach o tym, że ktoś miał z kimś dziecko nie jest dla mnie naukowa. Nie sugeruję braku wiarygodności tych ludzi, tylko niestety w takich sprawach jak ustalenie czyjejś tożsamości czy ojcostwa trzeba czegoś więcej niż relacje ludzi. Nie neguję roli kontroli społecznej na wsi, ale też wiem, że równolegle owa kontrola i "wiedza" zmarnowała życie wielu ludziom, a bywało, że "bękart" miał wielu ojców - za sprawą "życzliwych" sąsiadów. Stoimy w punkcie wyjścia - ja nie mam pewności, Ty ją wprawdzie posiadasz, ale dowodów nie masz. Tylko wiarę w to co "mówią ludzie". Podkreślam różnicę - brak pewności, a negacja to różne rzeczy.
avatar użytkownika Anita_C

15. Unicorn

Zgoda, że czas może przyniesie rozwiązanie tych zagadek. Jeśli potwierdzi, to co pisze Zyzak, to bardzo dobrze. Ale to wcale nie będzie oznaczać, ze Gontarczyk nie ma racji w swojej recenzji i opinii o braku naukowych podstaw. Uważam, że bez sensu jest przypisywanie zazdrości. Gontarczyk pracuje zupełnie w innym stylu. I ma prawo się wypowiadać, także krytycznie. Bo cenzury przecież nie chcemy...
avatar użytkownika jan.nowak1

16. Lech Zborowski do Piotra Gontarczyka o jego recenzji

Na blogu Rzeczpospolitej Lech Zborowski zamieścił list skierowany do Piotra Gontarczyka w związku z jego recenzją książki Pawła Zyzaka. Ze względu na wymowę tego listu autorstwa działacza S. doskonale znającego osobiście "dawnego" Lecha Wałęsę warto się z nim zapoznać. To doskonała analiza recenzji napisanej przez Gontarczyka http://blog.rp.pl/blog/2009/03/29/biografia-nieodpowiedzialna/#comment-96500 ====== Lech Zborowski Pisze: 31 marca 2009 o 2:27 Panie Piotrze Kiedy po wydaniu panskiej ksiazki padl Pan ofiara atakow Walesowcow do zludzenia przypominajacych panska ” krytyke warsztatu ” Pawla Zyzaka bez namyslu dalaczylem swoj skromny glos do obrony panskiej osoby i panskiego prawa do wyrazania pogladow. Zrobie to znow jesli zajdzie taka potrzeba. Dziasiaj z niezrozumialych dla mnie powodow czyni Pan dokladnie to przed czym musial sie Pan tak niedawno bronic. Ma Pan swiete prawo wyrazac swoja krytyke wobec warsztatu naukowego P. Zyzaka zwlaszcza bedac w tym temacie fachowcem. Sposob w jaki Pan to czyni i argumenty, ktore Pan uzywa kaza mi watpic w prawdziwosc Panskich intencji. Wlasciwie to nalezalo by przejsc kolejno poprzez kazdy paragraf panskiego tekstu bo niemal wszedzie widac wyraznie nieszczerosc panskiego glownego zalozenia. Nie sposob tego dokonac w kilku zdaniach. Skupie sie wiec na mojej glownej mysli zatrzymujac sie tylko przy kilku bardziej istotnych panskich stwierdzeniach. Juz na wstepie pisze Pan, ze : ” o tym czy wykorzystac dany przekaz czy nie, winna decydowac jego krytyczna analiza. W szcegolnosci dotyczy to relacji o osobach publicznych skladanych po kilkudziesieciu latach. ” - Po pierwsze : co to znaczy wykorzystac…? Autor nie wykorzystuje tylko przkazuje informacje do takiego odbiorcy jak chocby ja sam i jest sprawa mojej inteligencji ich interpretowanie. Przy calym szacunku dla panskiej wiedzy ja nie potrzebuje ani Pana ani nikogo innego by mi mowil co mam o tym myslec. - Po drugie : kto ma dokonac sugerowanej krytycznej analizy ? Jezeli autor to skad mysl, ze jej nie dokonal. Czy i tu ma byc Pan wyrocznia ? - I wreszcie to co mnie rusza najbardziej : dlaczego panskim zdaniem osoby publiczne maja podlegac innym warunkom rozmowy o nich ? Czy to znaczy, ze walczylismy o wolnosc slowa , ktora pozwala wypowiadac swobodne opinie o szarym Kowalskim, a juz w przypadku Walesy obowiazuja inne zasady ? Tak sie akurat sklada, ze broni Pan rzczywistosci w ktorej wlasnie Walesa jako osoba publiczna ma nieograniczony dostep do srodkow masowego przekazu i moze polemizowac z kazdym pogladem wypowiedzianym na jego temat. Nie maja tego przywileju ci, ktorych on od lat atakuje nie przestrzegajac zadnych , nawet najprostrzych zasad. Przyznam, ze za brzydki chwyt ( zreszta w walesowym stylu uwazam panska uwage na temat Gwiazdow, Wyszkowskiego czy p.Walentynowicz. Ujal Pan to bardzo ciekawie stwierdzajac, ze sa wrogami Walesy. Oczywiscie to nie Walesa jest wrogiem ich jak i prawdy ,ktora glasza. To jednak szczegol. Najwazniejsze, ze sa oni przede wszystkim swiadkami historii i fakt, ze tak jak dzis polowa Polakow uwazaja Walese za lobuza nie zmienia w niczym prawdziwosci ich historycznych zeznan. Gwoli scislosci, to fakt, ze sa przeciwnikami Walesy bierze sie wlasnie z faktow, ktorym ci ludzie daja dzis swiadectwo, a nie z wody ktora pija. Zakladajac, ze co najmniej polowa obywateli tego kraju ma negatywne zdanie o Walesie trzeba by w mysl panskiej teorii wykreslic swiadetwo co drugiego swiadka. Jednym z glownych panskich zarzutow w stosunku do autora jest powolywanie sie na anonimowych swiadkow. W normalnym swiecie przyznalbym nawet Panu racje. Zapomnial Pan jednak, ze zyjemy w realiach w ktorych Walesa biega jak razony piorunem od jednego sadu do drugiego , ciagajac tam wszystkich, ktorzy zapomnieli mu sie poklonic.” Uczciwosc ” wyrokow tych sadow jest powszechnie znana totez wybor anonimowosci przez swiadkow jest zupelnie zrozumiala. Niezrozumiale jest za to panskie zalozenie, ze w mysl jakis bardzo naukowych zasad ja jako potencjalny czytelnik nie moge tych zeznan poznac. Pyta Pan w pewnym momencie czy Zyzak probowal tresc tych relacji w rzeczowy sposob weryfikowac ? Mnie to akurat zupelnie nie obchodzi. Autor nie ukrywa, a wrecz przeciwnie podaje wyraznie, ze informacje te pochodza od osob anonimowych. Tak wiec jest moja sprawa jak ja to potraktuje. Czepia sie Pan zle dobranych przymiotnikow i domaga wazenia slow.To juz graniczy z obledem. Autor podobnie jak kazdy z nas ma prawo wypowiadac swoj poglad nie zwazajac czy jego forma przypadnie do gustu panu Gontarczykowi czy Walesie. Oczywiscie Pan ma prawo sie czepiac. To jednak nie prezentuje Pana w najlepszym swietle. Nie zabraklo tez w panskim tekscie typowych trikow uzywanych przez walesowych klakierow. Otoz piszac o sprawie rodzaju obozu w jakim przebywal ojciec Walesy przypisuje Pan naszemu “bohaterowi” glupote i brak mozliwosci zrozumienia tejze roznicy. Tymczasem kiedy jakis wstretny Gwiazda przypomni Walesie , ze nie przeczytal w zyciu jednej kjsiazki to natychmiast staje sie oszolomem bo przeciez mowi o nie kwestionowanym medrcu Europy. Ta wybiorczosc ocen jest bardzo ostatnio popularna. Mozna by tak przejsc zadanie po zdaniu panskiego tekstu. Mysle jednak, ze moja mysl jest juz wystarczajaco zrozumiala. Przejde wiec od razu do panskiego koncowego wniosku, ktory w moim przkonaniu jest najbardziej niepokojacy. Pisze Pan : ” Ja sie na taka nauke, jaka zaprezentowal Zyzak zwyczajnie po ludzku nie zgadzam. ” I ma Pan do tego swiete prawo. Kto jednak powiedzial, ze to miala byc nauka , a tym bardziej pod panskie oczekiwania ? Konczy Pan slowami : “Lech Walesa to postac skomplikowana i ciekawa. Jakkolwiek by oceniano jego polityczna biografie, to trzeba zachowac rygorynaukowe i niezbedna doze obiektywizmu. Przywodca Solidarnosci, polski noblista i prezydent, a przede wszystkim czlowiek i cokolwiek bysmy o nim sadzili to na traktowanie a la Zyzak po prostu nie zasluguje.” Otoz tu sie Pam myli calkowicie. Wraca to bezsensowne przkonanie, ze tego czlowieka nalezy z jakiegos powodu traktowac przy pomocy innych kryteriow. Pan moze nawet nosic Walese w lektyce do konca panskich dni jesli Pan sobie tego zyczy. Ja nie ulegam absurdalnej politycznej poprawnosci i dla mnie Walesa nie jest postacia skomplikowana czy nawet szczegolnie ciekawa. Jest za to lobuzem, prymitywnym lotrem i zdrajca. I w moim odczuciu jest to ocena jak najbardziej obiektywna. Oczywiscie nie jest to obiektywizm wyroczni czyli pana Gontarczyka, ale kto jest w tym wypadku sedzia najwyzszym by stwierdzic czyj obiektywizm jest naprawde obiektywny ? Nikt rowniez nie powiedzial, ze ksiazka Pawla Zyzaka jest biografia polityczna. Dla mnie jest po prostu zwykla nieatoryzowana biografia L. Walesy. Troche sie Pan z tym pedem do wszystkiego naukowego zwyczajnie zagalopowal. Na koniec odnosnie ostatniego zdania panskiej wypowiedzi. Otoz jakim byl przywodca Solidarnosci to wielu z nas dobrze jeszcze pamieta. Nie podniecam sie rowniez niezdrowo faktem, ze jakas politycznie umotywowana grupa przyznala mu nobla czy jakakolwiek inna nagrode. Zwlaszcza jesli pamietamy, ze w gronie tychze nagrodzonych byl tworca sowieckiej bomby wodorowej, najgorszy prezydent w historii Stanow Zjednoczonych czy w koncu najwiekszy terrorysta naszych czasow. Oczywiscie jesli dla Pana ta nagroda jest wyrazem czyjejs wielkosci to przypominam, ze nawet wedlog slow odbierajacej ja zony Walesy zostala ona przyznana ruchowi Solidarnosc, a nie Lechowi, Bolkowi czy innemu zeslanemu z niebios wybawicielowi. Jesli chodzi o Walese jako czlowieka to tu jest wlasnie pies pogrzebany. Panskie zalozenie, ze wystarczy byc czlowiekiem by zaslugiwac na szacunek nie pasuje do mojej zyciowej filozofii i prawdopodobnie do filozofii pana Zyzaka ( chociaz to tylko moj wniosek z jego ksiazki ). Otoz ja wcale nie uwazam, ze czlowiek moze byc lajdakiem byle tylko publicznym i juz nalezy mu sie specjalny obiektywizm wedlug Piotra Gontarczyka. Pozdrawiam Lech Zborowski