Kryzys w Polsce jeszcze się nie rozpoczął

avatar użytkownika Maryla

(© Justyna Cieślikowska/POLSKA)

rozmawia Joanna Ćwiek

2009-03-25 23:34:22, aktualizacja: 2009-03-25 23:34:22

Z prof. Januszem Czapińskim, psychologiem społecznym, rozmawia Joanna Ćwiek

Czy kryzys zmienił Polaków?
Moim zdaniem na razie dotknęły nas pojedyncze kolonie kryzysowego wirusa. Tylko nieliczne osoby, takie jak na przykład byli pracownicy Huty Stalowa Wola, którzy stracili pracę. Przeciętny Polak wie, że jest kryzys tylko dlatego, że usłyszał o tym w mediach. Uważam, że najgorsze dopiero przed nami.

Skąd Pan wie, że kryzys nas jeszcze nie dotknął?
Bo nie widać tego w badaniach. Odpowiedzi na pytanie odzwierciedlają ścieżki myślenia Polaków. Na przykład ankietowani odpowiadają, że według nich w przyszłości będzie gorzej niż dziś. Nie zaskoczyło mnie to wcale - nasi rodacy często widzą przyszłość w czarnych barwach. Zwłaszcza wtedy, gdy ich wyobrażenia dotyczą sfery publicznej.

Dlatego ponad 40 proc. Polaków uważa, że obecna sytuacja gospodarcza kraju nie jest najgorsza?
Nie tylko dlatego. Wiele osób pamięta biedę z okresu transformacji. Na początku lat dziewięćdziesiątych aż 75 proc. rodzin deklarowało, że nie wystarcza im do pierwszego. Jeszcze dwa lata temu przeszło 35 proc. Polaków nie miało na chleb. W porównaniu z tamtym kryzysem obecnie nie jest jeszcze tak ciężko.

Badania pokazują, że zaczynamy już oszczędzać.
W tych badaniach nie widać jeszcze znacznego ograniczenia codziennych wydatków. Ankietowani deklarują, że rezygnują z wakacyjnych wyjazdów albo z wyjść do restauracji. Ale co to za oszczędność, kiedy Polacy raczej nie jadają na mieście i rzadko gdziekolwiek wyjeżdżają.

Ale zaczynamy też oszczędzać na jedzeniu. Aż co trzeci ankietowany deklaruje, że kupuje mniej jedzenia i tańsze produkty.
To też żadna nowość. Od lat ok. 30 proc. Polaków deklaruje, że oszczędza na jedzeniu. Inna sprawa, że nawet jeśli ktoś zaczyna wydawać mniej na zakupy, to i tak oszczędza więcej, niż przestałby wydawać na "luksusy". Żywność w Polsce to najpoważniejsza pozycja w domowym budżecie i rzeczywiście daje spore oszczędności.

Kiedy będzie wiadomo, że kryzys już dotarł do Polski?
Moim zdaniem papierkiem lakmusowym sytuacji kryzysowej jest zdolność do spłacania kredytu. Kiedy aż 94 proc. Polaków nadal w terminie spłaca swoje raty, nie możemy mówić o tym, że mamy kryzys. Zwłaszcza że jak porównany dane z ubiegłego roku, to wyraźnie widać, że w lutym ubiegłego roku więcej naszych rodaków zalegało ze spłatą kredytów niż obecnie.

Zobowiązania kredytowe to dla Polaków priorytet?
Zdecydowanie. Ludzie biorą kredyt, żeby spełnić swoje marzenia - kupić płaski telewizor, nowy samochód czy większe mieszkanie. Zaniedbania w spłacie tych zobowiązań spowoduje, że bank im te marzenia odbierze.

Czy Pana zdaniem to możliwe, żeby wkrótce banki zaczęły masowo zajmować majątek Polaków?
To jak najbardziej realne. Skoro coraz częściej pracownicy godzą się na obniżenie pensji i wymiaru czasu pracy, to prawdopodobnie pensja, która im zostanie, pozwoli wyłącznie na skromne przetrwanie. Na kredyt już zabraknie.

Jaki sposób na przetrwanie kryzysu mają Polacy?
Liczą głównie na państwo. Z badań wynika, że zaledwie 4 proc. Polaków z uwagi na kryzys zdecydowało się zrezygnować z wcześniejszego przejścia na emeryturę. To w porównaniu z innymi krajami spora różnica. Na przykład za oceanem co trzeci Amerykanin zdecydował się na dłuższą aktywność zawodową.

Dlaczego Polacy nie widzą związku między pracą a lepszym standardem życia? Przecież emerytury są u nas bardzo niskie.
Bo jesteśmy wyćwiczeni w zaciskaniu pasa. Przez ostatnie dwadzieścia lat transformacji nauczyliśmy się żyć za grosze. Natomiast emerytury są może niewysokie, ale za to pewne. Zamiast martwienia się o to, czy nie stracą pracy i nerwami związanymi z szefem wariatem, Polacy wolą przejść na garnuszek państwa.

Kryzys, choć na razie obecny głównie w mediach, spowodował, że Polacy utracili wiarę w wolny rynek.
Nie ma w tym niczego dziwnego. Polacy zawsze uważali, że wolny rynek powinien być kontrolowany przez państwo i nigdy nie ufali kapitalizmowi. Zaskakujące jest natomiast to, że aż 22 proc. Polaków winą za obecny kryzys obarcza rząd Donalda Tuska. Polacy są od zawsze wściekli na polityków, a kryzys to dodatkowy pretekst, żeby ponarzekać na władze. Tylko nieliczni za obecną sytuację winią banki i korporacje. To między innymi dlatego, że Polakom brakuje wiedzy ekonomicznej i mają problem z określeniem winowajcy.

Czy wściekłość na rząd może spowodować, że do władzy dojdą populiści?
Jeśli sytuacja pogorszy się, przyszłe wybory wygra PiS, bo to największa partia opozycyjna. Zyska poparcie zwłaszcza wtedy, kiedy pokaże ludziom winowajcę.

A co powinien zrobić Donald Tusk, żeby pokonać Prawo i Sprawiedliwość?
Jak najszybciej ogłosić dekretem, że kryzysu nie ma.

I Polacy w to uwierzą?

Wszystko można w ten sposób załatwić. Zwłaszcza że Polaków kryzys nie dotknął.

Skąd taka niechęć do rządu i kapitalizmu, skoro tak naprawdę wolny rynek i nowe zasady nam się podobają?
To nie do końca tak. Polacy może nie są obecną sytuacją zachwyceni, ale nauczyli się w niej funkcjonować. Przykładowo teraz, jeśli tracą pracę, mają do wyboru - albo iść na zasiłek, albo wziąć 18 tys. pożyczki i założyć własną firmę. Przeciętny Polak w takiej sytuacji usiądzie z żoną i policzy, czy bardziej opłaca mu się zasiłek, czy dotacja. Tylko dlatego, że dotacja da mu ok. 10 tys. więcej niż zasiłek, założy własny biznes.

A pomysł i predyspozycje do prowadzenia biznesu?
Kto by się takimi bzdurami przejmował. Jakiś pomysł zawsze się znajdzie. A przecież jeśli nic z tego nie wyjdzie, to nikt mu za to głowy nie urwie.

 

http://polskatimes.pl/fakty/kraj/98295,kryzys-w-polsce-jeszcze-sie-nie-rozpoczal,id,t.html#material

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz