Episkopat Polski idzie z prądem

avatar użytkownika gw1990
To była dla mnie najbardziej przykra wiadomość dnia w Polsce. Kościół nie ma zamiaru rozliczać się z błędów w czasach komunizmu, dając kolejną pożywkę antylustratorom na potwierdzenie swoich propagandowych tez. Nihil novi w tej sprawie tym bardziej uderza, że powołano Kościelną Komisję Historyczną. Nie wiem jednak, czym ona się zajmowała, bowiem hierarchowie Kościoła częściej próbowali przymykać usta ks. Isakowiczowi - Zaleskiemu, niż dochodzić do prawdy. Być może bolesnej, ale potrzebnej. To ma wyróżniać duchowieństwo spośród tłumu grzeszników - odwaga i niezłamana wiara w Stwórcę, przy którym należy "iść pod prąd". Jestem szarym, przeciętnym człowiekiem, a jednak coś mi tu nie pasuje. Pewne, przykre sprawy w Polsce chowa się pod dywan. Często dzięki wpływom politycznym. Czy tak chcą być postrzegani Ci, którzy mają prowadzić swoje baranki do owczarni Pana? To, że niektórzy księża i hierarchowie Kościoła złamali się przed bezpieką wiadomo nie od dziś. Inna grupa podejmowała się współpracy dobrowolnie. Jednych można usprawiedliwiać, drugich nie, jak kto woli. Jednak jest coś takiego w człowieku, jak poczucie odpowiedzialności i honoru.Ten czynnik powinien, z mojego punktu widzenia, dać sygnał duchownemu, obojętnie, czy donosił dobrowolnie, czy był przez SB inwigilowany: muszę wyznać swój grzech i prosić o przebaczenie. O proces ten, niezwykle ważny dla naszego człowieczeństwa, proszą księża. Czasami, Ci sami, którzy donosili na swoich przyjaciół, innych duchownych. Czy tutaj nie mamy do czynienia nie tylko ze strachem, ale i hipokryzją? Bo jakie moralne prawo mają hierarchowie Kościoła do nakłaniania do przebaczenia, bardzo trudnego procesu, skoro sami się go lękają, mając w pamięci sprawę abp. Wielgusa? Przebaczenie, jak pięknie powiedział niegdyś Bronisław Wildstein, to nie jest czyn hop siup. Wymaga ciężkiego poświęcenia i odwagi - wyznania winy, żalu za niego, zadośćuczynienia krzywdom i mocnego postanowienia poprawy. Proces przebaczenia jest niczym spowiedź, której udzielają duchowni, jako posłannicy Stwórcy. I tutaj nasuwa się też pytanie - jak może udzielać szczerego sakramentu pokuty duchowny, który sam nie potrafił rozliczyć się ze swoich ciężkich grzechów, nieraz (jeśli można mówić o kategoriach czynu) cięższych i mających tragiczne skutki, niż w przypadku człowieka, który chce oczyścić się z win w konfesjonale. A skoro księża nie potrafią rozliczyć się przed bliźnim, to jak ich skrucha wygląda względem Boga? Z jednej strony na pewno im współczuję, ale ta bojaźń Episkopatu wydaje się być kompromitującą ucieczką przed odpowiedzialnością. Powoływanie się przez hierarchów kościelnych na list sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej kardynała Tarcisio Bertone nie przekonuje mnie. A to dlatego, że został opublikowany tylko we fragmencie, w którym czytamy: "Polscy biskupi, mimo iż nie byli do tego zobowiązani, zmierzyli się odważnie z przeszłością okresu komunistycznego" Kościół był orężem w walce z reżimem i ostoją dla ludzi, borykających się z bezpieką, kryzysem gospodarczym o wiele większym niż dzisiaj. Tylko, że tak jak znamy piękną stronę Kościoła, tak gwoli sprawiedliwości równie wielki heroizm okazali by Ci duchowni, którzy wyznaliby: "Mea culpa - zgrzeszyłem, zbłądziłem, proszę o przebaczenie". Ksiądz Kloch mnie szczególnie bawi (z przykrością stwierdzam). W styczniu zapowiadał, że Watykan po zapoznaniu się z materiałami Kościelnej Komisji Historycznej nt. biskupów, których SB zarejestrowała jako tajnych współpracowników, nie podjął żadnych decyzji personalnych, bo "nie ma ku temu powodów". Tylko tyle raczył ogłosić. Dzisiaj mówi: "Kościelna Komisja Historyczna zrobiła już to, co mogła". Podpowiem duchownemu, że na stan obecny, komisja nie ustaliła nic, a zajmowała się krytyką ks. Isakowicza-Zaleskiego. Episkopat, oprócz tego, że idzie z prądem na spółę z michnikowszczyzną (tym bardziej mi przykro to stwierdzać), łączy się "w solidarności" z nuncjuszem apostolskim Józefem Kowalczykiem, zarejestrowanym przez SB jako KO ps. "Cappino". Duchowni zapominają, że Kontaktem Operacyjnym jest osoba, która współpracuje dobrowolnie. Komisja Historyczna powinna zbadać wszystkie akta sprawy, dotyczące nuncjusza, ale w ostatnich czasach ograniczała się do lakonicznych komentarzy. Nierozwiązana jest też kwestia współpracy ze służbami bezpieczeństwa abp Józefa Życińskiego, zarejestrowanego jako TW "Filozof" w latach 1977-1990, a więc bardzo długo. Sprawę podniósł niedawno Sławomir Cenckiewicz i właśnie ks. Zaleski. Hierarchowie Kościoła stanęli murem i duchowny, zajmujący się rozliczeniem i wyjaśnieniem prawd stał się wrogiem publicznym numer jeden. Kwestia lustracji nie dotyczy przecież tylko najwyższych hierarchów. A przypadki są naprawdę różne i bolesne. Mnie najbardziej uderzyła wiadomość o donosach TW "Delty". Pseudonim operacyjny przez pewien czas był nierozszyfrowany, ale z biegiem czasu okazało się, iż donosicielem na Jana Pawła II był ks. Mieczysław Maliński. Przecież tak oddany papieżowi, tak przeżywał jego odejście, pisał tak piękne książki...Kiedy moja mama usłyszała o tej przykrej historii w telewizji, po prostu się popłakała. Zawsze zachwycała się jego twórczością, nieraz czytała mi najciekawsze i wzruszające fragmenty książek księdza. I nikt mi nie wmówi, że lustracja to problem tylko jednostek, wmieszanych we współpracę w trudnych czasach. I być może ból byłby mniejszy, gdyby ks. Maliński przyznał się do kapowania i przeprosił Karola Wojtyłę oraz Kościół, któremu szkodził. Zrobiłby niesamowity gest, pokazałby, jak należy "iść pod prąd", o czym mówił Jezus Chrystus.A co z przypadkami ks. Czajkowskiego czy o. Hejmo? Episkopat Polski sprawił ogromną przykrość. Na szczęście, przykrymi kwestiami w historii zajmują się też ludzie świeccy, którzy nieraz poświęcają swoją reputację i karierę w imię prawdy. Oni idą właśnie pod prąd, a hierarchowie Kościoła, mający świecić przykładem? Dzisiaj Czesław Kiszczak podwójnie tryumfuje. Widzi słabość Kościoła, który kiedyś spędzał mu sen z powiek. Batalię wygrywają również antylustratorzy, mający nowe argumenty. Też mogą sobie zamknąć przykre zaszłości lakonicznym zdaniem - koniec i kropka. Nie tędy jednak droga i gorąco wierzę, że przyjdą czasy, kiedy ludzie staną w obliczu bolesnej i trudnej prawdy. To również jest miarą człowieczeństwa, o czym Episkopat Polski po prostu nie chce pamiętać.

8 komentarzy

avatar użytkownika Lancelot

1. Nadzieja...matka wierzących

Cała nadzieja w młodym, nowym pokoleniu duchownych. "Młode wilczki" w sutannach wiedzą "co w trawie piszczy" ale jeżeli nic się w polskim kościele nie zmieni, to poprowadzą polski Kościół ku "świetlanej" przyszłości, jednakże..... samotnie, bez wiernych. Ci w coraz większej liczbie dochodzą do wspólnego wniosku, że w kontaktach z Bogiem, Kościół Katolicki jako skompromitowany pośrednik jest im całkowicie zbędny.

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika spiryt US

2. Psy szczekają a karawana jedzie dalej

i tak od XX wieków..... niezmiennie
avatar użytkownika stan35

3. spiryt US

Obleciałeś już wszystkie portale i blogi ze swoim porzekadłem, bo stałeś się nudny jak przysłowiowe.....
avatar użytkownika Lancelot

4. Spirytus

Miły jesteś, i tak od dwudziestu wieków Pycha, buta i wiara we własną nieomylność, bo na pewno nie w Boga.A ta karawana już nie idzie już ją niosą..... na śmietnik historii właśni przywódcy a psy (wierni) szczekają , ale marsza żałobnego.Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika spiryt US

5. długa jest plejada tych co już widzieli "Jak niosą karawanę"

ale to oni wylądowali na śmietniku historii.
avatar użytkownika giz3

6. gw1990

to się wszystko zgadza co piszesz i to jest przykra sprawa. Ja to sobie tłumaczę tym, że księża to też ludzie. Zresztą miałem dobrego kolegę księdza, zakonnika, który niestety zginął w wypadku samochodowym. On idealista i prawdziwy ksiądz z powołania, w przypływie szczerości, robił wrażenie podłamanego, więcej nawet, ostatnimi czasy był mocno sfrustrowany. Dostrzegał tę degrengoladę, która razem ze społeczeństwem, dotknęła również duchowieństwo. Mówił, że teraz na nikogo liczyć nie może, a najmniejsza pomoc współbraci w wierze przeliczana jest na pieniądze. Wszyscy są w tak potwornie przyziemny sposób interesowni. Nie mogłem w to uwierzyć, pytałem po co księżom pieniądze i inne apanaże. To z próżności, odpowiadał, z próżności, zresztą w kościele zawsze istnieli tacy duchowni, ale to był margines. Teraz, od kilkunastu lat to nabrało wymiaru wręcz zatrważającego. Cóż, takie czasy nastały, pogodzić się z tym nie można, ale także udawać, że jest inaczej, nie sposób. Dlatego popierajmy tych nielicznych niezłomnych, spokojnie, ale stanowczo. pzdro
avatar użytkownika Lancelot

7. Spirytus

"długa jest plejada tych co już widzieli "Jak niosą karawanę" I wylądowali na stosach inkwizycji prawda?

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika mamam

8. wszyscy

sprawa jest trudna. Z jednej strony wszelkie protesty osłabiłyby i tak nadwątloną pozycję kościoła. A to w dobie kolejnych wojen ideologicznych, które się nam kroją, obróciłoby się przeciwko nam. Ale może warto rozpocząć działania od podstaw. Tzn. każdy z nas mógłby rozpocząć akcję we własnej parafii np. nawiązując kontakt z proboszczem (wiem, że proboszczowie też są różni, próbować jednak można)i zgłaszając swoje przemyślenia. Być może z takiej pierwszej rozmowy ewaluowałyby kolejne działania. Jakkolwiek wydawać się to może infantylne, ja spróbuję i zdam Wam relacje - mam nadzieję, że jeszcze w marcu. Mogę mieć przeszkody natury technicznej (muszę zmienić status na blog, ale mam nadzieję, że syn mi pomoże) - toteż proszę o cierpliwość i wyrozumiałość.