Myslenie Ku - Klux
mona, pt., 27/02/2009 - 14:59
Przez kilka dni byłam odcięta od internetu, więc nie śledziłam dyskusji na temat słynnego już wywiadu Cezarego Michalskiego z Michałem Cichym.Jednak widzę, że w prasie sprawa ciagnie się nadal, więc - znając się nieco "na geografii" można spodziewać się odgrzewania tematu przy każdej sprzyjającej okazji.
Kiedy słyszę słowo "antysemityzm", wzruszam ramionami, z niejakim politowaniem zresztą. Dlatego poniżej będzie tzw. "groch z kapustą". Nie lubię tych tematów, mierzi mnie roztrząsanie spraw na sposób właściwy Ku - Klux - Klanowi.
Jednak poczułam się sprowokowana, więc ten jednen raz sobie pozwalam.
Mam do tego wszystkiego stosunek subiektywny: pewnie już gdzieś pisałam, że nie tylko ja, ale nawet moje dzieci - wszyscy cuzamen do kupy - wychowaliśmy się w żywych, normalnych kontaktach z Żydami, więc - z osobistego punktu widzenia - nie bardzo rozumiemy, na czym polega problem Gazety, dlaczego wywiad w "Europie" ma kogoś obrażać, o co ten cały wrzask.
Moje "osobiste" młode pokolenie miało te ( coroczne, często całowakacyjne) kontakty od pieluch, tak samo dobrze z dzieciakami mieszkającymi w Łodzi, jak w Paryżu, Hamburgu, Wiedniu, czy NY lub Chicagowie, z których to dzieciaków niektóre były katolikami, inne - świadkami Jehowy, jeszcze inne wyznawały judaizm (choć warto zaznaczyć, że w t e d y nie mieszkały w Izraelu - i właśnie dlatego mogły mieć polskich przyjaciół ).
Już wiem, gdzie to pisałam: u Barbura, gdzie weszłam raz, spotkałam niewielu komentatorów - więc sprawę powtórzę: pewnego lata objawiła się moda na skromną biżuterię: tylko cienki łańcuszek, za to...z krzyżykiem.
Moda przyszła nagle, z początkiem lata, kiedy szczęśliwsza część dzieciaków siedziała już "na wakacjowisku", a inna część przybyła - z tymi modnymi akcesoriami.
I nagle trzeba było jechać już, natychmiast, do najbliższego miasteczka po najbardziej potrzebny "atrybut plażowy", konieczny do demonstracji - że się go ma.
Nie mieć - to oczywiście obciach.
Bardzo byłam ciekawa, jak sobie poradzą dzieciaki innych wyznań: Świadkowie Jehowy wierzą, że Chrystus zginął przywiązany do pala, a katolicki kult krzyża uznają za conajmniej niestosowny, choć wierzą w boskie pochodzenie Jezusa. Dzieci żydowskie nie mogły nosić krzyżyka z oczywistych względów - ale moda jest modą!
Nie pamiętam, co zawiesiły na tych obowiązujacych łańcuszkach dzieci Świadków Jehowy co - dzieci protestanckie, ale dzieci żydowskie gdzieś znalazły malutkie gwiazdki Dawida. Z rozbawieniem obserwowałam "targ próżności" p.t. - czyje ładniejsze, lepiej wykonane, bardziej dekoracyjne!
Żadnych problemów wyznaniowych! Basta.Nie mówiąc już o problemach rasistowskich.
Ja załapałam się jeszcze na najstarsze pokolenie: właścicieli maleńkich "sklepów cynamonowych" z łódzkich uliczek( gdzie ostały się po "bitwie o handel", wygranej przez niejakiego Minca z polskimi kupcami wyznania wszelkiego) których wnuki chodziły do mojej szkoły, a z którymi żyłam w pełnej, normalnej symbiozie.
Jeśli jeszcze tych "starych", ubranych jakby wyszli z przedwojennych fotografii, postrzegało się, przynajmniej okazyjnie ( lekcja historii, wycieczka do Oświęcimia), przez pryzmat grozy Holocaustu - to już na pewno nie dotyczyło to rówieśników. Oni tak samo nie chodzili do synagogi, jak my - do kościoła, a jeszcze inni - do swoich protestanckich zborów. My też mieliśmy własny "moherowy świat" babć i dziadków, który modlił się za nas. Kwestie pochodzenia nas zupełnie nie interesowały.To już nie były czasy przedwojennej konkurencji na różnych przestrzeniach zawodowych, kiedy miało to znaczenie zasadnicze, przenoszone siłą rzeczy na teren dzieciecych sporów.
Ale to temat na zupełnie inną opowieść.
Kiedy czytam blogi, w których panie piszą o "podwórkowych" prześladowaniach wyznaniowych, najzwyczajniej w to nie wierzę.Nie dam głowy pod topór, że coś takiego nigdy nikomu się nie zdarzyło, ale bezmyślne okrucieństwo dzieci ma różne twarze.
W taki sam sposób mówiło się, że "rude jest wredne", że komuś "słoma z butów ...", że czyjś tatuś jest moczymordą, a ktoś jeszcze inny - z powodu chudych nóg - miał zalecane noszenie w ręku cegieł - "żeby go wiatr nie porwał".
Jestem kibicem, wiec ( na zasadzie zapowiadanego "grochu z kapustą") muszę jeszcze o poniższym:
Dzisiejsze kibolskie zawołanie o łódzkim "Żydzewie" ( któremu kibicuję od zawsze, nic na to nie poradzę) ma ładunek emocji dokładnie taki sam jak ten o "Widzewie koło Łodzi", o czym wszyscy doskonale wiedzą.
Tak na marginesie: pierwsze lepiej się rymuje, jest "wygodniejsze w użyciu", ale nie ma żadnego uzasadnienia: naprawdę żydowskim łódzkim klubem był ŻKS Hakoah, o czym rozmiłowani w historii klubów kibole raczej wiedzą. Więc wymyślono to drugie, zarówno bardziej prawdziwe, jak bardziej pogardliwe: dotyczy tej "słomy z butów", bo teren klubu to naprawdę peryferie miasta, które - w braku innego argumentu - można podciągnąć pod "wiochę".
Wspominam o tym, bo czytałam przepełnione oburzeniem wypowiedzi naprawdę szacownych łódzkich Żydów , którzy świetnie wiedzą, o co chodzi - ale udają, że nie wiedzą.
Zdaję sobie sprawę, że moje - a także moich dzieci i przyjaciół - osobiste doświadczenia nie muszą być wykładnią rozumowania wszystkich obywateli RP, a choćby wszystkich czytelników GW. Biorę poprawkę na jakieś osobiste animozje, wynikające z tysiąca powodów, biorę poprawkę na zwykłą bezmyślność. Ale to są - a przynajmniej były - przypadki marginalne. Natomiast uważam, Gazeta swymi zwariowanymi teoriami obudziła te demony, które chciała zwalczać.
Oczywiście znam od dziecka słowo "antysemityzm", ale kiedyś spotykałam je przeważnie w podręcznikach, gazetach, etc.Nie dotyczyło mojego pokolenia - i już. I z wielkim zdumieniem, po dłuższym czasie fascynacji "Wyborczą", odkryłam, że temat ten jest - niczym Lenin - "wiecznie żywy", wraca się do niego o wiele częściej, niż - w moim pojęciu - na to zasługuje, przemycając go przy wielu okazjach "tylnymi drzwiami".
Oczywiście nie było jakąś szczególna tajemnicą żydowskie pochodzenie niektórych przynajmniej członków zespołu, więc sprawa wydawała mi się namolna - ale jakoś zrozumiała: ludzie niosący w sobie nieszczęście Shoah, o którym nie rozmawiało się na codzień, ale o którym z pewnością pamiętało się w żydowskich rodzinach ( bo jak zapomnieć?), niejako odruchowo odreagowują ten ból. Mając łamy prasy, piszą również do tych, którzy noszą w sobie taki sam ból, nie mając często możliwości podzielenia się nim z bliskimi, czy choćby - sąsiadami.
Ale w tym dzienniku wiele mówiło się o "Liście Schindlera", natomiast konia z z rzędem temu, kto znajdzie coś o Irenie Sendlerowej - póki koniecznie już nie było trzeba tematu poruszyć.I tak było z wieloma sprawami. Nie wiedzieli?
Kiedy GW zaczęła mieć "własne zdanie" w przypadku różnych "ludzi honoru", kiedy zaczęła uporczywy lans jednych postaci, przeciwstawiając je innym - mnie, osobie naprawdę usiłującej r o z u m i e ć - też wyszło na to, że sprawy się wiążą, a GW prowadzi jakąś przedziwnę politykę, w znacznie większym stopniu prowadzącą do skłócania Polaków, niż zdarzało się to w czasach komuny, kiedy wróg był wyraźnie nazwany: "imperialistą, rewizjonistą, kapitalistą", itd.
Dla porządku - pamiętam, co komuna z r o b i ł a z Polakami pochodzenia żydowskiego. Ale pamiętam także, jak pięknie tłumaczył motywy tego działania Wojciech Jaruzelski, mówiąc o konieczności dziejowej, o wielu Żydach wysoko usytuowanych na kluczowych stanowiskach w wojsku i administracji państwowej, którzy nagle zaczęli stanowić zagrożenie, demonstrując radość z wygranej przez Izrael wojny, a wszak "byliśmy wtedy w innym obozie politycznym".
Pamiętam nawet stwierdzenie o trudnościach gospodarczych, związanych z koniecznością...schowania lotnisk w podziemnych bunkrach.Ileż to cementu było potrzeba...
Nie chodzi mi o prawdą materialną, zawartą w tych opowieściach.Chodzi mi o to, że GW dość łatwo pogodziła się z ludźmi tej formacji, ochoczo obciążając ogół ich winami.
Wspomina o podobnym problemie sam Cichy, mówiąc, że sprawy AK-owskich morderstw na Żydach miały miejsce - ale nie należało o tym pisać akurat w artykule związanym z rocznicą Powstania Warszawskiego.
Swoją drogą - nie czytałam chyba tego artykułu, bo nie przypominam sobie takich zdarzeń. Wierzę Cichemu, że sprawdził jakieś źródła, ponieważ sama mam rozpaczliwą manię sprawdzania. Wiem, że pisało się o roztrzelaniu Żydów uwolnionych z Gęsiówki - co ostatecznie okazało się nieprawdą, a innych takich faktów po prostu nie znam, nie bedę się więc mądrzyć. Słyszałam wprawdzie o Ejszyszkach - ale...dajmy pokój.
Jednak nie pretenduję do miana osoby o pełnej wiedzy o wszystkich wydarzeniach, jeśli miały formę incydentu, nawet zbrodniczego, choć wydawało mi się, że o Powstaniu Warszawskim wiem raczej wszystko.
Podzielam zdanie Cichego - cokolwiek zdarzyło się w historii, "jest czas zbioru i czas siewu". Jeśli przy okazji obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego akurat ktoś dostaje natchnienia na skłócanie ludzi - jest to prowokacja. Bo nie przypuszczam, żeby "Gazeta", pisząc o obchodach Powstania w Getcie, brała się za rozliczanie osławionych wyczynów w kwestii współdziałania z NKWD Żydów na Kresach.Nawet - siegając do odwiecznych powodów wzajemnych animozji.
Nie widzę też podłości w określeniu Heleny Łuczywo jako pełnowartościowej Żydówki, która za misję życiową obrała sobie chronienie polskich Żydów, gdziekolwiek są. Jeśli to robiła, jej problem, choć Wolińskiej proces się należał, tak jak należy się Stefanowi Michnikowi. Za krwawą działalność, nie za pochodzenie. Nie przyjęłabym zakładu, że nie będę chronić Polaków, gdziekolwiek by nie byli - jeśli los dałby mi taką możliwość. No, może ta ochrona zawierałaby w sobie zapewninie sprawiedliwego procesu, gdyby zaistniała konieczność. To właśnie robi polski sąd w sprawie londyńskiego gwałciciela, skazanego - w myśl prawa brytyjskiego - na dożywocie.Bo prawo polskie przewiduje inny wymiar kary, czego po trosze można żałować. Choć w tym wypadku sprawa jest jednak poszlakowa, a ja świetnie zdaje sobie sprawę, że ..tak zupełnie mimochodem....bronię Polaka, "gdziekolwiek jest".
W którym miejscu jest ta podłość, o której pisał Jarosław Kurski? To, że Helena Wolińska zmarła bez sprawiedliwego procesu, z całą pewnością nie jest wyłączną zasługą Łuczywo. Mimo wszelkiej maści wpływów GW, chyba trzeba było jednak "dłuższych rąk", żeby zapadła decyzja niewydania Wolińskiej Polsce, choć argumentacja o (z góry założonym) polskim antysemityźmie, wykluczajacym sprawiedliwy proces, jest hańbiąca dla rządu WB.
A może obrazą jest stwierdzenie, że Łuczywo wywodziła się ze środowiska komunistycznego? Ale Jaruzelski wywodził się z polskiego ziemiaństwa - a jakoś gazeta, którą podobno kierowała - świetnie potrafiła się z nim dogadać. Tak samo dobrze, jak z Kiszczakiem, obojętne, kto go rodził.
Cała reszta wywiadu jest istnym peanem na cześć Heleny Łuczywo, jej zdolności organizacyjnych, jej zaangażowania, nawet pogardy dla blichtru.
Doprawdy, trzeba być człowiekiem absolutnie złej woli, żeby posłużyć się słowem "podłość" akurat w takiej kwestii.
Więc może chodzi o nazwanie kogoś Żydem? No, przepraszam - to dla mnie nie jest argument.Proszę bardzo - jestem gotowa przyjąc w pokorze nazwanie mnie - Polką. Niech będzie nawet - katoliczką! I to w sytuacji, kiedy Polska nie ma "dobrej prasy", w której to sprawie niemałą zasługę mają ludzie lansowani przez GW, choć nie sądzę oczywiście, żeby ich słowa miały szczególną moc sprawczą. Jednak starali się, jak mogli...
A co mamy w innych komentarzach na ten temat?
"Psychuszka" dla Cichego... Déjà vu? Bo skąś to chyba znamy?
Ludzie czasem dostają jakiegoś fiksum - dyrdum. Na blogu Passenta wyczytałam niegdyś, jakie jest paskudne to społeczeństwo, które zmusiło gwałtem dziennikarza z TVN do ...."przyznania się", że jest Żydem... A co złego stało się samemu Passentowi, który ze swoim pochodzeniem raczej się obnosił, niż je ukrywał? Skąd nagle pomysł o czajeniu się "za okolicznymi krzakami" w kwestii pochodzenia? Komu to robi różnicę? Passent, były ambasador państwa polskiego, czytał chyba Konstytucję. Może nawet czytał coś z zakresu prawa izraelskiego? Bo jakoś się w tej kwestii nie wypowiada.
A wracając do GW - tak, uważam, że - nawet przyjmując teorię o traumie 68 r.- która opętała zarówno Michnika, jak Łuczywo, ten dziennik wyrządził wiele złego. Po prostu - dzieląc ludzi. A niektórych - niszcząc.
Fobie trzeba leczyć. Trauma jest przypadłościa ciężką, ale nie ma żadnej konieczności "dzielenia się" nią z całym krajem, z góry uznając, że całe społeczeństwo jest opętane groźna postacią rasizmu: zarówno Ciemnogród, jak "antysemicka" ( czytaj - patriotyczna) inteligencka prawica, z zasady przypisywana Rydzykowi...
Zwłaszcza, kiedy ochoczo fraternizuje się z osobami podejrzanymi o zbrodnie komunistyczne, w myśl uchwały z 18 grudnia 1998r, czyniąc z nich na siłę - "ludzi honoru".
Wnioski sa dwa: albo GW - jako zespół ludzi - od początku miała "nierówno pod kopułą", albo działała w określonym celu, który niekoniecznie pokrywał się z polskim interesem narodowym. Bez wzgledu na to, kto i ile siedział - nie musiał siedzieć za to samo, co inni. Nie analizując każdego, bez wyjątku, artykułu zamieszczonego w GW - ogólny wydźwięk jest właśnie taki: "Gazeta" dzieliła ludzi, sącząc jad pogardy dla części społeczeństwa, usiłując skłócić Polaków.
Używam czasu przeszłego, ponieważ "od świetej pamięci" GW nie kupuję, a na online wchodzę w wypadkach bardzo szczególnych.I nie były mi potrzebne żadne nawoływania do prywatnego bojkotu Gazety. Po prostu - życie jest ciężkie, po co je sobie zatruwać dodatkowo, za własne pieniądze?
Żeby było sprawiedliwie: moim zdaniem GW "miała przyszłość". Czy Smoleński był "cynglem", czy nie był, pisał wspaniale, co można powiedzieć o wielu dziennikarzach. W końcu liczy się także inteligencja, "lekkość pióra", łatwość przekazu, barwa opowieści.
Rozstawałam się z Gazetą z wielkim żalem - ale był to żal głównie do niej, do samej Gazety. Mówiąc kolokwialnie - spieprzyła mi coś fajnego.
- mona - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
8 komentarzy
1. mona
2. GW i jej wyrobnicy
3. Mona
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
4. nowy
5. kryska
6. Przemo
7. hmmm
8. @ Dominik