Wojna falklandzka - VI

avatar użytkownika Tymczasowy

Pierwszy tydzien konfliktu argentynsko-brytyjskiego byl dla rzadu JKM trudny; od niego zalezalo jak bedzie sprawa ustawiona w plaszczyznie miedzynarodowej w nastepnych tygodniach i dalej. Pracowano w kilku obszarach. Jasne, ze kluczowe bylo poparcie wielkiego sojusznika, Stanow Zjednoczonych, Unii Europejskiej oraz Commonwealth. Wszedzie tam mogly czaic sie trudnosci, co dowiodlo stanowisko USA, ktore na dobre stalo sie pro-brytyjskie dopiero pod koniec kwietnia.

Jednak glowna scena byla Organizacja Narodow Zjednoczonych, a przede wszystkim, Rada Bezpieczenstwa. Przedstawiciel UK Sir  Nicholas Anderson uwijal sie jak w ukropie. Trzeba bylo jakos przezwyciezyc nastroje anty-kolonialne dominujace na tym forum miedzynarodowy. Ladnie zachowal sie Krol Jordanii Hussejn. Zapytal on: "Co moge zrobic dla Pani, Pani Premier? ". Pania Thatcher zaskoczyl pozytywnie prezydent Francji Mitterand. Za wsparcie w tym czasie Premier byla mu wdzieczna do konca zycia.

Juz w dniu 3 IV 1982 r. Brytyjczycy odniesli sukces, RB ONZ podjela rezolucje (UNSCR) nr 502 wzywajaca Argentyne do natychmiastowego i bezwarunkowego wycofania sie z Falklandow. Delegat ZSRR powstrzymal sie od protestu. Pieknie, ladnie, ale Pani Thatcher zdawala sobie sprawe, ze Argentynczycy nie ustapia i nie odplyna z Wysp Falklandzkich.

Jeszcze jednym pole walki stoczonej przez Pania Premier byl angielski parlament. Opozycja krytykowala Rzad z powodu, jej zdaniem, braku przygotowania do zapowiadajacych sie wydarzen. Miala racje czy nie, taka jest rola "lojalnej opozycji" w parlamencie angielskim, takie ich, wcale nie-wilcze prawo. Thatcher wyglosila piekne przemowienie i udalo sie osiagnac jednosc, (przynajmniej na jakis czas) tak bardzo potrzebna w ciezkich czasach. Zdawala sobie sprawe, ze wielu klaszczacych ma cicha nadzieje, ze wyslane sily ekspedycyjne wcale nie beda musialy walczyc, wystarczy grozba ich uzycia by zapedzic Argentynczykow do stolu rokowan.

Ciekawe bylo wystapienie posla Enocha Powella z Partii Konserwatywnej, ktore bylo nieco zaczepne, w tym sensie, ze postawilo wyzwanie Pani Thatcher. Autorka wspomnien nazwala jego ton "grobowym". Brzmialo ono tak:

"Pani Premier, krotko po objeciu swego stanowiska zyskala przydomek "Iron Lady" (Zelaznej Damy). Zrodzilo sie ono w kontekscie jej uwag na temat obrony przed Zwiazkiem Radzieckim i jego satelitami. Nie m apowodow by sadzic, ze Right Hon. Lady nie przyjela tego z przyjemnoscia i nawet byla z tego dumna. W nastepnym tygodniu, moze dwoch, ta Izba, narod i sama Pani Thatcher dowiedza sie z jakiego metalu jest zrobiona".

A wieczorem, po odniesieniu sukcesu, zarowno John Nott, sekretarz obrony (szef MON) i Peter Carrington, minister spraw zagranicznych spotkali sie ze swoimi, czyli tzw. "back-benchers" z Partii Konserwatywnej, poslami o mniejszym znaczeniu zasiadajacymi na  tylnych lawkach. Ci rzucili sie z roznymi pretensjami i obaj ministrowie niemal zrezygnowali z piastowanych stanowisk.

Zrodlo:

Margaret Thatcher, "The Downing Street Years", HarperCollinsPublisher, New Yorkl 1993.

napisz pierwszy komentarz