„Pietro”, specagent w Watykanie

avatar użytkownika Maryla

Cezary Gmyz 02-02-2009,

Edward Kotowski znał nie tylko Jana Pawła II i Benedykta XVI, ale również większość polskiego episkopatu, w tym prymasa
 
źródło: Rzeczpospolita
Edward Kotowski ps. Pietro (w garniturze) w lipcu 1988 roku zorganizował pielgrzymkę polskich kapelanów wojskowych do Katynia. Była to pierwsza katolicka msza w tym miejscu. Udało mu się to m.in. dzięki znajomości z Rosjaninem poznanym, gdy pracował w Rzymie


O oficerze wywiadu Edwardzie Kotowskim, pseudonim Pietro, głośno zrobiło się w tym roku. Wyszło bowiem na jaw, że jeden z jego dawnych watykańskich rozmówców, nuncjusz apostolski w Polsce abp Józef Kowalczyk, został zarejestrowany przez SB jako kontakt informacyjny. „Rz” udało się dotrzeć do Edwarda Kotowskiego i namówić go na rozmowę.

Kotowski, oficer Służby Bezpieczeństwa rozpracowujący Kościół oraz Stolicę Apostolską, to postać, która nie odpowiada stereotypowi esbeka.

Już pochodzenie ma nietypowe jak na funkcjonariusza komunistycznych służb. Jego ojciec był podoficerem, jeńcem obozu w Kozielsku, większość kolegów stracił w Katyniu.

Edward Kotowski jest historykiem sztuki, z doktoratem dokończonym już w szeregach SB. Funkcjonariuszem został ponoć z rozpaczy, po głośnym na początku lat 70. konflikcie o freski odkryte w oranżerii biskupa Ignacego Krasickiego w Lidzbarku Warmińskim.

Kotowski pełnił wówczas obowiązki kierownika muzeum zamkowego. Pod tynkiem odkrył freski z czasów biskupa Krasickiego. O odkryciu rozpisywała się cała ówczesna prasa.

Niestety, okazało się, że zgodę na położenie tynku na freski wydał siedem lat wcześniej wojewódzki konserwator zabytków Lucjan Czubiel. W rezultacie zniszczeniu uległo aż 80 procent malowideł.

Czubiel był jednak osobą ustosunkowaną w województwie. W rezultacie Kotowski z wilczym biletem został wyrzucony z pracy. Po bezskutecznym poszukiwaniu nowego zajęcia zgłosił się do Milicji Obywatelskiej. Przyjęty został do IV Wydziału Służby Bezpieczeństwa zajmującego się Kościołem.

Mentorem nowego funkcjonariusza został kapitan Tadeusz K. „To, co mnie uderzyło, to była kwestia bezproblemowego wchodzenia kleru we współpracę i to na ogół z pobudek interesowności różnego typu. Muszę przyznać, że to mocno zachwiało moimi ocenami co do moralności duchowieństwa. Więcej, sam byłem świadkiem licznych telefonów do kapitana od agentów, którzy sami naprzykrzali się mu propozycjami zbyt częstych spotkań. Mówił, że ma tak dużo tych agentów, że nie jest w stanie z nimi się spotykać częściej niż raz w miesiącu, bo wpadłby w alkoholizm” – opisuje Kotowski we wspomnieniach początki pracy.

Szkołę oficerską w Legionowie Kotowski ukończył z najlepszą lokatą. W 1973 r. zaczął pracować w centrali SB. Głównym obszarem jego zainteresowań była kadra naukowa Akademii Teologii Katolickiej i KUL.

Pracując jako nauczyciel, długo przed wstąpieniem do SB, poznał Czesława Glempa, brata obecnego prymasa. Korzystając z protekcji, udało mu się dotrzeć do ks. Józefa Glempa. Kotowski podawał się za pracownika MSZ. Przyszłemu prymasowi wystawił pozytywną opinię, co mogło mieć znaczenie dla jego nominacji na biskupa warmińskiego.

W 1975 r. zaczął się uczyć włoskiego. 14 października 1978 r., dwa dni przed wyborem Karola Wojtyły na papieża, Kotowski otrzymał delegację do pracy w Rzymie. Wyjechał rok później.

„Pietro” twierdzi, że nikt z jego watykańskich rozmówców nie miał pojęcia, z kim naprawdę ma do czynienia

Ponownie okazał się bardzo dobrym materiałem na agenta. W czasie testów z kontrobserwacji udało mu się zidentyfikować aż 25 śledzących go równocześnie pracowników SB.

W krótkim czasie nawiązał kontakty z wieloma pracującymi w Watykanie Polakami. Znał wszystkich. Twierdzi, że żaden rozmówca nie miał pojęcia, iż spotyka się z agentem wywiadu.

Sporządzał notatki z rozmów z księżmi Adamem Bonieckim, Januszem Bolonkiem, Józefem Kowalczykiem, Konradem Hejmo, Ksawerym Sokołowskim, a także późniejszym ambasadorem w Watykanie Stefanem Frankiewiczem. Z tych osób ojciec Hejmo został zakwalifikowany jako tajny współpracownik, a obecny nuncjusz apostolski jako kontakt informacyjny. Kotowski zapewnia, że nie wie, kim jest inny kontakt informacyjny o pseudonimie Prorok, który miał dostarczać SB wielu informacji.

Ożywione kontakty utrzymywał też z obcokrajowcami. Poznał m.in. kardynała Josepha Ratzingera, obecnego papieża.

Raporty przekazywane przez „Pietro”, jak wynika z jego teczki personalnej, oceniano wysoko. Część z nich trafiała na biurka najważniejszych osób w PRL.

15 października 1983 r. „Pietro” opuścił Rzym. Dostał etat niejawny. Zatrudniono go w Urzędzie ds. Wyznań. W tym czasie władze zaczęły bardziej bać się Kościoła niż podziemnej „Solidarności”.

Jeszcze przed Okrągłym Stołem, w lipcu 1988 r., dzięki kontaktom z czasów rzymskich, udało mu się doprowadzić do wyjazdu polskich kapelanów do Katynia.

Pracował też przy ustawie o stosunku państwa do Kościoła katolickiego i wznowieniu stosunków dyplomatycznych z Watykanem, którą przyjął ostatni komunistyczny Sejm. Oznaczało to radykalny zwrot w stosunkach państwo – Kościół. Na mocy ustawy przekazano Kościołowi majątek wielomiliardowej wartości.

Kotowski ze służby odszedł w roku 1990 ze względu na stan zdrowia. Przez pewien czas pracował w firmie zajmującej się eksportem. Twierdzi, że nigdy nie miał nic wspólnego z handlem bronią, jak mówił „Rz” jego znajomy.

Dziś na emeryturze łowi ryby, maluje i się leczy. Na starość powrócił w rodzinne strony.

68-letni emerytowany funkcjonariusz mieszka w południowo-wschodniej Polsce w niewielkim 35-metrowym mieszkaniu w bloku.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora

http://www.rp.pl/artykul/10,257042__Pietro___specagent_w_Watykanie_.html

Etykietowanie:

2 komentarze

avatar użytkownika tosz

1. ?

No to gdzie ta rozmowa "Rz" z Kotowskim? Artykuł przypomina raczej wypis z akt personalnych tego esbeka.
avatar użytkownika Joanna K.

2. Tosz, kliknij na ten różowy - tam jest przedruk art.Gmyza :):)

..."Kotowski zapewnia, że nie wie, kim jest inny kontakt informacyjny o pseudonimie Prorok, który miał dostarczać SB wielu informacji." - mimo zapewnień, nie wierzyłabym tak bardzo jego esbeckiej zacności, bowiem jego zacność może tak bardzo bać się Proroka, że woli milczeć. Prorok to prorok, jeszcze się domyśli, co wtedy będzie z Kotowskim? Nawiasem mówiąc u nas był szef wojewódzkiego sztabu wojskowego o tym nazwisku - czy nie rodzina, proszę?

Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                              /-/ J.Piłsudski