O sprawcach i obrońcach stanu wojennego
O sprawcach i obrońcach stanu wojennego
Polemiki mają tę pozytywną stronę, że przyczyniają się do ujawnienia spraw, które w innych okolicznościach nie ujrzałyby światła dziennego. Mają jednak tę negatywną stronę, że nie wszyscy je dobrze znoszą.
Przed paru dniami zadzwonił do mnie znajomy z Poznania i zwrócił uwagę, że wyprowadziłem z równowagi naczelnego ideologa „obozu narodowego” z wokół dzisiejszej „Myśli Polskiej”, J. Engelgarda. Przyczyną jest to, że poplamiłem mu malowany przez niego obraz PRL-u, a w szczególności architekta stanu wojennego gen. Jaruzelskiego i jego szajki.
Taki obraz będzie teraz trudno sprzedać Polakom, bo za dużo w nim koloru czarnego i czerwonego.
Dyskutować z J. Engelgardem można, a nawet trzeba, ale tylko na jego założeniach. Kto tego nie przestrzega, zostaje zbyty za pomocą przymiotników i określników w rodzaju np. „egzaltowany”, czy „endecki” w podwójnym cudzysłowie. Tak też ja zostałem potraktowany za wyrażenie innego poglądu na przyczynę wprowadzenia stanu wojennego przez klikę Jaruzelskiego.
W tekście pt. „Kto to napisał”, zamieszczonym na łamach internetowego wydania „Myśli Polskiej” i na swoim blogu, Engelgard pisze – cytuję: „Nie tak dawno egzaltowany „działacz endecki” z Norwegii, Władysław Gauza, przekonywał, że ja nie rozumiem stanowiska Jędrzeja Giertycha w sprawie stanu wojennego i płynę z prądem razem z „postkomunistycznymi śmieciami”.
Pominę tutaj naciągane krętactwo, kłamstwo i przewrotność tego sformułowania, bo każdy, kto czytał moją polemikę, zauważy bez trudności, że ja nie usiłuję nikogo przekonywać do czegokolwiek. Ja tylko podzieliłem się z czytelnikami tym, co sam doświadczyłem; co słyszałem i w różnych miejscach czytałem. Ale tutaj nie o to chodzi, lecz o przymiotniki, określniki i pewne poglądy.
Swego czasu redaktor dzisiejszej „Myśli Polskiej” w tekście pt. „Lepiej być „paxowcem” niż masonem” zarzucał innym – cytuję: „Niektórzy młodzi gniewni, uważający się za konserwatystów i prawicowców, zamiast dyskutować używają wielkiej ilości przymiotników i innych określników, mających w ich mniemaniu, wzmocnić siłę polemik.” Koniec cytatu.
Jan Engelgard poucza tu młodych: Nie róbcie tego, co ja robię, bo to bardzo brzydko.
Mało tego, w swoim tekście „Młodzież Wszechpolska pod willą Jaruzelskiego” ubolewa nad tym, że młodzi dzisiaj idą – cytuję: „... na intelektualną i emocjonalną łatwiznę i nie chcą poznać argumentów swoich starszych kolegów ...” Co oczywiście należy rozumieć, że nie chcą poznać argumentów J. Engelgarda.
A teraz o poglądach. Interesująca jest tu nadal odpowiedź na pytanie: Kto puścił w lud pogląd, że Jaruzelski dokonując zbrojnego zamachu na społeczeństwo, „uratował naród polski przed najazdem sowieckim i rozlewem polskiej krwi”?
Na pierwszej rozprawie sprawców stanu wojennego, Jaruzelski ogłosił wszem i wobec, że jest niewinny i krystalicznie czysty. Tak samo Tuczapski i inni z tej samej szajki. Ale czy można się było spodziewać innej odpowiedzi oskarżonych? Który złodziej przyzna się, że kradł?
Który przestępca przyzna się, że dokonał zbrojnego napadu i że naruszył prawo?
Tak złodziej, jak i gangster, po dokonaniu przestępstwa planuje swoją obronę na wypadek, gdyby został zdemaskowany. Najważniejsze staje się dla niego, żeby wymyśleć jakiś dowód niewinności. Jaruzelski ze swoją sitwą nie jest głupszy od pospolitych złodziei i bandytów.
Toteż również zadbał o jakiś „dowód” swej niewinności. Ujął go na 500 (słownie: pięćset) stronach książki pt. „Stan wojenny. Dlaczego...”. (Wyd. POW „BGW”, 1992 r.).
W książce tej Jaruzelski przedstawia siebie jako męża opatrznościowego i wielkiego cierpiętnika za „sprawę polską”, który bronił Polaków przed nimi samymi, dążącymi nieprzytomnie do ściągnięcia na PRL agresji państw ościennych ze Związkiem Sowieckim na czele. Na świadków prawdziwości tak sformułowanej tezy (trzy lata po „okrągłym stole”), powołuje różnego rodzaju i stopnia (UBeckiego i naukowego) wychowanków KPP-PZPR, czyli byłych członków „Partii” i ludzi wyrosłych z korzenia „Partii”, występujących dzisiaj w strojach „liberalnych” i „demokratycznych”, tudzież w mundurach chorążych „szeroko pojętej tolerancji”. Innymi słowy: Świadczył się Cygan swoimi dziećmi.
Dzisiaj, kiedy Papuś stanął przed sądem, cyganiątka prześcigają się w udowadnianiu jego niewinności.
Jako przykład takiego cyganiątka może nam posłużyć Waldemar Kuczyński, były członek PZPR, syn misjonarza komunistycznego w Polsce i były działacz opozycji z obozu michnikowskiego. Na łamach „Rzeczypospolitej” (29-30 listopada 2008) w tekście pt. „Kto miał rządzić Polską od 1944 roku”, stanął w obronie nie tylko Jaruzelskiego i jego szajki, ale i wszystkich czołowych zdrajców polskich spraw narodowych spod znaku KPP-PPR-PZPR po 1944 roku. To, co jest zabawne w wywodzie Kuczyńskiego to jego argumentacja żywcem wyjęta z mowy obrończej V. Quislinga, kiedy ten stanął przed sądem za zdradę państwa. Quisling bowiem usilnie twierdził, że uratował istnienie państwa norweskiego na mapie Europy, bo kto miał rządzić Norwegią po 1940 roku, kiedy król i rząd norweski uciekli do Londynu? Po tym wywodzie Quslinga, sąd norweski zwrócił sie do biegłych psychiatrów o wydanie oceny zdrowia psychicznego oskarżonego. Biegli psychiatrzy wydali orzeczenie, że Quisling nie jest wariatem i że wie, co mówi. On tylko broni siebie, jak każdy zdemaskowany i postawiony przed sądem przestępca. Gdyby W. Kuczyński wyszedł z takim wywodem w Norwegii po dwudziestu paru latach od chwili wzięcia władzy przez Quislinga od okupanta, to niewątpliwie też zostałby wysłany na badania psychiatryczne, żeby dostać czarno na białym, na ile ma wszystkie klepki prawidłowo poukładane w głowie. Równie niewątpliwym jest, że dostałby świadectwo, iż „nie stwierdza się u niego zachwiania równowagi psychicznej”. Ale po tym Kuczyński musiałby salwować sie ucieczką poza granice Norwegii, bo „ulica” norweska dałaby mu „w czapę”.
Mowa obrończa Jaruzelskiego w formie książkowej, wydana trzy lata po „okrągłym stole”, stała się głównym „źródłem wiedzy” na temat stanu wojennego dla wszelkiej maści cyganiątek postkomunistycznych. Książka ta była lansowana przez samego Jaruzelskiego m.in. w Paryżu. Doszło tam do znamiennego, chociaż nie zaskakującego, incydentu. Pewna grupka Polaków zaprotestowała przeciw autorowi. Wtedy w roli I-goryla Jaruzelskiego wystąpił obecny tam Adam Michnik. „ - Odpier... cie się od generała!” – wrzasnął do protestujących.
Nic też dziwnego, że od dawna największe skupisko cyganiątek postkomunistycznych znajduje się wokół „Gazety Wyborczej”, która od wielu tygodni prowadzi kampanię wybielania sprawców stanu wojennego a Jaruzelskiego w szczególności. Jednakże bliższe przyjrzenie się temu gatunkowi ludzkiemu ukazuje, że prym w tej kampanii wiodą byli katecheci marksistowscy i byli misjonarze komunistyczni, oraz ich potomkowie i krewni, występujący na tę okazję w kostiumach „naukowych”, „intelektualnych” i „autorytetów moralnych”. Gdy tylko Jaruzelski staje się zagrożony, zostają oni spuszczani z łańcucha na zawołanie Michnika, żeby posyłali w lud wersję Cygana, jako jedyną do przyjęcia.
Rzecz jasna, że nikt nikomu nie może zabronić identyfikowania się z cyganiątkami Jaruzelskiego i maszerowania z nimi w jednym szeregu. Ale kiedy przy tym pozuje na „narodowca” i „prawicowca”, to musi liczyć się z tym, że nie zostanie zaakceptowany na prawicy politycznej. Pretensje zatem o to niech kieruje sam do siebie, bo trzeźwy prawicowiec nie będzie połykał bezkrytycznie propagandy lewackiej.
Przy okazji warto może zwrócić tutaj uwagę na inny kierunek propagandy moralistów lewicowego chowu. Po śmierci polskiego papieża Jana Pawła II cyganiątka nasiliły popularyzowanie i nagłaśnianie pewnych nauk Kościoła katolickiego i Jana Pawła II.
Chodzi tu o „odpuszczanie grzechów” i „wybaczanie win”. W trakcie wałkowania tych nauk podpowiadają, że należy wybaczyć winę Jaruzelskiemu i jego sitwie. A w ogóle również wszystkim czołowym zdrajcom z pod znaku KPP-PPR-PZPR. - Jaki z ciebie katolik, jak nie uznajesz nauczania Jana Pawła II i Kościoła katolickiego?! – argumentują potem.
Trzeba tu od razu powiedzieć, że cyganiątka postkomunistyczne ( a także niektórzy nieuczciwi, albo niedouczeni księża katoliccy) grają tutaj na ignorancji wielu ludzi. Usiłują oni przechytrzyć ludzi łatwowiernych i dobrotliwych, bezkrytycznych i nieświadomych.
Nauczanie Kościoła i Jana Pawła II o wybaczaniu winy nie oznacza zwolnienia od kary. Podczas jednej z wielu pielgrzymek do Polski, Jan Paweł II odwiedził dwa więzienia w PRLu, gdzie spotkał się z więźniami. Po żadnej z tych wizyt, ani podczas ich trwania, ani Papież ani Kościół w Polsce nie domagał się, żeby tych więźniów zwolnić od odbywania kary. W ostatnich latach swego życia Jan Paweł II odwiedził w więzieniu włoskim swego niedoszłego zabójcę, A. Agce. Podczas tych odwiedzin Ojciec św. wybaczył mu jego winę, ale nigdy nie oczekiwał ani nie domagał się od władz włoskich, żeby zwolniły go od odbywania kary. Kościelne nauczanie o wybaczaniu grzechów i odpuszczaniu win, nie oznacza zwolnienia od odbywania kary; nie oznacza bezkarności! I to warto pamiętać, żeby nie dać się nabrać na przewrotną i bezczelną propagandę postkomunistów i ich pożytecznych idiotów.
Wracając do sprawy gen. Wojciecha Cygan-Jaruzelskiego warto przypomnieć, co mają do powiedzenia w tej sprawie jego bliscy koledzy-współtowarzysze partyjni.
Józef Klasa był członkiem Komitetu Centralnego PZPR w latach 1970-tych. A zatem należał do wąskiego grona sitwy kierowniczej mafii komunistycznej, której członkiem w tym samym czasie był też generał W.J., co mówi nam, że znali się jak „łyse konie”. Ta okoliczność sprawia, że J. Klasa nie musiał odgadywać (jak np. J. Engelgard), kim był Jaruzelski. Poza tym fakt, że Klasa sklasyfikował gen. Wojciecha J. rok wcześniej, tj. przed ukazaniem się jego książkowej wersji przyczyn stanu wojennego, podwyższa Józefa Klasy wiarygodność, bo nie mógł być pod wpływem poglądów zawartych w tej książce. To zeznanie J. Klasa złożył na łamach „POZNANIAKA” a przedrukowała je „POLITYKA” (nr. 26(1782) z 29 czerwca 1991 r., str. 3) – cytuję:
„Gierkowi odpowiadał przede wszystkim z jednego względu – wiedział, że Gomułka miał dużą nieufność do Jaruzelskiego. Wiesław długo nie chciał się zgodzić, żeby Wojciech został ministrem obrony narodowej. Uważał go za człowieka Moskwy. (...) Moczar ręczył swoją głową, że Wojciech służyć nie będzie Kremlowi, tylko swojej ojczyźnie. Potem żałował tego”. A więc gen. W. Jaruzelski nie był „bohaterem” ani „patriotą” polskim, lecz człowiekiem Moskwy i sługusem Kremla.
I na koniec tego tekstu jeszcze jedna informacja. Po ukazaniu się w 1992 r. poglądów Jaruzelskiego na stan wojenny, zabrał głos były wiceminister resortu Kiszczaka, Jan Widacki.
J. Widacki był wiceministrem MSW już z ekipy „solidarnościowej”. Powiedział, że po zakończeniu omawiania „materiałów sztabu MSW „Lato-80” przygotowującego działania stanu wojennego, na pytanie mego rozmówcy: Czy w materiale tym są jakieś dowody, czy choćby poszlaki uprawdopodobniające tezę, że Polsce rzeczywiście groziła obca interwencja? – odpowiedział:
Nie. W tym materiale brak jest takich dowodów. Na podstawie tych dokumentów nie można jednoznacznie wypowiedzieć się, czy istniało niebezpieczeństwo interwencji wojskowej państw Układu Warszawskiego”.
Dalej były wiceminister z ekipy „solidarnościowej” w resorcie pokiszczakowskim przytacza
konkluzję tajnej „Informacji o sytuacji w kraju na dzień 25 października 1981”, przygotowanej dla Jaruzelskiego w Ministerstwie gen. Cz. Kiszczaka – cytuję:
„Z dokonanej oceny działalności i zamierzeń sił kontrrewolucyjnych oraz sytuacji w kraju wynika potrzeba podjęcia nadzwyczajnych, radykalnych środków dla ratowania Polski Ludowej. Jako jedyne rozwiązanie uznać należy wprowadzenie stanu wojennego na terytorium całego kraju.
Niezwłoczne wprowadzenie stanu wojennego uzasadnia fakt, że wpływy Partii i Rządu nie ulegają umocnieniu, zaś narzucenie terminu konfrontacji przez siły kontrrewolucyjne może nastąpić w jeszcze mniej sprzyjających warunkach. Zastosowanie tego środka winno stworzyć Rządowi warunki do realizacji ładu, porządku i dyscypliny społecznej. Wprowadzenie stanu umożliwi odizolowanie sił kontrrewolucyjnych i ich środków propagandowych od społeczeństwa, stworzy warunki dla odbudowy wpływów Partii i Rządu...” (POLITYKA , nr. 22(1830) z 30 maja 1992 r., str. 3). Informacja ta została przekazana Jaruzelskiemu półtora miesiąca przed wprowadzeniem stanu wojennego.
Z faktów tych wynika, że Jaruzelski i jego szajka nie ratowali Polski, lecz niepodzielną władzę PZPR, będącą gwarantem podległości Polski wschodniemu okupantowi. Nie miał tu na uwadze interesów państwa polskiego, lecz interesy mafii komunistycznej.
Motywem dokonania zbrojnego zamachu na społeczeństwo i naród polski, była obrona po trupach Polaków, własnych, wąsko pojmowanych interesów partykularnych czołowych bossów gangu komunistycznego. Przyczynili się tym do śmierci kilkudziesięciu Polaków, a co najmniej kilkadziesiąt tysięcy zranili fizycznie i psychicznie. Milionom odebrali nadzieję na poprawę warunków życia, które było nieznośne. Przyczynili się do dziesięcioletniego opóźnienia rozwoju gospodarczego, ekonomicznego, technicznego, kulturalnego i politycznego (kultury politycznej). I już tylko za to, powinien Jaruzelski i jego szajka wojenna dostać w „czapę” co najmniej 18 lat temu, tak jak dostał Quisling i jego sitwa. I to choćby ze względów profilaktycznych, z uwagi na interes państwa i dla odbudowy w społeczeństwie poczucia sprawiedliwości i bezpieczeństwa, czego dotąd nie ma.
Zdaję sobie tutaj sprawę z tego, jak zresztą wielu innych Polaków, że Jaruzelski ze swą szajką nie zostali i nie zostaną nigdy ukarani, bo trzecia władza (sądownicza) i tzw. czwarta (media) zostały nienaruszone na mocy układu „okrągłostołowego”. PRL była dyktaturą totalitarną, gdzie obowiązywały te same reguły: Aparat sądowniczy był przekształcony w narzędzie sitwy rządzącej do strzeżenia jej partykularnych interesów. Prawo było ustanowione pod kątem strzeżenia interesów grupy rządzącej. Sądy były organami kliki, do obrony jej wszechwładzy. Tak było w Niemczech pod rządami NSDAiP, w Rosji pod władzą KPZR, czy też w Norwegii pod rządami Quislinga i jego NS. Ponieważ aparat ten nie został naruszony po 1989 r., więc pełnił i nadal pełni funkcję, do jakiej został powołany przez PPR-PZPR.
Te okoliczności sprawiają, że nie można liczyć na to, iż taki sąd znajdzie Jaruzelskiego i jego sitwę winnym i skaże ich na jakąś karę. To tak, jakby liczyć, że członkowie mafii sycylijskiej znaleźliby winnymi, osądziliby i ukarali przykładnie - gdyby im powierzono takie zadanie – czołowych bossów tej mafii.
Ale to, że nie zostali i że nie będą ukarani ze względu na okoliczności jakie przytoczyłem wyżej, nie dowodzi, iż nie są zdrajcami polskich spraw narodowych i że nie są winni zbrodni dokonanej na Polakach. W normalnych, nie załganych warunkach, szanujące się państwo dawno by zadbało, żeby tego rodzaju ludzie wisieli na szubienicy.
Władysław Gauza
Styczeń 2009r.
..........................................................
Powyższy tekst, autor próbował opublikować na „prawica.net” (4-krotnie wysyłał do redakcji), jako odpowiedź na teksty J. Engelgarda, który bronił w nich stanu wojennego jak również i W. Jaruzelskiego, Vide: http://www.prawica.net/node/14669, mojej polemiki z tym pt. "Przyczynek do dyskusji o rocznicy stanu wojennego" Vide: http://www.prawica.net/node/14833 i reakcji na to J. Engelgarda pt. "Kto to napisal", Vide: http://engelgard.pl/?p=119, ale bez powodzenia.
http://www.kworum.com.pl/art1926,o_sprawcach_i_obroncach_stanu_wojennego.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Niedawno słyszałem
2. Źle się dzieje w państwie polskim - TW Must zawiązuje nową sitwę
Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.
/-/ J.Piłsudski