Partykularne interesy w kontrze z finansami państwa
Ustawa budżetowa przewidywała zrównoważony budżet na 2020 rok. Dopust Boży, który dotknął w miarę sprawiedliwie cały świat, sprawił że trzeba było wydatkować kilkaset miliardów więcej, oczywiście to nie tylko fundusze budżetowe, to m. in. uszczuplenie dochodów ZUS, dochodów samorządowych itp. Dobry okres rozwoju gospodarczego Polski został przyhamowany; zamiast powtarzającego się w ostatnich latach wzrostu PKB rzędu 4-5 %, będziemy mieli tyle samo, lecz na minusie. Trudno, inne państwa w UE średnio biorąc mają przewidywany spadek PKB przynajmniej dwukrotnie większy.
Chronimy rzecz najważniejszą dla człowieka – jego życie – dla ochrony tej wartości wszyscy poważni i myślący ludzkie zgadzają się na ofiary. Wszyscy jednocześnie mają nadzieje, że te ofiary będą przejściowe. Kto i w jakim stopniu ponosi owe ofiary, to sprawa do rozstrzygnięcia przez rząd, także kto i w jakim stopniu ma mieć te straty zrekompensowane (w wyniku działania tzw. „tarcz antykryzysowych” (turystyka, hotelarstwo, gastronomia, transport, handel [prócz handlu żywnością], samodzielni artyści także zakłady przemysłowe, w tym prywatna działalność itp.), to też sprawa rządu. Przedstawiciele branż ewidentnie narażonych na straty ni artyści, także zakłady przemysłowe, w tym prywatna działalność itp.) mają oczywiście nadzieję na stuprocentowe pokrycie strat, mają nadzieję na możliwość zachowania miejsc pracy. Któż pozostaje? Na pewno producenci żywności i handlowcy związani z tą branżą, pracownicy administracji, nauczyciele i pracownicy naukowi, służba medyczna, sektor „mundurowy”, emeryci wreszcie. Niektóre branże w wyniku działania pandemii zostały obciążone skokowo zwiększonymi obowiązkami, to służba zdrowia, to administracja państwowa i samorządowa, to służby porządkowe.
Sprawiedliwa kompensacja strat i sprawiedliwe wynagradzanie dodatkowo obciążonej (np. służby medycznej), to zadanie rządu. Zadanie to można przyrównać do rozwiązania kwadratury koła. W każdym razie nie ma możliwości zadowolenia wszystkich. Przykra sprawa, że większość rozumuję przez zawartość swojego portfela, nie zważając na dobro ogółu. Podstawowa sprawa – rząd nie dysponuje nieograniczonymi środkami, który mógłby rozdzielić wśród tych, którzy ponoszą straty. Praktycznie – tak jak zdecydowana większość państw świata (łącznie z tymi najbogatszymi) – Polska jest zadłużona. Wynikało to właśnie z deficytu budżetowego w poprzednich latach i ten deficyt był pokrywany pożyczkami. To państwowe obligacje, kupowane przez inwestorów (także krajowych) obciążone określoną rentą, czyli procentem. Wysokość owej renty zależy od stanu finansów państwa emitującego obligacje. Za rządów PO-PSL wynosiła ok 5%, za rządów PIS spadła do ok 2%, a zdarzyło się nawet kupno obligacji z rentą ujemną. To miło – ktoś nam pożycza pieniądze i jeszcze do tego dokłada.
Trochę nudzę tych, którzy doskonale orientują się w finansach państwa, ale zdecydowana większość wyklucza to zagadnienie z kręgu swoich zainteresowań. Kontynuując, obligacje trzeba wykupić zgodnie z terminami tzw. zapadalności. Rachunek nie jest zerowy; różnica, to łączny koszt koniecznych do zapłaty owych procentów, nazywa się to kosztem obsługi zadłużenia. Znowu historycznie rzecz ujmując ów koszt obsługi za rządów PO-PSL, to ponad 40 miliardów zł. W czasie rządów PIS koszt obsługi zmalał prawie dwukrotnie (chociaż liczbowo wysokość zadłużenia wzrosła) – nastąpiło to w wyniku właśnie niższej stopy procentowej (renty) z jaką udawało się ostatnio sprzedawać państwowe obligacje.
Powyższy wywód ma uświadomić, że nie można „bezkarnie” wydatkować państwowych pieniędzy. Te pieniądze trzeba pożyczyć; dobrze byłoby z niską rentą. Pożyczanie z wysokim procentem, to zaciskanie lichwiarskiej pętli na szyi. Tak czy inaczej; pożyczka jest bezbolesna kiedy stopień przyrostu PKB jest wyższy od procentu na jaki pożyczamy. Wiadomo, że przynajmniej w 2020 roku przyrost PKB będzie ujemny, zatem to bolesna operacja. Bolesna, ale konieczna. Pozostawienie zakładów pracy w sytuacji zmuszającej je do redukcji zatrudnienia byłoby dla finansów państwa jeszcze boleśniejsze. Czyli wszyscy musimy ponieść straty w wyniku działania tej pandemii.
Co oznacza zmniejszony PKB, co oznacza pojawienie się budżetowego deficytu? Otóż oznacza, że wszyscy będziemy ponosić negatywne skutki tego stanu rzeczy. Symptomy tego już się pojawiają, to inflacja – praktycznie, to rosnąca drożyzna artykułów zarówno spożywczych jak i przemysłowych, to wzrost cen usług. Innymi słowy – spadek wartości złotówki. Dotknie on także te sektory i branże wymienione na wstępie jako nie ponoszące bezpośrednich strat.
Konkluzja jest następująca; Żądanie przedstawicieli branż dotkniętych skutkami pandemii (praktycznie dotkniętych zarządzeniami uniemożliwiającymi prowadzenie dochodowej działalności), by państwo zrekompensowało im WSZYSTKIE poniesione straty - jest niemoralne, ponieważ odbyło by się to kosztem przedstawicieli innych branż, którzy nie kwalifikują się do finansowej pomocy. Ponadto, co usiłowałem przedstawić wyżej, zwiększanie - ponad niezbędna potrzebę – budżetowego deficytu, jest działaniem na szkodę finansów państwa, czyli na szkodę nas wszystkich.
Można sobie wyobrazić przypadki, że w wyniku wprowadzania kolejnych „tarcz antykryzysowych” niektórzy znajdą luki i skorzystają nadmiernie nie z rzeczywistych tylko z „księgowych” strat. To wynika z istnienia wszędzie na świecie (także u nas) „szarej strefy”. Rząd PIS zrobił wiele by ją ograniczyć; do jej likwidacji jednak ciągle daleko.
- Janusz40 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz