Dlaczego nas nienawidzą II

avatar użytkownika UPARTY

W poprzednim wpisie pt „Dlaczego nas nienawidzą” pisałem, że przyczyną nienawiści do nas jest niemożność zrozumienia otaczającej rzeczywistości społecznej, że oni nie są w stanie przewidzieć skutków swoich poglądów i działań. Jeżeli miała by to być prawda, to w oparciu o jakie kryteria funkcjonuje stworzona przez nich administracja państwowa?

 

Przed wielu laty, był to może 2008 rok, słyszałem w jakiejś telewizji dyskusję prof. Rosatiego ( wtedy z SLD) z Panią Bieńkowską – która wtedy była ministrem. Otóż Pan Rosati krytykował jakieś rozporządzenie rozporządzenie podpisane przez Panią Bieńkowską a ona w ogóle nie rozumiała, o co Rosatiemu chodzi. W końcu użyła argumentu ostatecznego „przecież PiS też wydawał rozporządzenia” . Rosati na to odpowiedział, że nie chodzi mu o to, że Ministerstwo wydaje rozporządzenie a o to, że jest ono głupie. To wprowadziło Panią Bieńkowską w kompletny stupor i zamilkła.

Gdy w tym roku przed Komisją Sejmową ds VAT był przesłuchiwany Pan Rostowski, przewodniczący zwrócił uwagę, że jedno rozporządzenie było wydane po kilku latach od rozpoczęcia nad nimi pracy a drugie po chyba trzech miesiącach. Pierwsze miało uszczelniać VAT a drugie otwierało furtkę do kantów vatowskich.

W odpowiedzi Pan Rostowski ze złością stwierdził, że jak to, najpierw jest zarzut, że rozporządzenie jest przygotowywane długo a teraz , że szybko? Jeśli słuchacz był naszej orientacji, to wypowiedź Rostowskiego traktował jak figurę retoryczną, oni zaś jego wypowiedź traktowali jako poważny zarzut do Komisji Sejmowej. Przecież minister nie może wiedzieć jakie skutki przyniesie dane rozporządzenie! Dlatego zarówno Pani Bieńkowska jak i Pan Rostowski w ogóle abstrahowali od skutków tych rozporządzeń? Bo ten aspekt był poza ich kompetencją, poza ich zainteresowaniem. Taka postawa jest logiczna i spójna z ich postawami. Bo jak Oni nie rozumieją co to jest skutek społeczny działania, nie wiedzą nawet, że coś takiego może istnieć, to jak mogą to brać pod uwagę. Nie mogą, więc nie biorą.

 

Najpierw zastanówmy się jak zgodnie z poglądami Antypisu (lewicy) są podejmowane decyzje przez administracje państwową a w szczególności przez ministerstwa. To bardzo ciekawe.

Zgodnie z precedencją i regulaminem kancelaryjnym.

Gdy pojawia się jakaś sprawa, czy to na wniosek zainteresowanego, co jest najczęstsze, lub z innego źródła, czyli po prostu wpłynie stosowne pismo zostaje ono skierowane do odpowiedniego referatu właściwego dla sprawy departamentu.

Tam referent gromadzi materiały do sprawy. Wysyła zapytanie do innych znanych mu zainteresowanych daną tematyką, przeprowadza kwerendę dokumentów etc. Gdy teczka jest już odpowiednio gruba i są wszystkie wymagane ustawą podkładki przygotowuje treść decyzji oraz jej uzasadnienie, a następnie przekazuje ją odpowiedniemu dyrektorowi departamentu za pośrednictwem swego kierownika. Kierownik referatu ma obowiązek sprawdzić zgodność propozycji z zawartością teczki. Nie mniej sama teczka z dokumentami po przekazaniu projektu decyzji dalej jest „w referacie”. W kompetencji kierownika nie leży sprawdzenie uzasadnienia, bo za nie odpowiada referent! Odpowiedni dyrektor departamentu albo sam wydaje decyzje zgodną z przedstawionymi propozycjami ( zmienić nic nie może, bo nie ma dokumentów!) albo przekazuje ją zgodnie z zasadami precedencji (sic!) odpowiedniemu ministrowi, jeśli wydanie stosownej decyzji jest w jego kompetencjach. I minister podpisuje decyzje bez kontroli merytorycznej, bo nie ma dokumentów podstawowych.

Taki obieg dokumentów jest określony w regulaminie kancelaryjnym i inne działania są jego naruszeniem. Regulamin kancelaryjny określa również sposób numeracji dokumentu, W numerze jest zakodowane zarówno nazwisko referenta odpowiadającego za uzasadnienie, dział tego urzędnika i nazwisko kierownika. Tak więc nawet minister podpisując decyzje po prostu wyraża zgodę na decyzje podjętą przez referenta!

Teraz dalej, w zakresie kompetencji kierownika referatu nie leży ocena skutków społecznych podejmowanych decyzji a jedynie sprawdzenie wypełnienia obowiązków formalnych przez referenta. Sprawdza więc czy wymienione w piśmie początkowym strony zostały zawiadomione o postępowaniu, czy wszystkie dokumenty są oryginałami itd.

Skąd więc referent ma wiedzieć jaką decyzje ma podjąć, jeżeli w jego kompetencji nie jest ocenianie skutków społecznych decyzji? Czy w takim systemie jest widać w ogóle różnicę między decyzją o negatywnych skutkach społecznych a pozytywnych skutkach społecznych? Nie, takiej różnicy nie ma. Stąd stupor mister Bieńkowskiej i sarkazm ministra Rostowskiego. Ponieważ skutki społeczne nie są parametrem podejmowania decyzji i każda decyzja jest równie dobra, to o jej treści decydują czynniki osobiste.

Wracamy do etapu gromadzenia dokumentacji. Jeżeli strona ubiegająca się o decyzje jest miła a żadna inna znana urzędnikowi, również miła, strona nie protestuje, to decyzja zapada. Jeżeli strona ubiegająca się o decyzje nie jest miła, to decyzja nie zapada lub zapada z dużym opóźnieniem. Miłym dla urzędu można być albo na skutek podarków ( łapówki) albo na skutek wpływu na sprawy personalne ( wpływy polityczne).

Zwróćmy więc uwagę, że nikt kto zastanawia się nad skutkami społecznymi własnych decyzji w tym systemie decyzyjnym nie może się odnaleźć, że jest dla tego systemu obcy. Natomiast ludzie nie orientujący się w sprawach ogólnych, nie rozumiejący skutków swoich działań są do tego systemu wręcz stworzeni.

Ale przecież większość wyborców Antypisu nie jest urzędnikami, nie podejmuje w życiu żadnych decyzji poza kwestią jak długo wietrzy mieszkanie.

To prawda, ale żyje w środowisku tworzonym przez urzędników i jak być miłym to wie a jak uzasadnić swoją sprawę interesem publicznym nie. PiS więc jest dla nich groźny a Antypis nie.

I teraz kwestia głupiego uśmiechu.

Jeżeli rozmawiamy o sprawach publicznych, o skutkach jakiejś decyzji a kimś a Antypisu, to w pierwszej chwili widzimy niemożliwy do ukrycia wysiłek intelektualny, a później chytry uśmieszek i deklaracje, że on już rozumie. Tak naprawdę on już wie, o komu bezpośrednio one mogą służyć.

Stąd troska Kaczyńskiego o interesy fundacji jest tylko przykrywką propagandową, jest ukryciem interesu własnego. Jak się o coś troszczy to znaczy, że to coś jest jego. Jak o.Rydzyk troszczył się o Radio Maryja, o różne inne inicjatywy, to dla tego, że chciał mieć na maybacha!

 

Jeśli zaś chodzi o rozporządzenia wydawane przez Ministrów to zasada jest identyczna, tylko dokument początkowy inny. Też zapotrzebowanie trafi najpierw do odpowiedniego referatu, z ta różnicą, że to nie kierownik akceptuje treść a dyrektor departamentu. Następnie projekt trafia do uzgodnień międzyresortowych, w których projekt trafia znowu do odpowiedniego referatu i dalej jest procedowany jak każda inna decyzja.

 

Wpuszczenie ludzi wrażliwych na interes społeczny w oczywisty sposób wywraca cały ten system wraz ze wszystkimi od niego uzależnionymi. Więc się nas boją, a ponieważ nie mogą z nami nic zrobić, to rośnie frustracja i narasta agresja. Jedynym wyjściem zaczyna się im wydawać fizyczna likwidacja PiS`u i całej fromacji.

 

 

Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. @UPARTY

Wpuszczenie ludzi wrażliwych na interes społeczny w oczywisty sposób
wywraca cały ten system wraz ze wszystkimi od niego uzależnionymi. Więc
się nas boją, a ponieważ nie mogą z nami nic zrobić, to rośnie
frustracja i narasta agresja. Jedynym wyjściem zaczyna się im wydawać
fizyczna likwidacja PiS`u i całej fromacji.

Poniższy komentarz wpisałam u Michaela, ale ilustruje dobrze też tezę wpisu:


'Petru jako wychowankowi Balcerowicza nie wypadało obiecywać tego, co dał Polakom PiS w sferze socjalnej, Biedroń obieca wszystko, zaśmiewając się przy tym do rozpuku.




Biedroń w liczbach, czyli niedoszacowana Wiosna. 35 mld zł to za mało

Wiosna Roberta Biedronia od strony gospodarczej wygląda jak żart. Lider
ugrupowania naobiecywał wiele, chociażby w sferze socjalnej i wystawił
rachunek: 35 mld zł. Sprawdziliśmy - nie ma szans zmieścić się w tej
kwocie. Prezentując program Wiosny, Biedroń zapewniał, że jego formacja wprowadzi m.in. nieopodatkowaną emeryturę
obywatelską w wysokości 1,6 tys. zł czy leki za nie więcej niż 200 zł
miesięcznie. Padła też obietnica rozszerzenia programu 500+ na każde
dziecko i dla samotnych rodziców.Samo rozszerzenie programu 500+ na każde dziecko to ok. 19 mld zł
więcej do programu, który już teraz rocznie pochłania blisko 25 mld zł z
budżetu.Suma summarum na tylko ten program w wersji Biedronia trzeba by
przeznaczać ponad 40 mld zł rocznie. Doliczając do tego emeryturę obywatelską, trzeba dorzucić kolejnych blisko 8 mld zł, licząc skromnie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. zaplecze Totalnej Opozycji

usiłuje wmawiać, że PiS nie jest prosocjalne :))

Polska jest w grupie pięciu państw gdzie płace minimalne rosną najwolniej w Europie
- wykazaliśmy niedawno na bazie informacji Eurostatu. Podwyżka minimum w
porównaniu z innymi krajami były niska zarówno nominalnie, jak i
procentowo. A tymczasem w Europie nowy socjalistyczny rząd Hiszpanii nie
bawił się w drobiazgi i od razu zadekretował o 191 euro więcej. No
właśnie. PiS powszechnie uznawana jest w Polsce za partię prosocjalną.
Programy wydatków obciążają budżet na olbrzymie sumy. Ale czy to
prawdziwy obraz?Weźmy takie 500+. Pieniędzy nie dostają tylko ubodzy, ale wszyscy po
równo. Nawet bogaty z czwórką małych dzieci otrzyma te 1,5 tys. zł
miesięcznie. Wystarczy, że złoży wniosek.Kolejna sprawa - obniżenie wieku emerytalnego. Jeśli podejdzie się do
sprawy, jak do przywracania praw nabytych - abstrahując od tego, czy te
prawa były faktycznie nabyte, a nie "nadane" - to właściwie mamy obraz
partii, która te prawa chroni. Gdzie tu wtedy prosocjalność?Kolejna sprawa - obniżenie wieku emerytalnego. Jeśli podejdzie się do
sprawy, jak do przywracania praw nabytych - abstrahując od tego, czy te
prawa były faktycznie nabyte, a nie "nadane" - to właściwie mamy obraz
partii, która te prawa chroni. Gdzie tu wtedy prosocjalność?

Ale w Polsce? Wystarczy spojrzeć na temat z trochę inną optyką, a
według kryteriów "europejskich" wychodzi coś innego niż "prosocjalność".
Ekonomiści od lewej do prawej uważają, że to jednak zbyt daleko
posunięte wnioski.

-
Punktem odniesienia jest poprzedni rząd, a nie kraje Europy - uważa
Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha. - W tych
kategoriach można uznać rząd PiS za prosocjalny. Co do tego nie ma
żadnych wątpliwości. Porównanie z Europą nie ma sensu - mówi money.pl.

-
Pamiętać trzeba o paru rzeczach. Po pierwsze stan budżetu wygląda
zadowalająco, dlatego że wydatki są robione na szczycie koniunktury
gospodarczej. Zresztą dość niezdrowej, bo opartej głównie na konsumpcji,
a nie na inwestycjach - podkreśla prof. Witold Orłowski, rektor
Akademii Finansów i Biznesu Vistula. - Na krótką metę to wygodne dla
budżetu, na dłuższą metę już nie. Obciążenia budżetu są tak naprawdę
dużo większe, niż dzisiaj się wydaje. Wyjdzie to na jaw w momencie,
kiedy gospodarka spowolni.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika UPARTY

3. @Maryla

Ja wiem skąd takie opinie totalnej opozycji. Oni wszyscy są bardzo doktrynalni. Bardziej realizują jakąś doktrynę niż rozwiązują problemy. PiS, podobnie jak cała formacja jest przede wszystkim pragmatyczny. Owszem sprawy socjalne sa bardzo ważne, ale w granicach możliwości. Nade wszystko państwo musi mieć swobodę decyzyjną, czyli rezerwy finansowe a to co zostanie to może być przeznaczone na wydatki socjalne. Można oczywiście podnieść minimalne wynagrodzenie nawet o 2 000 zł ale kosztem bankructwa wielu firm, które nie będą miały pieniędzy ani na takie pensje ani na ZUS od nich. Natomiast ludzie rozumujący doktrynalnie oczekiwali by po partii "wrażliwej społecznie", że w imię doktryny nałoży ciężary nie do udźwignięcia i jak zaczną się kłopoty, to wtedy trochę tych ciężarów odejmie. Z resztą właśnie myślenie doktrynalne było powodem wahania co do ratingu Polski, powodem przypuszczeń, że po dojściu PiS do władzy budżet całkiem się rozsypie. Nawiasem mówiąc zaczynam odnosić wrażenie, że obecnie na świecie zdecydowana większość ludzi myśli doktrynalnie a nie pragmatycznie. Myślenie pragmatyczne jest wręcz potępiane jako faszyzm i populizm.

uparty

avatar użytkownika michael

4. Myślenie wyspowe, dzięki któremu obraz rzeczywistości powstaje

jak w kalejdoskopie, z losowo rozsypanych kolorowych okruchów. Model państwa teoretycznego działa właśnie w ten sposób. Przyglądamy się pracy komisji sejmowych AmberGold, VAT albo warszawskiej prywatyzacji pokazujących nam mechanizm tworzenia decyzji. Jasno widzimy, że ten mechanizm nie wykazuje żadnej wyobraźni ani inteligencji właśnie dlatego, że wszystkie kolorowe okruchy są niezawisłe i niezależne.

Nie istnieją żadne relacje i powiązania ani logiczne, ani przyczynowo skutkowe, ani też odpowiedzialności - są oderwanymi stanami losowymi.
Na przykład, sąd otrzymuje wniosek o mianowania kuratora sądowego strony w postępowaniu w sprawie roszczenia. Jest wniosek i następuje formalne rozpatrzenie tego wniosku. Jeżeli wniosek jest prawidłowo wypełnionym formularzem, to kuratorem 177 letniej osoby trzeciej w przedmiotowej sprawie może zostać osoba wskazana we wniosku,  nawet jeżeli jest ona stroną w tej sprawie. Postanowienie, czyli decyzja podejmowana jest nie wiedzieć dlaczego zgodnie z wymaganiami artykułu 7 k.p.k, który w polskim prawie traktowany jest jako omnipotentna reguła podejmowania wszystkich postanowień przez wszystkie organy wszelkich postępowań, prawdopodobnie dlatego, że prawo działa jako całość:
  • Art. 7 kpk - Organy postępowania kształtują swe przekonanie na podstawie wszystkich przeprowadzonych dowodów, ocenianych swobodnie z uwzględnieniem zasad prawidłowego rozumowania oraz wskazań wiedzy i doświadczenia życiowego.

To jest cały artykuł, nie wyrwany z kontekstu fragment. Widać gołym okiem, że rzeczywiście ten przepis nie wymaga żadnych powiązań ani logicznych, ani przyczynowo skutkowych z czymkolwiek ani też odpowiedzialności za cokolwiek. Najciekawsze wyniki proponuje ta procedura, gdy organ postępowania nie przeprowadzi żadnych dowodów. Przecież nie musi ich przeprowadzać właśnie dlatego, że kształtuje swoje przekonania tylko na podstawie tych dowodów, które przeprowadził. 

Czyste myślenie wyspowe.
Albo normatywizm czystej nauki prawa według Hansa Kelsena.