Gra w trzy karty z ksiazkami
No i udal mi sie dzisiaj maly przekret! Czegoz nie robi sie dla drogich czytelnikow!
Rozne tricki zwane tez przewalkami czy przekretami zwykle polegaja na odwroceniu uwagi osoby, z ktora mamy do czynienia. Wszyscy znaja przewalke stosowana przez cinkciary w bramach, kiedy to na moment odwraca sie uwage ofiary i zamiast pliku dolarow dostawal on plik gazet otoczony jednym banknotem. Nawet siedzialem z czlowiekiem, ktory to robil. Akurat siedzial za rozboj a nie za to.
Przez dlugio czas nie moglem rozgryzc tricku stosowanego w grze w trzy karty. Pierwszy raz spotkalem sie z tym zjawiskiem na targu warzywnym w Chorzowie, gdzie przyjezdzali farmerzy a mieszkancy Katowic sie zaopatrywali. Z dala zle to wygladalo, bo widac bylo zespol wspolpracujacych ze soba cwaniaczkow. Najpowazniejszy przypadek obejrzalem sobie przypadkiem, zupelnie przelotnie, przechodzac kolo ogrodka piwnego kolo piwiarni w Katowicach. Widzialem koncowke, ale wstep moglem sobie dopowiedziec. Zwykle podstawiony koles wygrywa jak szalony, co zacheca naiwnych ludzi. No i taki sie wlasnie trafil. Byl to wysoki, potezny czlowiek wygladajcy na inzyniera z kopalni w dniu wyplaty. Byl troche zanietrzezwiony. Najpierw dano mu wygrac kilka razy, wiec sie podochocil. W decydujacym momencie zmogla go chciwosc i wyciagnal z portfela gruby plik banknotow. Oczywiscie, ze przegral. W tym momencie stragan zostal zwiniety i macher od przekladania kart zrobil krok w kierunku wyjscia. Na to "inzynier", ktory w jednej chwili zbladl jak sciana, ryknal poteznie. Powiedzmy, ze jak tur. Rzucil sie na niewysokiego wzrostem karciarza. Schwycil go silnie. Nie ulegalo watpliwosci, ze mial powazne zamiary. Na to macher z usmiechem wyciagnal kieszenie marynarki. Nic w nich nie bylo. Potem wyciagnal kieszenie spodni. Rezultat byl ten sam. "Inzynier" zamarl, na co macher spokojnie sobie odszedl w sina dal. Jako przechodzien nie za bardzo rozumialem jak pieniadze sie ulotnily, choc zapamietalerm maly szczegol, ktory okazal sie byc istota sprawy. Otoz idac dalej w kierunku swego domu przechodzilem kolo malego parku. A tam na laweczce siedziala rozradowana mala gromadka. Stanowili ja: macher od kart, naganiacz oraz moze 12-letni chlopak. Tego ostatniego widzialem w decydujacym momencie, kiedy przegrany "inzynier" zamarl wytrzeszczajac oczy. W tym momencie rozgrywajacy karty zgarnal szybko pieniadze i wlasnie w tym momencie przechodzil kolo niego z tylu wlasnie ten chlopaczek...
Bedac za kratkami przez jakis czas siedzialem z jednym grypsujacym, ktory kiedys byl jednym z szefow buntu w wiezieniu w Czarnem. Dla innych byl autorytetem. Mnie traktowal bardzo przyjaznie, dzieki czemu wyratowal mnie dwukrotnie z dosc trudnych sytuacji. Jedna z nich moge nawet opowiedziec. Otoz ten trzeci byl duzym, ponurym facetem. Mial sporo tatuazy, choc wazniejsze bylo to, ze mial cala reke podziargana. Z ran wystawaly szwy i czlowiek czasem jeczal. Ktorejs nocy zaczal wyc. Zaczalem walic w drzwi. Przyszedl gad i powiedzialem mu, ze ten czlowiek wymaga opieki lekarskiej. Czleka zabrano na pare godzin. Po jego wyjsciu 'szef" wyjasnil mi cierpliwie, ze popelnilem nietakt, nie powinienem sie wtracac w nie swoje sprawy. Gdyby ktos sie wieszal, to nalezaloby chwycic go za nogi i ciagnac w dol, by szybciej poszlo. Nie powinien zakolocac innym spokoj. No i ten trzeci w trakcie gry w karty nagle doznal "Aha reakcji". Powiedziel ni mniej wiecej, poco my dwaj grypsujacy sie cackamy z tym nie-czlowiekiem, czyli mna. Na to "szef" odparl krotko: "Nam nie zalezy na ilosci, tylko na jakosci". Znaczy sie, ze nie kwalifikowalem sie, by dostapic zaszczytu grypsowania.
Tegoz kolege, choc nie "herbatnika", zapytalem kiedys na czym polega sekret gry w trzy karty. Popatrzyl na mnie jak na naiwniaka i pojalem - przeciez tacy ludzie jak ona zarabiali w ten sposob na chleb. Jezeli kogos interesuje trick trzykartowy moze sobie ogladnac zalaczone video#1.
A teraz z opoznieniem, do rzeczy. Z rana udalem sie do ksiegarni taniej ksiazki (cos w rodzaju antykwariatu). To wlasnie z takich miejsc czerpie swoja sile. Prawie nigdy nie spotyka mnie zawod i wychodze z nich z pelna torba ksiazek. Raz zdarzyla mi sie sytuacja, ktora wspominam z niesmakiem. Otoz na Wyspie Ksiecia Edwarda na glownej ulicy Charlottetown znajduja sie polozone obok siebie trzy ksiegarnie - dwie normalne i jedna z uzywanymi ksiazkami. Antykwariat obslugiwalo dwoch cwanych staruszkow. Wsrod ksiazek znalazlem calkiem ciekawa ksiazke traktujaca o taktyce malych oddzialow pancernych Wehrmachtu w II wojnie swiatowej. Wprawdzie nie byl to poszukiwany przez mnie od dawna dwutomowy zestaw, w ktorym jak drogocenne kamienie czy bardzo stare znaczki, znajdowaly sie informacje na temat kazdego egzemplarza niemieckiego czolgu "Tygrys". Pytam staruszkow o cena, a oni patrzac mi prosto w oczy wymienili sume 27$. To nie ze mna. Zwyklem kupowac swietne ksiazki, wlacznie z "bialymi krukami" za sumy mieszczace sie w przedziale 50 centow- 3 dolary.
W ksiegarni oczywiscie pusto, bo u nas od kilku dni zwyczajowo sypie snieg. Pod koniec zimy zaspy siegna trzech metrow. To z powodu jeziora, ktore jest wielkie jak morze. Za lada pani, ktora wygladala mi na nowa. tak na rybke wybralem dwie ksiazki i kupujac zapytalem o cene. Glownie szlo mi o niepozorna, z lekko zniszczona okladka, pt. "With the Birds. For Little Folk". Lubie ksiazki/albumy o ptakach, jednak w tym przypadku szlo o date wydania, ktora byl rok 1926. Pani zawahala sie i powiedziala, ze 50 centow. Najwyrazniej nie wiedziala, ze wsrod licznych regalow jest taka poleczka, gdzie wystawiane sa starocie sprzed wojny, z XIX czy XVIII w. Dobrze to rokowalo.
Nastepnie zapytalem pania czy czasem nie ma jakichs ksiazek w magazynie, ktorych jeszcze nie przetarto wilgotna szmatka i nie wyceniono. Pani zgodnie regulami odparla, ze tam klienci nie maja prawa wstepu, ale ona mi pozwoli. No i znalazlem sie w ogrodku. Przedmiotem rozgrywki okazala sie ksiazka wydana w 1867 r. i noszaca tytul: "The Yearly Years of His Royal Highness The Prince Consort". Pozwolenia na wydanie udzielila Krolowa Anglii. Ksiazka byla przeznaczona do wewnetrznego obiegu w rodzinie krolewskiej i w najblizszym kregu. Dwie inne ksiazki to: "A Junior History of England" wydana w 1929 r. oraz "The Slave in History" wydana w 1904 r.
Rozgrywka wygladala nastepujaco. Pani zapisuje kolejne ceny podawany ksiazek, a ja czynie to w sposob przemyslany. Na rozgrzewke religijna "God's Smuggler" napisana przez Brata Andrzeja oprawiona w cos w rodzaju czerwonej skory ze zlotymi literami. Rzucam sume - $2 i przechodzi.Potem znajac zasady wyceny ksiazek rzucam $3 za N. Chomsky'ego, "Hgemony of Survival. America's Quest For Global Dominance". Nastepnie poszly moje atuty, czyli dwie albumowe ksiazki po cale trzy dolary. Byl to 800-stronicowy, ladnie wydany przewodnik po winach z calego swiata, "Exploring Wine" i zawierajcy 1 000 ilustracji przewodnik po serach zatytulowany: The Cheese Bible". Takie ksiazki prtzeznaczone sa dla doroslych juz dzieci, ktore cenia sobie dobre wina i sery.
Wygladalo na to, ze koncowka bedzie moja. Rzucam wiec od niechcenia, ze za te trzy stare ksiazki moge dac po 50 centow. Niedoswiadczona pani poczula jakis niepokoj, ktory znalazl odbicie w jej twarzy. Popatrzyla na zegar. Byla 12:45. Wiedzialem, ze druga zmiana przychodzi o 13:00. Powiedziala, ze moze zaczekamy i ktos bardziej doswiadczony wyceni te trzy ksiazki. Na to podsunalem jej pod twarz ostatnia ksiazke, ktora bylo trudno wycenic. Byla to: "The Cheese and the Worms. The Cosmos of a Sixteenth-Century Miller". Autor Carlo Ginzburg odtworzyl w niej mentalnosc czlowieka zyjacego w XVI w. A dokladniej, Domenico Scandelli urodzonego w 1532 r. Rzucilem wspanialomyslnie sume dwoch dolarow i podliczylem, ze razem bedzie $15. Podalem je banknot $20 i wydala mi reszte. W tym momencie wszedl znany mi czlek o imieniu Skip. Powitalem go przyjaznie. Jest to znawca ksiazek, ktory sam nabywa duzo ksiazek i pracuje w tej ksiegarni. Pani podziekowala mi za przyjscie, ja bylem zadowolony, a Skip tez, gdyz przyszedl do pracy odpierniczony jakby na pokaz mody.
Nie ma to jak dobrze zaczac dzien!
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. https://www.youtube.com/watch
2. Tymczasowy :)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Fakt
To byl bardziej pokerek niz Trzy Karty. Obu nie cierpie. Hazard jest mi doglebnie obcy.
4. ...
"Popatrzyla na zegar. Byla 12:45. Wiedzialem, ze druga zmiana przychodzi o 13:00".I ja mam uwierzyć że kupowałeś książki ;). Ja nie wchodzę w to kto kogo pożerał wzrokiem,sam nie wiem jak to jest że im więcej lat przybywa - to urody też.Sam to wiem po sobie :).Ma to też ukryte jak w "trzech kartach" zalety,mój babiszon zazdrosny o mnie jak cholera! :)))