Zolnierskie opowiesci
Nie tylko rybacy znani sa ze swoich przesadnych opowiesci. Zdarza sie to rowniez wojskowym. Zwykle przechodzi to bez oporu, czasem tylko ktos zwroci uwage na male prawdopodobienstwo przedstawianych wydarzen. Pamietam opowiesci zamieszczane w wojskowym Przegladzie Histrorycznym kiedys przez jakiegos dzielnego partyzanta dzialajacego na Kresach. Moze mial pseudonim "Kuna"? Czlowiek ten dowodzil duzym oddzialem partyzanckim. Dokonywal czynow niezwyklych. Kiedys przebil sie bez strat wlasnych przez jakis odcinek Karpat wraz z olbrzymim taborem i cywilami. Akurat temu autorowi zwrocono uwage, ze opowiada bajki.
Natomiast nie skorygowano opowiesci pewnego wojskowego z kanadyjskiego 12 Manitoba Dragoons, czyli pulku samochodow pancernych. Znalazlem ja w ksiazce J.Williamsa pt. "The Long Left Flank:The Hard Fought Way to the Reich, 1944-1945", Stoddart, Toronto 1988, str.44-46.
Jakie byly warunki wojowania po ladowaniu aliantow w Normandii, kazdy wie. Bida,panie, bida! Jeden zolnierz niemiecki wart byl 1.5 zolnierza alianckiego. Szczegolnie na terenach z zywoplotami (bocage), straty alianckie byly ogromne. A w dziedzinie "czolgowej" byla prawdziwa rozpacz. Jeden niemiecki czolg czy dzialo rozstrzeliwalo kompanie angielskich czolgow czy amerykanskich Shermanow.Okrzyk: "Tygrysy" wzbudzal panike. Zdarzylo sie i tak, ze kiedys naprzeciwko kilkunastu amerykanskich czolgow stojacych w linii obronnej pojawila sie jedna niemiecka "Pantera". Obie strony byly zaskoczone, a potem niemiecki czolg spokojnie przejechal sobnie przez linie i powedrowal gdzie zamierzal. Inna sytuacja, zalogi kilku amerykanskich czolgow na widok jednego "Tygrysa" wyskoczyly i pomknely do lasu.
No to zobaczmy jak wojowal sierzant Ross z kanadyjskiego 12 pulku dragonow. Pulk ten byl przydzielony bezposrednio do dowodztwa II Korpusu Kanadyjskiego. Uzbrojony byl w nowosc, zgrabne, szybkie samochody pancerne T17 nazywane Staghoundami (nazwa rasy psow mysliwskich). Co wazne, byl to pojazd kolowy, a nie gasienicowy. W dniu 30 VIII 1944 r. jego zwiadowczy Staghound wjechal do francuskiego przysiolka noszacego nazwe Bierville. Minal zamek po prawej i zblizyl sie do rozwidlenia drog. Sprawa byla podejrzana, bo w odroznieniou od wczesniej przejechanej wioski Morgny na ulicach nie bylo zywej duszy. Podejrzenia sie potwierdzily, gdy sierzant dostrzegl wrak innego Staghounda dowodzonego przez por. Lairda, a za zywoplotem odblask promieni slonca od niemieckiego helmu. Na odwrot bylo za pozno i samochod pancerny zerwal sie do przodu ostrzeliwujac zywoplot jednym z posiadanych karabinow maszynowych M1919 Browning.
Pierwsza przeszkoda zostala pokonana, ale okazalo sie, ze byl to niewinny poczatek. Po przejechaniu okolo 50 metrow ukazal sie widok niemieckiej kolumny z gtrzema dzialami przeciwpancernymi. Samochod pancerny sirz. Rossa przyspieszyl do prawie 90 km/h i grzmiac z wszystkich posiadanych luf rozjechal dziala i ludzi. Domyslam sie, ze i konie, ktore ciagnely te dziala. Tak czy inaczej do jezczacych za zywoplotem Niemcow doszli nastepni rozgromieni pechowcy.
Natomiast Rossowi przyswiecalo szczescie. Mimo rozjechania dzial kolami z gumowymi oponami swojego wehikulu, mknal dalej. Mimo dokonanej masakry przeciwnika Ross zaczal sie martwic i szukac drogi powrotnej do swojej kompanii. Zaczelo wygladac dobrze, bo przed oczami pojawila sie wies, a droga przy ktorej lezala prowadzila na pld.-zach., czyli w dobrym kierunku.
Po tym co dobre, czasem przychodzi to co zle. Zla koleja rzeczy okazal sie byc poptezny niemiecki czolg "Tygrys" ze swoja 88 mm. armata i 56 tonami wagi. Przy nim Staghound to raczej konik polny: 14 ton wagi i dzialko 37 mm. Na szczescie kierowca niemieckiego czolgu zwolnil i zjechal na krawedz drogi ustepujac miejsca szalejacym Kanadyjczykom. Ci, walac ze wszystkich luf pomkneli dalej.
A teraz znow czas na pozytywna kolej rzeczy - droga prowadzila na zalesione wzgorze. Niestety, naturalna koleja rzeczy znow niedobre wrocilo. Tym razem w postaci konwoju dzial przeciwpancernych ciagnietych przez konie, ktore ukazaly sie na sklonie dolinki. Ross rozkazal taranowanie i strzelanie. Grzmiac przemielili dziala, wozy, konie i ludzi. Czesc Niemcow ratowala sie ucieczka na sklony drogi, ale byly strome i spadali slizgajac sie w blocie pod kola groznego kanadyjskiego smoka - Krola Wojny. Okolicznosci przyrody byly tak wredne, ze nie mozna bylo wymagac za duzo od Niemcow. Zakrwawili persykop dowodcy samochodu pancernego i ten, pewnie nie bez obrzydzenia, wystawil glowe z wiezyczki, by moc kierowac pojadem.
"Bell z zaloga zaliczyli prawie trzystu zabitych i rannych zolnierzy przeciwnika, 70-80 koni i kilkanasie dzial przeciwpancernych. W ten sposob udowodnili po raz kolejny, ze na wojnie, to co wydaje sie byc szczesciem, trafia sie najczesciej tym, ktorzy sa na tyle wyszkoleni i odwazni, by skorzystac z nadarzajacej sie szansy".
A pozniej wraz z pulkiem dzielny sierzant Ross natarl w kierunku polnocnym w kierunku Kanalu La Manche. Musze poszukac, moze jego samochod pancerny zatopil jakis niemiecki krazownik lub chocby ze dwa U-booty?
[War Diary and Regimental History,12 Manitoba Dragoons; "The Canadian Summer" by James Alan Roberts; interview with Colonel E.F.Bastedo. May 1985].
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz