Pogrom alfonsów w roku 1905
W ostatnim numerze tygodnika "Do Rzeczy" [nr 19/2018] jest artykuł Krzysztofa Masłonia "Warszawska trylogia 1905". Czytamy w nim m.in:
"W ogóle działo się wówczas wiele rzeczy strasznych i bardzo dobrze, że przypomina je w swej nowej powieści "1905" Wacław Cholewiński. "Pogrom" to pierwszy tom zamierzonej przez tego wytrawnego autora, m.in. laureata Nagrody Literackiej im Józefa Mackiewicza, trylogii, którą rozpoczął od wydarzenia, którego próżno byłoby szukać w podręcznikach i które przez studia historyczne traktowane jest jako mocno wstydliwe. Otóż między 24 a 26 maja 1905 doszło w Warszawie do brutalnych na sutenerach, burdelmamach i prostytutkach. Wszystko wskazuje na to, że pogromy te zainspirowali Moskale, umiejętnie sterując "gniewem ludu", by choć na krótko obrócić go w inną stronę.".
Czytając to przypomniałam sobie natychmiast wydaną w zeszłym roku książkę Gabriela Maciejewskiego [Coryllusa] "Socjalizm i śmierć, tom 1" [z cyklu"Baśń jak niedźwiedź"]. Autor poświecił tym pogromom cały rozdział "Izraelici u Dzieciątka Jezus" [str 239-251]. Coryllus pisał też o nich w swoim blogu {TUTAJ}. Zainteresował się tymi niezwykłymi wydarzeniami po przeczytaniu artykułu Adama Leszczyńskiego "Pogrom cór Koryntu" {TUTAJ}.
Zajrzałam do Internetu i znalazłam w portalu Rp.pl {TUTAJ} obszerną recenzję książki Cholewińskiego, napisaną przez Marcina Kubego i zatytułowaną "Pogrom 1905" Wacława Cholewińskiego. Rewolucja w burdelu". Oto jej fragment:
"W „Pogromie 1905" odwołał się do mało znanego epizodu, kiedy to pod koniec maja na warszawskie ulice – głównie w dzielnicy żydowskiej na styku Woli i Śródmieścia – wyszły tłumy i rozpoczęła się seria napadów na domy publiczne. Rozwścieczona tłuszcza, której z dziwnych powodów nie próbowała powstrzymywać policja ani Kozacy, dokonywała samosądów na sutenerach i właścicielach burdeli. Bito do nieprzytomności alfonsów i wyrzucano ich przez okna. Ucierpiało też wiele dziewczyn lekkich obyczajów. Wiadomo, jak przebiegały wydarzenia, ale nie do końca jest jasne, co było przyczyną i kto podburzał tłum. Czy byli to żydowscy lewicowcy z Bundu, do których przyłączyła się biedota zbulwersowana skalą nierządu i przemocy seksualnej w dzielnicy żydowskiej, jak mówi się w niektórych wersjach? Czy może rosyjscy prowokatorzy, którzy mieli wzniecić rozruchy na mieście?".
Najciekawsze jednak okazały się wspomnienia żydowskiego anarchisty Noj Gitera Granatsztajna (TUTAJ}. Dowiedziałam się z nich, że:
"Tak czy inaczej, następnego dnia, około 100 alfonsów i stręczycieli, przemaszerowało ulicami Warszawy, dzierżąc rosyjską flagę i wznosząc okrzyki na cześć cara.
Była to oczywista prowokacja, mająca na celu skłonienie "bundowców" do podjęcia zaczepnych kroków, co uzasadniałoby użycie policji i kozaków.
Przywódcy Bundu starali się trzymać na wodzy szeregowych członków partii, ale na niewiele się to zdało.
Robotnicy żydowscy przejęli - spontanicznie - inicjatywę i przez trzy dni demolowali domy publiczne, "polując" na alfonsów, właścicieli domów publicznych oraz prostytutki.
Ze względu na brak w ówczesnej Warszawie jednej "dzielnicy rozkoszy", ów "pogrom" miał miejsce w wielu punktach miasta, przy czym ul. Marszałkowska i Krochmalna zostały nim szczególnie dotknięte.
Władze carskie, co było dla wszystkich pewnym zaskoczeniem, nie zainterweniowały bezpośrednio, aczkolwiek na Starym Mieście sotnie kozackie miały - jakoby - wspomagać "ufortyfikowanych" tam kryminalistów.
Tego samego dnia niechętna socjalistom i antysemicka "Gazeta Polska" donosiła: “Wczoraj wieczorem na ulicach Warszawy, od Marszałkowskiej do Przyokopowej, dokonano szeregu napadów ulicznych. Napastnikami byli - o ile można było na razie stwierdzić - wyłącznie Żydzi, z klasy roboczej; napastowanymi - ludzie podejrzani o przynależność do klasy alfonsów, sutenerów, nożowców itp. - również Żydzi .”
Liderzy warszawskiego Bundu starali się zrobić co tylko było możliwe, celem spacyfikowania wojowniczych nastrojów bundowców, obawiając się - słusznie - o życie prostytutek, które w ich opinii nie były niczemu winne, (...) Po trzech dniach, robotnicy zrezygnowali z ataku na pozycje alfonsów na Starym Mieście, skutkiem czego nastąpiła normalizacja sytuacji.
Według doniesień agencji prasowej Reuter - która dokładnie relacjonowała przebieg wypadków - 40 domów publicznych zostało doszczętnie zdemolowanych, zginęło 8 osób, a 100 zostało rannych.
Wśród śmiertelnych ofiar zajść, była jedna prostytutka.".
Jest rzeczą ciekawą, że mimo upływu 115 lat od tych wydarzeń wciąż nie jest jasne, od czego się one zaczęły i czemu ta prowokacja miała służyć? Formułowane są różne hipotezy, ale nic pewnego nie wiadomo.
- elig - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz