D-Day (II) - (Spadochroniarze)

avatar użytkownika Tymczasowy

Pierwszy rzut inwazji alianckiej w Europie stanowili komandosi. Pierwsi, poczawszy od godz. 22:30, wystartowali spadochroniarze. Nad ranem dolaczyli komandosi na szybowcach. A wieczorem nastapil ostatni rzut -tez na szybowcach. Ich celem bylo zabezpieczenie obu flank, zachodniej i wschodniej, sil ladujacych z morza. Przede wszystkim szlo o zniszczenie  kilkunastu  mostow na rzekach, ktore moglyby posluzyc Niemcom (szczegolnie oddzialom pancernym) do kontrataku. do tego miano zdobyc te najblizej polozone plaz mosty oraz wyloty drog na groblach prowadzacych z plaz ladowania. To mialo pomoc w rozwinieciu sie ladujacych z wody sil. Przy okazji miano niszczyc siec lacznosci oraz punkty oporu przeciwnika.

Spadochroniarze przygotowali sie do walki az za dobrze, czyli zle.Zakladane obciazenie zolnierza wynosilo 70 funtow. Jednak wojsko, majac na uwadze przetrwanie poza linia frontu doby (na tyle byly przygotowane racje zywnosciowe) czy nawet kilku, uznalo, ze zwiekszy sie szanse przezycia, jesli zabierze sie ze soba troche wiecej amunicji. Tak wiec upychano nia kieszenie - te normalne i te doszywane do nogawek. Zabierano ze soba tez wykombinowane torby szmaciane. Amerykanie przywiazywali dodatkowe ciezary do nog. Wszyscy upychali paczki papierosow oraz laski ladunkow wybuchowych pod helmy.Dowodcy zartowali:"Blagam, tylko nie wybuchnij w samolocie". W sumie zwiekszano wyposazenie o jakies 50 i wiecej procent. Zolnierz obciazony 50 kg. ledwie stal na nogach.

Przeciazenie zolnierzy powodowalo oslabienie stabilnosci lotu samolotu. Zwiekszalo tez szybkosc ladowania. Prawidlowa, bezpieczna, wynosila 5-6 m./sek. Jej zwiekszenie,w sposob oczywisty, zwiekszalo i tak juz duze, ryzyko urazu. Przecietnie, w duzych desantach z powietrza wojsk alianckich, nawet bez udzialu wroga, 15% ladujacych doznawalo urazow - najczesciej nog i kregoslupow. Tracil sie tez (gubil, niszczyl) sprzet:karabiny maszynowe, sprzet saperski.

Dodatkowym utrudnieniem byl nadmiar wody na ladzie. Otoz Niemcy otworzyli czesc tam i woda zalala rowy irygacyjne, wszelkie doly, a nawet wieksze polacie terenu. Najbardziej dotknelo to komandosow kanadyjskich w rejonie rzeki Dives. Czesc z nich sie potopila. Przy monstrualnym obciazeniu indywidualnym wystarczyla woda do pasa.

Do przewozenia spadochroniarzy sluzyly dosc wygodne samoloty Dougla C-47 Skytrain, nazywane Dakotami. Wsadzano do nich po 16 zolnierzy. Trzy Dakoty tworzyly w powietrzu mala litere "v", ktore to trojki budowaly wieksza lietre "V", itd. Formacje tworzyly serie zlozone z 36, 45 lub 54 samolotow. Seria rozciagala sie na 300 m. w glab. Komandosi skakali po dwoch. Prawie wcale sie nie zdarzalo, by nastepowaly kolizje skoczkow.

Glownym problemem byla noc oraz niskie morale i slabe wyszkolenie pilotow samolotow transportowych. Byl to najgorszy sort w lotniczej rodzinie.Mieli zrzucac w przedziale 150-210 m., a przestraszeni, robili to czesto na wysokosci 80 m. Wyjasnic wypada, ze spadochron potrzebuje 110 m. do rozwiniecia sie. Co gorsza,  dokonywali przelotow na znacznie wyzszej szybkosci od bezpiecznej dla skoczkow, czyli 180 km./godz. Reszte prosze sobie dopowiedziec.

Okolo 60% samolotow nie miala nawigatorow i funkcje te musieli spelniac piloci. W rezultacie, doszlo do bardzo duzego rozproszenia. Byli tacy, ktorych zrzucono w odleglosci kilkunastu kilometrow od celu. Czesc skoczyla na plaze lub w jej poblize. Tym drugim dostalo sie od artylerii okretowej strzelajacej do Niemcow. 

W akcji wziely udzial dwie dywizje amerykanskie i jedna brytyjska, do ktorej wlaczony byl batalion kanadyjski. Dywizje amerykanskie ladowaly u nasady polwyspu Cotentin na wysokosci plazy "Utah"i mialy wspomagac operacje amerykanskiego VII Korpusu, ktory mial zajac port Cherbourg znajdujacy sie na polnocnym wybrzezu tego polwyspu.Przedtem jednak, oczywiscie, trzeba bylo zalatwic wspomniane mosty.

Misje "Albany" wykonywala 101 Dywizja Powietrzno-Desantowa, nazywana "Krzyczacymi Orlami". Nie miala ona doswiadczenia. Utworzono ja latem 1942 r. Miedzy 00:48, a 01;40 z  432 Dakot wyskoczylo 6 928 zolnierzy.Rozproszyli sie rekordowo, na 150 km. kwadratowych. Z artylerii uratowala sie tylko jedna haubica. O 4:00 udala sie pomocnicza misja "Chicago", czyli ladowanie szybowcow. 92% wyladowalo nie dalej  nize 3 km. od celow. Ciezki sprzet zostal dostarczony i zginelo tylko kilku zolnierzy.Mosty na rzece Douve i wyloty drog na groblach zostaly opanowane.W ciagu pierwszego dnia dywizja stracila 182 zabitych i 557 rannych. Trudno policzyc zaginionych, gdyz zdecydowana wiekszosc z nich (501) dolaczala w nastepnych dniach.

Misje "Boston" wykonywala doswiadczona (Wlochy) amerykanska 82 dywizja Powietrzno-Desantowa. Skakanie zaczelo sie o 01:51. Wyladowalo 6 420 zolnierzy skaczacych z 369 Dakot. Przed switem dolaczyly sily i sprzet przenoszony szybowcami z dykty (Misja "Detroit"). Byly to CG-4 Waco i Airspeed Horsa. W sumie, obie dywizje uzyly 295 pierwszych z nich i 212 drugich. Wraz z pojazadmi, haubicami i innym sprzetem przylecialo na nich 3 900 zolnierzy. A dywizja stracila w  D-Day 1 nieco mniej zolnierzy niz "Krzyczace Orly": 156 zabitych (kilkunastu sie utopilo), 347 rannych i 756 zaginionych. Do bilansu 1-go dnia nalezy tez doliczyc 42 stracone Dakoty. O szybowcach nie ma co mowic, bo nie byly nastawione na przetrwanie, choc cudem spora ich czesc nadawala sie do dalszego uzytku.

Bardzo dobrze spisala sie brytyjska 6 Dywizja Powietrzno-Desantowa, w ktorej sklad (3 Brygada Spadochronowa) wchodzil tez 1 Kanadyjski Batalion Spadochronowy. Dywizja wlacznie z Kanadyjczykami byla nowiutka. Utworzono ja dopiero w polowie 1943 r. Podstawa byla czesc kadr 1 dywizji Powietrzno-Desantowej. Szczegolnie wazne bylo zajecie dwoch sasiadujacych ze soba dwoch mostow na rownolegle plynacych: rzece Orne i Caen Canal. Udalo sie to zrobic przy pomocy 6 szybowcow, ktore wyladowaly na kilka metrow od celu. Udal sie tez dywizji atak na baterie dzial nadbrzeznych Merville. Z rozproszonych sil 9 batalionu liczacych 750 zolnierzy udalo sie zebrac 150 i zaatakowac. Przed godz. 5:00 bateria zostala zdobyta kosztem 60 zabitych i 30 rannych.

Batalion kanadyjski skakal z 50 Dakot w godz. 1:00-1:30. Trafili na najbardziej zalany teren i czesc sie potopila. 80 wzieto do niewoli.Mimo duzego rozproszenia osiagnieto wszystkie cele wyznaczone na pierwszy dzien. Zniszczono 4 mosty na rzece Dives chroniac w twn sposob ladujacych na plazy "Sword". Oslonieto tez brytyjski 9 batalion atakujacy baterie w Merville. Na koniec zajeto pozycje obronne w rejonie Le Mesnil. Kiedy w dniu 26 VIII 1944 r. batalion powrocil do Anglii okazalo sie, ze zginelo 343 (na 516) zolnierzy i 24 (na 27) oficerow.

Powietrzno-desantowa czesc Operacji "Overlord" zakonczyla sie sukcesem. Zdobyto takze cenne doswiadczenie, np. zaniechano ladowania noca. 

 

napisz pierwszy komentarz