Kanadyjczyk w niemieckiej 7 Dywizji Pancernej (III)
Autor "Panzer Gunner" wraz z innymi zolnierzami po okresie rekruckim i przysiedze, udal sie do osrodka szkolenia pancerniakow w Lyck (Prusy Wschodnie), a dzisiaj Elk.. Grupa nowicjuszy opiekowalo sie w pociagu 4 kaprali, ktorzy dopiero co dostali swoje stopnie. Jak to zupacy (Bruno nazywa ich psami swinskimi) chcieli pokazac, ze oni tu rzadza. Na przystankach rozkazywali chlopakom wyskakiwac z wagonu, chwytac rozne ciezkie przedmioty, np. metalowe hamulce kolejowe, i robic z nimi przysiady. Jednoczesnie mieli recytowac rozne glupawe kuplety. Urozmaiceniem bylo kopiowanie pracy 6-cylindrowego silnika czolgowego. Szesciu stawalo przy wagonie, podnosilo rece na wysokosc barkow i robilo przysiady wedlug wzoru pracy silnika, czyli: 1-5-3-6-2-4. Zupacy okreslali predkosc pracy cylindrow silnika. Wcale nie zalezalo im na poprawnosci pracy tych specyficznych cylindrow - interesowalo ich jedynie upokarzanie podwladnych.
Warunki w Lycku byly lepsze niz w Gross-Glienicke. Takze zlewy mniej dokuczliwe. Brunowi rzucila sie w oczy duza ilosc egzemplarzy zdobytych czolgow z roznych krajow. Tak bylo tez w innych bazach pancernych. Bruno ksztalcil sie na kierowce czolgowego i prawo jazdy uzyskal 30 IV 1943 r. Pozniej, w szkole dzial pancernych w Putlos, kolo Kiel, szkolil sie na celowniczego.O ile w okresie rekruckim Bruno mogl sobie solidnie postrzelac, to tu strzelanie odbywalo sie na sucho, czyli nie odbywalo. Celownik optyczny, bo niego wszak glownie chodzilo, byl umieszczony w wizyczce czolgowej z dykty lufa malego kalibru. Byl tam tez zamontowany mechanizm przesuwania horyzontalnego lufy oraz w pionie. Calosc stala na czterech nogach. No i tam szkolony mogl sobie do woli namierzac pojazdy npla. Pomagali mu w tym weterani, ktorzy najczesciej wlasnie leczyli sie z ran. Ich doswiadczenie bylo bezcenne. Szkolili nie tylko oficjalnie, ale takze na wesolo, w koszarach.
Bruno zdobyl dwie specjalnosci, kierowcy i celowniczego, co nalezalo do rzadkosci i czym sie szczycil. W zalodze czolgu Panzer IV, do ktorej nalezal,jako celowniczy mial niezla pozycje. Wyzej w hierarchi stal tylko dowodca czolgu. Ten dowodzil caloscia i zaloga musiala miec do niego zaufanie. Glowna zaleta bylo opanowanie. Siedzial najwyzej w czolgu. Niewielu przetrwalo, by zasluzyc na miano wybitnych. To wlasnie dowodcow dotyczylo znane zjawisko "latajacych wiezyczek".
Celowniczy byl zastepca dowodcy i mogl wydawac rozkazy kierowcy. Siedzial ponizej dowodcy,obok ladowniczego, ale powyzej kierowcy i radiowca. Geometria i trygonometria byla jego zywiolem, a na swiat patrzyl poprzez pryzmat siatki celownika optycznego. Po kilku latach sluzby do konca zycia pozostal mu nawyk namierzania samochodow i ludzi. Trzecim w hierarchii byl operator radia, ktory takze obslugiwal jeden z dwoch karabinow maszynowych czolgu.. Ta funkcja miala najbardziej intelektualny charakter ze wszystkich i radiowcy byli szanowani. Caly czas ci ludzie musieli pamietac fale radiowe wyznaczone na dany dzien. W razie dostania sie do niewoli wlasnie ich Rosjanie najpierw maglowali, by wydostac te cenna informacje. Byla ona potrzebna roznym 'hujas", jak ich Bruno troche niepoprawnie okresla, ktorzy w ramach batalionow karnych obsadzali zdobyczne czolgi niemieckie i starali sie nimi penetrowac podstepnie tereny zajmowane przez Wehrmacht.
Nastepnym w hierarchii byl kierowca. Wprawdzie nie stal za wysoko w hirarchii, ale byl na tyle wazny, ze w czasie odpoczynku, w odroznieniu od innych nie mial zadnych robotek na rzecz zalogi. Mial byc wypoczety, bo od jego sprawnosci zalezalo zycie kolegow. On takze, podobnie jak radiowiec, ciagle sie wsluchiwal w rozne dzwieki. Tak jak wszyscy mial sluchawki na glowie, tyle, ze jedna byla na uchu i sluzyla do sluchania, druga zas byla po drugiej stronie glowy dla rownowagi. Dla kierowcy wazne byly dzwieki zewnetrzne i wewnetrzne. Te pierwsze pozwalaly zidentyfikowac nadjezdzajace niebezpieczenstwo, te drugie staral sie minimalizowa, by nie ujawniac obecnosci i polozenia czolgu.
Na smaym dole hierarchii znajdowal sie ladowniczy. Przede wszystkim, musial to byc silny chlop, by dzwigac naboje czolgowe. Po drugie, do niego nalezalo dodatkowe zaopatrzenie wspolnoty czolgowej w zywnosc. Zarcie zapewniane przez Ojczyzne bylo malo urozmaicone, czesto niewystarczajace. Ladowniczego ze wzgledu na szybkosc i spryt w gromadzeniu zywnosci nazywano suslem.
W nastepnym odcinku bedzie o niezwyklych zwyczajach niemieckich kierowcow czolgowych.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz