Grzegorz Braun: Testament Geremka. Czyżby to miał być sposób na ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej?
Data publikacji: poniedziałek, 30.01.2017,
„Musimy dowartościować miasta!” – stwierdzał autorytatywnie Bronisław Geremek (1932–2008) na koniec jednego z ostatnich wywiadów, bodaj na łamach krakowskiego „Obłudnika Powszechnego”. Cytuję z pamięci, ale przecież wiernie – bo ta zwięzła dyrektywa mocno przykuła moją uwagę. Zaświtało mi przypuszczenie, że oto wielki mistrz (diabli wiedzą, której loży pod jaką ciemną gwiazdą) objawia nam mądrość nadchodzącego etapu. Dziś ten etap najwyraźniej już osiągnęliśmy, a jego nowym prorokiem jest Benjamin Barber, inicjator globalnego parlamentu burmistrzów, międzynarodówki dużych miast, która przyspieszyć ma erozję państw narodowych. Czyżby to miał być sposób na ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej – rozpruć państwo po szwach regionów poprzez odpowiednie „dowartościowanie” tendencji odśrodkowych właśnie w dużych miastach?
W wieku XIX loże propagowały usilnie ideę państw narodowych – jako młot na monarchie. Po obaleniu tronów zarządzono nową mądrość etapu – przyszła pora na zapędzanie tychże narodów do kołchozów. Ze Związkiem Sowieckim wyszło słabo, ale masoneria i tak do dziś docenia jego cenną rolę w zwalczania obskurantyzmu, a zwłaszcza religianctwa. Modelem ulepszonym, takim Sowietem + po liftingu i tuningu miał być oczywiście eurokołchoz. Unia Europejska wprawdzie odegrała już bardzo ważną rolę w kontestowaniu swych własnych chrześcijańskich korzeni, ale i ta się teraz sypie. Czymże tu dalej walczyć z tak znienawidzoną cywilizacją łacińską? Bracia nieboszczyka Geremka długo myśleli, myśleli – i najwyraźniej wymyślili: globalny parlament burmistrzów (Global Parliament of Mayors). To burmistrzowie, merowie i prezydenci wielkich miast mają nas obronić przed nami samymi. Mają obronić demokrację – przed samym demosem, tj. ludem, który coraz powszechniej skłonny jest dokonywać wyborów niewłaściwych z punktu widzenia starszych i mądrzejszych. „Państwa narodowe się przeżyły” – ileż razy słyszeliśmy już te słowa, wypowiadane z protekcjonalnym politowaniem dla nas, nienadążających za duchem postępu, hołdujących sentymentalnemu przywiązaniu
do własnej ojczyzny.
Czołowym głosicielem takich właśnie globalistycznych diagnoz i recept ustrojowych jest w ostatnich latach Benjamin Barber (ur. 1939), student London School of Economics i Harvarda, później wykładowca podobnie prestiżowych uczelni w Rutgers czy Nowym Jorku, wreszcie doradca prezydenta Clintona. Barber gościł w Polsce już w roku 2008, promując swój bestseller „Dżihad kontra McŚwiat”, a powtórnie w 2013 z nową książką: „Gdyby burmistrzowie rządzili światem”. „Państwa narodowe to już przeżytek, tylko miasta uratują demokrację!” – ogłasza i tak wykładał wówczas przesłanki swego wnioskowania: „Dwa lata temu [tj. w 2011 r. – przyp. G. B.] po raz pierwszy liczba mieszkańców miast przekroczyła połowę ludności świata. Na Zachodzie w miastach już żyje 78 proc. ludzi, a urbanizujące się Chiny, Indie i Brazylia niedługo nas dogonią. Oznacza to, że to miasta będą reprezentowały wolę większości: dlatego jeśli to one będą podejmować decyzje, będą one lepsze i bardziej demokratyczne”. Po czym tak stawiał kropkę nad „i”: „Pamiętajmy, że większość ludzi mieszka w miastach i jeśli amerykański, niemiecki albo polski rząd będzie sprzeciwiał się woli miast, one ostatecznie go obalą. Bo mają demokratyczną większość”.
Gościnnie podejmowany i reklamowany na łamach i falach eteru przez „GWiazdę śmierci” z ul. Czerskiej, Barber zawarł w Polsce szereg interesujących znajomości z takimi prymusami „transformacji ustrojowej”, jak: Paweł Adamowicz, Rafał Dutkiewicz czy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Nic dziwnego, że znajdujemy ich nazwiska wśród członków organizacji zainicjowanej przez Barbera. Charakterystyczne, że to akurat ci politycy w minionym sezonie udzielali największego poparcia obozowi zdrady narodowej, który pod załganym hasłem „obrony demokracji” konsekwentnie, acz jak dotąd bez pełnego powodzenia, dąży do destabilizacji państwa. Ale pan Barber nie traci nadziei ani rezonu – udzielając w ostatnich dniach nowego wywiadu na użytek stołecznej prasy, wypowiada się ze świeżym zapałem i niespotykaną dotąd otwartością: „Nawet jeśli rząd w Warszawie spróbuje wprowadzić najdziksze, najbardziej wsteczne zmiany, to włodarze miast, takich jak: Gdańsk, Wrocław, Katowice czy Warszawa, które są członkami dynamicznie rozwijającego się globalnego parlamentu burmistrzów, zapewnią przetrwanie wartości postępowych”.
Innymi słowy, pan Barber nie powątpiewa, że władze samorządowe największych miast w godzinie próby okażą się nielojalne wobec najwyższych władz Rzeczypospolitej. Nasuwa się zatem pytanie, czy przypadkiem aktywność pana Barbera i jego polskich (?) przyjaciół z całym ich „globalnym parlamentem” nie wyczerpuje przypadkiem znamion przestępstwa. Może nawet nie jednego przestępstwa, a całej ich gamy – zwłaszcza z rozdziału XVII Kodeksu karnego: „Przestępstwa przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej”. Sprawa ta już dawno powinna była stać się przedmiotem śledztwa kompetentnych służb i organów, ale lepiej późno niż wcale. Mam nadzieję, że przy najbliższej bytności Benjamina Barbera w naszym kraju Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie zawaha się i nie zaniedba zadać mu pytań o podstawy, na jakich opiera swoje przypuszczenie, że wymienieni przezeń włodarze gotowi byliby wypowiedzieć posłuszeństwo rządowi. Spodziewam się, że po skrzętnym zaprotokołowaniu jego wezwań, ktoś życzliwie poradzi mu, żeby szukał gdzie indziej audytorium dla swych proroctw. Ciekawe, jak np. w państwie położonym w Palestynie odniosą się do śmiałej tezy o potrzebie pilnego rozstania z „przeżytkiem” państwa narodowego. Może im to pan Barber zechce wytłumaczyć?
Mam również nadzieję, że ABW zainteresuje się w końcu podwójną lojalnością praktykowaną przez obywateli polskich zwerbowanych przez takie jaczejki, jak ów globalny parlament burmistrzów. Wprawdzie analogie do buntu wójta Alberta z czasów Łokietka na razie mogą jeszcze być lekko przesadzone, ale nie zawadzi odpytać Adamowicza, Dutkiewicza, HGW et consortes, czy jeszcze potrafią poprawnie wymówić: „Soczewica, koło, miele, młyn”. Bo inaczej grozi nam realizacja testamentu politycznego Bronisława Geremka – ze skutkiem śmiertelnym dla Polski.
Tekst ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz