Chytry chłop z Krakowa.
Kilka lat temu hitem o w Internecie był filmik z wigilii na deptaku w Radomiu. Na nagraniach, które pojawiły się w serwisie społecznościowym można było zobaczyć, jak mieszkańcy miasta zbierają ze świątecznego stołu wystawione na nim napoje. Kobieta, która zabrała trzy ostatnie butelki, została nazwana „Chytrą babą z Radomia”, stając się bohaterką internetowych memów.
Niedawno powaga Prawa i Sprawiedliwości została zachwiana projektem posłów klubu PiS, któremu szefuje prof. Ryszard Terlecki, podwyższenia uposażeń dla najwyższych urzędników w państwie oraz posłów i senatorów. Ponieważ od tego czasu dużo złego, jak najbardziej słusznie, napisano o pomyśle, z którego PiS się w końcu wycofał, przypomnijmy tylko, że chodziło o podwyżki, rzędu od 2 do 5 tys. netto, pensji, które szybują w granicach 10 – 12 tys. zł., dla ludzi którzy się jeszcze niczym szczególnym nie wykazali, oprócz rozdawaniem hojną ręką nie swoich pieniędzy. Parlamentarzyści PiS, głęboko uzasadniający fakt, że ten potężny wzrost wynagrodzeń należy się im jak psu miska zupy („to nie podwyżki, to racjonalizacja” Jan Maria Jackowski – senator PiS), będą musieli, na razie, przeboleć stratę.
Szef klubu PiS i wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki jeszcze kilka godzin przed decyzją władz PiS o odrzuceniu skandalicznego pomysłu, pytany przez dziennikarzy czy prace nad projektem mogą zakończyć się na obecnym posiedzeniu Sejmu, stwierdził „Jesteśmy zdeterminowani, żeby przyjąć te zmian", mimo że - jak sam przyznał - zdawał sobie sprawę, iż projekt wywoła nieprzychylne komentarze społeczeństwa.
No, ale skoro determinacja, w tym by sobie i kolegom zrobić dobrze, to determinacja – jakaś logika, a zwłaszcza prawo i sprawiedliwość w III RP muszą się w końcu pojawić: sprawa uposażeń dla elity narodu to rzecz zbyt poważna, aby kierować się kaprysami opinii publicznej. Ciekawe ile jeszcze takich poważnych sprawa ma w zanadrzu partia dobrej zmiany, a zwłaszcza jej prominentni przedstawiciele, tacy jak pan poseł i wicemarszałek Terlecki?
Pan profesor jeszcze w tamtym roku ssał z czterech wymion: z sejmu wyssał – 95 tys.; z nauki polskiej - 72 tys. (praca na dwu etatach w dwu uczelniach w dwu różnych miastach: Ignatianum Kraków i PWSZ Tarnów. A do tego doszła jeszcze emerytura – 26 tys. Ponieważ są to dane uwzględniające tylko dochody do końca października 2015 r. można więc przyjąć, że na służbie nauce i Rzeczypospolitej oraz na zasłużonej emeryturze pan poseł zdołał przez rok uciułać grubo ponad 200 tys. Jest to trzykrotność dochodu Polaka zarabiającego średnią krajową – a takich nie ma wielu.
Nie liczę innych prac wykonywanych w tym okresie przez Ryszarda Terleckiego, które też są czasochłonne. No i nie za darmo. Jak on na to wszystko znalazł czas, aby w trzech różnych, oddalonych od siebie setki kilometrów, miejscach rzetelnie pracować! Do tej pory sądziłem, że takie cuda to tylko w dawnym Kraju Rad u stachanowców, a tu proszę – nie tylko!
Pisałem już o tym w "Warszawskiej Gazecie", sytuacja pana prof. Ryszarda Terleckiego to typowy przejaw patologii systemu akademickiego, pozwalającej zatrudniać na kilku etatach osoby z profesorskimi tytułami. I niekoniecznie dlatego, że tak cenny jest ich geniusz. Cenny jest ich tytuł z racji tzw. minimum kadrowego, które musi spełnić uczelnia, aby funkcjonować. Znana są przypadki, że zatrudniony w ogóle nie musiał pojawiać się w pracy, wystarczyło, że raczył wpisań swoją profesorskość na listę płac, a tym samym formalnego zatrudnienia. Młodzi doktorzy, po studiach doktoranckich, mają nikłe szanse na pracę na uczelni. Takich szczęśliwców jest… 10%. Reszta musi sobie jakoś radzić. Część podejmuje pracę w ogóle niezwiązaną z wykształceniem. Część wyjeżdża z kraju, bywa że do Anglii na zmywak lub magazynu. Narażając się na szyderstwa takiego jednego burka z partii dobrej zmiany. Pisałem o nim przed tygodniem.
Pan profesor korzystał z systemowej dysfunkcji w pełni – zanim odszedł z UJ na emeryturę, był na trzech etatach akademickich. Jak więc oczekiwać od takich ludzi, że będą walczyć z systemem i jego patologiami? W jakim normalnym kraju, pracodawca bez mrugnięcia okiem przyjąłby, że ktoś pracujący na wielu etatach będzie na każdym z nich pracował rzetelnie? – Nigdzie, czyli w III RP.
Mimo to posłowi musi się nie przelewać skoro w poprzedniej kadencji wziął 20 tys. niskooprocentowanego kredytu z sejmu. Tak, należy przypomnieć, iż wybrańcy narodu oprócz wielu bonusów (m.in. o wiele wyższą od obywateli kwotę wolną od podatku) mają również i ten handicap, że mogą brać pożyczki z kasy sejmowej na bardzo niski procent.
Terlecki był w czwartek [21 lipca] pytany przez dziennikarzy m.in. o to, dlaczego projekt PiS w sprawie podwyżek został wycofany. „Uważamy, że nie był wystarczająco przygotowany na sytuację, w której jesteśmy” - wyjaśnił. Ale o swej środowej determinacji, by niczego nie wycofywać, za to wszystko błyskawicznie przepchnąć przez maszynkę do głosowania jaką stał się sejm - skromnie nie wspomniał.
Podwyżki lipcowe nie są pierwszymi. Były wcześniejsze, ale nie przebiły się do opinii publicznej. Od kwietnia do czerwca parlamentarzyści wzbogacili się o kilka tysięcy. W kwietniu każdy z nich dostał 1050 zł podwyżki ryczałtu na prowadzenie biur w terenie, w maju podwyższono im o 2000 zł kwoty przeznaczone na remonty i wyposażenie biur poselskich. Poza tym każdy klub parlamentarny w Sejmie dostał po 5 proc. więcej na pokrycie kosztów funkcjonowania każdego posła. Również o 5 proc. wzrosły limity wydatków na benzynę do sejmowych samochodów, używanych przez kluby poselskie.
A wszystko to dzięki determinacji posłów, o której wspominał szef klubu parlamentarnego PiS, aby jakoś sobie radzić w tych niełatwych czasach dobrej zmiany.
Pytany przez dziennikarza, jak prezydium sejmu uzasadnia zwiększenie wydatków, wicemarszałek Terlecki powiedział: „Podwyżki były konieczne, bo posłowie funkcjonują dość skromnie w porównaniu z parlamentarzystami innych państw, także z naszego regionu. Funkcjonowanie sprawnej demokracji wymaga pewnych nakładów”. „Dziwna i przewrotna ta argumentacja. Od kiedy skromność jest wadą? A jak już porównywać zarobki na identycznych stanowiskach w innych krajach, to czemu tylko w przypadku parlamentarzystów?”, czytamy w jednym z komentarzy pod tekstem, zamieszczającym wypowiedź Ryszarda Terleckiego.
22 lipca 2016 r. podczas ślubowania nowy prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Jarosław Szarek zaprosił wszystkich na 28 sierpnia, kiedy to odbędzie się uroczystość pogrzebowa Danuty Siedzikówny „Inki” zamordowanej przez komunistów. Dr Szarek przypomniał też jej słowa wypowiedziane przed egzekucją: „Zachowałam się jak trzeba”. Dzisiaj Polska tego „zachowania jak trzeba” też potrzebuje – podkreślił nowy prezes IPN.
Pozwolę sobie skierować do Pana Prezes pytanie – czy prof. Ryszard Terlecki, Pański mentor i jeden z twórców nowej ustawy o IPN, zachował się jak trzeba? Pytanie jest ważne, bowiem jak można przypuszczać, ambicje pana prof. Terleckiego nie ograniczą się li tylko do współudziału w tworzeniu ustawy o Instytucie. Zwłaszcza teraz, kiedy z powodu przejścia z UJ na emeryturę ma dużo wolnego czasu. A pieniędzy ciągle za mało.
Artykuł opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”
- Robert Kościelny - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz