"Ida" Pawlikowskiego. Stalinowska prokurator ogląda zdjęcie Ireny Sendlerowej
kazef, pon., 19/01/2015 - 19:02
"Ida" Pawła Pawlikowskiego to obraz wyjątkowo wredny i załgany. Czarno-białe zdjęcia, powolny montaż i niespieszny rozwój akcji. Reżyser robi wiele, aby pod pozorem kreacji filmowego świata dla estetów i filmowych koneserów, pod fabularną warstwą indywidualnych przeżyć dwóch oglądanych na ekranie kobiet, przemycić prymitywny, ale podstawowy przekaz propagandowy filmu: Polacy to bestie, które mordowały Żydów. Żydowskie powojenne zbrodnie sądowe to wynik wojennej traumy i słuszny odwet na tubylcach. Należy odebrac Polakom żydowskie mienie lub zrekompensować finansowo straty.
Gdy oglądałem tę agitkę, zastanowiła mnie scena, w której grana przez Agatę Kuleszę stalinowska bestia-prokurator rozkliwia się nad rodzinnym albumem ze zdjęciami. Pomiędzy kilkoma żydowskimi zdjęciami jest tam na jednej karcie fotografia słynnej Ireny Sendlerowej, która ratowała żydowskie dzieci z ramienia Polskiego Państwa Podziemnego i organizacji "Żegota" (64 minuta filmu). Cóż robi w tym albumie fotka Ireny Sendlerowej? Nadmieniam, że wzmianka o jej osobie czy działalności w ogóle w filmie się nie pojawia - mamy jednostronny obraz zachłannych, prymitywnych i mordujących dla kasy chłopów. Nie pojawiają się Niemcy, tak, jakby ich w czasie okupacji na polskich ziemiach w ogóle nie było i nie odpowiadali w żaden sposób za Holocaust.
Po co więc Pawlikowski umieszcza znaną fotografię Sendlerowej w albumie pani prokurator? Czyż nie dlatego, żeby powiedzieć w razie potrzeby: patrzcie, esbecka prokurator umieściła między rodzinnymi zdjęciami fotkę Sendlerowej. Zatem potrafi docenić pomoc Polaków dla Żydów. Ma tę niezbędną wrażliwość. Mój film nie jest jednostronny, acz obiektywny.
Rzecz jasna cała reszta filmu przeczy takiemu postawieniu sprawy. Zdjęcie Sendlerowej mało kto zauważy i zidentyfikuje. Pani prokurator nie widzi przecież nic zdrożnego w tym, że wydawała wyroki śmierci na jakieś tam "bandy". "- Chcesz pączka?" - pyta tytułową bohaterkę opowiadając o swojej krwawej przeszłości. "- Nazywano mnie Krwawą Wandą..." - mówi. "- Chcesz pączka?"
Zdjęcie Ireny Sendlerowej, które widzimy w filmie:
Fragment kadru z filmu:
https://zapodaj.net/607501162847e.jpg.html
- kazef - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
76 komentarzy
1. "Chcesz pączka?"
wstrząsające szczególnie w ustach tek zbrodniarki...nie oglądałam tego filmu i chyba
go nie obejrzę,bo rani w każdym calu moją duszę...czasy stalinowskie pamietam jak przez mgłe...ale strach im towarzyszący...zostawił ślad na mojej psychice na zawsze...
W każdej znanej mi rodzinie było podobnie...
serd pozdr z drogi do Wolnej Polski...:)
gość z drogi
2. @gość z drogi
Właśnie ta bezdusznośc w mordowaniu "band", owo "chcesz pączka" stanowi tu tło dla przeżyć związanych z mordowaniem rodziny bohaterek przez polskich chłopów... Te drugie emocje mamy przeżywac razem z bohaterkami przez cały film.
Pozdrawiam
3. @kazef
przedsiębiorstwo Holocaust jest dobrze zorganizowane, a wyrobników do produkcji ma wielu. W dodatku, żeby było perfidniej, za te "pączki" płacimy my, Polacy.
Płaciliśmy w czasie II WŚ, kiedy bylismy mordowani przez dwa totalitaryzmy, płacimy nadal. A BESTIA jest zachłanna, chce wciąz więcej i więcej....
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. @kazef
jeden z malutkich elementów układanki do POgrossia, Idy i innych "arcydzieł". W dodatku wyjątkowo perfidny, bo po myśli "jedzących pączki". Gra w "dwa ognie".
Leonid Sigan porozmawiał na ten temat z historykiem, profesorem Uniwersytetu Jagielońskiego Panią Anną Raźny.
– Jak Pani profesor sądzi, dlaczego tak się stało?
– To jest bardzo niedobra decyzja, na pewno nie jest ona podjęta, jak sądzę, bez wiedzy władz polskich. Na pewno była jakaś presja na dyrekcję Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. To jest bardzo zły krok, przede wszystkim Warszawy. Jeżeli prawdą jest, że o liście uczestników decydował Światowy Kongres Żydów, to tym gorzej dla Polski, bo to znaczy, że obóz, który obecnie jako muzeum znajduje się na terenie Polski, jest jakby wyjęty spod gestii jej władz. Ja słyszałam wypowiedź pana Kunerta, że o tym zadecydował Światowy Kongres Żydów. To jeszcze gorzej. Bo to świadczy o tym, że nie jesteśmy władni wpłynąć na decyzję dyrekcji. I nawet gdyby Warszawa chciała to uczynić, to mamy do czynienia z próbą zasłonięcia się innym podmiotem, podmiotem zagranicznym, który dla nas Polaków nie jest władzą. Jest to więc okres bardzo zły dla Polski, bo Rosji nie można izolować i nie można izolować Władimira Putina. Szczególnie w tę rocznicę nie wolno, bowiem wszystkim wiadomo, że obóz wyzwoliła Armia Czerwona. To bardzo zła decyzja. Bardzo niedobrze będą przyjęte przez wielu Polaków te obchody rocznicy wyzwolenia, ponieważ tak łatwo nie da się zmienić świadomości Polaków. Jednak w świadomości Polaków to zostało na długo w pamięci i myślę, pozostanie, że przecież obóz wyzwalali nie ci, którzy przyjeżdżają do Oświęcimia w tym roku. Nie Angela Merkel i państwa bałtyckie, które współpracowały w czasie II wojny światowej z hitlerowskimi Niemcami. Jest to więc absolutny zgrzyt. To świadectwo krótkowzroczności polskich władz i próba zamiany w świadomości Polaków podmiotów historycznych. Jeśli będzie obecna Angela Merkel czy też inny przedstawiciel Niemiec, na przykład prezydent Gauk, a nie będzie Władimira Putina, to naprawdę mamy do czynienia właśnie z próbą ukształtowania nowej świadomości. To jest groźne. Próbuje się wmówić Polakom, że nie było żadnego wyzwolenia, lecz jedynie nastąpiła druga okupacja. I to martwi wielu Polaków.
Czytaj dalej: http://polish.ruvr.ru/2015_01_19/Wbrew-prawdzie-historycznej-i-zdrowemu-...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. @Maryla
W Krakowie otwarto właśnie wystawę, na której pokazuje się, że "wyzwolenie" było "zniewoleniem" a rzekome oszczędzenie zabytków Krakowa przez Armkię Czerwoną to jeden z najbardziej udanie zaimplementowanych społeczeństwu sowieckich mitów.
http://www.pch24.pl/armia-czerwona-w-krakowie--mit-wyzwolenia,33347,i.html
Tymczasem "WSieci"pisze, że Komorowski chciał sprzedać polskie lasy za żydowskie odszkodowania:
http://www.pch24.pl/wsieci--dzieki-sprzedazy-polskich-lasow-rzad-chcial-...
Ciągle chcą od tej biednej Polski kasy.
6. @kazef
swoja drogą, bardzo żydokomunie przeszkadza Irena Sendler, rtm Pilecki, Zofia Kossak-Szczucka i wielu innych, jak rodzina Ulmów czy Kowalskich.
A polskojęzyczne narzędzia robią wszystko, aby pamięć o Nich zginęła.
Jak nie można udać, że nie Ich nie było, to sie im zmienia narodowość. Nie pasują do pracowicie tworzonej legendy antypolskiej.
WŁOSI WSPOMINAJĄ ŚP. IRENĘ SENDLER JAKO NIEMKĘ - MSZ MILCZY
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Chciałabym żeby film "Inka"
został zrealizowany jak najprędzej. Osadzony w realiach historycznych II wojny światowej.
W tym oczywiście udział Żydów najpierw w wydawaniu okupantom, a potem skazywaniu na śmierć polskich patriotów. Same fakty i prawdziwe nazwiska.
8. @guantanamera
Tylko kto dałby pieniądze na ten film. Polski Instytut Sztuki Filmowej wydał już na "Pokłosie" i "Idę".
9. Urobek PISF:
Pokłosie (film o Polakach mordujących Żydów) - 3,5 mln złotych.
Ambassada ("komedia" z udziałem Adama "Nergala" vel "Holocausto" Darskiego) - 2,6 mln złotych
10. @kazef
Jeżeli ten film nie powstanie, to możemy o sobie myśleć jak najgorzej.
To może być film niskobudżetowy.
Mogą w nim grać za darmo ochotnicy.
Ma tylko podawać sprawdzone fakty i przekazać nasze prawdziwe uczucia.
11. @guantanamera
oni nam nigdy nie darują, że bylismy tak blisko odkrycia kto katem, kto ofiarą.
Wniosek o wydanie Polsce stalinowskiego sędziego Stefana Michnika został przyjęty do realizacji
Była kochanką najważniejszych polskich komunistów. Później stała się oprawczynią, była bardziej okrutna niż niemieckie dozorczynie z obozów koncentracyjnych. Wyrządziła ogromne zło, ale przeszła zaskakującą przemianę.
Różne imiona i pseudonimy: Julia, Luna, Daria, Maria, Ksenia. Różne
nazwiska i ich pisownie: Prajs, Preiss, Brystygier, Brystiger,
Bristiger, Brüstiger, Briestiger. Ta sama kobieta – jedna z
najmroczniejszych postaci powojennego reżimu. Jeden z tych, których
przesłuchiwała osobiście, nazwał ją "zbrodniczym monstrum".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. walka trwa od 70 lat... z resorciakami
Żołnierze powtórnie wyklęci
Ewa Łosińska
http://tygodnik.dorzeczy.pl/id,5316/Zolnierze-powtornie-wykleci.html
Bój o unieważnienie stalinowskich wyroków za pomoc żołnierzom wyklętym to zadanie dla herosa. Sądom III RP wciąż trudno dostrzec niepodległościową walkę.
Osiemdziesięcioletni Marian Para z małopolskich Dobczyc długo zabiegał o to, by wyrok, jaki w 1951 r. wydano w sprawie jego mamy, uznano za niesprawiedliwy. Dopiero w 2014 r., po wniesieniu kasacji przez prokuratora generalnego, doczekał się potwierdzenia, że Maria Para została niesłusznie skazana na dwa lata więzienia. Za to, że w 1948 r. we wsi Stadniki nie doniosła komunistycznej władzy, iż jej znajomy Franciszek Mróz to „członek bandy terrorystyczno-rabunkowej” – jak orzekł stalinowski sędzia.
Na prośbę Mroza – żołnierza AK, potem w oddziale Wolności i Niezawisłości, współpracującego z Józefem Kurasiem „Ogniem” – Maria Para poszła też do klasztoru po kapłana, by ten wyspowiadał żołnierza. Mróz brał potajemny ślub z łączniczką Celiną Drozdowicz z Dobczyc. On i jego towarzysze broni chcieli duchowego wsparcia.
Za taką pomoc Maria Para trafiła za kraty. (…)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. @Maryla
Dzięki za filmowy dokument.
Przed chwilą dostałam ten wiersz lwowskiej poetki. Pasuje tutaj...
Przed pomnikiem Mickiewicza
Wielkość zawsze jest bezbronna
przed małością
bo, po prostu, jej bronią nie włada;
małość zdradliwie się skrada,
każdą intencję wypaczy
- ona nie może inaczej...
Wielkość jej strasznie przeszkadza
- zbytni kontrast,
więc pomniejszyć trzeba...
- dobro nazwać głupotą,
- miłość wyśmiewać...
Wypuszcza zjadliwe słowa,
celne, jak strzała zatruta,
choć sama zwykle jałowa
lecz czynna - jakaż wielkość
nie była opluta?...
Lepi łatki
- jesieni, że błotna
- wiośnie, że zbyt płocha
chełpi się bezgrzesznością
- nie wierzcie!
ona po prostu NIE KOCHA!
Pod jej lepkim brudnym dotykiem
stoisz, Mistrzu, bezbronny i cichy
ty "nad poziomy wylatuj!"
głosisz światu
boś tylko Wieszczem
Wszystkim wrogim wiatrom odkryty
na pomniku
jak pod pręgierzem...
Barbara Zajdel
.
14. Scenariusz mógłby być taki...
Młodzi ludzie chcą się czegoś dowiedzieć o "Ince" Zaczynają czytać o Niej, a potem o tych co ją sądzili. O bohaterach i zdrajcach, o obrońcach i sprzedawczykach.
Postanawiają sami nakręcić film o Niej - kamerą komórki.
Dzielą między siebie role... Każdy dowiaduje się o postaci którą ma grać - coraz więcej i więcej. Z dokumentów.
Omawiają to. Wreszcie kręcą film...
15. @guantanamera
:) ten scenariusz pisze życie. A właściwie juz napisało. Najmłodsi w Marszach Zołnierzy Wyklętych maja po kilka lat... a ile na Youtube filmów o Ince , Kurasiu, Burym, Pileckim, innych.
Choćby oprawcy naszych bohaterów i ich potomkowie własny ogon zjedli, nie wyrwą z pamięci naszych Bohaterów.
Im więcej POgrossia, tym większe zainteresowanie prawdziwą historią Polski.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. Od lewej m.in. "Ineczka",
Od lewej m.in. "Ineczka", "Mścisław", "Lufa", "Szpagat", "Żelazny". Cześć Ich Pamięci !
"Żydzi w Wehrmachcie":
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/swiat/zydzi-w-wehrmachcie,69378,1
Około 40 Żydów z Wehrmachtu trafiło do izraelskich sił zbrojnych. Walczyli o niepodległość swojego państwa, a potem w kolejnych bliskowschodnich konfliktach.
W listopadzie niemiecki minister obrony Karl-Theodor zu Guttenberg odwiedził żydowski cmentarz w Berlinie-Weissensee. Minister oddał hołd żydowskim żołnierzom, którzy zginęli za Niemcy w I wojnie światowej. Pogmatwane losy tych, którzy przelewali krew w armii Hitlera, dyskretnie przemilczał.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. Pierwsza scena
tego filmu to obute stopy ludzi depczące chodnik pod którym pochowano ofiary komunistycznego terroru i trawnik nad grobem Inki.
Buty... Zimowe, potem letnie, znów zimowe i jeszcze raz i jeszcze... Wreszcie - współczesne buciki młodzieżowe... Któreś zatrzymują się...
Teraz kamera pokazuj całe postaci młodych - oni idą do symbolicznego grobu Inki...
18. Dzieci Ireny Sendlerowej
Dzieci Ireny Sendlerowej (ang. The Courageous Heart of Irena Sendler, tłum. Odważne serce Ireny Sendlerowej) − amerykański telewizyjny film biograficzny (w Polsce film dystrybuowany w kinach) w reżyserii Johna Kenta Harrisona, opowiadający historię życia Ireny Sendlerowej, polskiej społeczniczki, która podczas II wojny światowej uratowała przed Holocaustem ponad 2500 żydowskich dzieci.
Film wyprodukowała amerykańska firma Hallmark Hall of Fame na zlecenie stacji telewizyjnej CBS. Scenariusz filmu powstał na podstawie książki Anny Mieszkowskiej Matka dzieci Holocaustu. Historia Ireny Sendlerowej[2]. Reżyserii podjął się John Kent Harrison, który wyreżyserował m.in. film Jan Paweł II.
Film swoją światową premierę miał 19 kwietnia 2009 roku (czyli w rocznicę wybuchu powstania w warszawskim getcie) o godzinie 21:00 w amerykańskiej stacji telewizyjnej CBS. W USA pokazany był jako film telewizyjny, w Polsce film dystrybuowany w kinach i jako miniserial telewizyjny dla TVP1. Europejska oficjalna premiera odbyła 31 sierpnia 2009 w Gdańsku, podczas 70. rocznicy obchodów wybuchu II wojny światowej. Ogólnopolska premiera odbyła się 18 września[3].
https://www.google.com/search?q=irena+sendler+film&ie=utf-8&oe=utf-8
Dzieci Ireny Sendlerowej
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
19. @guantanamera, @Maryla
Podobny scenariusz ma film "Karolina", który przeszedł zupełnie niezauważony (premiera w grudniu 2014).
"Karolina" to film o dwóch osiemnastolatkach Kaśce i Magdzie, które kończą liceum filmowe. Mają za zadanie przygotować etiudę filmową. Chciały kręcić film o ważnych społecznie sprawach, o współczesnych problemach, chciały zmieniać świat. Ale nauczyciel zaproponował im historię wiejskiej dziewczyny sprzed 100 lat. W pierwszej chwili bohaterki filmu buntują się, ale w końcu wyruszają do Zabawy, gdzie żyła i zginęła ich bohaterka - św. Karolina Kózkówna.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,20683,ni...
20. Petycja sprawie filmu "Ida"
http://www.citizengo.org/pl/15781-w-sprawie-filmu-ida
Szanowna Pani Dyrektor!
Zwracam się do Pani razem z Redutą Dobrego Imienia - Polską Ligą przeciw Zniesławieniom w imieniu tysięcy Polaków zaniepokojonych wymową filmu „Ida”, którego produkcję instytucja kierowana przez Panią wsparła finansowo.
Oskarowa nominacja tego filmu, a wcześniej bardzo pochlebne recenzje na jego temat powodują, że film ten będzie oglądany na całym świecie, często przez ludzi, którzy o Polsce dowiedzą się po raz pierwszy podczas projekcji filmu.
Nie wnikając w wartość artystyczną tego filmu (tu zawsze ocena jest subiektywna) należy stwierdzić, że w fabule filmu są dwa istotne niedopowiedzenia, których nie można usprawiedliwić względami artystycznymi:
Po pierwsze, nie ma wzmianki o tym, że rodzice głównej bohaterki zostali zamordowani podczas okupacji niemieckiej – o Niemcach nie ma w tym filmie ani słowa (!). Widz nie znający historii odnosi wrażenie, że zabójstwa Żydów w Polsce są na porządku dziennym i że historyczne wydarzenie jakim był Holokaust jest zawiniony przez Polaków.
Po drugie – przedstawiona w filmie historia mogłaby się wydarzyć, lecz autorzy filmu przedstawiają motywację zabójców rodziców bohaterki w sposób, w który widzowie zagraniczni odbiorą w sposób niezgodny z prawdą historyczną – że zabójcy działali z żądzy zysku, podczas gdy kontekst historyczny dla widza polskiego jest oczywisty – chodzi o strach przed wykryciem, że ukrywali Żydów przed Niemcami.
Podsumowując – z punktu widzenia prawdy historycznej film ten ma poważne wady. I znowu – nie wnikając w zabiegi artystyczne autorów filmu – jego wymowa w tym kształcie jest po prostu antypolska. Widz, zwłaszcza nieznający historii Europy wynosi z filmu przekonanie że to Polacy wymordowali europejskich Żydów i zrabowali ich majątek. Film ten przedstawiając jednostkową historię doprowadza widza do fałszywych wniosków i fałszywego obrazu Polski, i wydarzeń podczas II wojny światowej.
Dlatego też domagamy się od Pani spowodowania, aby autorzy filmu umieścili w czołówce filmu informację, że:
1. Polska była pod okupacją niemiecką w latach 1939-1945
2. Niemieccy okupanci prowadzili politykę eksterminacji Żydów.
3. W okupowanej przez Niemców Polsce za ukrywanie Żydów Niemcy karali śmiercią nie tylko tego, który ukrywał, ale także całą jego rodzinę; pomimo to wielu Polaków ukrywało Żydów.
4. W ten sposób zginęły tysiące Polaków oddających życie za sąsiadów i współobywateli Rzeczypospolitej – prześladowanych Żydów.
5. Legalne władze Polskiego Państwa Podziemnego, uznawane przez Aliantów, z całą surowością karały śmiercią przypadki prześladowania Żydów przez tych z Polaków, których zdemoralizowała okrutna i bezwzględna okupacja niemiecka.
6. Instytut Yad Vashem najwięcej tytułów Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata przyznał Polakom.
Ponieważ kieruje Pani POLSKĄ instytucją kultury uznaję za oczywiste, że powyższy postulat zostanie przez Panią zrealizowany.
Z poważaniem,
[Imię i nazwisko]
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
21. szanowny @Kazef
a ja wciąż się zastanawiam nad pytaniem,kto stoi za takimi "przesłaniami" pomijam administrujacych Polską,ale Kto naprawdę ?
serd pozdr
gość z drogi
22. Droga Zosiu,
Za tym wszystkim stoją "starsi i mądrzejsi", którzy upatrzyli sobie nasz nieszczęśliwy kraj na swoją ziemię obiecaną.
Serdeczności Tobie, Synowej, Małżonkowi i Budrysom.
Miłego popołudnia!
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
23. Droga Ewo masz Rację
ale ręka w rękę idą z nimi niby nasi...bo ministerstwo kóltóry...to przecież niby polski rząd,Klich,ten od obrony,też niby Polak a rozłożył na obie łopatki tak Lotnictwo jak i obronę...nie wspomnę już o nowaku zegarku i tym od finansów...więc nie tylko Bracia Starsi ale nasze przygłupy również,nie zapominając o sprzedajnych i głupawych dziennikarzach i to wcale nie tylko z mieszadła..
Dziękujemy za pozdrowienia i biegiem marsz do lekarza :)
dzięki Ewo...Budrysowo kłania się
gość z drogi
24. Zosiu, to nie przygłupy
tylko marionetki celowo wsadzone do rządu aby sukcesywnie niszczyć to, co polskie. A przygłupy to ci, co na nich głosowali.
Serdeczności wraz z obrazkiem Annelies Štrba:
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
25. i TO jest TO
już z drogi..do.... :)
pół Polski zdurniało dokładnie...doprowadzając drugą połowę do rozpaczy...Targowica,Głupota i co jeszcze ?
a podobno tacy wykształceni i nawet bezę umieją jeść widelcem :)))
ale ja wiem gdzie jest problem ...wykształcenie na zasadzie wypełniania testów,zero
myślenia,z zero logiki,zero matematyki i pózniejsze uzależnienia od banków ,kredytów we frankach i etc...brak umiejętnosci czytania ze zrozumieniem ,też...:)
serdeczności i dzięki za naszą Artystkę,śpiąca dzieweczka,to jest TO :)...
serdeczności z drogi..:)
gość z drogi
26. @Maryla
Dziękuję za zamieszczenie filmu o Irenie Sendlerowej...
27. @Maryla
Też dziekuję.
28. Luna....
Też dobry tytuł do Oscara. Krótki i łatwy do zapamiętania...
"Po entuzjastycznych reakcjach na film „Ida”, pora na serial o życiu i twórczości Luny Brystygier. Też ciekawy, nośny temat. Wszak Polacy wyrządzili jej dużo zła i była Żydówką. Czy to recepta na międzynarodowe uznanie?
Serial o „życiu i twórczości” Julii Brystygier, dyrektor Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego), kierującą antykościelną działalnością MBP w latach 1945–1953 zdobyłby jakieś nagrody na międzynarodowych festiwalach i konkursach. Może nawet kilka. A przy okazji utrwaliłby przekaz o „Polakach – antysemitach”.
Julia Brystygier zwana była „Krwawa Luną”. Nosiła różne imiona i pseudonimy: Julia, Luna, Daria, Maria, Ksenia. Różne nazwiska i ich pisownie: Prajs, Preiss, Brystygier, Brystiger, Bristiger, Brüstiger, Briestiger. Bez względu na to, jak się nazywała, była jedną z najmroczniejszych postaci stalinowskiego reżimu."
http://wpolityce.pl/historia/230729-po-zachwytach-nad-ida-pora-na-serial...
29. 29.200 osób podpisalo petycję. Pomóż nam osiągnąć cel 50.000 pod
http://www.citizengo.org/pl/15781-w-sprawie-filmu-ida
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
30. @Maryla
No i na tę petycję napadła gajzeta. Że to nacjonalizm...
Prawda to nacjonalizm!
A to są nasze sprawy. NASZE.
Nie wasze. Poszli won wszyscy prezentujący antypolonizm.
http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/230800-petycja-w-sprawie-idy-to-ani-na...
31. antypolska koalicja medialna
Tak jest
"Ida" antypolska?
Do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej wpłynęła
petycja w sprawie filmu "Ida". Jej autorzy - Polska Liga przeciw
Zniesławieniom...
czytaj dalej »
Do Polskiego Instytutu
Sztuki Filmowej wpłynęła petycja w sprawie filmu "Ida". Jej autorzy -
Polska Liga przeciw Zniesławieniom - chcą, by w czołówce filmu zostały
umieszczone informacje między innymi o tym, że to Niemcy byli sprawcami
eksterminacji Żydów podczas II Wojny. Zdaniem Krzysztofa Vargi, taki
postulat "to absurd". ""Ida" jest świecie oglądana jako dzieło sztuki, a
nie głos w dyskusji polsko-żydowskiej" mówił pisarz. Zgadzał się z nim
Michał Szułdrzyński z "Rzeczpospolitej, choć jednocześnie zauważał, że
"sytuacja, w której ten film ogląda publiczność międzynarodowa, stwarza
pewne wyzwania."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
32. @ALL
Dodałem fragment kadru z filmu do notki.
33. @kazef
zbrodniarce Krwawej Lunie dorobiono "portret Przodka"? Typowe dla komuchowa. Fałszywe nazwiska, wciąż zmieniane, fałszywe życiorysy , tylko mordercze instynkty wciąż te same.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
34. A co ty wiesz o zniesławianiu? - Krzysztof Kłopotowski
Nominacja „Idy” do Oskara łącznie z lawiną nagród sprawia, że film będzie miał drugie życie w kinach świata, jeśli dostanie statuetkę. Ma zapewniony żywot wieczny w telewizjach. Nie jest za późno, by umieścić napisy, które wyjaśnią widzom kontekst historyczny, że to nie Polacy zabijali Żydów, ale Niemcy w czasie II wojny światowej. Żądanie roztropne, skoro mówi się na świecie o „polskich obozach zagłady” a Niemców zastąpili jacyś „naziści”.
Napisów żąda Reduta Dobrego Imienia utworzona przez Macieja Świrskiego, za przykładem żydowskiej AntiDefamation League, Ligi Przeciwko Zniesławieniom. Trwa zbieranie podpisów pod apelem do dyrektora PISF, żeby wymógł na producentach umieszczenie wyjaśnień.
Podpisałem apel, bo myślę, że należy brać z Żydów przykład polityki historycznej oraz obrony reputacji etnicznej. Gdyby pojawił się film sugerujący, że Żydzi mordowali Niemców, wtedy ADL podniosłaby krzyk pod niebiosa, mordowali czy nie mordowali. Przecież Hannah Arendt została zaszczuta przez Żydów za podanie prawdy, że Judenraty brały udział w Holocauście dostarczając rodaków do wywózek na śmierć. Była to ich straszna tragedia, pod przymusem, ale była.
Arendt zarzucono, że oskarża ofiary. Ten argument jest przydatny dla nas. Jesteśmy po Żydach największymi ofiarami II wojny światowej. Może nawet większymi. Oni zyskali dzięki wojnie swe niepodległe państwo Izrael, a my straciliśmy Rzeczpospolitą. Byliśmy pierwsi, którzy powiedzieli Hitlerowi „nie!” – ciężko za to płacąc. Zostaliśmy zdradzeni przez sojuszników, a nasz wysiłek na wojnie jest pomniejszany i robi się z nas uczestników Holocaustu. Po wojnie polscy bohaterowie byli katowani i mordowani przez żydowskich komunistów, na przykład ciotka Idy wzorowana na Wolińskiej-Brus. Kto nas oskarża albo sugeruje oskarżenie antysemityzmu, jest antypolonistą, a więc człowiekiem podłym lub chorym psychicznie, nieprawdaż? Jest teoria, że antysemityzm to choroba psychiczna. A jakiego spaczenia umysłu dowodzi nienawiść i pogarda dla Polaków? Czy to zazdrość polskiego poczucia honoru i szlacheckiej godności w ten sposób się przejawia?
Mamy to biernie znosić? Bierzmy przykład z Żydów! Bycie ofiarą niemieckiego nazizmu to dziś skarb polityczny, zresztą przeliczalny na żywy pieniądz. Kto puszcza płazem zniesławiania siebie, czy choćby ich możliwość, niechaj szukuje się na marny los.
AntiDemafation League tropi najmniejsze incydenty niechęci do Żydów. Ma bardzo sprawnych działaczy i armię wolontariuszy, którzy na wezwanie piszą listy protestacyjne do mediów. Jedno gwizdnięcie ADL przekształcają w burzę z piorunami. Nasza Reduta Dobrego Imienia dopiero się tworzy. Wzmocnijmy ją i siebie samych podpisując apel w sprawie „Idy”, link poniżej.
http://szczurbiurowy.salon24.pl/627003,petycja-rdi-w-sprawie-filmu-ida
Napisy wyjaśniające są przyjętą praktyką w Hollywood, gdzie nakręca się filmy dla światowej widowni, która nie zna zawiłości historycznych każdego zakątka globu. Podpiszmy apel RDI w sprawie „Idy”. To za subtelnie opowiedziany film. Oby żył długo z naszym błogosławieństwem.
PS. Tekst ukazał się na portalu www.sdp.pl
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
35. Antypolska „Ida”
Antypolska „Ida”
O antypolskim charakterze okrzykniętego arcydziełem filmu „Ida” pisze w poniedziałkowym „Naszym Dzienniku” Leszek Żebrowski
Pawlikowskiego kaleczy obraz wojny i holokaustu oraz zakłamuje polską
historię?
„Bohaterka »Idy« wzorowana jest na Mindli Fajdze Danielak, czyli ppłk
Helenie Wolińskiej ze stalinowskiej Naczelnej Prokuratury Wojskowej. W
filmie jest to osoba ciepła, wrażliwa, dostępna. Faktycznie była
niezwykle okrutna i prostacka (nie chodzi o wykształcenie). Wulgarna,
ordynarna, cyniczna bestia w stalinowskim mundurze, notoryczna
uczestniczka zbrodni sądowych na polskich bohaterach, w tym generale
Auguście Fieldorfie »Nilu«” – czytamy w najnowszym „Naszym Dzienniku”.
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/125453,antypolska-ida.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
36. mąż Dziadzi i cyngiel Michnika
Dokładnie 2 dni przed wyborami prezydenckimi, które zaplanowane są najprawdopodobniej na 10 maja (choć w grę wchodzi też data 17 maja).
70 rocznica zakończenia działania Auschwitz to nie najlepszy moment, żeby rozważać historyczno-polityczne dylematy. Dla nas w Polsce jest oczywiste, że zakończenie okupacji niemieckiej nie przyniosło pełnej wolności narodowej.Tak sądzi dominująca część opinii publicznej
— podkreśla Komorowski w wywiadzie dla dziennika Adama Michnika.
Prezydent podkreśla, że wkroczenie Armii Czerwonej oznaczało dla więźniów wyzwolenie.
To nie ulega wątpliwości. Trzeba więc uwzględniać w dyskusjach również punkt widzenia więźniów wyzwolonych z obozów koncentracyjnych. Myślę, że dla nich koniec obozowego piekła był często cudem wolności, niezależnie od późniejszych, czasem tragicznych, losów
— stwierdził Komorowski.
Prezydent odniósł się również do sprawy stosunków polsko-żydowskich, a także akcji zbierania podpisów pod petycją, by film „Ida” poprzedzić informacją, że Polska była państwem okupowanym.
To moim zdaniem przesadna reakcja. Film znakomicie broni się sam. Jego odbiór i w Polsce, i za granicą jest niebywale pozytywny
— powiedział Komorowski.
http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wypowiedzi-prezydenta/wywiady/art,35...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
37. Czerska atakuje kłamstwem, typowe
Janusz Anderman
O co prezesowi Świrskiemu idzie i jaki jego petycja ma związek z "Idą"
Prezes Świrski "w imieniu tysięcy Polaków" wysłał tę petycję w
sprawie filmu "Ida" do dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
natchnione słowa: "Pewna łacińska sentencja mówi: sapere aude - miej
odwagę być mądrym". W zasadzie nie jest to pewna sentencja, ale słowa
Horacego, jednak nie bądźmy drobiazgowi.
Zachętę
Horacego, by mieć odwagę bycia mądrym, wziął sobie do serca już siedem
stron dalej Robert Tekieli i z rozwagą pochylił się nad petycją prezesa
zarządu fundacji Reduta Dobrego Imienia - Polska Liga przeciw Zniesławieniom (ZFRDIPLpZ) Świrskiego.
Prezes Świrski "w imieniu tysięcy Polaków" wysłał tę petycję w
sprawie filmu "Ida" do dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej
Agnieszki Odorowicz. "Domagamy się od Pani spowodowania, aby autorzy
filmu umieścili w czołówce filmu informację" - domaga się. Konkretnie
chodzi o sześć informacji. W skrócie: że Polska była pod okupacją
niemiecką, że Niemcy
mordowali Żydów, że Polaków, którzy ukrywali Żydów, karali śmiercią, że
tysiące takich Polaków zginęło, że Polskie Państwo Podziemne karało
śmiercią tych Polaków, których zdemoralizowała okupacja i Żydów
zabijali, i że Instytut Yad Vashem najwięcej tytułów Sprawiedliwy wśród
Narodów Świata przyznał Polakom.
Trudno zrozumieć, o co
prezesowi Świrskiemu idzie i jaki petycja ma związek z filmem "Ida", w
którym mordu dokonał właśnie chciwy Polak zdemoralizowany przez
okupację, a jego czyn Polskie Państwo Podziemne akurat przeoczyło i
chłopa nie ukarało. No i trzeba dodać z przykrością, że prezesa
Świrskiego całkowicie zawiódł refleks i - jak mówi pewna sentencja -
obudził się z ręką w nocniku. Wszak premiera "Idy" miała miejsce w
październiku 2013 roku.
Nie przeszkadza to Robertowi
Tekielemu, który odważył się być mądrym i mądrze zachęca, by petycję,
którą nazywa protestem, poprzeć. Sześć informacji musi się znaleźć w
czołówce filmu, tym bardziej że „niektórzy jego widzowie o Polsce
dowiedzą się z » Idy «po raz pierwszy”. A jaka to będzie wiedza, skoro
„o Niemcach nie ma w tym filmie ani słowa”, choć przecież to postaci
Niemców powinny go głównie zaludniać. Przebiegły reżyser Pawlikowski
posłużył się jednak sprytnym kruczkiem i akcję filmu umieścił w roku
1962.
Niezrażony tym prezes Świrski upiera się
kategorycznie przy swoim: "Ponieważ kieruje Pani POLSKĄ instytucją
kultury, uznaję za oczywiste, że powyższy postulat zostanie przez Panią
zrealizowany".
Prezes Świrski jest naiwny i nie wie, w
jakim kraju żyje. Postulat oczywiście nie zostanie zrealizowany, a z
prezesem, który się odważył być mądrym, może teraz zatańczyć bezpieka.
Bo gdyby pilnie studiował poważne pisma patriotyczne, toby się
dowiedział z "Naszej Polski" od Stanisława Michalkiewicza, również
odważnie mądrego, że Polską rządzą niepodzielnie nadzorcy z bezpieki. To
oni "wykonują zadania zlecone im przez centrale, do których
przewerbowali się tuż przed proklamowaniem w naszym nieszczęśliwym kraju
sławnej transformacji ustrojowej" w 1989 roku. "Jak pamiętamy (?),
część bezpieczniaków jednym susem przeskoczyła do razwiedki
amerykańskiej, część - do niemieckiego BND, część z kolei do
izraelskiego Mosadu, a reszta pozostała przy GRU, jako że nie zmienia
się koni podczas przeprawy" - tłumaczy cierpliwie ten nosiciel
największych tajemnic wszelkich centrali wywiadowczych i znawca końskich
spraw.
Odważna i mądra akcja prezesa Świrskiego nie ma
żadnych szans powodzenia. Przecież to głównie centralom wywiadowczym
zależy, by zohydzić Polskę w oczach tych, którzy pierwszy raz się o niej
z "Idy" dowiedzą.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,17313192,Jak_Swirski_z_konopi__Felieton_Andermana_z_cyklu_.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
38. to się nazywa mieć "farta" czyli być mężem
i zięciem Resortowych
jedyna Nadzieja w małej Dzieweczce,czyli w Czerwonym Kapturku ,może usłyszą jego pytanie "Babciu ,dlaczego masz takie wielkie zęby "
pozdrowienia z drogi do Normalności Polskiej a nie ruskiej ,czy poniemieckiej...
gość z drogi
39. 45.005 osób podpisalo
45.005 osób podpisalo petycję. Pomóż nam osiągnąć cel 50.000 podpisów.
http://www.citizengo.org/pl/15781-w-sprawie-filmu-ida
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
40. już jest 45 014:)
Kochani jeszcze troszkę wysiłku i linków do Rodziny i Znajomych i jesteśmy...Tam gdzie nasze Miejsce...
powodzenia Polsko :)
gość z drogi
41. Michnikowa walka z petycją
Z tym stereotypem, że antysemityzm trzeba walczyć, ale sformułowanie "polskie obozy" tego nie przesądza. Nie widzę nic złego w tym, że MSZ wysyła te sprostowania, ale nie trzeba przesadzać. Nie każdy kto używa takiego sformułowania mówi, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki. Na zachodzie wszyscy mowią, że holocaust zrobili naziści a nie Polacy. W żadnej szkole nie uczą, że Polska napadła na hitlerowskie Niemcy" - oburzał się na antenie TVP Info. Szkoda, że nie dostrzegł problemu. Morze "polskich obozów" w tekstach to właśnie doskonały początek to rozpoczęcia przekłamywania historii o holocauście. Poza tym, ciekawe dlaczego Michnik mówi o "nazistach". Taki naród nie istnieje. W przeciwieństwie do niemieckiego narodu.
Mimo, że naczelny "Wyborczej" chce walczyć ze stereotypem "Polak-antysemita" bardzo ostro i krytycznie ocenia inicjatywę Reduty Dobrego Imienia, aby przed filmem "Ida" pojawiły się napisy, że podczas II wojny światowej za holocaust na terenach polskich pod okupacją III Rzeszy odpowiedzialni byli Niemcy. Wśród sygnatariuszy jest m. in. prof. Andrzej Nowak:
"Najwyraźniej prof. Nowak chce Polskę ośmieszyć. Kraj, który daje przed filmem artystycznym, traktującym o czym innym, tego typu informacje... Film nie jest o tym, to jest epizod" - argumentuje Michnik. Dość lekka interpretacja filmu Pawlikowskiego, którego jednym z dwóch głównych tematów, a raczej tematem który współgra z głównym wątkiem jest sprawa polskiego antysemityzmu. "Trzeba zwalczać wizerunek polski antysemickiej, ale w inny sposób. Nie przyszłoby mi do głowy żeby domagać się od Jana Grossa czy twórcy Pokłosia takie informacje?" I może to jest błąd, bo już wtedy trzeba było. "To jest ośmieszanie Polski i pokazywanie, że to nie jest europejski, cywilizowany kraj. Są wstrząsające filmy o faszyzmie francuskie, gdzie się mówi o kolaboracji i nikomu nie przyszłoby do głowy dawać tego typu napisy. To jest infantylizacja opinii publicznej" - dodaje.
Czytaj oryginalny artykuł na: http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/zmiana-czolowki-w-idzie-min...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
42. "mieszadło "
GŁOSem brata Stefana Michnika,stalinowskiego sędziego
znowu chce zamieszać w POLSKICH i nie tylko Umysłach...kiedy się to skończy ?
gość z drogi
43. antypolska koalicja medialna załatwiła Oskara
Kopacz z Komorowskim dostali cynk "dzień przed" i dali głos.
Oscary 2015: Ewa Kopacz kibicuje polskim filmowcom [WIDEO]
Już dziś w nocy wyjątkowa oscarowa gala.
Wyjątkowa, bo Polacy mają szansę na kilka statuetek. "Gorąco kibicuję
naszym twórcom. Jesteśmy z Was wszyscy bardzo dumni. Stworzyliście mądre
i przejmujące kino" - mówi premier Ewa Kopacz w specjalnym filmie,
opublikowanym w serwisie www.premier.gov.pl.
PO natychmiast mąż Dziadzi dał głos, bez zdziwienia , pełen kłamstwa.
"Oscar dla »Idy« źródłem satysfakcji dla wszystkich Polaków"
Prezydent Bronisław Komorowski ocenił, że Oscar dla "Idy" powinien
być źródłem satysfakcji dla wszystkich Polaków. W rozmowie telefonicznej
pogratulował sukcesu Pawłowi Pawlikowskiemu i wszystkim zaangażowanym w
pracę nad filmem.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
44. "Oscar dla »Idy« źródłem satysfakcji dla wszystkich Polaków"
panie komorowski,dla mnie Nie
i zgłaszam to na piśmie
gość z drogi
45. „Ida” idzie w świat, a Witold Pilecki? Krzysztof Kłopotowski
http://sdp.pl/felietony/10941,ida-idzie-w-swiat-a-witold-pilecki,1424688733
Pierwszy Oskar w historii polskiego filmu przypadł „Idzie”. Gratulacje. To jest wielki sukces reżysera Pawła Pawlikowskiego a także producenta Piotra Dzięcioła. Mniejszy kultury polskiej.
Pawlikowski podjął roztropną decyzję zawodową stawiając w centrum swojego filmu dwie polskie Żydówki: jedną angeliczną a drugą demoniczną. Żydzi są ciekawsi dla świata i oczywiście dla samych siebie, niżeli Polacy. Mają nieporównanie większą dynamikę umysłu, trzy razy dłużą historię i wielokrotnie większy wkład w rozwój rodzaju ludzkiego. Nic też dziwnego, że etniczny Polak występuje jako prostak, który nie ma pojęcia o tych skarbach duchowych. Jest mordercą antysemitą na ochydnej prowincji. Niemców wogóle nie ma. Wojny nie widać.
Polska, to taki kraj w Europie Środkowej, gdzie kiedyś mieszkał genialny naród: demoniczny i anielsko dobry, ale został wybity przez lokalnych prymitywów. Tak pomyśli sobie wielu widzów na świecie. Przecież nie znają skomplikowanej historii tej peryferii Zachodu. Nie wiedzą też, że Polska była rajem dla Żydów aż do końca XIX wieku, na tle innych państw Europy. A za okupacji niemieckiej polskie państwo podziemne karało śmiercią za donosy na ukrywających się.
A jednak opiniotwórczy w światowych mediach i kulturze Żydzi nas nie lubią, bo znają także z innej strony. I nie pasujemy im do ideału rozumngo narodu.
Reduta Dobrego Imienia zebrała 50 tysięcy podpisów obywateli Rzeczpospolitej pod listem do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, żeby wymógł umieszczenie przed filmem planszy o faktach II wojny światowej. PISF dorzucił do budżetu filmu 3 miliony złotych. I ma w nazwie „Polski”. Ale zdaniem rzecznika „Instytut nie ma prawa ingerowania w kształt artystyczny filmów. Wolność twórców do subiektywnej wizji artystycznej jest niepodważalną wartością konstytucyjną.” To są dziwne słowa. Znaczą bowiem, że do kształtu artystycznego filmu należy dezinformacja, jak było w Polsce podczas okupacji, by stworzyć wrażenie udziału Polaków w Holokauście.
Zdaje się, że reżyser nie chce umieścić planszy. Może czegoś nie wiem o Pawle Pawlikowskim ale na jego miejscu dałbym wyjaśnienie, aby chronić własne dobre imię. Nie mam żadnej innej tożsamości, niż polska. Co złego mówi się o Polakach, spada na mnie, czego doświadczam w Ameryce. Czy nie spada też na Pawlikowskiego w Anglii? Czy ma on jakiś azyl przed złą reputacją Polaka?
Oskar dla „Idy” jest moim zdaniem wiadomością dobrą i złą. Złą, bo daje sławę filmowi, który nas zniesławia w pewnej mierze. Dobrą, gdyż wzmacnia pozycję producenta Piotra Dzięcioła, który – uwaga! – pracuje z Amerykanami nad filmem o rotmistrzu Witoldzie Pileckim. Dlatego wybaczmy „Idę” Dzięciołowi i puśćmy mu w niepamięć również sthurowego „Obywatela”. A z wybaczeniem Oskara Pawłowi Pawlikowskiemu poczekajmy na jego następny film.
RDI: "Idę" trzeba opatrzyć napisami
W zawiązku z nagrodzeniem filmu „Ida”
Oscarem, Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga przeciw Zniesławieniom
wskazuje, że umieszczenie na początku lub końcu tego filmu informacji o
kontekście historycznym, w jakim odbywa się jego akcja, staje się
jeszcze bardziej konieczne.
To jest
przejmujący film o ludzkim losie - mówił o "Idzie" Tomasz Nałęcz
w Radiowej Jedynce. Dodał też, iż nie należy obawiać się, że świat
"świat zacznie patrzeć na Polską historię przez pryzmat tego filmu".
"Ida" ma wiele
niezwykłych cech i to one zdecydowały, że ten film wyróżnił się pośród
ogromnej produkcji światowego kina - powiedziała minister kultury
Małgorzata Omilanowska o filmie Pawła Pawlikowskiego.
--------------------------------------------------------------
“Ida” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego jest wspólną produkcją Polski i Danii. Film dofinansował m.in. Polski Instytut Sztuki Filmowej. Został już sprzedany do ponad 60 krajów świata. W Polskich kinach obejrzało go 100 tys. osób.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
46. Profesorski dwugłos o
Profesorski dwugłos o "Idzie". Nałęcz: "To film o tym, jak
historia głęboko w nas siedzi". Dudek: "To nie jest film pokazujący
prawdę o relacjach polsko-żydowskich"
http://wpolityce.pl/historia/234864-profesorski-dwuglos-o-idzie-nalecz-t...
"Oni stanowili mniej więcej na poziomie
mas członkowskich 1/3, a na poziomie elit przywódczych jeszcze więcej.
Stąd powstał ten stereotyp żydokomuny. On jest oczywiście prawdziwy na
poziomie ruchu komunistycznego".
— ocenia politolog z IPN.
Jego zdaniem film tylko z jednej strony
pokazuje stereotyp żydokomuny, a ponieważ historia relacji
polsko-żydowskich jest niezwykle skomplikowana, więc “nie da się
opowiedzieć jej jednym filmem”.
— mówi profesor.
Profesor tłumaczy, że w celu poznania prawdy należy sięgnąć do okresu
międzywojennego, kiedy w społeczeństwie polskim Żydzi stanowili 10%
obywateli, czyli ok. 3 mln osób.
----------------------------------------------------------------------------
Polska nie prowadzi skutecznej polityki historycznej. Sami przyczyniamy się do tego, ze jesteśmy oskarżani o współudział w Holocauście
mówi dr Piotr Gontarczyk, oceniając podejście zachodnich mediów i elit intelektualnych w kontekście oceny historycznej.
Historyk w rozmowie z serwisem fronda.pl przekonuje, że jednym z powodów wyrwanej z prawdy postawy części Zachodu, jest polska bierność.
Politykę historyczną prowadzą wszyscy naokoło: wiele środowisk żydowskich, Niemcy, Rosja. Tylko w Polsce jest z tym jakiś problem, bo, jak powiedział pewien kompetentny ekspert: Państwo Polskie (i w tym wymiarze) istnieje głównie teoretycznie. Wydaje się duże pieniądze na finansowanie przedsięwzięć nie mających wiele wspólnego z nauką, a prowadzące tego rodzaju działalność publiczną
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
47. Blumsztajn: Pawlikowski
Blumsztajn: Pawlikowski zrobił tak dobry film, bo jest reżyserem angielskim. Jest poza polskim piekłem
oscar dla "idy"
Podobnego
zdania jest Jacek Bromski, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich. -
Temat tego filmu jest stricte polski. Jednak Paweł Pawlikowski wychował
się poza Polską. Komentarze.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
48. Tu nie ma już co komentować
Przyjaciel zbrodniarki Heleny Wolińskiej powiedział dziś w wywiadzie:
Paweł Pawlikowski: Wielka radość. Z powodu polskiego kina przede wszystkim, z powodu Polski. A przynajmniej tej połowy, która "Idę" jakoś przyjęła i przygarnęła. Która jest otwarta na świat, kocha kino, poezję i rozumie, na czym polega sztuka. No i nie ma kompleksów. A ta druga połowa, zawistna, zakompleksiona, z którą nie chcę mieć nic wspólnego, będzie pewnie jeszcze bardziej wkurzona. Teraz dopiero będzie wyłazić jad: że to spisek, niepatriotyczny film.
49. @kazef
dla tych, co zapomnieli :
Andrzej Wajda: To wojna domowa! To jest walka o wszystko ...
Andrzej Wajda, będący członkiem honorowym komitetu wyborczego Komorowskiego. - To jest wojna domowa, to jest walka o wszystko!
Ocenzurowanie uchwały sejmu w części o roli katolickiego duchowieństwa i Żegoty w ratowaniu Żydów.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
50. Córka gen. Fieldorfa "Nila": Wolińska nie czuje wstydu
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,4704474.html
(...)
W 2006 r. brytyjskie Home Office odmówiło wydania Polsce, w drodze ekstradycji, mieszkającej dziś w Oxfordzie 88-letniej Wolińskiej.
Córka generała: Ojciec był zdruzgotany
W rozmowie z "Sunday Telegraph" Fieldorf-Czarska zaznaczyła, iż jej zdaniem Wolińska "ani nie poczuwa się do winy, ani nie czuje wstydu".
"Mój ojciec jest uznanym w świecie polskim patriotą, który walczył szlachetnie w obronie kraju przed nazistami. Jednak ta kobieta, sama prześladowana przez Niemców, której rodzina zginęła z ich rąk, nakazując aresztowanie go, faktycznie podpisała na niego wyrok śmierci" - zaznaczyła córka gen. Nila.
"Ojciec był zdruzgotany oskarżeniem o kolaborację z Niemcami. Wszyscy wiedzieli, że są to zarzuty sfingowane, ale człowieka tak dumnego jak mój ojciec, który dla własnego kraju ustawicznie narażał życie, oskarżenie takie dotknęło do głębi" - dodała.
"Procedura ekstradycyjna wynikiem niezmordowanych zabiegów Marii Fieldorf-Czarskiej"
Tygodnik "Scotland on Sunday" napisał, że władze brytyjskie nie powinny przeciwstawiać się polskiemu wymiarowi sprawiedliwości i zrealizować ENA w wyznaczonym terminie.
"Procedura ekstradycyjna wobec Heleny Wolińskiej-Brus jest wynikiem niezmordowanych zabiegów Marii Fieldorf-Czarskiej, która mimo że jest kobietą w podeszłym wieku, nie szczędzi trudu, by ojcu oddać sprawiedliwość po śmierci. Wielka Brytania i Zachód sprzedały kraje Europy Środkowej i Wschodniej w Jałcie i należy mieć nadzieję, że tym razem Wielka Brytania nie będzie przeszkadzać temu, by sprawiedliwości stało się zadość" - napisał "Scotland on Sunday".
"Pułkownik Wolińska powinna zrozumieć, że nie wszystkie sądy prowadzą swe postępowania równie efektywnie, jak jej sąd w stalinowskiej Polsce. Zabiegi o jej wydanie do Polski ciągnęły się tak długo dlatego, że brytyjski rząd odmówił wydania tego zasłużonego stalinowca demokratycznym władzom Polski" - stwierdza komentarz podpisany przez Geralda Warnera.
Polska stara się o ekstradycję Wolińskiej od 1999 roku. Wysłano wówczas pierwszy wniosek, a ponowiono go w 2001 r.
W czerwcu 2006 r. brytyjskie Home Office uznało, że wszczęcie postępowania ekstradycyjnego "nie byłoby właściwe", powołując się na "przesłanki natury humanitarnej - wiek Wolińskiej, stan jej zdrowia i okoliczności osobiste". Informacja o odmowie strony brytyjskiej była - jak ujawnił IPN - "oględnie mówiąc nieuprzejma", bo przyszła faksem i nie zawierała informacji o sposobach odwołania się od niej.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
51. „Ida” zdobyła Oscara, ale
„Ida” zdobyła Oscara, ale Polacy nie chcą jej oglądać
dzisiaj film Pawła Pawlikowskiego obejrzało w polskich kinach zaledwie
119 tys. osób. Znacznie większy sukces obraz odniósł za granicą. We
Francji zobaczyło go niemal milion widzów. Do kas ustawiały się kolejki
„Ida” czyli zakłamana Wolińska
Gdy w 1999 roku byłem w Oksfordzie, nie wpuścili mnie do swojego
domu. Mieszkali w wiktoriańskiej kamienicy z widokiem na piękną, willową
dzielnicę tego akademickiego miasta. Wobec sąsiadów uchodzili za
statecznych emerytów. Przyjechali tu z Polski na początku lat
siedemdziesiątych. Pan profesor i pani profesorowa. On – Włodzimierz
Brus – wykładał ekonomię, ale też filologię rosyjską i
środkowoeuropejską w Wolfson i Saint Anthony’s College. Ona – Helena
Wolińska-Brus – uczestniczyła w sympozjach naukowych, ale przede
wszystkim udzielała się towarzysko. Teraz krwawa stalinowska prokurator
stała się inspiracją dla Pawła Pawlikowskiego i bohaterki jego filmu
„Ida”, który zdobywa laury na całym świecie.
Przedstawiciele prawdziwej polskiej emigracji (tej zaraz powojennej,
niepodległościowej) zapamiętali, że Wolińska wręcz demonstracyjnie
popierała „Solidarność” i potępiała stan wojenny. Przyjaźnili się z
prof. Normanem Daviesem i innymi oksfordzkimi akademikami. Wiedzieli,
kim była – że to stalinowska prokurator. W Polsce bronił jej np. prof.
Andrzej Friszke – ten sam, który ekshumacje Żołnierzy Niezłomnych nazywa
dziś wykopkami. Trudno się dziwić – na warszawskiej „Łączce” i Służewiu
leżą w dołach śmierci ofiary Wolińskiej. Nieprzypadkowo rodziny ofiar
nazywały ją potworem w mundurze.
„W śledztwie”
– Mała, krępa Żydówka. Zawsze przyjmowała w mundurze, który jej
pękał. Siedziała na krześle, nigdy nie wstawała. Chodziłam do niej przez
dwa i pół roku, co dwa tygodnie. Zawsze, jak automat, powtarzała te
same słowa: sprawa w śledztwie” – opowiadała mi Hanna Mickiewicz, żona
szefa wywiadu przemysłowe go AK. Zatrzymany przez bezpiekę w 1950 r.
Adam Mickiewicz miał szczęście – ze zniszczonym zdrowiem, ale wyszedł z
więzienia. Innego AK-owca, Juliusza Sobolewskiego, Wolińska aresztowała w
1953 roku. Jego żona, Krystyna Sobolewska, po wielu staraniach została
dopuszczona do gabinetu Wolińskiej. Pani pułkownik siedziała za wielkim
stołem, zza którego ledwo ją było widać. Krystyna pytała o ratunek dla
niewinnie przetrzymywanego męża, co Wolińska skwitowała krótkim: „to
najgorszy dzień w moim życiu, bo umarł Stalin”. I wyrzuciła Sobolewską z
gabinetu. Juliusz Sobolewski zmarł wskutek zbrodniczych praktyk w UB
(rentgenowskie prześwietlenia w katowni przy ul. Rakowieckiej okazały
się celowymi naświetleniami). I na nic się zdało złagodzenie kary
śmierci, o którym postanowił były konkubent Wolińskiej – „ludowy” gen.
Franciszek Jóźwiak (przedwojenny działacz WKP(b) i KPP; partyzant GL i
AL, potem twórca i pierwszy komendant MO, wiceminister bezpieki; w 1956
r. Wolińska dała kosza Jóźwiakowi, wiążąc się ponownie z poślubionym w
1940 r. Włodzimierzem Brusem-Zylberbergiem, politrukiem w armii
Berlinga, a potem stalinowskim ekonomistą).
Krystyna Sobolewska, żona Juliusza, mówiła mi przed laty: –
Wolińskiej trudno dziś życzyć więzienia, kary śmierci, szubienicy. Marzę
tylko o jednym – żeby została uznana za inkwizytorkę, człowieka
podłego. Żeby ten potwór w mundurze przestał żyć w chwale żony profesora
Oksfordu.
Żona Radka Sikorskiego
Na początku polskich starań o ekstradycję prokurator Wolińskiej-Brus w
„Daily Mail” można było przeczytać: „Za ozdobnymi oknami imponującej
wiktoriańskiej posesji w północnym Oksfordzie 80-letnia żona czołowego
oksfordzkiego akademika czeka na dzwonek do drzwi. (…) Pieczołowicie
skonstruowane emigracyjne życie profesora Brusa i jego żony zawaliło
się. Oboje ukrywają się w domu za zaciągniętymi zasłonami, z niepokojem
wyczekując wieści z Ambasady RP w Londynie lub brytyjskiego MSW”. My też
czekaliśmy…
„Fajna pani. Otwarta, ironiczna, ciepła. To był dla mnie szok, kiedy
się dowiedziałem – wiele lat później – że Polska żąda jej ekstradycji” –
mówił „Gazecie Wyborczej” Paweł Pawlikowski, który do Oksfordu
przyjechał z Polski jako młody chłopak, a Wolińską poznał, studiując w
latach osiemdziesiątych u jej męża, prof. Włodzimierza Brusa. Jego
państwo Brusowie wpuścili do domu, a potem podejmowali podwieczorkami. I
zainspirował się tym, „ile osobowości może pomieścić się w jednym
człowieku”. Tak powstała jedna z głównych bohaterek „Idy” – Wanda (w tej
roli znakomita Agata Kulesza).
Na te kilka osobowości Wolińskiej zwróciła kiedyś uwagę Anna
Applebaum, żona Radka Sikorskiego, i w 1998 r. napisała tekst: „The
Three Lives of Helena Brus” („Trzy życia Heleny Brus”), akcentując, że w
czasie wojny była w warszawskim getcie i to zdeterminowało jej
późniejsze losy.
Bardziej pryncypialna była „Gazeta Wyborcza”, która przez wiele
miesięcy przemilczała zbrodnie Wolińskiej, a w końcu – gdy sprawa stała
się zbyt głośna – opublikowała sążnisty materiał. Podkreślano w nim, że
fakt przebywania w getcie zmywał jej późniejsze winy – na zawsze
pozostała ofiarą, nigdy katem. Jakże podobnie zabrzmiała potem Jewish
Telegraphic Agency: doznawane w getcie cierpienia uprawniły Wolińską do
późniejszego prześladowania Polaków (czytaj: polskich antysemitów).
Z kolei „The Independent” podkreślał, że Wolińska jest jedną z
nielicznych już przedstawicielek mniejszości żydowskiej w Polsce, która
ocalała z Holokaustu: „Byłaby to więc ekstradycja do kraju, gdzie
znajdują się takie miejsca, jak Oświęcim i Brzezinka”. W te same tony
uderzył też „The Sunday Times”: „Czy Żyd może liczyć na sprawiedliwość w
kraju Auschwitz, Majdanka i Treblinki, gdzie antysemityzm rodem ze
średniowiecza wciąż pozostaje przygnębiająco mocno okopany? (…) Polski
antysemityzm odradza się w sposób alarmujący”.
Danielak-Wolińska-Brus
Jakie były te trzy życia morderczyni sądowej? Urodziła się w 1919 r. w
Warszawie jako Fajga Mindla Danielak. Zmarła 26 listopada 2008 r. w
podlondyńskim Oksfordzie jako Helena Brus. 21 listopada 1950 r., jako
płk Helena Wolińska, na wniosek por. Zygmunta Krasińskiego z
Departamentu III MBP (walka z podziemiem), usankcjonowała bezprawne
aresztowanie szefa „Kedywu” Armii Krajowej – gen. Augusta Emila
Fieldorfa „Nila”. W konsekwencji doprowadziło to do śledztwa, skazania i
zamordowania jednego z największych bohaterów Polski Podziemnej (dowody
winy spreparowano). Gen. Fieldorf został powieszony 24 lutego 1953 r. w
więzieniu mokotowskim w Warszawie. Kilkakrotnie uzupełniany wniosek
ekstradycyjny o wydanie nam z Wielkiej Brytanii tej zbrodniarki
wymieniał jeszcze 23 inne osoby, które pozbawiła wolności, łamiąc nawet
stalinowskie „prawo” – m.in. bp. Czesława Kaczmarka, wielu AK-owców, jak
również komunistę Zenona Kliszkę, prawą rękę Gomułki.
Bezprawność decyzji wobec gen. Fieldorfa polegała na tym, że Wolińska
zatwierdziła jego aresztowanie dopiero po 11 dniach od jego
zatrzymania, nie przedstawiając do tego żadnych dowodów winy. Drugi raz
złamała prawo 15 lutego 1951 r., przedłużając areszt Fieldorfowi –
podobnie jak poprzednio, ex post (poprzedni nakaz obowiązywał do 9
lutego) i również bez opisania czynu, który był mu zarzucany. Tym samym
działała w zbrodniczej zmowie z bezpieką, która od pierwszych godzin
torturowała generała.
III RP jak PRL
– Wolińską ścigano na mój wniosek. Była przecież pierwszym
prokuratorem wojskowym, który aresztował ojca. Jej odpowiedzialność za
śmierć „Nila” była taka sama jak całej reszty prokuratorów i sędziów z
tej sprawy – mówiła mi kilka lat temu Maria Fieldorf-Czarska, córka
generała. I opisywała, jak mordercy taty (nie) byli ścigani w III RP:
– Sąd Okręgowy w Warszawie utajnił rozprawę. Na salę pozwolono wejść
tylko mnie, dziennikarzy wyproszono. Kazano mi nawet wyłączyć mikrofon.
Powiedziałam, że nie życzę sobie, aby po raz kolejny sprawa mojego ojca
była tajna, bo tak już było w PRL-u. W 1952 r. mordu sądowego na ojcu
też dokonano za zamkniętymi drzwiami. Pani prokurator zagroziła, że
oskarży mnie o obrazę majestatu sądu. Gdy ważyły się losy wydania
Wolińskiej Polsce, tygodnikowi „Sunday Telegraph” Maria Fieldorf
powiedziała: – Mój ojciec jest uznanym w świecie polskim patriotą, który
walczył szlachetnie w obronie kraju przed nazistami. Wolińska, sama
prześladowana przez Niemców, której rodzina zginęła z ich rąk, nakazując
aresztowanie ojca, faktycznie podpisała na niego wyrok śmierci. Dla
dobra mojego taty, mojego bohatera, do końca życia będę walczyć o jej
ekstradycję, by stanęła w obliczu sprawiedliwości. Sprawiedliwości,
której mojemu tacie odmówiono.
Maria Fieldorf sprawiedliwości jednak nie doczekała (tak samo zresztą
jak odnalezienia szczątków ojca). Jej słowa okazały się prorocze: – Z
prokurator Wolińską będzie tak, jak z sędzią Marią Gurowską, której nie
chciano postawić przed sądem. Wielu osobom zależało, aby nie doszło do
jej procesu.
16 kwietnia 1952 r. sędzia Maria Gurowska (z domu Zand)
przewodniczyła składowi sędziowskiemu, który skazał Fieldorfa na śmierć.
Zmarła – pod zmienionym nazwiskiem Górowska – w 1998 r., kiedy miał się
rozpocząć jej (grubo spóźniony) proces o „mord sądowy”.
„Warszawska Dolores”
W wywiadach dla brytyjskiej prasy Wolińska oznajmiła, że ta
„kretyńska sprawa” jej „nic a nic nie obchodzi”. Że nie przyjedzie do
Polski (podobno jej rodzinnego kraju), gdyż nie może tu liczyć na
sprawiedliwy proces, polskie władze nic jej nie obchodzą, a
prokuratorowi, który ośmielił się postawić jej zarzuty, „ukręciłaby
łeb”. Już w „ludowej” partyzantce – GL i AL, pod wdzięcznym pseudonimem
„Lena”, była znana z niewyparzonego języka; jej wulgarny styl przerażał
nawet innych stalinowców, ale bali się jej, bo niejednemu – ze względu
na koneksje na szczytach komunistycznej władzy – złamała karierę, a
nawet „załatwiła” odsiadkę.
(Jeden ze stalinowskich sędziów, który zwolnił z więzienia
aresztowanych wcześniej przez Wolińską świadków Jehowy, relacjonował jej
późniejszy telefon: „Dzwoniła do mnie »warszawska Dolores« [przydomek
Wolińskiej] (…) i pytała, na jakiej podstawie zwolniliście jehowców.
Odpowiedziałem, że na podstawie decyzji sądu. Wówczas powiedziała: »Nie
bądź cie tacy mądrzy« i wyzwała mnie od ch…”.)
Nieliczni, jak wspomniany już „Daily Mail”, uważali ekstradycję za
zasadną: „Polska jest krajem demokratycznym, przyjaznym wobec Wielkiej
Brytanii. Nie ma powodu, by kwestionować niezawisłość polskiego wymiaru
sprawiedliwości. W sprawie Wolińskiej rząd brytyjski jest na moralnie
grząskim gruncie”.
Heleny Wolińskiej bronił oczywiście Włodzimierz Brus, używając znanej
żydowskiej retoryki, że żona jest… „kozłem ofiarnym”. Nikt niestety nie
sprawdził najważniejszego wątku, który mógł otworzyć drogę do ścigania
tego „kozła”. Na początku lat siedemdziesiątych, kiedy Wolińska ubiegała
się o przyznanie jej brytyjskiego obywatelstwa, we wniosku musiała
odpowiedzieć na pytanie: czy brała udział w prześladowaniach, czy było
wobec niej prowadzone śledztwo? Jeśli odpowiedziałaby twierdząco, nie
mogłaby dostać brytyjskiego obywatelstwa. Musiała zatem skłamać. Dowód?
Śledztwo przeciwko Wolińskiej (jak również innym stalinowskim
funkcjonariuszom) prowadziły w latach 1956-1957 dwie komisje prokuratora
generalnego PRL Mariana Mazura. Obie komisje postawiły jej szereg
poważnych zarzutów, objętych sankcją karną – m.in. aresztowania bez
dowodów winy i niereagowanie na skargi o przestępczych metodach
śledczych. Wówczas Wolińską zwolniono jedynie z prokuratury „z uwagi na
to, że charakter i rozmiar zarzutów z okresu pełnienia przez nią w
naczelnej prokuraturze wojskowej kierowniczego stanowiska dyskwalifikuje
ją jako prokuratora” i zdegradowano.
Podwieczorek ze zbrodniarzem zobowiązuje…
W filmie Pawła Pawlikowskiego Wanda popełnia samobójstwo. W
rzeczywistości Wolińska zmarła śmiercią naturalną – jak już pisaliśmy – w
2008 r. w Oksfordzie. Rzeczpospolita” napisała: „Zgodnie z oficjalnym
komunikatem jej pogrzeb miał się odbyć w miejscowym kościele. Ludzie,
którzy przybyli na uroczystość, dowiedzieli się jednak, że o tej porze
odbędzie się ceremonia pochówku kogoś innego. W ten sposób rodzina
Wolińskiej zmyliła osoby postronne i dziennikarzy którzy chcieli wziąć
udział w pogrzebie. Wolińską pochowano w tajemnicy dwa dni wcześniej. W
ceremonii w obrządku żydowskim wzięło udział ok. dziesięciu osób, między
innymi prof. Kołakowski. Uroczystość miała przebiegać w bardzo
spokojnej atmosferze. Nic nie zakłóciło pogrzebu komunistycznej
prokurator”. Kilka miesięcy później, w lipcu 2009 r., prof. Leszek
Kołakowski podążył za swoją przyjaciółką. Ciekawe zresztą, czy w
ostatniej drodze zbrodniarki uczestniczył Paweł Pawlikowski. W końcu
wspólne podwieczorki powinny do czegoś zobowiązywać.
Na grobie państwa Brusów na żydowskim cmentarzu w Oksfordzie wśród
liter w języku hebrajskim nie ma ani słowa – prócz miejsca urodzenia – o
ich związkach z Polską. Faktycznie, oboje zasłużyli się Polakom jak
najgorzej. Szczególnie „fajna, otwarta, ironiczna, ciepła” pani, która –
nie bacząc na jej zbrodnie – stała się inspiracją dla reżysera filmu
kandydującego do Oskara. Tadeusz Sobolewski, krytyk „GW”, zachwycił się
przesłaniem filmu: „Krwawa Wanda była komunistką, stalinowską
prokuratorką, wysyłała na śmierć »wrogów ludu«. Teraz pije. Sama sobie
wymierza karę”. I o to właśnie chodzi – żeby komunistyczni zbrodniarze
sami sobie wymierzali karę, czyli żeby tej kary w ogóle nie było. A
potem – już po śmierci – żeby żyli w filmach, które relatywizują ich
zbrodnie.
Bo reżyser „Idy” przyznaje, że stara się Wolińską zrozumieć (czy
zrozumiałby też np. Josefa Mengele), żeby nie została „wyklęta”.
Ciekawe, co na to ofiary takich bestii, potworów w mundurze, w tym gen.
August Emil Fieldorf „Nil” i jego rodzina? Co na to prawdziwi wyklęci –
polscy Żołnierze Niezłomni? A co na to III RP? Pookrągłostołowe państwo
nie protestuje przeciwko takim produkcjom, tylko dodatkowo je reklamuje,
uważając za towar eksportowy – najpierw zakłamane „Pokłosie”, teraz
„Idę”. Aby to się zmieniło potrzebna jest – cytując prof. Marka Jana
Chodakiewicza – KONTRREWOLUCJA.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
52. IDA, Oscar, diabeł, Irena Sendler i brytyjska scenarzystka.
http://bobry7.salon24.pl/633506,ida-oscar-diabel-irena-sendler-i-brytyjs...
W reakcji na Oscara dla „polskiego” filmu „Ida” wielu okazuje słabo
zawoalowany brak sympatii dla reżysera „powróconego na ojczyzny łono”
Pawła Pawlikowskiego. Również wielu zwraca uwagę na fakt, iż scenariusz
dzieła jest, łagodnie rzecz ujmując – niepojęty. Chodzi np. o wątek
chłopa, który przyznaje się przyszłej zakonnicy i jej „cioci z MBP” ,
że zamordował rodziców panienki (a kuzynów wszechwładnej policmajsterki)
i pokazuje im miejsce pochówku, po czym zgodnie „trzy zainteresowane
strony” dokonują nielegalnej ekshumacji.
Krytycy filmu „Ida” zapominają o drugiej ważnej osobie: o autorce
pierwotnego scenariusza pt. „Siostra miłosierdzia” – pani Rebecce
Lenkiewicz. Trochę zainteresowało mnie to, jak dyskretnie usuwa się w
cień , przynajmniej Polsce, druga najważniejsza twórczyni filmu. I co
ona ma napakowane do głowy, skoro tak bez żadnych zahamowań obeszła się z
prawdą historyczną i zwykłą ludzką logiką zaciekle rysując polskich
katolickich chłopów i polskie katolickie zakonnice jako odrażające
postacie, nie zasługujące nawet na odrobinę szacunku i sympatii.
W Polsce jej nie widać, ale w Wielkiej Brytanii udziela wywiadów. W
wywiadzie dla The Guardian pt. „Dramaturg Rebecca Lenkiewicz: Jako
dziecko miałam diabelskie myśli” otwartym tekstem pokazuje swoją
„wiedzę” o „polskim antysemityzmie”: „..Film, osadzony w Polsce w
latach 60-tych opowiada historię zakonnicy, która odkrywa, że jest
Żydówką. „Jest oparta na WIELU PRAWDZIWYCH historiach”- mówi
Lenkiewicz- „dzieci uratowanych z pogromów, wychowanych na katolików" W
filmie, zakonnica odszukuje jej jedyną żyjącą krewną: ciotkę, która
była zamieszana w stalinowskie procesy pokazowe…”. Żadnej
wojny, żadnej niemieckiej okupacji, tylko „pogromy”. No kto by
pomyślał. Jaka to „kompletna wiedza o II WW na terenach okupowanych
przez III Reich”.
I „jaka wyedukowana scenarzystka z polskim nazwiskiem” . Prawdziwa Polka czy prawdziwa Żydówka? Ani to, ani to.
Pani Lenkiewicz wbrew temu co sugeruje polsko brzmiące nazwisko –
jest stuprocentową Brytyjką bez jakichkolwiek związków z Polską, poza
oczywiście przerabianiem swojego scenariusza „Siostra miłosierdzia” na
scenariusz „Ida” – z panem Pawłem Pawlikowskim – urodzonym w Polsce
Brytyjczykiem.
Nazwisko Lenkiewicz nie jest nazwiskiem jej ojca, albowiem Robert
Lenkiewicz nie był jej ojcem. Nie był też Polakiem. Robert Lenkiewicz
urodzony w 1941 r. w Londynie był synem Żydów niemieckich, którzy
uciekli przed wojną do Wielkiej Brytanii.
No i trzeba powiedzieć, że „życie i dzieło Roberta” okazało się sto
razy ciekawsze niż najbardziej diaboliczna intryga kiepskiego
scenariusza jego przyszywanej córki.
Robert Oskar Lenkiewicz to malarz i wesoły miś, o którym biograf
pisze, iż w ciągu stosunkowo krótkiego życia (zmarł w 2002 r. )
namalował ok. 10.000 dzieł, miał 3000 (trzy tysiące, nie zmyślam)
kobitek i 11 znanych mu dzieci z siedmioma babeczkami oraz zgromadził
ok. 25.000 książek okultystycznych, satanistycznych, o czarownicach i
takich tam. Prawdziwy „żołnierz pierwszej linii frontu” „swingującego
Londynu” lat 60-tych, kiedy dopiero zaczynali Beatlesi, wchodziły
minispódniczki i gniewni dramaturdzy pisali swoje kultowe sztuki.
Wbrew tym statystykom pan Robert nie był człowiekiem
nieuporządkowanym czy niekonsekwentnym. Był konsekwentny aż do bólu:
malował siebie, siebie z kobitkami w jednoznacznych sytuacjach, kobitki
zasadniczo bez ubrań oraz „realizował projekty” z wątkami:
pornograficznymi, okultystycznymi lub antychrześcijańskimi. Bardziej
niż samo malarstwo, sławę przyniosły mu ostentacyjne i starannie
wyreżyserowane skandale obyczajowe. Oto jednego roku dał ogłoszenie, że
umarł, a tymczasem siedział sobie u swojego „przyjaciela” jakiegoś „9-go
earla” czyli gościa z najwyższej półki, a dzieci, żony, kochanki i
wierzyciele- w szoku, we łzach, w panice.
To była jednak tylko szczeniacka zagrywka. Najlepsze, czym zasłynął,
oczywiście poza nieograniczonymi możliwościami w rozpuście, to
zakupienie w jakimś brytyjskim muzeum szkieletu czarownicy Ursuli Kemp
powieszonej w XVII w. za czary, włożenie szczątków do trumny i
wystawienie tej trumny ze szkieletem w „pokoju śmierci” w mieszkaniu,
żeby sobie liczni znajomi i przyjaciele podziwiali. Do tego „dorzucił”
jakiś „detal” rzekomo wywieziony w 1940 r. z KL Auschwitz.
Ukoronowaniem jego „kariery performera” było zakupienie nieczynnego
(chyba) kościoła w Plymouth pod wezwaniem Zbawiciela (St.Saviour) i
przerobienie go na dom, pracownię malarską i bibliotekę okultystyczną.
Kościół chyba raczej protestancki i zapewne nieczynny, ale nasz birbant
i seksualny kolekcjoner – nie poszedł mieszkać, do „byłej synagogi” czy
„byłego meczetu”, tylko uczepił się chrześcijańskiej świątyni. I
pracowicie znosił tam wszelkie „pamiątki” okultystyczne, dzieła
demonologiczne, opowieści o czarownicach i szkielety i inne czaszki. I
tam sprowadzał ( co ja mówię, one go oblegały) – modelki-kochanki, żony,
dzieci ślubne i nieślubne. Bo on miał regularne żony też. Generalnie
był bardzo rodzinny: robił portrety dzieci w różnym wieku. Dzieci swoich
i dzieci swoich kochanek /żon – z innych związków.
Chyba z wyjątkiem pani Rebeki, która co prawda nosi nazwisko
Lenkiewicz, ale jej ojciec biologiczny jest znany – to zmarły w 2008 r.
- James Roscoe, o którym wiemy tyle, że lubił palić i pić i kochał
kobietę imieniem Ruth.
Jej matką była Celia Mills (Norman?) , Brytyjka, pierwsza żona
Roberta Oskara Lenkiewicza, która urodziła Rebeccę w 1968 r. kiedy jak
najbardziej była żoną Roberta Lenkiewicza i już urodziło się mu dwoje
dzieci: Alice i Wolfe’a. Robert Lenkiewicz wspaniałomyślnie dał swoje
nazwisko małej Rebecce, ale nie jest ona wspominana na jego stronie
internetowej, opracowanej przez ucznia mistrza- Joe Stonemana.
Tak więc Rebecca wychowywała się w cieniu człowieka słynnego,
człowieka, o którego majątek biją się liczne wdowy i kochanki oraz
dzieci, którego obrazy wiszą w galeriach a wystawy tematyczne gromadzą w
ciągu tygodnia 40 tysięcy odwiedzających. Większość z jedenaściorga
dzieci usiłuje iść drogą ojca- maluje lub „siedzi w plastyce”.
Pani Rebecca też nie chce być gorsza i uprawia wiele rodzajów
sztuki. W swoim czasie był to taniec na rurze w Soho i poezja. Potem
grała w niszowych teatrach,a w końcu zaczęła pisanie sztuk teatralnych
ale i tekstów dla telewizji. A o czym te sztuki? O czym mogą pisać młode
brytyjskie feministki? Oczywiście „coś w stylu Czechowa, jakieś „trzy
siostry” . To „stylistyka”. Bo „tematyka” – to np. „trzy pokolenia
irlandzkiej rodziny, raczej dziwnej". Jasne, jak irlandzkiej i pewnie
katolickiej – to oczywiste , że „dziwnej”. Co ciekawe Royal Theatre to
wystawił a pani Rebecca pławi się w sławie pierwszej kobiety-dramaturg,
której sztuka została wystawiona w Royal Theatre. Ale czasy są takie, że
teatr to raczej bardzo „boczna ścieżka kariery”.
Okazja życia jednak się trafiła. Po „katolikach irlandzkich”
wzięła na tapetę „katolików polskich”. No i mamy: współpraca z Pawłem
Pawlikowskim ”emigrantem z Polski, Żydem w antysemickim kraju”.
On miał chyba obsesję na tle osiągnięć polskiego filmu z lat 60-tych a
ona antykościelne obsesje swojego idola , opętanego „przyszywanego
ojca” .On sobie wybrał na mentorów kilkoro „członków szkoły ekonomii z
MBP” : Brusa , Łaskiego i Wolińską. Dwoje: Łaski (Hender Cygler ur. 1921
r.) i Wolińska (Fajga Danielak) służyło w Gwardii Ludowej. Brus był
politrukiem w Armii Berlinga. Wyobrażam sobie, jakie mrożące krew w
żyłach historie opowiadali nastolatkowi Pawlikowskiemu „o polskich
bandytach” i „chłopach antysemitach”. Ona zapewne obejrzała w Londynie
sztukę Słobodzianka „Nasza Klasa” ( kolega z klasy kandydat na księdza
gwałci koleżankę Żydówkę m.in.) – i już „wiedziała co potrzeba”.
No i spłodzili „film na Oskara”.
Jedno da się o tym filmie powiedzieć: nie ograniczają go żadne zasady logiki i prawdy historycznej.
Jest tylko ta siekiera na końcu i jest towarzysz Jerzy Trela członek
POP PZPR Teatru Starego, kajający się na szpitalnym łóżku za swe podłe
czyny za okupacji i jest elegancka dama z Warszawy z eleganckimi
papierosami i samochodem, która nie tłumaczy się z niczego ale ma
niesamowitą głębię duchową. I jest młoda zakonnica, puszczająca się z
pierwszym –lepszym, zupełnie jak panienki z życia Roberta Oskara
Lenkiewicza –„ nie –ojca” Rebeki Lenkiewicz.
Dlaczego o tym piszę. Bo ponury , szarobury kościół w filmie w filmie
„Ida” , po którym snują się smutne zakonnice – przypomina ponury
kościół St. Saviour w Plymouth, zbezczeszczony przez Roberta
Lenkiewicza. Polskie kościoły są w większości barokowe: bogate, kolorowe
i radosne. A zakonnice nie snują się jak potępione dusze tylko np.
potajemnie przepisują kazania Prymasa Wyszyńskiego albo dochodzą do
siebie po obozach pracy przymusowej- zaordynowanej im po wojnie przez
„elegancką panią z Warszawy” lub jej koleżanki albo kochanków.
Piszę, bo dziatwa Roberta Lenkiewicza poszukując korzeni rodzinnych,
poprzez „linię Lenkiewicza” trafia aż do Grajewa i prawdopodobnego
dziadka Roberta Oskara Lenkiewicza – Rubina Lenkiewicza ur. 1865 r. zm.
1941 r.(poprzez Ajzyka Lenkiewicza). A przez matkę Roberta Oskara
Lenkiewicza – Alicję Schlossberg – docierają do samego Bernarda
Schlossberga – malarza króla Ludwika Bawarskiego.
No i teraz „mrugnięcie okiem” autorów filmu, tylko jeszcze nie wiemy – do kogo. Chyba do nas.
Na portalu Neon24.pl bloger Trybbeus w notce pt. „Ciotka Idy…” z
dnia 23 lutego 2015 r. powołując się na blogera Kazefa z blogmedia24.pl
zwraca uwagę na scenę ukazaną w 64-tej minucie filmu: „krwawa ciotka”
pokazuje siostrzenicy album ze zdjęciami. I podobno uważny widz może
zobaczyć wśród, jak należy rozumieć, zdjęć bliskich krewnych żydowskiej
prokurator, zdjęcie Polki – Ireny Sendler. TEJ Ireny Sendler. Znanej na
całym świecie, w szczególności znanej opinii publicznej USA, kandydatki
do Nobla pokojowego.
Szlachetnej Polki, która odkryta „dla świata” zupełnie przypadkowo
przez amerykańskie uczennice z Kansas, w dużym stopniu zmieniła na
korzyść opinię na temat Polaków w czasie II WW w kontekście ratowania
Żydów. Ratowania – bezinteresownego, połączonego z cierpieniem,
torturami na Gestapo i karą śmierci i cudownym ocaleniem przed
egzekucją.
O Irenie Sendler od roku 1999, kiedy to została „odkryta’, nakręcono
filmy, napisano książki, dzieci uczone są w szkołach, przynajmniej
amerykańskich. To mogło rodzić furię w takich antypolskich bestiach jak
Wolińska. Ale i innych, tych, którym solą w oku jest Kościół Katolicki i
polski katolicyzm.
No i reżyser Pawlikowski , poniekąd „szczęśliwy gość na
podwieczorkach” Fajgi Mingi Danielak -robi TAKĄ „wrzutkę”. Jeśli
rzeczywiście ona tam jest, to znaczy, że JEDYNYM celem powstania tego
smętnego, nudnego i kłamliwego filmu było „zneutralizowanie legendy
Ireny Sendler” i „zneutralizowanie” - pozytywnego obrazu Polaka w
świecie. Czy się to udało, zobaczymy.
Jeśli rzeczywiście takie zdjęcie jest w filmie, to mamy żywy
przykład na mądrość ludową, że każde łajdactwo musi być nagrodzone, a
każdy dobry uczynek – ukarany.
Pawlikowski dostał Oskara, a Irena Sendler NIE dostała Nobla.
http://www.robertlenkiewicz.com/family_page.html
http://www.independent.co.uk/arts-entertainment/art/features/robert-lenkiewicz-larger-than-life-and-death-828934.html
https://www.google.com/search?q=church+st+saviour+plymouth+lenkiewicz&newwindow=1&biw=1280&bih=675&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=aqPrVKGRDMrrUoq1g7gC&ved=0CAkQ_AUoAg
http://www.plymouthherald.co.uk/Playwright-Rebecca-Lenkiewicz-s-father-killed/story-20876585-detail/story.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
53. .
Ciekawy ten tekst z salonu24 wyżej przytoczony.
Według Agtnieszki Graff "zachwycanie się Idą stało się w ostatnich tygodniach ulubionym zajęciem polskiej i nie tylko polskiej krytyki filmowej". Przychylne teksty napisali między innymi Tadeusz Sobolewski z "Gazety Wyborczej" i Barbara Hollender z "Rzeczpospolitej".
(...)
"Ida" z pewnością jest filmem niezwykle plastycznym, estetycznie nawiązującym do "Rewersu" Borysa Lankosza – nie tylko ze względu na czarno – białe zdjęcia, lecz również dzięki oddaniu historycznego już klimatu epoki stalinowskiej, czy wczesnych lat 60. Film został zrealizowany w taki sposób, by stylistycznie odnieść się do atmosfery polskiego kina z lat 50. i 60. czy francuskiej Nowej Fali – nawiązania do "Niewinnych czarodziei" Wajdy czy "400 batów" Truffauta są tu szczególnie widoczne. Z pewnością formalna strona filmu zachwyca polskich widzów i jury festiwali filmowych. Ale tematyka?
(...)
Według Heleny Datner z Żydowskiego Instytutu Historycznego "Ida" to film bardzo przeciętny, w którym postaci charakterologicznie przypominają marionetki z kukiełkowych spektakli – są przedstawiane bardzo schematycznie, a główna bohaterka nie ma żadnego życia wewnętrznego. – Produkcja Pawlikowskiego od strony przekazu jest po prostu kiepska - sylwetki obydwu bohaterek są ukształtowane na zasadzie stereotypów: żydowskiej, komunistycznej k*rwy, której "przydarzył się" Holocaust i dziewicy, "zmywającej" swoje niekatolickie pochodzenie w klasztorze – mówi nam Datner.
– To przedstawienie bohaterek według prostej zasady - co Polacy chcieliby myśleć o Żydówce, budującej powojenny socjalizm: k*rwa, alkoholiczka, która od dwudziestu lat nie miała kontaktu ze swoją własną siostrzenicą. Pierwowzorem "krwawej Wandy" z Idy była przecież znienawidzona przez polską opinię publiczną prokurator Helena Wolińska, komunistka z przekonania i Żydówka z pochodzenia, oskarżona po 1989 roku za "zbrodnie komunistyczne"! – tłumaczy.
Datner dodaje, że przekaz filmu jest po prostu szkodliwy: doskonale pasuje do obiegowych wyobrażeń na temat Żydów, ale to filmowe "science fiction" – krytyka może zachwycać się tym filmem, bo przecież pojawia się postać "złego Polaka", który odkrywa "brutalną prawdę" – nie zmienia to faktu, że całość polega na refleksji o tzw. sensie życia, a jego polityczna podstawa jest tylko dekoracją z papier mâché. Podobne zdanie na ten temat ma również Agnieszka Graff, według której "Ida" to "powtórka z najgorszych antysemickich klisz oraz nieudolna próba chrystianizowania Zagłady".
54. Jeszcze o biografii scenarzystki
Komentarz z salonu24 "Ida" - jakie piękne samobójstwo"
"..Dziadkowie Rebeki Lenkiewicz prowadzili w Londynie hotel dla Żydów, którzy przeżyli Holokaust.". Rodzice Roberta Oskara Lenkiewicza - nie byli dziadkami Rebeki Lenkiewicz - on nie był jej ojcem, tylko dał jej nazwisko. Jej ojcem był James Roscoe.
Rodzice Roberta Oskara Lenkiewicza prowadzili co prawda hotel, ale nie potwierdziły się opowieści, że mieszkali tam "uratowani z Holocaustu". Lokatorami hotelu byli starsi Żydzi od pokoleń mieszkający w Wielkiej Brytanii. Jedynym Żydem "uratowanym z Holocaustu" w tym hotelu był kucharz czeski, więzień obozu Bergen-Belsen. Poza tym ponieważ żona Roberta Lenkiewicza "podrzuciła mężowi" "kukułcze jajo" - Rebekę - w trakcie trwania małżeństwa, jest mało prawdopodobne, aby "mała Rebeka nasłuchała się opowieści w hotelu dziadków". Nie jest wymieniana na stronie internetowej Roberta Lenkiewicza, tak jak pozostałe dzieci.
Natomiast biorąc pod uwagę, jak hermetyczne było środowisko stalinowców z Polski na Oxfordzie, to jest mało prawdopodobne, aby Paweł Pawlikowski "trafił na Wolińską przypadkiem". Jego ojciec, który pozostał w Polsce był lekarzem i sądząc po dzielnicy, jaką zamieszkiwali (okolice Rakowieckiej), to mógł być lekarzem w przychodni, do której chodziła płk. Wolińska i przepisywać jej jakieś proszki na ból głowy. Od przepracowania.
PINK PANTHER19:15
55. @kazef
bez zdziwienia, z wywiadu dla GW do archiwum
Reżyser „Idy”: „Spotykam ludzi kulturalnych, którzy uważają, że Rosjanie są odpowiedzialni za Smoleńsk. Część Polaków żyje w jakimś innym wymiarze…”
http://wpolityce.pl/smolensk/235208-rezyser-idy-spotykam-ludzi-kulturaln...
Spotykam ludzi kulturalnych, nawet przyjaciół, którzy żyją w przekonaniu, że to Rosjanie są odpowiedzialni za Smoleńsk. Że Polska jest dla Rosji tematem numer jeden. Część Polaków żyje w jakimś innym wymiarze…
— dziwi się w rozmowie z serwisem gazeta.pl Paweł Pawlikowski, reżyser „Idy” - filmu, który w miniony weekend otrzymał Oskara.
Pytany o to, co dzieje się na polskiej scenie politycznej, Pawlikowski podkreślił swoją niechęć do środowisk prawicowych.
W Polsce retoryka prawicowa robi się coraz bardziej absurdalna, groteskowa. Najśmieszniejsze, że ci kołtuni, którzy szaleli 11 listopada, są identyczni jak ich ruscy koledzy - takie same hasła, ubiory, ta sama nienawiść do abstrakcyjnych sił, które owładnęły ich kraj. Nacjonaliści w Rosji i w Polsce są duchowo sobie bliscy
— czytamy.
Reżyser „Idy” zaznaczył przy tym, że słuchał przemówienia Jarosława Kaczyńskiego z 11 listopada - słowa szefa PiS nazwał bełkotem.
Tak, słuchałem, co z okazji Święta Niepodległości mówił Jarosław Kaczyński. Jak to w dwudziestoleciu międzywojennym było dobrze, teraz jest źle. I co drugie słowo: Polska, polskość, Polacy. W jego bełkocie chyba nie było żadnych czasowników
— ocenił.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
56. Paskudne! Irena Sendlerowa
Paskudne! Irena Sendlerowa też „zagrała” w „Idzie”. Kilka smutnych pooscarowych uwag
http://wpolityce.pl/kultura/235229-paskudne-irena-sendlerowa-tez-zagrala...
(...)
Nie wiem, czy Pawlikowski dostał Oscara za antysemicką kreskę, jaką namalowany jest w tym obrazie
typowy Polak. Podejrzewam, że w amerykańskim środowisku filmowym
miało to znaczenie. Nie powinny nas interesować tłumaczenia, że to
przecież nie jest dokument, ale artystyczna wizja, w której reżyser może
powiedzieć, co chce. Tylko wyjątkowo naiwnych może przekonać
opowiadanie, że „Ida” nie jest osadzona w kontekstach historycznych.
Jest, i to bardzo mocno. A według jej narracji, to Polacy –
zwłaszcza dla tępego przeciętnego zachodniego odbiorcy – mają na rękach
żydowską krew, to Polacy zabijali (nie Niemcy, ani choćby „naziści”),
nawet jeśli ukrywali. Ci Polacy, którzy piją (i w filmie i w wesołej
mowie dziękczynnej reżysera na oscarowej gali). Ci Polacy z ich
zaściankowym, smutnym katolicyzmem.
— mówił Pawlikowski w słynnym wywiadzie dla gazety Michnika, udając,
że nie ma znaczenia, jak polski artysta mówi o Polsce. Strzepuje z
siebie tę odpowiedzialność. Jakby ta statuetka, którą stawiał sobie na
głowie pozując do zdjęć w Dolby Theatre, miała nie mieć wpływu na
kształtowanie obrazu jego ojczyzny. To nie jest żaden kompleks, wręcz
przeciwnie – to duma i polska głowa, która nie opada wstydliwie, gdy
pluje się na ojczyznę, lecz broni jej. Film Pawlikowskiego Polaków i
Polskę oczernia, więc naturalnym odruchem jest jej obrona. Według
powyższej wypowiedzi reżysera, nie mamy prawa oburzać się na najbardziej
niesprawiedliwe dla nas dzieło artystyczne, jeśli tylko jest ono
zgrabnie wyprodukowane, ładnie wygląda, dobrze się ogląda, towarzyszy mu
nietuzinkowa muzyczka, a aktorzy rzetelnie wywiązują się ze swoich
zadań. Owszem, zdjęciowo „Ida” może zachwycać. I w tym problem. Bo ładne
obrazki przykrywają brzydką treść.
Nie miałbym nic przeciwko nagradzaniu dobrze nakręconego filmu,
gdyby nie gwałcił on wiedzy historycznej, zwłaszcza w tak delikatnej i
ważkiej materii jak odpowiedzialność za Holocaust. Przecież od portretów
Polaków w „Idzie” do „polskich obozów zagłady” jest prosta droga.
Pawlikowski przekonuje też:
Ależ niepokorne dzieło stworzył artysta! Wszyscy coś mu zarzucają… A w
jakimż to niby złym świetle są tu pokazani Żydzi? Kto zna choć trochę
historii stalinowskiego „wymiaru sprawiedliwości” nad Wisłą, ten wie, że
mnóstwo wyroków śmierci na polskich bohaterów wydanych zostało przez
Żydów właśnie. Oburzająco antysemicka teza? Wystarczy przywołać
jednego z najwybitniejszych badaczy tego okresu, prof. Krzysztofa
Szwagrzyka, który tak pisał o strukturze aparatu represji w pierwszych latach PRL:
Przecież Pawlikowski sam przyznaje, że postać filmowej Wandy Gruz
jest mocno inspirowana Heleną Wolińską-Brus, którą reżyser poznał
osobiście i opowiada o niej niezwykle serdecznie:
Jak mając elementarną wiedzę o życiorysie Wolińskiej można powiedzieć
coś takiego?! Ta „fajna, ciepła pani” nigdy się nie zmieniła, nie
wykazała cienia skruchy za morderstwa polskich bohaterów. Nie popełniła
samobójstwa, jak pokazuje Pawlikowski. Zakończyła swój haniebny żywot
bezkarnie, choć powinna była gnić w ciężkim więzieniu. Jednak
artysta tak się nią zafascynował, że przedstawił nam osobę ze łzawymi
wewnętrznymi rozterkami, faktycznie ciepłą, sympatyczną, skrzywdzoną –
postać tragiczną, mającą budzić współczucie. Przypomnijmy, że Wolińska
podzieliła się przed paroma laty pragnieniem „ukręcenia łba”
prokuratorowi, który ją ścigał. Faktycznie zmieniła się…
Chyba najbardziej bolesna jest scena z 64. minuty
filmu. „Krwawa Wanda” przegląda rodzinne zdjęcia. Jak można się
domyślić, widzimy na nich jej żydowskich krewnych. Spośród kilkunastu
fotografii, na jednej możemy rozpoznać postać historyczną. To Irena
Sendler na znanym zdjęciu z 1942 r., które widnieje nawet jako ilustracja do notki o niej w Wikipedii.
Fotografię zauważył bloger Kazef na blogmedia24.pl, który pyta:
Za nim poszedł m.in. Pink Panther z salonu24:
Dlaczego Pawlikowski to zrobił? Czym się kierował realizując
szatański plan ocieplenia postaci bezwzględnej morderczyni (bo tak
należy patrzeć na Wolińską/Gruz) wsadzeniem do jej rodziny tak
szlachetnej postaci? Jak mógł to zrobić? To podłość!
A decyzją Agnieszki Odorowicz (wymienionej z nazwiska w tyłówce filmu
szefowej Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej) zapłacił za to każdy z
podatników. Podobnie jak za budujące Polakom opinie antysemitów
kosztowne zabiegi w „Obywatelu”, „Pokłosiu” czy „Ziarnie prawdy”.
Później uruchomiono całą machinę i fundusze na lobbing, by film
robiący z Polaków morderców doceniono w świecie. Udało się. Są
nagrody, z tą najistotniejszą włącznie. We wszystkich mediach trwa
festiwal zachwytów, a głowa państwa oznajmia:
Postęp w promocji Polski? Wiedza o Polsce? Źródło satysfakcji?
Rozumiem, że „Ida” może budzić w panu prezydencie pozytywne
uczucia ze względu na historię jego rodziny, a właściwie rodziny
Pierwszej Damy. Ale niechże nie miesza on do tego wszystkich Polaków…
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
57. Wklejam, żeby było, bo parę ciekawych uwag się tu znalazło
http://www.frontpagemag.com/2014/vladimir-tismaneanu/the-power-of-pawel-...
58. @kazef
taka recenzje mógł napisać mieszkaniec Europy Wschodniej, typowy Amerykanin, a szczególnie amerykański Żyd, widzi to zupełnie inaczej. Propaganda o to zadbała.
Vladimir Tismaneanu
Vladimir Tismaneanu is professor of politics at the University of Maryland (College Park) and author most recently of "The Devil in History: Communism, Fascism, and Some Lessons of the Twentieth Century" (University of California Press, 2012).
Dla nas, mieszkańców Europy Wschodniej, "Popiół i diament" był naszą "Casablancą".
Znana nam Debbie :
Here's a way better review of the movie by Debbie Schlussel and DebbieSchlussel.com:
* “Ida“: Leave it to the extremely anti-Semitic Poles to turn the Holocaust tragedy into a way to portray Jews as evil, slutty, and Communist murderers. That’s what this boring Polish-made movie does.
In Polish, with English subtitles, it’s the story of Ida, a young woman who was raised in a convent and is training to become a nun in the early 1960s. She learns she has an aunt and that she and the aunt are Jews. She also learns that her family perished in the Holocaust. But those are tiny details compared to the fact that her Jewish aunt is a Communist judge, Comrade Wanda, who sentenced many non-Communists and freedom-seekers to execution. Oh, and did I mention that she’s an alcoholic and a slut? But, don’t worry, she realizes that she’s a bad person and jumps out a window.
Soon, her niece is dropping the nun habit and getting into bed with men she just met, too. Then, she realizes that being a Communist slutty Jewess ain’t the life for her. So it’s back to the nunnery for the calm, decent life of a Polish Catholic. Yep, those Jooooos suck!
My relatives cooked in the ovens for this? Apparently.
There are real-life stories of Polish Jewish kids raised as Catholics to survive the Holocaust such as that of Miriam Ferber of the Detroit area. Ferber, raised by Polish Catholics, was finally told by her adoptive parents that she was a Jew. She became a practicing Jew, created and raised a thriving Jewish family, and today, her kids (with whom I went to school) own and run HoMedics (which brings you all of the great massage stuff you see as gifts for Christmas). Her story would have made a great movie.
Instead, we get this trash. Before seeing this, I never imagined an 82-minute movie could seem like 820.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
59. @kazef
Tam - jak się wydaje - można dyskutować z marszu... Szkoda, że nie wiedzieliśmy 8 miesięcy temu...
60. Guantanamero,
Ida to Gnida. Tak ją nazwał Pan Stasio Michalkiewicz.
A ja zapraszam Cię do lektury nowego odcinka Okruchów:
http://ewcia22.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
61. kolejne propagandowe niemieckie zagranie
Polacy, którzy w czasie wojny pracowali w gettach, dostaną niemieckie świadczenia. Jest ustawa
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17491372,Polacy__ktorzy_...
Umowa jest kamieniem milowym w walce osób, które przeżyły Holocaust, o sprawiedliwość i godność - podkreśliła podczas debaty posłanka Lewicy Azize Tank, jedna z inicjatorów projektu. Decyzja parlamentu "kładzie kres dyskryminacji Romów i Żydów zamieszkałych w Polsce", wykluczonych dotychczas z niemieckich świadczeń - zaznaczyła rzeczniczka swojego klubu ds. praw człowieka.
- Niedobrze, że ofiary musiały tak długo czekać - mówiła natomiast Kerstin Griese z SPD. Socjaldemokratka wyraziła nadzieję, że świadczenia "chociaż trochę ułatwią poszkodowanym życie". Peter Weiss z klubu CDU/CSU uznał decyzję Bundestagu za "właściwy kroku w kierunku rozliczeń z przeszłością".
Ze świadczeń skorzysta kilkaset osób
Umowę o eksporcie specjalnych świadczeń dla osób mieszkających w Polsce, które wykonywały pracę w getcie, przedstawiciele ministerstw pracy Polski i Niemiec podpisali 5 grudnia. Z szacunków ministerstwa pracy wynika, że ze świadczeń może skorzystać kilkaset osób - od 400 do 500.
- To bardzo korzystne rozwiązanie dla obywateli polskich - oświadczył wiceminister pracy Marek Bucior, który uczestniczył jako gość honorowy w posiedzeniu Bundestagu. - Nie redukujemy żadnych świadczeń, które się należą naszym obywatelom z tytułu represjonowania, bo przecież wszystkie te osoby mają uprawnienia kombatanckie w Polsce, lecz przydajemy im dodatkowo świadczenia niemieckie - wyjaśnił.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
62. Dokładam do kompletu
jeszcze parę newsów o Agacie Trzebuchowskiej - aktywistce Parad Równości, dla której rola zakonnicy Idy była debiutem w filmie. Zapowiada, że w filmach już nie będzie występować.
Co robiła na Paradach Równości? Grała rolę kogoś innego. Widać komuś jej knajackie zachowanie przypadło do gustu i została zaangażowana jako Ida.
niosłam kawałek tektury na kiju z napisem "Matka Boska przeciw homofobii". Nie wiem, czy nazwałabym siebie performerką, nie przyjmowałam żadnych założeń, nie myślałam o tym, jaki wywołam efekt. Hasło powstało przez przypadek, chciałam się odnieść do inicjatywy Żelbetonu [anarchistyczna, antyfaszystowska grupa artystyczna]. Oni poprzebierali się za zwierzęta i nieśli transparent "Matka Natura przeciw homofobii". Dopiero na Paradzie zauważyłam, że to działa! Masa osób podchodziła, żeby powiedzieć: "Super, dziękujemy". Zapraszali mnie nawet na spotkania kółek katolickich dla osób LGBTQ. Poznawczo świetne doświadczenie, ale dziwnie się czułam wrzucona w tę sytuację, zbyt duży był ciężar odpowiedzialności. Ludzie chcieli we mnie znaleźć kogoś, kto odważnie mówi coś ważnego. A to się działo samo, przez kontekst, przez okoliczności. I było bardzo fajnie, aż do momentu, kiedy dopadł mnie mężczyzna, który poczuł się urażony w swojej wierze. Wezwał policję, musieli mnie spisać, taki mają obowiązek, bo ten pan chciał skierować do sądu prywatne oskarżenie. Nie dawało się z nim porozmawiać. Chciałam, żeby powiedział, co go tak rani, w czym tkwi problem. Ale on tylko się zasłaniał słowami św. Pawła z Listu do Rzymian, że homoseksualizm jest grzechem i odrzuceniem Boga.
Wtedy nie chciałaś o tym publicznie opowiadać.
Nie chciałam. Udzieliłam tylko na miejscu wywiadu dla "Washington Post". Nie czułam się do końca autorką wydarzenia, to była siła przypadku i dziwnej odwagi, którą złapałam w tamtym momencie.
http://www.pomponik.pl/plotki/news-agata-trzebuchowska-wspiera-prawa-mniejszosci-seksualnych,nId,1677355
63. http://www.weszczak.pl/agata-trzebuchowska-parada2012/
64. W jednym wywiadów Trzebuchowska obecnie studentka MISH na UW:
Interesuje się pani reżyserią. Jeżeli ktoś chciałby poznać Agatę Trzebuchowską od tej strony, to co powinien zrobić, gdzie pójść? Jest takie miejsce?
Nie, to są na razie luźne pomysły. Myślę o reżyserii teatralnej bardziej niż filmowej. Współpracuję z grupą teatralną "Teraz Poliż", razem pracujemy nad spektaklem. To jest mój pierwszy projekt, więc zobaczymy, co z tego będzie.
http://www.rmf24.pl/kultura/news-agata-trzebuchowska-dla-rmf-fm-ida-to-nie-film-rozliczeniowy,nId,1060187
Co ta za grupa teatralna "Teraz Poliż"? Sprawdzam i cytuję:
TERAZ POLIŻ powstało w 2008 roku w Warszawie. W ramach swojej działalności realizuje spektakle, czytania, słuchowiska oraz wiele innych działań performatywnych, happeningów, warsztatów dla dzieci i młodzieży. Występowały na wielu polskich scenach oraz m.in. w berlińskim HAU Theater, podczas FINT Festival w Kiszyniowie oraz Pop Up Art House w Helsinkach. Od 2012 roku działa również TERAZ POLIŻ BAND, czyli performatywny elektro-femino-discopunkowy zespół muzyczny. (...)
65. niezłe towarzycho i to oni dostali dotację z PISF....nasza kasa
(...)
Kiedy jednak przeczesać życiorys i dorobek reżysera, widać tam wszystko, prócz Polski – żydowskie korzenie, babkę, która zginęła w Auschwitz, emigrację ojca w 1968 roku do Niemiec, potem wyjazd samego Pawlikowskiego z matką do Wielkiej Brytanii, a na koniec żonę Rosjankę. Polska w jego życiorysie, to stacja wyjazdowa, kraj, z którego się emigruje. I wszystkie te biograficzne składowe mocno odcisnęły się w jego filmografii, także na „idzie”.
To był uprzywilejowany rodzinny background: ojciec – lekarz, matka – lektorka języka angielskiego na Uniwersytecie Warszawskim.
W Warszawie moja mama pracowała jako wykładowczyni angielskiego na Uniwersytecie i miała bezpłatną wejściówkę do British Council, więc często chodziliśmy tam na różne imprezy
-– mówił mi w wywiadzie dla „Kina” w 2005 roku. Twierdzi, że ojciec wyjechał po rozpadzie małżeństwa, być może na skutek różnicy zdań co do emigracji?
Przypomnijmy, że był to rok 1968 i dookoła widziało się wiele rozpadających się z tego powodu związków. W każdym razie reżyser wspomina, że „ojciec kochał Polskę jak nikt inny i wyjazd był dla niego ciosem”. To bardzo chwalebne, ale gdyby rzeczywiście tak kochał kraj, jak Pawlikowski podaje do wierzenia, z pewnością by nie wyjechał, przecież wielu Żydów wyjechało, ale i wielu w Polsce pozostało. Już jako dorosły człowiek dowiedział się od ojca, że jego babka zginęła w Auschwitz. I z pewnością taka historia rodzinna, żydowskie korzenie, śmierć babki w Auschwitz i dramat 1968 roku, musiała odcisnąć się na twórczości tego reżysera. Trzeba pamiętać, że do dziś wielu emigrantów, rozsianych po świecie, za rok ’68 winią nie walki frakcyjne w PZPR, nie Gomułkę, ale niezidentyfikowanych „Polaków”. Ciekawe byłoby zapytać o to Pawlikowskiego i usłyszeć jego opinię.
Kiedy miał 14 lat, oboje z matka, „która wywodziła się z tradycyjnej katolickiej rodziny”, opuścili Polskę. Po Niemczech i Włoszech – Londyn, gdzie zamieszkali.
Do żadnej szkoły filmowej nie chodziłem, studiowałem literaturę i filozofię w Londynie, a potem przeniosłem się do Oksfordu, żeby zrobić doktorat…Właśnie wtedy zacząłem chodzić do Filmmakers’ Workshop w Oksfordzie i robić filmy
-– opowiadał mi w tym samym wywiadzie dla „Kina”. Wtedy to poznał Helenę Wolińską – Brus, bywał u Brusów na herbatkach i kolacjach, i dziś tak wspomina gospodynię. „Fajna pani, otwarta, ironiczna, ciepła”. Jak to się stało, że będąc dwudziestoparoletnim człowiekiem nie wiedział, kim była Helena Wolińska? Ale jeśli nie wiedział, to także jest sygnał, w jakim świecie obracał się reżyser.
To był dla mnie szok, kiedy dowiedziałem się – wiele lat później – że Polska żąda jej ekstradycji.
Tak to sformułował. Nie –„dowiedziałem się, co Wolińska zrobiła”, ale że „Polska żąda jej ekstradycji”. I dodaje:
Dużo myślałem o ludziach, którzy coś kiedyś zrobili złego, ale potem się zmienili.
„Coś”, „kiedyś”, jakby nie chodziło po Helenę Wolińską, prokurator, która bez zmrużenia oka skazywała na śmierć polskich bohaterów, w tym gen. Augusta Fieldorfa „Nila”. Myślał, myślał, i co wymyślił? A postać filmową Wandę Gruz, inspirowaną przez Wolińską, i próbę „uczłowieczenia jej”, jak to się teraz nazywa – „ocieplenie jej wizerunku”. Przecież Helena Wolińska nigdy nie wykazała skruchy i nie popełniła samobójstwa, lecz żyła bezpiecznie i dostatnio w Oksfordzie do końca swoich dni – w przeciwieństwie do jej ofiar, których rodziny do dziś nie mogą zlokalizować ich grobów. (...)
http://wpolityce.pl/kultura/235414-co-powinnismy-wiedziec-o-pawle-pawlik...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
66. ten atak był przed Idą, co będzie teraz?
Już wiadomo, kto zniszczył polski mural w Nowym Jorku
Został
zatrzymany jeden ze sprawców zniszczenia polskiego muralu
na Greenpoincie w Nowym Jorku. Policja zna również dane dwóch kolejnych
osób, które brały udział w zniszczeniu malowidła na ścianie Polskiego
Domu Narodowego.
Malowidło na nowojorskim Greenpoincie zostało namalowane z okazji 70. rocznicy Powstania Warszawskiego.
Zatrzymany 22-latek jest pochodzenia żydowskiego. Jeden z kolegów
zatrzymanego, zamieszanych w sprawę, ma prawdopodobnie pochodzenie
niemieckie, a kolejny rosyjskie. Poszukiwani są oni przez nowojorskich
policjantów z wydziału zajmującego się przestępstwami na tle nienawiści
rasowej. Nie zostało jeszcze rozstrzygnięte czy zniszczenie muralu to zwykły akt wandalizmu czy atak na Polaków.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
67. pogróżki nacjonalistyczne Hartmana - w sam raz dla prokuratora
Ty chamie, polski chamie!
http://hartman.blog.polityka.pl/2015/02/26/ty-chamie-polski-chamie/
"Oj, znam ja cię, wsi moja sielska, anielska. O, znam ja te gadki małych, zawistnych i okrutnych ciemniaków, pełnych pychy i złości na świat, cwaniaczków i chciwców, patrzących tylko swojej korzyści. Tych, co to śmiecie do lasu wywiozą, dotację wyłudzą, na podaniu o zapomogę bez wstydu nałżą, kocięta potopią, psa zastrzelą.
Zawsze święci i zadowoleni z siebie. Na spowiedzi mówią, że trochę pili, babie przyłożyli, a więcej grzechów nie pamiętają. Dostają rozgrzeszenie i dalej swoje – w codzienną obrzydliwość prostackiego, chamskiego życia, o którego grzeszności nikt im nawet nie wspominał.
Bo gdzieżby! Miałby ksiądz zniżać się i o jakichś parszywych kundlach w kościele mówić? Miałby może o śmieciach gadać? A może miałby wiernych upominać, żeby haracz tym złodziejom, k…, Tuskom, ruskim agentom, płacić? A niby za co? Co chłop z tego ma? Nic, k…, tylko ta sama bieda ciągle. I tak dalej.
Jak ja to znam. Jak ja to znam. Miliony was, chamy, miliony. I co my mamy z wami zrobić? Ale przyjdzie na was czas. A jak nie na was, to na wasze dzieci. Weźmiemy szturmem wasze szkoły, zwabimy was podstępem do teatrów, wyślemy wasze dzieci w świat. I pewnego dnia zniknie ta zabobonna, prostacka i kruchciana Polska, dławiąca się pychą, jakąż to ona jest „prawdziwą” i „wierną” jest. I narodzi się Polska ludzi przyzwoitych, kulturalnych, wiedzących coś o świecie i zdolnych do myślenia społecznego i obywatelskiego. Brzydzących się okrucieństwem i przemocą. I ja o taką Polskę będę walczył, jak potrafię. Tak pomszczę swojego psa."
komentarze pod tekstem :
lonefather
26 lutego o godz. 22:52
Mierzi mnie to co musze teraz napisac. Polski cham jeszcze dlugo bedzie chamil. Bo ma poparcie kosciola katolickiego, ktory udaje glosi i jest “religia “milosci””. Bo to kosciol katolicki wyznacza kierunki i przejawy “milosci” chrzescijanskiej, w wydaniu katolickim.
etc1008
26 lutego o godz. 21:35
Szanowny Panie Profesorze,nie mógł Pan tego trafniej ująć. Kwintesencja “polskości”, parszywa agresywna ciemnota.
Żal tylko, że asumpt do tego dało Panu to strasznie przykre zdarzenie.
Pozostaję z szacunkiem,
ETC
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
68. resortowa córka Anna Dziadzia i jej mąż , sami swoi
Chcieliśmy
bardzo podziękować, ale także i pogratulować tak pięknych, wspaniałych
efektów wysiłku, talentu i pracy - powiedział prezydent podczas
spotkania z twórcami nagrodzonej Oscarem "Idy" oraz nominowanych
do Oscara dokumentów "Joanna" i...
"Gratuluję pięknych efektów talentu i pracy"
Chcemy podziękować, ale także pogratulować pięknych, wspaniałych
efektów talentu, wysiłku, pracy oraz wszelkich zabiegów, aby polski film
rozsławić, pokazać jego ciekawe oblicze, jego wielkość – powiedział
Prezydent RP na spotkaniu ze zdobywcami Oscara.
Reżyser „Idy” Paweł Pawlikowski dziękując za zaproszenie przekonywał
do obejrzenia filmu „Ida”. - Proszę bardziej ten film oglądać, a mniej
dyskutować. Bo na ten film niewiele osób poszło w Polsce, a wszyscy
mieli jakąś opinię na jego temat – mówił.
- Dziękuję bardzo, panie prezydencie, jestem wzruszony. Dziękuję wam
ekipo, PISF i wszystkim, którzy się do tego filmu przyczynili –
powiedział Paweł Pawlikowski.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
69. Zaremba we "wSieci":
Zaremba we "wSieci": Moralitet ze skazą
Film Pawlikowskiego stał się kolejnym elementem kampanii wychowywania Polaków.
nie jest publicystyką, rządzi się swoimi prawami, trudno, żeby
objaśniała za jednym zamachem wszystko. Ale też autor nie może się nie
liczyć z elementarnym odruchem czytelnika czy widza, aby traktować nie
zawsze typową historię jako źródło wiedzy o całokształcie zjawisk. Zwłaszcza dotyczy to kina operującego większymi uproszczeniami, zarazem bardziej masowego.
"To prawda, 'Ida' to subtelna opowieść o
dwóch kobietach mających problem z tożsamością" – pisze dalej autor.
"Jednak pojawia się od razu pytanie o genezę historycznych zdarzeń, do
których one wracają. Sam bym takie pytanie zadał, gdybym oglądał podobne
dzieło umiejscowione, powiedzmy, w Estonii czy Holandii. Ta geneza
pozostaje niejasna i przez to mocno myląca. Nie dowiemy się niczego o
okupacyjnych realiach, ale dowiemy się, że zabójcami ukrywających się
Żydów byli polscy chłopi" - zauważa Piotr Zaremba.
odbiorem filmu przez cudzoziemców: "Jeśli zainteresują się tłem
historycznym, mogą zrozumieć je najprościej. Polska to kraj, w którym
podczas wojny miejscowa ludność polowała na Żydów, a stalinowskie
zaangażowania były po wojnie usprawiedliwione. Co zrozumie Amerykanin,
gdy się dowie, że ciotka głównej bohaterki polowała na 'wrogów ludu'?
Może byli oni podobni do owych chłopów?"
Na koniec artykułu Piotr Zaremba stawia
tezę: "Tematyka polsko-żydowska zdominowała polską popkulturę. W
ostatnich latach poruszano ją we wszelkich możliwych konwencjach,
szczególnie w świecie kina. To daje artystom, którzy po raz kolejny
sięgną po ten temat, gwarancję wsparcia i środowiskowych faworów".
sytuacji. Nie zajmujemy się już niczym innym. Nie chodzi mi tylko o
problem uczczenia polskich bohaterów, choć to znacząca zaległość. Chodzi
mi o nieobecność refleksji dotyczącej polskiej historii" - dodaje
publicyta.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
70. @Maciej Pawlicki
W bieżącym numerze "WSieci" (nr 9/2015) red. Maciej Pawlicki recenzuje film Pawlikowskiego.
„Ida” to film paskudny, skrajnie nieuczciwy, jakby cynicznie zrobiony pod zamówienie najzagorzalszych polakożerców - zaczyna swój tekst. Dalej kilkakrotnie nawiązuje do słów "Chcesz pączka?". Mam prawo przypuszczać, że czytał mój wpis.
71. "Ida" wyciąga trupy z
"Ida" wyciąga trupy z polskich szaf. Trupy prawdziwe, nie metaforyczne. Premiera filmu w TVP
przymglenia, wiszące gdzieś między zdaniami znaki zapytania, żadnych
wykrzykników. Co sprawia, że ta intymna opowieść wyciąga na światło
dzienne wszystkie tkwiące w nas dybuki? Oglądamy "Idę" z Marcinem
Kąckim, autorem książki "Białystok. Biała siła. Czarna pamięć". Rozmowa z
Marcinem Kąckim.
Dramat, Dania/Polska 2013, reż. Paweł Pawlikowski, wyk. Agata Kulesza, Agata Trzebuchowska, Dawid Ogrodnik
Czwartek (19.11) 21:45 TVP 2
Powt. 03:00
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,90535,19175472,ida-premiera-w-tvp.html#ixzz3rwzbeyfJ
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
72. Znakomity tekst Bohdana Zalewskiego
w nawiązaniu do afery Weinsteina.
A w nim jakże celny fragment o "Idzie":
Szczerze nie znoszę tego całego cholernego Hollywoodu, dlatego mój obraz jest mocno tendencyjny. Nie chodzi mi tak naprawdę, a na pewno nie wyłącznie, o ekscesy erotyczne. One tu stanowią istotny wprawdzie, ale tylko pretekst dla mojego rozrachunku. To środowisko, któremu poświęcam swoje gonzo-gnozo, jest mi obce, ba! wrogie, przede wszystkim z powodu swoich politycznych i ideologicznych wyborów. Uważam je za nieprzyjazne Polsce, tak jak ja sam definiuję naszą właściwą politykę kulturalną. Symbolem jest tu oscarowa nagroda dla "Idy", której poświęciłem osobny analityczny esej.
Napisałem w nim między innymi: Dziewczyna o żydowskich korzeniach, niedoszła ofiara polskich sąsiadów, zbrodniarzy i rabusiów, poddana "praniu mózgu" w katolickim zakonie, przez zimny chów przerobiona na gorącą chrześcijankę, dewotkę broniącą Ewangelii jak dzika kotka, wbrew swej prawdziwej tożsamości! Czy to nie jest cudowna komunistyczna wizja na dzisiejsze czasy? Na tym, moim zdaniem, polega ciągłość PRL-owskiej tradycji propagandowej. To jest tak naprawdę cel i sens kontynuacji "polskiej szkoły filmowej" w "Idzie" Pawła Pawlikowskiego. Stylizacja na kino z czasów komunizmu nie ma wymiaru jedynie estetycznego. To jest rodzaj sygnału, że tak naprawdę PRL trwa. Nieco zmieniły się akcenty, natomiast cały czas toczy się walka z polskością przy pomocy klisz, stereotypów, wyolbrzymień, słowem ordynarnych kłamstw, ubranych w przepiękne stroje z epoki. Reżyser przyznał, że pierwowzorem postaci "krwawej Wandy Gruz" - ciotki tytułowej bohaterki była komunistyczna, żydowska zbrodniarka Helena Wolińska-Brus, jedna z najkrwawszych morderczyń polskich patriotów, która naprawdę nazywała się Fajga Mindla Danielak. To okrutne, wulgarne, prymitywne monstrum, uniknęło odpowiedzialności na emigracji w Wielkiej Brytanii i do końca pluło na Polskę i Polaków. Aktorska wizja tej mrocznej postaci w świetnej kreacji Agaty Kuleszy nadaje jej oczywiście ludzki wymiar. Czy można się dziwić Żydówce, że mechanicznie wydaje wyroki śmierci na znienawidzonych Polaków, skoro przedstawiciele tego narodu charakteryzują się zoologicznym antysemityzmem? Czy widz nie przyzna racji Wandzie Gruz, skoro jak się okazuje, to "polscy sąsiedzi" zamordowali jej najbliższych krewnych? Czy można się dziwić jej upadkowi moralnemu i alkoholizmowi? Czy Żydzi nie są wspaniałomyślni, nie dochodząc praw do nieruchomości przejętych przez polski motłoch po wcześniejszym wymordowaniu właścicieli domostw? (...) Zauważmy - w filmie o okupacji i Holocauście w Polsce nie występują Niemcy! Ze współczesnego kina widzowie na całym świecie już wiedzą, że żydowską populację zgładzili naziści, czyli Polacy, którzy jako sprawcy- Aryjczycy żyją w mieszkaniach i beztrosko bawią się w lokalach zagarniętych zamordowanym Semitom.
Złotą statuetkę dla tendencyjnie antypolskiego filmu uważam właśnie za element tej "Vonnegutowskiej mafijności", o której wprost w Centrum Wiesenthala mówił żydowski baron Hollywoodu Harvey Weinstein. Jednak nie tylko o ten jeden przykład chodzi, znaczący w przypadku tematyki poruszanej tu przeze mnie na marginesie ostatniej sekssafery. O prawdziwej zdradzie i wrogiej postawie Hollywoodu wobec Polski i Polaków można mówić już od samego początku historii Fabryki Snów. Znakomicie to ukazał profesor M. B. B. Biskupski w książce "Nieznana wojna. HOLLYWOOD przeciwko Polsce 1939-1945", którą recenzowałem w swoim blogu. Cytowałem wówczas opis traktowania naszego kraju w amerykańskich wizjach filmowych: Łatwo odtworzyć kinową wizję losu Polski w latach 1939-1945 - podsumowuje profesor Biskupski. "Skorumpowany, reakcyjny reżim, tchórzliwie próbujący polityki appeasementu wobec nazistów ('In Our Time', 'To Be or Not To Be') rządzi krajem zacofanych chłopów, sprzedajnych sklepikarzy i śmiesznych arystokratów (ponownie 'In Our Time', 'Once upon a Honeymoon'). Państwo traktuje mniejszość ukraińską tak źle, że marzy ona o władzy sowieckiej ('The North Star'). We wrześniu 1939 roku Polska zostaje napadnięta przez Niemcy i niemal natychmiast pokonana ('To Be or Not to Be', 'Non Shall Escape') z powodu oparcia się na kawalerii ('In Our Time', 'Why We Fight') oraz piątej kolumny wśród nielojalnej populacji ('Once Upon a Honeymoon', 'Why We Fight'). Związek Sowiecki albo nie napada wcale, albo dokonuje wyzwolenia wschodniej Polski; obie interpretacje są dopuszczalne ('Why We Fight', 'The North Star'). Nie ma zorganizowanego ruchu oporu ani rządu na uchodźctwie ('To Be or Not To Be'). Niemcy zachowują się w Polsce niewłaściwie, ale jej cierpienia są zaledwie równe cierpieniom Holandii ('U-boat Prisoner'). Nie ma bohaterskiego podziemia, takiego jak w Norwegii czy Czechosłowacji ('None Shall Escape'), i Polacy nie biorą w toczącej się w całej Europie walce z nazistami ('Casablanca'). Polscy uchodźcy są wręcz kolaborantami ('Edge of Darkness'), a przynajmniej przebiegłymi oszustami ('Quota Girl'), niezbyt przejmującymi się swoją ojczyzną i jej niedolą. Polskich jednostek wojskowych, w przeciwieństwie do francuskich, nie widać w Afryce Północnej ('Sahara') czy we Włoszech ('The Story of G.I. Joe') w późniejszych fazach wojny. W gruncie rzeczy w walkach nie biorą udziału żadne polskie oddziały z wyjątkiem garstki wchodzącej w skład RAF. Nie ma powstania Żydów w getcie warszawskim w 1943 roku ani powstania w całej stolicy w następnym roku. Paru Polaków czy też ich potomków służy w siłach amerykańskich, ale często mają słabą motywację ('Action in the North Atlantic') albo są niestabilni psychicznie ('Air Force', 'Eagle Squadron', 'The Story of G.I. Joe'). Można się spodziewać, bo Polacy w Ameryce to dość żałosna zbieranina ('Pittsburgh', 'Action in the North Atlantic', 'Since You Went Away')." Tak wyglądała hollywoodzka wersja udziału Polaków w II wojnie światowej w opisie profesora Biskupskiego. Nic dziwnego skoro sporo scenarzystów stanowiło prawdziwą mafię żydowskich komunistów. Jak widać cierpię na nieuleczalny żydowski resentyment. Kompleks polski.
https://www.facebook.com/bogdan.zalewski.568/posts/824474124379696
73. Cała recenzja Zalewskiego: "Ida"? Idze, bajoku"
Czasami zamiast wysublimowanych opinii mam zamiar rzucić proste, a nawet prostackie zdanie w odpowiedzi na zwykłą manipulację. Tak właśnie jest w przypadku filmu "Ida", obsypanego europejskimi nagrodami i fetowanego w naszym kraju. Po obejrzeniu tego pretensjonalnego, propagandowego kina najchętniej rzuciłbym to tytułowe "Idze, idze, bajoku!". Owo krakowskie powiedzonko gwarowe znaczy mniej więcej: "pleć, pleciugo, byle długo", albo "spadaj na drzewo, mitomanie", "daj spokój, nie opowiadaj bzdur, kłamco", lub też "dość tych andronów i dyrdymałów, konfabulancie". Owo "idze, bajoku" jest w języku mieszkańców krakowskiego Zwierzyńca i szerzej w intencji małopolan wyrazem zdrowego sceptycyzmu wobec kogoś, kto - mówiąc kolokwialnie- totalnie ściemnia i próbuje wcisnąć niezły kit. Na tym właściwie zakończę swoją "recenzję" dziełka Pawła Pawlikowskiego, które otrzymało nagrody Europejskiej Akademii Filmowej dla najlepszego filmu, a także za najlepszy scenariusz i reżyserię oraz statuetkę od publiczności. Skomentuję to krótko "idze, bajoku", ale uzasadnię szerzej, dlaczego ograniczyłem się tylko do lakonicznej odpowiedzi.
Agata Trzebuchowska dla RMF FM: „Ida” to nie film rozliczeniowy. Oskarżenia są absurdalne
Agata Trzebuchowska dla RMF FM: „Ida” to nie film rozliczeniowy. Oskarżenia są absurdalne
Zanim rozwinę swoją krótką krytyczną reakcję, słowo o fabule i problematyce "Idy" dla tych, którzy filmu jeszcze nie widzieli. Twórcy przenoszą nas do PRL-u gomułkowskich lat 60. z reminiscencjami poprzedniej bierutowskiej dekady. Główną bohaterką jest niejaka Anna grana przez Agatę Trzebuchowską. Napisałem "niejaka", albowiem ta młodziutka sierota wychowana przez zakonnice, okazuje się Żydówką - Idą Lebenstein. Ten rodzinny sekret wychodzi na jaw, kiedy matka przełożona namawia dziewczynę, przygotowującą się do złożenia ślubów zakonnych, do spotkania z jedyną jej żyjącą krewną. To ciotka Wanda Gruz- była stalinowska sędzia, kat antykomunistów, wydająca w przeszłości wyroki śmierci na polskich patriotów, uświadamia siostrzenicy tragiczne wojenne losy jej rodziców. Obie, Anna-Ida oraz "krwawa Wanda" ruszają w drogę w poszukiwaniu śladów przeszłości - do rodzinnej miejscowości, do utraconego żydowskiego domu-raju. Odkrywają tu zagadkę polskiej zbrodni na Żydach - sąsiadach i dokonują specyficznego aktu metafizycznej sprawiedliwości, że tak aluzyjnie tutaj tylko napiszę, nie chcąc zdradzać konkretnych fabularnych elementów.
Akcja filmu jest dość uboga, czas biegnie jakby w zwolnionym tempie, czarno-białe kadry przesuwają się nieśpiesznym rytmem pozwalając widzowi na skupienie: a to na twarzach postaci, a to na detalach tła. Miałem wrażenie, że oprócz samych osób dramatu bohaterem "Idy" jest Polska, kraina z przeszłości, romantyczna pomimo wszechpanującego brudu i dookolnej brzydoty, poetycko melancholijna na przekór przaśnej rzeczywistości komunizmu. To jest pierwsza bajda czy też bujda w tym filmie. Krytycy chóralnie podkreślają, że Paweł Pawlikowski - brytyjski reżyser, urodzony w naszym kraju - sięgnął w swym obrazie do poetyki słynnej "polskiej szkoły filmowej", z wysmakowanymi zdjęciami, estetyzującymi ujęciami, symbolicznym sztafażem i znaczącą, ilustracyjną muzyką. Tak się już dzisiaj filmów "nie robi", więc cmokierzy pieją peany na cześć "ostatniego, co tak poloneza przed kamerą wodzi". Ja jednak chciałbym zadać proste pytanie: po co artysta używa dzisiaj tak subtelnych środków? Czemu służy w naszych czasach ta liryczna maniera? Odpowiedź wymaga rysu historycznego oraz innej refleksji: czym była tak naprawdę "polska szkoła filmowa" w PRL?
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
"To był polski wieczór w Rydze, jesteśmy ogromnie szczęśliwi"
Ryzyko sporego uproszczenia jest tu niewątpliwe, mimo to biorę go na siebie. Szkoła filmowa w PRL-u lat 50. i 60. była "polska" na tyle, na ile można mówić o "polskiej" drodze do komunizmu. Sowiecki reżim w naszym zniewolonym kraju wybierał sobie młodych, zdolnych i wystarczająco giętkich, żeby swoimi sprawnie kręconymi filmami uwiarygadniali bolszewicki system w oczach Zachodu. Nazwiskiem-symbolem i modelowym tytułem dla tej "lisiej" strategii był Andrzej Wajda i jego "Popiół i diament". Czym była propagandowa ramota pióra Jerzego Andrzejewskiego? Kulisy powstania tej zakłamanej powieści z listy lektur szkolnych, sfilmowanej przez Wajdę, opisał poeta Zbigniew Herbert w rozmowie z krytykiem Jackiem Trznadlem w tomie wywiadów "Hańba domowa": (...)Ekipa agentów potrzebowała na gwałt inteligencji, elity, czegoś, co było w tej sferze odpowiednikiem obecnej nomenklatury. Co oferowała ta władza? Boską rangę, rolę demiurga. Andrzejewski mi opowiadał, że zaprosił go Berman i chodził nerwowo po pokoju, stawał przed oknem i mówił: temu krajowi grozi wojna domowa. Czyli podał mu temat 'Popiołu i diamentu'(...).
Narodziny "polskiej szkoły filmowej" poprzedzały właśnie takie "uświadamiające" rozmowy, jak ta cytowana przez Herberta pogadanka Jakuba Bermana - komunistycznego zbrodniarza żydowskiego pochodzenia, głównego politruka przełomu lat 40. i 50., szarej eminencji okresu stalinowskiego, mordercy odpowiedzialnego za falę terroru w podbitej Polsce. To taki polskojęzyczny bandzior przekonał do literackiego kłamstwa dla dobra komunizmu samego Jerzego Andrzejewskiego - przed wojną katolickiego pisarza, autora powieści "Ład serca", miękkiego inteligenta, borykającego się z alkoholizmem i homoseksualizmem, tak łasego na sławę i pieniądze. Zbigniew Herbert zacytował w "Hańbie domowej" fragment Bermanowskiego smoczego kuszenia nieświętego Jerzego: "Tylko pisarz tej miary, tego talentu wielkiego, jak pan, może...". Herbert nie miał złudzeń, jaki był powód zaprzedania się inteligencji: "Więc uczuli nagle, jak ster historii jest także w ich rękach, i że opłaca się nawet w jakimś sensie okłamywać ten zbełkotany naród, na który patrzyli z pogardą." Pogarda dla Polski, Polaków i polskości to moim zdaniem klucz do zrozumienia takich dzieł.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Agata Kulesza nagrodzona przez amerykańskich krytyków
Analogie do współczesnej postawy elit artystycznych i intelektualnych III RP są dla mnie oczywiste. Jednak zanim przejdę do analizy propagandowej twórczości filmowej w naszych czasach, dokończę wątek "polskiej szkoły" komunistycznego kina sprzed ponad półwiecza. Modelowy przykład "Popiołu i diamentu" Andrzejewskiego/Wajdy został chyba najlepiej zdiagnozowany i opisany. Pisarz Krzysztof Kąkolewski w znakomitym reportażu "Diament odnaleziony w popiele" udowodnił bardzo szczegółowo, na czym polegała totalitarna mistyfikacja w powieści; dowiódł, jak bardzo zdarzenia autentyczne różniły się od wizji powieściowej i późniejszego u-tworu filmowego. Postać zbrodniczego i zdradzieckiego komunisty Jana Foremniaka nijak się miała do fikcyjnej postaci dobrego, budzącego sympatię bolszewika Stefana Szczuki. Wajda jednak wykorzystując cały swój niewątpliwy talent zekranizował podłą książkę kontrastując "dobrego" komunistę i "złego" żołnierza AK. Najlepszą, lakoniczną recenzję obu poronionych płodów, tych sowieckich pomiotów artystycznych sformułował Jerzy Zawieyski. Katolicki pisarz tak się wyraził o książce Andrzejewskiego oraz o obrazie Wajdy: Świetna, drańska powieść. Świetny, kłamliwy film.
Lobotomią literacko-filmową można by nazwać tę operację przeprowadzaną w PRL-u i kontynuowaną aktualnie w III RP. To jest rodzaj zabiegu neurochirurgicznego przy pomocy specyficznych dzieł kulturalnych, polegającego na przecięciu włókien nerwowych łączących nas z polską tradycją, z jej wiarą i wartościami. Neurochirurdzy, używający piór i kamer zamiast skalpeli, jak sowieccy oprawcy w białych kitlach próbują wyleczyć nas w swoich kulturalnych psychuszkach z narodowej "schizofrenii bezobjawowej". Jak to w lobotomii, ta grupa pseudomedyków chce zredukować nasze polskie procesy emocjonalne. Jak wiadomo, uczucia zwykle towarzyszą procesom poznawczym, czyli myślom i wspomnieniom, więc ten emocjonalny balast trzeba usunąć, by narodził się "nowy człowiek". Podręczniki medycyny zwracają uwagę na fakt, że w wyniku lobotomii pacjent traci poczucie ciągłości własnego "ja", czyli samoświadomość. Przestaje mieć pewność, że jest tą samą osobą, którą był wczoraj i którą będzie jutro. Tak robią z nami - Polakami, ofiarami zbrodniczych systemów - niemieckiego hitleryzmu, rosyjskiego bolszewizmu i żydokomuny. Zamieniają nas w katów.
Estetyki nie da się oddzielić od etyki. Jednak w "Idzie" nawet to estetyzowanie samo w sobie nie jest dla mnie osobną wartością. Drażnią mnie manieryzmy, denerwują naiwności. Zupełnie nie przekonuje mnie "jazzowa" Polska prowincjonalna gomułkowskiej ery, z saksofonistą pozującym na lokalnego Johna Coltrane'a. Muzyka Komedy, która była często świetnym kontrapunktem dla fabuł Polańskiego, Wajdy, Morgensterna czy Nasfetera w latach 60., w filmie Pawlikowskiego razi sztucznością i wydumaną stylizacją. "Ida" zamienia się często w niezamierzony pastisz, a nawet parodię PRL-owskiego kina. Zakonnica - Żydówka siedząca przy stoliku w zapyziałym lokalu i słuchająca nabożnie coltrane'owskiej "Naimy" granej przez małomiasteczkową kapelę tak dobrze, jakby występowała na Jazz Jamboree, to już naprawdę gruba, gruba przesada. Powtórzę więc ten swój przaśny ludowy refren, prymitywny małopolski litemotyw "Ida"? Idze, ty bajoku". To samo z wnętrzami i pejzażami PRL-u upozowanymi na malarskie i teatralne kompozycje. Srebrzy się baśniowo szpitalna ściana z luksferów, kręcą cudownie schody i dumny stoi filarek. Oj, coś tu kręcisz, reżyserze!
Gromadzone pracowicie rekwizytorium w filmach takiego, dajmy na to, Wojciecha Jerzego Hasa nie było sztuką dla sztuki. W "Pętli" - znakomitym debiutanckim dziele z 1957 roku na podstawie opowiadania Marka Hłaski - reżyser prowadził z widzem dwoistą grę. Ukazując jeden dzień z życia alkoholika Kuby Kowalskiego, Has uczynił ze świata zewnętrznego rodzaj psychologicznego ekranu. Elementy miejskiego pejzażu, przedmioty, freski, hasła uliczne tworzą siatkę obsesyjnych skojarzeń, delirycznych asocjacji atakujących zewsząd chorego mężczyznę. W "Idzie" Pawlikowskiego - jak mi się wydaje - idzie wyłącznie o filmową zabawę, erudycyjną grę kinowymi cytatami, szaradę dla snobistycznego odbiorcy, aby ów kinowy koneser mógł napompować swoje ego rozwiązywaniem szarad i łamigłówek. Krytycy i recenzenci chwalą więc "Idę", chwaląc się sami przy okazji, że odkryli tropy prowadzące do takiego dzieła sprzed lat jak "Niewinni czarodzieje" Andrzeja Wajdy czy też inspiracje takimi produkcjami Jerzego Kawalerowicza jak "Pociąg" czy "Matka Joanna od Aniołów". Ja zaś dostrzegłem w "Idzie" odwołania do innego, już nie tak klasycznego, kinowego przykładu.
Sukces "Idy". Powalczy o Złote Globy. "To nie jest film antypolski"
Sukces "Idy". Powalczy o Złote Globy. "To nie jest film antypolski"
Eklezjalną symbolikę, klasztorny sztafaż, bogatą kościelną obrzędowość ukazaną w filmie z taką solennością i pieczołowitością, co i raz przerywały mi dziwne dysonanse. Po przepięknej sekwencji niesienia figury Chrystusa przez młode zakonnice, mamy scenę posiłku, z mechanicznym "wiosłowaniem" łyżkami, nieludzką w swoim odhumanizowaniu. Zacięte twarze kobiet w habitach, surowość klasztornej reguły, w której nie ma miejsca na żadne człowiecze uczucia, chłód bijący zewsząd, aż po widzu przechodzą ciarki mrozu! Skąd ja to znam, z jakiego filmu pamiętam taki obraz zakonu, taką wizję złowrogiej religii, katującego psychikę kobiety katolicyzmu? Wiem, przypomniałem sobie! Toż to wypisz wymaluj "Drewniany różaniec", czarno-biały obraz z 1964 roku, w reżyserii Ewy i Czesława Petelskich, na podstawie opowiadania Natalii Rolleczek pod tym samym tytułem. W tym antyklerykalnym dziełku reżyserskiej pary, którego akcja dzieje się w "faszystowskiej", przedwojennej Polsce lat 30. do zakopiańskiego sierocińca prowadzonego przez siostry zakonne przybywa dziewczynka. Natalia cierpi, stykając się z terrorem i straszną hipokryzją.
Natalia Rolleczek - autorka tego paszkwilu - po latach przyznała, że świadomie stworzyła taki zafałszowany obraz dzieciństwa spędzonego w zakonie felicjanek: Obawiam się, że przesadziłam w książce, bo to nie było regułą, żeby one tłukły nas różańcami. (...) Parę miesięcy temu przekartkowałam książkę i pomyślałam sobie, że to niesprawiedliwe, bo z lektury można wywnioskować, że one nas zawsze tłukły różańcem, a tak nie było. (...) Po prostu zapamiętałam scenę, gdy mateczka, rozzłoszczona aż do pasji na Helkę, chwyciła różaniec u pasa i trzepnęła ją za wystawanie przed furtką, na widoku. Widziałam to raz, więc nie był to zwyczajowy sposób wymierzania kary. Ktoś może powiedzieć, że przecież scena uderzenia różańcem była autentyczna! Oczywiście nie jest to zachowanie godne pochwały, ale na czym polega fałsz takiej literatury i filmu? Książkę Rolleczek wydano w 1953 roku i została wykorzystana przez komunistów do zadania ciosu Kościołowi katolickiemu. Bolszewicy, tak jak w przypadku ataku na AK w "Popiele i diamencie", potrzebowali wyrazistych stronic i obrazów, by uderzyć w katolicyzm, ostoję tradycyjnej polskości. A bicie różańcem - to jest właśnie to!
"Ida" już wygrała
Dziewczyna o żydowskich korzeniach, niedoszła ofiara polskich sąsiadów, zbrodniarzy i rabusiów, poddana "praniu mózgu" w katolickim zakonie, przez zimny chów przerobiona na gorącą chrześcijankę, dewotkę broniącą Ewangelii jak dzika kotka, wbrew swej prawdziwej tożsamości! Czy to nie jest cudowna komunistyczna wizja na dzisiejsze czasy? Na tym, moim zdaniem, polega ciągłość PRL-owskiej tradycji propagandowej. To jest tak naprawdę cel i sens kontynuacji "polskiej szkoły filmowej" w "Idzie" Pawła Pawlikowskiego. Stylizacja na kino z czasów komunizmu nie ma wymiaru jedynie estetycznego. To jest rodzaj sygnału, że tak naprawdę PRL trwa. Nieco zmieniły się akcenty, natomiast cały czas toczy się walka z polskością przy pomocy klisz, stereotypów, wyolbrzymień, słowem ordynarnych kłamstw, ubranych w przepiękne stroje z epoki. Reżyser przyznał, że pierwowzorem postaci "krwawej Wandy Gruz" - ciotki tytułowej bohaterki była komunistyczna, żydowska zbrodniarka Helena Wolińska-Brus, jedna z najkrwawszych morderczyń polskich patriotów, która naprawdę nazywała się Fajga Mindla Danielak. To okrutne, wulgarne, prymitywne monstrum, uniknęło odpowiedzialności na emigracji w Wielkiej Brytanii i do końca pluło na Polskę i Polaków.
Aktorska wizja tej mrocznej postaci w świetnej kreacji Agaty Kuleszy nadaje jej oczywiście ludzki wymiar. Czy można się dziwić Żydówce, że mechanicznie wydaje wyroki śmierci na znienawidzonych Polaków, skoro przedstawiciele tego narodu charakteryzują się zoologicznym antysemityzmem? Czy widz nie przyzna racji Wandzie Gruz, skoro jak się okazuje, to "polscy sąsiedzi" zamordowali jej najbliższych krewnych? Czy można się dziwić jej upadkowi moralnemu i alkoholizmowi? Czy Żydzi nie są wspaniałomyślni, nie dochodząc praw do nieruchomości przejętych przez polski motłoch po wcześniejszym wymordowaniu właścicieli domostw? Tak jak Rolleczek z incydentu z różańcem uczyniła zakonną "regułę", tak Pawlikowski z okupacyjnych epizodów mordowania Żydów przez Polaków, robi sytuację modelową. Zauważmy - w filmie o okupacji i Holocauście w Polsce nie występują Niemcy! Ze współczesnego kina widzowie na całym świecie już wiedzą, że żydowską populację zgładzili naziści, czyli Polacy, którzy jako sprawcy- Aryjczycy żyją w mieszkaniach i beztrosko bawią się w lokalach zagarniętych zamordowanym Semitom. Bo tako rzecze kino, także w III RP.
Bogdan Zalewski
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/raporty/raport-oscary/oscary-2015/news-ida-idze-bajoku,nId,1574722#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chromeome
74. @kazef
do dzisiaj , choć rząd dobrej zmiany jest od 2 lat, wciąz finansujemy antypolskie hucpy, jak ta.
„Wstrzymuję dotację dla »Klątwy«, ponieważ spektakl budzi silny sprzeciw”
Wiceminister kultury Wanda Zwinogrodzka dla „Rzeczpospolitej”.
Minister poproszona o skomentowanie decyzji dotyczącej kontrowersyjnego
spektaklu „Klątwa” i dotacji dla Festiwalu Dialog we Wrocławiu
powiedziała, że wstrzymuje dotację dla festiwalu, który „forsownie
promuje tę sztukę, ponieważ spektakl budzi sprzeciw pokaźnej części
podatników, których pieniędzmi resort dysponuje”.
– Resort okazałby im jawne lekceważenie, ignorując ich opinie. Inna
część podatników chce „Klątwę” obejrzeć. Ich prawo. Słuszne jednak
wydaje się, by robili to na własny rachunek – przekonywała.
Jak powiedziała, państwo nie powinno się angażować w poczynania, które
taki czy inny odłam społeczeństwa stygmatyzują, dyskryminują i
upokarzają.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
75. Połączenie Różańskiego z
Połączenie Różańskiego z Wolińską
http://www.kworum.com.pl/art7768,polaczenie_rozanskiego_z_wolinska.html
Stanisława Michalik
“Przesłuchiwanie zatrzymanych
odbywało się już po zebraniu
materiałów obciążających,
którym trzeba było nadać oprawę”
Stanisława Michalik-Kowalska
(cyt. za: Tomasz Kurpierz, IPN)
Wyjątkowa hybryda
Pewien mężczyzna, który miał nieprzyjemność obserwować jej wybryki,
zeznawał później: “Byłem świadkiem, jak kiedyś doprowadzono do
sekretariatu, w obecności innych oficerów, grupę AK-owców, którzy w
klapach cywilnych ubrań mieli miniaturki wysokich odznaczeń bojowych,
m.in. Virtuti Militari. Tych ludzi pani naczelnik wybiła po twarzy i
ordynarnie wyzywała” (źródło: “Twarze katowickiej bezpieki”, Instytut
Pamięci Narodowej, Katowice 2007. Scenariusz i opracowanie tekstów: dr
Wacław Dubiański, Marcin Niedurny, Robert Ciupa. Współpraca: Ryszard
Mozgol. Konsultanci merytoryczni: dr Adam Dziuba, dr Adam Dziurok, dr
Krzysztof Szwagrzyk). Stanisława Michalik, bo o niej mowa, była jedną z
niewielu kobiet w Polsce, które pracowały na stanowisku oficera
śledczego w stalinowskim Urzędzie Bezpieczeństwa. Nasza antybohaterka,
znana również jako “Stanisława Michalik-Kowalska” i “Stanisława
Kowalska”, nie tylko została oficerem śledczym, ale także dochrapała się
funkcji naczelnika Wydziału Śledczego Wojewódzkiego Urzędu
Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach. Lecz to tylko część jej
przewinień. Gdy zakończyła pracę w ubecji, znalazła zatrudnienie w
olsztyńskiej Prokuraturze Wojewódzkiej, gdzie nie zależało jej na
rzetelnym prowadzeniu spraw, tylko na imputowaniu winy podejrzanym.
Później, jakby nigdy nic, robiła karierę jako radca prawny i adwokat.
Oto wyjątkowa hybryda, indywiduum łączące w sobie najgorsze cechy Józefa
Różańskiego i Heleny Wolińskiej! Stanisława Michalik - osoba
bezwzględna, impulsywna i antyspołeczna - jest postacią mało znaną.
Uważam wszakże, iż jej przypadek zasługuje na szczególne nagłośnienie.
SPLAMIONY ŻYCIORYS
Jedynym, jak dotąd, biogramem obejmującym całe życie Stanisławy
Michalik-Kowalskiej jest artykuł Tomasza Kurpierza zatytułowany
“Stanisława Kowalska z d. Michalik (1919-1998), naczelnik Wydziału
Śledczego WUBP w Katowicach, prokurator Prokuratury Wojewódzkiej w
Olsztynie, adwokat”. Materiał wchodzi w skład periodyku “Aparat represji
w Polsce Ludowej 1944-1989” (1/2/2005, Rzeszów) wydawanego przez
Instytut Pamięci Narodowej - Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiemu. Pisząc o Michalik, będę więc się opierać na tym jednym
źródle. Funkcjonariuszka UB, o której rozmawiamy, nie posiada notki
biograficznej w Wikipedii, nie pamiętają o niej również popularni
publicyści historyczni. Dlatego tak cenny jest rocznik naukowy “Aparat
represji…”, który można pobrać ze strony internetowej IPN-u
(Ipn.gov.pl). Miejmy nadzieję, że to dopiero początek badań nad tym
wątkiem peerelowskiej historii.
~*~*~*~*~*~
Zgodnie z ustaleniami Tomasza Kurpierza, Stanisława Michalik wywodziła
się ze środowisk socjalistycznych. Urodziła się 19 czerwca 1919 roku w
Drohobyczu, a największy wpływ na jej etatystyczny światopogląd wywarł
ojczym - Piotr Michalik, członek PPS, z zawodu górnik. Matka Stanisławy,
Wiktoria z domu Zając, trudniła się krawiectwem i posiadała,
przynajmniej w latach 30. XX wieku, własny zakład krawiecki. W roku 1935
rodzina Michalików przeprowadziła się do Sierszy koło Trzebini. Dwa
lata później nasza antybohaterka, ukończywszy siedem klas gimnazjum,
przerwała edukację i podjęła pracę w warsztacie swojej matki. Ubóstwo, w
jakim żyli Michalikowie, spowodowało, że Stanisława, wzorem swojego
ojczyma, przystała do socjalistów. W latach 1935-1936 należała do
Organizacji Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego, działała na
terenie Sierszy i Gór Luszowskich. Z ruchem socjalistycznym związali
się także jej bracia - Jan i Mieczysław. Gdy armia niemiecka wkroczyła
do Polski, przyszła ubeczka kontynuowała działalność polityczną, przez
co od końca 1939 roku musiała się ukrywać przed gestapo. Okupanci
dopadli Stanisławę jesienią 1941 roku w pobliżu Wielunia, ale
aresztantka szybko im uciekła i wyjechała do odległego Sosnowca. Tam
przez niecałe dwa lata mieszkała u córki jakiegoś PPS-owca. W lipcu 1943
roku Michalik przeniosła się do Radzionkowa, lecz już miesiąc później
wróciła do Sosnowca w obawie przed spodziewaną denuncjacją. W styczniu
1944 roku kobieta ponownie została zatrzymana przez Niemców. Więziono ją
w Tarnowskich Górach, Bytomiu i Wadowicach, aż w końcu uwolniono 25
stycznia 1945 roku.
Nie wiadomo, kiedy Stanisława Michalik przeobraziła się z socjalistki w
komunistkę. Jest pewne, że wstąpiła do PPR niedługo po wyjściu z
hitlerowskiej niewoli. W szeregach peerelowskiej partii rządzącej
pozostawała aż do końca jej istnienia. Jednakże czas na aktywną
działalność partyjną znalazła dopiero po zakończeniu pracy w bezpiece.
Tomasz Kurpierz pisze, że Michalik “była m.in. członkiem Wojewódzkiej
Komisji Kontroli Partyjnej PZPR w Olsztynie, Wojewódzkiej Komisji
Kontrolno-Rewizyjnej KW PZPR w Olsztynie, Komitetu Miejskiego PZPR w
Olsztynie, egzekutywy POP przy Wojewódzkiej Radzie Adwokackiej. Pełniła
również różne funkcje (m.in. członka Zarządu Powiatowego) w Lidze Kobiet
(od 1981 r. w Lidze Kobiet Polskich), była członkiem Zarządu
Powiatowego ZBoWiD, w 1980 r. wybrano ją na członka władz wojewódzkich
Zrzeszenia Prawników Polskich w Suwałkach”. Za swoją lojalność dostała
wiele państwowych odznaczeń. Wróćmy jednak do końcówki II wojny
światowej. Już dwa dni po opuszczeniu więzienia Stanisława znalazła
zatrudnienie w Powiatowej Komendzie MO w Będzinie. Raczej nie czuła się
dobrze w roli tamtejszej sekretarki, albowiem wkrótce złożyła podanie o
pracę w będzińskim MUBP. Z bardzo ciekawym uzasadnieniem: “Praca na tym
polu zawsze mię pociągała (…). Co jest dziś nam zadaniem, to wiem, gdyż
tak partia, TUR, jak i dzieła znanych komunistycznych poetów
przygotowały mię do tego, na co czekałam aż tyle lat”. 10 lutego 1945
roku, cztery dni po rozpoczęciu pracy w UB, otrzymała stanowisko oficera
śledczego. W Warszawie na takim stanowisku pracowali Jerzy Kędziora,
Edmund Kwasek, Eugeniusz Chimczak i inni bandyci.
Nasza antybohaterka “zawodowo” zajmowała się zwalczaniem polskiego
podziemia niepodległościowego. Prowadziła śledztwa m.in. przeciwko
eneszetowcom z oddziału Antoniego Sękowskiego “Metysa“. Uczestniczyła
także w różnych działaniach operacyjnych. Józef Wargin-Słomiński,
ówczesny kierownik katowickiego WUBP, chwalił Michalik w oficjalnym
piśmie skierowanym do MBP: “Jest jedną z nielicznych kobiet znających
pracę operacyjną. (…) Jest jednym z najlepszych oficerów śledczych”. Nic
więc dziwnego, że w lutym 1946 roku przeniesiono ją z Będzina do
Katowic i uczyniono zastępcą naczelnika Wydziału Śledczego, wówczas
jeszcze funkcjonującego pod nazwą Wydziału IV A. Możliwe, że do
szybkiego awansu Stanisławy przyczynił się kapitan Józef Kowalski, szef
będzińskiego PUBP (nie mylić z MUBP), który w styczniu 1946 roku został
wiceszefem katowickiego WUBP[1]. Tak się bowiem składa, że Michalik i
Kowalski byli zakochaną parą. W 1957 roku wzięli nawet ślub i doczekali
się dwojga dzieci - syna i córki (dla Stanisławy była to już druga
rodzina. Według Kurpierza, nasza antybohaterka poślubiła w latach 30.
niejakiego Leona Ociepkę i urodziła mu syna. Ciekawe, kiedy i w jaki
sposób owo małżeństwo dobiegło końca). Po wyjeździe do Katowic opisywana
ubeczka kontynuowała działalność wymierzoną w Żołnierzy Wyklętych.
Wśród osób, które znalazły się na jej celowniku, był słynny Henryk Flame
“Bartek” - pilot WP, jeniec stalagu, partyzant NSZ. Michalik osobiście
wizytowała Podbeskidzie, żeby kontrolować dochodzenie w sprawie tego
narodowca. Pod koniec grudnia 1946 roku stalinowska oprawczyni została
mianowana porucznikiem.
1 marca 1947 roku powierzono Stanisławie Michalik funkcję naczelnika
Wydziału Śledczego WUBP w Katowicach. Wcześniej jednak zasypano ją
nagrodami pieniężnymi oraz państwowymi odznaczeniami: Brązowym Krzyżem
Zasługi (1945), Srebrnym Krzyżem Zasługi (1946) i Srebrnym Medalem
Zasłużonych na Polu Chwały (1946). Objęcie przez Stanisławę stanowiska
kierowniczego było tylko formalnością, gdyż już od pewnego czasu pełniła
ona obowiązki naczelnika WŚ. Podobnie, jak na poprzednim etapie, praca
Michalik była wysoko oceniana przez przełożonych. Tymczasem podwładni
mieli o naszej antybohaterce wyjątkowo złe zdanie. W ich opinii
Stanisława była jednostką porywczą i kłótliwą, często popadała w
konflikty z innymi ludźmi, a tych, których mogła, spontanicznie
wyrzucała z pracy. Przypisywano jej arogancję, antysemityzm,
dyktatorskie zapędy oraz manipulowanie własnym kochankiem - majorem
Józefem Kowalskim, wiceszefem katowickiego WUBP. Michalik była osobą
powszechnie nielubianą, a jeśli początkowo cieszyła się jakimś
autorytetem, to bardzo szybko go straciła. W końcu nad kobietą zawisły
czarne chmury. Okazało się, że jej brat, Mieczysław, działa w podziemiu
poakowskim i wciąż pozostaje w lesie. Fakt ten wyszedł na jaw podczas
weryfikacji drugiego brata Stanisławy, Jana, który na początku 1947 roku
rozpoczął pracę w krakowskim WUBP. Nasza antybohaterka nie miała
pojęcia o antykomunistycznych zmaganiach Mieczysława, dlatego nie można
było wszcząć postępowania dyscyplinarnego w jej sprawie. Mimo to, jak
pisze Kurpierz, “1 stycznia 1948 r. odwołano Stanisławę Michalik ze
stanowiska naczelnika i oddano do dyspozycji szefa”.
Trzy miesiące później uczyniono ją inspektorem przy kierownictwie
katowickiego WUBP, a w lutym 1949 roku podjęto decyzję o zwolnieniu jej z
pracy w bezpiece. Michalik zakończyła swoją ubecką karierę 1 maja tegoż
roku. Wkrótce wyjechała do Olsztyna, gdzie przez kilka lat pracowała w
Dyrekcji Okręgowej Poczty i Telekomunikacji (stanowisko: szef działu
Ruchu Pocztowego). W 1952 roku wysłano ją do Szwecji na czterotygodniowe
szkolenie zawodowe. Stanisława, która w 1948 roku zdała maturę i
podjęła studia w Wyższej Szkole Administracyjnej w Katowicach,
dokończyła edukację na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Uzyskawszy tytuł magistra praw, rozpoczęła służbę w Wydziale II Śledczym
Prokuratury Wojewódzkiej w Olsztynie. Pierwszą funkcją, którą tam
pełniła, był podprokurator, a drugą - wiceprokurator wojewódzki. Oto,
jak Tomasz Kurpierz opisuje te pięć lat (21 października 1952 roku - 31
października 1957 roku) z życia naszej antybohaterki: “Przełożeni w
opiniach podkreślali zarówno jej dobre przygotowanie zawodowe, znajomość
przepisów oraz chęć podnoszenia kwalifikacji, jak i bardzo konfliktowy
charakter oraz niedostateczny obiektywizm, który przejawiał się - jak to
sformułowano w opinii - m.in. ‘skłonnościami do przeceniania wartości
poszczególnych dowodów w kierunku oskarżycielskim’. Na początku 1957 r.
Komisja Okręgowa Zrzeszenia Prawników Polskich w Olsztynie zarzuciła jej
naruszenie ‘zasad praworządności ludowej’, m.in. poprzez zastraszanie i
wprowadzanie w błąd oskarżonych oraz ich rodzin. Na tej podstawie
decyzją Generalnego Prokuratora PRL z 31 października 1957 r. została
zwolniona z prokuratury”.
W styczniu 1958 roku Stanisława znalazła zatrudnienie jako radca prawny w
Wojewódzkim Zarządzie PGR w Olsztynie, a jedenaście miesięcy później
została zaliczona w poczet gołdapskich adwokatów. Od lutego 1959 roku
praktykowała przy Sądzie Powiatowym w Gołdapi. Z bliżej nieznanych
powodów, określonych przez Kurpierza mianem “względów osobistych”,
poprosiła o przeniesienie służbowe do Zespołu Adwokackiego nr 1 w
Suwałkach. Było to we wrześniu 1960 roku. Michalik pracowała w Suwałkach
aż jedenaście lat, od 1967 roku sprawowała funkcję kierownika Zespołu
Adwokackiego nr 1. Jak nietrudno odgadnąć, również tam, na
Suwalszczyźnie, dała się poznać jako osoba apodyktyczna i niekoleżeńska.
W 1971 roku Wojewódzka Rada Adwokacka w Białymstoku zwolniła naszą
antybohaterkę ze stanowiska kierownika Zespołu Adwokackiego nr 1,
skierowała ją z powrotem do Gołdapi, a przeciwko niej samej wszczęła
“postępowanie w sprawie nieprawidłowości dotyczących kwestii finansowych
zespołu oraz złego stosunku do innych adwokatów”. Stanisława przez
krótki czas kontynuowała karierę w Olecku, po czym 1 stycznia 1974 roku
wróciła do Zespołu Adwokackiego nr 1 w Suwałkach. Tam praktykowała aż do
emerytury, a nawet dłużej. W 1989 roku Michalik bezskutecznie próbowała
uzyskać zgodę na “otworzenie prywatnej kancelarii adwokackiej”. Na
początku lat 90. musiała się tłumaczyć - przed Okręgową Radą Adwokacką -
ze swojej zbrodniczej działalności w komunistycznym UB. W 1991 roku
została skreślona z listy adwokatów. Zmarła siedem lat później, nie
poniósłszy żadnej (oprócz wykluczenia z zawodu prawniczego) kary za
swoje liczne niegodziwości.
Oprawca “Inki”
Wszystko wskazuje na to, że zastępcą i następcą Stanisławy Michalik był
Józef Bik/Bukar/Gawerski - niegdysiejszy oprawca Danuty Siedzikówny
“Inki”! Dojdziemy do takiego wniosku, analizując profil Bika w
“Biuletynie Informacji Publicznej IPN” (Katalog.bip.ipn.gov.pl).
Rzeczone źródło podaje, że Bik rozpoczął swoją ubecką karierę w Gdańsku,
a potem pracował w Warszawie i Katowicach. Do górnośląskiego WUBP
trafił 1 marca 1947 roku, obejmując stanowisko zastępcy naczelnika
Wydziału Śledczego. Jak wiemy, tego samego dnia Michalik stanęła na
czele owej komórki. 1 stycznia 1951 roku Bik został szefem Wydziału
Śledczego, chociaż de facto zarządzał nim już od momentu odwołania
Stanisławy. Świadczy o tym uwaga opatrzona nagłówkiem “Inne informacje o
funkcjonariuszu i służbie” (“We wniosku o przeniesienie na stanowisko
naczelnika Wydziału Śledczego WUBP w Katowicach z 10.08.1950 szef urzędu
płk E. Dowkan stwierdził m.in., że: ‘od dwóch lat jest faktycznym
kierownikiem Wydziału’”). Kim był Bik? Zagadkę tego człowieka próbował
rozwikłać Piotr Szubarczyk w artykule “Nieznane oblicza Józefa
Gawerskiego”. Kopia tekstu, opublikowanego pierwotnie w “Naszym
Dzienniku”, znajduje się w serwisie Interaktywna Polska (Iap.pl). Według
Szubarczyka, oprawca “Inki” wielokrotnie fałszował własny życiorys.
Posługiwał się nawet różnymi datami urodzenia. W 1968 roku, jako Żyd,
wyjechał z Polski i zamieszkał w chłodnej Szwecji. 35 lat później
skontaktował się z IPN-em, gdyż liczył na podwyższenie emerytury za
pracę w UB[2]. Czy nie wiedział, że od dawna jest poszukiwany jako
zbrodniarz stalinowski? A może po prostu grzeszył cynizmem?
Brat Borejszy
W tytule niniejszego artykułu porównałam Stanisławę Michalik do Józefa
Różańskiego i Heleny Wolińskiej. Przypomnę więc, kim były te dwie
demoniczne postacie. Doskonałymi źródłami wiedzy o Józefie/Jacku
Różańskim (właśc. Goldbergu) są książki: “Borejsza i Różański.
Przyczynek do dziejów stalinizmu w Polsce” Barbary Fijałkowskiej
(Olsztyn 1995) i “Tortury. W Polsce 1945-1955 i współcześnie” Ryszarda
Walickiego (Warszawa 2013). Józef Różański, rocznik 1907, urodził się w
rodzinie warszawskich Żydów. Był synem syjonistycznego dziennikarza,
Abrahama Goldberga, i zbuntowanej artystki Anny Różańskiej. Jako
dwulatek trafił pod wyłączną opiekę swojej matki, która porzuciła męża
pod pretekstem walki o własną niezależność. Pięć lat później powrócił
pod skrzydła ojca i wychowywał się w atmosferze inteligenckiej. Józef
już w gimnazjum związał się z ruchem komunistycznym. Jako absolwent
prawa UW wstąpił do zakazanej KPP. Gdy został adwokatem - bo nie udało
mu się “zrobić” aplikacji sędziowskiej - bynajmniej nie zaprzestał
nielegalnej działalności. Po wybuchu II wojny światowej uciekł wraz z
żoną do ZSRR i rozpoczął zbrodniczy żywot oficera NKWD. Od 1944 roku
służył w Resorcie Bezpieczeństwa Publicznego PKWN, a trzy lata później
objął stanowisko dyrektora Departamentu Śledczego MBP. Słynął z
okrutnych tortur, jakie stosował nagminnie wobec więźniów politycznych
(lubił osobiście bić aresztowanych). Posługiwał się fałszywymi
oskarżeniami i spreparowanymi dowodami, zakulisowo decydował o wyrokach
sądowych. W 1957 roku został skazany na 14 lat więzienia za używanie
niedozwolonych metod śledczych. Zmarł 24 lata później[3].
Ciotka Idy
Żywotowi Heleny Wolińskiej - Fajgi Mindli Danielak, Felicji Danielak -
przyjrzeli się publicyści Mateusz Zimmerman (“Oskarżycielka nie
przyznaje się do winy”, Onet.pl) i Tadeusz M. Płużański (“’Ida’, czyli
zakłamana Wolińska”, Nczas.com). Czerwona bestia, znana również jako
“Lena” i “Warszawska Dolores“, przyszła na świat w roku 1919. W
dwudziestoleciu międzywojennym zafascynowała się komunizmem, co
popchnęło ją prosto do wywrotowego KZMP. Po ataku III Rzeszy na II RP
Wolińska, będąca Żydówką, znalazła się w getcie warszawskim, skąd w 1942
roku uwolnili ją bojownicy GL/AL. Helena ochoczo wstąpiła do tej
formacji zbrojnej, a potem od samego początku uczestniczyła w
“budowaniu” nowego ustroju Polski. Wysoką pozycję w stalinowskim
aparacie terroru zawdzięczała swojemu kochankowi, Franciszkowi
Jóźwiakowi, który był m.in. zwierzchnikiem MO. Nie spędziła z nim jednak
całego życia. W latach 50. powróciła do swojego cudownie odnalezionego
męża Beniamina Zylberberga vel Włodzimierza Brusa. Wolińska przeszła do
historii jako prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Miała na
sumieniu aresztowanie wielu niewinnych przeciwników politycznych. Często
działała z pogwałceniem prawa, rutynowo składała podpisy na pustych
formularzach. Po Marcu ’68 wyemigrowała wraz z Brusem do Wielkiej
Brytanii. Władze III RP przez wiele lat bezskutecznie starały się o jej
ekstradycję. Wolińska zmarła w 2008 roku w Oksfordzie. Zapamiętano ją
jako osobę niezwykle agresywną, wybuchową i wulgarną, skłonną do
urządzania bliźnim dzikich awantur. Nigdy nie okazała skruchy, a w
wywiadach prasowych szydziła z polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
76. Sendlerowa w opisie Bikont
Bikont o Sendlerowej: Ateistka i socjalistka stała się idolką prawicy i Kościoła
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,22557413,bikont-o-sendlerowej-...
Zafascynowało mnie to, że Irena Sendlerowa była taka lewicowa, taka niezależna i że do końca nie mówiła prawdy - mówi Anna Bikont, autorka biografii "Sendlerowa. W ukryciu". To może być lektura dla wielu szokująca.
- Chyba tylko dla tych, którzy lubią żyć w świecie mitów. Szczególnie mitów opowiadających o szlachetnych Polakach w szlachetnej Polsce. Historia tymczasem jest zazwyczaj nieco bardziej skomplikowana, szczególnie w czasie wojny.
Jest dzisiaj w naszym kraju wielu uważających, że wojna może być czymś dobrym, bo hartuje ducha i super jest zginąć w powstaniu.
- W mojej książce nic nie jest super, poza bohaterskim kręgiem kobiet, które wraz z Ireną Sendlerową pomagały ratować żydowskie dzieci. Oczywiście opowiadam historie tych, którzy przeżyli, więc w tym sensie książka jest nazbyt optymistyczna. Większość nie przeżyła. I to jest okropne, smutne i przygnębiające. Dlaczego pani napisała biografię Sendlerowej?
- Przypadkiem. Nie chciałam o niej pisać. Chciałam opisać to, jak trudno było uratować jedno żydowskie dziecko, a co dopiero mityczne dwa i pół tysiąca. Dlatego właśnie dużą część książki stanowią opowieści uratowanych.
Kiedy już zebrałam te historie, postanowiłam je zderzyć z mitem o bohaterstwie Polaków ratujących rzekomo masowo Żydów. I tu pojawiła się Sendlerowa: im dłużej w jej życiu grzebałam, tym bardziej wydała mi się interesująca. W końcu zdałam sobie sprawę, że sama stała u źródeł wielu mitów, które były wykorzystywane przez polskie władze w odpowiedzi na książkę Jana Tomasza Grossa o Jedwabnem. Mówiono, że Sendlerowa jest prawdziwą twarzą Polski, a nie ci, co podpalili stodołę z Żydami.
"Jestem narodowym alibi" - mówiła.
- To prawda, ale z drugiej strony dzięki Grossowi w końcu zaistniała w powszechnej świadomości. Bo to dzięki Grossowi zaczęto po latach milczenia mówić o Polakach ratujących Żydów, o polskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Zaczęto ich honorować, pisać o nich, zapraszać. Sendlerowa stała się pożądanym rewersem Jedwabnego i ostatnie lata życia spędziła jako naprawdę szczęśliwa kobieta, co jej się bardzo należało. Irena Sendlerowa - nigdy dość powtarzania - była wielką bohaterką.
I "Żmijką".
- Takie miała przezwisko przed wojną, bo była stanowcza i pryncypialna. Ten obrazek słodkiej staruszki na wózku, którym nas raczono w ostatnich latach jej życia, nie miał żadnego związku z rzeczywistością. Co panią w niej najbardziej zaintrygowało?
- To, że mimo poświęcenia swojego życia dla ratowania Żydów ciągle coś sobie dodawała do biografii, ubarwiała ją, zmieniała. Po co ktoś tak heroiczny miałby to robić? I im bardziej się zagłębiałam, tym bardziej nieoczywistą postacią okazywała się być Sendlerowa. Nieoczywistą i idącą w poprzek dzisiejszych czasów.
Niesamowite jest to, że my wszyscy tak się daliśmy złapać na ten lep słodkiej staruszki.
- Ja to rozumiem, bo taki lep jest silny. Wszyscy lubimy dające otuchę obrazki i w tym sensie mit jest czymś dobrym. Ale z drugiej strony ten lukrowany mit, paradoksalnie, pomniejsza jej zasługi, bo Sendlerowa jest w nim jedną z niezliczonych Polek i Polaków ratujących Żydów, a prawda jest zupełnie inna. Ratowanie Żydów odbywało się w najlepszym razie w atmosferze polskiej obojętności, a zdarzało się także, że w atmosferze nienawiści do Żydów i prób czerpania z żydowskiego dramatycznego losu zysków. Żadnego masowego ratowania Żydów nie było.
Sendlerowa doskonale zdawała sobie z tego wszystkiego sprawę i składała na ten temat zeznanie w jednym izraelskim archiwum. Wiedziała, że w Polsce to jest temat tabu i nie można o tym publicznie mówić.
O tym, czyli o powszechnym antysemityzmie i szmalcownictwie. W Marcu '68 dzwoni do swojej przyjaciółki i współpracowniczki Jadwigi Piotrowskiej, mówiąc: "Jaga, biją Żydów! Zakładamy nową Żegotę!".
- Nie chciałabym umniejszać ówczesnego poziomu antysemityzmu w Polsce, ale Sendlerowa przesadzała. Ta jej przesada czy przewrażliwienie wynikały z wojennego doświadczenia, z częstego pewnie słuchania, że "dobrze, że żydki się palą!". Sendlerowa uważała, że polskość jest przesiąknięta antysemityzmem. Była przekonana, że jej wnuczka nie zda matury, jeśli ktoś się dowie o żydowskim pochodzeniu dziadka. Mało tego, powtarzała, że jej dzieci nie dostały się na studia dlatego, że pomagała Żydom.
- Nie ma to, co potwierdza córka Sendlerowej, żadnego związku z rzeczywistością.
Uratowany z warszawskiego getta przez Sendlerową prof. Michał Głowiński, mówi, że "ona przejęła żydowski strach".
- Po wojnie nawet jej najbliżsi przyjaciele, poza oczywiście tymi z czasów wojennych, nie wiedzieli, że jej drugi mąż był uratowanym w getta Żydem.
Długo nie wiedziały o tym ich własne dzieci!
- Sendlerowa twierdziła - i było to bardzo możliwe - że jej mąż nie chciał o tym nikomu mówić, także dzieciom. Po Holocauście wielu Żydów przyjmowało taką postawę, czego najlepszym przykładem jest moja mama. Dowiedziałam się, że jestem Żydówką, kiedy miałam trzydzieści trzy lata. I ja rodziców rozumiem, bo oni chcą jak najlepiej dla swoich dzieci. Chcą je chronić za wszelką cenę. A Polska to nie jest kraj, w którym szczególnie dobrze jest być Żydem.
I co teraz poczną z Sendlerową rządząca Polską i przewrażliwiona na punkcie oskarżeń o antysemityzm prawica wraz ze wspierającym ją Kościołem katolickim? Sejm ustanowił rok 2018 Rokiem Ireny Sendlerowej. Są szkoły jej imienia, ulice, skwery, a ona nie tylko miała jasne poglądy w sprawie polskiego antysemityzmu, ale była też wysokiej rangi funkcjonariuszką komunistyczną i członkinią PZPR. IPN, chcąc być konsekwentnym, musi teraz te wszystkie szkoły i skwery pozbawić jej imienia. Jak dekomunizacja, to dekomunizacja.
- Wie pan, czasy, w których obowiązuje prawda, już się skończyły, więc myślę, że rządzący nic z Ireną Sendlerową nie zrobią, że akurat w jej sprawie nie będą zawziętymi lustratorami. Towarzysz Główczyk [Jan, sekretarz KC PZPR w latach 1982-1988] mówił w końcówce stanu wojennego na partyjnej naradzie: "Słyszalność naszych słów jest chybiona". Dzisiaj mam poczucie, że żyję w świecie, w którym słyszalność moich słów, czy też słów różnych przyzwoitych ludzi jest chybiona. Mimo piastowania rozlicznych kierowniczych stanowisk w Polsce Ludowej Sendlerowa czuła się nieustannie krzywdzona, miała żal, pretensje - tak przynajmniej wynika z jej listów. Dlaczego?
- Myślę, że to mogło brać się z tego, że nie układało jej się życie małżeńskie, że miała wyrzuty sumienia dotyczące dzieci, którymi nie bardzo się zajmowała, bo pracowała od rana do nocy. W końcu nie bez znaczenia mogło być poczucie obcości związane z jej stosunkiem do Żydów. Sendlerowa mówiła, że za każdym razem, kiedy rozmowa z kimś schodziła na Żydów, spotykała się z murem niechęci. Nie umiała i nie mogła się z tym pogodzić.
"To jest może inna Polska, ale to są ci sami Polacy" - mówiła.
- Antysemityzm był jej otwartą raną. Nie dawała sobie z nią rady.
Poznała ją pani?
- Myślałam o tym, ale ona była nieustannie otoczona korowodami ważnych osób, które w ostatnich latach jej życia pielgrzymowały do niej. Żałuję też, że nie zdążyłam porozmawiać o niej z żadną z moich świetnych trzech ciotek, które ją dobrze znały.
Irena Sendlerowa bardzo pilnowała swojej biografii, którą - o czym już mówiliśmy - tu i ówdzie podkoloryzowała. Na ile to było konfabulowanie z premedytacją, a na ile takie, a nie inne działanie pamięci? Wiadomo przecież, że pamięć potrafi płatać figle, że często ludzie, którzy przeżyli Zagładę, mieszają to, co widzieli z tym, co później przeczytali. I wreszcie, Sendlerowa musiała cały czas zmyślać, bo na tym polegała jej praca - ukrywanym dzieciom trzeba było wymyślać ciągle nowe tożsamości, nowe historie rodzinne.
- Linia podziału jest tu płynna. Są takie rzeczy, które świadomie pomijała, jak wspomniane żydowskie pochodzenie jej drugiego męża. Swojej biografce Annie Mieszkowskiej po prostu zabroniła o tym pisać. Na pewno nie można powiedzieć o Sendlerowej, że świadomie kłamała. Pisząc tę książkę, wykonała pani benedyktyńską robotę. Ma ona ponad tysiąc przypisów. Trudne było rozszyfrowywanie życia Sendlerowej?
- Piekielnie trudne, dlatego zajęło mi to cztery lata.
Weźmy na przykład tak zwaną listę Sendlerowej z mityczną liczbą dwóch i pół tysiąca uratowanych dzieci. Tej listy po prostu nie ma, choć z kilku świadectw wiemy, że miała być przekazana do archiwum Kibucu Bohaterów Getta.
W mojej poprzedniej książce "My z Jedwabnego" napisałam, że Szmul Wasersztajn, główny świadek zbrodni, nie mógł widzieć tego, co mówi, że widział, bo ukrywał się wtedy w innej części miasteczka. Wtedy zadzwonił do mnie Marek Edelman i powiedział: "Nie możesz nigdy pisać, że człowiek czegoś nie widział! Ilu ja znam świadków, którzy widzieli rzeczy niemożliwe do zobaczenia, a widzieli je naprawdę".
Trudno więc powiedzieć na pewno, że czegoś nie ma, ale po latach pracy nad książką chyba mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak lista Sendlerowej.
Przed panią do napisania biografii Sendlerowej zabierała się Teresa Torańska, ale rzuciła tę robotę. Pani nie chciała jej rzucić?
- Teresa chciała napisać o szlachetnej kobiecie, która uratowała dwa i pół tysiąca żydowskich dzieci, ale jak się okazało, że zarówno osoba ratującej, jak i jej historia są znacznie bardziej skomplikowane, Teresa zezłościła się na Sendlerową i zaniechała dalszej pracy. Ja natomiast, ponieważ zajmuję się Holocaustem, od początku wiedziałam, że nie jest możliwe, by Sendlerowa uratowała dwa i pół tysiąca dzieci. Nie jest to zresztą moje odkrycie. Wie o tym każdy badacz Holocaustu. I w związku z tym nie zezłościła się pani na nią?
- Wręcz przeciwnie. Zafascynowało mnie to, że Sendlerowa była taka lewicowa, taka niezależna i że do końca nie mówiła prawdy. Wspaniała bohaterka na książkę, chyba się pan zgodzi.
Ale Elżbieta Ficowska, inna bohaterka książki i dziecko uratowane z Zagłady, powiedziała pani, że "rozbijanie mitów dzisiaj, kiedy tak potrzebne są autorytety, jest ogromnie szkodliwe".
- Nie miałam wątpliwości, że należy rzetelnie opisać życie Sendlerowej i zamiast opowiadać o niej bajki, trzeba uczyć młodzież w szkołach jej imienia, że miała odwagę, by przeciwstawić się własnemu otoczeniu, że wraz z grupą wspaniałych kobiet robiła coś, co nie było aprobowane społecznie.
Nie uważam, że zniszczyłam mit Sendlerowej. Uważam, że postawiłam jej pomnik.
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy powtarzanej powszechnie liczbie dwóch i pół tysiąca uratowanych przez Sendlerową żydowskich dzieci. Jak już pani zauważyła, każdy badacz Holocaustu wie, że to liczba nieprawdziwa. Szczególnie jeśli się ją zestawi z pięcioma tysiącami żydowskich dzieci, które - co pisze pani w książce - w ogóle przeżyły Zagładę na terytorium Polski. Oznaczałoby to, że jedna kobieta uratowała połowę wszystkich dzieci, które przeżyły wojnę! - co by to mówiło o reszcie narodu? Jakie są więc realne liczby, jeśli chodzi o Sendlerową i żydowskie dzieci?
- Na początek należy się uporać ze słowem "uratować", które zakłada, że jakaś osoba bierze dziecko i ratuje mu życie. Takich przypadków było niewiele. Jest nim wspomniana Elżbieta Ficowska, uratowana przez Stanisławę Bussoldową, czy ksiądz Romuald Weksler-Waszkinel, uratowany przez rodzinę Waszkinelów. W większości przypadków cały ciąg osób był zaangażowany w uratowanie żydowskiego dziecka. Sendlerowa, kiedy zostaje szefową Referatu Dziecięcego Żegoty, zajmuje się logistyką pomocy. Co to znaczy? Przekazuje łączniczkom pieniądze dla osób, u których akurat ukrywane są dzieci, reaguje, kiedy schronienie jest zagrożone przez szmalcowników, kiedy dziecko choruje - załatwia lekarza. Logistyka nie jest zbyt spektakularną opowieścią, więc zaczęto wymyślać te historyjki o Sendlerowej przemycającej dzieci z getta, co najpewniej w ogóle nie miało miejsca.Pod opieką referatu była na początku blisko setka dzieci, a w końcowej fazie około trzystu. Dlatego możemy z całą pewnością powiedzieć, że Sendlerowa pomogła uratować kilkaset dzieci, co jest niewyobrażalnym wręcz heroizmem. Ale nie sama, tylko z pomocą innych.
Na przykład Jadwigi Piotrowskiej.
- To była niesamowita kobieta, która została kompletnie zapomniana, a powinna być taką samą bohaterką jak Sendlerowa. Tym bardziej że pasowałaby lepiej do dzisiejszej władzy niż lewicowa ateistka Sendlerowa, bo Piotrowska uważała, że to z jej katolickiej wiary płynie nakaz ratowania żydowskich dzieci. Od Sendlerowej różnił ją pogląd na przyszłość uratowanych dzieci, szczególnie tych przechowywanych w klasztorach. Piotrowska uważała, że mogą zostać katolikami. Dla Sendlerowej było ważne, by żydowskie dzieci po wojnie wróciły do swojego narodu.
Cieszę się, że wydobyłam z cienia Jadwigę Piotrowską, która we własnym domu przechowała około pięćdziesięciorga żydowskich dzieci!
Ratowały głównie kobiety?
- Tak, były to w większości fantastyczne, odważne, naprawdę niesamowite kobiety. Choć gwoli prawdy historycznej trzeba przyznać, żeby byli też w grupie Sendlerowej mężczyźni. Ale w zdecydowanej mniejszości.
Wielkie wrażenie zrobiła na mnie lewicowa formacja, która pchnęła tak wielu ludzi do pomocy. Nie Bóg, nie religia, ale prawdziwe socjalistyczne zasady.
- W stronę lewicy Irenę Sendlerową już we wczesnej młodości pchnęło to, że lewica traktowała Żydów jak równoprawnych współobywateli, a stosunek do Żydów wydaje się być dla niej podstawowym życiowym kryterium. Sendlerowa do końca życia nie zmieniła swoich poglądów i szczerze nie cierpiała prawicy, która kojarzyła się jej z antysemityzmem. I to jest dzisiaj największy paradoks, że ta ateistka i socjalistka z krwi i kości stała się idolką prawicy i Kościoła. Czas ją z tych rąk odbić.
Anna Bikont. Dziennikarka i pisarka, z wykształcenia psycholożka. Od pierwszego do ostatniego numeru (1982-1989) pracowała w zespole "Tygodnika Mazowsze", pisma podziemnej Solidarności, współtworzyła "Gazetę Wyborczą", z którą związana jest do dzisiaj. Jej książka "My z Jedwabnego" otrzymała m.in. nagrodę historyczną "Polityki" oraz European Book Prize. Wydanie amerykańskie znalazło się na liście stu najważniejszych książek 2016 roku według "New York Timesa" i zostało nagrodzone National Jewish Book Award. Wraz z Joanną Szczęsną napisała wyróżnioną Wielką Nagrodą Fundacji Kultury książkę "Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl