Wniosek o wydanie Polsce stalinowskiego sędziego Stefana Michnika został przyjęty do realizacji

avatar użytkownika Maryla

Wniosek o wydanie Polsce stalinowskiego sędziego Stefana Michnika został przyjęty do realizacji - poinformowała polski sąd Prokuratora Generalna Szwecji. Michnik jest podejrzany o popełnienie zbrodni komunistycznej na żołnierzach podziemia niepodległościowego. - Pismo ze Szwecji ma charakter formalny i nie odnosi się do sprawy merytorycznie - mówi sędzia Rafał Korkus, rzecznik Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Dodaje, że to szwedzki sąd zdecyduje, czy wydać byłego stalinowskiego sędziego, a szwedzki prokurator będzie przed nim reprezentował stronę polską. - Mogą być dwa rozwiązania: albo ten nakaz zostanie zrealizowany, albo Szwedzi mogą odmówić, zdarza się też, że przysyłane są dodatkowe pytania dotyczące sprawy - uważa rzecznik. Stefan Michnik, były stalinowski sędzia, przebywający obecnie w Szwecji, od dłuższego czasu jest ścigany przez pion śledczy IPN. Już wcześniej sąd wydał nakaz aresztowania podejrzanego, który nie stawiał się na wezwania. W sierpniu wystawiono ENA, który po przetłumaczeniu został wysłany do Szwecji. - Wydany 10 sierpnia przez warszawski sąd okręgowy nakaz objął nieprawidłowości w stosowaniu aresztu w odniesieniu do 19 osób - mówi prowadzący sprawę Michnika prokurator Marek Klimczak z warszawskiego oddziału pionu śledczego IPN. Sprawa ta stanowi jedynie część działalności Michnika w stalinowskim wymiarze sprawiedliwości. Ma on na koncie kilkanaście wyroków śmierci wydanych w sfingowanych procesach, m.in. na żołnierzy przedwojennego Wojska Polskiego. - U boku doświadczonych, starszych wiekiem sędziów Stefan Michnik składał w latach 1951-1953 podpisy pod wyrokami śmierci: mjr. Jerzego Lewandowskiego, mjr. Zefiryna Machali, Karola Sęka, Stanisława Okunińskiego, Tadeusza Moniuszki, Józefa Marcinowskiego, Henryka Gutowskiego, płk. Maksymiliana Chojeckiego, Huberta Cieślaka i Felicji Wolff - wyjaśnia dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, naczelnik pionu edukacyjnego wrocławskiego oddziału IPN. Michnik nie obawia się ekstradycji do Polski. - Jestem obywatelem Szwecji, a Szwecja broni swoich obywateli - stwierdza. Bagatelizuje również swój udział w stalinowskim aparacie sądownictwa. Zenon Baranowski, PAP

 

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101116&typ=po&id=po03.txt

Etykietowanie:

89 komentarzy

avatar użytkownika Andy-aandy

1. Michnik nie obawia się ekstradycji do Polski.

Żaden bolszewicki zbrodniarz nie został ukarany za swoje zbrodnie.

A ci sowieccy mordercy i ich miejscowi pomocmicy-bandyci, tylko po wkroczeniu wojsk masowegomordercy Stalina do Polski w 1944 rolu — wymordowali dziesiątki tysięcy polskich patriotów... Bandytów tych broni sowiecka bolszewia także i w PRL-bis...

I niech to wystarczy za komentarz...

 Andy — serendipity

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Stefan Michnik ma lat 83 i będzie udawał chorego jak burmistrz Łaskarzewa. Do tego będzie się bronił tak jak Fajga Mindla Danielak Brus- Wolińska, że w Polsce jest antysemityzm i sądy mogą być stronnicze.

Ważne to, że w czasach kiedy Adaś jest nadprezydentem w ogóle taki wniosek wyszedł z Polski do Szwecji.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Jacek Mruk

3. Ważne by wykazać winę

A za nią skazać, bez względu, czy ten zbrodniarz żydowski ją odsiedzi. Ważne że po tamtej stronie łask żadnych u Boga nie znajdzie . To czy on wierzy w Stalina ,Lenina czy innego diabła nie ma znaczenia . Jedynym sędzią jest Bóg.
Pozdrawiam

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Dla takich ludzi jak Michnik Stefan nie ma Boga. Bóg jest dla ludzi a nie dla zwierząt.

Pozdrawiam

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Jacek Mruk

5. Szanowny Panie Michale

Szanowny Panie Michale i znowu Pan ma rację, bo tylko piekło może wchłonąć taką bestię.
Pozdrawiam

avatar użytkownika Maryla

6. Szwedzki sąd odmówił wydania

Szwedzki sąd odmówił wydania Polsce Stefana Michnika - oskarżanego o zbrodnie stalinowskie

"W uzasadnieniu Sąd Rejonowy w Uppsali nie odnosi się do charakteru zarzucanych Stefanowi M. czynów, a jedynie wyjaśnia, że w tym wypadku ma zastosowanie prawo szwedzkie. Od wydanej decyzji polska strona może złożyć odwołanie w terminie do 26 listopada tego roku"

* * * *
wcześniej było:
Sąd w Uppsali odmówił wydania Polsce Stefana M., stalinowskiego sędziego, oskarżanego o zbrodnie stalinowskie - dowiedziała się Wirtualna Polska. Sędzia argumentuje w uzasadnieniu decyzji, iż od roku 1977 jest on obywatelem szwedzkim, a zarzuty dotyczące jego działalności - w okresie od marca 1951 do listopada 1953 - są w myśl szwedzkiego prawa przedawnione.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Marco

7. Jakoś trudno mi uwierzyć, że prokuratura popełniła

błedy formalne zupełnie nieświadomie. Skłaniam się raczej do tego, że to było celowe działanie.

avatar użytkownika Maryla

8. Szwecja nie wyda stalinowskiego sędziego Stefana M.

Sąd w Uppsali odmówił wydania Polsce Stefana M., stalinowskiego sędziego, oskarżanego o zbrodnie stalinowskie - dowiedziała się Wirtualna Polska. Sędzia argumentuje w uzasadnieniu decyzji, iż od roku 1977 jest on obywatelem szwedzkim, a zarzuty dotyczące jego działalności - w okresie od marca 1951 do listopada 1953 - są w myśl szwedzkiego prawa przedawnione.

W uzasadnieniu Sąd Rejonowy w Uppsali nie odnosi się do charakteru zarzucanych Stefanowi M. czynów, a jedynie wyjaśnia, że w tym wypadku ma zastosowanie prawo szwedzkie. Od wydanej decyzji polska strona może złożyć odwołanie w terminie do 26 listopada tego roku

http://polonia.wp.pl/kat,1010249,title,Szwecja-nie-wyda-stalinowskiego-s...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika yuhma

9. Polska zawiodła ofiary

Polska zawiodła ofiary komunizmu
Piotr Zychowicz "Rzeczpospolita" 06-11-2010

Zaniechanie rozliczenia komunistycznych zbrodniarzy to największa hańba niepodległej Rzeczypospolitej. Setki sędziów, prokuratorów i oficerów śledczych z lat 40. i 50. ominęła jakakolwiek kara
– Na karę śmierci zostałem skazany 8 listopada 1948 roku.
– Za co?
– Standardowo: chęć obalenia siłą ustroju komunistycznego, działalność kontrrewolucyjną, szpiegostwo i jeszcze kilka paragrafów – wylicza Jerzy Woźniak.
– Co pan robił?
– Byłem oficerem Armii Krajowej. Później służyłem w organizacji Wolność i Niezawisłość. Jeździłem jako kurier do Londynu. Walczyłem o niepodległą Polskę.
– Jak odbył się pański proces?
– To był proces kiblowy. Ja, sędzia, strażnik, jeszcze kilka osób w niewielkiej celi na Mokotowie. Wszystko poszło bardzo szybko. Pro forma przesłuchano kilku świadków, po czym oznajmiono mi, że zostałem skazany na karę śmierci.
– Pamięta pan nazwisko swojego sędziego?
– Pułkownik Zbigniew Furtak.
– Czy ten człowiek w wolnej Polsce został pociągnięty do odpowiedzialności?
– Niech pan nie żartuje.
– To co się z nim stało?
– To co z nimi wszystkimi. Przez nikogo nieniepokojony dożył spokojnie końca swoich dni w III RP. Z tego, co wiem, umarł dopiero kilka lat temu. Polska o niego dbała. Do końca dostawał 8 tysięcy emerytury.

Sprawa Stefana Michnika

Kilka dni temu w mediach pojawiła się informacja, że Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wysłał do Sztokholmu nakaz aresztowania Stefana Michnika. Mieszkający od 1969 roku w Szwecji 81-letni Michnik w latach 50. był sędzią wojskowym w komunistycznej Polsce. Jak wynika z materiałów IPN, na podstawie wydanych przez niego wyroków śmierci komunistyczni oprawcy zamordowali strzałem w tył głowy majora Zefiryna Machallę, Józefa Marcinkowskiego, Stanisława Okunińskiego i Karola Sęka. 10 października 1953 roku Michnik uczestniczył w egzekucji w więzieniu mokotowskim. Skazańcem był cichociemny, rotmistrz Andrzej Rudolf Czaykowski.
– Czułem zadowolenie, wydając wyroki na wrogów – wspominał Stefan Michnik w 1999 roku w wywiadzie prasowym. W 1957 roku mówił zaś: – Nam wtedy imponowało powiedzenie o zaostrzającej się walce klasowej i nieprawdę powie ten, kto by twierdził, że wtedy z niechęcią rozpatrywał sprawy. Ja wiem, że raczej ludzie garnęli się do tych spraw. Sam muszę przyznać, że kiedy dostałem pierwszy raz poważną sprawę, to nosiłem ją przy sobie i starałem się, żeby mi tej sprawy nie odebrano.
A pierwszą swoją „poważną sprawę” dostał bardzo szybko. Zaledwie pół roku po skończeniu błyskawicznego kursu w Oficerskiej Szkole Prawniczej w Jeleniej Górze. Przełożeni docenili jednak jego oddanie władzy ludowej. W karierze zapewne pomogło mu również to, że od 1950 roku był agentem Informacji Wojskowej o pseudonimie Kazimierczak.
Podpisując zobowiązanie do współpracy, Michnik obiecał działać na rzecz „wykrycia szpiegów, sabotażystów, dywersantów i wszelkiego rodzaju innego wrogiego elementu, działającego na szkodę Wojska Polskiego i ustroju Polski Ludowej”. Wiele mówi fakt, że pisał donosy m.in. na innych sędziów-zbrodniarzy, oskarżając ich o... zbytnią pobłażliwość w orzekaniu kar wobec przeciwników politycznych.
Od załamania się komunizmu w Europie i odzyskania przez Polskę niepodległości minęło 21 lat. Michnik spędził ten czas w swoim domu pod Uppsalą. Czy uda się go pociągnąć do odpowiedzialności? – Obawiam się, że szanse na to, że Szwedzi wydadzą go Polsce, są znikome – mówi Krzysztof Szwagrzyk, historyk IPN, który zajmuje się zbieraniem informacji o komunistycznych mordach sądowych.
I dodaje: – Miejmy jednak nadzieję, że za tym nakazem aresztowania pójdą kolejne. Stefan Michnik nie jest bowiem jedynym żyjącym do dziś zbrodniarzem. Nie jest również najstarszy stopniem. Nadal żyje wielu komunistycznych sędziów i prokuratorów, którzy mają krew na rękach. Żeby ich znaleźć i aresztować, nie trzeba wcale jeździć do Szwecji.

– Co się stało po ogłoszeniu wyroku?
– Trafiłem do celi śmierci. Najpierw w X Pawilonie, później na tak zwanym ogólniaku – mówi Jerzy Woźniak.
– Ile pan tam siedział?
– Niemal trzy miesiące, dopóki w ostatniej chwili nie zamieniono mi wyroku na dożywocie. Budząc się każdego ranka, zastanawiałem się, czy to się stanie dzisiaj. Czy to ostatni dzień mojego życia.
– Z kim dzielił pan cele?
– Z żołnierzami podziemia niepodległościowego i niemieckimi zbrodniarzami wojennymi.
– Traktowano was jak esesmanów?
– Gorzej. Oni dostawali paczki z zachodnich Niemiec, my zaś byliśmy pozbawieni paczek całymi miesiącami. Przymieraliśmy głodem.
– Czy przez ten czas wyprowadzano kogoś z pańskiej celi na egzekucję?
– Tak, około 20 osób. 20 polskich patriotów.
– Jak to się odbywało?
– Do godziny drugiej życie w naszej celi toczyło się normalnie. Po tej godzinie wszystkie rozmowy jednak milkły i z napięciem wpatrywaliśmy się w drzwi. Po tej godzinie odbywały się bowiem egzekucje. Dziś, po tylu latach, trudno jest oddać grozę momentu, w którym w naszej celi szczękały zasuwy... Wchodził strażnik i wywoływał któregoś z kolegów... Gdy mówił: „z rzeczami”, wiadomo było, że jest zgubiony.
– Co się działo z wywołanym?
– Zabierano go do specjalnego pomieszczenia przedzielonego siatką. Naczelnik więzienia i prokurator oznajmiali mu, że Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Potem prowadzono go do zabudowań gospodarczych na dziedzińcu. Przez okna celi w X Pawilonie mogliśmy zobaczyć, jak idą...
– Co potem?
– Tam było takie niewielkie pomieszczenie. Schodziło się do niego po dwóch, trzech schodkach. Właśnie wtedy, znienacka, wzorem sowieckim, oprawca przystawiał skazanemu lufę z tyłu głowy. On nawet nie wiedział, że ginie, a my w celi słyszeliśmy tylko stłumiony odgłos pojedynczego wystrzału.

Sprawa Zbigniewa Domino

W latach 1944 – 1956 w komunistycznej Polsce zapadło 8 tysięcy wyroków śmierci. Większość z nich została wykonana. Komunistyczne władze straciły więcej członków polskiego podziemia niepodległościowego niż niemieckich zbrodniarzy. Do dziś w naszym kraju żyje jeszcze około 50 sędziów i prokuratorów, którzy mają krew na rękach.
Choćby osławiony sędzia Kazimierz Graff (co najmniej 11 wyroków śmierci), sędzia Kazimierz Mochtak (kilkanaście wyroków śmierci) czy prokurator Marian Ryba (wnioskował o co najmniej kilka wyroków śmierci). Dziesięciu funkcjonariuszy żyje w samej Warszawie. – Mieszkają do dziś tam, gdzie dostawali służbowe mieszkania. Belwederska, Bernardyńska, Nowowiejska, Czerniakowska. Spacerując tymi ulicami, należy uważać na starszych, miłych panów przechadzających się z pieskami. To mogą być mordercy – mówi Krzysztof Szwagrzyk.
Jednym z najbardziej drastycznych przykładów jest sprawa 81-letniego Zbigniewa Domino. Znanego z patriotycznych powieści opisujących martyrologię Polaków wywiezionych w 1940 roku na Sybir przez NKWD. Domino rzeczywiście jako dziecko padł ofiarą deportacji. Na nieludzkiej ziemi Sowieci zamęczyli jego matkę Antoninę.
Opisał to później w popularnym cyklu powieściowym „Syberiada polska”, którą właśnie ekranizuje Janusz Zaorski (mają powstać film i serial). Przeżycia na Wschodzie nie przeszkodziły Dominie w 1948 roku wstąpić do KBW. Potem błyskawicznie piął się po szczeblach kariery. Po ukończeniu kursów w Jeleniej Górze służył jako wojskowy oficer śledczy w Poznaniu, a następnie prokurator w Zielonej Górze.
Jego przełożeni pisali o nim: „Politycznie uświadomiony b. dobrze. Do reakcji odnosi się z nienawiścią. Wystąpienia wymienionego na rozprawach sądowych odznaczają się dużą bojowością i podnoszeniem strony politycznej”.
Domagał się kary śmierci dla polskich patriotów, a sędziowie wielokrotnie przychylali się do jego wniosków.
7 sierpnia 1952 roku – w ramach czystki w lotnictwie – Domino miał nadzorować wykonanie egzekucji na Mokotowie. Ofiary: pułkownik Bernard Adamecki, pułkownik Józef Jungraw, pułkownik August Menczak, podpułkownik Stanisław Michowski, podpułkownik Władysław Minakowski oraz podpułkownik Szczepan Ścibior. Domino kazał wykonać wyroki o 20.30. Po egzekucji złożył podpis na protokołach wykonania kary śmierci.
W 2005 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski nadał Domino Krzyż Zesłańców Sybiru. Miał on wówczas powiedzieć, że „pamięć o tamtych ludziach i tamtych czasach należy szanować, dlatego też tak bardzo jest wdzięczny i dumny z odznaczenia”. Obecnie mieszka w Rzeszowie, gdzie jest jednym z najbardziej szanowanych mieszkańców miasta. Nie zgodził się na rozmowę.

– Kiedy został pan skazany na śmierć?
– Jesienią 1945 roku.
– Gdzie?
– W więzieniu na ulicy Środkowej na Pradze. Proces oczywiście odbył się w celi – mówi Witalis Skorupka.
– Za co pana skazano?
– Jak to za co? Byłem żołnierzem Kedywu AK. Polskim patriotą walczącym o wolność swojej ojczyzny. Dla komunistów było to największą zbrodnią.
– Siedział pan w celi śmierci?
– Tak. Przeżyłem nawet pozorowaną egzekucję. Wcześniej przeszedłem przez bardzo ciężkie śledztwo. Jednym z przesłuchujących mnie ubeków był Józef Światło. Późniejszy „bohater” Radia Wolna Europa. Najgorzej jednak wspominam śmierć kolegów. Gdy po drugiej stronie Wisły dopalały się gruzy Warszawy, w więzieniu praskim komuniści mordowali powstańców warszawskich. Zgładzono ich jako „faszystów”.
– W jaki sposób uniknął pan kary śmierci?
– Bierut skorzystał z prawa łaski, gdy powiedziano mu, że w Siedlcach zabiłem dwóch gestapowców odpowiedzialnych za pacyfikację tamtejszego getta. Gdyby nie to, dzisiaj bym z panem nie rozmawiał. Skończyłbym tak, jak skończyły tysiące żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego. Z kulą w tyle czaszki, w zalanej wapnem bezimiennej mogile.
– Czy ludzie, którzy pana skazali na śmierć, zostali pociągnięci do odpowiedzialności?
– Nie, nigdy.

W Sowietach i Izraelu

Wielu sędziów i prokuratorów, którzy wydawali wyroki śmierci i długoletniego więzienia w latach 40. i 50., wyjechało za granicę. Trudno powiedzieć, ilu z nich żyje do dzisiaj. – Weźmy choćby kierunek wschodni. W komunistycznym wymiarze sprawiedliwości na stanowiskach kierowniczych służyło kilkudziesięciu towarzyszy sowieckich. Tak zwanych POP-ów, czyli „pełniących obowiązki Polaków”. Co ciekawe, wśród nich było kilku potomków powstańców styczniowych, którzy zostali zesłani w głąb Rosji – mówi Szwagrzyk.
O tym, kim w rzeczywistości czuli się ci ludzie, najlepiej świadczy fakt, że zaledwie czterech z nich wystąpiło o zmianę obywatelstwa sowieckiego na peerelowskie. Reszta do 1956 roku wróciła do swojej ojczyzny. – I rozpłynęli się na przestrzeniach Związku Sowieckiego. Poza pojedynczymi przypadkami, gdy prywatnymi kanałami dowiedzieliśmy się czegoś o ich losach, nie wiemy o nich nic. Zresztą nawet gdybyśmy któregoś z nich wytropili, szansa na to, że dzisiejsze władze Rosji by go nam wydały, są zerowe – mówi Szwagrzyk.
Z PRL wyjechało również wielu sędziów i prokuratorów pochodzenia żydowskiego. Pierwsi wyemigrowali na przełomie lat 40. i 50., kolejni po 1956 roku, ale największa grupa w latach 1968 i 1969. Prokurator Paulina Kern i prokurator Helena Wolińska, która m.in. wydała nakaz aresztowania gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, zamieszkały w Wielkiej Brytanii (wniosek o ekstradycję tej ostatniej został odrzucony). Jeden oficer wyjechał do Wenezueli, dwóch do Niemiec, dwóch do Australii, a dwóch do Szwecji. Przytłaczająca większość zamieszkała jednak w Izraelu.
Szwagrzyk: – Jeżeli któryś z nich żyje, to jego sprowadzenie może być niezwykle trudne. Najlepiej świadczy o tym sprawa Salomona Morela, komendanta komunistycznych obozów w Świętochłowicach i Jaworznie, o którego ekstradycję swego czasu wystąpiła Polska. Odpowiedź tamtejszych władz była kuriozalna. Okazało się, że oni za zbrodniarzy uznają tylko nazistów i nie ma mowy, żeby wydali osobę pochodzenia żydowskiego. Poza tym Izraelczycy napisali, że to Morel był ofiarą... polskich nacjonalistów.
Doprowadzenie tych ludzi przed wymiar sprawiedliwości jest, rzecz jasna, bardzo skomplikowane. Dlaczego Polska nie osądzi jednak chociażby tych zbrodniarzy, którzy przebywają na jej terytorium? Każdego roku kolejni sędziowie i prokuratorzy z krwią na rękach umierają, unikając odpowiedzialności. Jak wynika z danych IPN, w latach 1990 – 2010 zmarło około 150 z nich.
– Przegrywamy walkę z czasem. Wymykają się nam wszyscy najważniejsi zbrodniarze. Niedługo zostaną już tylko płotki. Tej indolencji, tych błędów nigdy już nie da się naprawić. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, jak kiedyś wytłumaczymy to przyszłym pokoleniom. Mordercy Polaków chodzili wśród nas, a państwo polskie nie zrobiło nic, żeby ich ukarać – podkreśla jeden z państwowych urzędników zajmujących się ściganiem komunistycznych prokuratorów.
W 1998 roku zmarł w Warszawie prokurator Stanisław Zarakowski, szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej, organizator najważniejszych procesów politycznych PRL. Niepodległa Polska miała więc dziewięć lat, by postawić go przed sądem. Jedyna kara, jaka go spotkała, to odebranie stopnia generalskiego. W tym samym roku zmarła Maria Gurowska, sędzina, która skazała na karę śmierci generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila”.
Można tak wymieniać długo. Nieniepokojeni przez nikogo zmarli Mieczysław Widaj (105 wyroków śmierci), sędzia Ryszard Wiercioch (67 wyroków śmierci), sędzia Władysław Sieracki (57 wyroków śmierci), sędzia Zbigniew Furtak (ponad 50), prokurator Ireneusz Boliński (91 wniosków o karę śmierci).

– Jest pan rozczarowany Polską?
– Mam mieszane uczucia – odpowiada Jerzy Woźniak.
– Bo?
– Bo z jednej strony jestem bardzo szczęśliwy, że Polska odzyskała niepodległość. Spełniło się moje marzenie.
– A z drugiej?
– Moje pokolenie, pokolenie ludzi, którzy w latach 40. przegrali walkę o niepodległość, ma poważny żal do pokolenia naszych dzieci i wnuków. Trudno nam zrozumieć, dlaczego po tym, gdy oni wygrali swoją walkę o wolność, nie wymierzyli sprawiedliwości naszym mordercom.
– Może jako chrześcijanie powinniście wybaczyć swoim oprawcom?
– Aby można było komuś odpuścić grzechy, niezbędna jest skrucha. A oni nigdy jej nie okazali.
– Niedługo ostatni zbrodniarze umrą.
– Tak, a wraz z nimi informacje o miejscu pochówku tysięcy zamordowanych Polaków. Nie rozumiem, dlaczego nasze władze nigdy nie próbowały tych informacji od nich wyciągnąć. Do niedawna żyli nie tylko ludzie, którzy wydawali wyroki, ale także ci, którzy zakopywali ciała ofiar w tajnych mogiłach. Pamiętam jednego z chłopaków, z którym siedziałem w celi. Żołnierz WIN z Rzeszowa. Któregoś dnia powiedział: „Cholerny świat. Zabiją nas tu i pochowają w jakimś dole. A jak to by było fajnie spocząć na rzeszowskim cmentarzu. Tam, gdzie mama i tata, w moim ukochanym mieście”. Do dziś nie wiadomo, gdzie znajdują się jego prochy. A wystarczyło w latach 90. zmusić do mówienia kilku ubeków.

Wzorujmy się na Żydach

Ostatnio na całym świecie głośno było o kilku procesach zbrodniarzy narodowosocjalistycznych. Na czele ze sprawą strażnika z Sobiboru Iwana Demjaniuka. Autorytety moralne podkreślały, że zbrodnie Trzeciej Rzeszy nie mogą ulegać przedawnieniu i sprawców należy ukarać, aby zadośćuczynić ich ofiarom.
Mówi Effraim Zuroff, znany „łowca nazistów”, szef Centrum Szymona Wiesenthala w Jerozolimie: – Mam dla Polaków radę: ścigajcie komunistów wszelkimi dostępnymi środkami. Każdy człowiek, który przelał niewinną krew w imieniu zbrodniczej ideologii, powinien być ukarany. Nieważne są jego wiek, pozycja społeczna ani ile czasu upłynęło od morderstwa. To kwestia elementarnej sprawiedliwości. To, czy reprezentowali ideologię brunatną czy czerwoną, nie ma znaczenia.
Środowiska żydowskie wykazują wielką determinację w ściganiu narodowosocjalistycznych zbrodniarzy. Gdyby ktoś w Izraelu, nieważne, czy na prawicy czy lewicy, podał w wątpliwość sens podejmowania takich działań, uznany by został za osobę niegodną podania ręki. Dlaczego w Polsce jest inaczej?
– Oczywiście, że powinniśmy wzorować się na Żydach, którzy podchodzą do tych spraw bardzo honorowo i pryncypialnie. O ile jednak w Izraelu ludzie, którzy zajmują się ściganiem zbrodniarzy, otaczani są powszechnym szacunkiem, o tyle w Polsce nazywają nas oszołomami, którzy urządzają jakieś polowania na czarownice – twierdzi Krzysztof Szwagrzyk.
Polscy „łowcy komunistów” wskazują na dwie przyczyny tego stanu rzeczy. Przede wszystkim klimat intelektualny, który zapanował w Polsce na początku lat 90. Nowe elity uznały, że przeszłość należy oddzielić grubą kreską. Postulaty rozliczenia osób odpowiedzialnych za masowe mordy uznano za niebezpieczny radykalizm.
Kolejna sprawa to pobłażliwość sędziów wobec „kolegów” z lat 40. i 50. Trudno w to uwierzyć, ale sędziowie niepodległej Rzeczypospolitej często odczuwają solidarność zawodową z mordercami, którzy skazywali na śmierć polskich patriotów. W sumie przed sądem postawiono dziesięciu komunistycznych sędziów i prokuratorów. Skazano tylko jednego, Tadeusza Nizielskiego, ale i ten wyrok uchylono.
– Weźmy choćby proces Jerzego Milczanowskiego. Sędzia wprost powiedział wówczas, że sędziów nie wolno skazywać. Bo przecież jego też, za 20 czy 30 lat, ktoś może będzie chciał postawić w stan oskarżenia za wydane przez niego wyroki. W innym przypadku sędziowie używali rozmaitych kruczków prawnych, by ratować „kolegów” z lat 50. – mówi jeden z polskich urzędników zbierających dokumenty dotyczące mordów sądowych.
Szwagrzyk: – Zajmuję się tymi sprawami od wielu lat i nigdy nie spotkałem się z tym, żeby któryś z nich żałował swoich czynów. Żeby chciał przeprosić rodziny ofiar. Zamiast tego okazują arogancję i butę. Weźmy choćby proces Adama Humera i innych oficerów śledczych. Oni na korytarzach w straszliwy sposób wyzywali i szydzili ze swoich ofiar, biednych schorowanych kobiet. Traktowali je zupełnie jak wtedy. Jedyna różnica: teraz nie mogli bić.

– Kilka lat temu zgłosił się do mnie pierwszy kanał telewizji polskiej – opowiada Witalis Skorupka. – Rozmawialiśmy przez wiele godzin, przerwaliśmy wywiad, dopiero gdy skończyły im się kasety. W telewizji puszczono z tego tylko 20 minut o piątej rano. Gdy IPN poprosił o te nagrania, dostał odmowę, a dziennikarkę, która ze mną rozmawiała, wyrzucono z pracy.
– Dlaczego?
– O czym tu gadać, niech pan się rozejrzy po naszym kraju.
– Widzę, że jest pan rozgoryczony.
– Proszę pana, w 1989 roku ogarnęła mnie euforia. Niepodległa Polska! Spełniło się to, o co walczyłem i za co cierpiałem. Z każdym rokiem byłem jednak bardziej zdumiony.
– Czym?
– Amnezją historyczną. Tym, że mordercy chodzili wśród nas i nie obchodziło to nawet psa z kulawą nogą.
– Czego się pan spodziewał?
– Proszę pana, ja nie jestem krwiożerczy. Nie domagam się zemsty na tych siwych dziadkach. Ale tu chodzi o elementarną sprawiedliwość. Mordercy Polaków w wolnej Polsce nie tylko nie dostali wyroków, ale nawet nie zostali napiętnowani. Jaki my sygnał dajemy młodym pokoleniom? Wraz z ostatnimi katami umrą także ostatnie ofiary. Gdy nas zabraknie, to kto opowie o tamtych wydarzeniach? A przecież nikt nas dziś nie chce słuchać. Przed wojną, w II Rzeczypospolitej, to by było nie do pomyślenia.
– Dlaczego tak się dzieje?
– Wygląda na to, że tak naprawdę żyjemy w PRL-bis.

Pozdrawiam każdym słowem

avatar użytkownika gość z drogi

10. PRL - BIS............

I.Stefan Michnik,stalinowski sędzia i jego ofiary

brat jego, adas,z raną na czole i nie swoją gazetą i ketman
i ofiary......
Stanisław PYJAS,
Zadręczony na śmierć błogosławiony Kapelan "S" Jerzy Popiełuszko
Zniszczony marszałek J,Kern..........to juz wspolczesne OFIARY..........
bardziej wspołczesne:
popełniajacy "samobojstwo " Historyk,ofiara następna..............
ktoś,kiedyś powiedział,ze człowieka,mozna zabic GAZETA.......i miał RACJĘ

w 1953 roku
podpisaniem wyroku smierci,w latach
pozniejszych,,,,,,,,,,,,,,,,?
gazetą zwana przez Wilka,chyba "zaczarowanym fletem"

Ostatnio zmieniony przez gość z drogi o czw., 18/11/2010 - 14:40.

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

11. "Krwawa Luna" Julia Brystygier


Była kochanką najważniejszych polskich komunistów. Później stała się oprawczynią, była bardziej okrutna niż niemieckie dozorczynie z obozów koncentracyjnych. Wyrządziła ogromne zło, ale przeszła zaskakującą przemianę.

Różne imiona i pseudonimy: Julia, Luna, Daria, Maria, Ksenia. Różne
nazwiska i ich pisownie: Prajs, Preiss, Brystygier, Brystiger,
Bristiger, Brüstiger, Briestiger. Ta sama kobieta – jedna z
najmroczniejszych postaci powojennego reżimu. Jeden z tych, których
przesłuchiwała osobiście, nazwał ją "zbrodniczym monstrum".

Jej kariera wykuwała się jednak nie tylko w gabinetach i celach urzędów bezpieczeństwa, ale również w łóżkach najważniejszych polskich polityków tego czasu.

Donosiła nawet na partyjnych towarzyszy

Co wiemy o Julii Brystygier, znanej później głównie jako "Krwawa Luna", z okresu poprzedzającego jej karierę w bezpiece?


Julia Prajs przyszła na świat w 1902 r. w umiarkowanie zamożnej rodzinie
żydowskiego aptekarza. We Lwowie studiowała, zrobiła tam nawet
doktorat. Wyszła za mąż za syjonistycznego działacza, Natana
Brystygiera, ale małżeństwo było raczej nieudane. Pod koniec lat 20.
uczyła historii w wileńskim gimnazjum. Wkrótce jednak nie tylko
wyleciała z pracy, ale dostała zakaz wykonywania zawodu.

Działała już bowiem wtedy w Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom, a potem: Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. W latach 30. kilkakrotnie ją za to aresztowano i skazywano – tymczasem po wybuchu wojny ta działalność miała się stać znakomitą legitymacją w oczach nowego okupanta.

Kiedy Sowieci wkroczyli do Lwowa, natychmiast Brystygier stała się lojalną konfidentką NKWD. Donosiła nawet na swoich towarzyszy partyjnych.
Brała udział w przygotowaniu sfałszowanych wyborów na "Zachodniej
Ukrainie", które miały uprawomocniać zagarnięcie tych terenów przez
ZSRR.

Nic dziwnego, że kiedy Stalin zerwał stosunki z polskimi władzami
emigracyjnymi i zaczął montować "polski" rząd na swój użytek, Brystygier
znalazła się wśród idealnych kandydatów. Najpierw dostała stanowisko w
Zarządzie Głównym Związku Patriotów Polskich. W listopadzie 1944 r.
trafiła do Resortu Bezpieczeństwa Publicznego w PKWN – to był zalążek
machiny bezpieki.

Jej droga do służb była jednak nietypowa. – Trafiali tam raczej ludzie
ze społecznych nizin, niewykształceni. A ona nie szukała społecznego
awansu, miała doktorat. Była wszakże dla resortu wartościowa, bo
przydatna w dużo bardziej wymagających zadaniach niż wybijanie zębów
przesłuchiwanym – tłumaczy prof. Ryszard Terlecki, poseł Prawa i
Sprawiedliwości, autor m.in. książki "Miecz i tarcza komunizmu. Historia aparatu bezpieczeństwa w Polsce 1944-1990".

Kochanka, która referuje im wszystko nocami

Formalnie zawdzięczała swój przydział kierownikowi resortu, Stanisławowi
Radkiewiczowi. Ale było tajemnicą poliszynela, że kochankiem
Brystygierowej jest Jakub Berman – jeden z najważniejszych
funkcjonariuszy nowego reżimu.

Jak się później miało okazać, nie tylko on. "W swej bogatej karierze
była w Rosji przez dłuższy czas równocześnie kochanką Bermana, Minca i
Szyra" – mówił o niej w swoich audycjach w Radiu Wolna Europa Józef Światło, pułkownik organów bezpieczeństwa, który pod koniec 1953 r. uciekł na Zachód.
"Była to pani z tych, które mówią, kto ma dziś ją do domu odprowadzić" –
oceniał jej reputację inny ówczesny aparatczyk, Stefan Staszewski.
"Raczej zużyta, bo miała życie bogate i pełne" – to znów Światło.

Słowem – wiedziała Brystygierowa, do czyjego łóżka wskakiwać. Hilary
Minc miał być ministrem przemysłu i wicepremierem w pierwszych
komunistycznych rządach. Nazwisko Eugeniusza Szyra, początkowo wysokiego
oficera politycznego w wojsku, również otwierało miało w latach
powojennych wiele drzwi. Można bez większego ryzyka przyjąć, że sypiała
również z samym Bierutem.

I wiedziała, jak zdobyte w ten sposób kontakty wykorzystywać. Kiedy
została już szefową wydziału w nowo utworzonym Ministerstwie
Bezpieczeństwa Publicznego, rozgrywała własne partie, nierzadko przeciw
swoim bezpośrednim przełożonym.

"Jak Brystygierowa chce coś przeprowadzić, nawet przeciw Radkiewiczowi
czy Romkowskiemu [wiceszef bezpieki – przyp. MZ], to wszystko może
zrobić. Ileż to razy Radkiewicz nie zdążył jeszcze zreferować jakiejś
sprawy Bierutowi, a już Bierut czy Berman dzwonili do niego z
zapytaniem: «słuchaj no, jest u ciebie taka a taka sprawa, dlaczego nam o
tym nic nie mówisz?» (...) Oni już wiedzieli, bo oczywiście
Brystygierowa referuje im wszystko nocami" – to kolejny wyjątek z
relacji Światły.

Potwór o dosyć miłej powierzchowności

"Była wyjątkowo inteligentną kobietą o dosyć miłej powierzchowności,
choć niezbyt zgrabna" – wspominał Brystygierową jeden z jej kochanków,
Berman. Natomiast prawdziwi albo domniemani wrogowie władzy ludowej,
którzy mieli nieszczęście trafić na jej przesłuchanie, wspominali
potwora – "krwawą Lunę".

W niektórych świadectwach pojawiają się opisy makabrycznych zabiegów,
którym poddawała mężczyzn – biła po jądrach szpicrutą, jednemu z
aresztowanych przytrzaskiwała je szufladą. "Słynęła z sadystycznych
tortur zadawanych młodym więźniom,
była zdaje się zboczona na punkcie seksualnym i tu miała pole do
popisu" – spekulowała Anna Rószkiewicz-Litwinowiczowa, żołnierka AK i więźniarka w powojennej Polsce.

Gdzie "Krwawa Luna" zamieszkała pod koniec życia? Do jakiego środowiska się zbliżyła?


Autor:
Mateusz Zimmerman

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

12. Pani Marylu,czas przypomnieć kolejny RAZ te krwawe życiorysy...

Najwyższy CZAS,bo za chwilę mogą nawet tego nam zabronić
serdecznie pozdrawiam,i cieszę się, że powróciła Pani DO tak ważnego tematu...
Dość okłamywania Młodych,dość zamazywania przeszłości wiążącej się z TERAŻNIEJSZOŚCIĄ
serd pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

13. Ofiary stalinowskich zbrodniarzy, jedna z tysięcy

W dniach 9-14 grudnia 1946 r. odbył się proces "Warszyca" i jego 11 podkomendnych. Stanęli przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Łodzi. "Krwawy watażka", "bandyta", "krwawe zbiry" – to łagodniejsze z określeń, jakimi ich nazywano.

LISTA HAŃBY
Kpt. Stanisława Sojczyńskiego, kpt. Henryka Glapińskiego, por. Ksawerego Błasiaka , por. Czesława Kijaka , por. Antoniego Bartolika, sierż. Władysława Bobrowskiego, sierż. Mariana Knopa , Albina Ciesielskiego i Stanisława Żelanowskiego oskarżono m. in. o "usiłowanie usunięcia przemocą władzy zwierzchniej Narodu, dążenie do zmiany ustroju Państwa Polskiego i należenie do nielegalnej organizacji"; ks. Mieczysława Krzemińskiego o "redagowanie artykułów do gazetki konspiracyjnej i udzielenie schronienia poszczególnym członkom KWP", Zygmunta Łęskiego o "należenie do nielegalnej organizacji i posiadanie magazynu broni", Andrzeja Zbierskiego o "wejście w porozumienie z KWP i przekazywanie fałszywych wiadomości o zabójstwie studentki UŁ Tyrankiewiczówny, które mogły wyrządzić szkodę interesom Państwa Polskiego". Kapitan Stanisław Sojczyński wziął odpowiedzialność za wszystkie działania KWP. Wyrok został wydany 17 grudnia 1946 r. przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Łodzi w składzie: ppłk Bronisław Ochnio - przewodniczący, kpt. Piotr Adamowski - członek, mjr Leonard Kroze - ławnik, por. Roman Dyhdalewicz - sekretarz. Ośmiu oskarżonych: kpt. Stanisław Sojczyński "Warszyc", por. Ksawery Błasiak "Albert", kpt. Henryk Glapiński "Klinga", Albin Ciesielski "Montwiłł", sierż. Marian Knop "Własow", pchor. Stanisław Żelanowski "Nałęcz", por. Władysław Bobrowski "Wiktor", sierż. Antoni Bartolik "Szary", zostało skazanych na karę śmierci (prezydent Bierut ułaskawił Bobrowskiego i Bartolika) a czterech na kary pozbawienia wolności - por. Czesław Kijak "Romaszewski na 8 lat, Zygmunt Łęski "Doman" na 15 lat, ks. Mieczysław Krzemiński na 6 lat, Andrzej Zbierski na rok. "Warszyc" oraz kilku innych skazanych na karę śmierci odmówiło napisania prośby o ułaskawienie. Uczynili to ich adwokaci. Bolesław Bierut ułaskawił Antoniego Bartolika i Władysława Bobrowskiego. Wyrok śmierci na 6 skazanych wykonano 19 lutego 1947 r., na kilka dni przed ogłoszeniem amnestii. Do dzisiaj nie udało się ustalić, gdzie pochowano kpt. Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca" i jego pięciu podwładnych.
Cóż dziś o nich wiemy, cóż wiemy o losach ich żon, dzieci? My, którzy ciągle więcej powiedzieć możemy o Janku Sawickim, Feliksie Dzierżyńskim czy Generale Jaruzelskim, uznanym przecież przez „autorytety” za człowieka honoru, choć to przecież tacy, jak on, robili karierę u boku Czerwonej Armii. Wstyd mi przed moimi dziećmi i wnukami, wstyd, że to moje pokolenie pozwoliło odebrać sobie pamięć. Nie tak jest? No to dlaczego, w roku ubiegłym, nominację na stopień generała dywizji wręczył prezydent Komorowski Januszowi Bojarskiemu, byłemu szefowi Wojskowych Służb Informacyjnych, wcześniej PZPR, w stanie wojennym pracownikowi Naczelnej Redakcji Programów Wojskowych w Polskim Radiu. Po wygranych wyborach przez PO został on szefem kadr MON. Wtedy właśnie – na szczęście nieskutecznie – blokował pośmiertny awans generalski kpt. Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”. Generalskie szlify otrzymał „Warszyc” od śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Pewnie już niejedno sobie powiedzieli….

http://podziemiezbrojne.blox.pl/html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Unicorn

14. Trochę na marginesie polecam

Trochę na marginesie polecam trudno dostępną pozycję Bijące serce partii, krótka zliczanka osób wymienionych w nominacjach mówi wszystko: niskie stanowiska do porucznika dla prostych wykonawców, wyższe dla "wybranych."
http://www.podzegarem.com/Bijace_serce_Partii_Dzienniki_Personalne_Minis...


:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika gość z drogi

15. Dzięki za linki,szczególnie że zbliża się Rocznica dla nas

święta i zobowiązująca...

nigdy nie zapomnimy zbrodni stalinowsko,bierutowskich...
a nazwiska OPRAWCÓW,wybijajmy tłustymi czcionkami
serd pozdrawiamy,my wnuki
tamtych Ludzi...

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

16. Spuścizny rodu Michnika nie

Spuścizny rodu Michnika nie należy utożsamiać z historią narodu polskiego. Kilka słów o nienawiści do Polski

Tylko u nas

"Naczelny „Gazety Wyborczej” bakcylem nienawiści do polskości zaraził
kierowaną przez siebie gazetę. Dowodzą tego lata antypolskiej
działalności GW".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

17. Sprawa wojskowych na

Sprawa wojskowych na wokandzie

Zamiast spodziewanego wyroku w sprawie zbrodni
komunistycznych popełnionych przez stalinowskich śledczych Wojskowy Sąd
Okręgowy wznowił ich proces. Sprawa może się zakończyć nawet umorzeniem.
 


Sąd wojskowy chce zbadać, czy jeden z oskarżonych dopuścił się zbrodni
komunistycznej, czy też było to zwykłe przestępstwo kryminalne. Chodzi o
byłego funkcjonariusza śledczego Głównego Zarządu Informacji WP
Tadeusza J., na którym ciąży zarzut znęcania się nad płk. Franciszkiem
Skibińskim. Według oskarżenia IPN, wielokrotnie przesłuchiwał więźnia,
pozbawiając go snu w celu złamania go, tak by ten przyznał się do
udziału w szpiegowskiej organizacji w wojsku. Gdyby sąd nie uznał, że
mamy do czynienia ze zwykłym przestępstwem kryminalnym, oznaczałoby to
jego przedawnienie, a w konsekwencji umorzenie sprawy.
Na kolejnej
rozprawie wyznaczonej na 7 marca prokurator pionu śledczego IPN zamierza
przedstawić argumenty za tym, że mamy jednak do czynienia ze zbrodnią
komunistyczną, której przedawnienie ulega dopiero za kilka lat.

Drugim oskarżonym w tym procesie jest były stalinowski prokurator
Kazimierz G. Ciążą na nim zarzuty bezprawnego przedłużania w 1951 r.
aresztów oficerom Wojska Polskiego. Chodzi o płk. Stefana Biernackiego i
kmdr. Wacława Krzywca, oskarżanych przez komunistyczną władzę o udział w
rzekomym "spisku w wojsku". Pion śledczy wskazuje, że G. podpisał
odpowiednie nakazy już po wcześniej określonym terminie upływu aresztu
tymczasowego, z tej racji żołnierze powinni zostać wypuszczeni na
wolność.
Kazimierz G. nie przyznaje się do zarzutu, za który grozi
do 10 lat więzienia. Według obrony, uchybienia przy przedłużeniu aresztu
nie są równoznaczne z popełnieniem przestępstwa. - IPN nie wykazał, by
moja decyzja o przedłużeniu aresztu stanowiła przestępstwo - mówił G.
Były prokurator broni się, że wówczas w przypadku podejrzeń o
szpiegostwo wymagane było zastosowanie aresztu, a Biernacki przyznał się
do zarzutu. - Nic nie wskazywało, że zeznania były wymuszone; nie
znalazłem podstaw do uchylenia aresztu wobec Biernackiego - oświadczył
podczas procesu G.
Akt oskarżenia wobec obu śledczych trafił do sądu
w 2008 roku. Ale początkowo sąd wojskowy ich uniewinnił. IPN i syn płk.
Biernackiego odwołali się od wyroku. W 2010 r. Sąd Najwyższy uznał, że
WSO zbyt pobieżnie ocenił sprawę i zwrócił ją do ponownego rozpatrzenia.
SN stwierdził, że Biernackiego przesłuchiwano wielokrotnie, również w
nocy, i G. nie może zasłaniać się tym, że przyznał się do stawianych mu
zarzutów.
W okresie stalinowskim Kazimierz G. oskarżał kilkunastu
żołnierzy Armii Krajowej. A nawet osobiście uczestniczył w ich
rozstrzeliwaniu, jak w 1946 r. w Siedlcach. Jednak brak zachowanych akt
nie pozwala wyjaśnić w pełni jego roli w tym procesie. Jego żona Alicja
Graff była również prokuratorem i była zamieszana w mord sądowy na
Auguście Fieldorfie "Nilu".

Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120227&typ=po&id=po07.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

18. Sewek Blumsztajn zatroskany

I zapalając świeczkę na grobie jakiejś stalinowskiej ofiary, będziemy się teraz zastanawiali, w czyim imieniu i komu to służy.

Więcej... http://wyborcza.pl/1,75968,11247167,Zostawcie_tych_zolnierzy.html#ixzz1n...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

19. nie dopuścić do wdzierania się kleru i organizacji katolickich n

[... ] Po utworzeniu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego 1 I 1945 została kierownikiem Wydziału III („do walki z bandytyzmem politycznym”) w Departamencie I (zajmującym się sprawami kontrwywiadu). Już 1 X 1945 została p.o. Dyrektora Departamentu V (Społeczno-Politycznego), któremu podlegały następujące Wydziały: I. „Operacyjnej Obsługi oraz Ochrony Partii i Ugrupowań Politycznych przed Atakami Reakcji”; II. „Obsługi Instytucji Oświatowych, Kulturalnych i Wolnych Zawodów”; III. „Administracji Państwowej”; IV. „Młodzieżowy” i V. „Obsługi Duchowieństwa”. Od 15 I 1950 do 31 VII 1954 była Dyrektorem tego Departamentu. Pod jej kontrolą znalazło się w ten sposób całe życie polityczne, społeczne i religijne w komunistycznej Polsce a jej znaczenie w strukturach władzy znacznie wykraczało poza zakres kompetencji wynikający z nominalnej funkcji w bezpiece. Np. regularnie brała udział w plenach KC PPR/PZPR, mimo, że nie wchodziła w skład tego ciała. W ramach rutynowych odpraw kierownictwa MBP wygłaszała referaty programowe, nadając kierunek pracy operacyjnej i politycznej całego resortu. Z racji pełnionej funkcji miała nadzór nad referendum (1946) i wyborami do Sejmu Ustawodawczego (1947), biorąc udział w przygotowaniach do sfałszowania ich wyników, polecając wprowadzanie agentów BP do wszystkich komitetów i komisji wyborczych.
Na odprawie kierownictwa MBP 13-15 X 1947 wygłosiła zasadniczy referat pt. Ofensywa kleru a nasze zadania, który przyczynił się do intensyfikacji walki z Kościołem. Stwierdziła tam m.in.: W walce przeciw demokratycznemu ustrojowi Państwa Polskiego zaczyna kler polski wysuwać się na pierwszy plan. Dlatego też sprawa przeciwdziałania i zwalczania wrogiej działalności politycznej kleru i obozu katolickiego musi zająć odpowiednie miejsce w pracy organów BP. (...) Fakt, że centrum dyspozycyjne kleru polskiego jest w Watykanie, który – jak wyżej wspomniano – odgrywa dziś rolę jednego z najbardziej antydemokratycznych, antysowieckich i proamerykańskich czynników w polityce międzynarodowej, określa również kurs polityki episkopatu polskiego. (...) Aparat nasz dotychczas nie doceniał i na ogół nienależycie odniósł się do [tego] zagadnienia. (...) Zwalczanie wrogiej działalności kleru jest niewątpliwie jednym z najtrudniejszych zadań, jakie stoją prze nami. (...) Praca nasza operacyjna musi iść w kierunku:
Rozpracować udział księży w podziemiu, który obecnie jeszcze jest b. poważny. (...)
Przystąpić do wszechstronnego i systematycznego rozpracowania instytucji Kościoła w terenie. Główne obiekty: kuria biskupia, dziekanaty, rada dekanacka i instytucje najściślejsze oparte o diecezję („Caritas”). (...)
Należy zerwać z zakorzenionym poglądem, że „klasztoru nie da się rozpracować”. Nie należy kapitulować przed trudnościami. Kierunek dojścia: żebracy, dostawcy klasztorni itp. (...)
Systematycznie śledzić, wyciągać polityczne i operacyjne wnioski, w razie konieczności umiejętnie przeciwdziałać politycznym powiązaniom kleru. (...)
Z całą stanowczością i bezwzględnością nie dopuścić do wdzierania się kleru i organizacji katolickich na grunt robotniczy. (...)
Systematycznie rozpracowywać masowe organizacje katolickie i ich aktyw. (...) Paraliżować ich wrogą działalność. Na ile warunki na to pozwolą, rozwiązywać poszczególne szczególnie szkodliwe ogniwa. (...)
Przeciwdziałać wpływom kleru na masowe organizacje młodzieżowe, w pierwszym rzędzie na ZHP. (...)
Systematycznie rozpracowywać katechetów szkolnych, przede wszystkim za pomocą agentury młodzieżowej w wyższych klasach (vide instrukcje ministra o agenturze wśród młodzieży). (...) Należy (...) przystąpić do budowy sieci agencyjnej, sygnalizacyjnej i informacyjnej wśród pątników, kramikowych, żebraków odpustowych itp.
Przeciwdziałanie rozszerzaniu się prasy katolickiej, która jest rozsadnikiem ducha wrogości i organizatorem elementów zacofanych. (...) (cyt. za: Dokumenty do dziejów PRL. Aparat bezpieczeństwa w latach 1944-1956, cz. I. Lata 1945-1947, oprac. A. Paczkowski, Warszawa 1994).
28 III 1948 wygłosiła referat p.t. Nowy etap walki z reakcją i zadania naszego aparatu, w którym nakazywała wzmożenie walki klasowej i pracy operacyjnej resortu w celu całkowitego sparaliżowania jakichkolwiek prób samoobrony społeczeństwa: Praca reakcji na gruncie legalnym nie wyczerpuje się w istnieniu wyżej omówionych grup. Obok tego istnieje ogromna sfera wrogiej działalności dziesiątek tysięcy ludzi nie należących do żadnego zespołu, czy grupy. Należy tu wrogi inżynier, który sam w pojedynkę uprawia sabotaż gospodarczy. Ksiądz, który sam kierując się nienawiścią do Polski ludowej, zamienia ambonę lub klasę szkolną we wrogą trybunę, wójt reakcjonista, który popiera spekulantów, a obciąża nadmiernymi podatkami i świadczeniami szczerych demokratów itd., itd.
Wszystkie te momenty musimy mieć na względzie. One muszą zadecydować o formach naszej pracy, jako organów walki z reakcją. Na etapie obecnym zatem punkt ciężkości pracy naszej musi spocząć nie tylko i nie tyle na rozbijaniu i likwidowaniu nielegalnych organizacji, ale na paraliżowaniu, tępieniu antypaństwowej, antydemokratycznej roboty, czy to grupowej, czy indywidualnej w jakichkolwiek formach by ona nie występowała, w formach nielegalnych, pozornie legalnych, czy też we wrogiej, idącej na szkodę mas ludowych działalności publicznej. (...) Musimy przezwyciężyć dotychczasowe nawyki, które stają się hamulcem. Musimy wykorzenić te błędy i braki, o których dziś była mowa. Rozumiejąc dobrze nowy etap walki z reakcją i uzbrojeni w nowe metody pracy, urzędy nasze i ludzie nasi, znajdują odpowiednie środki, nauczą się bić wroga po nowemu i odniosą kolejne zwycięstwa. (cyt. za: Dokumenty do dziejów PRL. Aparat bezpieczeństwa w latach 1944-1956, cz. II. Lata 1948-1949, oprac. A. Paczkowski, Warszawa 1996). Było to resortowe wprowadzenie do zastosowania powszechnego już terroru, także wobec osób, które nie prowadziły jakiejkolwiek działalności politycznej czy społecznej. W kolejnym referacie programowym w VII 1949 p.t. O kierunkach pracy na nowym etapie walki z klerem wezwała wprost do zniszczenia Kościoła katolickiego, jako „agentury watykańskiej”.
Wynikiem pracy kierowanego przez nią Departamentu było aresztowanie m.in. ok. 900 księży katolickich, kilku biskupów oraz „internowanie” Prymasa Polski, ks. Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Unicestwione zostały liczne organizacje kościelne (w tym charytatywne), młodzieżowe, sportowe; zlikwidowano opozycyjne partie polityczne legalnej opozycji (PSL i SP) oraz rozbito struktury partii politycznych działających w konspiracji (przede wszystkim SN i PPS-WRN). Ich przywódcy i czołowi działacze zostali aresztowani i skazani na kary wieloletniego więzienia oraz kary śmierci (niektóre z nich wykonano). W terenie dokonywane były aresztowania lokalnych działaczy, cieszących się autorytetem i zaufaniem społecznym, pod pretekstem prowadzenia przez nich działalności opozycyjnej. Wobec niektórych z nich stosowano metodę „tajnego zniknięcia” lub skrytobójstwa, odpowiedzialnością za popełnione zbrodnie obarczano zaś „reakcyjne podziemie”. Wśród zaufanych towarzyszy partyjnych i resortowych nazywana była poufale przedwojennym pseudonimem „Luna”, w obiegowej opinii była wyłącznie „krwawą Luną”.
Po ucieczce płk. Józefa Światły na Zachód, w ramach reorganizacji MBP 1 VIII 1954 została Dyrektorem Departamentu III (do spraw walki z podziemiem). Nie podzieliła losu kilku innych wysokich funkcjonariuszy resortu, którzy na fali pozornych rozliczeń zostali aresztowani. B. brała udział w XI 1954 w rewizji dokonanej u płk. Józefa Różańskiego, po jego aresztowaniu. Podczas partyjno-służbowej narady 10 XII 1954 skrytykowała system masowych werbunków agentury, którego była współtwórcą, twierdząc, że: polegał na stosowaniu bardziej otwartego lub zamaskowanego przymusu, na deptaniu godności ludzkiej, na stosowaniu klimatu zastraszania.
Funkcję dyrektora Departamentu III pełniła również po rozwiązaniu MBP (XII 1954) i powołaniu Komitetu d/s Bezpieczeństwa Publicznego. B. była inspiratorką opozycyjnego „Klubu Krzywego Koła”, założonego III 1955 w Warszawie przez… „grupę młodej inteligencji”.
Jeszcze w X 1955 na odprawie kierownictwa bezpieki wezwała do likwidacji zakonów (mimo, że sprawy Kościoła już jej formalnie nie podlegały!). W celu „wzmożenia walki z Kościołem” powołano wówczas pod kierownictwem płk. Jana Ptasińskiego, zastępcy Przewodniczącego Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego specjalną komisję (w jej skład weszła również B.). Jej zadaniem było rozwiązanie następujących „problemów”: przeorganizowanie pracy operacyjnej do walki z Kościołem w nowych warunkach oraz likwidacja zakonów w Polsce. Planu tego, na skutek załamania się podstaw systemu stalinowskiego, nie zdołano już wprowadzić w życie. Jednakże piętno, wyciśnięte przez „krwawą Lunę” na bezpiece w latach 1944-1956 przetrwało do końca istnienia PRL. Mimo pozornych „odwilży” w sprawach Kościoła i kolejnych zmian organizacyjnych w MSW, Departament zajmujący się walką z Kościołem pracował jak za jej panowania. Efektem tego była m.in. śmierć ks. Jerzego Popiełuszki i innych księży, nastawionych opozycyjnie wobec systemu. Te zbrodnie nigdy nie zostały do końca wyjaśnione.
B. pełniła też funkcje partyjne: była delegatem na I Zjazd PPR (1945), II Zjazd PPR (1948) i Kongres Zjednoczeniowy PZPR (1948), na którym została wybrana do Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej (w jej skład wchodziła do III 1954). Wg J. Światły była kochanką członków Biura Politycznego: Jakuba Bermana (odpowiedzialnego m.in. za bezpiekę) i Hilarego Minca (odpowiedzialnego za gospodarkę).
Po likwidacji Komitetu d/s BP 16 XI 1956 została zwolniona z resortu. Otrzymała rentę państwową w V 1958. Poświęciła się pracy literackiej, wydając (pod panieńskim nazwiskiem Julia Prajs) powieść Krzywe litery (Warszawa 1960) i dwa tomy opowiadań. Od 1920 była żoną Natana B., adwokata i znanego działacza syjonistycznego (zm. w 1930). Ich syn Michał jest artystą-muzykiem (do niedawna figurował w stopce „Tygodnika Powszechnego” jako... współpracownik, obok Michała Komara, syna Mendla Kossoya vel Wacława Komara, wiceministra bezpieki i szefa wywiadu tzw. Polski Ludowej).
Zmarła 9 X 1975 w Warszawie, została pochowana na Cmentarzu Komunalnym na Powązkach w Warszawie. Pogrzeb miał charakter państwowy. Nekrolog zamieściła „Trybuna Ludu”.
Była odznaczona m.in. Orderem Sztandaru Pracy I klasy i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
W następnych latach rozpowszechniana była (i jest po dziś dzień!) „szeptana propaganda”, jakoby B. przed śmiercią „nawróciła się”, z racji jej wizyt w podwarszawskich Laskach.

Leszek Żebrowski

(zob. Leszek Żebrowski: Brystygier Julia, w: Encyklopedia „białych plam”, T. III, Radom 2000).

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

20. Skażą czy umorzą IPN działa

Skażą czy umorzą

IPN działa przeciwko nam z nienawiści - twierdzi jeden
z dwóch stalinowskich śledczych, których proces zakończył się wczoraj
przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. Wyrok ma zapaść 14 marca,
ale sąd już teraz ostrzegł, że zarzuty wobec jednego z oskarżonych mogły
się przedawnić.


- Nie było przestępstwa, bo nie było
politycznego motywu - bronił się wczoraj przed sądem były stalinowski
prokurator Kazimierz G.
Ciążą na nim zarzuty bezprawnego przedłużania
w 1951 r. aresztów oficerom Wojska Polskiego. Chodzi o płk. Stefana
Biernackiego i kmdr. Wacława Krzywca, oskarżanych przez komunistyczną
władzę o udział w rzekomym "spisku w wojsku". Pion śledczy wskazuje, że
G. podpisał odpowiednie nakazy już po wcześniej określonym terminie
upływu aresztu tymczasowego, z tej racji żołnierze powinni zostać
wypuszczeni na wolność.
Stalinowski śledczy argumentował wczoraj, że
skoro Biernacki i Krzywiec byli oficerami Wojska Polskiego państwa
komunistycznego, to nie można mówić wobec nich o zbrodni komunistycznej.

Prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej rozumieją, że taka jest przyjęta linia obrony, ale argumenty te nie mają znaczenia.
-
Mam już dosyć, IPN działa wobec mnie z nienawiści - stwierdził w swojej
mowie końcowej drugi oskarżony Tadeusz J., były funkcjonariusz Głównego
Zarządu Informacji WP. Ciąży na nim zarzut znęcania się nad płk.
Franciszkiem Skibińskim. Według oskarżenia IPN, wielokrotnie
przesłuchiwał więźnia, pozbawiając go snu w celu złamania go, tak by ten
przyznał się do udziału w szpiegowskiej organizacji w wojsku. Tadeusz
J. stwierdził, że jak zostanie skazany, to nawet się nie będzie
odwoływał, bo "ma już dosyć". Jednak jego skazanie wcale nie jest takie
pewne. Sąd już na poprzedniej rozprawie ostrzegł, że może zmienić
kwalifikację i odejść od zarzutów zbrodni komunistycznej. Wówczas
zarzucane czyny dawno by się przedawniły, a sąd musiałby umorzyć sprawę.

- W całym moim wywodzie przed sądem uzasadniałem, że mamy do
czynienia ze zbrodnią przeciwko ludzkości - mówił po rozprawie
prokurator Piotr Dąbrowski z pionu śledczego warszawskiego oddziału IPN.
Wyrok w tej sprawie ma zostać ogłoszony 14 marca.
Akt oskarżenia
wobec obu śledczych trafił do sądu w 2008 roku. Ale początkowo sąd
wojskowy ich uniewinnił. IPN i syn płk. Biernackiego odwołali się od
wyroku. W 2010 r. Sąd Najwyższy uznał, że WSO zbyt pobieżnie ocenił
sprawę, i zwrócił ją do ponownego rozpatrzenia. Sąd Najwyższy wskazał,
że Biernackiego przesłuchiwano wielokrotnie, również w nocy, i G. nie
może zasłaniać się tym, że przyznał się on do stawianych mu zarzutów.
W
okresie stalinowskim Kazimierz G. oskarżał kilkunastu żołnierzy Armii
Krajowej, a nawet osobiście uczestniczył w ich rozstrzeliwaniu, jak w
1946 r. w Siedlcach. Jednak brak dokumentacji nie pozwala wyjaśnić w
pełni jego roli w tym procesie. Jego żona Alicja Graff, również
stalinowski prokurator, była zamieszana w mord sądowy na Auguście
Fieldorfie "Nilu".

Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120308&typ=po&id=po09.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

21. kpina ze sprawiedliwości

"Lekarze potrzebują trzech miesięcy na zbadanie byłego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka, aby ustalić czy może on być sądzony za przyczynienie się do śmierci górników z kopalni "Wujek". Z tego powodu warszawski sąd zmienił termin rozprawy z 15 marca na 25 czerwca.

Rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie sędzia Wojciech Małek powiedział, że biegli z Zakładu Medycyny Sądowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego uznali, iż na komisyjne badania 86-letniego Kiszczaka muszą mieć więcej czasu niż zakreślił im to w lutym sąd. Dlatego sąd odwołał zaplanowany na 15 marca termin rozprawy i wyznaczył kolejny na 25 czerwca - dodał sędzia.

Trzeba gruntownie zbadać pana generała - skomentował adwokat Kiszczaka mecenas Grzegorz Majewski."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

22. kolejna sprawa zbrodniarzy stalinowskich - amnestia

Wojskowy sąd uznał winę dwóch stalinowskich śledczych, oskarżonych o bezprawne pozbawienie wolności w połowie lat 50. Józefa Stemlera, byłego wiceministra informacji z Delegatury Rządu na Kraj

Z powodu amnestii nie wymierzył im kar.

Wyrok Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie usłyszeli: były wiceszef departamentu śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Wiktor L. i były prokurator Józef Ch. - Oskarżeni mieli świadomość, że sprawa Stemlera jest sfingowana, ale nie wnioskowali o uchylenie aresztu, w tym zaniechaniu tkwili od początku do końca kontaktu ze sprawą - uzasadniał wyrok sędzia Arkadiusz Kryska.

Pion śledczy IPN zarzucił oskarżonym niedopełnienie obowiązków przy kontroli zasadności i terminowości stosowania i przedłużania aresztowania Stemlera, co - jak głosi akt oskarżenia - "skutkowało bezprawnym pozbawieniem wolności pokrzywdzonego z powodu jego wcześniejszej działalności w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego, trwającym łącznie od 11 lutego 1952 r. do 9 lutego 1955 r.".

Wojskowy sąd zaznaczył, że w okresie, kiedy Stemler był pozbawiony wolności "nikt się szczególnie nie przejmował" faktem, czy istnieje formalna decyzja sądu dotycząca stosowania aresztu. "Dokumenty wytwarzane wtedy przez prokuraturę i sąd były stwarzaniem pozorów" - powiedział sędzia.

- Oskarżeni mieli jednak możliwość zachowania się inaczej i zgłoszenia zastrzeżeń, nie groziły im za to żadne bezpośrednie sankcje - wskazał sędzia Kryska.

Dodał, że bezprawne było już samo zatrzymanie Stemlera przez organy bezpieczeństwa w latach 50. - UB nie miało przeciw niemu żadnych materiałów, a pozbawienie wolności nie opierało się na żadnych dopuszczalnych przesłankach - wskazał sąd. Dlatego, według WSO, czyny oskarżonych można uznać za pomocnictwo w ramach bezprawnego procederu ówczesnych władz.

Sąd wskazał jednocześnie, że w sprawie uwięzienia Stemlera rola oskarżonych nie była kluczowa, a ewentualne kary nie przekraczałyby dwóch lat więzienia. Dlatego, zgodnie z ustawą o amnestii z grudnia 1989 r., sąd umorzył wobec obu postępowanie. Wyrok jest nieprawomocny.

Prokurator IPN Marek Klimczak wyraził satysfakcję z uznania winy oskarżonych. W przesłanym PAP komunikacie IPN zapowiedziało złożenie apelacji. Obrońca Józefa Ch. uzależnił decyzję w sprawie apelacji od przeanalizowania pisemnego uzasadnienia. Wiktor L. i jego obrońca nie pojawili się na ogłoszeniu wyroku.

Józef Stemler od listopada 1944 r. był zastępcą dyrektora Departamentu Informacji i Prasy Delegatury Rządu na Kraj. W II RP był działaczem oświatowym, m.in. organizował walkę z analfabetyzmem i akcję popularyzacji czytelnictwa.

W marcu 1945 r. został zatrzymany i wywieziony do Moskwy, gdzie sądzono go w ramach procesu 16 przywódców polskiego państwa podziemnego. Wszyscy oni przybyli do Pruszkowa na zaproponowane przez stronę sowiecką rozmowy polityczne. Zaproszenie gen. NKWD Iwana Sierowa okazało się pułapką, mającą na celu porwanie przywódców i wywiezienie do Moskwy. 3 miesiące spędzili oni w więzieniu NKWD na Łubiance, gdzie "przygotowywano" ich do pokazowego procesu.

W czerwcu 1945 r. przed sowieckim sądem poza Stemlerem stanęli: delegat rządu i wicepremier na kraj Jan Stanisław Jankowski, ostatni Komendant Główny AK gen. Leopold Okulicki, przewodniczący Rady Jedności Narodowej Kazimierz Pużak (przedstawiciel PPS "Wolność, Równość, Niepodległość"), Antoni Pajdak (PPS-WRN), Stanisław Jasiukowicz, Kazimierz Kobylański, Zbigniew Stypułkowski i Aleksander Zwierzyński ze Stronnictwa Narodowego, Józef Chaciński i Feliks Urbański ze Stronnictwa Pracy, Adam Bień, Kazimierz Bagiński i Stanisław Mierzwa ze Stronnictwa Ludowego oraz Eugeniusz Czarnowski i Stanisław Michałowski ze Zjednoczenia Demokratycznego.

Stemler, obok Michałowskiego i Kobylańskiego, został uniewinniony i wrócił do kraju. Po kilku latach stalinowscy śledczy wszczęli przeciwko niemu śledztwo dotyczące "bezprawnego posiadania i rozpowszechniania informacji stanowiących tajemnicę wojskową i państwową" - do 1951 r. Stemler był szefem przedstawicielstwa Kongresu Polonii Amerykańskiej w Warszawie. Jego zatrzymanie była powiązane ze sprawą sfingowanych oskarżeń wobec biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka.

W ramach śledztwa Stemler był aresztowany, formalnie tylko do 10 lutego 1952 r., w rzeczywistości w więzieniu spędził trzy lata więcej. Zmarł w 1966 r.

PAP

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

23. Ponad 100 orzeczeń

Ponad 100 orzeczeń unieważniających stalinowskie wyroki

Ponad 100 orzeczeń unieważniających wyroki stalinowskich sądów
zapadło przed Sądem Okręgowym w Katowicach. Otwiera to represjonowanym
lub ich najbliższym drogę do domagania się zadośćuczynień i odszkodowań
od Skarbu Państwa

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

24. Zbrodniarze w Togach żyją

Zbrodniarze w Togach żyją wśród nas


Z Piotrem Andrzejewskim, sędzią Trybunału Stanu, byłym senatorem,
rozmawia Zenon Baranowski

Pion śledczy IPN podnosił bardzo poważne zarzuty wobec dwóch
oskarżonych stalinowskich śledczych, zarzucając im popełnienie zbrodni
komunistycznej i zbrodni ludobójstwa. Natomiast sąd uznał, że były to zwykłe
przestępstwa kryminalne i sprawę umorzył jako przedawnioną...

- Wyrok wobec Kazimierza G. i Tadeusza J. nosi wszelkie cechy bardzo
liberalnego orzeczenia, które pomija powszechnie znane dzisiaj fakty.
Stalinowska Naczelna Prokuratura Wojskowa była organizacją, która współdziałała
w zbrodniach sądowych. W okresie stalinowskim ta prokuratura gorliwie i
posłusznie uzyskiwała w drodze przymusu fizycznego fałszywe dowody po to, żeby
dokonać zbrodni sądowej, a następnie fizycznej eliminacji m.in. przedwojennych
oficerów Wojska Polskiego, czyli grupy społecznej ze względu na jej
przynależność polityczną i poglądy, co mieści się w kryteriach zbrodni
ludobójstwa.

Według sądu, Kazimierz G. nieświadomie popełnił przestępstwo,
przedłużając areszt pułkownikowi Biernackiemu.

- Mówienie dzisiaj, że stalinowski prokurator spełniający życzenie
zbrodniarzy w mundurach z Informacji Wojskowej, którzy torturowali niewinne
osoby, które skazywano później na śmierć, nie wiedział, w czym bierze udział,
razi naiwnością ze strony sądu i zbyt daleko idącym przyjmowaniem w dobrej
wierze tego, co mówi obrona oskarżonego. Mogą zaistnieć okoliczności łagodzące,
które sąd powinien brać pod uwagę, np. działanie pod przymusem. Ale jak wynika z
okoliczności towarzyszących, był to prokurator, który nie tylko w tym
postępowaniu pełnił podobną funckję i brał nawet udział w wykonywaniu z urzędu
zbrodniczych wyroków.

Sprawa Tatara i jej procesy odpryskowe były wówczas bardzo głośne,
szeroko nagłaśniane przez propagandę komunistyczną, a ich wydźwięk był
jednoznaczny.

- W tej konkretnej sprawie mieliśmy do czynienia z przestępczym działaniem
dotyczącym tzw. procesów tatarowskich, gdzie sztucznie stworzono zarzuty,
zmuszano torturami zatrzymanych do przyznania się do czynów, których nie
popełnili. Przetrzymywanie ich w areszcie zmierzało do tego, żeby nie byli w
stanie odwołać swoich wymuszonych zeznań. Gdy przed sądem je odwoływali,
sędziowie nie dawali im wiary, że byli torturowani.

 

Uczestniczył Pan w procesach rehabilitacyjnych ofiar reżimu po 1989
roku.

- Jako pełnomocnik brałem udział w wielu procesach rehabilitacyjnych, m.in. w
sprawie dotyczącej rtm. Witolda Pileckiego, reprezentując jego rodzinę. W ich
trakcie zetknąłem się z tego typu prokuratorami, którzy po okresie stalinowskim
przekształcali się w owieczki, które nie wiedziały, w czym brały udział.
Dodatkowo ich współudział w zbrodniach sądowych był wyjątkowo łagodnie
traktowany przez sądy. W tej sprawie w moim przekonaniu mamy do czynienia ze
zbrodniami komunistycznymi.

Ten ostatni, łagodny wyrok nie jest wyjątkiem, jeśli chodzi o
rozliczanie okresu stalinowskiego...

- Wydaje się, że ciągle kontynuujemy to, co przy Okrągłym Stole było
gwarancją porozumienia - brak odpowiedzialności zbrodniarzy w togach i
zbrodniarzy systemu komunistycznego w nowym ustroju III RP. Brak dekomunizacji,
brak rozliczenia zbrodni sądowych w III RP w dalszym ciągu jest problemem do
załatwienia, który trwa - dopóki żyją wśród nas ostatni zbrodniarze
komunistyczni. Jest to przedmiot słusznych roszczeń społeczeństwa, które chce
przywrócić sprawiedliwość historyczną i wiarę, że III RP jest państwem
praworządnym. I nie chodzi tutaj o kary wiezienia, ale o stwierdzenie faktu, z
czym mieliśmy wówczas do czynienia, że osoby odpowiedzialne za zbrodniczą
działalność, która miała charakter zbrodni komunistycznych, dotąd pozostają
bezkarne.

Podnoszenie okoliczności łagodzących przez oskarżonych w tych procesach jest
ich prawem. Jednak pomijanie notorycznie znanych okoliczności popełnienia tych
czynów i ocena zgromadzonych dowodów w procesie jest elementem zatrważającym.
Wydaje się, że nawet jak się umarza postępowanie, z różnych względów, to na
pewno w uzasadnieniu sądu chciałbym przeczytać, że mieliśmy do czynienia ze
zbrodniczą działalnością stalinowskiej prokuratury wojskowej, ze zbrodnią
komunistyczną w procesach w sprawie rzekomego spisku w wojsku w tzw. procesach
tatarowskich.

Dziękuję za rozmowę.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

25. Adam Łebek, żołnierz

Adam Łebek, żołnierz Konspiracyjnego Wojska Polskiego, dostał karę śmierci w 1947 r. Wyrok został wykonany. W piątek sąd go unieważnił. - A kto osądzi tych, co zabili mi brata - pytał 86-letni Józef Łebek.

W sumie częstochowski sąd okręgowy unieważnił w piątek cztery wyroki śmierci, które wydano i wykonano przed 65 laty na żołnierzach zgrupowania "Bory" Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Wnioskował o to pod koniec ubiegłego roku minister sprawiedliwości. Chodziło o Adama Łebka, Antoniego Hyrę, Jana Deptę i Bolesława Kozińskiego skazanych 15 stycznia 1947 r. w Częstochowie na wyjazdowym posiedzeniu kieleckiego sądu wojskowego. Podstawą wystąpienia ministra była ustawa przewidująca specjalny sądowy tryb unieważniania orzeczeń z lat 1944-1956. Wniosek o unieważnienie jest równoznaczny z żądaniem uniewinnienia i rehabilitacji.

Na piątkowe posiedzenie sądu stawiła się spora grupa działaczy niepodległościowych i kombatanci.
To unieważnienie to akt przywrócenia honoru i czci tym ludziom - mówił o rehabilitowanych żołnierzach podziemia antykomunistycznego sędzia Marek Tusiński. - Myślę, że żołnierze tego honoru i czci nie utracili. To władza komunistyczna ten honor chciała zbrukać i na wiele lat im się to udało - podkreślał sędzia. Przypomniał też, że od momentu obowiązywania ustawy dotyczącej orzeczeń wydanych wobec "osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego" częstochowski sąd unieważnił ich kilkaset.

Sędzia Tusiński przypomniał również, że w styczniu 1947 r. na ławie oskarżonych zasiadły 22 osoby. Dotychczas tylko 14 zostało zrehabilitowanych. Reszta skazanych na karę śmierci i na wieloletnie więzienia nadal czeka na przywrócenie honoru.

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11456411,Sad_uniewaznil_...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

27. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Jak Szwecja może wydać Stefana Michnika Polsce.
Żona króla Szwecji, królowa Sylwia, jest córką wysokiej rangi działacza NSDAP, Waltera Sommerlatha.
Dziś Żydzi, są największymi obrońcami Niemców

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

28. Pion śledczy Instytutu

Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie zarzuca b. funkcjonariuszowi Urzędu Bezpieczeństwa w Rzeszowie i Nisku Kazimierzowi P. popełnienie pięciu zbrodni komunistycznych. W środę akt oskarżenia w tej sprawie trafił do rzeszowskiego sądu.

Jak poinformował PAP naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie Grzegorz Malisiewicz prokuratorzy zarzucają Kazimierzowi P., że w okresie od 1 maja 1946 r. do 30 grudnia 1948 r. fizycznie i moralne znęcał się na pięcioma mężczyznami przebywającymi w areszcie w Rzeszowie i Nisku. Chciał ich zmusić do przyznania się do zarzucanych im czynów.

Działania Kazimierza P. wobec pokrzywdzonych polegały na częstych przesłuchaniach i wielokrotnym biciu ich oraz znieważaniu słowami wulgarnymi i obraźliwymi. Nadto jednemu z nich groził zabójstwem w przypadku nie przyznania się do popełnienia zarzucanych mu czynów

- dodał Malisiewicz.

Kazimierz P. w czasie przesłuchania w charakterze podejrzanego nie przyznał się do popełnienia żadnego z zarzucanych mu czynów. Zaprzeczył również, by kiedykolwiek znęcał się nad osobami zatrzymanymi, bądź nawet słyszał o przypadkach popełnienia takich czynów przez innych funkcjonariuszy.

Jak podkreślił Malisiewicz, jego wyjaśnienia pozostają w sprzeczności ze zgromadzonym w toku śledztwa materiałem dowodowym.

Karalność zbrodni komunistycznych przedawnia się w 2020 r. (zabójstw - w 2030 r.). Przedawnione są zaś już takie zbrodnie zagrożone karą do 5 lat więzienia.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

29. jedna ze Smoleńskich Ofiar,pan Janusz Kurtyka

miał prawie gotowy dokument w sprawie wydania Stefana Michnika ,sedziego stalinowskiego,
pamiętam to ,bo dokładnie śledziłam poczynania w tej sprawie,
Po Katyńskch obchodach,dokumentacja miała być dokończona...
Niestety Stefan Michnik,kolejny RAZ miał "szczęście"
Smoleńsk
pozwolił mu nadal spać spokojnie...
Dlaczego tego szczęścia nie miały jego ofiary ?

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

30. kolejny zbrodniarz bez kary

Były ubek za stary na proces




Ze względu na podeszły wiek i stan zdrowia sąd w Jarosławiu
(Podkarpackie) zawiesił we wtorek proces byłego szefa UB w tym mieście.
IPN zarzuca Łukaszowi K. popełnienie 197 zbrodni komunistycznych od 11
maja 1946 r. do marca 1948 r.

Sąd oparł się na opinii biegłego
kardiologa, który stwierdził, że oskarżony nie jest w stanie
uczestniczyć w procesie. Prokurator wnioskował o powołanie zespołu
biegłych w tej sprawie. Jednak sąd przychylił się do argumentacji
adwokata Łukasza K., który stwierdzi, że opinia tego jednego biegłego
jest wystarczająca.

Biegły kardiolog nie umiał określić
nawet przybliżonego czasu niedyspozycji oskarżonego, wobec tego sąd
zdecydował, że co cztery miesiące będzie powoływał biegłych, którzy
zbadają stan Łukasza K.

Sąd dysponował jeszcze opinią biegłego
gastrologa, który jednak uznał, że dla tej sprawy istotniejsza jest
opinia kardiologiczna.

Była to już trzecia próba rozpoczęcia procesu byłego szefa UB
w Jarosławiu. Pierwsza rozprawa (wyznaczona w marcu) miała - ze względu
na dużą liczbę świadków - odbyć się w sali widowiskowej Miejskiego
Ośrodka Kultury; na tę rozprawę do ośrodka kultury przyszło około 80
osób. Jednak oskarżony nie pojawił się, a na swoje usprawiedliwienie
przedstawił zaświadczenie lekarskie.

IPN zarzuca Łukaszowi K. przekroczenie
władzy i stosowanie represji. W 102 przypadkach chodzi o bezprawne
przetrzymywanie z powodu podejrzenia o przynależność do określonej grupy
politycznej. 25 osób miał bezprawnie więzić, by wywrzeć wpływ na ich
sposób głosowania w referendum w 1946 r. Podobnie miał czynić wobec 65
osób przed wyborami do Sejmu w 1947 r.

Prokuratorzy oskarżyli
także Łukasza K., że od września 1947 r. do marca 1948 r. wraz z
nieustalonymi funkcjonariuszami UB fizycznie i psychicznie znęcał się
nad zatrzymanym Antonim D. Miał go bić m.in. taboretem, wykręcać palce
rąk i nóg, zamykać w ciemnicy. Łukasz K. miał też znęcać się też nad
żoną i córką Władysława W., by zmusić je do wydania dokumentów
potwierdzających jego działalność niepodległościową.

Byłemu szefowi jarosławskiego UB zarzuca
się również, że pomieszczenia, w których więziono poszkodowanych, były
nieprzystosowane do przetrzymywania ludzi. Nie były oświetlone i
ogrzewane. W zawilgoconych celach spać można było na drewnianych
pryczach lub na betonowej podłodze. Więźniom uniemożliwiano korzystanie z
toalety i łaźni; drastycznie ograniczano racje żywnościowe.

Kolejny zarzut dotyczy
przekroczenia władzy poprzez co najmniej zezwolenie podległym
funkcjonariuszom na stosowanie wobec przesłuchiwanych tortur. Zatrzymani
w UB w Jarosławiu byli m.in. bici, kopani, umieszczani w karcerze,
grożono im śmiercią, znieważano. Zmuszano ich do robienia przysiadów,
skakania w pozycji kucznej tzw. żabek, siedzenia na nóżce od taboretu,
rażono prądem.

Trzykrotnie przesłuchiwany w charakterze
podejrzanego Łukasz K. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu
czynów. Złożył wyjaśnienia sprzeczne ze zgromadzonym materiałem
dowodowym. Akta jego śledztwa liczą 46 tomów.

PAP

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

31. Stalinowscy śledczy znów

Stalinowscy śledczy znów staną przed sądem

toch, PAP
2012-08-08, ostatnia aktualizacja 2012-08-08 21:05


Sąd Najwyższy zdecydował, że ma się
odbyć ponowny proces dwóch stalinowskich śledczych. Są oskarżeni o
bezprawne pozbawienie wolności Józefa Stemlera, byłego wiceministra
informacji w Delegaturze Rządu na Kraj, uniewinnionego w procesie
moskiewskim

Sprawą zajmował się już Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie. W marcu tego roku chociaż uznał winę podsądnych, sprawę umorzył z powodu amnestii.


Teraz trafiła ona do Sądu Najwyższego, który uchylił to
orzeczenie. Dopatrzył się błędów. Proces trzeba więc będzie powtórzyć.

Sąd Najwyższy przyznał rację prokuratorowi IPN.
Zarzucił on sądowi, że nie uznał działania oskarżonych za zbrodnie
przeciwko ludzkości. Gdyby to zrobił sprawa nie podlegałaby amnestii czy
przedawnieniu.


Sąd Najwyższy: racja IPN i obrońcy stalinowskich śledczych


IPN oskarżył w tej sprawie byłego wiceszefa departamentu
śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Wiktora L. i b.
prokuratora Józef Ch.

Sąd Najwyższy przyznał też rację
ich obrońcom w kwestii oceny, czy oskarżeni wiedzieli, co jest w aktach
sprawy Stemlera. - Nie wiadomo, czy Józef Ch. ją nadzorował. Jest tylko
jedna jego wypowiedź z zebrania partyjnego w prokuraturze, ale w aktach
sprawy o tym nadzorze nic nie ma. Gdyby nadzorował śledztwo,
zatwierdziłby akt oskarżenia, a tego nie ma w aktach - mówił sędzia SN
Andrzej Tomczyk.

Według IPN oskarżeni mieli świadomość,
że sprawa Stemlera jest sfingowana, ale nie wnioskowali o uchylenie
aresztu. Został on pozbawiony wolności z powodu działalności w
strukturach Polskiego Państwa Podziemnego od 11 lutego 1952 r. do 9
lutego 1955 r. (formalnie Stemler był aresztowany do 10 lutego 1952 r., w
rzeczywistości spędził w więzieniu trzy lata więcej; zmarł w 1966 r.).

Uniewinniony w procesie moskiewskim, aresztowany za "rozpowszechnianie tajemnicy wojskowej i państwowej"


Józef Stemler od listopada 1944 r. był zastępcą dyrektora
Departamentu Informacji i Prasy Delegatury Rządu na Kraj. W II RP był
działaczem oświatowym, organizował m.in. walkę z analfabetyzmem i akcję
popularyzacji czytelnictwa. W marcu 1945 r. został zatrzymany i
wywieziony do Moskwy, gdzie sądzono go w ramach procesu 16 przywódców
Polskiego Państwa Podziemnego.
http://wyborcza.pl/1,75248,12278914,Stalinowscy_sledczy_znow_stana_przed...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

32. RMF robi wywiad o Bierucie:

RMF robi wywiad o Bierucie: "Uważał, że wszystko, co się tworzy w tej Polsce jest niezwykle pozytywne"

Gdy IPN szuka na Powązkach ciał generała Nila, rotmistrza Pileckiego i
innych bohaterów, których Bierut skazał na śmierć, RMF urządza słodką
pogawędkę na temat okrutnych dla Polski czasów. Symboliczne.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

33. @Maryla

To oczywiście celowa robota - szłusznie przez Ciebie skojarzona jako kontra wobec prac na Łączce. Wywiad z synem Bieruta serwują dziś lemingom wszystkie gazownie i onetownie jako główny news.

avatar użytkownika gość z drogi

34. telewizornia reŻimowa od wczoraj

zapowiadała ten "wywiad"

naczynia połączone....działają w "zmowie i porozumieniu"na szkodę Narodu Polskiego
pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

35. Funkcjonariusze reżimu komunistycznego nadal bezkarni

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

36. Mordercy w togach

Z Bogusławem Nizieńskim, sędzią w stanie spoczynku, byłym rzecznikiem interesu publicznego, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Publikował Pan teksty w „Wojskowym Przeglądzie Prawniczym”?

– Nie, nie interesowałem się „Wojskowym Przeglądem Prawniczym”. Raz
tylko na prośbę redakcji tego pisma, zamieściłem w tym przeglądzie – ale
już po 1990 roku – tekst mojego wystąpienia na konferencji sędziów Sądu
Najwyższego w Niemczech. W 1991 czy 1992 roku byliśmy bowiem razem z
sędziami Izby Wojskowej Sądu Najwyższego na konferencji pod Berlinem.
Miałem tam referat, zdaje się na temat agenta służb specjalnych. Tekst
ten przekazałem – jak wspomniałem – na prośbę redakcji „Wojskowego
Przeglądu Prawniczego” do opublikowania. Czy to zrobili, nie wiem. I to
był mój jedyny kontakt z tym pismem. Nic wspólnego z nim nie miałem,
znany mi był bowiem kierunek, jaki obierali przed 1990 rokiem. Przecież
oni służyli wojskowym służbom prawniczym w sposób jednoznaczny, dla mnie
więc byli zupełną gangreną. To była przegrana i przekreślona instytucja
w piśmiennictwie prawniczym.

Z okazji jubileuszu 85-lecia „Wojskowy Przegląd Prawniczy” zamieścił
teksty z przypisami do prac stalinowskich sędziów: Leo Hochberga,
Jerzego Bafii i Igora Andrejewa. Jak Pan ocenia ten aparat naukowy?

– Odwoływanie się dziś do czasów stalinowskich to hańba. To
szokujące, że są jeszcze w Polsce ludzie, którzy nie przejrzeli, czym
był stalinizm. Chyba Sejm niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej
wypowiedział się już wyraźnie w swojej uchwale, kim byli sędziowie i
prokuratorzy wojskowi w latach 1944-1956. Potępiono ich, bo nie mieli
nic wspólnego z polskim wymiarem sprawiedliwości. Byli to bowiem ludzie,
którzy służyli obcym siłom, Stalinowi i międzynarodowemu komunizmowi. W
świetle tej uchwały Sejmu Rzeczypospolitej z 16 listopada 1994 r.
„organy bezpieczeństwa państwa totalitarnego, jak również wojskowe
organy ścigania i wymiaru sprawiedliwości z lat 1944-1956 były
przeznaczone do zwalczania organizacji i osób działających na rzecz
suwerenności i niepodległości Polski i są odpowiedzialne za cierpienie i
śmierć wielu tysięcy obywateli polskich”. Podobnie ocenił organy
bezpieczeństwa państwa totalitarnego Trybunał Konstytucyjny w wyroku z
28 maja 2003 roku. Wyraźnie podkreślono, że organy te stanowiły istotny
element ustroju komunistycznego, a ich działalność była zwrócona
przeciwko niepodległościowym aspiracjom Narodu Polskiego.

Dlaczego nazwisk tych sędziów nie powinno się przywoływać w merytorycznych, prawniczych publikacjach?

– Leo Hochberg, Jerzy Bafia czy Igor Andrejew to kanalie; ludzie,
którzy przyłożyli rękę do śmierci tysięcy najlepszych synów Polski. Ci,
którzy nie poszli na współpracę z bestiami stalinowskimi i próbowali
budować niepodległą Polskę, płacili przez nich straszną cenę – cenę
katorgi, zdrowia i życia. To było dzieło tych panów – Andrejewa,
Hochberga, Bafii i im podobnych. Stąd niezrozumiałe jest dla mnie to, że
można wracać jeszcze do tych nazwisk. Do kogo się wraca? Do ludzi,
którzy tyle krzywdy zrobili Polakom? Do wojskowego sądownictwa i
wojskowego wymiaru sprawiedliwości? Tego, który nie miał nic wspólnego z
nazwą „wymiar sprawiedliwości”? Który pastwił się nad Polakami, których
niszczono, skazywano na śmierć i na których wykonywano wyroki? I
jeszcze dzisiaj do nich wracać? Zapomnijmy już o nich, skoro dawno gruba
kreska pozostawiła ich na boku.

W latach 50. tzw. komisja Mazura, która miała zbadać działalność
informacji wojskowej, prokuratury wojskowej i sądów wojskowych,
stwierdziła liczne „uchybienia” w ich pracy. I na tym koniec.

– Kruk krukowi oka nie wykole – oni tę zasadę wyznawali i wiedzieli,
że im się nic nie stanie. Ilu z nich odpowiedziało za swoje zbrodnie?
Kilkunastu. A zbrodnie ich były potworne. Wystarczy zbadać akta ludzi,
którzy przeszli przez tryby wojskowego wymiaru sprawiedliwości: wojskowe
prokuratury rejonowe, wojskowe sądy rejonowe, wojskowe prokuratury
okręgowe, wojskowe sądy okręgowe czy Sąd Najwyższy. Ile tysięcy
wspaniałych synów i córek Narodu Polskiego zginęło przez tych ludzi! Oni
nie mają prawa wracać do świadomości publicznej poprzez powoływanie się
na ich artykuły!

Redaktorzy „WPP” powinni z większym dystansem i krytycyzmem patrzeć
na teksty profesorów Mariana Cieślaka czy Zbigniewa Dody odwołujących
się do „dorobku” stalinowskich sędziów?

– To, że wtedy ich cytowali, to już są sprawy ich odwagi. Nie chcę
się jednak na ten temat wypowiadać, ponieważ nieżyjący już sędzia Doda
był nawet kiedyś u mnie aplikantem pozaetatowym i wiem, że to był
człowiek, który się nie zhańbił. Zetknąłem się z nim później już w
Sądzie Najwyższym, kiedy po 1990 r. objął stanowisko prezesa Izby
Karnej. Nie mógłbym na niego złego słowa powiedzieć. Z prof. Marianem
Cieślakiem nie miałem kontaktu, ponieważ mimo że figurował jako
wykładowca procedury karnej na Uniwersytecie Jagiellońskim w roku 1948
roku, to w tym czasie się habilitował i nie miałem okazji z nim
rozmawiać. Spotykałem się z nim, ale już w innym czasie.

Jak na ironię artykuł Dody dotyczy zakazu reformationis in peius,
czyli zakazu pogarszania sytuacji oskarżonego. Ale chyba mordercom w
togach problem ten nie spędzał snu z powiek.

– Zakaz ten oznacza, że nie wolno w postępowaniu przed sądem II
instancji – w przypadku, gdy skazany przez sąd I instancji wniósł
odwołanie – pogorszyć jego sytuacji prawnej, z jaką wyszedł spod I
instancji. Były jednak podobno takie przypadki, że mimo iż skazany przez
sąd I instancji wnosił odwołanie (tylko on, nie prokurator), to sąd II
instancji przy rewizji wniesionej przez skazanego pogarszał jego
sytuację prawną. To jest kuriozum, które trzeba nazwać zbrodnią prawa,
bo nie można pogorszyć sytuacji prawnej skazanego, jeżeli tylko on
odwołał się od wyroku. Ale wtedy wszystko było łamane. Przecież ci
wojskowi sędziowie i prokuratorzy wielokrotnie – w przeważających
sytuacjach – nie byli w ogóle prawnikami, nie mieli studiów. Robili to,
co im partia nakazała. To byli ludzie, którzy popisywali się swoimi
potwornymi wyrokami, które skazywały ludzi na śmierć lub długoletnie
więzienie. To straszni ludzie, dlatego Sejm potępił ich działalność i w
latach 90. XX wieku byli pozbawiani godności sędziów i prokuratorów.
Jeżeli udowodniono im, że przed przyjściem do wymiaru sprawiedliwości
byli funkcjonariuszami komunistycznych organów bezpieczeństwa państwa,
Służby Bezpieczeństwa, to musieli opuścić wymiar sprawiedliwości.

Hochberg, Bafia czy Andrejew doświadczyli tego?

– Nie pamiętam, czy na przykład Hochberg jeszcze żył. Oni wyszli z
wymiaru sprawiedliwości, ale jeśli chodzi o Andrejewa, to z tego, co
wiem, nie był w wojskowym wymiarze sprawiedliwości. Był w Sądzie
Najwyższym i miał styczność ze sprawami politycznymi.

 

Zatwierdził wyrok śmierci na generale Auguście Fieldorfie „Nilu”.

– Tak, Andrejew nie działał już w wojskowym sądownictwie, tylko w
sądownictwie powszechnym. Generał Fieldorf „Nil” był sądzony jako
rzekomy współpracownik gestapo. To chyba Andrejew tłumaczył się, że nie
doczytał akt i sądził, że to chodzi o volksdeutscha. Generał został
skazany z dekretu odpowiedzialności karnej za zdradę kraju. To była
hańba, żeby coś takiego wydumać.

Kapitan Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej nie widzi problemu w przypisach do Andrejewa.

– Nie wiem, jak do tego doszło. Powinno się o tym już milczeć. Oni
nie mogą wracać na łamy piśmiennictwa prawniczego. Faktycznie to w
pewnym sensie stawianie im pomników. Oni na nie w żaden sposób nie
zasłużyli. Sądzili haniebnie pod dyktando swojej partii.

 

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Czartoryski-Sziler

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/21993,mordercy-w-togach.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

37. kaci wciąż bez kary

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

38. Nie udało się zabić pamięci

Nie
udało się zabić pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Ale ich oprawcy
pozostali nierozliczeni. Gorąca dyskusja o historii najnowszej u Jana
Pospieszalskiego

Tylko u nas

"Tworzy się nowa elita, na kanwie ruchu wokół Żołnierzy Wyklętych. Ta
kontrelita żyje ze świadomością, ze trzeba Polskę odzyskać i zbudować
nowy ład społeczny" - mówił Jacek Karnowski w programie "Bliżej".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

39. Gazeta Wyborcza w dzień Narodowej Pamięci

Istota manipulacji? Przedstawić "żołnierzy wyklętych" jako znak sprzeciwu wobec obecnej Polski

Istota manipulacji? Przedstawić "żołnierzy wyklętych" jako znak sprzeciwu wobec obecnej Polski

Obecnie
ich wszystkich wkładamy do jednego worka "żołnierzy wyklętych", gdy
tymczasem spora ich część nie chciała mieć ze sobą nic wspólnego. Jedni
walczyli o demokratyczną, związaną z Zachodem Polskę, inni chcieli
Polski zamkniętej, etnicznej i nacjonalistycznej.



Awantura o żołnierza wyklętego. Radny SLD: Zasłużył na kulkę

PO i PiS przegłosowały, że w Zielonej
Górze stanie pomnik Żołnierzy Wyklętych, a skwer będzie nosić nazwę
majora Adama Lazarowicza, żołnierza AK i WiN, zamordowanego po wojnie
przez komunistów. - Zasłużył - wypalił Edward Markiewicz, radny SLD. W
ratuszu rozpętało się małe piekło.

Major Adam Lazarowicz w czasie drugiej wojny
światowej był ostatnim komendantem AK w Dębicy. Za jego największy
sukces uznaje się rozpracowanie niemieckiej broni rakietowej V-2 na
poligonie doświadczalnym w rejonie miejscowości Blizna. W czasie akcji
"Burza" dowodził piątym pułkiem strzelców konnych AK. Za pomoc wojskom
sowieckim otrzymał Order Czerwonej Gwiazdy, którego nie przyjął.


Po wojnie był zastępcą prezesa zrzeszenia Wolność i
Niezawisłość. Współtworzył ostatnie kierownictwo WiN. Aresztowany w 1947
r. Po brutalnym śledztwie sąd wojskowy skazał go na karę czterokrotnej
kary śmierci. Lazarowicza oraz innych przywódców zabito 1 marca 1951 r. w
mokotowskim więzieniu strzałem w tył głowy.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

40. "Przez jednych nazywani

"Przez
jednych nazywani bohaterami, przez drugich zbrodniarzami", czyli jak
"Wyborcza" zaprasza do obchodów Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych

Nie pierwsza to alergiczna reakcja "Wyborczej" na pamięć o Wyklętych. Jak widać, o ich dobre imię trzeba starać się nadal.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

41. Jan Pospieszalski o

Jan Pospieszalski o incydencie z Michnikiem, Rogowskim i Czuchnowskim: "Adam Michnik dawno przestał być człowiekiem dialogu"

Tylko u nas

"Mecenas Rogowski - radca prawny, sam o sobie mówiący 'funkcjonariusz
publiczny' w tej scenie poświadcza nieprawdę. To może dawać podstawy do
podejrzeń, jak wygląda jego praca jako pełnomocnika prawnego przed
sądem".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

42. kłamstwa Komorowskiego w obronie teściów z UB

Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych i czasów przeklętych, gdy Polak strzelał do Polaka

Być może lepszym terminem byłoby, że to
nie tyle żołnierze byli wyklęci, ale czasy były przeklęte. Bo to były
przeklęte czasy. Kiedy Polak strzelał do Polaka i kiedy sami Polacy w
służbie złej sprawie niszczyli nasze szanse narodowe, niszczyli nasze
poczucie godności i wartości - mówił prezydent Komorowski uczniom w
Puławach, nawiązując do represji, jakie spotkały "żołnierzy wyklętych"
ze strony komunistycznych władz.

Z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy
Wyklętych w całej Polsce odbyły się upamiętniające ich uroczystości. W
szkole w Puławach lekcję na ich temat poprowadził prezydent Bronisław Komorowski.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

43. KACI,MORDERCY,SĘDZIOWIE

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

44. syn i brat stalinowskich funkcjonariuszy, ścigających Polaków




Adam Michnik: Żołnierze wyklęci w potrzasku

Był to ponury czas, w którym wszystkie niemal drogi prowadziły
donikąd. Był to czas, gdy wierność łatwo przeobrażała się w absurd, a
realizm mógł oznaczać zdradę. Tym, którzy tego uniknęli, zarówno
"żołnierzom wyklętym'', jak i krytykom, należy się hołd, miłosierdzie i
życzliwa pamięć

Zazdroszczę tym, dla których wszystko jest jasne. Tym, dla których ówczesny świat dzieli się na bohaterów i zdrajców.



Dla mnie nie jest to tak jasne. Polska znalazła się wtedy w potrzasku.



A w potrzasku naród, tak jak człowiek, zachowuje się często
nieracjonalnie - i trudno go za to winić. Przed laty usłyszałem od
znakomitego poety głęboką myśl: prawda tkwi w sprzeczności.



Czas "żołnierzy wyklętych'' to epoka wielkiej sprzeczności.
Dlatego "żołnierz wyklęty'' do dziś dzieli polską pamięć. "Dla jednych
jest symbolem walki z władzą komunistyczną i dominacją sowiecką, dla
innych przywódcą bandy rabunkowej, odpowiedzialnym za mordy na
sprzeciwiających mu się osobach''.



Tak brzmi opinia współczesnego historyka o jednym z dowódców oddziałów leśnych. Kto ma rację? Może jedni i drudzy?


II




To była prawdziwa pułapka. Stefan Korboński,
delegat rządu na kraj, pisał w kwietniu 1945 r. do centrali w Londynie:
"Nie możemy opanować żywiołowych migracji ludzi do lasu. Przyczyna: z
jednej strony masowe aresztowania i pobór do wojska, z drugiej -
mistyczna wiara ludności, że przeżywany okres jest przejściowym i że
wkrótce Polska będzie prawdziwie niepodległa''.


III




Paweł Jasienica, wspominając tamten czas, napisał: „Nie
wierzyłem ani przez chwilę w wybuch wojny amerykańsko-rosyjskiej. Do
wiary w absurdy nie jestem skłonny. Sądziłem, że stanowimy atut
polityczny w ręku polskiego Londynu, który za cenę rozwiązania naszych
oddziałów wytarguje lepsze warunki w nieuchronnym kompromisie. W lipcu
1945 r. dowiedzieliśmy się, że mocarstwa przestały uznawać » polski
Londyn «. Coś w rodzaju kompromisu osiągnięto zatem, a my
pozostawaliśmy w lesie... bez żadnych wskazówek''.


IV




Stalinowski reżim nie szukał kompromisu. Dążył konsekwentnie do
unicestwienia i skompromitowania żołnierzy Polski podziemnej i ich
dowódców; nie pragnął pojednania - chciał poniżenia i unicestwienia.
Prasa reżimowa informowała o podziemiu ''sanacyjno-eneszetowskim'':
''Dlatego mobilizuje [ono] wszystkie swoje siły do walki z demokracją. W
tej mobilizacji każdy, kto walczy z Polską Demokratyczną, jest dobrym
sprzymierzeńcem. Bandyci z NZS i WiN idą ręka w rękę z jawnymi wrogami
Polski, banderowcami i upowcami ukraińskimi, a nawet z hitlerowcami z
Wehrwolfu. Ci rzekomi polscy patrioci, którzy w ciągu ostatnich lat
zamordowali kilka tysięcy Polaków, którzy ograbili kilkanaście tysięcy
rodaków, jednoczą się w walce przeciw Polsce Ludowej z tymi, którzy
wytrzebili nie tysiące, lecz setki tysięcy Polaków, którzy marzą o
całkowitym wyniszczeniu narodu polskiego''.Prasa podziemna pisała natomiast: ''My, którzy ponieśliśmy tyle ofiar,
nie możemy pozwolić na to, by w naszym państwie panoszyli się Azjaci i
narzucali nam swe prawa przez swych pachołków. (...) Chcemy, aby Polska
była rządzona przez Polaków oddanych sprawie i wybranych przez cały
Naród.''.



Taki był wtedy język wojny polsko-polskiej, która odczłowiecza i
dehumanizuje. Dla jednych była to obrona Polski przed sowiecką opresją;
dla drugich - obrona reform przed reakcyjnymi obrońcami ''okopów
Świętej Trójcy''.



Tu nie było już miejsca dla przeciwników, których się szanuje,
po obu stronach byli wrogowie, których trzeba unicestwić. Dlatego w tej
wojnie było tak wiele obustronnego okrucieństwa. Straszne są opisy
zabójstw i rabunków dokonywanych przez podziemie; straszne są świadectwa
ubeckich tortur i egzekucji ''żołnierzy wyklętych''.


V




Jeden z dowódców leśnego oddziału zanotował w lutym 1946 r.:



''Proponowaliśmy Orlisowi uderzenie na Parczew i rozgromienie
mieszkających tam Żydów, którzy zagarnęli w swoje ręce cały handel, nie
dając żyć innym drobnym kupcom i handlarzom polskim. (...) Przy tej
okazji można się będzie dobrze podreperować na żydowskich sklepach, a
przede wszystkim na obuwiu, które jest nam bardzo potrzebne. (...)



Wczesnym wieczorem 2 lutego (...) ruszamy do akcji. (...)
»Dąbkowi « udało się pięknie podejść i bez strzału rozbroić wartę koło
mostu, złożoną z dwóch Żydków z automatami i pistoletami. Jednym z nich
był sierżant UB, nazywany popularnie » Bocian «, dość podłe Żydzisko w
stosunku do Polaków. Idąc dalej w kierunku posterunku, złapał trzeciego
Żydka z bronią''.

Cały tekst przeczytasz w "Magazynie Świątecznym".


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

45. Żołnierze niezłomni zrównani z bandytami

W publicznym Radiu dla Ciebie w skandaliczny sposób podjęto temat żołnierzy wyklętych, zrównując ich z bandytami. Doktor Marcin Zaremba z Uniwersytetu Warszawskiego wypowiadał się przez kilka minut o żołnierzach niezłomnych, posługując się retoryką podobną do tej stosowanej względem nich w latach 50.

1 marca 2013 r., w dniu państwowego święta żołnierzy wyklętych, Radio dla Ciebie (RdC) w programie redaktora Damiana Gadomskiego zaprosiło słuchaczy do debaty na temat żołnierzy, którzy nie złożyli po wojnie broni, lecz walczyli dalej z komunistycznym okupantem. Czy żołnierze wyklęci byli bandytami czy bohaterami? – brzmiał temat popołudniowej dyskusji w RdC.

Skandaliczne było samo stawianie takiego pytania w dniu święta katowanych i mordowanych przez komunistów, a potem przez dziesiątki lat prześladowanych polskich żołnierzy niezłomnych. Jednakże to, co zaprezentowali niektórzy goście i słuchacze RdC, przeszło wszelkie oczekiwania – informuje portal Prawy.pl.

Doktor Marcin Zaremba z Instytutu Historii Uniwersytetu Warszawskiego przez kilka minut odmieniał przez wszystkie przypadki słowo „bandyci” w odniesieniu do żołnierzy wyklętych.

Zaremba wypowiadał się przez kilka minut o żołnierzach niezłomnych, posługując się podobną retoryką do tej stosowanej względem nich w latach 50.

– Ja bym nie budował jakiegoś mitu żołnierzy wyklętych, tylko wskazywał na trudności, z jakimi oni się zetknęli. Z jednej strony liczyli na to, że wybuchnie trzecia wojna, na to, że przyjdą tu zaraz Anglosasi i nas wyzwolą. Musieli przetrwać w lesie zimą, wiosną, kiedy nie ma jedzenia. Z drugiej strony każda wojna prowadzi do demoralizacji. W tym sensie można ich nazywać także ofiarami tej wojny. Tak samo jak po wojnie secesyjnej mamy mnóstwo ludzi, którzy na Dzikim Zachodzie wykorzystują swoją umiejętność użycia kolta, tak samo tutaj pojawili się tacy ludzie, którzy nic innego nie umieli zrobić albo niewiele poza złożeniem karabinu i oddaniem z niego strzału i użyciem kolby, żeby komuś przyłożyć – charakteryzował żołnierzy niezłomnych.

W tym momencie prowadzący (red. Gadomski) nieśmiało wtrącił, że być może powojenne działania zbrojne żołnierzy AK czy NSZ były jedynie odwetem „za brutalność aparatu represji komunistów”. – Myślę, że gdyby nie było tego aparatu represji, gdyby wrócił Anders i rząd polski w Londynie, to problem bandytyzmu i tak by istniał – skwitował dr Zaremba.

– Bez wątpienia sytuacja przegranej i klęski, frustracji z tym związanej, ciągłych represji wzmagała radykalizm i trzymała tych ludzi w lesie. Jak powiedziałem na początku, mieliśmy do czynienia z autentyczną plagą przestępczości, która nie miała jednego źródła i nie wynikała tylko z tego, że UB szaleje i ludzie wsadzani są do więzień, aresztowani, bici i rozstrzeliwani – puentował.

Na szczęście spotkało się to z reakcją jednego ze słuchaczy RdC, pana Andrzeja.

– Mocno jestem zszokowany wypowiedzią człowieka, który jest historykiem z tytułem naukowym, który mówi, że żołnierze wyklęci byli ludźmi nieumiejącymi nic zrobić. Kim był dla niego więc absolwent wyszkolenia kawalerii w Grudziądzu major Szendzielarz „Łupaszko”, dyplomowany oficer, dwukrotny kawaler Orderu Virtuti Militari. Czy to był człowiek, który nie potrafił nic zrobić? Wydaje się, że był wybitnym dowódcą. Inny przykład, pułkownik Łukasz Ciepliński „Pług”, którego „świadectwem demoralizacji” mogą być grypsy więzienne, w których pisał m.in. do swojego synka: „Andrzejku kochany, wymodlony, piszę do Ciebie, bo niedługo zostanę zamordowany. Ale cieszę się, bo mogę oddać życie za Polskę; mogę oddać życie za świętą wiarę katolicką”. A może zdemoralizowana była 17-letnia dziewczyna Danka Siedzikówna „Inka”, która w ostatnim grypsie do domu pisze: „Powiedzcie babci, że zachowałam się, jak trzeba”? Miałem zaszczyt znać ostatnich żołnierzy wyklętych. W normalnym państwie byliby to ludzie, którzy chodziliby w glorii, dumnie na piersiach nosząc ordery. Dzisiaj pierwszy lepszy historyk może szargać ich pamięć, co wydaje się szczególnie okrutne w dniu dzisiejszym, w dniu, kiedy czcimy ich pamięć. To jest bardzo bolesne – powiedział pan Andrzej.

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/25622,zolnierze-niezlomni-zrownan...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

46. "wot elyty"

z pełna odpowiedzialnością stawiam znak równości między takimi "wykształciuchami "
i prymitywnymi
ludzikami z lat 1950 , po kursach dla analfabetów...analfabetów również i moralnych...

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

47. przepraszam za pytanie,ale co to za radio ?

bo czytając kolejny raz ,włosy dęba stają na głowie...że takie "coś "wydarzyło sie w anno domini 2013 ,w polskim radio...
jak widać,nie trzeba cofać sie do czasów Wolińskiej czy Stefana Michnika podpisujących wyroki na Bohaterów,ani do czasów Moczara...czy Szlachcica a nawet do czasów...Światło,Radkiewicza ,czy Fejgina,pomijam generała Sierowa
zgroza,ze takich mamy Chistoryków,wyedukowanych za nasze ciężko zarobione pieniądze...za nasze Haracze-podatki...

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

48. chistorykowi z PRLu

przypominam nazwiska zamordowanych w więzieniach ubecji,takich ludzi jak
generał Franciszek Herman,b.kierownik Biura Studiów w II Oddziale Sztabu AK ,gen Luśniak i kmdr ppor Marynarki wojennej Krzywiec i wielu,wielu nauczycieli,prawników,urzędników państwowych,oficerów i podoficerów...
nie wymieniam, celowo tych najgłośniejszych
bo te juz chistoryk musi znać nawet z gazet...
a może owemu panu dodam nazwisko Bolesława Rutkowskiego- /"Zawadzki" "Muszyński"/,byłego Dyrektora
Departamentu Spraw Wewnętrznych Delegatury Rządu na Kraj ,zasłużony współorganizator i działacz Polskiego Podziemnego w okresie okupacji.czy on tez był nieprzydatnym do niczego chwastem...?

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

49. Manipulator Michnik i "żołnierze wyklęci" (giz 3miasto)

http://giz3.salon24.pl/490866,manipulator-michnik-i-zolnierze-wykleci


and/or łajdactwo Gazety Wyborczej -
jeśli czytelnik ma jedynie do dyspozycji tekst rednacza dostępny w
wydaniu internetowym. Wiedziony instynktem i złymi przeczuciami zrobiłem
wczoraj wyjątek i kupiłem GieWu, aby zapoznać się z całym tekstem Adama
Michnika "Żołnierze wyklęci w potrzasku". Tekst zaczyna się od tezy:



Był to ponury czas, w którym
wszystkie niemal drogi prowadziły donikąd. Był to czas, gdy wierność
łatwo przeobrażała się w absurd, a realizm mógł oznaczać zdradę. Tym,
którzy tego uniknęli, zarówno "żołnierzom wyklętym'', jak i krytykom,
należy się hołd, miłosierdzie i życzliwa pamięć.




jego obszerny fragment jest dostępny w internecie tutaj: Adam Michnik - "Żołnierze wyklęci w potrzasku"



oczywiście redakcja GieWu nie byłby redakcją GieWu, gdyby ograniczyła
się do wrzucenia koherentnego skrótu wywodów "miszcza" Adama, dlatego
wersja internetowa jest wybiórcza - amplifikuje i uwypukla tezy, które w
swoim wywodzie rozwija Michnik. Aby uwypuklić i nadać jeden wyrazisty
kierunek przemyśleniom autora dokonano pewnych, tylko pozornie drobnych
manipulacji wykreślając zdania, które mogłyby zakłócić jednoznacznie
negatywny obraz "żołnierzy wyklętych". W ten oto sposób w zamieszczonym w
sieci początkowym fragmencie tekstu znikają zdania i całe akapity [na niebiesko fragmenty usunięte]. Michnik pisze:



Zazdroszczę tym, dla których wszystko jest jasne. Tym, dla których ówczesny świat dzieli się na bohaterów i zdrajców.

Dla mnie nie jest to tak jasne. Polska znalazła się wtedy w potrzasku.

A w potrzasku naród, tak jak człowiek, zachowuje się często nieracjonalnie - i trudno go za to winić. Przed laty usłyszałem od znakomitego poety głęboką myśl: prawda tkwi w sprzeczności. [wytłuszczenia moje]

Czas „żołnierzy wyklętych" to epoka wielkiej sprzeczności. Dlatego
"żołnierz wyklęły" do dziś dzieli polską pamięć. "Dla jednych jest
symbolem walki z władzą komunistyczną i dominacją sowiecką, dla innych
przywódcą bandy rabunkowej odpowiedzialnym za mordy na sprzeciwiających
mu się osobach."

Tak brzmi opinia współczesnego historyka o jednym z dowódców oddziałów leśnych. Kto ma rację? Może jedni i drudzy?




i dalej czytamy:



Paweł Jasienica, wspominając tamten czas, napisał: "Nie
wierzyłem ani przez chwilę w wybuch wojny amerykańsko-rosyjskiej. Do
wiary w absurdy nie jestem skłonny. Sądziłem, że stanowimy atut
polityczny w ręku polskiego Londynu, który za cenę rozwiązania naszych
oddziałów wytarguje lepsze warunki w nieuchronnym kompromisie. W lipcu
1945 r. dowiedzieliśmy się, że mocarstwa przestały uznawać »polski
Londyn«. Coś w rodzaju kompromisu osiągnięto zatem, a my pozostawaliśmy w
lesie... bez żadnych wskazówek".


Partyzanci, bohaterowie
antyhitlerowskiego ruchu oporu, pozostali wierni przysiędze i byli
pozbawieni jakiejkolwiek perspektywy. Proponowano im kapitulację
.




Stalinowski reżim nie szukał kompromisu.
Dążył konsekwentnie do unicestwienia i skompromitowania żołnierzy Polski
podziemnej i ich dowódców; nie pragnął pojednania - chciał poniżenia i
unicestwienia. Na murach widniały plakaty o "zaplutym karle reakcji".

Prasa reżimowa (sic!) informowała o podziemiu "sanacyjno-eneszetowskim”: „Dlatego
mobilizuje [ono] wszystkie swoje siły do walki z demokracją. W tej
mobilizacji każdy, kto walczy z Polską Demokratyczną, jest dobrym
sprzymierzeńcem. Bandyci z NZS i WiN idą ręka w rękę z jawnymi wrogami
Polski, banderowcami i upowcami ukraińskimi, a nawet z hitlerowcami z
Wehrwolfu. Ci rzekomi polscy patrioci, którzy w ciągu ostatnich lat
zamordowali kilka tysięcy Polaków, którzy ograbili kilkanaście tysięcy
rodaków, jednoczą się w walce przeciw Polsce Ludowej z tymi, którzy
wytrzebili nie tysiące, lecz setki tysięcy Polaków, którzy marzą o
całkowitym wyniszczeniu narodu polskiego”
.




Prasa podziemna pisała natomiast"My,
którzy ponieśliśmy tyle ofiar, nie możemy pozwolić na to, by w naszym
państwie panoszyli się Azjaci i narzucali nam swe prawa przez swych
pachołków. (...) Chcemy, aby Polska była rządzona przez Polaków oddanych
sprawie i wybranych przez cały Naród. (...)
Dlatego
też wypowiedzieliśmy wojnę na śmierć lub życie tym, którzy - za
pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich - mordują najlepszych
Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości. (...) Nie jesteśmy
żadną bandą, jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny.
Jesteśmy z miast i wiosek polskich. (...) Walczymy za świętą sprawę, za
wolną, niezależną, sprawiedliwą i prawdziwe demokratyczną Polskę!
"
.



Taki był wtedy język wojny
polsko-polskiej, która odczłowiecza i dehumanizuje. Dla jednych była to
obrona Polski przed sowiecką opresją i dla drugich - obrona reform przed
reakcyjnymi obrońcami „okopów Świętej Trójcy".

Tu nie było już miejsca dla przeciwników, których się szanuje, po obu
stronach byli wrogowie, których trzeba unicestwić. Dlatego w tej wojnie
było tak wiele obustronnego okrucieństwa. Straszne są opisy zabójstw i
rabunków dokonywanych przez podziemie; straszne są świadectwa ubeckich
tortur i egzekucji „żołnierzy wyklętych".




Pisał Paweł Jasienica: "Każda wojna
domowa ma to do siebie, że z biegiem czasu staje się coraz bardziej
okrutna. Historia nie zna wyjątku od tej reguły”.


Toteż i Polska nie była wyjątkiem. Po obu stronach zwyciężała logika
nienawiści partyzantka przeobrażała się często w bandytyzm; aparat
bezpieczeństwa stawał się aparatem niebezpieczeństwa i siewcą śmierci.

Oczywiście pamiętać należy o asymetrii: po jednej stronie był aparat
państwa, wspierany przez potęgę sowiecką, a z po drugiej nieszczęśni,
pozbawieni dowódców i realnych nadziei, choć wierni przysiędze i
własnemu wyobrażeniu o dobru Polski.




Jednak stalinowski reżim epoki "rewolucji łagodnej" miał także moc
kusicielską. Obiecywał reformę rolną, bezpłatną służbę zdrowia i
edukację, unarodowienie przemysłu, kraj wolny od konfliktów etnicznych i
nietolerancji religijnej, awans dla ludzi z nizin społecznych. A
jednocześnie ten reżim powtarzał, że jest bezalternatywny. Że nie
wybuchnie żadna wojna, która pozwoli zmienić realia geopolityczne. I ten
argument był przekonywający dla bardzo wielu.



Podziemie było niejednolite. Obok ludzi wielkiej miary, demokratów w
rodzaju Jana Rzepeckiego czy Kazimierza Moczarskiego, byli tam ludzie
wyznający inne systemy wartości. Tacy jak ci, którzy wiosną 1944r.
mordowali innych ludzi podziemia antyhitlerowskiego, na przykład Jerzego
Makowieckiego czy Ludwika Widerszala.



Teraz w podziemiu byli jedni i drudzy. Ci pierwsi byli postrzegani jako
ludzie naiwni, którzy pobłądzili, nie rozpoznali sensu swojej epoki; w
tych drugich widziano zbrodniarzy i spadkobierców rodzimego faszyzmu.



Jeden z dowódców leśnego oddziału zanotował w lutym 1946 r.:

„Proponowaliśmy Orlisowi uderzenie na Parczew i rozgromienie
mieszkających tam Żydów, którzy zagarnęli w swoje ręce cały handel, nie
dając żyć innym drobnym kupcom i handlarzom polskim. (...) Przy tej
okazji można się będzie dobrze podreperować na żydowskich sklepach, a
przede wszystkim na obuwiu, które jest nam bardzo potrzebne. (...)

Wczesnym wieczorem 2 lutego (...) ruszamy do akcji. (...) »Dąbkowi«
udało się pięknie podejść i bez strzału rozbroić wartę koło mostu,
złożoną z dwóch Żydków z automatami i pistoletami. Jednym z nich był
sierżant UB, nazywany popularnie »Bocian«, dość podłe Żydzisko w
stosunku do Polaków. Idąc dalej w kierunku posterunku, złapał trzeciego
Żydka z bronią".




i tutaj nagle "grać przestał", ale spox internetowa wersja tekstu Adama Michnika kończy się silnym akordem. W ramach bonusu internauta ma możliwość obejrzenia YouTubki z fragmentem filmu - "...jako i my odpuszczamy..."  - o którym czytamy:

Dokument Jerzego Kaliny z 1999 roku na temat pacyfikacji
białoruskich wsi na skraju Puszczy Białowieskiej przez zbrojny oddział
polskiego podziemia (NZW-PAS) pod dowództwem kpt. Romualda Rajsa
"Burego", która miała miejsce na przełomie stycznia i lutego 1946 roku.
Wypowiedzi rodzin ofiar, którym po kilku latach starań udało się
ekshumować ciała bliskich i w 1997 roku pochować na cmentarzu wojskowym w
Bielsku Podlaskim. Sprawę przez 3 lata blokował Andrzej Przewoźnik z
Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. W ciągu następnych 4 lat rządów
AWS rodziny bezskutecznie starały się o postawienie pomnika ku czci
ofiar polskiego podziemia zbrojnego, zgody nie wydawała ówczesny
wojewoda podlaski Krystyna Łukaszuk (związana z "Solidarnością"). Pomnik
stanął w 2002 roku już za rządów SLD. W 2005 roku pion śledczy IPN
przeprowadził śledztwo w sprawie mordu, oceniając go jako ludobójstwo
(sprawa wyczerpuje znamiona zbrodni przeciw ludzkości), ale sprawę z
racji nie wykrycia bądź śmierci sprawców umorzono. Romualda Rajsa w 1995
roku rehabilitowano, a rodzinie wypłacono odszkodowanie. "Bury" zajął
jedno z czołowych miejsc w albumie wydanym w 1999 roku, podpisanym przez
ówczesnego premiera Jerzego Buzka, poświęconym żołnierzom polskiego
podziemia, których nazywa się w nim "ludźmi pełnymi zasad i honoru".
Rodziny ofiar do dzisiaj nie doczekały się odszkodowania. W lutym 2011
roku prezydent RP podpisał uchwałę o nowym święcie "Żołnierzy
Wyklętych", które nobilituje kontrowersyjną postać kpt. Romualda Rajsa
ps. "Bury". W opinii większości spadkobierców polskiego podziemia
antykomunistycznego człowiek, który dopuścił się ludobójstwa nadal
pozostaje bohaterem.




W dalszej, wyłącznie papierowej wersji swego tekstu Adam Michnik
najwyraźniej goni w piętkę, gdyż dla zilustrowania postawionej na
wstępie tezy zamiast uczciwie dobranych faktów, wybiera poezję i nie
wiedzieć czemu maltretuje starego Jastruna publikując jego wstydliwie
zapomniane wiersze, gloryfikujące nieuniknione dziejowe zmiany ustrojowe
i szydzące z przeciwników postępu. Choć mógłby przecież sięgnąć do
wierszy Szymborskiej. Jedyny pożytek z Jastruna to "wilczy trop", który
się pojawia w jednym z jego wierszy, a który niczym grom z jasnego nieba
"socjalistycznej ojczyzny" powraca w dobrze znanym wierszu "Wilki"
Zbigniewa Herberta:



Ponieważ żyli prawem wilka

 historia o nich głucho milczy

 pozostał po nich w kopnym śniegu

 żółtawy mocz i ten ślad wilczy



 szybciej niż w plecy strzał zdradziecki

 trafiła serce mściwa rozpacz

 pili samogon jedli nędzę

 tak się starali losom sprostać



 już nie zostanie agronomem

 "Ciemny" a "Świt" - księgowym

 "Marusia" - matką "Grom" - poetą

 posiwia śnieg ich młode głowy



 nie opłakała ich Elektra

 nie pogrzebała Antygona

 i będą tak przez całą wieczność

 w głębokim śniegu wiecznie konać



 przegrali dom swój w białym borze

 kędy zawiewa sypki śnieg

 nie nam żałować - gryzipiórkom -

 i gładzić ich zmierzwioną sierść



 ponieważ żyli prawem wilka

 historia o nich głucho milczy

 został na zawsze w dobrym śniegu

 żółtawy mocz i ten trop wilczy




Ten wiersz, niełatwy w interpretacji, należy czytać w kontekście ....z
miejsca zastrzega Michnik i nagle zaczyna relatywizować, ale jedynie
gdy chodzi o wiersz Herberta. Tak jakby nigdy nie słyszał np. o akcji "Burza"
i jej konsekwencjach, tak jakby nie wiedział o wezwaniach do ujawnienia
się i amnestiach władz komunistycznych skierowanych do żołnierzy
podziemia oraz o ich konsekwencjach...

Pisząc ten cały elaborat, jak gdyby nigdy nic, bez najmniejszych wątpliwości Michnik konkluduje - Wszyscy,
przegrani, oszukani, nieszczęśliwi, są przecież nieusuwalnym fragmentem
polskiego losu, polskiej smutnej chwały i naiwności zasługującej na
wybaczenie. Niewybaczalna jest bowiem tylko podłość nasycona
okrucieństwem.


"Wszyscy" - w ujęciu Michnika oznacza nie tylko "żołnierzy
wyklętych", ale również funkcjonariuszy MBP, UB, KBW z całą tą ferajną z
tzw. rodzin resortowych. I to jest nadużycie, karygodne uproszczenie i
bezczelna manipulacja, bo czy wyżej wspomniani walczyli o wolną i niepodległą Polskę podobnie jak "żołnierze wyklęci"?

 Można oczywiście prowadząc długie dyskusje zgodzić się, że walka
"żołnierzy wyklętych" skazana była na porażkę, czego już jednak w żadnym
wypadku i pod żadnym pozorem nie można powiedzieć o walce "utrwalaczy
socjalizmu". Ci pierwsi, niezłomni przegrali i ponieśli konsekwencje
swoich "bandycko" patriotycznych czynów. Ci drudzy, pomimo sromotnej
klęski ideologii, której służyli, mają się bardzo dobrze, od niedawna
wręcz doskonale, o czym chyba nawet Adama Michnika przekonywać nie
trzeba.



Rację więc miał Zbigniew Herbert gdy wypowiedział te słowa:

"Michnik jest manipulatorem.

To jest człowiek złej woli, kłamca.

Oszust intelektualny."




i  na tym zakończę, chociaż mógłbym pisać i argumentować w nieskończoność ...



jako bonus kilka fotek z ksiązki "Koniec i początek. Gdańsk 1945-1955"



Msza święta na Targu Rakowym w Gdańsku, rok 1945. W pierwszym
rzędzie od lewej: Marian Spychalski, marszałek Michał Rola-Żymierski,
prezydent KRN Bolesław Bierut, wojewoda Mieczysław Szczęsny Okęcki,
komendant miasta gen. Siemion Mikulski.



Pierwszy transport powracających z Anglii (z bronią) żołnierzy II
Korpusu w drodze do koszar na ulicy Słowackiego w Gdańsku, jesień 1945. W
rogatywce porucznik Zbigniew Langenfeld - adiutant dowódcy 16.
Kaszubskiej Dywizji Piechoty.



Wywiad z pułkownikiem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie przeprowadza
porucznik Stanisław Woliński, redaktor „Gazety Morskiej" wychodzącej w
latach 1945-1948 jako dziennik Marynarki Wojennej. Fot. Zbigniew
Kosycarz.

oraz kilka linków:

"Koniec i początek" - Wiesława Szymborska

http://www.sciaga.pl/tekst/92951-93-koniec_i_poczatek_interpretacja_wiersza_wislawy_szymborskiej

Kto zapłaci za zbrodnie podziemia


http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/kto-zaplaci-za-zbrodnie-podziemia

Oprawcom lepiej niż nam

http://www.rp.pl/artykul/830853,831144-Oprawcom-lepiej-niz-bohaterom.html

IPN szuka ciał "Nila" i rotmistrza Pileckiego

http://www.rp.pl/artykul/830853,838996-IPN-rozpoczyna-badania-na-terenie-Laczki-na-Cmentarzu-Powazkowskim.html

Według SLD żołnierze wyklęci to ofiary wojny domowej

http://www.rp.pl/artykul/830853,831983-Minuta-ciszy-ku-czci-zolnierzy-wykletych-zaklocona.html

Sprawa Michnika

http://www.sejmplinfo.org/ArticleDetails.aspx?id=1339&au=28

Obława Augustowska

http://podziemiezbrojne.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?163019


 

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

50. "Rzeczpospolita kłamców Salon"W.Łysiak

str 20"../.../J.R Nowak dziwił się temu :"zdumiewające,ze nikt w całej prasie polskiej nie postawił wówczas Michnikowi pytania:na czym oparł swoje obrzydliwe pomówienie.Dlaczego
nie zażądano ,by wymienił choc jedno nazwisko bohatera podziemia .który byłby jakoby "podłym antysemitą "Bo tak przyparty do muru Michnik mógłby tylko przepraszać za haniebne pomówienia ,tak jak to musiał zrobic w przypadku fałszywie oskarżonych przez niego działaczy "Mazowsza"Bo mógłby najwyzej powołać się na fałsze stalinowskiej kużni kłamstw,którymi obsypywano skazanych na śmierć bohaterów AK,takich jak generał "Nil"-Fieldorf.Prawda o czasach wojny mówi,że własnie AK robiła co tylko było możliwe dla ratowania Żydów"
jak widać Michnik cierpi na jakąś fobie i przenosi ją na Żołnierzy Wyklętych...
a moze w tle jest gdzieś syndrom brata wydającego stalinowskie wyroki ?

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

51. W Londynie Dzień Pamięci

W
Londynie Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych uczczono manifestacją, która
zgromadziła kilkuset Polaków. Nieznani sprawcy, podpisujący się jako
"Emigracyjni Patrioci", odwiedzili również cmentarz, na którym spoczywa
stalinowska zbrodniarka.

"Tu spoczywa sowiecki, stalinowski kat
sędzia Helena Wolińska, sprawca śmierci polskich patriotów i żołnierzy
podziemnego państwa polskiego w tym szefa Kedywu - generała Emila
Augusta Fieldorfa "Nila".

Niech spłonie w piekle."
W Londynie Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych uczczono manifestacją, która zgromadziła kilkuset Polaków. Nieznani sprawcy, podpisujący się jako "Emigracyjni Patrioci", odwiedzili również cmentarz, na którym spoczywa stalinowska zbrodniarka.</p />
<p>"Tu spoczywa sowiecki, stalinowski kat sędzia Helena Wolińska, sprawca śmierci polskich patriotów i żołnierzy podziemnego państwa polskiego w tym szefa Kedywu - generała Emila Augusta Fieldorfa "Nila".</p>
<p>Niech spłonie w piekle."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

53. teraz smarzy się w piekle z innymi ludobójcami


5 marca 1953 roku zmarł „Chorąży Pokoju” – Józef Stalin


"Wódz ludzkości” przez 24 godziny leżał na podłodze. Agonii nie przerwali kremlowscy lekarze.

Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili, noszący pseudonimy
rewolucyjne „Stalin” i „Soso”, zmarł 5 marca 1953 roku po wylewie krwi
do mózgu w daczy w Kuncowie. „Wódz ludzkości” przez dwadzieścia cztery
godziny leżał na podłodze. Agonii nie przerwali kremlowscy lekarze.

Obraz wodza

60 lat po śmierci Józefa Stalina pojawia
się tendencja do zacierania stopnia, do jakiego piewcy „Ojca narodów”
zdołali narzucić obraz Stalina jako postaci obdarzonej charyzmatem.
Złudzeniu temu ulegli nie tylko dewocyjni stalinowcy, ale i znaczna
części ludności poddanej sile propagandy lat 30. 40. czy 50., pełnej entuzjazmu i zakłamanych panegiryków. Dziś sprawia ona wręcz groteskowe wrażenie.

Poeta Adam Ważyk, nim powstał „Poemat dla dorosłych” opiewał Wodza: 

"Mądrość Stalina rzeka szeroka,

w ciężkich turbinach przetacza wody,

płynąc wysiewa pszenice w tundrach,

zalesia stepy, stawia ogrody."

Wisława Szymborska opublikowała „Ten Dzień” dziesięć dni po śmierci Stalina:

"(...) Jaki rozkaz przekazuje nam

na sztandarach rewolucji profil czwarty?

- Pod sztandarem rewolucji wzmacniać warty!

Wzmocnić warty u wszystkich bram!

Oto Partia - ludzkości wzrok.

Oto Partia: siła ludów i sumienie.

Nic nie pójdzie z jego życia w zapomnienie.

Jego Partia rozgarnia mrok”

Wystarczy obejrzeć filmy dokumentujące
niewymuszoną reakcję ludzi, także w krajach zachodniej Europy, na wieść o
śmierci Stalina, by zdać sobie sprawę jak wielki był zasięg
oddziaływania wizerunku „wodza charyzmatycznego”.

Stalin zabijał nawet po swej śmierci

Milion ludzi tłoczył się przez dwa dni w Moskwie,
aby złożyć ostatni hołd Stalinowi. 8 marca 1953 roku, w dzień jego
pogrzebu, setki osób zostało zaduszonych w tłumie, który rozbijał się o
zapory z ciężarówek i kordon NKWD, zagradzających drogę do gmachu, w którym spoczywały zwłoki generalissimusa. Stalin nadal zabijał, nawet po swej śmierci.

Sfabrykowany charyzmat Stalina to jedna z podstaw systemu, który stał się po II wojnie światowej udziałem Europy na wschód
od Łaby. Portrety Stalina były wszechobecne. Nad bramami ogrodów
zoologicznych, żłobków i przedszkoli czerwone transparenty głosiły:
„Dziękujemy Ci Wielki Stalinie za nasze szczęśliwe dzieciństwo”.
Gigantyczne pomniki Stalina wznosiły się na niezliczonych placach miast.
Wykpił te propagandowe zabiegi i skundlenie „ludzi sztuki” Marek Hłasko
puszczając w obieg prześmiewczy wers „Niech żyje nam towarzysz Stalin,
co usta słodsze ma od malin”. W służbie „Ojca narodów”, „Słońca
ludzkości”, „Przytajaciela i kontynuatora dzieła Lenina”,  „Koryfeusza
nauki”, „Chorążego pokoju”, „Twórcy i przywódcy Światowego Frontu
Pokoju”, „Największego człowieka naszych czasów” i „Największego
bojownika o pokój” oddało się tysiące tzw. intelektualistów, pisarzy,
poetów, rzeźbiarzy biorąc udział w gigantycznym oszustwie, skrywającym
niewyobrażalne zbrodnie systemu komunistycznego.

Preludium Marca ’68

Henryk Holland zapłacił za opowieść o kulisach śmierci Stalina wypadnięciem przez okno 
swojego mieszkania w Warszawie w trakcie rewizji przeprowadzanej przez
SB. Ojciec reżyserek Agnieszki Holland i Magdaleny Łazarkiewicz, ujawnił
dziennikarzom zachodnim  tekst "tajnego referatu" genseka Chruszczowa i
szczegóły obrad XX zjazdu KPZR. Ale i wyjawił też tajemnice
okoliczności śmierci Stalina oraz zgładzenia Ławrientija Berii ujawnione
przez Nikitę Siergiejewicza. To Beria miał być inicjatorem i przywódcą
udanego spisku na życie dyktatora. Opowiadał o tym Chruszczow w
zamkniętym gronie towarzyszy. Holland jako źródło przecieku do prasy
zachodniej tzw. tajnego referatu Chruszczowa i okoliczności śmierci
Stalina, mimo wysokich notowań w komunistycznych strukturach, stał się
dla policji politycznej wrogiem. Jego śmierć stała się początkiem
kilkuletniego procesu, który znalazł swoją kulminację podczas wydarzeń
określanych jako Marzec ’68.

Odwilż

Od referatu Nikity Chruszczowa, przez
lata przebywającego w kręgu Stalina, ale zdecydowanie najmniej
odrażającego spośród jego podkomendnych, wygłoszonego na XX Zjeździe
KPZR zaczęła się destalinizacja, czyli odejście od modelu
jedynowładztwa, opartego ma masowym ślepym terrorze. Chruszczow ujawnił
tylko skromną część dramatu, jaki przygotował Stalin i system sowiecki w
latach 1917-56. Gensek skoncentrował się na  represjach wobec członów
partii WKP Bolszewików i KPZR.

Ustrój sowiecki zachował po
śmierci dyktatora swój totalitarny charakter. W październiku i
listopadzie 1956 roku boleśnie i krwawo przekonali się o tym Węgrzy.
Dyktatura i jej mechanizmy pozostały praktycznie w stanie nienaruszonym,
mimo że szef aparatu terroru Ławrentij Beria został „zdemaskowany jako
szpieg imperializmu i wróg ludu” i zgładzony tuż po śmierci Salina. I to
na posiedzeniu Politbiura.

Po pałacowym zamachu stanu, znany z
hasła „Pogrzebiemy was” i uderzeń zdjętym butem w mównicę ONZ,
Chruszczow sam został odsunięty od władzy w 1964 roku.

Artur S. Górski

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

54. nikt nie będzie żałował konających morderców

60. rocznica śmierci Stalina: Nikt nie żałował konającego kilkanaście godzin tyrana [ZDJĘCIA]

Plującego krwią dyktatora nie żałowali nawet jego najbliżsi. Józef
Stalin, największy zbrodniarz w dziejach ludzkości, konał kilkanaście
godzin

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

55. Prof. Andrzej Nowak na

Prof. Andrzej Nowak na rocznicę śmierci Stalina: "Doszło do częściowej akceptacji stalinowskiej polityki historycznej"

"Duża część dzisiejszej, opiniotwórczej elity w Polsce, medialnej i
medialno-politycznej to są dzieci, wnuki, stryjeczne wnuki tych właśnie
najgorszych zbrodniarzy z epoki stalinowskiej".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

56. Historyk z UW o walce

Na szkalowanie Żołnierzy Wyklętych w dniu ich święta - 1 marca nie
chcieli pozwolić naukowcy i dziennikarze. Już skierowali do rektora
Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Marcina Pałysa list ws. skandalicznych
wypowiedzi dr. Zaremby, który został opublikowany na portalu
naszapolska.pl.

Grzechem pierworodnym każdego historyka jest brak zachowania
proporcji, miary i ocena zachowań w oderwaniu od kontekstu
historycznego. Tak właśnie wyglądała wypowiedź dr Zaremby, który
zapomniał o Niezłomnych, o tysiącach przykładów bohaterstwa, które winny
rodzić w nas jedynie podziw; zapomniał z kim walczyli żołnierze II
Konspiracji i kto padał ofiarami ich „bandyckich napadów”. Ponadto
wypowiedź  dr Zaremby miała miejsce w publicznym radio, a sam naukowiec
reprezentował jedną z najbardziej renomowanych uczelni w Polsce i na
świecie, czyli Uniwersytet Warszawski -
czytamy w liście do rektora-elekta UW.

Także prognoza historyczna dr Zaremby, który twierdził
jednoznacznie na antenie Polskiego Radia, że nawet, gdyby po wojnie nie
było stalinowskiego„aparatu represji, gdyby wrócił Anders i rząd polski w
Londynie, to problem bandytyzmu i tak by istniał”, wydaje się być
skandaliczna i nie brać pod uwagę faktu, że wystąpienie zbrojne polskich
żołnierzy spowodowane było przede wszystkim sowieckimi represjami i
radziecką okupacją naszej Ojczyzny -
dodają sygnatariusze listu.

Ich zdaniem wobec naukowca powinny zostać wyciągnięte konsekwencje.

Pod listem, zamieszczonym na portalu tygodnika "Nasza Polska" podpisali się: dr Dariusz Kucharski (historyk, prezes
Stowarzyszenia Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej), dr Rafała
Sierchuła (historyk, pracownik naukowy IPN, redaktor naczelny rocznika
historycznego „Actum”), dr Wojciech Jerzy Muszyński (historyk, pracownik
naukowy IPN, redaktor naczelny pisma historycznego "Glaukopis"), Leszek
Żebrowski (historyk, autor książek i publikacji poświęconych m.in. 
„Żołnierzom Wyklętym”), Tadeusz M. Płużański (dziennikarz, autor książek
i publikacji poświęconych m.in.  „Żołnierzom Wyklętym”) i Robert Wit
Wyrostkiewicz (dziennikarz, prezes Mazowieckiego Stowarzyszenia
Historycznego „Exploratorzy.pl”).

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

57. a Stefan Michnik żyje sobie spokojnie...

IPN umorzył śledztwo ws. maltretowania żołnierzy AK przez funkcjonariuszy UB. Nie potrafił ustalić nazwisk sprawców

Kary śmierci zostały wykonane w dniu 17 stycznia 1946 r. w więzieniu w
Bydgoszczy, miejsce pochówku ofiar do dziś nie zostało jednoznacznie
ustalone.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

58. Śladami komunistycznych

Śladami komunistycznych zbrodni
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/25946,sladami-komunistycznych-zbr...

„Śladami zbrodni. Przewodnik po miejscach represji komunistycznych lat 1944-1956” to jedna z najnowszych publikacji Instytutu Pamięci Narodowej, która przedstawia ponad dwieście miejsc zbrodni komunistycznych. Wśród nich są także podkarpackie więzienia, gdzie przetrzymywano i katowano patriotów.

Album jest pokłosiem ogólnopolskiego programu badawczego IPN pt. „Śladami zbrodni”. Program miał za zadanie przede wszystkim ustalenie miejsc kaźni Polaków w latach 40. ubiegłego stulecia. Koordynatorem projektu i redaktorem naukowym publikacji stanowiącej efekt czterech lat pracy 30 historyków z całego kraju, jest dr Tomasz Łabuszewski, który w siedzibie rzeszowskiego IPN dokonał prezentacji albumu. Na ponad sześciuset stronach przedstawia on zaledwie ok. 250 obiektów zbrodni komunistycznych z terenu całej Polski wybranych spośród przeszło pięciuset, jakie udało się ustalić.

Jak powiedziała w rozmowie z portalem NaszDziennik.pl Ewa Leniart, dyrektor rzeszowskiego oddziału IPN, publikacja jest tym ważniejsza, że w wielu przypadkach przypomina historię i miejsca, o których niewielu dzisiaj jeszcze pamięta.

– Znaczna część tych obiektów została już w różny sposób zagospodarowana i powoli znika z przestrzeni publicznej. Wśród nich są miejsca, w których dzisiaj mieszczą się np. banki lub - co gorsza - organizowano dyskoteki. Tymczasem są to dawne siedziby Urzędów Bezpieczeństwa, miejsca, gdzie mieściły się areszty, więzienia. Pozostały liczne ślady świadczące, jak były one wykorzystywane najpierw przez Sowietów, a potem przez aparat represji, który miał „charakter polski” – tłumaczy Leniart.

Były to też miejsca, gdzie dochodziło do mordów – czy to w trakcie przesłuchań prowadzonych z użyciem bestialskich metod, czy też w wyniku wykonywania na polskich patriotach wyroków tzw. sądów. – Dokument w postaci zdjęcia, zestawienia z relacją osoby przetrzymywanej czy zamordowanej w takim miejscu jest jedynym śladem, jaki pozostał do współczesnych czasów – uważa Ewa Leniart. Jest to tym bardziej ważne, że w środowisku lokalnym nie zawsze istnieje wiedza o tym, jakie było przeznaczenie takich obiektów, przez co wraz z nimi wymyka się historia. W tej sytuacji ważne, żeby o takich miejscach przypominać czy upamiętniać je chociażby w postaci tablic.

W rzeszowskim IPN program „Śladami zbrodni” realizowało dwóch pracowników: Bogusław Kleszczyński i Mirosław Surdej, którzy odwiedzili wszystkie miejsca dawnych siedzib Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego powiatowych czy wojewódzkich. W podkarpackim rozdziale przewodnika znalazły się miejsca represji komunistycznych w Jarosławiu, Jaśle, Kolbuszowej, Mielcu, Nisku, Przemyślu oraz Rzeszowie. Publikacja zawiera też materiały dotyczące obozu NKWD w Trzebusce czy Turzy, a także obozu w Bokończycach, skąd deportowano Polaków na wschód.

Podczas prezentacji albumu „Śladami zbrodni. Przewodnik po miejscach represji komunistycznych lat 1944-1956” po raz pierwszy został pokazany film zrealizowany na zlecenie rzeszowskiego Oddziału IPN, opowiadający o egzekucjach publicznych, które w 1946 r. odbyły się na terenie Rzeszowszczyzny: w Dębicy, Sanoku oraz w Rzeszowie.

– Film jest dopełnieniem tragicznej historii polskich patriotów: działaczy i żołnierzy podziemia niepodległościowego – mówi Ewa Leniart. Część z nich została wykonana na mocy doraźnych wyroków sądu, bez śledztwa, a jedynie na podstawie dochodzenia prokuratorskiego, co sprzyjało orzekaniu surowszych kar i miało na celu zastraszenie społeczeństwa. Jedna z egzekucji miała miejsce 10 lipca 1946 r. w dzień targowy na Rynku w Dębicy, gdzie powieszono trzech działaczy niepodległościowych z oddziału poakowskiego Jana Stefki ps. „Mściciel”: Józefa Grębosza ps. „Pszczółka”, Józefa Kozłowskiego ps. „Mruk” i Franciszka Nostera ps. „Bukiet”. Partyzanci tego oddziału wcześniej zastrzelili dwóch ubeków z Dębicy. Publiczna egzekucja była osobistym aktem zemsty ubecji i podobnie jak inne stanowiła publiczną manifestacją siły władzy ludowej z udziałem społeczeństwa, które siłą ściągnięto na dębicki Rynek.

Kolejna publiczna egzekucja, o której opowiada film, odbyła się 17 czerwca 1946 r. na Rynku Giełdowym w Rzeszowie, gdzie publicznie powieszono dwóch byłych żołnierzy AK: Józefa Koszelę ps. „Sowa” i Bronisława Stęgę ps. „Kolejarz”, który jako żołnierz AK w 1944 r. uczestniczył w głośnej akcji likwidacji rzeszowskich gestapowców Friedricha Pottebauma i Johana Flaschkego, skazanych na śmierć przez Wojskowy Sąd Specjalny.

Po wkroczeniu do Rzeszowa Sowietów Stęga został aresztowany przez NKWD i zesłany do łagru. Zbiegł z transportu w Krasnem i zorganizował konspiracyjną grupę zbrojną, która walczyła z Sowietami. W grudniu 1945 r. wraz z trzema swymi żołnierzami był aresztowany przez UB. Stęga i Koszela skazani zostali na karę śmierci. Podczas egzekucji zerwał się sznur, na którym miał zawisnąć Bronisław Stęga, jednak procedurę egzekucji skutecznie powtórzono. Co ciekawe, w 2011 r. Sąd Okręgowy w Rzeszowie na wniosek Ministerstwa Sprawiedliwości rozpoznawał sprawę o stwierdzenie nieważności wyroku, na podstawie którego wykonano egzekucję Stęgi, i sąd odmówił unieważnienia, uznając, że działalność, za którą został skazany, nie miała charakteru na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego. – Było to niejako współczesne post scriptum, niestety niezbyt dobrze świadczące o wymiarze sprawiedliwości – uważa dyr. Ewa Leniart.

Kolejne dwie egzekucje publiczne, na które siłą ściągano młodzież szkolną, miały miejsce w Sanoku, gdzie 24 maja 1946 r. powieszono publicznie Władysława Skwarca i Władysława Kudlika – żołnierzy oddziału NSZ Antoniego Żubryda. Wkrótce również na sanockim Rynku powieszono kolejnego żołnierza z oddziału Żubryda – chor. Henryka Książka, który ranny wpadł w ręce UB po potyczce stoczonej 18 maja 1946 r., a 4 czerwca został skazany przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie na karę śmierci.

Mariusz Kamieniecki

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

59. Akt oskarżenia dla byłego

Akt oskarżenia dla byłego wiceszefa bezpieki

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/26200,akt-oskarzenia-dla-bylego-w...

Bezprawne więzienie członków antykomunistycznego podziemia niepodległościowego zarzucają prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej Wiktorowi L., byłemu wicedyrektorowi Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie. Dziś skierowali akt oskarżenia w tej sprawie.

„W dniu 8 lutego 2013 r. Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie skierowała do Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia w Warszawie akt oskarżenia przeciwko Wicedyrektorowi Departamentu Śledczego MBP w Warszawie Wiktorowi L.” - głosi komunikat na witrynie IPN prok. Piotra Dąbrowskiego, naczelnika OKŚZpNP.

Zgodnie z nim, ten wiceszef warszawskiej bezpieki bezprawnie więził członków antykomunistycznych organizacji podziemnych: Armii Krajowej, Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość i Stronnictwa Narodowego.

Prok. Dąbrowski informuje m.in., że „funkcjonariusz (Wiktor. L.) państwa komunistycznego działający w strukturach systemu państwa totalitarnego, posługującego się na wielką skalę terrorem dla realizacji celów politycznych i społecznych, w okresie od lutego 1952 r. do sierpnia 1953 r., będąc zobowiązany do nadzorowania zgodności stosowania i przedłużania okresu stosowania środków zapobiegawczych z ówcześnie obowiązującymi przepisami, nie dopełniał obowiązków w zakresie kontroli zasadności i terminowości podejmowanych w tym zakresie czynności procesowych, w przebiegu śledztw MBP w Warszawie”.

Jak wynika z komunikatu, śledztwo prowadzone było przeciwko Wojciechowi B., Anieli G., Władysławowi L., Adamowi M., Mieczysławowi G., Janowi i Leokadii Z., Edwardowi G., Emilii G. oraz Pawłowi H. Według Dąbrowskiego, skutkowało to „bezprawnym pozbawieniem wolności pokrzywdzonych z powodu ich wcześniejszej działalności na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego w strukturach organizacji niepodległościowych (AK, WiN, SN), tj. o popełnienie przestępstw z art. 248 § 2 kk z 1932 r. oraz art. 231 § 1 kk. i art. 189 § 2 kk. w zw. z art. 11 § 2 kk. i art. 12 kk. z 1997 r. w zw. z art. 2 ust. 1 i art. 3 ustawy z dn. 18.12.1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu”.

Wiktor L. nie przyznał się do winy. Czyny, jakie się jemu zarzuca, zagrożone są karą pozbawienia wolności do lat 10.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

60. Stalinowski prokurator będzie

Stalinowski prokurator będzie osądzony
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/26444,stalinowski-prokurator-bedz...

Będzie się jednak toczył proces stalinowskiego prokuratora wojskowego Mariana R. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że sprawa nie kwalifikuje się do umorzenia z „braku znamion przestępstwa”.

Marian R. został oskarżony pod koniec 2012 roku przez pion śledczy IPN o niedopełnienie obowiązków przez nieprzedłużanie aresztów mimo upływu terminów ich stosowania. Według IPN w wyniku tego R. w latach 1951-1954 doprowadził do bezprawnego pozbawienia wolności 17 więźniów politycznych, członków organizacji niepodległościowych. Niektórzy byli wykorzystywani jako świadkowie oskarżenia w sfabrykowanych procesach politycznych. R., któremu grozi do 10 lat więzienia, nie przyznał się w śledztwie do zarzutów.

WSO na wstępnym etapie badania aktu oskarżenia nabrał wątpliwości, czy nie umorzyć sprawy z powodu braku znamion przestępstwa. Wątpliwości wynikały m.in. z umorzenia w 2011 r. przez ten sam sąd procesu Kazimierza G., zastępcy naczelnego prokuratora wojskowego z lat stalinizmu, oskarżonego przez IPN o bezprawne stosowanie aresztów wobec więźniów politycznych. WSO uznał wtedy, że G. miał obowiązek rozpoznać wniosek UB o aresztowanie podejrzanych, a za przekroczenie terminu jego złożenia w 48 godzin od ich zatrzymania odpowiada właśnie UB, a nie G.

Na dzisiejszym posiedzeniu WSO prok. IPN Małgorzata Kuźniar-Plota była przeciwna umorzeniu. Mówiła, że R. popełnił przestępstwo, bo przedłużał areszty już po upływie ich zakreślonych wcześniej terminów (nawet po miesiącu od wygaśnięcia terminu), a nie stosował ich po raz pierwszy.

Obrońca nieobecnego w sądzie R. mec. Andrzej Lemieszek uznał, że nie ma tu znamion przestępstwa. Jego zdaniem sprawa już się przedawniła. Według IPN nie można mówić o przedawnieniu, bo R. zarzucono nieprzedawniające się zbrodnie przeciw ludzkości.

Sąd uznał, że argumentacja IPN jest przekonująca, a sprawa musi być rozpoznana w toku normalnego procesu (co nie przesądza ostatecznego jej rozstrzygnięcia).

Marian R. w 1945 r. służył w UB. Potem trafił do prokuratury wojskowej. Od 1956 r. do sierpnia 1968 r. był naczelnym prokuratorem wojskowym PRL. Generałem został w latach 60. W stan spoczynku przeszedł w 1987 r. W latach 1978-1981 był prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. W latach 80. – dyrektorem generalnym URM.

IK, PAP

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

61. "Niech spłnie w piekle"

niech spłonie...

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

62. "Nasza Polska"

ukłony dla jednej z moich Gazet...
ukłony i szacunek :)

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

63. umorzone sledztwo i dlatego Morozowski,czy jak mu tam

zrobił prawie godzinny benefis bratu sędziego stalinowskiego...adamowi z raną na czole....obrzydlistwo....

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

64. Moralne zwycięstwo żołnierzy wyklętych

Alina Świeży-Sobel


zobacz galerię 

Tablica w cieszyńskim ratuszu upamiętnia 18 żołnierzy antykomunistycznego podziemia zamordowanych po procesach z 1946 r.

Moralne zwycięstwo żołnierzy wyklętych
 


Alina Świeży-Sobel/GN


Tablica pamięci żołnierzy wyklętych przed wejściem do sali sesyjnej ratusza

Inicjatorem upamiętnienia ludzi, którzy oddali życie
upominając się o niepodległą Polskę wolną od komunizmu, jest
cieszyńskie stowarzyszenie "Wszechnica". - Jestem bardzo zadowolony, że
do tej chwili doszło. Staraliśmy się o takie upamiętnienie ofiar
komunistycznych zbrodni sądowych od półtora roku, bo wszystkie formalne
procedury wymagały czasu. Muszę podkreślić, że podczas starań
napotykaliśmy na dużą przychylność dla tej inicjatywy. Mam nadzieję, że
ta dzisiejsza uroczystość wraz z konferencją to pierwszy krok, który
otworzy etap poważnych badań historyków nad tą dziedziną naszej
przeszłości. Zdajemy sobie sprawę, że to bolesne momenty i nie każdy
chce do tego wracać, ale stopniowo będziemy docierać do rodzin, aby
nabrały przekonania, że nie muszą się wstydzić, bo nie są - jak im
wmawiano przez wiele lat - dziećmi bandytów, ale bohaterów - mówi Ryszard Macura, prezes stowarzyszenia „Wszechnica”.

Józef Dziedzic z Bielska-Białej przyjechał na uroczystość do Cieszyna
wraz z żoną Heleną. Wśród 18 zamordowanych, których nazwiska znalazły
się na odsłoniętej tablicy, był jego ojciec. W chwili wydania wyroku
śmierci na swego ojca miał 10 lat. - To dla nas ogromne przeżycie, bo
przez długie dziesięciolecia przyzwyczailiśmy się, że jest to temat tabu
i nie mówiło się niczego - oprócz wąskiego grona przyjaciół. Dla
otoczenia byliśmy dziećmi bandytów, na każdym kroku spotykały nas
szykany. Jestem wdzięczny za pamięć. Ona jest potrzebna, choć mamy przy
tym świadomość, że ci, którzy podjęli tę nierówną i tak ryzykowną walkę,
nie oczekiwali podziękowań czy pomników - uznawali to za swoją
powinność, za obowiązek wobec ojczyzny. Jestem wzruszony, że z wnioskiem
o ich upamiętnienie wyszło młode pokolenie, że ten patriotyzm nadal
tkwi w Polakach - mówi syn
konspiratora, zamordowanego za przynależność do Narodowej Organizacji
Wojskowej, a wcześniej - żołnierza Armii Krajowej w Brennej.

http://bielsko.gosc.pl/doc/1482606.Moralne-zwyciestwo-zolnierzy-wykletyc...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

65. Karolina Maria Koter "Nasza Polska"Podziemna Armia wraca"

"/../Czas nadszedł na odważne sięganie do akt,aby wyroki odrzucić od zakłamania rodzinom przywrócić ciała,a Polsce pamięć i wielkość - powiedział duszpasterz drohiczyński,dodając ,że te zbrodnie nie ulegają i nie mogą ulec przedawnieniu -Czas ,aby ta prawda znalazła miejsce
w polskich podręcznikach - oświadczył,zwracając się do Polaków z apelem o narodowe nawrócenie..."
Duszpasterz ma Racje,czas by dzieci zaczęły się uczyć prawdziwej Historii i jeśli nie zrobią tego dzisiejsi administratorzy Polski,to muszą robić Rodzice,Rodziny...
czas na tzw Uniwersytety latające...czas na nasze podręczniki historii

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

66. komunista zawsze wierny!

SLD wydaje quasi-podręcznik historii. "NSZ pod koniec wojny współpracowało z hitlerowcami"

Wygląda
na to, że lewicy - również po okresie PRL - nie minęła mania pisania na
nowo historii i przekłamywania rzeczywistości. "Rzeczpospolita ... czytaj »

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

67. Bezpieczniacy

Bezpieczniacy nieuchwytni

Bicie po całym ciele nogą od taboretu, wykręcanie rąk – takie m.in. tortury musiał przejść Władysław Niewiarowski za pomoc członkom organizacji niepodległościowych. Maltretujących go funkcjonariuszy bezpieki nie udało się ustalić, dlatego Instytut Pamięci Narodowej umorzył postępowanie.

Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku informuje, że postanowieniem z dnia 25 lutego 2013 roku umorzyła śledztwo dotyczące fizycznego i psychicznego znęcania się nad Władysławem Niewiarowskim.

„Zbrodni dopuścili się w 1952 roku funkcjonariusze z Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bielsku Podlaskim. Pokrzywdzonego pozbawiono wolności, albowiem udzielał on pomocy członkom organizacji niepodległościowych. W czasie trwającego dwa miesiące śledztwa funkcjonariusze z PUBP w Bielsku Podlaskim wielokrotnie przesłuchiwali pokrzywdzonego. W trakcie tych czynności bili go po całym ciele. Uderzenia zadawali drewnianą nogą od taboretu. Wykręcali ręce. Na skutek uderzeń pokrzywdzony kilkakrotnie tracił przytomność. Zachowanie funkcjonariuszy miało na celu zmuszenie go do wskazania nazwisk osób działających w organizacjach niepodległościowych, którym udzielał pomocy” – głosi komunikat Janusza Romańczuka, prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku.

Jak informuje na witrynie IPN, przeprowadzone czynności nie doprowadziły do ustalenia funkcjonariuszy, którzy znęcali się nad Władysławem Niewiarowskim. „Duży wpływ na ujemny wynik śledztwa miał fakt, że pokrzywdzony już nie żyje, a zatem niemożliwe było okazanie zdjęć funkcjonariuszy PUBP w Bielsku Podlaskim, którzy służyli tam w 1952 roku” – napisał prokurator.

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/26924,bezpieczniacy-nieuchwytni.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

68. Nowa kategoria

Nowa
kategoria „represjonowanych”: przed prezydentem Komorowskim objawiły
się „rodziny ofiar Żołnierzy Wyklętych”. Esbecy na sztandary?

"Nic tylko być pełnym podziwu wierności systemowi, który okazał się całkowitą klapą."

Do „historycznego” wydarzenia, które nie powinno umknąć
uwadze Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, doszło
niedawno w Rykach. W mieście tym ujawniła się, i to na oczach samego
prezydenta Bronisława Komorowskiego, nowa kategoria „prześladowanych”.

1 marca br. w Dzień Żołnierzy Wyklętych przejazdem nawiedził mogiłę żołnierzy AK-WiN w Rykach Prezydent RP Bronisław Komorowski

– relacjonuje portalowi wPolityce.pl Krystian Pielacha, prezes Koła ŚZŻAK im. Majora Mariana Bernaciaka „Orlika” w Rykach.

Jak czytamy na stronie ryki-dawniej.com, prezydent na miejscowym
cmentarzu parafialnym przy ulicy Królewskiej złożył kwiaty i zapalił
znicz na zbiorowej mogile Żołnierzy Wyklętych. Głowie państwa
towarzyszyła grupa kombatantów, ich rodzin oraz mieszkańcy Ryk.
Bronisław Komorowski rozmawiał  m.in. z Zygmuntem Kultysem, żołnierzem
15 Pułku Piechoty "Wilków", który służył w oddziale "Orlika".

Okazało się jednak, że przed prezydentem zapragnęli zaprezentować się również „kombatanci” szczególnego rodzaju.

Swoją obecność zamanifestowała oczywiście elita ryckiej komuny i
esbeków, którzy dumnie się stali ze swym transparentem. Jest to chyba
historyczna chwila, ponieważ narodziła się nowa kategoria osób
pokrzywdzonych: Rodziny Ofiar Żołnierzy Wyklętych. Nic tylko być pełnym
podziwu wierności systemowi, który okazał się całkowitą klapą

– opisuje Krystian Pielacha.

Akcja najwyraźniej się nie powiodła.

Niestety, tym razem Pan Prezydent z nimi nie rozmawiał ani nie zapalił znicza na grobach „utrwalaczy władzy”

- podaje portal ryki-dawniej.com.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

69. Rusza proces stalinowskiego


Rusza proces stalinowskiego prokuratora


Przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie rusza
proces Mariana R., oskarżonego o niedopełnienie obowiązków związane z
przedłużaniem aresztów w latach 50. Prokurator IPN już rozpoczęła
odczytywanie liczącego ponad 100 stron aktu oskarżenia.

Według Instytutu Pamięci Narodowej
w latach 1951-1954 r. R. doprowadził do bezprawnego pozbawienia
wolności 17 więźniów politycznych, członków takich organizacji
niepodległościowych, jak: "Oddziały Pomocnicze Armii Krajowej", "Obrońcy Korony", a następnie "Podziemna Organizacja Wolność i Niepodległość", "WiN". Niektóre z tych osób były wykorzystywane jako świadkowie w sfabrykowanych procesach politycznych.

"Oskarżony bezzasadnie przedłużał
okresy aresztowań. Uczestniczył w prześladowaniach osób wcześniej
działających na rzecz niepodległego bytu państwa
polskiego. Uczestniczył też w prześladowaniach osób o odmiennych
poglądach politycznych, którym bezzasadnie przypisywano usiłowanie
obalenia przemocą ustroju państwowego" - powiedziała prokurator IPN Małgorzata Kuźniar-Plota.
Łącznie w sprawie występuje aż 14 pokrzywdzonych - aresztowanych lub ich rodzin.

Marian R., któremu grozi do 10 lat
więzienia, nie przyznaje się do zarzutów. Przed sądem zadeklarował, że
odniesie się do aktu oskarżenia w późniejszym terminie. "W UB znalazłem się przypadkowo" - zapewniał.

Jeszcze kilka tygodni temu sąd
wyrażał wątpliwości, które wynikały m.in. z umorzenia w 2011 r. przez
ten sam sąd sprawy nieżyjącego już wtedy 93-letniego Kazimierza G.,
zastępcy naczelnego prokuratora wojskowego z lat stalinizmu, oskarżonego przez IPN o bezprawne stosowanie aresztów wobec więźniów politycznych z lat 40.

W marcu Wojskowy Sąd Okręgowy uznał
jednak, że sprawa prokuratora wojskowego musi być rozpoznana w toku
normalnego procesu, co nie przesądza jesze jej ostatecznego
rozstrzygnięcia. Sąd uzasadnił tę decyzję m.in. odrębnym stanem
faktycznym i prawnym, niż w sprawie Kazimierza G., oraz tym, że w toku
procesu trzeba będzie zbadać m.in., czy czyny zarzucane R. były zwykłym
urzędniczym przeoczeniem, czy też Marianem R. kierowały motywacje
polityczne.

Oskarżony ma dziś 93 lata. Już w 1945
r. służył w UB. Potem trafił do prokuratury wojskowej. W latach 60.
został generałem, a nawet uzyskał tytuł doktora nauk prawnych. Od 1956
r. do sierpnia 1968 r. był naczelnym prokuratorem wojskowym PRL,
a w latach 1978-1981 - prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. W
latach 80.  Marian R. został dyrektorem generalnym URM. W stan spoczynku
przeszedł 16 lat temu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

70. SN oddalił kasację w sprawie

SN oddalił kasację w sprawie stalinowców

Sadystyczny śledczy pozostanie bezkarny.

Sąd Najwyższy oddalił we wtorek kasację dyrektora Głównej
Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu od wyroku sądu
apelacyjnego, który umorzył postępowanie wobec dwóch stalinowskich
oficerów śledczych. Powodem było przedawnienie karalności.

Skarga kasacyjna wniesiona przez IPN dotyczyła jednak tylko jednego
śledczego Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego - Tadeusza J.,
ponieważ drugi oficer śledczy - Kazimierz G. - zmarł rok temu i z tego
powodu postępowanie toczące się wobec niego zostało umorzone.

IPN oskarżył obu w 2008 r. Na Tadeuszu J. ciążył zarzut znęcania się
nad płk. Franciszkiem Skibińskim. Zdaniem IPN J. wielokrotnie od końca
stycznia, do końca lutego 1952 r. przesłuchiwał więźnia, pozbawiając go
snu i zmierzając do załamania fizycznego i psychicznego. Celem było to,
by Skibiński przyznał się do udziału w szpiegowskiej organizacji w
wojsku i by składał wyjaśnienia zgodne z koncepcją Zarządu Informacji.

Sprawa Skibińskiego wiązała się ze sztandarowym dla stalinowskiej
Polski procesem o tzw. spisek w wojsku. W procesach, sfingowanych m.in.
przez kierujących Informacją Wojska Polskiego sowieckich oficerów,
zapadały nawet wyroki śmierci; niektóre wykonano. Skibiński dostał karę
śmierci - niewykonaną - i wyszedł na wolność w 1956 r.

W marcu 2012 r. warszawski Sąd Wojskowy umorzył postępowanie wobec b.
zastępcy naczelnego prokuratora wojskowego z lat stalinizmu 94-letniego
Kazimierza G. i wobec Tadeusza J. W uzasadnieniu wyroku sąd stwierdził,
że postępowanie należało umorzyć, ponieważ upłynął termin przedawnienia
karalności zarzucanych oficerom czynów.

Od tego wyroku apelację wniósł dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. Przede wszystkim
zarzucił sądowi, że błędnie przyjął, iż działania oskarżonych nie były
świadome, a przez to nie dopuścili się oni zbrodni przeciwko ludzkości.

Drugim zarzutem apelacji było złe ustalenie upływu terminu
przedawnienia karalności tych czynów. Dyrektor Głównej Komisji Ścigania
Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu wskazywał, że od 2000 r.
obowiązywały przepisy
wprowadzone ustawą o powołaniu Instytutu Pamięci Narodowej, zgodnie z
którymi termin przedawnienia karalności zbrodni przeciwko ludzkości
upływa w ciągu 30 lat od 1990 r., a więc postępowanie przeciwko
Tadeuszowi J. i Kazimierzowi G., wszczęte w 2007 r. jeszcze nie
przekroczyło tego terminu.

W sierpniu 2012 r. Sąd Najwyższy, działający jako sąd odwoławczy,
oddalił apelację IPN. Uznał, że Tadeusz J. nie miał świadomości, iż jego
postępowanie wobec Skibińskiego wynika z udziału w aparacie państwa,
którego celem jest wyeliminowanie wrogów państwa.

IPN wniósł kasację od tego wyroku. We wtorek, w trakcie rozprawy przed
Sądem Najwyższym, prokurator Robert Kopydłowski, występujący w imieniu
IPN stwierdził, że sąd zbyt pochopnie przyjął, iż Tadeusz J. nie miał
świadomości znaczenia swojego zachowania, że był zaślepiony ideą
komunistyczną i brał bezkrytyczny udział w czynnościach śledczych.
Ponadto prokurator wskazywał, że nie upłynął jeszcze termin
przedawnienia karalności tego czynu, jak orzekł sąd apelacyjny.

Sąd Najwyższy, rozpatrujący skargę kasacyjną w składzie siedmiu
sędziów, postanowił ją oddalić. Uznał, że była ona bezzasadna, ponieważ
nie można uznać, że zachowanie Tadeusza J. było zbrodnią przeciwko
ludzkości.

"Oskarżony działał w przeświadczeniu, że Franciszek Skibiński dopuścił
się zdrady wobec państwa" - wyjaśnił sędzia Marian Buliński. "Nie można
uznać, że miał świadomość działania w aparacie, którego celem było
wyeliminowanie wrogów państwa" - dodał.

SN uznał także, że doszło do przedawnienia karalności zarzucanych
czynów, ponieważ śledczy z IPN nie wszczęli postępowania przeciwko
Tadeuszowi J. przed 1995 r., a dopiero w 2007 r. W związku z tym,
przedawnienie upłynęło w ciągu pięciu lat od 1990 r. i przedłużenie tego
terminu w ustawie powołującej IPN nie miało w tej sprawie znaczenia -
uznał SN.

Wtorkowe postanowienie Sądu Najwyższego ostatecznie zamyka sprawę przeciwko Tadeuszowi J.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

71. Gazeta Wyborcza przejęta anulowaniem wyroków stalinowskich

Minister
sprawiedliwości masowo występuje do sądu o unieważnianie stalinowskich
wyroków. Zainteresowani o tym nie wiedzą i są wpadki

Sprawy są ewidentne, gdy dotyczą wyroków wydawanych przez sądy w PRL
na podstawie przepisów chroniących ustrój; bardziej skomplikowane, gdy
ktoś skazany został za przestępstwa kryminalne

Ponieważ przez 20 lat nie wszyscy z "ustawy lutowej" skorzystali, min.
Krzysztof Kwiatkowski w 2011 r. zdecydował, że to Ministerstwo
Sprawiedliwości będzie występowało do sądów z wnioskami o unieważnienie
stalinowskich wyroków. Ustawa dała takie prawo ministrowi. - Jako
państwo jesteśmy zobowiązani do podjęcia wszelkich działań zmierzających
do rehabilitacji tych osób - tłumaczył Kwiatkowski.


W
2011 r. minister wysłał sądom ponad tysiąc wniosków; w 2012 r. - 600; w
tym roku - już niecałe 200 (w sumie 1836 - podaje ministerstwo).

Sąd krytykuje ministerstwo


O unieważnienie wyroku Ryszarda B. minister wystąpił przed
rokiem. Wniosek przygotowany przez departament sądów, organizacji i
analiz podpisał w imieniu Jarosława Gowina wiceminister Wojciech Hajduk.


"Wniosek został sformułowany wadliwie, powierzchownie, a do tego
był merytorycznie nieuzasadniony, gdyż wskazane w nim orzeczenie sądowe
było wyrokiem łącznym" - ocenił sędzia. Wyrok łączny dotyczy połączenie
kar za kilka przestępstw, niewiele mówi o czynach, za które ktoś został
skazany. Nie można go unieważnić. Stąd konfuzja sędziego.


W jeszcze większą wpadł, gdy zobaczył, że jednym z wyroków, który
podlegał łączeniu, był ten za denuncjację i współpracę z okupantem.
"Najbardziej wskazane byłoby zapoznanie się wnioskodawcy przynajmniej w
niezbędnym zakresie z treścią samego orzeczenia, którego unieważnienia
się domagał" - oceniał ministerstwo sędzia Całkiewicz.

Wniosek uznał za oczywiście bezzasadny. Orzeczenie podtrzymała II instancja.

Ok. 80 tys. osób zostało skazanych w okresie stalinowskim przez sądy
wojskowe. Pierwsza weryfikacja odbywa się w biurach terenowych IPN.
Przesłano nam sześć wykazów z 45 tys. nazwisk.
Zakładając rzetelność
informacji Instytutu, minister występuje z wnioskami do sądów.


Sędzia pokazuje informację IPN o Ryszardzie B. (sygnatura sprawy i
streszczenie sentencji wyroku; bez adnotacji, że chodzi o wyrok
łączny): "za przynależność do oddziału Narodowego Zjednoczenia
Wojskowego w powiecie makowskim i posiadanie broni oraz amunicji bez
zezwolenia".

- Co do osoby wartej zrehabilitowania, to
wniosek ministra był trafiony - mówi sędzia Wątroba. Bo w 1951 r.
Ryszard B. skazany został też na osiem lat więzienia za próbę obalenia
przemocą ustroju PRL. NZW był jedną z największych podziemnych
organizacji antykomunistycznych. Jego oddziały partyzanckie liczyły w
sumie ok. 7 tys. członków. W powiecie makowskim przetrwały do 1950 r.



Jednak ten wyrok wobec Ryszarda B. został unieważniony już w
1992 r. Otrzymał nawet 76 tys. zł odszkodowania za represje w PRL.
Wniosek ministra był niepotrzebny.

Orzeczenie sędziego Całkiewicza jest w ministerstwie znane. Musiało
zrobić wrażenie, bo po fakcie ściągnięto z IPN wszystkie możliwe
informacje o Ryszardzie B.

Okazało się, że nie jest
pewne, czy wydany gestapo Polak zginął w Oświęcimiu. Zachowała się
bowiem w IPN notatka z 1949 r., z której wynika, że mógł po wojnie
wyjechać na Zachód. Rola B. w wydaniu go Niemcom już sądowi w PRL
wydawała się marginalna (stąd kara w zawieszeniu). Nastoletni chłopak
coś nieopatrznie chlapnął przy Niemce. Potwierdził wioskową plotkę. To
ona poszła na gestapo.

- Zmieniamy formułę działania:
ograniczamy liczbę naszych wniosków, bo będziemy bardziej te sprawy
weryfikować, żeby takie sytuacje się nie powtarzały, żeby je w
maksymalnym stopniu wyeliminować. Już to robimy - zapewnia sędzia
Wątroba.

- Sąd ostro ocenił działanie ministra, ale
minister tylko inicjuje postępowanie. To przede wszystkim sąd ma
możliwość zweryfikowania, czy wniosek jest zasadny. Dotąd 1051 było
zasadnych
- dodaje. I podkreśla, że przez weryfikację dramatycznie
spadnie liczba wniosków ministra.

***

Czy
moralnie uzasadniona operacja została dobrze przygotowana? Ministerstwo
nie szuka rehabilitowanych osób. Nie publikuje listy unieważnionych
wyroków. Skrzywdzeni przez komunistyczny system (lub ich potomkowie)
mogą się nawet nie dowiedzieć o unieważnieniu. Nie skorzystać z
zapisanego w "ustawie lutowej" prawa do finansowego zadośćuczynienia od
państwa.

- Państwu, wszystkim nam, powinno zależeć, żeby
te osoby zrehabilitować, taka jest nasza intencja. Listę osób
represjonowanych publikował IPN. Czy publikować listę unieważnionych
wyroków? Postulat wydaje się słuszny, ale kogo innego trzeba pytać, jak
to rozwiązać organizacyjnie - odpowiada sędzia Wątroba.





Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

72. Odkryjemy ofiary Michnika?

Za chwilę na „Łączce” warszawskiego Cmentarza Wojskowego na Powązkach rozpocznie się drugi etap ekshumacji ofiar komunistycznych bestii. Wszystko wskazuje na to, że wśród ekshumowanych będą też ci, których na śmierć skazał Stefan Michnik.

O „wyzwoleniu”, gdy teren „Łączki” był poza murem nekropolii, do bezimiennych dołów śmierci stalinowscy oprawcy zrzucili ok. 400 mężczyzn – polskich patriotów. Wśród zamordowanych sowieckim strzałem w tył głowy w areszcie przy ul. Rakowieckiej byli: Andrzej Czaykowski, Zefiryn Machalla i Karol Sęk. Naturalne jest pytanie: kto ich zamordował? Odpowiedź jest świetnie udokumentowana. To ofiary Stefana Michnika – niejedyne zresztą. Zadajmy drugie pytanie: czy te morderstwa to prywatna sprawa byłego sędziego wojskowego, do których nie ma zamiaru wracać – jak bezczelnie oświadczył w programie „Bliżej” Jana Pospieszalskiego?

Proces majora Zefiryna Machalli odbywał się w listopadzie 1951 r. Przed obliczem przysposobionego do zawodu na przyspieszonych kursach prawniczych Michnika stanął przedwojenny oficer, żołnierz Września. Michnik nie dopuścił do procesu obrońcy. Wyrok: kara śmierci. Podczas ostatniego widzenia z żoną major mówił, że jest niewinny, że zeznania zostały na nim wymuszone. Został rozstrzelany 10 stycznia 1952 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie.

Zofia Machalla długo nie mogła uwierzyć w śmierć męża. Przez następne lata walczyła o jego dobre imię i zapewnienie minimum egzystencji dwójce dzieci. Proces mjr. Machalli to chyba najsłynniejsza sprawa z udziałem Michnika, zakończona wyrokiem śmierci. Ale jego ofiarami byli również członkowie AK, NSZ-etu, WiN‑u, działacze niepodległościowi. Żołnierzy niepodległości skazywał za szpiegostwo, próby obalenia przemocą ustroju, spisek w wojsku.

Kiedy go grzebali, był tam śmietnik

Pracę w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie Stefan Michnik rozpoczął 27 marca 1951 r. Już dwa tygodnie później skazał na dożywocie żołnierza Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Stanisława Bronarskiego ps. Mirek. On też ma symboliczny grób na „Łączce”. W lipcu 1951 r. Michnik skazuje na karę śmierci mjr. Karola Sęka, przed wojną szefa kontrwywiadu RP w Wilnie i Siedlcach (doprowadził do schwytania wielu agentów sowieckich i niemieckich), żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych, po wojnie komendanta Okręgu Podlaskiego NZW. – Aby złamać ojca, UB aresztowało też mamę. Pisałem do Bieruta, aby wypuścił rodziców. Mama dostała dwa lata, ale wyszła po pół roku, na skutek amnestii – mówi Jan Sęk, który w chwili stracenia ojca miał 12 lat (jego siostra 10), a w wolnej Polsce uzyskał sądowe anulowanie komunistycznego wyroku. – Nie jestem żądny krwi, ale Michnik powinien trafić do więzienia. Ojciec nie ma nawet grobu, tylko tablicę na „Łączce”. Kiedy go grzebali, był tam śmietnik – dodaje. Karola Sęka stracono 7 czerwca 1952 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie.

„Święcie przekonany”

Innego majora AK, Andrzeja Czaykowskiego, żołnierza Września, cichociemnego, dowódcę batalionu „Ryś” i „Oaza-Ryś” w Powstaniu Warszawskim, odznaczonego za bohaterstwo krzyżem Virtuti Militari, skazał na karę śmierci Stefan Michnik razem z innym krwawym sędzią – ppłk. Mieczysławem Widajem. Dowodów na działalność szpiegowską nie przedstawiono. Mord sądowy miał miejsce 30 kwietnia 1953 r., już po śmierci Stalina. 10 października 1953 r. Michnik uczestniczył w egzekucji AK-owca w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Czaykowski został prawdopodobnie zrzucony do dołu śmierci na „Łączce”.

Stefan Michnik dostąpił nawet zaszczytu orzekania w sprawie, którą prowadziła inna bestia w wojskowym mundurze – prokurator Helena Wolińska. Tadeuszowi Jędrzejkiewiczowi (oskarżonemu o działalność kontrrewolucyjną w Szkole Morskiej w Gdyni) udało się jednak ujść z życiem – mimo dwukrotnej kary śmierci wyrok złagodzono mu do 10 lat więzienia. Był „święcie przekonany o winie oskarżonego na podstawie przeprowadzonych na rozprawie dowodów” – tak o roli Michnika w procesie redaktora naczelnego „Przeglądu Kwatermistrzowskiego”, płk. Romualda Sidorskiego, mówił wspomniany już Mieczysław Widaj. Michnik zignorował fakt, że Sidorski nie przyznał się do rzekomej działalności szpiegowskiej. Wyrok: 12 lat pozbawienia wolności. 22-letni Edward Staniewski, AK‑owiec, po wojnie zaangażowany w antykomunistyczne harcerstwo, w lutym 1952 r. został skazany na siedem lat więzienia. Po latach wspominał: – Przewodniczący sądu był obwieszony medalami jak choinka, do tego dwóch bardzo młodych asesorów ze stopniami podporucznika. Potem dowiedziałem się, że jednym z nich był Stefan Michnik, mój równolatek.

Dyktatura proletariatu

W 1969 r. Stefan Michnik wyjechał do Szwecji. Chciał uciec do USA (w Nowym Jorku od 1956 r. mieszkał jego brat Jerzy), ale ze względu na swoją komunistyczną przeszłość nie dostał wizy. Oprócz pracy bibliotekarza na uniwersytecie w Uppsali szybko zyskał uznanie polskiej emigracji: współpracował z Wolną Europą, publikował – pod pseudonimem Karol Szwedowicz – w paryskiej „Kulturze”. Tak jak Helena Wolińska manifestował swoje poparcie dla „Solidarności”. I jak tu dziś ścigać takiego opozycjonistę? Rozumie to najwyraźniej wojskowy sąd w Warszawie, który w sierpniu 2009 r. stwierdził, że Michnika nadal chroni sędziowski immunitet! Później Szwecja odmówiła ekstradycji stalinowskiego zbrodniarza, uzasadniając, że zarzuty się przedawniły.

Stefan Michnik nigdy nie przyznał się do winy, nigdy nie przeprosił swoich ofiar i ich rodzin. Dziś ma czelność twierdzić, że przeszłość jest jego prywatną sprawą. Wydawał wyroki, bo „takie były rozkazy przełożonych” (to ograna śpiewka większości komunistycznych zbrodniarzy). Szwedzkiemu dziennikowi „Dagens Nyheter” powiedział kiedyś: „Wierzyłem, że służę swojemu krajowi. Dziś widzę, że zostałem oszukany”.

W 1956 r., podczas narady partyjnej, Michnik mówił trochę inaczej: „Nam wtedy imponowało powiedzenie o zaostrzającej się walce klasowej i nieprawdę powie ten, kto by twierdził, że wtedy z niechęcią rozpatrywał te sprawy. [...] Muszę przyznać, że kiedy dostałem pierwszy raz poważną sprawę, to nosiłem ją przy sobie i starałem się, żeby mi tej sprawy nie odebrano”. Wcześniej, w 1949 r. w podaniu o przyjęcie do Oficerskiej Szkoły Prawniczej im. Teodora Duracza w Jeleniej Górze Michnik napisał: „Do OSP chcę wstąpić dlatego, że szkoła ta kształci tych, którzy będą realizować dyktaturę proletariatu w praktyce”.

Zaszkodzić Adamowi

Istnieje jedna rzecz, której Stefan Michnik jest pewien – jego ściganie ma zaszkodzić naczelnemu „Wyborczej”. To oczywiście przekonało szwedzkie media i sąd. I drugi argument – o polskim antysemityzmie – dlatego Polska „przyczepiła się” też do Heleny Wolińskiej i komendanta powojennych komunistycznych obozów – Salomona Morela. Michnika broni oczywiście drugi Michnik. Swego czasu „GW” napisała: „Zaliczono go [Stefana – T.P.] do sędziów, których należy ukarać jedynie służbowo [...] i nie wszczynać przeciw nim postępowania karnego”. Chodzi o raport tzw. komisji Mariana Mazura, powołanej w 1956 r. do „zbadania przejawów łamania socjalistycznej praworządności”. Wszystko fajnie, ale Adam zapomniał wyjaśnić, że komuniści z rzeczonej komisji nie chcieli wsadzać innych komunistów do więzień. Taka była gomułkowska „odwilż”. A ponadto raport Mazura stworzono na podstawie ubeckich papierów, a podobno Adam Michnik nigdy ich nie uznawał. Ale gdy chodzi o brata...

Autor jest publicystą, szefem działu opinie „Super Expressu”, autorem książek o zbrodniach komunistycznych: „Bestie”, „Bestie 2”, „Oprawcy. Zbrodnie bez kary”
Autor: Tadeusz Płużański
Żródło: Gazeta Polska Codziennie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

73. Jest szansa, że Krzysztof

Jest szansa, że Krzysztof Szwagrzyk znajdzie kości Rotmistrza. Czerwona hołota już się przygotowuje do tego, widzą oczami wyobraźni te tłumy ludzi i lawetę armatnią z trumną Rotmistrza! Dlatego spuścili psiarnie do oczerniania bohatera!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

74. Niewygodna pamięć o

Niewygodna pamięć o Pileckim

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/32691,niewygodna-pamiec-o-pilecki...

Prof. dr hab. Mieczysław Ryba, historyk, kierownik Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II

Instytut Pamięci Narodowej zrobił bardzo wiele, by upamiętnić rotmistrza Witolda Pileckiego. Pokazywał go wielokrotnie jako absolutny przykład i wzór do naśladowania. Przypomnę, że powstała specjalna strona internetowa o rotmistrzu. Z kolei album opisywany w tygodniku „Polityka” wręcz gloryfikuje jego osobę.

Próba rzekomej analizy IPN-owskiego albumu to szukanie dziury w całym. Dokładnie ilustruje pewne zamiary i cele środowisk, którym ta piękna historia narodowa – ukazująca walkę przeciwko dwóm totalitaryzmom – nie jest na rękę.

Dlaczego? Obala bowiem mit Polaków i Polski sprzedajnej, antysemickiej i ksenofobicznej. Profesjonalni historycy zajmujący się osobą rotmistrza Pileckiego w żaden sposób nie kwestionowali jego bohaterstwa i honoru. Wyrywkowe czytanie akt śledczych przez ludzi, którzy nie do końca znają się na temacie, niczego nie dowodzi.

Zwróćmy uwagę, że atak na rotmistrza Pileckiego zbiegł się ze 112. rocznicą jego urodzin, którą obchodziliśmy w miniony poniedziałek. Przez Polskę przeszły marsze upamiętniające jego osobę. Rotmistrz Pilecki staje się postacią niezwykle symboliczną dla kręgów patriotycznych. Organizowano wiele konferencji i spotkań poświęconych rotmistrzowi. W tym należy upatrywać głównych powodów takiej publikacji czy dyskusji, które miałyby sens na poziomie akademickim.

W sytuacji, kiedy postać jest naprawdę chwalebna i godna naśladowania, tego typu publikacje mają na celu zasiać zamęt w umysłach obywateli.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

75. na 90. zbrodniarza Jaruzelskiego od Polaków

i od brata stalinowskiego przestepcy, ściganego ENA

Michnik
na 90. urodziny Jaruzelskiego: "Wbrew kalumniom głupich i podłych
pismaków powiadam jasno: to jest biografia polskiego patrioty"

"Należy mu się szacunek i wdzięczność. Patriotyzm generała jawi mi
się jako mieszanina idei Polski "szklanych domów" rodem z Żeromskiego z
przekonaniem zrodzonym z wojny, że tylko Polska prosowiecka ma szansę
istnieć na mapie Europy" - napisał naczelny "Wyborczej".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

76. Norymberga dla komuny” Dziś

Norymberga dla komuny”

Dziś pod Sejmem „Norymberga dla komuny”. W tym samym czasie postkomuniści będą fetować urodziny Jaruzelskiego

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

77. MICHNIK, PRZEPROS ZA OJCA I BRATA!


  • Michnik o Jaruzelskim z okazji 90. urodzin: "Budził mój szacunek"

    Jego polityka na rzecz kompromisu Okrągłego Stołu budziła mój
    szacunek. Pamiętam wielką klasę, z jaką znosił obelgi ludzi, którzy
    jeszcze niedawno byli gotowi żebrać o jego względy. Pamiętam, z jaką
    klasą i lojalnością wobec państwa odchodził z Belwederu

  • Adam Michnik: Generał i polskie losy


    Wojciech Jaruzelski kończy 90 lat.



    Chciałbym dołączyć do życzeń zdrowia, spokoju i pomyślności
    kilka słów człowieka, który był wrogiem i więźniem w czasie stanu
    wojennego, a stał się kimś wdzięcznym generałowi za jego decydujący
    udział w procesie pokojowego demontażu dyktatury w Polsce.



    Generał i jego miejsce w historii Polski zawsze będą wywoływać
    spory. Zwłaszcza gdy dotyczą biografii pękniętej, polityka
    komunistycznego, który przetrwał na bardzo wysokim stanowisku Marzec
    '68, interwencję w Czechosłowacji, masakrę robotników na Wybrzeżu w
    grudniu 1970 r. czy ''ścieżki zdrowia'' w Radomiu w czerwcu 1976. To
    normalne - spory o przeszłość są warunkiem żywotności kultury narodowej.



    Przed półwieczem Jerzy Jedlicki, historyk znakomity, zanotował: ''Jestem głęboko przekonany, że w r. 1988, 2013, 2063 będzie znów toczył się spór o to, czy Stefan Bobrowski
    był genialnym strategiem rewolucji, czy bohaterskim, ale niedowarzonym
    smarkaczem i czy Polacy byli głupi, czy rozsądni, że nie poparli Margrabiego.
    Problemy te bowiem nigdy nie mogą zostać rozstrzygnięte definitywnie,
    skoro odpowiedź na nie zależy od przyjętej skali wartości (...)''.



    Myślę, że w każdym narodzie trwają i trwać będą spory o zwrotne
    momenty w jego dziejach. U nas będzie to spór o rozbiory i o postawy w
    czasach porozbiorowych. Dlaczego Polska upadła? Co miało większy sens:
    insurekcje i spiski czy ugoda i praca organiczna? Kto miał rację w
    latach 1861-63: Wielopolski czy Zamoyski, ''biali'' czy ''czerwoni''?
    Potem zaś spór o to, kto więcej uczynił dla uzyskania niepodległości -
    Piłsudski czy Dmowski? Czy był polityczny sens w powstaniu warszawskim?
    Czy z bitwy pod Monte Cassino wyniknęło coś dobrego dla Polski poza
    piękną pieśnią o czerwonych makach?



    Podzielam opinię prof. Jedlickiego: te spory nigdy nie zostaną
    rozstrzygnięte ostatecznie. Podobnie będzie zapewne ze sporem o stan
    wojenny i rolę gen. Jaruzelskiego; o Okrągły Stół i rolę gen.
    Jaruzelskiego. A były to dwa kluczowe momenty w najnowszej historii
    Polski.



    Byłem fundamentalnym wrogiem stanu wojennego. Ale nawet wtedy,
    analizując rzeczywistość zza więziennego muru, miałem świadomość, że
    stan wojenny uchronił Polskę od katastrofy sowieckiej interwencji, a
    gen. Jaruzelski prowadzi politykę ''samoograniczającej się
    kontrrewolucji''. Nie łagodziło to mojej wrogości, ale chroniło przed
    zacietrzewionym ogłupieniem.



    Natomiast polityka generała na rzecz kompromisu Okrągłego Stołu
    budziła mój szacunek, choć nie był on wolny od nieufności.



    Przypominam to wszystko, by dziś, w dniu urodzin, podziękować
    generałowi za wszystko, co uczynił dla Polski w 1989 r., decydującym dla
    polskich przeznaczeń. Do tych słów dorzucam też wdzięczną pamięć, że
    jako prezydent państwa był lojalnym sojusznikiem polskiego obozu reform.



    Od tamtego czasu mogę mówić, że znam generała osobiście.
    Pamiętam jego trudną sytuację: dla demokratów wciąż nie był demokratą, a
    dla nostalgicznych zwolenników dyktatury to nie był żaden dyktator, to
    był zdrajca. Ale to on był zabezpieczeniem przed potencjalnymi
    spiskowcami z aparatu bezpieczeństwa i wojska, którzy mogli grozić
    rządowi Tadeusza Mazowieckiego. Pamiętam wielką klasę, z jaką generał
    znosił obelgi ludzi, którzy jeszcze niedawno byli gotowi żebrać o jego
    względy. Pamiętam, z jaką klasą i lojalnością wobec państwa odchodził z
    Belwederu.



    4 czerwca 1989 r. Polacy mieli możność - dzięki powodzeniu
    Okrągłego Stołu - zdecydować o Wielkiej Zmianie. W tym samym dniu na
    placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie zostały zatrzaśnięte drzwi do
    chińskiej wolności. Komunizm epoki kryzysu pokazał dwa oblicza:
    negocjacyjno-kompromisowe - polskie, i brutalnie represyjne - chińskie.
    Dlatego gen. Jaruzelski jest jednym z pozytywnych bohaterów tamtego roku
    cudów.



    Przez pryzmat tamtych wydarzeń - i następnych 24 lat trudnych
    dla generała - spoglądam z innej perspektywy na całą jego biografię.
    Wbrew kalumniom głupich i podłych pismaków powiadam jasno: to jest
    biografia polskiego patrioty. (...)



    Adam Michnik



     fot. BundesarchivSchyłek
    - spotkanie Komitetu Konsultacyjnego Układu Warszawskiego, rok 1987. Od
    lewej: Gustáv Husák, Todor Żiwkow, Erich Honecker, Michaił Gorbaczow,
    Nicolae Ceau escu, Wojciech Jaruzelski i János Kádár



    Andrzej Romanowski: Generał wtargnął bez reszty w nasze życie


    Kiedy
    Wojciech Jaruzelski wtargnął w moje życie? Może w latach 60., gdy
    widziałem w gazecie nazwiska ministra obrony narodowej marszałka Mariana
    Spychalskiego i jego dwóch zastępców, generałów Jerzego Bordziłowskiego
    i Jaruzelskiego właśnie? O Spychalskim mówiono, że za stalinizmu był
    więziony, o Bordziłowskim - że odkomenderowany z Armii Czerwonej. O
    Jaruzelskim nie wiedziano nic.



    A może to wtargnięcie to kwiecień 1968 r., gdy ów generał o
    dziecięcej twarzy został szefem peerelowskiej armii? Jeżeli tak, to
    powinienem z nim łączyć udział polskich jednostek w interwencji w
    Czechosłowacji i masakrę na Wybrzeżu. A przecież faktów tych nie
    kojarzono na ogół z Jaruzelskim: dopiero dziś wytaczamy mu proces ''za
    grudzień'', choć milczymy o tym, że to m.in. on przyczynił się do
    usunięcia faktycznego sprawcy masakry - Gomułki.



    Wiązano z Jaruzelskim wojskową indoktrynację polityczną lat 70. A
    jednak w 1972 r. to on jako szef MON ufundował, bez rozgłosu, płytę na
    symbolicznym grobie gen. Fieldorfa ''Nila''. Pamiętam rozmowy, jakie
    jesienią 1981 r. toczyłem z Mieczysławem Borutą Spiechowiczem: uderzyła
    mnie estyma, z jaką ten przedwojenny generał o legionowym jeszcze
    rodowodzie wypowiadał się o Jaruzelskim. (...)



    Człowiek sfinks - zagościł Jaruzelski w mym życiu w lutym 1981
    r. Stanął wtedy na czele rządu i fakt ten przyjęto z euforią. Nawet był
    wówczas kolportowany wierszyk ze słowami: ''Bez entuzjazmu noszę broń/ i
    obcasami walę,/ lecz w razie czego proszę, dzwoń./ Do usług -
    Generale''. Gdy na pierwszej konferencji prasowej Jaruzelski zwrócił się
    per ''ty'' do Mieczysława Rakowskiego, zrobiło to wrażenie nie tylko
    jako wyłom w komunistycznym rytuale (porzucenie nieśmiertelnego
    ''towarzyszu''), ale też jako znak zażyłości z człowiekiem cieszącym się
    opinią pragmatyka i reformatora.



    A jednak to właśnie Jaruzelski, choć niekojarzony z partyjnym
    betonem, zaczął - tak się wydawało - szybko przeć do konfrontacji. W
    końcu zastąpił chwiejnego Stanisława Kanię,
    porozstawiał wojskowych na kluczowych stanowiskach, dokonał kilku prób
    logistycznych A 13 grudnia 1981 r. wtargnął już bez reszty w moje - i
    nasze - życie.



    Czyli oszukał nas. Mówił o porozumieniu, a zafundował stan
    wojenny. Zwrócił polskie wojsko przeciw własnemu narodowi. Uwięził
    najlepszych - także tych, którzy do końca opowiadali się za
    porozumieniem. Spowodował, że padły ofiary śmiertelne.



    Nie mogłem tego Jaruzelskiemu darować. Jego miejsce widziałem
    wśród tych, którzy mieniąc się Polakami, z patriotycznym frazesem na
    ustach, realizowali u nas interes Rosji. Z dziką satysfakcją
    publikowałem eseje, w których pod maską historyczną ukazywałem generała w
    postaci np. Fiodora Berga, tłumiącego w Warszawie powstanie styczniowe.
    Berg przecież - dowodziłem - też realizował ''linię porozumienia i
    walki''. W przeciwieństwie do topiącego Litwę we krwi Murawjowa
    ''Wieszatiela''.



    Ale nie wszystkie analogie były proste. Dziwiłem się np., że
    moje eseje, z aluzjami aż nadto przejrzystymi, cenzura jednak puszczała.
    Jednak przede wszystkim nie znajdowałem odpowiedzi na pytanie o cel
    naszej - tłumionej przez Jaruzelskiego - walki. Znałem ZSRR i mentalność
    człowieka sowieckiego, nie mogłem więc sobie wyobrazić polskiej enklawy
    ''solidarnościowej'', otoczonej ze wszystkich stron bratnimi krajami.
    Dziś prof. Jerzy Wiatr ujawnia w miesięczniku ''Tak po prostu''dokumentację ''Operacji Karkonosze'',
    w której zaplanowano podział Polski na trzy strefy okupacyjne:
    czechosłowacką, sowiecką i enerdowską. Czy tą wypowiedzią ktoś się
    zainteresował?


    Na progu kariery: ''Jaruzelski: Nie chciał, ale musiał''


    Fidel Castro i generał broni Wojciech Jaruzelski



    Zgoda, cel nie może uświęcać środków. Miesiące stanu wojennego
    wspominam jak koszmar. Ale przeżyłem je na wolności. Co mają powiedzieć
    byli internowani? Ci, którym wytoczono procesy? Rodziny zabitych? IPN
    doliczył się stu ofiar śmiertelnych dekady lat 80. Ale nie włączył już do tej listy sierżanta MO Zdzisława Karosa
    - 32-letniej ofiary bratobójczego konfliktu, tym razem po stronie
    władzy. Czyli liczba ofiar była większa; zresztą o wielu ofiarach,
    spowodowanych choćby przerwaną łącznością, nigdy nie będziemy wiedzieć.



    Jednak przelew krwi w stanie wojennym nie wytrzymuje porównania z
    żadnym powstaniem narodowym. Ani nawet z zamachem majowym, który w
    ciągu tylko trzech dni kosztował życie 379 ludzi. Tak, Jaruzelski nas
    oszukał. Czy jednak nie zaoszczędził przez to ofiar, które w przeciwnym
    razie można by liczyć w tysiącach?



    Bo przecież był to najbardziej bodaj liberalny stan wyjątkowy w
    historii świata. Czy można go porównać z machiną śmierci, jaka na
    Węgrzech działała przez sześć lat po rewolucji 1956 r.? Żeby już nie
    wspomnieć morza krwi przelanej przez prawicowe junty w Chile i
    Argentynie. Gdy zaś tak łatwo operujemy terminem ''oprawcy stanu
    wojennego'', to jakim słowem mamy określić stalinowskich ubeków?
    Gestapowców?



    Cały tekst przeczytasz w "Magazynie Świątecznym".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

78. ofiary zbrodniarzy stalinowskich czekają wciąż na godny pochówek

zdjecie

arch/-

Czy tu leżą żołnierze „Konusa”?


Zespół poszukiwawczy IPN przeprowadzi dziś na
terenie Podborowiska ekshumację mogiły żołnierzy oddziału ppor.
Stanisława Wołoncieja „Konusa”. Był to pierwszy oddział, w którym
służyła jako sanitariuszka Danuta Siedzikówna „Inka”.

Pracami kieruje prof. Krzysztof Szwagrzyk. W podlaskiej mogile mogą
się znajdować szczątki członków oddziału dowodzonego przez ppor.
Stanisława Wołoncieja ps. „Konus”. Oddział ten składał się z żołnierzy,
którzy po rozbiciu ich formacji Armii Krajowej Obywatelskiej chronili
się przed aresztowaniami przez NKWD i UB w Puszczy Białowieskiej.

Byli tam również dezerterzy z Ludowego Wojska Polskiego. Z nich
właśnie sformowano leśny oddział partyzancki, nad którym dowództwo objął
ppor. Wołonciej. Oddział ten został oznaczony kryptonimem „Wulkan”,
jednak potocznie zwano go „grupą białowieską”. Zapleczem tej grupy,
liczącej do 50 osób, były placówki terenowe AKO w Hajnówce, Świnorojach i
Narewce.

Oddział „Konusa” przeprowadził wiele skutecznych akcji bojowych. 20
kwietnia 1945 r. dokonał wypadu na Hajnówkę, przy czym rozbrojono i
uprowadzono załogę posterunku MO. 25 maja oddział rozbroił 8-osobowy
posterunek MO w Białowieży – przerwano łączność z miasteczkiem,
zniszczono całą urzędową dokumentację.

Udało się też żołnierzom „Konusa” na pewien czas opanować miasteczko
Narewka. Niedługo potem odbyła się akcja na osadę i stację kolejową
Narewka, gdzie rozbrojono straż kolejową i milicję. Sukcesem zakończyła
się również akcja odbicia więźniów, pracowników Lasów Państwowych,
przewożonych z Narewki do UB Białystok. Wśród uwolnionych więźniów
znajdowała się Danuta Siedzikówna „Inka”, która wstąpiła do oddziału
„Konusa”. Była tam sanitariuszką.

Te akcje spowodowały odwet NKWD, który, nakierowany przez miejscowego
konfidenta, urządził zasadzkę w rejonie miejscowości Podborowisko. O
wiele liczniejszy oddział NKWD rozbił grupę „Konusa”. Zginęło 11
żołnierzy niezłomnych. W gronie zabitych partyzantów był też ppor.
Wołonciej.

Zabitych pochowano w mogiłach m.in. na skraju lasu, koło
Podborowiska. „Konusa” zaraz potem ekshumowała rodzina i pochowała go na
cmentarzu koło Świnorojów. Szczątki pozostałych poległych najpewniej
nadal spoczywają na polu bitewnym, m.in. w mogile, którą będzie
ekshumować grupa IPN.

Adam Białous, Białystok

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/43088,czy-tu-leza-zolnierze-konus...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

79. "Aktywność Jaruzelskiego i

"Aktywność
Jaruzelskiego i jego zwolenników wpłynęła i wpływa na rozbicie oraz
dezintegrację tożsamości narodowej". Prof. Żaryn o świętowaniu urodzin
dyktatora

"Nie dlatego czcimy pamięć Żołnierzy Wyklętych, żeby następnego dnia czcić żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

80. Badacze Instytutu Pamięci

Badacze Instytutu Pamięci Narodowej odnaleźli szczątki ludzkie na terenie aresztu w Białymstoku. Będzie ekshumacja

Teren obecnego aresztu śledczego w Białymstoku, czyli dawnego
więzienia karno-śledczego przy ul. Kopernika, jest jednym z lepiej
udokumentowanych miejsc egzekucji ofiar białostockiego Urzędu
Bezpieczeństwa.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

81. Historykon 56 lat temu, 16

56 lat temu, 16 września 1957 roku, rozpoczął się proces wysokich funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa.


Z momentem śmierci Stalina rozpoczęła się krytyka nadużyć aparatu
bezpieczeństwa początkowo w ZSRS, a następnie w Polsce. W związku z tym
władze komunistyczne postanowiły (w sposób niezwykle powierzchowny)
ukarać winnych nadużyć w aparacie bezpieczeństwa. Wynikiem
propagandowych prób rozliczenia czasów stalinowskich był proces
pracowników MBP: Romana Romkowskiego, Józefa Różańskiego i Anatola
Fejgina, których oskarżono o stosowanie „niehumanitarnych metod” w pracy
śledczej. Proces rozpoczął się 16 września 1957 r. w Sądzie Wojewódzkim
dla miasta stołecznego Warszawy, przy drzwiach zamkniętych.


Żaden z nich nie przyznał się do winy, tłumacząc się brakiem pamięci i
wykonywaniem rozkazów. Oskarżeni podważali wiarygodność świadków a
samych siebie przedstawiali jako ofiary systemu. Wyrok zapadł 11
listopada 1957 r. Roman Romkowski i Józef Różański zostali skazani na 15
lat więzienia, a Anatol Fejgin na 12 lat. Dnia 8 października 1964 r.
Rada Państwa zastosowała wobec nich prawo łaski darowując im resztę
kary. /P.L.

(Na zdjęciu od lewej: Anatol Fejgin, Józef Różański, Roman Romkowski. Fot. Wikimedia Commons)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

82. M.Marek/Nasz Dziennik Skazał

zdjecie

M.Marek/Nasz Dziennik

Skazał mnie Michnik

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/55083,skazal-mnie-michnik.html

W procesie byłego szefa Naczelnej Prokuratury
Wojskowej generała Mariana R. zeznawał Leon Chrościcki. Jako
siedemnastolatek – za sprawą R. – trafił do obozu pracy w Jaworznie. Pod
wyrokiem skazującym podpisał się Stefan Michnik.

Marian R. to 93-letni były prokurator wojskowy, którego pion śledczy
IPN oskarżył o niedopełnienie obowiązków związanych z przedłużaniem
więźniom aresztów w latach 50. Według aktu oskarżenia w latach 1951-1954
R. doprowadził do bezprawnego pozbawienia wolności 17 więźniów
politycznych, członków organizacji niepodległościowych, takich jak
Oddziały Pomocnicze Armii Krajowej, Obrońcy Korony, a następnie
Podziemna Organizacja Wolność i Niepodległość, Zrzeszenie „Wolność i
Niezawisłość”. Niektóre z tych osób były wykorzystywane jako świadkowie
oskarżenia w sfingowanych procesach politycznych.

Wczoraj przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie zeznawał liczący
dziś 80 lat Leon Chrościcki. Za sprawą m.in. oskarżonego o nadużycia
byłego prokuratora wojskowego jako 17-letni chłopak trafił do obozu
pracy w Jaworznie, gdzie odbywał karę, pracując niewolniczo w kopalni
„Komuna Paryska” (od 2001 r. KWK „Jan Kanty”). Była to kara za udział w
młodzieżowej organizacji niepodległościowej.

Za Obrońców Korony

Po wojnie Chrościcki działał w młodzieżowej organizacji
konspiracyjnej, odradzało się przedwojenne harcerstwo. – To było coś! To
była enklawa, ale potem tego zabrakło – mówił przed sądem Chrościcki.
Jak podkreślał, byli jeszcze wtedy w wojsku kapelani i dość swobodnie
można było wypowiadać swoje zdanie.

– Po jakimś czasie, w 1949 r., taka możliwość się skończyła –
relacjonował. Dlatego młodzież zaczęła tworzyć własne organizacje. Jedna
z nich powstała w podwarszawskim Rembertowie.

– Stworzyliśmy organizację Obrońcy Korony. Chodziło o obronę korony
na godle narodowym. Potem ją zmieniliśmy na „Wolność i Niepodległość”.
Istniała ona kilka miesięcy. Potem została namierzona i nastąpiły
aresztowania – opowiadał przed sądem świadek.

Nie pamiętał, kiedy i w jakich okolicznościach został aresztowany.
Zanim to się stało, pod przymusem wcielono go do Służby Polsce, w której
młodzież wykorzystywano do różnego rodzaju prac. Chrościcki trafił do
podszczecińskiego PGR.

– Tak się złożyło, że mnie powołano w okresie wakacji. Tam zostałem w
jakimś PGR zatrzymany i przewieziony do Warszawy, do więzienia
karno-śledczego, owianego złą sławą tzw. Toledo na Pradze Północ, w
którym UB i NKWD przetrzymywały żołnierzy WiN, AK i NSZ – mówił.

Razem z Chrościckim zatrzymano jego kolegów z organizacji. Świadek
nie pamięta, na jakiej podstawie został aresztowany. Wczoraj sędzia ppłk
Robert Gmyz okazał mu dokument z decyzją o aresztowaniu podpisany przez
Mariana R. Wczoraj świadek go nie rozpoznał.

– Trudno powiedzieć, czy go spotkałem. Po takim czasie… tyle lat –
tłumaczył, rozkładając ręce i oświadczając, że nie pamięta, czy
osobiście zetknął się z Marianem R.

– Metody te [bicie – przyp. red.] stosowali oficerowie śledczy. Ale
jestem przekonany, że prokuratorzy wiedzieli o tych metodach, choć sami
przesłuchań nie prowadzili. Traktowali nas jak bydło, nie miałem
możliwości zgłosić prokuratorowi, że stosowano wobec mnie niedozwolone
metody śledcze – zaznaczył.

Leon Chrościcki przeszedł bardzo brutalne śledztwo. Potem sąd, w
składzie którego zasiadał Stefan Michnik (brat Adama Michnika), skazał
go na 5 lat więzienia. Opuścił je na mocy amnestii. Za każdy rok
przymusowej pracy w kopalni zaliczono mu dwa lata więzienia. W latach
90. Sąd Najwyższy uchylił wyrok.

Kilka miesięcy po opuszczeniu więzienia kara pozbawienia praw
publicznych uratowała go wprawdzie przed poborem do wojska (m.in.
uniemożliwiała złożenie przysięgi), ale znów trafił do kopalni węgla pod
pretekstem odbywania zasadniczej służby wojskowej.

Bez skruchy

Odpowiadający z wolnej stopy Marian R. został nie tylko oskarżony o
bezzasadne przedłużanie okresów aresztowań. Zdaniem prokurator
Małgorzaty Kuźniar-Ploty, uczestniczył też w prześladowaniach osób
wcześniej działających na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego, o
odmiennych poglądach politycznych, którym bezzasadnie przypisywano
usiłowanie obalenia przemocą ustroju.

W sprawie R. jest 14 pokrzywdzonych – osób, wobec których stosowano
areszty, lub ich najbliższych. R., któremu grozi do 10 lat więzienia,
nie przyznaje się do zarzutów. Marian R. to dziś starszy pan z laseczką.
Wczoraj próbował zagadywać świadka i towarzyszące mu osoby.

– Pan pracował na kopalni, a kto mi dziś zapłaci za to, że muszę
chodzić po tych schodach? – zagajał po rozprawie. Bez kompleksów
usiłował nawiązać kontakt z człowiekiem, którego wsadził do więzienia.

Marian R. od 1945 r. służył w UB, a potem trafił do prokuratury
wojskowej. W latach 60. został generałem, uzyskał tytuł doktora nauk
prawnych. Od 1956 r. do sierpnia 1968 r. był naczelnym prokuratorem
wojskowym PRL. W latach 1978-1981 pełnił funkcję prezesa Polskiego
Związku Piłki Nożnej.

W latach 80. został dyrektorem generalnym URM. W stanie wojennym był
m.in. wiceszefem Centralnej Komisji do Walki ze Spekulacją oraz
przewodniczącym Centralnej Komisji Specjalnego Postępowania
Porządkowego.

Joanna Żelazko w książce „Ludowa sprawiedliwość. Skazani przez
Wojskowy Sąd Rejonowy w Łodzi 1946-1955” wymienia, że Marian R. był
oskarżycielem w procesie oddziału żołnierzy Konspiracyjnego Wojska
Polskiego działających na terenie powiatu sieradzkiego, w którym prosił
sąd o wymierzenie kary śmierci dla Władysława Ograbka i jego sześciu
współtowarzyszy.

Brał on również udział w sesjach wyjazdowych Wojskowego Sądu
Rejonowego w Warszawie, np. 13 stycznia 1947 r. w Ostrowi Mazowieckiej
oskarżał Władysława Kornelewskiego ps. „Grunt”, „Orlicz”, żołnierza
Narodowej Organizacji Wojskowej i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego,
oraz jego adiutanta Henryka Olczaka ps. „Lew”, skazanych następnie na
karę śmierci. Skazani zostali niemal natychmiast zamordowani, nie mając
nawet możliwości wystąpienia o ułaskawienie.

Maciej Walaszczyk

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

83. „Do Rzeczy” – lista katów


DR-11-14

„Do Rzeczy” – lista katów narodu Polskiego

Stalinowscy sędziowie i prokuratorzy nigdy nie odpowiedzieli za
swoje zbrodnie przeciw polskim patriotom. Na straży ich bezpieczeństwa
stanęła III RP. Próba rozliczania tych przestępców była podważaniem ładu
Polski Okrągłego Stołu, nie mogła więc zakończyć się sukcesem. W
najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy” – lista katów narodu polskiego.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

84. Wydawnictwo Fronda poszukuje

Wydawnictwo Fronda poszukuje zdjęć stalinowskich oprawców. Brakuje 13 fotografii stalinowskich bestii


W książce Tadeusz Płużańskiego pt. „Lista oprawców” brakuje zdjęć 13 stalinowskich oprawców. Osoby będące w posiadaniu fotografii poniższych osób – prosimy o kontakt.

Brakująca trzynastka:

Czesław Gęborski, Gustaw Auscaler, Henryk Podlaski, Józef Młynarski,
Julian Brun, Kazimierz Turczyński, Maria Gurowska, Mieczysław Wybraniec,
Roman Laszkiewicz, Rubin Szwajg, Ryszard Młynarski, Tadeusz
Nizielski, Wacław Krzyżanowski.

Przewidziana nagroda!
Zdjęcia prosimy o przesyłanie na adres:
Fronda, ul. Łopuszańska 32, 02-220 Warszawa
Bądź na adres e-mail: fronda@fronda.pl

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

85. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

Poszperam.
Fotografie poruczników UB z Niska Józefa i Ryszarda Młynarczyków dziadka i ojca, pani Danuty Hübner gdzieś miałem.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

86. Kłamstwa Michnika wyrzuc do śmietnika!

Pokaz siły narodowców w Białymstoku. Msza z flagami ONR-u i marsz. "Tylko Polska narodowa!"

Kilkuset narodowców świętowało w sobotę w Białymstoku 82. rocznicę powstania organizacji. Miasto - co roku inne - wybrano nieprzypadkowo. W stolicy Podlasia tego samego dnia odbywała się premiera spektaklu "Biała siła, czarna pamięć", inspirowanego książką Marcina Kąckiego o problemach Białegostoku z antysemityzmem i ksenofobią oraz związkach lokalnych władz, kościoła i faszyzujących bojówek.

Narodowcy protestowali pod teatrem, a później maszerowali ulicami, wykrzykując m.in. "raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę". Tego dnia odbyła się też msza, podczas której ks. Jacek Międlar nazwał narodowo-katolicki radykalizm "chemioterapią dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski".

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/56,114871,19932214,pokaz-sily-nar...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

87. Jak wynika z danych Związku

Jak wynika z danych Związku Kontroli Dystrybucji Prasy, przygotowanych dla portalu Wirtualnemedia.pl, średnia sprzedaż ogółem „Wyborczej” w czerwcu tego roku zmniejszyła się o 13,48 proc. – najbardziej w zestawieniu.
Co więcej, „Gazeta Wyborcza”, a także „Fakt” i „Super Express”, zanotowały najniższą miesięczną sprzedaż w historii.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

88. Płużański: Jak rzekomo

Płużański: Jak rzekomo antysemicka Polska ścigała zbrodniarzy: Morela, Wolińską i Michnika

Polska to antysemicki kraj. Wystąpiliśmy o ekstradycję trzech
osób-zbrodniarzy i wszystkie były Żydami. Antysemityzm naszego państwa
jest jednak czysto teoretyczny. Wszystkie sprawy zakończyły się
praktyczną klęską – trójka Żydów nie została nam wydana. Ale przecież
najważniejszy jest antysemicki zamiar. (źródło tekstu: Najwyższy Czas!
11/2010)

Przypomnijmy te trzy historie. Najpierw antysemicki wniosek III RP o
ekstradycję Salomona Morela odrzucił Izrael, potem Wielka Brytania
postąpiła podobnie w sprawie Heleny Wolińskiej, a teraz Szwecja w
sprawie Stefana Michnika.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

89. stalinowski sędzia Stefan Michnik został wydany SO

Nie żyje stalinowski sędzia Stefan Michnik

W wieku 91 lat zmarł stalinowski sędzia Stefan Michnik. Jest on
odpowiedzialny za śmierć wielu niewinnych ludzi, którym wydawał
bezprawne wyroki w komunistycznych sądach.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl