Święte Królestwo – wcale nie krypto – reklama

avatar użytkownika dzierzba

 

Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz coś tu napisałem. Tematów nie brakowało, jednak zajęty codziennymi i absorbującymi mnie w sposób zupełnie niepożądany sprawami, nie potrafiłem przysiąść choć na chwilę przed komputerem i odkurzyć ten skromny kawałek wirtualnej przestrzeni. Nie żeby spędzało mi to sen z powiek, jednak pewien niepokój, że to już jest koniec mojej pisaniny gdzieś tam uwierał. Uwiera zresztą nadal, bo dzisiejszy wpis może być przecież właśnie tego faktu potwierdzeniem. To się okaże. Istotne, że teraz klikam w klawisze z jednego, dla mnie ważnego powodu: coś tam chciałbym powiedzieć.

Inspiracją stały się kończące się właśnie targi książki w Katowicach, a konkretnie stworzony na podstawie drugiego tomu „Baśni” Gabriela Maciejewskiego album Tomasza Bereźnickiego „Święte Królestwo”, który tam kupiłem i przed chwilą przeczytałem. Od początku do końca. Z niesłabnącą uwagą. A musicie wiedzieć, że chociaż bardzo dawno temu pochłaniałem komiksy, od wielu już lat nie mam z nimi praktycznie nic wspólnego. Dlatego też, chociaż zaliczam się do grona tak uwierających niektórych stałych i zazwyczaj komplementujących teksty Coryllusa bywalców jego bloga, niczego wielkiego po „Świętym Królestwie” się nie spodziewałem. Sądziłem, że dostanę ładnie wydaną historyjkę obrazkową o bitwie pod Mohaczem i tyle. Przeczytam ją, odłożę na półkę, zapomnę. Może nawet pożałuję wydanych pieniędzy, bo album nie jest przecież tani. Gdy więc przystąpiłem dziś rano do lektury i z każdą kolejną stroną coraz bardziej się wciągałem, wiedziałem już, że mój osąd okazał się mocno nietrafiony.

Nie jestem historycznym ignorantem, tym niemniej moją wiedzę na temat czasów opisywanych w „Świętym Królestwie” można porównać do znajomości zasad ortografii unowego Kwaśniewskiego, czyli jest dość mocno ograniczona. Może właśnie ten brak przygotowania sprawił, że tak się wciągnąłem, nie wiem.  Istotne, że wszystko działo się trochę jak w filmie. Kolejne plansze łączyły się w mojej głowie w fascynującą całość. Obrazek za obrazkiem, coraz bardziej chciałem wiedzieć, jak to się skończy. Tutaj, na kartach albumu, bo mimo wszystko zwycięstwa Węgrów przecież nie oczekiwałem. Nie zawiodłem się. Choć oczywisty, rezultat bitwy został przedstawiony z uwypukleniem szczegółów związanych ze śmiercią Ludwika. A ta musi rodzić takie właśnie pytania, które tam padają. I choć nie są one sensem i celem tej historii, dla mnie dowodzą jej kompletności. Jest to bowiem kolejna opowieść o TymKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji. Warto ją poznać. W końcu czasy się zmieniają, metody również. Jego cele jednak zawsze pozostają takie same.

Teraz, na próbę, komiks Tomasza Bereźnickiego, dostanie mój kolega. Wielki miłośnik Węgier, ich historii i kuchni – niekoniecznie w tej kolejności… W każdym razie jest to człowiek, który po lekturze dwóch dowolnych tekstów Coryllusa postukałby się w głowę i powiedziałby, że taki stek bzdur zasługuje tylko na wyśmianie i dobrze, że żona kupiła mu nowy numer Polityki, bo pan Stomma będzie niezłą odtrutką na ten bełkot.  A jak on nie pomoże, to jeszcze zawsze niezawodna Wyborcza zostaje. No więc właśnie jemu pożyczę „Święte Królestwo” do przeczytania. Jestem pewien, że choć się do tego nie przyzna, zrobi i na nim duże wrażenie.

Swoją drogą, jak żenująco śmiesznie i naiwnie brzmi teraz notka na temat bitwy pod Mohaczem w wikipedi…

Tomasz Bereźnicki „Święte Królestwo”.
Na podstawie prozy 
Gabriela Maciejewskiego
Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie. Tom II


Filed under: Coryllus, dzierzba, Gabriel Maciejewski, komiks, targi książki w Katowicach, Tomasz Bereźnicki, Święte Królestwo

napisz pierwszy komentarz