Życzenia Świąteczne w cieniu neokolonialnego planu Sorosa

avatar użytkownika UPARTY

Przeczytałem relację Elig ze spotkania z prof.W.Kieżunem w Bazylice na Kawęczyńskiej.
O ile co do oceny skutków Powstania Warszawskiego to zgadzam się z jego oceną, to nie zgadzam się z tezą, że plan Sorosa -Saksa był w swej skrywanej początkowo istocie planem neokolonizacji.

Otóż nikt na świecie poza Caritasem i może jeszcze jakimiś innymi podobnymi mu instytucjami, ale nazw ich nie znam, nie udziela pomocy drugiemu w celu zrównania statusu ekonomicznego obdarowywanego z darczyńcą. Jeśli udzielana jest przez jakieś państwo pomoc ekonomiczna drugiemu państwu, i to nie ważne czy w formie finansowej czy doradczej, to nie po to, by za jakiś czas utrudnić życie darczyńcy, choćby w ten sposób, że będzie kiedyś musiał brać pod uwagę interesy obdarowanego.
To nie dobrze, jeśli jakiś autorytet posługuje się słowem w znaczeniu w jakim ono nie występuje w danym rodzaju stosunków społecznych. Z wypowiedzi prof. Kieżuna można odnieść wrażenie, iż pomoc altruistyczna w stosunkach miedzynarodowych w ogóle występuje a tylko myśmy nie zadbali oto, by ta pomoc nam służyła. Ten wniosek jest nieprawdziwy. W stosunkach międzynarodowych pomoc jest synonimem dominacji - nie wolno tego ukrywać. Pomoc w stosunkach międzypaństwowych zawsze jest formą dominacji nad drugim, nad tym, który tej pomocy potrzebuje.

NIe mniej jednak pytanie dlaczego więc nasz rząd zgodził się na pomoc, a zwłaszcza na taką pomoc.

Otóż dla tego, że sam żył kosztem społeczeństwa jednak nie utożsamiając się z nim . Ponieważ nie miał możliwości łupienia społeczeństwa by zaspokoić potrzeby sfery budżetowej a w tym swoje własne, to się zgodził na dopuszczenie wspólnika w łupiestwie. Nie miał żadnych oporów, by w zamian za pomoc gospodarczą umożliwić innym korzystanie z pracy zwykłych ludzi. Dlatego przyjął plan Sorosa i pogodził się z jego skutkami.

Czyli jedynym zabezpieczeniem społeczeństwa przed wyzyskiem i jedynym sposobem na zachowanie jego suwerenności w stosunkach zewnętrznych jest zablokowanie drogi do wyzysku społecznego wewnątrz kraju. Bo gdyby pomoc zagraniczna ograniczająca naszą suwerenność nie otwierała rządowi drogi do pieniędzy dla niego, bo ludzie by na to nie pozwalali, to nie rząd nie byłby nią zainteresowany a raczej troszczył by się o to by, ludzie jak najszybciej wytworzyli nadwyżkę, z której i on mógłby korzystać. czyli troszczył by się o dobre rządy!

Kiedy mamy do czynienia z wyzyskiem?
Wtedy, gdy praca nie służy osobie pracującej a komuś innemu, gdy osoba pracująca nie może sama żyć z własnej pracy, bo musi utrzymać jeszcze innych, w utrzymaniu których nie ma żadnego interesu.

I teraz w zależności od tego jaki wniosek jest z tej definicji wyciągany przez większość społeczeństwa, to albo mamy do czynienia ze społeczeństwem ludzi wolnych, dążących do wolności, albo z ludźmi zniewolonymi.

Bo jeśli godzimy się na to by drugi decydował o wytworzonych przez nas efektach naszej pracy to jesteśmy niewolnikami a jeśli się na to nie zgadzamy, to jesteśmy przynajmniej wewnętrznie wolni, a wtedy mamy szanse na wolność i zewnętrzną. Bez wolności wewnętrznej nie mamy jednak szansy na wolność zewnętrzną, bo nawet nie wiemy czego chcieć. To proste i oczywiste.

Czyli pierwszym warunkiem do wolności jest wola samodzielnego gospodarowania efektami swoje pracy i jeśli społeczeństwo taką możliwość zapewni, to ma szanse na wolność. Czyli brak akceptacji dla życia kosztem drugiego jest warunkiem koniecznym dla wolności społecznej. I teraz bardzo ważne. Jeśli więc ktoś chce zniewolić drugiego, to najpierw musi go przekonać, że ochrona jego prawa do efektów jego pracy nie może być “absolutna”.

W tym momencie od razu podnosi słuszna uwaga, że przecież ktoś musi sfinansować wojsko, policję, administrację i szkolnictwo, że jeżeli ktoś wyłożył pieniądze to ma prawo do dochodów z tych pieniędzy. Trzeba więc w interesie publicznym zabrać część dochodów tym, którzy je wypracowują, bo trzeba zaspokoić potrzeby publiczne i słuszne żądania inwestorów. I to też jest proste i oczywiste. Więc w czym problem?

Problem w ostatnim zdaniu, “ bo trzeba zaspokoić potrzeby publiczne i słuszne żądania inwestorów”.

Czyli zabieranie ludziom pieniędzy ich nie zniewala jeśli jest czynione w interesie publicznym a nie prywatnym lub jest wypłacaniem udziału wynikającego z inwestycji.
Bo jeśli te pieniądze choćby w części pójdą na interes prywatny lub osoby niebędącej inwestorem, to przyczyniają się do zniewolenia społeczeństwa a jeśli w całości wrócą do tych co je generują w formie zaspokojonego interesu publicznego to są fundamentem wolności.

No i teraz kwintesencja problemu.

Jeżeli te pieniądze mają iść na interes publiczny to nikt, kto z nich korzysta nie może za nie realizować swojego interesu, ani materialnego, ani emocjonalnego, bo mają być wydawane w interesie publicznym. A kto je u nas defrauduje?
Wszyscy w zasadzie zatrudnieni w sferze budżetowej i w obsłudze transakcji kapitałowych. Czyli co, nie ma uczciwych nauczycieli, uczciwych urzędników, czyli co nikt kto w tym systemie żyje z budżetu nie może się chlubić uczciwością? To przykry wniosek, tak przykry że aż nie możliwy do zaakceptowania.

Bo przecież ci ludzie uważają, że też pracują jak inni, że mają prawo do własnego rozwoju intelektualnego i społecznego, że płacą podatki jak wszyscy i w związku z tym mają takie same prawa jak wszyscy inni, z dwoma wszelako zastrzeżeniami o których zapominają.Pierwsze z nich to takie, że nie muszą się na co dzień martwić tym, czy ich praca jest w interesie kogokolwiek poza nimi samymi, bo mają prawnie zagwarantowane wynagrodzenia. Pomińmy na razie kwestie obsługi dochodów z kapitału- o tym później.
I drugie zastrzeżenie, ze skoro ich przychody są w całości podatkami,i to oni już podatku nie płacą a jedynie mają zmniejszone wynagrodzenie. Tak osoba nie tyle płaci podatek, choć technicznie tak to wygląda a jedynie ma zwrócić część wynagrodzenia. To zupełnie inna czynność.

Gdy ktoś coś produkuje, lub świadczy usługi i nie robi tego w interesie drugiego, to nikt mu za to nie zapłaci bo, albo w ogóle nie będzie zainteresowany produktem, albo nie będzie chciał za niego zapłacić ceny, która będzie wyższa od korzyści. To zmusza sferę przedsiębiorstw do działania w interesie publicznym. Oczywiście sposób w jaki ten interes realizuje też nie jest obojętny, ale tu wystarczają proste zakazy, czy to w prawie pracy, czy w formie przepisów ekologicznych lub norm technicznych.
Nie ma natomiast takiej codziennej weryfikacji pracowników sfery budżetowej, więc robią oni co chcą a nie to czego chcą osoby ich utrzymujące i dlatego zniewalają społeczeństwo!

Z pozoru pół biedy jeśli, co jest dość częste, chcą działać dla dobra publicznego, ale to też nie jest tak na prawdę dobre, bo wtedy de facto działają w interesie swojego interesu emocjonalnego i nikt nie może skontrolować, czy ich wizja dobra publicznego jest prawidłowa.

Najczęściej z resztą nie jest, bo trudno jest komukolwiek przyjąć do wiadomości, iż najbardziej społecznie użytecznym celem jego działalności powinno być zmniejszenie jego wynagrodzenia, by odciążyć sferę produkcyjną, by ta mogła być bardziej produktywna. Szuka więc takiego uzasadnienia dla swojego istnienia w gospodarce by można wyciągnąć wniosek, że zarabia za mało.

Mamy więc rezultat taki jak widać to w systemie pomocy społecznej. Otóż do potrzebujących dociera zaledwie ok.10% kwot wydanych przez budżet na ten cel. Reszta to koszty własne systemu- czyli płace urzędników. Piszę o systemie pomocy społecznej, bo tu można łatwo wyliczyć rzeczywistą jego sprawność, bo fakt otrzymania pomocy musi być skwitowany i w związku z tym łatwo policzyć sumę skwitowań. Poza tym otrzymanie pomocy społecznej nie generuje kosztów po stronie beneficjenta, więc tu urzędy nie mają możliwości wycofania do budżetu części wydanych pieniędzy, co jest nagminne w innych dziedzinach. Ponieważ jednak system jest z reguły spójny, więc nie sądzę by efektywność innych wydatków budżetowych znacząco odbiegała od efektywności pomocy społecznej.

Czyli z jednej strony pomoc społeczna jest potrzebna i to jest uzasadnienie co do zasady dla utrzymania całego systemu natomiast uzasadnieniem kosztów są roszczenia urzędników co do zarówno poziomu wynagrodzeń jak ale przede wszystkim co do sposobu wykonywania pracy.

Jeśli system pomocy społecznej polegał by na tym samym co system pobierania mandatów to jego koszt prawdopodobnie nie przekraczał by 30% kwot zapisanych w budżecie, czyli byłby sześciokrotnie bardziej efektywny. Czyli jeśli urzędnik z pomocy społecznej chodziłby po mieście i dawał pieniądze zauważonym biedakom ( taki mandat wystawiany gminie i płatny przez nią na rzecz biedaka) to prawdopodobnie bieda w naszym kraju była by bardzo ograniczona a możliwości nadużyć praktycznie by nie było. Prosty system jest również prosty do kontroli, więc każde nadużycie byłoby wykryte praktycznie od razu. NIe było by również uznaniowości w decyzjach jeśli tylko wprowadzono by skargę na nierówne traktowanie obywatela przez urząd. Czyli skargę na to, że ktoś ma nieuzasadnione, bo nie dostępne powszechnie korzyści z państwa.

Nie mniej jednak tylko ograniczenie działalności państwa do rzeczy dostępnych powszechnie jest warunkiem jego suwerenności! To zaskakujący i trudny do przyjęcia wniosek.

Jeszcze trudniejszy do przyjęcia byłby drugi wniosek, bo ten ograniczał by władze państwową nad ludźmi i pozwalał by na wywyższanie się jednych nad drugiego. Otóż w naszym prawie jest zasada pierwszeństwa przepisów szczegółowych nad ogólnymi. Czyli, jest zasad ogólna mówiąca, że nie wolno kraść ale Sejm może dojść do wniosku, że Kowalskiemu można zabrać jego mienie i ta norma o ile nie narusza konstytucji jest ważna. Można było by więc powiedzieć, że przez konieczność zgodności z konstytucją przepisy prawa stają się powszechne, ale ta nie jest bo w konstytucji sa zawarte rozmaite przepisy szczegółowe kwestionujące powszechność zapisanych tam zasad. Tak więc jest sprawą uznaniową, czy Trybunał w danym przypadku odniesie się do zasady ogólnej czy do zasady szczegółowej.
Czyli nasza konstytucja sankcjonuje wyższość przepisów szczegółowych nad ogólnymi i w ten sposób tworzy pole dla aktywności lobbingowej i powoduje, ze posłowie mogą się łatwo skorumpować. Każdy bowiem chce mieć szczegółowe prawo, które wyłącza go spod zasad ogólnych. Ma wtedy łatwiej.

Czyli, jeśli chcemy zmian w naszym kraju to najpierw musimy się pogodzić ze smutnym wnioskiem, że nie ma wśród nas ludzi uczciwych i do żądać by nasze prawo to uwzględniało, by prawo zabezpieczało nas przed nami.
Tak poza tym to wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Pamiętajmy o Chrystusie, którego jedyną winą wobec świata było to, że nigdy nie użył swej mocy dla własnego interesu, nawet wtedy, gdy umierał w cierpieniu.

Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika guantanamera

1. @UPARTY

Kolejna doskonała analiza sytuacji!
Ja jednak wierzę, że są wśród nas ludzie uczciwi...
Więc może warto opracować system odnajdywania ich po to, by im właśnie powierzać najważniejsze stanowiska.
I żeby to oni opracowali prawo zabezpieczające przed nieuczciwością... I jeszcze zasiedli w sądach...

avatar użytkownika UPARTY

2. mnie raczej chodzi o to

byśmy nie usieli szukać ludzi uczciwych, tylko tak ułożyli stosunki miedzy nami, by i ci mniej uczciwi nam nie szkodzili. Nie ma przecież skąd wziąć nauczycieli, lekarzy, urzędników, sędziów - a przecież wszyscy oni do tej pory uczestniczą w systemie wyzysku i nie mają interesu by ten system zmienić. To muszą zrobić ludzie z zewnątrz domagając się praw dla siebie. trzeba wiedzieć czego chcieć i dlaczego.

uparty

avatar użytkownika guantanamera

3. @UPARTY

Islandia powraca do życia po wypędzeniu banksterskiej kliki

Mało kto wie, że Islandia powraca w imponującym tempie do normalności... zaczęła od pogonienia służalczych polityków którzy wpędzili kraj w długi... potem wyłonili spośród siebie osoby godne zaufania i... wprowadzili kapitalizm oraz oddłużyli i oddłużają swoich obywateli
myślę, że Polska powinna pójść ich śladem..

http://naszeblogi.pl/42993-islandia-powraca-do-zycia-po-wypedzeniu-banks...

avatar użytkownika UPARTY

4. Oni ich wcale nie wypędzi w sensie fizycznym

oni na tyle zmienili zasady funkcjonowania instytucji społecznych i politycznych, że ci ludzie znaleźli się na ich marginesie. Oni byli gotowi do poniesienia wielkich kosztów społecznych dla dokonania tej zmiany. Zgodzili się na to, że nauczyciele przestali zarabiać godziwe pieniądze, zgodzili się na obniżenie zarobków lekarz i urzędników. Nie było strajku nauczycieli jak miało to miejsce w Grecji, nie było masowych wystąpień tych, którzy mieli na tej zmianie stracić. Mnie chodzi o to, że by nauczyciel nie miał czelności domagać się wynagrodzenia w wysokości niemożliwej do wypłaty bez zaciągnięcia przez płacącego kredytu, by lekarz nie miał czelności domagać się lepszych warunków zycia od swojego pacjenta. To jest warunek zmiany.

uparty