Telewizja Niezależna Polonia dotarła do żyjącego, naocznego świadka niemieckiej zbrodni w Jedwabnem 10 lipca 1941. Pani Hieronima Wilczewska którą ekipa TV Niezależna Polonia odwiedziła we wrześniu
Dzięki sugestii Wojciecha Kozłowskiego obejrzałem ten film. Pani Wilczewska 10 lipca 1941 była ośmioletnią dziewczynka, gdy zobaczyła Niemców okrutnie mordujacych w Jedwabnem. Mówiła o nich gestapowcy, Niemcy w czarnych mundurach. Mała dziewczynka, dziecko nie rozróżniała dwóch bliźniaczych formacji Niemców w czarnych mundurach SS. Gestapo i SS-Einsatzkommando.
Mam smutny wniosek. Wiedza o prawdzie Jedwabnego jest, istnieja fakty, istnieją także fakty potwierdzajace ignorowanie prawdy. Przecież u Pani Wilczewskiej byli inni badacze słuchający jej zeznania, był ktoś o nazwisku Jan Wójcik, byli inni. Prawda pozostała w ukryciu. Jest jeszcze gorzej. Pani Wilczewska pokazała fotografię dawnego pomnika wzniesionego niegdyś na cześć Żydów wymordowanych przez Niemców w Jedwabnem. Ten pomnik został cichaczem zlikwidowany, bo był na nim wyryty napis informujacy o tym, kto żywcem spalił ludzi 10.07.41 w Jedwabnem.
To nie jest przypadek i widzimy, że taka jest polityka łatwych do zidentyfikowania grup antypolskich interesów, działajacych w Polsce. Co gorsza widać, że ta antypolska polityka jest realizowana przy bardzo silnym poparciu polskiego rządu i najwyższych ośrodków władzy politycznej a nawet sadowniczej.
W Białymstoku Sąd skazuje na kare więzienia ludzi, którzy odmawiają przeproszenia za zbrodnie w Jedwabnem, a Bronisław Komorowski dzia łając jako najwyższy w Polsce urzednik władzy wykonawczej przeprasza za rzekomo polską zbrodnię, polskie MSZ z urzędu i za pośrednictwem polskich służb dyplomatycznych prowadzi promocję i propagandę antypolskiej wersji historii.
Czy Pani Hieronima Wilczewska także ma przepraszać za zbrodnię, która została popełniona przez niemieckie SS Eisatzkommando pod dowództwem kapitana SS Hermanna Schapera?
Telewizja Niezależna Polonia dotarła do żyjącego, naocznego świadka niemieckiej zbrodni w Jedwabnem 10 lipca 1941. Pani Hieronima Wilczewska którą ekipa TV Niezależna Polonia odwiedziła we wrześniu 2013 w New Britain, stan Connecticut, USA, w dniu zbrodni w Jedwabnem miała 8 lat. W ciągu 6 dni, przechodząc wielokrotnie lub przystając obok stodoły która stała się miejscem kaźni Żydów z Jedwabnego, pani Hieronima była naocznym świadkiem niemieckiego mordu, tragedii i konania tych ludzi co ciągnęło się przez kilka dni. Zapędzonym przez SS i Gestapo do stodoły Żydom kazano wchodzić i układać się warstwami na sobie z powodu braku miejsca. Niemcy wrzycali następnie małe żydowskie dzicie na sama góre .
Następnie, Niemcy oblali benzyną i podpalili z miotaczy ognia budynek. W ten bestialski sposób zamordowano większość, ale nie wszystkich. Ludzie, znajdujący się na dole, żyli jeszcze przez kilka dni. Pani Hieronima zapamiętała jak kiwali się godzinami, w beznadziejnej rozpaczy, poparzeni i spowici popiołem ze swoich spalonych współbraci, często członków swoich rodzin, z górnych warstw.
Gestapo i SS przez te kilka dni trzymało dookoła stodoły uzbrojone warty, pilnując aby nikt z żyjacych jeszcze jakimś cudem Żydów nie wydostał się ze stodoły oraz uniemożliwiając ludności Jedwabnego przynoszenia im wody czy pożywienia. Po kilku dniach, kiedy wszyscy zmarli z głodu, wycieńczenia czy ran, Niemcy zakopali wszystkie zwłoki na miejscu swojej zbrodni.
Przypisywanie polskim, rzekomo mogącym mieć wtedy jakikolwiek wpływ na cokolwiek dookoła siebie, samej tylko możliwości dokonania zbrodni w tym miasteczku w roku 1941, a więc w czasie trwania na całym terytorium okupowanej przez Niemców Polski totalnej, niemieckiej kontroli i totalnego, bezwzględnego niemieckkiego terroru, jest takim samym absurdem jak rozgłaszanie kłamstw o “Polskich Obozach Koncentracyjnych” na terenach tejże, okupowanej przez Niemców Polski.
Wszystkie osoby które, czy to w Polsce, W Kanadzie, W USA czy gdziekolwiek na świecie do dzisiaj uczestniczą w manipulacji i fałszowaniu historii na temat Jedwabnego czy też innych, podobnych konfabulacji, biorą na siebie - również wobec tych nieżyjących już, niewinnych ofiar tej jednej z tysięcy podobnych niemieckich zbrodni w Posce - odpowiedzialność za współudział w ukrywaniu prawdziwych sprawców tego ludobójstwa oraz odpowiedzialność za współudział w mataczeniu i uniemożliwieniu przeprowadzenia rzetelnego śledztwa wokół tej zbrodni, uniemożliwieniu sprawiedliwego jej osadzenia i uniemożliwieniu napiętnowania, potępienia i ukarania jej prawdziwych sprawców. Choćby i - po latach - symbolicznego, ku pamięci i dla sprawiedliwości przelanej tam niewinnie krwi.
Zbrodnia w Jedwabnem, w 1941 roku na terenie okupowanej przez Niemców Polski, została dokonana przez Niemców, z ich inicjatywy i pod ich całkowitą kontrolą, jak tysiące podobnych zbrodni niemieckich w Polsce i bez jakiegokolwiek udziału sprawczego jakiegokolwiek Polaka.
Jest rzeczą fizycznie niemożliwą, aby w spowitej terrorem okupowanej Polsce, gdzie na przykład chociażby tylko za samo posiadanie odbiornika radiowego, można było stracić życie w więzieniu, aby polska cywilna ludność miasteczka mogła mieć przy sobie broń, miotacze ognia czy też mogła zorganizować i przeprowadzić na własną rękę jakąkolwiek akcję zbrojną czy pacyfikacyjną bez wiedzy i kontroli Niemców. Osoba propagująca takie absurdy wystawia tylko świadectwo albo o poziomie swojej wiedzy albo wręcz o złej woli lub też o chęci fałszowania historii z sobie tylko wiadomych pobudek i powodów.
Na wszystkie okupowane przez Niemców kraje, jedynie w Polsce istniała bezwzględna kara śmierci za jakąkolwiek pomoc udzielaną osobom pochodzenia żydowskiego. Kara ta egzekwowana była natychmiast, najczęściej bez sądu i to nie tylko w stosunku do osoby złapanej na udzielaniu takiej pomocy, ale również w stosunku do całej rodziny takiej osoby. Innymi słowy, cała taka rodzina była stawiana przez Niemców pod mur i natychmiast rozstrzeliwana.
W tym kontekście pomocą w okupowanej przez Niemców Polsce była jakakolwiek pomoc, rozumiana w jak najszerszym tego słowa znaczeniu. Począwszy od przechowywania Żydów w ukryciu a skończywszy na dostarczaniu im ubrania, wody czy pożywienia.
Było to obowiązujące prawo i kary te były wykonywane na Polakach z najwyższą surowością. Z tego powodu w Polsce zginęła rozstrzelana przez Niemców nie tyko rodzina Ulmów czy Baranków ale wiele tysięcy Polaków i członków ich polskich rodzin, których przyłapano na pomocy swoim współbraciom pochodzenia żydowskiego.
Holocaust. W okupowanej przez Niemców Polsce, Niemcy zgładzili, w większości bestialsko mordując, ponad 5 milionów ludzi, w tym ponad 2.5 miliona obywateli polskich, pochodzenia żydowskiego.
Zagładzie w niemieckich koncentracyjnych obozach zagłady oraz w wyniku najróżniejszych form terroru i represji podlegali również Polacy, nie będący pochodzenia żydowskiego, których wymordowano ponad 2 miliony.
Warto raz jeszcze podkreślić, że zamordowani w Polsce przez Niemców Żydzi, byli obywatelami polskimi.
Polska, począwszy od XIII wieku a poprzez wiek XVI, XVII i XVIII dawała schronienie narodowi żydowskiemu, który chronił się tam, emigrował i uchodził przed wieloma historycznymi pogromami i prześladowaniami przez wieki z wielu krajów Europy i świata, asymilując się w Polsce, w niezwykle sprzyjających dla niego warunkach.
Naród ten w Polsce, przez te stulecia, wyróżniany był przez jej władców i włodarzy wieloma przywilejami włącznie z ustanowieniem własnego, sejmowego przedstawicielstwa.
W efekcie tego, w momencie wybuchu II Wojny Światowej, polska ludność pochodzenia żydowskiego stanowiła 10 % całej populacji Rzeczypospolitej (ponad 3 miliony osób).
I tenże fakt istnienia największego europejskiego skupiska Żydów, właśnie na okupowanym przez Niemców terytorium Polski, stanowił powód do lokalizacji w Polsce właśnie, a nie gdzie indziej, niemieckich koncentracyjnych obozów zagłady. To też był jedyny powód dla którego Holocaust Żydów odbył się na ziemiach polskich i to wyłącznie z decyzji, winy i za wyłącznym sprawstwem III Rzeszy Niemieckiej oraz bez jakiegokolwiek sprawczego udziału jakiegokolwiek Polaka.
Do dnia dzisiejszego, na ogólnie 24 356 odznaczonych na całym świecie osób,
ponad 6339 Polaków zostało odznaczonych najwyższym odznaczeniem cywilnym państwa Izrael, medalem jerozolimskiego Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem - "Sprawiedliwy wśród narodów świata".
Odznaczenie to jest najwyższym cywilnym odznaczeniem Izraela przyznawanym osobom za udokumentowaną pomoc Żydom z narażeniem własnego życia.
Oznacza to, że państwo Izrael uznało, że spośród wszystkich narodów świata i na całym światowym terytorium wojny którą prowadziła III Rzesza Niemiecka, aż 26 % ze wszystkich udokumentowanych i uwieńczonych sukcesem wysiłków w ratowaniu Żydów z narażeniem swojego i swoich rodzin życia, dokonane zostało przez Polaków.
Dodajmy, że liczba owych ponad 6 tysięcy odznaczonych Polaków jest przy tym symboliczna. Łączną liczbę Polaków zaangażowanych w konspiracyjną pomoc Żydom w okupowanej Polsce, historycy szacują na blisko dwa miliony osób. Dla przykładu - aby pomoc jednej, jedynej osobie pochodzenia żydowskiego w okupowanej przez Niemców i w spowitej terrorem Polsce była w ogóle możliwa i przynosiła efekty, w taką pomoc zaangażowanych musiało być w konspiracji - oraz ponosić związane z tym najwyższe ryzyko utraty życia - łącznie około 20 osób.
Jako jedyne z okupowanych państw, tak zorganizowane w czasie II Wojny Światowej Polskie Państwo Podziemne jak i Polska Armia Podziemna, również jako jedyna w całej okupowanej Europie i Azji, powołały oficjalne struktury administracyjne, finansowe i organizacyjne mające na celu pomoc i ochronę ludności pochodzenia żydowskiego w okupowanej przez Niemców Polsce.
Pomoc ta, karana na Polakach, w tysiącach przypadków przez Niemców uwięzieniem, bestialskimi torturami i utratą życia, była zorganizowana perfekcyjnie i z wszystkimi możliwymi na ten czas niewoli i terroru środkami.
Począwszy od Referatu Żydowskiego powołanego specjalnie w tym celu w Wydziale Informacji Polskiej przez Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej konspiracyjnej Armii Krajowej, poprzez Tymczasowy Komitet Pomocy Żydom a skończywszy na Żegocie, czyli oficjalnie powołanej Radzie Pomocy Żydom przy Delegacie Rządu RP na Kraj.
Dodajmy, że wszystko to powstawało z inicjatywy, pod pieczą i było organizowane, administrowane i wykonywane z narażeniem życia przez konspiracyjne struktury Polskiego Państwa Podziemnego i podziemnej Armii Krajowej (tak, tak - tejże samej "antysemickiej" według niektórych dzisiejszych krajowych i zagranicznych "gazet", "opracowań naukowych", "historyków", "dziennikarzy" czy też według propagandy przedstawionej przez Telewizję Niemiecką ZDF w serialu
"Unsere Mutter, unsere Vater" Armii Krajowej).
To na rozkaz Polskiego Państwa Podziemnego oraz Polskiej Armii Podziemnej tacy bohaterowie konspiracyjnej Polskiej Armii Podziemnej jak rotmistrz Pilecki, przenikali dobrowolnie do niemieckich koncentracyjnych obozów zagłady aby udokumentować masową eksterminację ludności polskiej oraz bestialską zagładę Żydów. Następnie, wysiłkami tegoż Państwa i Armii Podziemnej, opracowano raport z tejże eksterminacji i przerzucono tajnymi kanałami łączników AK (Jan Nowak-Jeziorański, Jan Karski) na Zachód, alarmując wszystkie państwa alianckie o ogromie i bestialstwie dokonywanych zbrodni na Żydach w Polsce.
Raport ten, znany pod nazwą "The Mass Extermination of Jews in German Occuppied Poland" zaprezentowany został oficjalnie wszystkim państwom świata na forum Ligi Narodów w Waszyngtonie 10 grudnia 1942 oraz następnie, osobiście prezydentowi USA, Franklinowi Roosevelt.
Wszystko to zostało wtedy przez przywódców tychże państw, jak i przez narody żyjące w tych państwach, całkowicie zignorowane.
Przypisywanie polskim, rzekomo mogącym mieć wtedy jakikolwiek wpływ na cokolwiek dookoła siebie, samej tylko możliwości dokonania zbrodni w tym miasteczku w roku 1941, a więc w czasie trwania na całym terytorium okupowanej przez Niemców Polski totalnej, niemieckiej kontroli i totalnego, bezwzględnego niemieckkiego terroru, jest takim samym absurdem jak rozgłaszanie kłamstw o “Polskich Obozach Koncentracyjnych” na terenach tejże, okupowanej przez Niemców Polski.
Wszystkie osoby które, czy to w Polsce, W Kanadzie, W USA czy gdziekolwiek na świecie do dzisiaj uczestniczą w manipulacji i fałszowaniu historii na temat Jedwabnego czy też innych, podobnych konfabulacji, biorą na siebie - również wobec tych nieżyjących już, niewinnych ofiar tej jednej z tysięcy podobnych niemieckich zbrodni w Posce - odpowiedzialność za współudział w ukrywaniu prawdziwych sprawców tego ludobójstwa oraz odpowiedzialność za współudział w mataczeniu i uniemożliwieniu przeprowadzenia rzetelnego śledztwa wokół tej zbrodni, uniemożliwieniu sprawiedliwego jej osadzenia i uniemożliwieniu napiętnowania, potępienia i ukarania jej prawdziwych sprawców. Choćby i - po latach - symbolicznego, ku pamięci i dla sprawiedliwości przelanej tam niewinnie krwi.
Podsumowanie.
Naród polski, szkalowany dzisiaj i perfidnie oskarżany przez niektóre "autorytety", "gazety", "opracowania naukowe", przez niektórych "historyków" i "dziennikarzy" o zbrodnie które popełnił bądź niemiecki, bądź sowiecki, bądź wreszcie zwyrodniały i przestępczy, rodzimy komunistyczny okupant, naród ten w czasie II wojny światowej poniósł największe ze wszystkich narodów i państw straty biologiczne (na każdy tysiąc mieszkańców zamordowano lub zginęło 220 osób), materialne (ponad 16,9 mld dolarów) i kulturowe (2/5 dóbr kulturalnych Polski zostało całkowicie zniszczonych, pozostałe 2/5 zrabowanych przez obu okupantów).
W wyniku jałtańskiej zdrady "alianckich" mocarstw Polska musiała również odstąpić Związkowi Radzieckiemu 48% swojego terytorium, tracąc na wschodzie około 178 000 km².
Na owych terenach bezpowrotnie zniszczono, zrabowano bądź zrównano z ziemią niezliczoną ilość zabytków polskiej architektury, historii narodowej i kultury. Na utraconych Kresach Rzeczypospolitej nacjonaliści ukraińscy bestialsko wymordowali dodatkowo ponad 200 000 niewinnej, cywilnej ludności polskiej, zrównując z ziemią tysiące rdzennie polskich od wieków miast, miasteczek i wsi.
Naród polski, jako jedyny spośród poszkodowanych II Wojną Światową narodów nie dostał za te wszystkie biologiczne, materialne, obszarowe i kulturalne straty żadnego odszkodowania.
Na dodatek tego, wiele ze zrabowanych przez Niemców czy Rosjan polskich zabytków, dzieł sztuki czy wreszcie cennych przedmiotów użytku codziennego spotkać można do dzisiaj w galeriach, muzeach, bibilotekach świata lub też stanowią cenne “nabytki” wykwintnych, prywatnych kolekcji w wielu punktach naszego globu.
Również wiele potężnych, światowych i słynnych fortun, zarówno prywatnych jak i korporacyjnych, zapoczątkowanych zostało tym zrabowanym i nigdy nie oddanym, polskim majątkiem.
Kto wie, może i dzisiaj, przez przypadek, w prywatnym zaciszu owych "autorytetów", "naukowców", "historyków", "dziennikarzy" czy też "reżyserów telewizyjnych i filmowych", którzy tak chętnie "zapominają" że w okupowanej Polsce II Wojny Światowej jak i potem, w czasie komunistycznej okupacji Polacy nie mieli absolutnie w swoim własnym kraju nic do powiedzenia, może i tam również znajdują się jeszcze przedmioty, meble, obrazy czy biżuteria które znikały rabowane tysiącami, milionami z polskich mieszkań, domów, kamienic, dworów czy z pałaców a których, do dzisiaj, pełno jest rozsianych wszędzie, po całym świecie.
Według niedokończonego śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej, najprawdopodobniejszym sprawcą i wykonawcą zbrodni w Jedwabnem, tak jak i w sąsiednich okolicach był oddział Einsatzkomando SS Zichenau-Schröttersburg (Ciechanów - Płock), który to oddział otrzymał rozkaz przeprowadzenia "czystki" w Łomżyńskiem. Dowódcą tego oddziału był urodzony 12 sierpnia 1911 roku w Strassburgu, w Alzacji Hauptsturmführer SS Hermann Schaper, (członek SS nr 3484) a późniejszy komisarz policji kryminalnej III Rzeszy, który wsławił sie okrucieństwem w dowodzeniu i braniu udziału w egzekucjach ludności zarówno żydowskiej jak i polskiej w Wiznej, Wąsoszy, Radziłowie, Jedwabnym, Łomży, Tykocinie , Rutkach, Piątnicy, Zambrowie, na terenach Związku Radzieckiego i gdzie indziej.
Ukrywający się pod zmienionym nazwiskiem po wojnie w Niemczech został wreszcie w "procesie gestapo" w roku 1976 postawiony przed sądem w mieście Giessen w Hesji którego werdykt stwierdził ostatecznie, że Schaper oraz czterech innych członków komando SS Zichenau- -Schröttersburg winni są "współudziału w mordzie na Polakach i Żydach" na terenie wiosek i miasteczek powiatu łomżyńskiego. Wyrok sześciu lat więzienia został niestety odrzucony z powodu złego stanu zdrowia oskarżonego, po apelacji adwokata Schapera przez następną instancję Trybunału Federalnego w Karlsruhe.
Również i późniejsza próba śledztwa Instytutu Pamęci Narodowej, łącznie z przesłuchaniem SS-mana w 2002 roku w Niemczech przez prokuratora Komsji Rejonowej IPN w Białymstoku Radosława Ignatiewa, utknęła w martwym punkcie z powodu zaprzeczania winy i złego stanu zdrowia oskarżonego.
SS Hermann Schaper zmarł, mając lat dziewięćdziesiąt kilka lat, nie ukarany za swoje zbrodnie i dożywając spokojnie swojego życia w Niemczech, jak tysiące jemu podobnych zbrodniarzy niemieckich.
Według niektórych źródeł, pełna dokumentacja zbrodni Hermanna Schapera oraz jego Einsatzkomando SS Zichenau-Schröttersburg która została przechwycona w czasie wojny przez Rosjan i znajduje się zarówno w posiadaniu IPN jak i historyków izraelskich, którzy swego czasu badali wnikliwie zbrodnie tego oddziału.
"Nie przepraszamy za Jedwabne" informacje o tym filmie, a także o hasłach "Hermann Schaper" w Wikipedii.
Przecież byłaby możliwa rewizja nadzwyczajna uzasadniona przekonaniem, że to nie Polacy mordowali w Jedwabnem, a Obywatele Polscy nie powinni przepraszać za zbrodnie popełniane przez niemieckich najeźdźców - na co przedstawiona są nastepujace dowody - jw.
Podkreślam. Nie sa to dowody na sprawstwo zbrodni, ale dowody uzasadniające nasze przekonanie o tym sprawstwie.
to był proces polityczny. Po wizytach w Białymstoku Sienkiewicza , Seremeta i wezwaniach Tuska, sąd wziął rzeczoznawcę typu Krzemiński Ireneusz, który pod polityczne zamówienie napisał opinię. Sąd przetrzepany przez swojego szefa , wydał wyrok w oparciu o tę opinię.
Wszyscy to widzą, wszyscy udają, że NIC SIE NIE STAŁO.
A przypominam rewizje decyzji sądu w Warszawie, który w oparciu o opinię rzeczoznawcy uznał symbole NOP i ONR za legalne i jaki wtedy był wrzask i rewizja wyroku.
Tylko jeden polityk Janusz Wojciechowski odważył sie to publicznie oznajmić.
ŻADNE MEDIUM - Z TYCH "NIEZALEŻNYCH" nie podniosło tematu. Gazeta Wyborcza nie kryła radości pisząc o zbrodni sądowej, to jest precedens, na jaki będą się powoływac kolejni sędziowie, skazując za nieprawomyslność.
Największym odpowiedzialnym za ten skandal milczenia jest IPN.
Przyjda i po nich, wtedy będą krzyczeć i żądać pomocy społeczeństwa.
POSZUKIWACZ OFIAR RZEZI WOŁYŃSKIEJ: TEGO CO ZNALAZŁEM, NIE CHCE POKAZAĆ ŻADNA TELEWIZJA
"To, co zobaczyłem na Ukrainie, ma się nijak do tego, co oglądałem wcześniej, w kilkunastoletniej karierze poszukiwacza.(...) To może zrozumieć tylko osoba, która stoi nad grobem, w którym spoczywa nie jedna osoba, lecz dziesiątki dzieci powrzucanych jedno na drugie. Bo większość zwłok w odnalezionych przez nas mogiłach, to były właśnie dzieci, w różnym wieku. Znajdowaliśmy szczątki dwulatków, czterolatków, dziesięciolatków.(...) W niektórych czaszkach małych dzieci były dziury wielkości pięści, zapewne od uderzenia młotkiem lub siekierą."
Robert Kmieć zajmuje się poszukiwaniem skarbów od kilkunastu lat. Wyciąga z jezior czołgi, samoloty i wozy opancerzone. Nie robi tego dla fantów, nie szuka łatwego zarobku. Dla niego ta praca jest odkrywaniem historii, często makabrycznej, brutalnej i niewygodnej politycznie. Tak jest w przypadku rzezi wołyńskiej, podczas której tysiące naszych rodaków straciło życie. Czy to było ludobójstwo? Poszukiwacz, który był na miejscu zbrodni i miał w ręku roztrzaskane siekierą czaszki małych dzieci nie ma żadnych wątpliwości. W rozmowie z Menstream.pl opowiada, jak trudno dotrzeć z prawdą do społeczeństwa.
Robert Kmieć: Dostaliśmy od władz Ukrainy zezwolenie na kilka dni pobytu w okręgu wołyńskim. Pojechał z nami również Adam Sikorski, znany z telewizyjnego programu Było, nie minęło. To on dokumentował całą ekspedycję. Były dwa wyjazdy, w ubiegłym roku i wcześniej, dwa lata temu. Można powiedzieć, że nasze poszukiwania były trochę półlegalne.
Co to znaczy?
Po pierwsze trzeba było przetransportować na miejsce georadary i inny sprzęt, który miał nam posłużyć do zlokalizowania i zmierzenia ewentualnych mogił, które mieliśmy zamiar znaleźć. No i nie mogliśmy przecież powiedzieć wprost Ukraińcom, po co tak naprawdę jedziemy na Wołyń.
Więc jaką wersję usłyszeli?
Akurat zdarzyło się, że prezydent Bronisław Komorowski miał spotkać się z prezydentem Ukrainy na otwarciu polskiego, powojennego cmentarza. To było niedaleko miejsca, które chcieliśmy sprawdzić. Tłumaczyliśmy więc, że jesteśmy na miejscu w związku z tym wydarzeniem. To była nasza przykrywka.
I nikt nie obserwował, co tam robicie? Trochę trudno w to uwierzyć.
Oczywiście byliśmy sprawdzani. Funkcjonariusze KGB co rusz przyjeżdżali, przyglądali się, wypytywali i patrzyli na ręce. Zdarzało się, że chcieli utrudnić nam poszukiwania podrzucając gdzieś niewybuch.
Żeby przepłoszyć badaczy?
Tak. Mówili, że mają zgłoszenie od pobliskich mieszkańców, że w okolicy jest jakiś niewypał i muszą to sprawdzić. Oczywiście dla naszego bezpieczeństwa. W rzeczywistości obawiali się tego, co możemy znaleźć.
Domyślam się, że ekspedycja na ziemię wołyńską przyniosła rezultat.
To, co zobaczyłem na Ukrainie, ma się nijak do tego, co oglądałem wcześniej, w kilkunastoletniej karierze poszukiwacza. Nie raz miałem do czynienia z grobami żołnierskimi, z których wyciągaliśmy czaszki i kości. Widziałem już po pięćdziesiąt osób pochowanych zbiorowo. Stojąc jednak nad mogiłami w Wołyniu, coś ścisnęło mi serce. Jeszcze po powrocie do kraju, przez trzy tygodnie nie mogłem dojść do siebie. Do dzisiaj trudno dobierać słowa, gdy o tym opowiadam.
Co tak Panem wstrząsnęło?
To może zrozumieć tylko osoba, która stoi nad grobem, w którym spoczywa nie jedna osoba, lecz dziesiątki dzieci powrzucanych jedno na drugie. Bo większość zwłok w odnalezionych przez nas mogiłach, to były właśnie dzieci, w różnym wieku. Znajdowaliśmy szczątki dwulatków, czterolatków, dziesięciolatków.
Żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii nie oszczędzali przecież nikogo. Mordowano całe rodziny, bez wyjątku.
Tylko w jaki sposób. W niektórych czaszkach małych dzieci były dziury wielkości pięści, zapewne od uderzenia młotkiem lub siekierą. Przecież to jest niewyobrażalne, żeby tak postępować z drugim człowiekiem. Pytaliśmy też Ukraińców, którzy zainteresowani podchodzili do nas, czy pamiętają tamte lata. Niektórzy zgodzili się mówić.
Co wyłania się z ich opowieści?
Dantejskie sceny. Akurat prowadziliśmy prace przy ukraińskiej wsi Ostrówki. Lasy i pola obok tej miejscowości do dzisiaj noszą miano trupiego pola, pobliscy mieszkańcy bez problemu potrafią je wskazać. To tam Ukraińcy wymordowali setki Polaków, pozostawiając ciała bez pochówku. W lasach walały się trupy, które stały się później pożywką dla kruków. Dopiero po dwóch tygodniach armia Rosyjska, która zajęła tamte ziemie, nakazała pobliskim mieszkańcom wykopać mogiły i zrzucić do nich zwłoki. Odór rozkładających się ciał było ponoć czuć w promieniu kilku kilometrów, a zwłoki kobiet, dzieci i mężczyzn były już tak rozłożone, że trzeba było ściągać je do mogił bosakami i widłami, bo już się rozczłonkowywały, odpadały ręce, nogi i głowy. I my te mogiły właśnie odkryliśmy.
Władze Ukrainy zdają sobie sprawę z powagi tego odkrycia? Przyznał Pan, że byliście obserwowani.
Chyba nie zdają sobie sprawy ze skali naszych odkryć, ponieważ byliśmy bardzo czujni. Najgorzej było z Ukraińcem, to był chyba jakiś konserwator zabytków z okręgu lwowskiego, który został oddelegowany, by nadzorować nasze prace. No i byli jeszcze wspomniani funkcjonariusze z KGB, którzy nas nachodzili.
Na czym to nękanie polegało?
Pamiętam, jak mundurowi przyjechali i rzucili wszystkich na maskę samochodu. Rewizja, pytania, oglądanie sprzętu. Było ich kilku. Dowódca przez dłuższy czas wydzwaniał do swoich zwierzchników z pytaniem, co z nami zrobić. W końcu odpuścili, bo nie znaleźli podstaw do zatrzymania. Mieliśmy szczęście. Innym razem prawie się zdemaskowaliśmy. Mundurowi byli o krok, by zobaczyć ogrom naszych odkryć.
Jak udało się uniknąć kłopotów?
Gdy już zorientowaliśmy się, z czym mamy do czynienia, trzeba było wszystkie szczątki opisać, skatalogować i policzyć. Pomagali w tym archeolog oraz antropolog, których mieliśmy w naszej ekipie. Wszystko układali skrzętnie na workach, rozłożonych na ziemi obok grobowca. Robiliśmy dokumentację, fotografie, by nikt nie zarzucił nam bezczeszczenia ciał. Nagle usłyszeliśmy dźwięk silnika. To były dwa samochody KGB. Na szczęście droga przez pola była trudna, więc trochę zajęło im dotarcie na nasze stanowisko badawcze. Mieliśmy więc czas, by zareagować. Cztery osoby szybko wykopały nowy dół, do którego poskładaliśmy wydobyte już z mogiły szczątki i ponownie przysypaliśmy je ziemią. Na to poszła beczka, na niej porozkładaliśmy jedzenie, dla niepoznaki. Jak Ukraińcy dotarli na miejsce i zajrzeli do mogiły, było w niej chyba sześć ciał. Tylko tyle znaleźliście? zapytali. Pokręcili się trochę po obozowisku i odjechali.
Co się później stało z tymi wszystkimi szczątkami? Nadal są zakopane na trupim polu?
Nie mogliśmy tak tego zostawić. Wszystkie odnalezione przez nas zwłoki zostały przeniesione na polski cmentarz, gdzie została odprawiona msza przez polskiego księdza.
Na tym samym cmentarzu, na którym mieli spotkać się prezydenci?
Tak. Z jakiś powodów, których nie znam, do spotkania głów obu państw jednak nie doszło. Były jednak osoby z Polski, rodziny pochowanych tutaj w czasie wojny rodaków. Przyjechali również przedstawiciele duchowieństwa ukraińskiego. Pamiętam, że jak zaczęła się część mszy, podczas której chowano wszystkie znalezione przez nas szczątki, opuścili oni cmentarz i stali za płotem. Wszyscy byli w szoku, nie rozumieli takiego zachowania.
Jak Pan je interpretuje?
Jestem prostym człowiekiem, nie wiem, co o tym sądzić. Najważniejsze było dla mnie wtedy upamiętnienie pamięci zamordowanych.
Na trupim polu też stanął jakiś znak, przypominający o tej zbrodni?
Ukraińcy pozwolili nam wyciąć dwa drzewa. Zbiliśmy z nich krzyż, który tam stanął. Tylko w ten sposób, oraz krótka modlitwą, mogliśmy oddać hołd wymordowanym rodzinom.
Co stanie się z zebranym przez badaczy materiałem? Przecież robiliście zdjęcia, kręciliście materiał filmowy.
To nie zginie. Adam Sikorski robi na jego podstawie film dokumentalno-fabularyzowany. Mogę już zdradzić, że obraz będzie miał premierę we wrześniu tego roku, będą pokazy w Warszawie. Po premierze można spodziewać się niemałego zamieszania.
Dlaczego? Przecież temat Wołynia nie jest nowy. Polacy już się z nim obyli.
Tylko ten film przedstawi prawdę historyczną, pokażemy doły śmierci, które zastaliśmy w Ukrainie. Będą inscenizacje mordu, żadnego przekłamania. Moim zdaniem to bardzo wstrząsający materiał. Proszę sobie wyobrazić, że żadna stacja telewizyjna nie jest zainteresowana wyemitowaniem dokumentu, ponieważ jest zbyt drastyczny, zbyt bije w interesy ukraińsko-polskie. Na szczęście znalazł się człowiek, który wyłożył pieniądze na realizację projektu. Tyle mogę powiedzieć.
Z tego co Pan mówi, ten film może jednak uderzyć w interesy ukraińsko-polskie.
Jeżeli były mordy, to trzeba pokazać, w jaki sposób ich dokonywano. Nie mówię, byśmy rozpętywali trzecią wojnę światową i szli na Ukraińców. Jednak dopóki władze tego narodu nie przyznają, że takie zbrodnie miały miejsce i nie potępią tego, co się wydarzyło, nie ma mowy o jakimkolwiek pojednaniu. Stepan Bandera, który ponosi odpowiedzialność za zorganizowane ludobójstwo polskiej ludności cywilnej na Wołyniu, nadal jest przecież traktowany u nich, jak bohater narodowy.
Trzy lata temu zostało mu nadane największe odznaczenie państwowe na Ukrainie. Później je cofnięto.
Co z tego, jeśli w zamian postawili mu kolejny pomnik? Ponad osiem szkół na terenie Ukrainy nosi też imię Bandery, podobnie jak około dwieście ulic, nie mówiąc o innych instytucjach. Oni naprawdę uważają go za wielką postać. Jeszcze sporo czasu może minąć, nim zmienimy karty historii.
Bardzo ciekawy wykład prof. Chreech-Modelska i Zygmunt Nieznaski - Komitet Upamiętnienia Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów. Szczególnie II część bardzo wartko płynie.
Niemcy zapłaciły bombą atomową miliardami marek Żydom , by ci zmienili ich nazwę z Niemcy na nic nie znaczące określenie naziści.
Niemcy nadal wypłacają Żydom odszkodowania zbiorowe i renty indywidualne.
Kiedy Polak ukrywał Żyda, Polak nie dostaje dodatku do emerytury, ukrywany Żyd tak
Taki dokument podpisała w Waszyngtonie pani Merkel, która być może jest agentem komunistycznych służb.
Vide:
Ralf Georg Reutha i Günthera Lachmann pt. „Das erste leben der Angela M.”
to nie jest stary pomnik, ten postawiono w 2001 r., kiedy juz się toczyło sledztwo IPN, w filmie Pani Hieronima pokazuje zdjęcia starego pomnika z napisem, że to Niemcy zamordowali Zydów. TAMTEN POMNIK USUNIĘTO I SLADU PO NIM NIE MA.
Na tym NIE MA JUŻ NAPISU, KTO ZAMORDOWAŁ.
MARSJANIE, W DOMYSLE, A TERAZ Z WYROKU SĄDU W BIAŁYMSTOKU - POLACY.
Jest gorzej niz kolezenstwo mysli. Dla normalnego czlowieka jest normalne odwiedzic miejsce smierci i grob krewnych. Ale nie w Azji, ale nie na Wolyniu! To inna kultura.
dyskredytuje dr Ewę Kurek i sprzeciwia się ekshumacji w Jedwabnem
Data publikacji: Gru 20, 2017
Wszystkim prawicowym fanom Jonny Danielsa polecam lekturę jego artykułu, który pojawił się na portalu algemeiner.com w lipcu 2016 roku. Daniels wprost propaguje w nim kłamstwa Jana T. Grossa o „Polakach, którzy spalili swoich żydowskich sąsiadów”. Co prawda, Daniels stwierdza, że on nie obarcza za to winą ich potomków i „rusza naprzód”, ale nie zmienia to faktu, że swoim artykułem legitymizuje paszkwil Grossa, a Polaków wzywa do rozliczenia się z „trudną przeszłością”.
Czyżby Jonny Daniels nie wiedział, że ekshumacja w Jedwabnem została wstrzymana na wniosek strony żydowskiej, gdy wstępne wyniku badań pokazały, że do Żydów w stodole strzelano, co wskazuje na sprawstwo Niemców? Czyżby Daniels nie słyszał o zeznaniach świadków zgodnie informujących o obecności niemieckiego komanda w Jedwabnem 10 lipca 1941? Czyżby nie wiedział, że część Polaków mieszkających w Jedwabnem została zmuszona przez Niemców do pilnowania Żydów na rynku i ze z tego rynku udało się im część Żydów wyprowadzić i uratować? Czy Daniels nie wie o tym, że Żydzi Eliasz Grądowski i Abram Boruszczak, którzy po wojnie wskazali Polaków jako sprawców masakry, w ogóle nie byli w Jedwabnem w 1941 roku? Jeśli tego nie wie, to niech się dokształci zamiast legitymizować paszkwil Grossa w artykule „Jedwabne 75 lat później”, którego tłumaczenie zamieszczam poniżej.
Jedwabne 75 lat później
Jonny Daniels
Jest niewiele miejsc tak dzielących i wywołujących takie emocje jak Jedwabne, szczególnie w odniesieniu do dzisiejszych relacji polsko-żydowskich. Jedwabne to nazwa miasteczka, w którym Polacy zapędzili swoich żydowskich sąsiadów do drewnianego budynku i spalili ich żywcem, bezlitośnie mordując dzieci razem z rodzicami. Według Instytutu Pamięci Narodowej zostało tam zamordowanych co najmniej 340 polskich Żydów. Wydarzyło się to 10 lipca 1941 roku, dokładnie 75 lat temu.
To smutne, że pomimo wielu dowodów historycznych oraz pomimo tego, że mówi o tym większość polskich polityków, wciąż są osoby, które nie chcą uwierzyć, że tak było i wymyślają mnóstwo teorii spiskowych, aby wyjaśnić tę masakrę.
W młodości myślałem, że Jedwabne to typowy przykład stosunku Polaków do Żydów w czasie wojny. Jako Żyd mieszkający w Anglii byłem przekonany, że Polacy byli tak samo źli jak niemieccy naziści, a może nawet gorsi; nie kupowaliśmy niemieckich samochodów, ani niemieckiego sprzętu elektronicznego, a nasz stosunek do Polaków był zawsze bardzo negatywny. Kiedy rozmawiałem z Eli Wieselem, laureatem Nagrody Nobla i ocalałym z Auschwitz, powiedział mi, że powodem, dla którego naziści wybudowali obozy zagłady w Polsce było to, że Niemcy wiedzieli, iż Polacy nie będą protestować przeciwko mordowaniu Żydów.
Przez ostatnie dwa i pół roku zanurzając się w polską historię, kulturę i politykę, zrozumiałem, że prawdą jest coś innego – coś, co bardzo trudno ubrać w słowa i co jest bardzo niepopularne po obu stronach. Zrozumiałem to 10 lipca podczas mojej wizyty w Jedwabnem.
Zacznijmy od nie tak oczywistego faktu, że nie każdy Polak był Janem Karskim i nie każda Polka była Ireną Sendler (dwoje Polaków katolików, bohaterów Holokaustu). Polski naród musi być uczciwy i otwarty, jeśli chodzi o jego czasem trudną przeszłość i pamiętając o bohaterach, musi także pamiętać o nie tak rzadkich wydarzeniach, jakie miały miejsce w Jedwabnem i w Kielcach. Z drugiej strony, tak naprawdę czego jeszcze możemy oczekiwać od Polski?
Znany izraelski dziennikarz i ocalony z Auschwitz Noah Kleiger powiedział mi dzień po śmierci Eli Wiesela: „Nie zgadzam się z Elim w jednej kwestii – w jego pojmowaniu przebaczenia. Nie umiałbym i nigdy nie wybaczę tym łajdakom tego, co zrobili mnie i mojej rodzinie; jednak nie mogę obwiniać ich dzieci ani ich wnuków.” Powiedzmy to uczciwe, jak możemy obwiniać potomków za to, co uczynili ich ojcowie?
Jako społeczność żydowska musimy przezwyciężyć naszą nienawiść do Polek i Polaków; ona nam nie pomaga. Jako Izraelczycy mamy niewielu lepszych przyjaciół na scenie międzynarodowej niż Polacy będącymi naszym sojusznikiem w ONZ, parterami szkoleń wojskowych i innych. Nie będę opowiadał wam bajek o żydowskim odrodzeniu w Polsce, bo to nieprawda. Dla porównania, w Polsce jest dziś 20 tys. buddystów, którzy urodzili się jako chrześcijanie; to jest odrodzenie. Ale Polska jest dziś dla Żydów jednym z najbezpieczniejszych miejsc w Europie.
Co do wyobrażenia, że Polacy „byli najgorsi” – po prostu go nie rozumiem. Strażnikami w obozach koncentracyjnych byli Ukraińcy i Litwini; w Kownie miejscowi zmasakrowali Żydów, a ich żony przyglądały się temu i podsadzały dzieci do okien, żeby miały lepszy widok. Potem wszyscy razem odśpiewali hymn, żeby uczcić masakrę. Z pewnością wśród Polaków byli kolaboranci i źli ludzie, ale to nie wystarczy, żeby osądzić cały naród.
Ostatni ocalony z Jedwabnego, Icchak Lewin, który był tam 10 lipca, powiedział coś bardzo prawdziwego: w życiu zawsze jest równowaga, nie może być dobra bez zła. Wielu jego przyjaciół i członków rodziny zostało zamordowanych przez Polaków podczas masakry w Jedwabnem, ale on został uratowany przez Polaków, którzy ukryli go i kilku członków jego rodziny zaledwie pięć kilometrów od miejsca zbrodni.
Nie możemy i nie powinniśmy wybaczać tym, którzy dopuścili się najbardziej odrażających zbrodni przeciwko naszemu narodowi. Musimy zawsze pamiętać o tych, których straciliśmy. Musimy jednak nauczyć się, w jaki sposób iść do przodu. Musimy pracować, aby nasza przyszłość była lepsza i skupiać się na tym, co dobre. Skupiać się na tych, którzy zrobili coś o wiele trudniejszego niż zabicie lub wydanie swojego sąsiada – na tych, którzy ryzykowali własnym życiem i życiem swoich bliskich, żeby uratować swoich sąsiadów. To jest mój sposób na pójście do przodu
PS. Starania dr Ewy Kurek o przeprowadzenie wstrzymanej ekshumacji w Jedwabnem Jonny Daniels skwitował tak:„Nawet jeśli pod tą inicjatywą podpisze się 40 milionów osób, ekshumacja w Jedwabnem nie odbędzie się. To jest sprzeczne z prawem żydowskim, żydowskie dusze wystarczająco już cierpiały i nie ma potrzeby, żeby cierpiały ponownie. Ponowna ekshumacja w Jedwabnem zniszczyłaby wszelkie relacje pomiędzy Polską a międzynarodową społecznością Żydów. Ta poszukująca medialnej kariery pani doktor rujnuje międzynarodowy wizerunek Polski i godzi w dobre imię jego świątobliwości Jana Pawła II, którego imię nosi uniwersytet, który ukończyła”. Tę wypowiedź opublikował Dziennik Wschodni w lipcu 2016 roku.
czyli polskich i żydowskich historyków wojna o prawdę historyczną.
Wywiad z dr Ewą Kurek.
Data publikacji: Sie 1, 2017
wPrawo: W sprawie mordu w Jedwabnem mamy dziś do czynienia z ogólnoświatową narracją o Polakach, którzy – kierowani antysemityzmem „wyssanym z mlekiem matki” – żywcem spalili swoich żydowskich sąsiadów. W tej narracji Niemcy występują jedynie jako obserwatorzy. Mówi się o „niemieckiej inspiracji” lub o „niemieckim przyzwoleniu”. Ale co tak naprawdę wiemy? Jaki jest stan dowodów w sprawie? Czy bez ekshumacji (a tej nie przeprowadzono) możemy na 100% ustalić przyczynę zgonu osób pogrzebanych w stodole w Jedwabnem?
Ewa Kurek: Jako historyk z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że bez ekshumacji nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co naprawdę wydarzyło się w Jedwabnem w roku 1941. Na temat mordu w Jedwabnem mówi się od 16 lat bardzo dużo i jest to zwykłe gadanie dziennikarzy i polityków nie mające żadnych podstaw badawczych. My, historycy, wiemy jedynie, że w lipcu 1941 roku zostali zamordowani miejscowi Żydzi. Do dziś nie znamy nawet ich liczby. Po przeprowadzonym przez komunistyczne władze procesie, który jak zwykle był parodią, władze PRL w miejscu jedwabińskiej stodoły, w której spoczywają szczątki ofiar, postawiły pomnik z napisem: „Miejsce kaźni ludności żydowskiej. Gestapo i żandarmeria hitlerowska spaliła żywcem 1600 osób 10.VII.1941”. Pomnik, mimo iż jedynym pewnym fragmentem widniejącego na nim napisu była data, stał w Jedwabnem do końca 2001 roku, kiedy to do „wyjaśniania” jedwabińskiego mordu zabrały się lewicowe media. Najpierw w roku 2000 Agnieszka Arnold zrobiła dokumentalny film „Gdzie mój starszy syn Kain”, a potem żydowski socjolog Tomasz Gross w książce „Sąsiedzi” ogłosił, że w roku 1941 Polacy poprzez spalenie w stodole zamordowali w Jedwabnem około 1.600 miejscowych Żydów. Gross upowszechnił tym samym informację z pomnika z czasów PRL co do liczby żydowskich ofiar i jedynie podmienił wykonawców zbrodni: miejsce Niemców jako oprawców zajęli w jego książce Polacy. Temat podjęli i rozpowszechnili w Polsce i świecie dziennikarze i politycy lewicy skupieni wokół „Gazety Wyborczej” i te nieprawdziwe informacje wbijali do głowy Polakom w ramach tak zwanej pedagogiki wstydu. Po świecie informacje te obnosili Żydzi w ramach trwającego co najmniej od stu lat szkalowania Polaków za antysemityzm. Akcja polskiej lewicy i żydowskich antypolonusów była oczywiście bardzo wygodna dla Niemców, których czyny w czasie ostatniej wojny schodziły na drugi plan.
Ze wszystkich polskich środowisk polityczno-medialnych racjonalnie i przyzwoicie zachowali się jedynie historycy. W odpowiedzi na rewelacje Arnold i Grossa Instytut Pamięci Narodowej, zgodnie z zasadami obowiązujących w badaniach historycznych metod naukowych, pod kierunkiem prof. Andrzeja Koli z Uniwersytetu w Toruniu 30 maja 2001 roku przystąpił do podstawowego badania, czyli ekshumacji. Wówczas w badania historyków IPN wkroczył amerykański rabin Michael Schudrich i oświadczył, że ekshumacja szczątków żydowskich jest niezgodna z religią i prawem żydowskim. Rząd polski, wbrew obowiązującemu na terenie RP prawu, uczynił zadość wnioskowi rabina i minister sprawiedliwości prokurator generalny Rzeczypospolitej Polski w dniu 4 czerwca 2001 roku przerwał czynności ekshumacyjne polskich historyków IPN w stodole w Jedwabnem, a zbrodnia w Jedwabnem została objęta ochroną prawną. Oznacza to, że każdy, kto ją kwestionuje, naraża się na odpowiedzialność karną. Ministerialny zakaz przeprowadzenia w Jedwabnem ekshumacji obowiązuje do dziś.
Mimo tych ograniczeń, polscy historycy bez trudu podważyli rewelacje Arnold i Grossa. Wstępne prace archeologiczne ujawniły bowiem, że stodoła w Jedwabnem miała 19 metrów długości i 7 metrów szerokości. Prosty rachunek matematyczny dowodzi, że jeśliby liczba 1600 zamordowanych w jedwabieńskiej stodole Żydów była prawdziwa, oprawcy musieliby upchnąć na jednym metrze kwadratowym 12 osób. Zwykła logika dowodzi, że upchnięcie 12 osób na metrze kwadratowym jest fizycznie niemożliwe. Według prof. Andrzeja Koli: „To co się działo między 30 maja a 4 czerwca 2001 r. było raczej parodią ekshumacji”. Pełny raport prof. Andrzeja Koli z przeprowadzonej w jedwabińskiej stodole ograniczonej ekshumacji do dnia dzisiejszego, wbrew zapisanym w Konstytucji prawom, z niezrozumiałych powodów od 16 lat pozostaje w Rzeczypospolitej Polsce dokumentem tajnym.
Na skutek szesnastu lat blokowania przez polskich polityków polskich badań historycznych, w świecie utrwalił się następujący z gruntu fałszywy obraz zbrodni w Jedwabnem upowszechniany w języku angielskim m.in. przez Żydowską Wirtualną Biblioteką:„Jedwabne, małe miasteczko w północno-wschodniej Polsce, które przez dwa lata znajdowało się pod kontrolą Rosji, wpadło w ręce Niemiec 22-go czerwca 1941 roku. Jedno z pierwszych wniosków skierowanych przez Polaków do ich nowych władców nazistów była prośba o pozwolenie wybicia Żydów. […] Naziści usiłowali przekonać Polaków aby oszczędzili choć po jednej rodzinie żydowskiej z każdego rzemiosła, ale Polacy odpowiedzieli: Mamy wystarczająco swoich własnych rzemieślników i musimy unicestwić wszystkich Żydów, żeby żaden nie został przy życiu. […] Burmistrz Jedwabnego zgodził się na zapewnienie pomocy w masakrze, Polacy z okolicznych wiosek przybyli, aby oglądać i celebrować wydarzenie jako święto. Blisko połowa ludności, z 1600 społeczności katolickiej, brała udział w torturowaniu 1600 członków społeczności żydowskiej z Jedwabnego zapędzając ich do stodoły, która następnie została podpalona”. [http://www.jewishvirtuallibrary.org/jsource/Holocaust/Jedwabne.html]
wPrawo: W sprawie możliwości przeprowadzenia ekshumacji w Jedwabnem mamy dwie opinie. Obie zostały przedstawione przez Żydów. Według pierwszej opinii – ekshumacja jest zakazana w prawie żydowskim. Według drugiej – jest nie tylko dopuszczalna, ale w przypadku Jedwabnego wręcz konieczna. Kto kłamie i dlaczego?
Ewa Kurek: O zakazie ekshumacji mówi jedynie rabin Michael Schudrich i trudno mi jest orzec, świadomie kłamie czy nie ma pojęcia o żydowskim prawie i religii żydowskiej. Żydowskie światowe autorytety jednym głosem mówią bowiem, że ekshumacja szczątków zamordowanych Żydów jest konieczna. Aby przerwać kampanię bzdurnych kłamstw na temat Jedwabnego, religijni polscy Żydzi w periodyku „Kolbojnik – Biuletyn Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie”, Nr 4(77)/2014 opublikowali artykuł Piotra Kadlčika „O ekshumacji”, w którym przedstawiona została zapisana w żydowskich księgach obowiązująca od wieków w całym świecie judaizmu wykładnia prawa żydowskiego: „„W Żydowskim Instytucie Historycznym (ŻIH) w Warszawie znajduje się dokumentacja dotycząca ekshumacji przeprowadzonych [po wojnie] w wielu miejscowościach. […] Po roku 1950 ekshumacje nie były już ani tak masowe, ani centralnie sterowane. Przeprowadzano je sporadycznie, np. jeszcze w latach 80. udokumentowane ekshumacje przeprowadziła gmina [żydowska – uwaga E.K.] krakowska. Problem powrócił w roku 2001, kiedy to zagraniczni rabini wstrzymali proces ekshumacji związany z prowadzonym przez IPN śledztwem w Jedwabnem. Decyzja wywołała wiele kontrowersji i oskarżeń zarówno pod adresem IPN, jak i organizacji żydowskich. Tym ostatnim zarzucano, że zasłaniając się nakazami halachy, uniemożliwiają ustalenie prawdziwego przebiegu jedwabieńskiej zbrodni. Z decyzją zakazu ekshumowania z grobów masowych nie zgadza się ortodoksyjny rabin Joseph A. Polak, były więzień obozów w Westerborku i Bergen-Belsen, przewodniczący Rady Halachicznej bostońskiego sądu rabinackiego. „Ofiary z Jedwabnego powinny zostać ekshumowane i pochowane ponownie, czy to na terenie pobliskiego cmentarza żydowskiego, czy to w Państwie Izrael. To, że nie jest to jedynie halachiczna opcja, lecz fundamentalny obowiązek, wynika jednoznacznie z wielu źródeł (…). Rabin Karo mówi o tym w swoim komentarzu do Arbaa Turim i powtarza w Szulchan Aruch w dyskusji na temat metej micwa (…). Chacham Cwi stwierdza to wyraźnie, dopuszczając przeniesienie zwłok i ponowny pochówek (…), podobnie jak Chatam Sofer przy omawianiu ekshumacji wiedeńskich ofiar epidemii cholery”. Przypomnijmy, że zgodnie z halachą [prawem żydowskim – uwaga E.K]: 1. Zmarłego można ekshumować w celu przeprowadzenia ponownego pochówku w Ziemi Izraela. 2. Zmarłego można przenieść do innej mogiły, jeśli pierwszy grób miał być w założeniu tymczasowy. 3. Zmarłego można przenieść z istniejącego grobu, jeśli znajduje się on w miejscu bez nadzoru i istnieje niebezpieczeństwo, że zostanie splądrowany, lub gdzie jest zagrożony powodzią. 4. Jeżeli grób znajduje się w nietypowym miejscu (poza cmentarzem), zmarłego można przenieść i pochować ponownie na cmentarzu żydowskim (Arbaa Turim, Jore Dea, 363, początek; Talmud Jerozolimski, Moed katan, koniec 2. rozdziału).
Z podobnym problemem zetknął się rabin Walter Homolka, rektor Abraham Geiger College, wykładowca prawa żydowskiego na uniwersytecie w Poczdamie. W 2005 roku, podczas budowy lotniska w Echterdingen, odkryto zbiorową mogiłę więźniów z pobliskiego obozu pracy. Zapytany przez władze niemieckie o możliwość dokonania ekshumacji w celu identyfikacji ofiar oraz sprawców mordu, sporządził następujący respons: „(…) W przypadku odnalezienia masowego grobu żydowskich więźniów nasuwa się pytanie, czy w ogóle możemy mówić o „grobie” w dosłownym tego słowa znaczeniu. Talmud opisuje żydowski grób jako miejsce, w którym Żyd został pogrzebany zgodnie z rytuałem: leżąc na plecach w pozycji horyzontalnej, z zachowaniem należytego odstępu od innych grobów. Dokładna analiza Miszny pokazuje, że w przypadku gdy zwłoki, np. w wyniku działalności kryminalnej, zostają zwyczajnie zakopane w ziemi, również nie mamy do czynienia z tradycyjnym grobem. Tak samo, gdy w jednym grobie, podobnie jak w poprzednim przypadku, spoczywają więcej niż trzy ciała, oznacza to, że nie chodzi o tradycyjny żydowski pochówek. Dlatego też (…) ekshumacja oraz przeniesienie zwłok na cmentarz żydowski są dozwolone”. W ramach współpracy między policją niemiecką i izraelską podjęto wówczas decyzję o pobraniu próbek DNA ze szczątków ofiar oraz od prawdopodobnych krewnych w Izraelu. Na terenie Polski jest wiele grobów masowych, w większości słabo oznakowanych i nierzadko znajdujących się na terenie prywatnym. Niektóre, z braku funduszy lub osób mogących zająć się tym problemem, pozostawiono w ich pierwotnym miejscu”. [Część materiałów i przytoczone tu opinie rabiniczne można znaleźć na stronie http://www.piotrkadlcik.pl/ekshumacje/].
wPrawo: Zbierała Pani podpisy pod petycją do Ministerstwa Sprawiedliwości o przeprowadzenie ekshumacji w Jedwabnem. W świetle opinii przedstawionej przez religijnych Żydów nie powinno być problemów z wydaniem decyzji o jej przeprowadzeniu. Co dzieje się w tej sprawie?
Ewa Kurek: Na mój ubiegłoroczny apel odpowiedziało ponad 12.000 osób z ponad tysiąca miejscowości w Polsce i czternastu krajów spoza Polski. Utworzyliśmy Komitet Obywatelski na rzecz przeprowadzenia w Jedwabnem ekshumacji. Od kwietnia bieżącego roku korespondujemy z ministrem sprawiedliwości prokuratorem generalnym RP, który jako jedyny ma możliwość przywrócenia prof. Andrzeja Koli do przerwanej ekshumacji. Szczegóły akcji zbierania podpisów oraz korespondencji pomiędzy naszym Komitetem i ministrem sprawiedliwości prokuratorem generalnym RP znajdziecie państwo na stronie: Jedwabne-ekshumacja.org
Trzeba podkreślić, że trwająca już 16 lat sytuacja jest absolutnie kuriozalna. Zwykle dobrego imienia Polski przychodzi obywatelom bronić przed jej wrogami. Natomiast w wypadku zbrodni w Jedwabnem prawdy domagają się obywatele Żydzi i Polacy, zaś przeciwko prawdzie staje cały aparat wymiaru sprawiedliwości III Rzeczypospolitej, który zamiast dążyć do prawdy, wyszukuje w kodeksach, ustawach i rozporządzeniach usprawiedliwienie dla bezprawnego blokowania badań historycznych (ekshumacji), utajniania związanych z ekshumacją dokumentów (decyzja ministra z 2001 roku o wstrzymaniu ekshumacji) i cenzurowania wyników badań historycznych (raport prof. A. Koli), czyli utrzymywania stanu sprzyjającego bezprawnemu szkalowaniu w świecie dobrego imienia Rzeczypospolitej. Wymiar sprawiedliwości III RP za uporczywe blokowanie badań historycznych w sprawie mordu w Jedwabnem osądzi Bóg i historia. Aby wspomóc tę ostatnią, z myślą o potomnych, Komitet Obywatelski przygotuje w najbliższym czasie białą księgę kłamstw i bezprawia władz państwowych III RP wobec zbrodni w Jedwabnem.
wPrawo: Żydowska historyk z Izraela utrzymuje ponoć, że niezasymilowani ortodoksi stanowili zaledwie 17% populacji Żydów w przedwojennej Polsce. W rzeczywistości było to ok. 85%. To właśnie oni, czyli „biedne Joski chude” (jak ich Pani nazywa), byli głównie ofiarami Holocaustu. Dlaczego lansowane jest w tej chwili kłamstwo, w którym „biedne Joski chude” znikają z historii już na poziomie statystyk?
Ewa Kurek: Z naszymi polskimi Żydami jest tak, że pośród światowego żydostwa stanowili swego rodzaju ewenement. W stosunku do ortodoksji żydowskiej nasi Żydzi byli chasydami, czyli mówiąc potocznym językiem, swego rodzaju heretykami judaizmu. W skrócie rzecz ujmując, tradycyjny ortodoksyjny judaizm był i jest opartą na Księgach religią racjonalną, natomiast chasydyzm był mistycznym odłamem judaizmu wzorowanym na mistycyzmie rosyjskiego prawosławia. Szerzej piszę o tym w mojej książce „Rosji rozumem nie pojmiesz?”.
Założycielem chasydyzmu był kaznodzieja i znachor Izrael Baal Szem Tow (1700-1760) z Podola. Chasydzi odrzucili Księgi i głosili, że jedyną drogą do Boga jest mistycyzm, którego oś stanowił taniec, śpiew i ekstatyczne modły. Chasydzi nie mieli jednego przywódcy. Na czele każdej grupy religijno-społecznej stał cadyk, przywódca duchowy i swego rodzaju nad-rabin. Chasydzki cadyk nie musiał być mędrcem. Wystarczyło, że był „widzącym”, czyli posiadał nadzwyczajne możliwości widzenia przyszłości i uzdrawiania. Chasydzi wierzyli, że cadyk, czyli „widzący”, jest sprawiedliwym, wybranym przez Boga człowiekiem, który ma bezpośredni kontakt z Bogiem. Cadyk był swego rodzaju nad-chasydem. Cadyk przyciągał do siebie wiernych Żydów, bo chasydzi potrzebują pośredników, którzy są znacznie bliżej Boga niż oni i mogą pomagać ludziom.
Mistycyzm chasydzki w wieku XIX jak wicher przeszedł przez polskie ziemie i sprawił, że na początku wieku XX 85 % polskich Żydów było religijnymi chasydami, którzy nie znali polskiego języka. Pisze o tym zamordowany przez Niemców Żydowski historyk Majer Bałaban, dowodzi tego spis powszechny z roku 1931 oraz taki stan rzeczy potwierdzają niezliczone źródła polskie i żydowskie. Wspomniany wyżej Majer Bałaban nazywa naszych polskich chasydów ciemną masą ortodoksji, ja mawiam niekiedy o nich „biedne Joski chude”. Bo trzeba wiedzieć, że wśród polskich Żydów zaledwie kilka procent stanowili bajecznie bogaci Żydzi. Większość, z powodu tego, że przez 400 lat, do roku 1764 gminy żydowskie ściągały wśród ludności żydowskiej niezwykle wysokie podatki, była to zwykła żydowska chasydzka dramatycznie biedna biedota. To właśnie ta żydowska chasydzka biedota została na rozkaz Niemców jako pierwsza załadowana przez Judenraty i żydowskich policjantów do wagonów i wysłana do Chełmna, Treblinki, Bełżca i innych obozów śmierci. W gettcie warszawskim, jak podaje zamordowany przez Niemców żydowski kronikarz Emanuel Ringelblum, wśród zasymilowanych bogatych Żydów powstało powiedzenie: „motłoch musi zginąć”.
Nasi polscy chasydzi nie mieli szans na ratunek. Nie znali polskiego języka. Byli pogardzani przez swoich światłych Żydów. Polskie oświecone żydostwo i żydostwo światowe zawsze wstydziło się naszych polskich Żydów. Z zagłady w Polsce ocaleli jedyni żydowscy komuniści (wrócili w 1944 na człogach Armii Czerwonej) oraz żydowska inteligencja i żydowscy bogacze. Teraz robią wszystko, aby zaginęła także pamięć o naszych chasydach, czyli biednych Joskach chudych. W zbudowanym za nasze podatki Muzeum Żydów Polskich, którym zarządzają nie mający pojęcia o żydowskiej religii lewaccy Żydzi, nie ma śladu polskich chasydów. Dlatego to muzeum wygląda tak, jak gdyby zrobić muzeum narodu polskiego i nie wspomnieć, że 95% Polaków jest katolikami. Natomiast izraelska historyk Sara Bender z Uniwersytetu w Hajfie na odbywającej się w Kielcach konferencji IPN na początku lipca tego roku ogłosiła, że wśród polskiego żydostwa religijni Żydzi stanowili zaledwie 17%. Światowe żydostwo oraz polscy Żydzi lewicowej proweniencji zrobią wszystko, żeby pamięć o zamordowanych polskich Żydach chasydach przepadła na wieki. Dlatego prawdę o nich musimy odkrywać i głosić my, polscy historycy wspólnie z religijnymi żydowskimi historykami. Nie można inaczej. Winni jesteśmy to religijnemu chasydzkiemu narodowi polskich Żydów, bo to z nim właśnie, a nie z żydowskimi bankierami i komunistami, żyli wspólnie i wspólnie kłócili się o codzienne sprawy i przyjaźnili się nasi ojcowie i dziadowie.
wPrawo: Młodzi polscy historycy żydowskiego pochodzenia nie zgadzają się na lansowane przez ich lewicowych kolegów kłamstwa o stosunkach polsko-żydowskich podczas wojny. Ich zasługą jest odnalezienie i opublikowanie dokumentów źródłowych świadczących o ogromnym wsparciu, jakie Żydzi uzyskali od Polaków podczas Powstania w Getcie. Czy może Pani opowiedzieć o tych dokumentach?
Ewa Kurek: Jako historyk miałam szczęście poznać i współpracować z pokoleniem żydowskich historyków z Polski, Nowego Yorku i Izraela. Wymienię wśród nich chociażby prof. Chone Schmeruka, prof. Jakuba Goldberga, prof. Lucjana Dobroszyckiego czy prof. Judytę Kestenberg, bez których trudno byłoby mi odtworzyć wiele wątków naszej wspólnej historii. Niestety, było to pokolenie, które odeszło na przełomie wieków. Byli to ludzie niezwykle mądrzy i uczciwi, dla których prawda historyczna była najwyższą wartością. Po ich śmierci badania nad wspólną historią Polaków i Żydów opanowali polscy i żydowscy historycy komunistycznego chowu, którzy – jak Alina Cała – potrafili na przykład bredzić o żydowskich i polskich wielkanocnych szopkach oraz innych wyssanych z palca bzdurach. Kilka lat temu w środowisku religijnej Gminy Żydowskiej w Warszawie objawili się badacze, wśród których na szczególne wyróżnienie zasługuje mgr. Anna Ciałowicz i dr Alicja Gontarek, którym przyświeca motto: „Prawda z ziemi wyrośnie, a sprawiedliwość wychyli się z nieba” [PS 85:12]. Nie muszę dodawać, że słowa psalmu korespondują z chrześcijańskim „Prawda was wyzwoli”. Obie badaczki pracują nad odkłamywaniem wspólnej historii Polaków i Żydów w czasie ostatniej wojny. Szczególne znaczenie ma odtworzenie dziejów Żydowskiego Związku Wojskowego, który poniósł cały ciężar walki Żydów z Niemcami, a po zakończeniu wojny został przez komunistów (podobnie jak polska Armia Krajowa) skazany na niepamięć. Ważną dla nas Polaków jest też na pewno pamięć o Tadeuszu Bednarczyku, którego polscy i żydowscy komuniści okrzyknęli kłamcą, a którego rolę potwierdzają zapisane w żydowskim języku żydowskie źródła. Dla przykładu, Anna Ciałowicz przetłumaczyła z żydowskiego języka pamiętniki Seidmana, które rzucają zupełnie nowe światło na polsko-żydowską współpracę, na opór religijnych warszawskich Żydów, na rolę rabina Zięby i pomoc Polaków skupionych w konspiracyjnych organizacjach Zbrojne Wyzwolenie i Strażacka Skała. Szykuje się wielka rewolucja w badaniach nad polsko-żydowską wojenną historią, która – wierzę w to – pokaże światu wreszcie prawdę o tamtych strasznych czasach.
wPrawo: Jaka była reakcja żydowskich środowisk lansujących oszczercze tezy Jana Tomasza Grossa na ustalenia ich młodszych kolegów i koleżanek po fachu w sprawie Tadeusza Bednarczyka?
Ewa Kurek: Żydowscy i polscy historycy lewicowi pospołu próbują zrobić z Anny Ciałowicz i Alicji Gontarek oraz współpracujących z nimi historyków polskich osoby niemal chore umysłowo i odsunąć je od badań. Podział nie biegnie bowiem na linii Polacy i Żydzi, lecz na linii lewica-prawica. Polskim i żydowskim historykom, którzy nigdy nie przeszli na lewą stronę, równie trudno współpracować z polskim i żydowskim lewactwem historycznym. Lewactwo bowiem to nie stan narodowości lecz stan zdeprawowanego kłamstwami umysłu. Na szczęście badaniami Gminy Żydowskiej w Warszawie zainteresował się IPN i mam nadzieję, że przyniesie to wymierne dobre skutki.
wPrawo: Co to jest modernizm historyczny? Kto go lansuje?
Ewa Kurek: Nie jestem ekspertką od modernizmu historycznego. Usłyszałam o nim po raz pierwszy od dr Marcina Urynowicza z IPN w Warszawie na wspomnianej konferencji w Kielcach i jest to nowy kierunek w lewackiej nauce historii. Modernizm historyczny zwany jest też post-prawdą, co tłumacząc z lewackiego na język normalny, oznacza zwykłe kłamstwo. Marcin Urynowicz zdaje się zresztą hołdować temu nowemu kierunkowi w lewackiej nauce historycznej, bo w kuluarach konferencji jako jedyny usiłował bronić Sary Bender z Hajfy i bzdurnie udowodnić mi, że rzeczywiście tylko 17% polskich Żydów było przed wojną ludźmi wierzącymi, bo współcześni Polacy też nie zawsze i nie wszyscy chodzą w niedzielę do kościoła, mimo że uważają się za ludzi wierzących i katolików.
wPrawo: Wygląda na to, że front walki o prawdę historyczną nie przebiega na linii Polacy-Żydzi, ale na linii polscy i żydowscy lewacy przeciw Polakom i Żydom poszukującym prawdy. Czy zgodzi się Pani z tą tezą?
Ewa Kurek: Dokładnie właśnie to głoszę w moich wykładach i książkach, wśród których jedna nosi tytuł: „Żydzi, Polacy, czy po prostu ludzie…”.
Izraelski „ekspert od PR” Jonny Daniels po raz kolejny zabrał głos w sprawie ekshumacji w Jedwabnem. I po raz kolejny skłamał twierdząc, że jest ona niezgodna z żydowską religią.
„Po raz ostatni piszę że jestem przeciwnikiem ekshumacji w Jedwabnym (lub gdziekolwiek indziej), z względu na moją wiarę. Żydzi nie ekshumują ciał po śmierci. Tak samo jak ja szanuje wiarę innych, oczekuję szacunku wobec mojej” – napisał na twitterze.
Reakcja internautów jest jednoznaczna: kłamiesz, Jonny. Oto kilka komentarzy pod wpisem Danielsa.
„Opinia rabinów jest jednomyślna i jednoznaczna: MOŻNA, A NAWET NALEŻY PRZENIEŚĆ CIAŁA na najbliższy żydowski cmentarz lub do Izraela”;
„Żydzi ekshumują ciała po śmierci, są na to dowody, więc to jest ewidentne kłamstwo w ” biały dzień” . Wykorzystywanie Jedwabnego do oczywistej gry na polskim narodzie to bezczelność. Prawda nie boli”;
„Ciekawe. że środowiska żydowskie nie miały żadnych problemów z ekshumacją w Jedwabnem póki nie znaleziono łusek od mausera… aż tak wam zależy by tę zbrodnię przypisać Polakom?”;
„Nie bądźmy hipokrytami. Nie o wiarę tutaj chodzi. Wiara nie przeszkodziła diasporze sprzedać działkę cmentarną w Hamburgu. I to dwa razy. Dzisiaj stoi tam okazałe centrum handlowe”;
„Pan jest przeciwnikiem, ale Pan nie zna zasad własnej religii”;
„Jonatan Daniels, mówiąc krótko – kłamie, licząc na naszą naiwność. Niech kłamie dalej”,
„Na Wzgórze Herzla od 50 lat zwożą z całego świata swoich bohaterów. Po uprzedniej ekshumacji, oczywiście. No i nie od rzeczy jest przypomnieć prawdziwe „wykopki” które odbywały się po wojnie, by pochować Żydów w poświęconej ziemi. Albo nie zna swojej religii albo kłamie”;
„Jakub Szadaj, Przewodniczący Niezależnej Gminy Wyznania Mojżeszowego RP w Gdańsku, twierdzi że ekshumacje np. z miejsc kaźni są zgodne z zasadami judaizmu’;
„W Jedwabnem ekshumacje zakończono, kiedy pojawiły się łuski niemieckie. Przypadek? Oczywiście, że nie. Żydzi wolą opowiadać kłamstwa Grossa niż stanąć w prawdzie”;
„Nie zna pan zasad swojej wiary? Manipulacja w jakich celach? Goszcząc w PL i mając w pogardzie Polaków pan mówisz o szacunku? Tylko względem Jedwabnego zmieniono zasady wiary w ostatnich latach? Dlaczego?”;
„Rozpętaliście burzę, więc proszę liczyć się z konsekwencjami. Tysiące Grossów uczestniczy w rajdzie po łatwe $$$, posługując się kłamstwem, oskarżając niewinnych ludzi i nie przeszkadza im, że biegną po grobach matek, ojców i dziadków. Brak Wam szacunku dla samych siebie”.
Jonny, Jonny, po co Ci to było? Nie dość, że oszkalowałeś dr Ewę Kurek; nie dość, że splunąłeś Polakom w twarz mówiąc, że gdyby nawet 40 milionów podpisało się pod wnioskiem o ekshumację, to ona i tak się nie odbędzie; nie dość, że zaatakowałeś Rafała Ziemkiewicza, gdy ten zaapelował o natychmiastowe wznowienie ekshumacji, to jeszcze udało Ci się skompromitować jako ignorantowi, który nie zna żydowskiego prawa religijnego. Brawo Ty!
10 lipca 1941 roku, w trakcie II Wojny Światowej, w niewielkiej miejscowości Jedwabne na Podlasiu doszło do potwornej zbrodni! Do stodoły położonej na obrzeżach miejscowości siłą spędzono około 300-400 jej mieszkańców, a następnie… SPALONO ŻYWCEM. Ofiary były w większości pochodzenia żydowskiego.
Zbrodnią tą od dwudziestu lat obciążani są Polacy. Przeprosili za nich prezydenci Kwaśniewski i Komorowski, a IPN podżyrował taką wersję. Jest ona smutna, ale… czy prawdziwa?
Na to pytanie odpowiada fundamentalna praca naukowa pt. „Jedwabne. Historia Prawdziwa”, którą od dwóch lat tworzy zespół Fundacji „Najwyższy Czas!”… i w końcu, dzięki wsparciu Darczyńców, publikuje!
Za jedyne 119 złotych mogą Państwo już dziś zamówić monumentalne dzieło, które trafi na Państwa półki wcześniej niż do księgarni! Przewidywany termin doręczenia to druga połowa czerwca.
W naszych poszukiwaniach, pod przewodnictwem historyka, dra Tomasza Sommera, opieramy się o wszystkie dostępne dokumenty, które po raz pierwszy pojawią się w obiegu naukowym oraz zostaną zebrane w jednym miejscu.
Tom pierwszy zawiera problemowe omówienie dokumentów oraz krytykę wcześniejszych prac poświęconych zbrodni w Jedwabnem.
Tom drugi zawiera około 260 relacji i zeznań w sprawie Jedwabnego, w większości również premierowych.
W sumie wydawnictwo stanowi pierwsze całościowe omówienie problematyki na podstawie kompletu dostępnych materiałów.
Kłamstwo jedwabieńskie polegające na zatajeniu najważniejszych faktów związanych ze zbrodnią w Jedwabnem jest fundamentem dla antypolskiej narracji, która jest jednym z głównych narzędzi do oskarżania i szantażowania Narodu Polskiego, przypisując mu najgorsze zbrodnie!
W pracy odpowiadamy na następujące pytania:
Czy Żydów w Jedwabnem spalili Polacy?
Czy śledztwo IPN-u w sprawie Jedwabnego prowadzone przez prok. R. Ignatiewa było rzetelne i dogłębne?
Kim był Hermann Schaper, który dowodził jednostką SS wskazywaną jako sprawczą w zbrodni Jedwabnem?
Czy w Jedwabnem w ogóle przeprowadzono ekshumacje?
Czy na miejscu zbrodni znaleziono łuski i czy prokurator Ignatiew trafnie ocenił ich pochodzenie?
Czy żydowscy świadkowie zbrodni w ogóle byli na miejscu jej popełnienia?
Te pytanie znajdują udokumentowaną odpowiedź w szykowanej publikacji. Pomóż ujrzeć jej światło dzienne jak najszybciej!
Więcej o kłamstwie jedwabieńskiem i rzeczonej publikacji dowiesz się z poniższych filmów dra Tomasza Sommera:
24 komentarzy
1. Teraz Żydzi niech nas przepraszają
za Jedwabne.
Wojciech Kozlowski
2. DOWÓDCĄ SS EINSATZKOMMANDO MORDUJĄCEGO W JEDWABNEM
10 lipca 1941 roku był Hermann Schaper.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hermann_Schaper
http://en.wikipedia.org/wiki/Hermann_Schaper
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/thumb/c/cc/SS_Captain_Hermann_S...
michael
3. JEDWABNE - ŚWIADEK HISTORII
http://www.youtube.com/watch?v=sajQZyiGP7Y
JEDWABNE – ŚWIADEK HISTORII
Hieronima Wilczewska
Dzięki sugestii Wojciecha Kozłowskiego obejrzałem ten film. Pani Wilczewska 10 lipca 1941 była ośmioletnią dziewczynka, gdy zobaczyła Niemców okrutnie mordujacych w Jedwabnem. Mówiła o nich gestapowcy, Niemcy w czarnych mundurach. Mała dziewczynka, dziecko nie rozróżniała dwóch bliźniaczych formacji Niemców w czarnych mundurach SS.
Gestapo i SS-Einsatzkommando.
Mam smutny wniosek. Wiedza o prawdzie Jedwabnego jest, istnieja fakty, istnieją także fakty potwierdzajace ignorowanie prawdy. Przecież u Pani Wilczewskiej byli inni badacze słuchający jej zeznania, był ktoś o nazwisku Jan Wójcik, byli inni. Prawda pozostała w ukryciu.
Jest jeszcze gorzej. Pani Wilczewska pokazała fotografię dawnego pomnika wzniesionego niegdyś na cześć Żydów wymordowanych przez Niemców w Jedwabnem. Ten pomnik został cichaczem zlikwidowany, bo był na nim wyryty napis informujacy o tym, kto żywcem spalił ludzi 10.07.41 w Jedwabnem.
Ktoś miał czelność podmienić pomniki.
Jest zapis w Wikipedii, po polsku i po angielsku, przy czym polski opis ulega nieustannej erozji, jeszcze chwila i zniknie całkowicie.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hermann_Schaper
http://en.wikipedia.org/wiki/Hermann_Schaper
To nie jest przypadek i widzimy, że taka jest polityka łatwych do zidentyfikowania grup antypolskich interesów, działajacych w Polsce. Co gorsza widać, że ta antypolska polityka jest realizowana przy bardzo silnym poparciu polskiego rządu i najwyższych ośrodków władzy politycznej a nawet sadowniczej.
W Białymstoku Sąd skazuje na kare więzienia ludzi, którzy odmawiają przeproszenia za zbrodnie w Jedwabnem, a Bronisław Komorowski dzia łając jako najwyższy w Polsce urzednik władzy wykonawczej przeprasza za rzekomo polską zbrodnię, polskie MSZ z urzędu i za pośrednictwem polskich służb dyplomatycznych prowadzi promocję i propagandę antypolskiej wersji historii.
Czy Pani Hieronima Wilczewska także ma przepraszać za zbrodnię, która została popełniona przez niemieckie SS Eisatzkommando pod dowództwem kapitana SS Hermanna Schapera?
michael
4. JEDWABNE - ŚWIADEK
JEDWABNE - ŚWIADEK HISTORII
Hieronima Wilczewska
Telewizja Niezależna Polonia dotarła do żyjącego, naocznego świadka niemieckiej zbrodni w Jedwabnem 10 lipca 1941. Pani Hieronima Wilczewska którą ekipa TV Niezależna Polonia odwiedziła we wrześniu 2013 w New Britain, stan Connecticut, USA, w dniu zbrodni w Jedwabnem miała 8 lat. W ciągu 6 dni, przechodząc wielokrotnie lub przystając obok stodoły która stała się miejscem kaźni Żydów z Jedwabnego, pani Hieronima była naocznym świadkiem niemieckiego mordu, tragedii i konania tych ludzi co ciągnęło się przez kilka dni. Zapędzonym przez SS i Gestapo do stodoły Żydom kazano wchodzić i układać się warstwami na sobie z powodu braku miejsca. Niemcy wrzycali następnie małe żydowskie dzicie na sama góre .
Następnie, Niemcy oblali benzyną i podpalili z miotaczy ognia budynek. W ten bestialski sposób zamordowano większość, ale nie wszystkich. Ludzie, znajdujący się na dole, żyli jeszcze przez kilka dni. Pani Hieronima zapamiętała jak kiwali się godzinami, w beznadziejnej rozpaczy, poparzeni i spowici popiołem ze swoich spalonych współbraci, często członków swoich rodzin, z górnych warstw.
Gestapo i SS przez te kilka dni trzymało dookoła stodoły uzbrojone warty, pilnując aby nikt z żyjacych jeszcze jakimś cudem Żydów nie wydostał się ze stodoły oraz uniemożliwiając ludności Jedwabnego przynoszenia im wody czy pożywienia. Po kilku dniach, kiedy wszyscy zmarli z głodu, wycieńczenia czy ran, Niemcy zakopali wszystkie zwłoki na miejscu swojej zbrodni.
Przypisywanie polskim, rzekomo mogącym mieć wtedy jakikolwiek wpływ na cokolwiek dookoła siebie, samej tylko możliwości dokonania zbrodni w tym miasteczku w roku 1941, a więc w czasie trwania na całym terytorium okupowanej przez Niemców Polski totalnej, niemieckiej kontroli i totalnego, bezwzględnego niemieckkiego terroru, jest takim samym absurdem jak rozgłaszanie kłamstw o “Polskich Obozach Koncentracyjnych” na terenach tejże, okupowanej przez Niemców Polski.
Wszystkie osoby które, czy to w Polsce, W Kanadzie, W USA czy gdziekolwiek na świecie do dzisiaj uczestniczą w manipulacji i fałszowaniu historii na temat Jedwabnego czy też innych, podobnych konfabulacji, biorą na siebie - również wobec tych nieżyjących już, niewinnych ofiar tej jednej z tysięcy podobnych niemieckich zbrodni w Posce - odpowiedzialność za współudział w ukrywaniu prawdziwych sprawców tego ludobójstwa oraz odpowiedzialność za współudział w mataczeniu i uniemożliwieniu przeprowadzenia rzetelnego śledztwa wokół tej zbrodni, uniemożliwieniu sprawiedliwego jej osadzenia i uniemożliwieniu napiętnowania, potępienia i ukarania jej prawdziwych sprawców. Choćby i - po latach - symbolicznego, ku pamięci i dla sprawiedliwości przelanej tam niewinnie krwi.
Zbrodnia w Jedwabnem, w 1941 roku na terenie okupowanej przez Niemców Polski, została dokonana przez Niemców, z ich inicjatywy i pod ich całkowitą kontrolą, jak tysiące podobnych zbrodni niemieckich w Polsce i bez jakiegokolwiek udziału sprawczego jakiegokolwiek Polaka.
Jest rzeczą fizycznie niemożliwą, aby w spowitej terrorem okupowanej Polsce, gdzie na przykład chociażby tylko za samo posiadanie odbiornika radiowego, można było stracić życie w więzieniu, aby polska cywilna ludność miasteczka mogła mieć przy sobie broń, miotacze ognia czy też mogła zorganizować i przeprowadzić na własną rękę jakąkolwiek akcję zbrojną czy pacyfikacyjną bez wiedzy i kontroli Niemców. Osoba propagująca takie absurdy wystawia tylko świadectwo albo o poziomie swojej wiedzy albo wręcz o złej woli lub też o chęci fałszowania historii z sobie tylko wiadomych pobudek i powodów.
Na wszystkie okupowane przez Niemców kraje, jedynie w Polsce istniała bezwzględna kara śmierci za jakąkolwiek pomoc udzielaną osobom pochodzenia żydowskiego. Kara ta egzekwowana była natychmiast, najczęściej bez sądu i to nie tylko w stosunku do osoby złapanej na udzielaniu takiej pomocy, ale również w stosunku do całej rodziny takiej osoby. Innymi słowy, cała taka rodzina była stawiana przez Niemców pod mur i natychmiast rozstrzeliwana.
W tym kontekście pomocą w okupowanej przez Niemców Polsce była jakakolwiek pomoc, rozumiana w jak najszerszym tego słowa znaczeniu. Począwszy od przechowywania Żydów w ukryciu a skończywszy na dostarczaniu im ubrania, wody czy pożywienia.
Było to obowiązujące prawo i kary te były wykonywane na Polakach z najwyższą surowością. Z tego powodu w Polsce zginęła rozstrzelana przez Niemców nie tyko rodzina Ulmów czy Baranków ale wiele tysięcy Polaków i członków ich polskich rodzin, których przyłapano na pomocy swoim współbraciom pochodzenia żydowskiego.
Holocaust. W okupowanej przez Niemców Polsce, Niemcy zgładzili, w większości bestialsko mordując, ponad 5 milionów ludzi, w tym ponad 2.5 miliona obywateli polskich, pochodzenia żydowskiego.
Zagładzie w niemieckich koncentracyjnych obozach zagłady oraz w wyniku najróżniejszych form terroru i represji podlegali również Polacy, nie będący pochodzenia żydowskiego, których wymordowano ponad 2 miliony.
Warto raz jeszcze podkreślić, że zamordowani w Polsce przez Niemców Żydzi, byli obywatelami polskimi.
Polska, począwszy od XIII wieku a poprzez wiek XVI, XVII i XVIII dawała schronienie narodowi żydowskiemu, który chronił się tam, emigrował i uchodził przed wieloma historycznymi pogromami i prześladowaniami przez wieki z wielu krajów Europy i świata, asymilując się w Polsce, w niezwykle sprzyjających dla niego warunkach.
Naród ten w Polsce, przez te stulecia, wyróżniany był przez jej władców i włodarzy wieloma przywilejami włącznie z ustanowieniem własnego, sejmowego przedstawicielstwa.
W efekcie tego, w momencie wybuchu II Wojny Światowej, polska ludność pochodzenia żydowskiego stanowiła 10 % całej populacji Rzeczypospolitej (ponad 3 miliony osób).
I tenże fakt istnienia największego europejskiego skupiska Żydów, właśnie na okupowanym przez Niemców terytorium Polski, stanowił powód do lokalizacji w Polsce właśnie, a nie gdzie indziej, niemieckich koncentracyjnych obozów zagłady. To też był jedyny powód dla którego Holocaust Żydów odbył się na ziemiach polskich i to wyłącznie z decyzji, winy i za wyłącznym sprawstwem III Rzeszy Niemieckiej oraz bez jakiegokolwiek sprawczego udziału jakiegokolwiek Polaka.
Do dnia dzisiejszego, na ogólnie 24 356 odznaczonych na całym świecie osób,
ponad 6339 Polaków zostało odznaczonych najwyższym odznaczeniem cywilnym państwa Izrael, medalem jerozolimskiego Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem - "Sprawiedliwy wśród narodów świata".
Odznaczenie to jest najwyższym cywilnym odznaczeniem Izraela przyznawanym osobom za udokumentowaną pomoc Żydom z narażeniem własnego życia.
Oznacza to, że państwo Izrael uznało, że spośród wszystkich narodów świata i na całym światowym terytorium wojny którą prowadziła III Rzesza Niemiecka, aż 26 % ze wszystkich udokumentowanych i uwieńczonych sukcesem wysiłków w ratowaniu Żydów z narażeniem swojego i swoich rodzin życia, dokonane zostało przez Polaków.
Dodajmy, że liczba owych ponad 6 tysięcy odznaczonych Polaków jest przy tym symboliczna. Łączną liczbę Polaków zaangażowanych w konspiracyjną pomoc Żydom w okupowanej Polsce, historycy szacują na blisko dwa miliony osób. Dla przykładu - aby pomoc jednej, jedynej osobie pochodzenia żydowskiego w okupowanej przez Niemców i w spowitej terrorem Polsce była w ogóle możliwa i przynosiła efekty, w taką pomoc zaangażowanych musiało być w konspiracji - oraz ponosić związane z tym najwyższe ryzyko utraty życia - łącznie około 20 osób.
Jako jedyne z okupowanych państw, tak zorganizowane w czasie II Wojny Światowej Polskie Państwo Podziemne jak i Polska Armia Podziemna, również jako jedyna w całej okupowanej Europie i Azji, powołały oficjalne struktury administracyjne, finansowe i organizacyjne mające na celu pomoc i ochronę ludności pochodzenia żydowskiego w okupowanej przez Niemców Polsce.
Pomoc ta, karana na Polakach, w tysiącach przypadków przez Niemców uwięzieniem, bestialskimi torturami i utratą życia, była zorganizowana perfekcyjnie i z wszystkimi możliwymi na ten czas niewoli i terroru środkami.
Począwszy od Referatu Żydowskiego powołanego specjalnie w tym celu w Wydziale Informacji Polskiej przez Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej konspiracyjnej Armii Krajowej, poprzez Tymczasowy Komitet Pomocy Żydom a skończywszy na Żegocie, czyli oficjalnie powołanej Radzie Pomocy Żydom przy Delegacie Rządu RP na Kraj.
Dodajmy, że wszystko to powstawało z inicjatywy, pod pieczą i było organizowane, administrowane i wykonywane z narażeniem życia przez konspiracyjne struktury Polskiego Państwa Podziemnego i podziemnej Armii Krajowej (tak, tak - tejże samej "antysemickiej" według niektórych dzisiejszych krajowych i zagranicznych "gazet", "opracowań naukowych", "historyków", "dziennikarzy" czy też według propagandy przedstawionej przez Telewizję Niemiecką ZDF w serialu
"Unsere Mutter, unsere Vater" Armii Krajowej).
To na rozkaz Polskiego Państwa Podziemnego oraz Polskiej Armii Podziemnej tacy bohaterowie konspiracyjnej Polskiej Armii Podziemnej jak rotmistrz Pilecki, przenikali dobrowolnie do niemieckich koncentracyjnych obozów zagłady aby udokumentować masową eksterminację ludności polskiej oraz bestialską zagładę Żydów. Następnie, wysiłkami tegoż Państwa i Armii Podziemnej, opracowano raport z tejże eksterminacji i przerzucono tajnymi kanałami łączników AK (Jan Nowak-Jeziorański, Jan Karski) na Zachód, alarmując wszystkie państwa alianckie o ogromie i bestialstwie dokonywanych zbrodni na Żydach w Polsce.
Raport ten, znany pod nazwą "The Mass Extermination of Jews in German Occuppied Poland" zaprezentowany został oficjalnie wszystkim państwom świata na forum Ligi Narodów w Waszyngtonie 10 grudnia 1942 oraz następnie, osobiście prezydentowi USA, Franklinowi Roosevelt.
Wszystko to zostało wtedy przez przywódców tychże państw, jak i przez narody żyjące w tych państwach, całkowicie zignorowane.
Więcej w dokumencie filmowym: "Muzeum AK w Krakowie"
http://www.tvniezaleznapolonia.org/muzeum-armii-krajowej-w-krakowie/
Powtórzmy raz jeszcze:
Przypisywanie polskim, rzekomo mogącym mieć wtedy jakikolwiek wpływ na cokolwiek dookoła siebie, samej tylko możliwości dokonania zbrodni w tym miasteczku w roku 1941, a więc w czasie trwania na całym terytorium okupowanej przez Niemców Polski totalnej, niemieckiej kontroli i totalnego, bezwzględnego niemieckkiego terroru, jest takim samym absurdem jak rozgłaszanie kłamstw o “Polskich Obozach Koncentracyjnych” na terenach tejże, okupowanej przez Niemców Polski.
Wszystkie osoby które, czy to w Polsce, W Kanadzie, W USA czy gdziekolwiek na świecie do dzisiaj uczestniczą w manipulacji i fałszowaniu historii na temat Jedwabnego czy też innych, podobnych konfabulacji, biorą na siebie - również wobec tych nieżyjących już, niewinnych ofiar tej jednej z tysięcy podobnych niemieckich zbrodni w Posce - odpowiedzialność za współudział w ukrywaniu prawdziwych sprawców tego ludobójstwa oraz odpowiedzialność za współudział w mataczeniu i uniemożliwieniu przeprowadzenia rzetelnego śledztwa wokół tej zbrodni, uniemożliwieniu sprawiedliwego jej osadzenia i uniemożliwieniu napiętnowania, potępienia i ukarania jej prawdziwych sprawców. Choćby i - po latach - symbolicznego, ku pamięci i dla sprawiedliwości przelanej tam niewinnie krwi.
Podsumowanie.
Naród polski, szkalowany dzisiaj i perfidnie oskarżany przez niektóre "autorytety", "gazety", "opracowania naukowe", przez niektórych "historyków" i "dziennikarzy" o zbrodnie które popełnił bądź niemiecki, bądź sowiecki, bądź wreszcie zwyrodniały i przestępczy, rodzimy komunistyczny okupant, naród ten w czasie II wojny światowej poniósł największe ze wszystkich narodów i państw straty biologiczne (na każdy tysiąc mieszkańców zamordowano lub zginęło 220 osób), materialne (ponad 16,9 mld dolarów) i kulturowe (2/5 dóbr kulturalnych Polski zostało całkowicie zniszczonych, pozostałe 2/5 zrabowanych przez obu okupantów).
W wyniku jałtańskiej zdrady "alianckich" mocarstw Polska musiała również odstąpić Związkowi Radzieckiemu 48% swojego terytorium, tracąc na wschodzie około 178 000 km².
Na owych terenach bezpowrotnie zniszczono, zrabowano bądź zrównano z ziemią niezliczoną ilość zabytków polskiej architektury, historii narodowej i kultury. Na utraconych Kresach Rzeczypospolitej nacjonaliści ukraińscy bestialsko wymordowali dodatkowo ponad 200 000 niewinnej, cywilnej ludności polskiej, zrównując z ziemią tysiące rdzennie polskich od wieków miast, miasteczek i wsi.
Naród polski, jako jedyny spośród poszkodowanych II Wojną Światową narodów nie dostał za te wszystkie biologiczne, materialne, obszarowe i kulturalne straty żadnego odszkodowania.
Na dodatek tego, wiele ze zrabowanych przez Niemców czy Rosjan polskich zabytków, dzieł sztuki czy wreszcie cennych przedmiotów użytku codziennego spotkać można do dzisiaj w galeriach, muzeach, bibilotekach świata lub też stanowią cenne “nabytki” wykwintnych, prywatnych kolekcji w wielu punktach naszego globu.
Również wiele potężnych, światowych i słynnych fortun, zarówno prywatnych jak i korporacyjnych, zapoczątkowanych zostało tym zrabowanym i nigdy nie oddanym, polskim majątkiem.
Kto wie, może i dzisiaj, przez przypadek, w prywatnym zaciszu owych "autorytetów", "naukowców", "historyków", "dziennikarzy" czy też "reżyserów telewizyjnych i filmowych", którzy tak chętnie "zapominają" że w okupowanej Polsce II Wojny Światowej jak i potem, w czasie komunistycznej okupacji Polacy nie mieli absolutnie w swoim własnym kraju nic do powiedzenia, może i tam również znajdują się jeszcze przedmioty, meble, obrazy czy biżuteria które znikały rabowane tysiącami, milionami z polskich mieszkań, domów, kamienic, dworów czy z pałaców a których, do dzisiaj, pełno jest rozsianych wszędzie, po całym świecie.
Według niedokończonego śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej, najprawdopodobniejszym sprawcą i wykonawcą zbrodni w Jedwabnem, tak jak i w sąsiednich okolicach był oddział Einsatzkomando SS Zichenau-Schröttersburg (Ciechanów - Płock), który to oddział otrzymał rozkaz przeprowadzenia "czystki" w Łomżyńskiem. Dowódcą tego oddziału był urodzony 12 sierpnia 1911 roku w Strassburgu, w Alzacji Hauptsturmführer SS Hermann Schaper, (członek SS nr 3484) a późniejszy komisarz policji kryminalnej III Rzeszy, który wsławił sie okrucieństwem w dowodzeniu i braniu udziału w egzekucjach ludności zarówno żydowskiej jak i polskiej w Wiznej, Wąsoszy, Radziłowie, Jedwabnym, Łomży, Tykocinie , Rutkach, Piątnicy, Zambrowie, na terenach Związku Radzieckiego i gdzie indziej.
Ukrywający się pod zmienionym nazwiskiem po wojnie w Niemczech został wreszcie w "procesie gestapo" w roku 1976 postawiony przed sądem w mieście Giessen w Hesji którego werdykt stwierdził ostatecznie, że Schaper oraz czterech innych członków komando SS Zichenau- -Schröttersburg winni są "współudziału w mordzie na Polakach i Żydach" na terenie wiosek i miasteczek powiatu łomżyńskiego. Wyrok sześciu lat więzienia został niestety odrzucony z powodu złego stanu zdrowia oskarżonego, po apelacji adwokata Schapera przez następną instancję Trybunału Federalnego w Karlsruhe.
Również i późniejsza próba śledztwa Instytutu Pamęci Narodowej, łącznie z przesłuchaniem SS-mana w 2002 roku w Niemczech przez prokuratora Komsji Rejonowej IPN w Białymstoku Radosława Ignatiewa, utknęła w martwym punkcie z powodu zaprzeczania winy i złego stanu zdrowia oskarżonego.
SS Hermann Schaper zmarł, mając lat dziewięćdziesiąt kilka lat, nie ukarany za swoje zbrodnie i dożywając spokojnie swojego życia w Niemczech, jak tysiące jemu podobnych zbrodniarzy niemieckich.
Według niektórych źródeł, pełna dokumentacja zbrodni Hermanna Schapera oraz jego Einsatzkomando SS Zichenau-Schröttersburg która została przechwycona w czasie wojny przez Rosjan i znajduje się zarówno w posiadaniu IPN jak i historyków izraelskich, którzy swego czasu badali wnikliwie zbrodnie tego oddziału.
Wacław Kujbida
Ottawa, wrzesień 2013
Więcej szczegółów na:
http://www.tvniezaleznapolonia.org/jedwabne-swiadek-historii/
http://www.tvniezaleznapolonia.org/
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. Marylu, mozna by wysłać na adres obrońców i skazanych za okrzyk:
Przecież byłaby możliwa rewizja nadzwyczajna uzasadniona przekonaniem, że to nie Polacy mordowali w Jedwabnem, a Obywatele Polscy nie powinni przepraszać za zbrodnie popełniane przez niemieckich najeźdźców - na co przedstawiona są nastepujace dowody - jw.
michael
6. @Michaelu
to był proces polityczny. Po wizytach w Białymstoku Sienkiewicza , Seremeta i wezwaniach Tuska, sąd wziął rzeczoznawcę typu Krzemiński Ireneusz, który pod polityczne zamówienie napisał opinię. Sąd przetrzepany przez swojego szefa , wydał wyrok w oparciu o tę opinię.
Wszyscy to widzą, wszyscy udają, że NIC SIE NIE STAŁO.
A przypominam rewizje decyzji sądu w Warszawie, który w oparciu o opinię rzeczoznawcy uznał symbole NOP i ONR za legalne i jaki wtedy był wrzask i rewizja wyroku.
Tylko jeden polityk Janusz Wojciechowski odważył sie to publicznie oznajmić.
ŻADNE MEDIUM - Z TYCH "NIEZALEŻNYCH" nie podniosło tematu. Gazeta Wyborcza nie kryła radości pisząc o zbrodni sądowej, to jest precedens, na jaki będą się powoływac kolejni sędziowie, skazując za nieprawomyslność.
Największym odpowiedzialnym za ten skandal milczenia jest IPN.
Przyjda i po nich, wtedy będą krzyczeć i żądać pomocy społeczeństwa.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. niechciany świadek zbrodni wołyńskich
POSZUKIWACZ OFIAR RZEZI WOŁYŃSKIEJ: TEGO CO ZNALAZŁEM, NIE CHCE POKAZAĆ ŻADNA TELEWIZJA
"To, co zobaczyłem na Ukrainie, ma się nijak do tego, co oglądałem wcześniej, w kilkunastoletniej karierze poszukiwacza.(...) To może zrozumieć tylko osoba, która stoi nad grobem, w którym spoczywa nie jedna osoba, lecz dziesiątki dzieci powrzucanych jedno na drugie. Bo większość zwłok w odnalezionych przez nas mogiłach, to były właśnie dzieci, w różnym wieku. Znajdowaliśmy szczątki dwulatków, czterolatków, dziesięciolatków.(...) W niektórych czaszkach małych dzieci były dziury wielkości pięści, zapewne od uderzenia młotkiem lub siekierą."
Robert Kmieć zajmuje się poszukiwaniem skarbów od kilkunastu lat. Wyciąga z jezior czołgi, samoloty i wozy opancerzone. Nie robi tego dla fantów, nie szuka łatwego zarobku. Dla niego ta praca jest odkrywaniem historii, często makabrycznej, brutalnej i niewygodnej politycznie. Tak jest w przypadku rzezi wołyńskiej, podczas której tysiące naszych rodaków straciło życie. Czy to było ludobójstwo? Poszukiwacz, który był na miejscu zbrodni i miał w ręku roztrzaskane siekierą czaszki małych dzieci nie ma żadnych wątpliwości. W rozmowie z Menstream.pl opowiada, jak trudno dotrzeć z prawdą do społeczeństwa.
Robert Kmieć: Dostaliśmy od władz Ukrainy zezwolenie na kilka dni pobytu w okręgu wołyńskim. Pojechał z nami również Adam Sikorski, znany z telewizyjnego programu Było, nie minęło. To on dokumentował całą ekspedycję. Były dwa wyjazdy, w ubiegłym roku i wcześniej, dwa lata temu. Można powiedzieć, że nasze poszukiwania były trochę półlegalne.
Co to znaczy?
Po pierwsze trzeba było przetransportować na miejsce georadary i inny sprzęt, który miał nam posłużyć do zlokalizowania i zmierzenia ewentualnych mogił, które mieliśmy zamiar znaleźć. No i nie mogliśmy przecież powiedzieć wprost Ukraińcom, po co tak naprawdę jedziemy na Wołyń.
Więc jaką wersję usłyszeli?
Akurat zdarzyło się, że prezydent Bronisław Komorowski miał spotkać się z prezydentem Ukrainy na otwarciu polskiego, powojennego cmentarza. To było niedaleko miejsca, które chcieliśmy sprawdzić. Tłumaczyliśmy więc, że jesteśmy na miejscu w związku z tym wydarzeniem. To była nasza przykrywka.
I nikt nie obserwował, co tam robicie? Trochę trudno w to uwierzyć.
Oczywiście byliśmy sprawdzani. Funkcjonariusze KGB co rusz przyjeżdżali, przyglądali się, wypytywali i patrzyli na ręce. Zdarzało się, że chcieli utrudnić nam poszukiwania podrzucając gdzieś niewybuch.
Żeby przepłoszyć badaczy?
Tak. Mówili, że mają zgłoszenie od pobliskich mieszkańców, że w okolicy jest jakiś niewypał i muszą to sprawdzić. Oczywiście dla naszego bezpieczeństwa. W rzeczywistości obawiali się tego, co możemy znaleźć.
Domyślam się, że ekspedycja na ziemię wołyńską przyniosła rezultat.
To, co zobaczyłem na Ukrainie, ma się nijak do tego, co oglądałem wcześniej, w kilkunastoletniej karierze poszukiwacza. Nie raz miałem do czynienia z grobami żołnierskimi, z których wyciągaliśmy czaszki i kości. Widziałem już po pięćdziesiąt osób pochowanych zbiorowo. Stojąc jednak nad mogiłami w Wołyniu, coś ścisnęło mi serce. Jeszcze po powrocie do kraju, przez trzy tygodnie nie mogłem dojść do siebie. Do dzisiaj trudno dobierać słowa, gdy o tym opowiadam.
Co tak Panem wstrząsnęło?
To może zrozumieć tylko osoba, która stoi nad grobem, w którym spoczywa nie jedna osoba, lecz dziesiątki dzieci powrzucanych jedno na drugie. Bo większość zwłok w odnalezionych przez nas mogiłach, to były właśnie dzieci, w różnym wieku. Znajdowaliśmy szczątki dwulatków, czterolatków, dziesięciolatków.
Żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii nie oszczędzali przecież nikogo. Mordowano całe rodziny, bez wyjątku.
Tylko w jaki sposób. W niektórych czaszkach małych dzieci były dziury wielkości pięści, zapewne od uderzenia młotkiem lub siekierą. Przecież to jest niewyobrażalne, żeby tak postępować z drugim człowiekiem. Pytaliśmy też Ukraińców, którzy zainteresowani podchodzili do nas, czy pamiętają tamte lata. Niektórzy zgodzili się mówić.
Co wyłania się z ich opowieści?
Dantejskie sceny. Akurat prowadziliśmy prace przy ukraińskiej wsi Ostrówki. Lasy i pola obok tej miejscowości do dzisiaj noszą miano trupiego pola, pobliscy mieszkańcy bez problemu potrafią je wskazać. To tam Ukraińcy wymordowali setki Polaków, pozostawiając ciała bez pochówku. W lasach walały się trupy, które stały się później pożywką dla kruków. Dopiero po dwóch tygodniach armia Rosyjska, która zajęła tamte ziemie, nakazała pobliskim mieszkańcom wykopać mogiły i zrzucić do nich zwłoki. Odór rozkładających się ciał było ponoć czuć w promieniu kilku kilometrów, a zwłoki kobiet, dzieci i mężczyzn były już tak rozłożone, że trzeba było ściągać je do mogił bosakami i widłami, bo już się rozczłonkowywały, odpadały ręce, nogi i głowy. I my te mogiły właśnie odkryliśmy.
Władze Ukrainy zdają sobie sprawę z powagi tego odkrycia? Przyznał Pan, że byliście obserwowani.
Chyba nie zdają sobie sprawy ze skali naszych odkryć, ponieważ byliśmy bardzo czujni. Najgorzej było z Ukraińcem, to był chyba jakiś konserwator zabytków z okręgu lwowskiego, który został oddelegowany, by nadzorować nasze prace. No i byli jeszcze wspomniani funkcjonariusze z KGB, którzy nas nachodzili.
Na czym to nękanie polegało?
Pamiętam, jak mundurowi przyjechali i rzucili wszystkich na maskę samochodu. Rewizja, pytania, oglądanie sprzętu. Było ich kilku. Dowódca przez dłuższy czas wydzwaniał do swoich zwierzchników z pytaniem, co z nami zrobić. W końcu odpuścili, bo nie znaleźli podstaw do zatrzymania. Mieliśmy szczęście. Innym razem prawie się zdemaskowaliśmy. Mundurowi byli o krok, by zobaczyć ogrom naszych odkryć.
Jak udało się uniknąć kłopotów?
Gdy już zorientowaliśmy się, z czym mamy do czynienia, trzeba było wszystkie szczątki opisać, skatalogować i policzyć. Pomagali w tym archeolog oraz antropolog, których mieliśmy w naszej ekipie. Wszystko układali skrzętnie na workach, rozłożonych na ziemi obok grobowca. Robiliśmy dokumentację, fotografie, by nikt nie zarzucił nam bezczeszczenia ciał. Nagle usłyszeliśmy dźwięk silnika. To były dwa samochody KGB. Na szczęście droga przez pola była trudna, więc trochę zajęło im dotarcie na nasze stanowisko badawcze. Mieliśmy więc czas, by zareagować. Cztery osoby szybko wykopały nowy dół, do którego poskładaliśmy wydobyte już z mogiły szczątki i ponownie przysypaliśmy je ziemią. Na to poszła beczka, na niej porozkładaliśmy jedzenie, dla niepoznaki. Jak Ukraińcy dotarli na miejsce i zajrzeli do mogiły, było w niej chyba sześć ciał. Tylko tyle znaleźliście? zapytali. Pokręcili się trochę po obozowisku i odjechali.
Co się później stało z tymi wszystkimi szczątkami? Nadal są zakopane na trupim polu?
Nie mogliśmy tak tego zostawić. Wszystkie odnalezione przez nas zwłoki zostały przeniesione na polski cmentarz, gdzie została odprawiona msza przez polskiego księdza.
Na tym samym cmentarzu, na którym mieli spotkać się prezydenci?
Tak. Z jakiś powodów, których nie znam, do spotkania głów obu państw jednak nie doszło. Były jednak osoby z Polski, rodziny pochowanych tutaj w czasie wojny rodaków. Przyjechali również przedstawiciele duchowieństwa ukraińskiego. Pamiętam, że jak zaczęła się część mszy, podczas której chowano wszystkie znalezione przez nas szczątki, opuścili oni cmentarz i stali za płotem. Wszyscy byli w szoku, nie rozumieli takiego zachowania.
Jak Pan je interpretuje?
Jestem prostym człowiekiem, nie wiem, co o tym sądzić. Najważniejsze było dla mnie wtedy upamiętnienie pamięci zamordowanych.
Na trupim polu też stanął jakiś znak, przypominający o tej zbrodni?
Ukraińcy pozwolili nam wyciąć dwa drzewa. Zbiliśmy z nich krzyż, który tam stanął. Tylko w ten sposób, oraz krótka modlitwą, mogliśmy oddać hołd wymordowanym rodzinom.
Co stanie się z zebranym przez badaczy materiałem? Przecież robiliście zdjęcia, kręciliście materiał filmowy.
To nie zginie. Adam Sikorski robi na jego podstawie film dokumentalno-fabularyzowany. Mogę już zdradzić, że obraz będzie miał premierę we wrześniu tego roku, będą pokazy w Warszawie. Po premierze można spodziewać się niemałego zamieszania.
Dlaczego? Przecież temat Wołynia nie jest nowy. Polacy już się z nim obyli.
Tylko ten film przedstawi prawdę historyczną, pokażemy doły śmierci, które zastaliśmy w Ukrainie. Będą inscenizacje mordu, żadnego przekłamania. Moim zdaniem to bardzo wstrząsający materiał. Proszę sobie wyobrazić, że żadna stacja telewizyjna nie jest zainteresowana wyemitowaniem dokumentu, ponieważ jest zbyt drastyczny, zbyt bije w interesy ukraińsko-polskie. Na szczęście znalazł się człowiek, który wyłożył pieniądze na realizację projektu. Tyle mogę powiedzieć.
Z tego co Pan mówi, ten film może jednak uderzyć w interesy ukraińsko-polskie.
Jeżeli były mordy, to trzeba pokazać, w jaki sposób ich dokonywano. Nie mówię, byśmy rozpętywali trzecią wojnę światową i szli na Ukraińców. Jednak dopóki władze tego narodu nie przyznają, że takie zbrodnie miały miejsce i nie potępią tego, co się wydarzyło, nie ma mowy o jakimkolwiek pojednaniu. Stepan Bandera, który ponosi odpowiedzialność za zorganizowane ludobójstwo polskiej ludności cywilnej na Wołyniu, nadal jest przecież traktowany u nich, jak bohater narodowy.
Trzy lata temu zostało mu nadane największe odznaczenie państwowe na Ukrainie. Później je cofnięto.
Co z tego, jeśli w zamian postawili mu kolejny pomnik? Ponad osiem szkół na terenie Ukrainy nosi też imię Bandery, podobnie jak około dwieście ulic, nie mówiąc o innych instytucjach. Oni naprawdę uważają go za wielką postać. Jeszcze sporo czasu może minąć, nim zmienimy karty historii.
za: menstream.pl
http://menstream.pl/wiadomosci-reportaze-i-wywiady/wyznania-poszukiwacza...
Wywiad przeprowadził Dariusz Madejski.
Opis mordów ze zdjęciami tutaj: http://wolyn1943.eu.interii.pl/artykuly.html
UWAGA! Bardzo drastyczne
Zdjęcie: UPA Lwów
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. Dlaczego Żydzi nie każą się przepraszać Banderowcom?
Bardzo ciekawy wykład prof. Chreech-Modelska i Zygmunt Nieznaski - Komitet Upamiętnienia Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów. Szczególnie II część bardzo wartko płynie.
cz. I: http://www.livestream.com/artvchicago/video?clipId=pla_ffd6cf9b-e94b-4fb...
cz. II: http://www.livestream.com/artvchicago/video?clipId=pla_b201af5a-c150-40d...
Wojciech Kozlowski
9. Pan Wojciech Kozłowski
Szanowny Panie,
Niemcy zapłaciły bombą atomową miliardami marek Żydom , by ci zmienili ich nazwę z Niemcy na nic nie znaczące określenie naziści.
Niemcy nadal wypłacają Żydom odszkodowania zbiorowe i renty indywidualne.
Kiedy Polak ukrywał Żyda, Polak nie dostaje dodatku do emerytury, ukrywany Żyd tak
Taki dokument podpisała w Waszyngtonie pani Merkel, która być może jest agentem komunistycznych służb.
Vide:
Ralf Georg Reutha i Günthera Lachmann pt. „Das erste leben der Angela M.”
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
10. Pan Wojciech Kozłowski
Szanowny Panie,
Stary pomnik jest na filmie:
http://www.youtube.com/watch?v=sajQZyiGP7Y#t=92
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
11. Szanowny Panie Michale
to nie jest stary pomnik, ten postawiono w 2001 r., kiedy juz się toczyło sledztwo IPN, w filmie Pani Hieronima pokazuje zdjęcia starego pomnika z napisem, że to Niemcy zamordowali Zydów. TAMTEN POMNIK USUNIĘTO I SLADU PO NIM NIE MA.
Na tym NIE MA JUŻ NAPISU, KTO ZAMORDOWAŁ.
MARSJANIE, W DOMYSLE, A TERAZ Z WYROKU SĄDU W BIAŁYMSTOKU - POLACY.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. Niechciany swiadek.
Jest gorzej niz kolezenstwo mysli. Dla normalnego czlowieka jest normalne odwiedzic miejsce smierci i grob krewnych. Ale nie w Azji, ale nie na Wolyniu! To inna kultura.
13. Do Pani Maryli
Szanowna Pani Marylo,
Bardzo przepraszam Panią i Pana Kozłowskiego
Ukłony moje najniższe
Oto pomnik z pierwotnym napisem, jaki udało mi sie wypreparować
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
14. Do Pani Maryli
Szanowna Pani Marylo,
Tu wyszło lepiej
Ukłony moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
15. Jonny Daniels propaguje kłamstwa Jana T. Grossa,
dyskredytuje dr Ewę Kurek i sprzeciwia się ekshumacji w Jedwabnem
Data publikacji: Gru 20, 2017
Wszystkim prawicowym fanom Jonny Danielsa polecam lekturę jego artykułu, który pojawił się na portalu algemeiner.com w lipcu 2016 roku. Daniels wprost propaguje w nim kłamstwa Jana T. Grossa o „Polakach, którzy spalili swoich żydowskich sąsiadów”. Co prawda, Daniels stwierdza, że on nie obarcza za to winą ich potomków i „rusza naprzód”, ale nie zmienia to faktu, że swoim artykułem legitymizuje paszkwil Grossa, a Polaków wzywa do rozliczenia się z „trudną przeszłością”.
Czyżby Jonny Daniels nie wiedział, że ekshumacja w Jedwabnem została wstrzymana na wniosek strony żydowskiej, gdy wstępne wyniku badań pokazały, że do Żydów w stodole strzelano, co wskazuje na sprawstwo Niemców? Czyżby Daniels nie słyszał o zeznaniach świadków zgodnie informujących o obecności niemieckiego komanda w Jedwabnem 10 lipca 1941? Czyżby nie wiedział, że część Polaków mieszkających w Jedwabnem została zmuszona przez Niemców do pilnowania Żydów na rynku i ze z tego rynku udało się im część Żydów wyprowadzić i uratować? Czy Daniels nie wie o tym, że Żydzi Eliasz Grądowski i Abram Boruszczak, którzy po wojnie wskazali Polaków jako sprawców masakry, w ogóle nie byli w Jedwabnem w 1941 roku? Jeśli tego nie wie, to niech się dokształci zamiast legitymizować paszkwil Grossa w artykule „Jedwabne 75 lat później”, którego tłumaczenie zamieszczam poniżej.
Jedwabne 75 lat później
Jonny Daniels
Jest niewiele miejsc tak dzielących i wywołujących takie emocje jak Jedwabne, szczególnie w odniesieniu do dzisiejszych relacji polsko-żydowskich. Jedwabne to nazwa miasteczka, w którym Polacy zapędzili swoich żydowskich sąsiadów do drewnianego budynku i spalili ich żywcem, bezlitośnie mordując dzieci razem z rodzicami. Według Instytutu Pamięci Narodowej zostało tam zamordowanych co najmniej 340 polskich Żydów. Wydarzyło się to 10 lipca 1941 roku, dokładnie 75 lat temu.
To smutne, że pomimo wielu dowodów historycznych oraz pomimo tego, że mówi o tym większość polskich polityków, wciąż są osoby, które nie chcą uwierzyć, że tak było i wymyślają mnóstwo teorii spiskowych, aby wyjaśnić tę masakrę.
W młodości myślałem, że Jedwabne to typowy przykład stosunku Polaków do Żydów w czasie wojny. Jako Żyd mieszkający w Anglii byłem przekonany, że Polacy byli tak samo źli jak niemieccy naziści, a może nawet gorsi; nie kupowaliśmy niemieckich samochodów, ani niemieckiego sprzętu elektronicznego, a nasz stosunek do Polaków był zawsze bardzo negatywny. Kiedy rozmawiałem z Eli Wieselem, laureatem Nagrody Nobla i ocalałym z Auschwitz, powiedział mi, że powodem, dla którego naziści wybudowali obozy zagłady w Polsce było to, że Niemcy wiedzieli, iż Polacy nie będą protestować przeciwko mordowaniu Żydów.
Przez ostatnie dwa i pół roku zanurzając się w polską historię, kulturę i politykę, zrozumiałem, że prawdą jest coś innego – coś, co bardzo trudno ubrać w słowa i co jest bardzo niepopularne po obu stronach. Zrozumiałem to 10 lipca podczas mojej wizyty w Jedwabnem.
Zacznijmy od nie tak oczywistego faktu, że nie każdy Polak był Janem Karskim i nie każda Polka była Ireną Sendler (dwoje Polaków katolików, bohaterów Holokaustu). Polski naród musi być uczciwy i otwarty, jeśli chodzi o jego czasem trudną przeszłość i pamiętając o bohaterach, musi także pamiętać o nie tak rzadkich wydarzeniach, jakie miały miejsce w Jedwabnem i w Kielcach. Z drugiej strony, tak naprawdę czego jeszcze możemy oczekiwać od Polski?
Znany izraelski dziennikarz i ocalony z Auschwitz Noah Kleiger powiedział mi dzień po śmierci Eli Wiesela: „Nie zgadzam się z Elim w jednej kwestii – w jego pojmowaniu przebaczenia. Nie umiałbym i nigdy nie wybaczę tym łajdakom tego, co zrobili mnie i mojej rodzinie; jednak nie mogę obwiniać ich dzieci ani ich wnuków.” Powiedzmy to uczciwe, jak możemy obwiniać potomków za to, co uczynili ich ojcowie?
Jako społeczność żydowska musimy przezwyciężyć naszą nienawiść do Polek i Polaków; ona nam nie pomaga. Jako Izraelczycy mamy niewielu lepszych przyjaciół na scenie międzynarodowej niż Polacy będącymi naszym sojusznikiem w ONZ, parterami szkoleń wojskowych i innych. Nie będę opowiadał wam bajek o żydowskim odrodzeniu w Polsce, bo to nieprawda. Dla porównania, w Polsce jest dziś 20 tys. buddystów, którzy urodzili się jako chrześcijanie; to jest odrodzenie. Ale Polska jest dziś dla Żydów jednym z najbezpieczniejszych miejsc w Europie.
Co do wyobrażenia, że Polacy „byli najgorsi” – po prostu go nie rozumiem. Strażnikami w obozach koncentracyjnych byli Ukraińcy i Litwini; w Kownie miejscowi zmasakrowali Żydów, a ich żony przyglądały się temu i podsadzały dzieci do okien, żeby miały lepszy widok. Potem wszyscy razem odśpiewali hymn, żeby uczcić masakrę. Z pewnością wśród Polaków byli kolaboranci i źli ludzie, ale to nie wystarczy, żeby osądzić cały naród.
Ostatni ocalony z Jedwabnego, Icchak Lewin, który był tam 10 lipca, powiedział coś bardzo prawdziwego: w życiu zawsze jest równowaga, nie może być dobra bez zła. Wielu jego przyjaciół i członków rodziny zostało zamordowanych przez Polaków podczas masakry w Jedwabnem, ale on został uratowany przez Polaków, którzy ukryli go i kilku członków jego rodziny zaledwie pięć kilometrów od miejsca zbrodni.
Nie możemy i nie powinniśmy wybaczać tym, którzy dopuścili się najbardziej odrażających zbrodni przeciwko naszemu narodowi. Musimy zawsze pamiętać o tych, których straciliśmy. Musimy jednak nauczyć się, w jaki sposób iść do przodu. Musimy pracować, aby nasza przyszłość była lepsza i skupiać się na tym, co dobre. Skupiać się na tych, którzy zrobili coś o wiele trudniejszego niż zabicie lub wydanie swojego sąsiada – na tych, którzy ryzykowali własnym życiem i życiem swoich bliskich, żeby uratować swoich sąsiadów. To jest mój sposób na pójście do przodu
PS. Starania dr Ewy Kurek o przeprowadzenie wstrzymanej ekshumacji w Jedwabnem Jonny Daniels skwitował tak: „Nawet jeśli pod tą inicjatywą podpisze się 40 milionów osób, ekshumacja w Jedwabnem nie odbędzie się. To jest sprzeczne z prawem żydowskim, żydowskie dusze wystarczająco już cierpiały i nie ma potrzeby, żeby cierpiały ponownie. Ponowna ekshumacja w Jedwabnem zniszczyłaby wszelkie relacje pomiędzy Polską a międzynarodową społecznością Żydów. Ta poszukująca medialnej kariery pani doktor rujnuje międzynarodowy wizerunek Polski i godzi w dobre imię jego świątobliwości Jana Pawła II, którego imię nosi uniwersytet, który ukończyła”. Tę wypowiedź opublikował Dziennik Wschodni w lipcu 2016 roku.
Za: wprawo.pl/
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
16. Z lewicowym modernizmem nam nie po drodze,
czyli polskich i żydowskich historyków wojna o prawdę historyczną.
Wywiad z dr Ewą Kurek.
Data publikacji: Sie 1, 2017
wPrawo: W sprawie mordu w Jedwabnem mamy dziś do czynienia z ogólnoświatową narracją o Polakach, którzy – kierowani antysemityzmem „wyssanym z mlekiem matki” – żywcem spalili swoich żydowskich sąsiadów. W tej narracji Niemcy występują jedynie jako obserwatorzy. Mówi się o „niemieckiej inspiracji” lub o „niemieckim przyzwoleniu”. Ale co tak naprawdę wiemy? Jaki jest stan dowodów w sprawie? Czy bez ekshumacji (a tej nie przeprowadzono) możemy na 100% ustalić przyczynę zgonu osób pogrzebanych w stodole w Jedwabnem?
Ewa Kurek: Jako historyk z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że bez ekshumacji nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co naprawdę wydarzyło się w Jedwabnem w roku 1941. Na temat mordu w Jedwabnem mówi się od 16 lat bardzo dużo i jest to zwykłe gadanie dziennikarzy i polityków nie mające żadnych podstaw badawczych. My, historycy, wiemy jedynie, że w lipcu 1941 roku zostali zamordowani miejscowi Żydzi. Do dziś nie znamy nawet ich liczby. Po przeprowadzonym przez komunistyczne władze procesie, który jak zwykle był parodią, władze PRL w miejscu jedwabińskiej stodoły, w której spoczywają szczątki ofiar, postawiły pomnik z napisem: „Miejsce kaźni ludności żydowskiej. Gestapo i żandarmeria hitlerowska spaliła żywcem 1600 osób 10.VII.1941”. Pomnik, mimo iż jedynym pewnym fragmentem widniejącego na nim napisu była data, stał w Jedwabnem do końca 2001 roku, kiedy to do „wyjaśniania” jedwabińskiego mordu zabrały się lewicowe media. Najpierw w roku 2000 Agnieszka Arnold zrobiła dokumentalny film „Gdzie mój starszy syn Kain”, a potem żydowski socjolog Tomasz Gross w książce „Sąsiedzi” ogłosił, że w roku 1941 Polacy poprzez spalenie w stodole zamordowali w Jedwabnem około 1.600 miejscowych Żydów. Gross upowszechnił tym samym informację z pomnika z czasów PRL co do liczby żydowskich ofiar i jedynie podmienił wykonawców zbrodni: miejsce Niemców jako oprawców zajęli w jego książce Polacy. Temat podjęli i rozpowszechnili w Polsce i świecie dziennikarze i politycy lewicy skupieni wokół „Gazety Wyborczej” i te nieprawdziwe informacje wbijali do głowy Polakom w ramach tak zwanej pedagogiki wstydu. Po świecie informacje te obnosili Żydzi w ramach trwającego co najmniej od stu lat szkalowania Polaków za antysemityzm. Akcja polskiej lewicy i żydowskich antypolonusów była oczywiście bardzo wygodna dla Niemców, których czyny w czasie ostatniej wojny schodziły na drugi plan.
Ze wszystkich polskich środowisk polityczno-medialnych racjonalnie i przyzwoicie zachowali się jedynie historycy. W odpowiedzi na rewelacje Arnold i Grossa Instytut Pamięci Narodowej, zgodnie z zasadami obowiązujących w badaniach historycznych metod naukowych, pod kierunkiem prof. Andrzeja Koli z Uniwersytetu w Toruniu 30 maja 2001 roku przystąpił do podstawowego badania, czyli ekshumacji. Wówczas w badania historyków IPN wkroczył amerykański rabin Michael Schudrich i oświadczył, że ekshumacja szczątków żydowskich jest niezgodna z religią i prawem żydowskim. Rząd polski, wbrew obowiązującemu na terenie RP prawu, uczynił zadość wnioskowi rabina i minister sprawiedliwości prokurator generalny Rzeczypospolitej Polski w dniu 4 czerwca 2001 roku przerwał czynności ekshumacyjne polskich historyków IPN w stodole w Jedwabnem, a zbrodnia w Jedwabnem została objęta ochroną prawną. Oznacza to, że każdy, kto ją kwestionuje, naraża się na odpowiedzialność karną. Ministerialny zakaz przeprowadzenia w Jedwabnem ekshumacji obowiązuje do dziś.
Mimo tych ograniczeń, polscy historycy bez trudu podważyli rewelacje Arnold i Grossa. Wstępne prace archeologiczne ujawniły bowiem, że stodoła w Jedwabnem miała 19 metrów długości i 7 metrów szerokości. Prosty rachunek matematyczny dowodzi, że jeśliby liczba 1600 zamordowanych w jedwabieńskiej stodole Żydów była prawdziwa, oprawcy musieliby upchnąć na jednym metrze kwadratowym 12 osób. Zwykła logika dowodzi, że upchnięcie 12 osób na metrze kwadratowym jest fizycznie niemożliwe. Według prof. Andrzeja Koli: „To co się działo między 30 maja a 4 czerwca 2001 r. było raczej parodią ekshumacji”. Pełny raport prof. Andrzeja Koli z przeprowadzonej w jedwabińskiej stodole ograniczonej ekshumacji do dnia dzisiejszego, wbrew zapisanym w Konstytucji prawom, z niezrozumiałych powodów od 16 lat pozostaje w Rzeczypospolitej Polsce dokumentem tajnym.
Na skutek szesnastu lat blokowania przez polskich polityków polskich badań historycznych, w świecie utrwalił się następujący z gruntu fałszywy obraz zbrodni w Jedwabnem upowszechniany w języku angielskim m.in. przez Żydowską Wirtualną Biblioteką: „Jedwabne, małe miasteczko w północno-wschodniej Polsce, które przez dwa lata znajdowało się pod kontrolą Rosji, wpadło w ręce Niemiec 22-go czerwca 1941 roku. Jedno z pierwszych wniosków skierowanych przez Polaków do ich nowych władców nazistów była prośba o pozwolenie wybicia Żydów. […] Naziści usiłowali przekonać Polaków aby oszczędzili choć po jednej rodzinie żydowskiej z każdego rzemiosła, ale Polacy odpowiedzieli: Mamy wystarczająco swoich własnych rzemieślników i musimy unicestwić wszystkich Żydów, żeby żaden nie został przy życiu. […] Burmistrz Jedwabnego zgodził się na zapewnienie pomocy w masakrze, Polacy z okolicznych wiosek przybyli, aby oglądać i celebrować wydarzenie jako święto. Blisko połowa ludności, z 1600 społeczności katolickiej, brała udział w torturowaniu 1600 członków społeczności żydowskiej z Jedwabnego zapędzając ich do stodoły, która następnie została podpalona”. [http://www.jewishvirtuallibrary.org/jsource/Holocaust/Jedwabne.html]
wPrawo: W sprawie możliwości przeprowadzenia ekshumacji w Jedwabnem mamy dwie opinie. Obie zostały przedstawione przez Żydów. Według pierwszej opinii – ekshumacja jest zakazana w prawie żydowskim. Według drugiej – jest nie tylko dopuszczalna, ale w przypadku Jedwabnego wręcz konieczna. Kto kłamie i dlaczego?
Ewa Kurek: O zakazie ekshumacji mówi jedynie rabin Michael Schudrich i trudno mi jest orzec, świadomie kłamie czy nie ma pojęcia o żydowskim prawie i religii żydowskiej. Żydowskie światowe autorytety jednym głosem mówią bowiem, że ekshumacja szczątków zamordowanych Żydów jest konieczna. Aby przerwać kampanię bzdurnych kłamstw na temat Jedwabnego, religijni polscy Żydzi w periodyku „Kolbojnik – Biuletyn Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie”, Nr 4(77)/2014 opublikowali artykuł Piotra Kadlčika „O ekshumacji”, w którym przedstawiona została zapisana w żydowskich księgach obowiązująca od wieków w całym świecie judaizmu wykładnia prawa żydowskiego: „„W Żydowskim Instytucie Historycznym (ŻIH) w Warszawie znajduje się dokumentacja dotycząca ekshumacji przeprowadzonych [po wojnie] w wielu miejscowościach. […] Po roku 1950 ekshumacje nie były już ani tak masowe, ani centralnie sterowane. Przeprowadzano je sporadycznie, np. jeszcze w latach 80. udokumentowane ekshumacje przeprowadziła gmina [żydowska – uwaga E.K.] krakowska. Problem powrócił w roku 2001, kiedy to zagraniczni rabini wstrzymali proces ekshumacji związany z prowadzonym przez IPN śledztwem w Jedwabnem. Decyzja wywołała wiele kontrowersji i oskarżeń zarówno pod adresem IPN, jak i organizacji żydowskich. Tym ostatnim zarzucano, że zasłaniając się nakazami halachy, uniemożliwiają ustalenie prawdziwego przebiegu jedwabieńskiej zbrodni. Z decyzją zakazu ekshumowania z grobów masowych nie zgadza się ortodoksyjny rabin Joseph A. Polak, były więzień obozów w Westerborku i Bergen-Belsen, przewodniczący Rady Halachicznej bostońskiego sądu rabinackiego. „Ofiary z Jedwabnego powinny zostać ekshumowane i pochowane ponownie, czy to na terenie pobliskiego cmentarza żydowskiego, czy to w Państwie Izrael. To, że nie jest to jedynie halachiczna opcja, lecz fundamentalny obowiązek, wynika jednoznacznie z wielu źródeł (…). Rabin Karo mówi o tym w swoim komentarzu do Arbaa Turim i powtarza w Szulchan Aruch w dyskusji na temat metej micwa (…). Chacham Cwi stwierdza to wyraźnie, dopuszczając przeniesienie zwłok i ponowny pochówek (…), podobnie jak Chatam Sofer przy omawianiu ekshumacji wiedeńskich ofiar epidemii cholery”. Przypomnijmy, że zgodnie z halachą [prawem żydowskim – uwaga E.K]: 1. Zmarłego można ekshumować w celu przeprowadzenia ponownego pochówku w Ziemi Izraela. 2. Zmarłego można przenieść do innej mogiły, jeśli pierwszy grób miał być w założeniu tymczasowy. 3. Zmarłego można przenieść z istniejącego grobu, jeśli znajduje się on w miejscu bez nadzoru i istnieje niebezpieczeństwo, że zostanie splądrowany, lub gdzie jest zagrożony powodzią. 4. Jeżeli grób znajduje się w nietypowym miejscu (poza cmentarzem), zmarłego można przenieść i pochować ponownie na cmentarzu żydowskim (Arbaa Turim, Jore Dea, 363, początek; Talmud Jerozolimski, Moed katan, koniec 2. rozdziału).
Z podobnym problemem zetknął się rabin Walter Homolka, rektor Abraham Geiger College, wykładowca prawa żydowskiego na uniwersytecie w Poczdamie. W 2005 roku, podczas budowy lotniska w Echterdingen, odkryto zbiorową mogiłę więźniów z pobliskiego obozu pracy. Zapytany przez władze niemieckie o możliwość dokonania ekshumacji w celu identyfikacji ofiar oraz sprawców mordu, sporządził następujący respons: „(…) W przypadku odnalezienia masowego grobu żydowskich więźniów nasuwa się pytanie, czy w ogóle możemy mówić o „grobie” w dosłownym tego słowa znaczeniu. Talmud opisuje żydowski grób jako miejsce, w którym Żyd został pogrzebany zgodnie z rytuałem: leżąc na plecach w pozycji horyzontalnej, z zachowaniem należytego odstępu od innych grobów. Dokładna analiza Miszny pokazuje, że w przypadku gdy zwłoki, np. w wyniku działalności kryminalnej, zostają zwyczajnie zakopane w ziemi, również nie mamy do czynienia z tradycyjnym grobem. Tak samo, gdy w jednym grobie, podobnie jak w poprzednim przypadku, spoczywają więcej niż trzy ciała, oznacza to, że nie chodzi o tradycyjny żydowski pochówek. Dlatego też (…) ekshumacja oraz przeniesienie zwłok na cmentarz żydowski są dozwolone”. W ramach współpracy między policją niemiecką i izraelską podjęto wówczas decyzję o pobraniu próbek DNA ze szczątków ofiar oraz od prawdopodobnych krewnych w Izraelu. Na terenie Polski jest wiele grobów masowych, w większości słabo oznakowanych i nierzadko znajdujących się na terenie prywatnym. Niektóre, z braku funduszy lub osób mogących zająć się tym problemem, pozostawiono w ich pierwotnym miejscu”. [Część materiałów i przytoczone tu opinie rabiniczne można znaleźć na stronie http://www.piotrkadlcik.pl/ekshumacje/].
wPrawo: Zbierała Pani podpisy pod petycją do Ministerstwa Sprawiedliwości o przeprowadzenie ekshumacji w Jedwabnem. W świetle opinii przedstawionej przez religijnych Żydów nie powinno być problemów z wydaniem decyzji o jej przeprowadzeniu. Co dzieje się w tej sprawie?
Ewa Kurek: Na mój ubiegłoroczny apel odpowiedziało ponad 12.000 osób z ponad tysiąca miejscowości w Polsce i czternastu krajów spoza Polski. Utworzyliśmy Komitet Obywatelski na rzecz przeprowadzenia w Jedwabnem ekshumacji. Od kwietnia bieżącego roku korespondujemy z ministrem sprawiedliwości prokuratorem generalnym RP, który jako jedyny ma możliwość przywrócenia prof. Andrzeja Koli do przerwanej ekshumacji. Szczegóły akcji zbierania podpisów oraz korespondencji pomiędzy naszym Komitetem i ministrem sprawiedliwości prokuratorem generalnym RP znajdziecie państwo na stronie: Jedwabne-ekshumacja.org
Trzeba podkreślić, że trwająca już 16 lat sytuacja jest absolutnie kuriozalna. Zwykle dobrego imienia Polski przychodzi obywatelom bronić przed jej wrogami. Natomiast w wypadku zbrodni w Jedwabnem prawdy domagają się obywatele Żydzi i Polacy, zaś przeciwko prawdzie staje cały aparat wymiaru sprawiedliwości III Rzeczypospolitej, który zamiast dążyć do prawdy, wyszukuje w kodeksach, ustawach i rozporządzeniach usprawiedliwienie dla bezprawnego blokowania badań historycznych (ekshumacji), utajniania związanych z ekshumacją dokumentów (decyzja ministra z 2001 roku o wstrzymaniu ekshumacji) i cenzurowania wyników badań historycznych (raport prof. A. Koli), czyli utrzymywania stanu sprzyjającego bezprawnemu szkalowaniu w świecie dobrego imienia Rzeczypospolitej. Wymiar sprawiedliwości III RP za uporczywe blokowanie badań historycznych w sprawie mordu w Jedwabnem osądzi Bóg i historia. Aby wspomóc tę ostatnią, z myślą o potomnych, Komitet Obywatelski przygotuje w najbliższym czasie białą księgę kłamstw i bezprawia władz państwowych III RP wobec zbrodni w Jedwabnem.
wPrawo: Żydowska historyk z Izraela utrzymuje ponoć, że niezasymilowani ortodoksi stanowili zaledwie 17% populacji Żydów w przedwojennej Polsce. W rzeczywistości było to ok. 85%. To właśnie oni, czyli „biedne Joski chude” (jak ich Pani nazywa), byli głównie ofiarami Holocaustu. Dlaczego lansowane jest w tej chwili kłamstwo, w którym „biedne Joski chude” znikają z historii już na poziomie statystyk?
Ewa Kurek: Z naszymi polskimi Żydami jest tak, że pośród światowego żydostwa stanowili swego rodzaju ewenement. W stosunku do ortodoksji żydowskiej nasi Żydzi byli chasydami, czyli mówiąc potocznym językiem, swego rodzaju heretykami judaizmu. W skrócie rzecz ujmując, tradycyjny ortodoksyjny judaizm był i jest opartą na Księgach religią racjonalną, natomiast chasydyzm był mistycznym odłamem judaizmu wzorowanym na mistycyzmie rosyjskiego prawosławia. Szerzej piszę o tym w mojej książce „Rosji rozumem nie pojmiesz?”.
Założycielem chasydyzmu był kaznodzieja i znachor Izrael Baal Szem Tow (1700-1760) z Podola. Chasydzi odrzucili Księgi i głosili, że jedyną drogą do Boga jest mistycyzm, którego oś stanowił taniec, śpiew i ekstatyczne modły. Chasydzi nie mieli jednego przywódcy. Na czele każdej grupy religijno-społecznej stał cadyk, przywódca duchowy i swego rodzaju nad-rabin. Chasydzki cadyk nie musiał być mędrcem. Wystarczyło, że był „widzącym”, czyli posiadał nadzwyczajne możliwości widzenia przyszłości i uzdrawiania. Chasydzi wierzyli, że cadyk, czyli „widzący”, jest sprawiedliwym, wybranym przez Boga człowiekiem, który ma bezpośredni kontakt z Bogiem. Cadyk był swego rodzaju nad-chasydem. Cadyk przyciągał do siebie wiernych Żydów, bo chasydzi potrzebują pośredników, którzy są znacznie bliżej Boga niż oni i mogą pomagać ludziom.
Mistycyzm chasydzki w wieku XIX jak wicher przeszedł przez polskie ziemie i sprawił, że na początku wieku XX 85 % polskich Żydów było religijnymi chasydami, którzy nie znali polskiego języka. Pisze o tym zamordowany przez Niemców Żydowski historyk Majer Bałaban, dowodzi tego spis powszechny z roku 1931 oraz taki stan rzeczy potwierdzają niezliczone źródła polskie i żydowskie. Wspomniany wyżej Majer Bałaban nazywa naszych polskich chasydów ciemną masą ortodoksji, ja mawiam niekiedy o nich „biedne Joski chude”. Bo trzeba wiedzieć, że wśród polskich Żydów zaledwie kilka procent stanowili bajecznie bogaci Żydzi. Większość, z powodu tego, że przez 400 lat, do roku 1764 gminy żydowskie ściągały wśród ludności żydowskiej niezwykle wysokie podatki, była to zwykła żydowska chasydzka dramatycznie biedna biedota. To właśnie ta żydowska chasydzka biedota została na rozkaz Niemców jako pierwsza załadowana przez Judenraty i żydowskich policjantów do wagonów i wysłana do Chełmna, Treblinki, Bełżca i innych obozów śmierci. W gettcie warszawskim, jak podaje zamordowany przez Niemców żydowski kronikarz Emanuel Ringelblum, wśród zasymilowanych bogatych Żydów powstało powiedzenie: „motłoch musi zginąć”.
Nasi polscy chasydzi nie mieli szans na ratunek. Nie znali polskiego języka. Byli pogardzani przez swoich światłych Żydów. Polskie oświecone żydostwo i żydostwo światowe zawsze wstydziło się naszych polskich Żydów. Z zagłady w Polsce ocaleli jedyni żydowscy komuniści (wrócili w 1944 na człogach Armii Czerwonej) oraz żydowska inteligencja i żydowscy bogacze. Teraz robią wszystko, aby zaginęła także pamięć o naszych chasydach, czyli biednych Joskach chudych. W zbudowanym za nasze podatki Muzeum Żydów Polskich, którym zarządzają nie mający pojęcia o żydowskiej religii lewaccy Żydzi, nie ma śladu polskich chasydów. Dlatego to muzeum wygląda tak, jak gdyby zrobić muzeum narodu polskiego i nie wspomnieć, że 95% Polaków jest katolikami. Natomiast izraelska historyk Sara Bender z Uniwersytetu w Hajfie na odbywającej się w Kielcach konferencji IPN na początku lipca tego roku ogłosiła, że wśród polskiego żydostwa religijni Żydzi stanowili zaledwie 17%. Światowe żydostwo oraz polscy Żydzi lewicowej proweniencji zrobią wszystko, żeby pamięć o zamordowanych polskich Żydach chasydach przepadła na wieki. Dlatego prawdę o nich musimy odkrywać i głosić my, polscy historycy wspólnie z religijnymi żydowskimi historykami. Nie można inaczej. Winni jesteśmy to religijnemu chasydzkiemu narodowi polskich Żydów, bo to z nim właśnie, a nie z żydowskimi bankierami i komunistami, żyli wspólnie i wspólnie kłócili się o codzienne sprawy i przyjaźnili się nasi ojcowie i dziadowie.
wPrawo: Młodzi polscy historycy żydowskiego pochodzenia nie zgadzają się na lansowane przez ich lewicowych kolegów kłamstwa o stosunkach polsko-żydowskich podczas wojny. Ich zasługą jest odnalezienie i opublikowanie dokumentów źródłowych świadczących o ogromnym wsparciu, jakie Żydzi uzyskali od Polaków podczas Powstania w Getcie. Czy może Pani opowiedzieć o tych dokumentach?
Ewa Kurek: Jako historyk miałam szczęście poznać i współpracować z pokoleniem żydowskich historyków z Polski, Nowego Yorku i Izraela. Wymienię wśród nich chociażby prof. Chone Schmeruka, prof. Jakuba Goldberga, prof. Lucjana Dobroszyckiego czy prof. Judytę Kestenberg, bez których trudno byłoby mi odtworzyć wiele wątków naszej wspólnej historii. Niestety, było to pokolenie, które odeszło na przełomie wieków. Byli to ludzie niezwykle mądrzy i uczciwi, dla których prawda historyczna była najwyższą wartością. Po ich śmierci badania nad wspólną historią Polaków i Żydów opanowali polscy i żydowscy historycy komunistycznego chowu, którzy – jak Alina Cała – potrafili na przykład bredzić o żydowskich i polskich wielkanocnych szopkach oraz innych wyssanych z palca bzdurach. Kilka lat temu w środowisku religijnej Gminy Żydowskiej w Warszawie objawili się badacze, wśród których na szczególne wyróżnienie zasługuje mgr. Anna Ciałowicz i dr Alicja Gontarek, którym przyświeca motto: „Prawda z ziemi wyrośnie, a sprawiedliwość wychyli się z nieba” [PS 85:12]. Nie muszę dodawać, że słowa psalmu korespondują z chrześcijańskim „Prawda was wyzwoli”. Obie badaczki pracują nad odkłamywaniem wspólnej historii Polaków i Żydów w czasie ostatniej wojny. Szczególne znaczenie ma odtworzenie dziejów Żydowskiego Związku Wojskowego, który poniósł cały ciężar walki Żydów z Niemcami, a po zakończeniu wojny został przez komunistów (podobnie jak polska Armia Krajowa) skazany na niepamięć. Ważną dla nas Polaków jest też na pewno pamięć o Tadeuszu Bednarczyku, którego polscy i żydowscy komuniści okrzyknęli kłamcą, a którego rolę potwierdzają zapisane w żydowskim języku żydowskie źródła. Dla przykładu, Anna Ciałowicz przetłumaczyła z żydowskiego języka pamiętniki Seidmana, które rzucają zupełnie nowe światło na polsko-żydowską współpracę, na opór religijnych warszawskich Żydów, na rolę rabina Zięby i pomoc Polaków skupionych w konspiracyjnych organizacjach Zbrojne Wyzwolenie i Strażacka Skała. Szykuje się wielka rewolucja w badaniach nad polsko-żydowską wojenną historią, która – wierzę w to – pokaże światu wreszcie prawdę o tamtych strasznych czasach.
wPrawo: Jaka była reakcja żydowskich środowisk lansujących oszczercze tezy Jana Tomasza Grossa na ustalenia ich młodszych kolegów i koleżanek po fachu w sprawie Tadeusza Bednarczyka?
Ewa Kurek: Żydowscy i polscy historycy lewicowi pospołu próbują zrobić z Anny Ciałowicz i Alicji Gontarek oraz współpracujących z nimi historyków polskich osoby niemal chore umysłowo i odsunąć je od badań. Podział nie biegnie bowiem na linii Polacy i Żydzi, lecz na linii lewica-prawica. Polskim i żydowskim historykom, którzy nigdy nie przeszli na lewą stronę, równie trudno współpracować z polskim i żydowskim lewactwem historycznym. Lewactwo bowiem to nie stan narodowości lecz stan zdeprawowanego kłamstwami umysłu. Na szczęście badaniami Gminy Żydowskiej w Warszawie zainteresował się IPN i mam nadzieję, że przyniesie to wymierne dobre skutki.
wPrawo: Co to jest modernizm historyczny? Kto go lansuje?
Ewa Kurek: Nie jestem ekspertką od modernizmu historycznego. Usłyszałam o nim po raz pierwszy od dr Marcina Urynowicza z IPN w Warszawie na wspomnianej konferencji w Kielcach i jest to nowy kierunek w lewackiej nauce historii. Modernizm historyczny zwany jest też post-prawdą, co tłumacząc z lewackiego na język normalny, oznacza zwykłe kłamstwo. Marcin Urynowicz zdaje się zresztą hołdować temu nowemu kierunkowi w lewackiej nauce historycznej, bo w kuluarach konferencji jako jedyny usiłował bronić Sary Bender z Hajfy i bzdurnie udowodnić mi, że rzeczywiście tylko 17% polskich Żydów było przed wojną ludźmi wierzącymi, bo współcześni Polacy też nie zawsze i nie wszyscy chodzą w niedzielę do kościoła, mimo że uważają się za ludzi wierzących i katolików.
wPrawo: Wygląda na to, że front walki o prawdę historyczną nie przebiega na linii Polacy-Żydzi, ale na linii polscy i żydowscy lewacy przeciw Polakom i Żydom poszukującym prawdy. Czy zgodzi się Pani z tą tezą?
Ewa Kurek: Dokładnie właśnie to głoszę w moich wykładach i książkach, wśród których jedna nosi tytuł: „Żydzi, Polacy, czy po prostu ludzie…”.
wPrawo: Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Za: wprawo.pl/
* * *
Żądamy Ekshumacji w Jedwabnem!
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
17. Podpisz Petycję do Sejmu w sprawie wznowienia ekshumacji w Jedwa
Petycja do Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej w Sprawie Wznowienia Ekshumacji w Jedwabnem
542 osób podpisalo petycję. Pomóż nam osiągnąć cel 1.000 podpisów.
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
18. Dr Ewa Kurek - Jedwabne -
Jedwabne - anatomia kłamstwa i konieczność ekshumacji
- 27.06.2017, Warszawa
https://youtu.be/m5HXo6R-jlc
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
19. Jonny Daniels po raz kolejny kłamie
Jonny Daniels po raz kolejny kłamie na temat ekshumacji w Jedwabnem. Ostra reakcja internautów
Data publikacji: Lut 16, 2018
Izraelski „ekspert od PR” Jonny Daniels po raz kolejny zabrał głos w sprawie ekshumacji w Jedwabnem. I po raz kolejny skłamał twierdząc, że jest ona niezgodna z żydowską religią.
„Po raz ostatni piszę że jestem przeciwnikiem ekshumacji w Jedwabnym (lub gdziekolwiek indziej), z względu na moją wiarę. Żydzi nie ekshumują ciał po śmierci. Tak samo jak ja szanuje wiarę innych, oczekuję szacunku wobec mojej” – napisał na twitterze.
Reakcja internautów jest jednoznaczna: kłamiesz, Jonny. Oto kilka komentarzy pod wpisem Danielsa.
„Opinia rabinów jest jednomyślna i jednoznaczna: MOŻNA, A NAWET NALEŻY PRZENIEŚĆ CIAŁA na najbliższy żydowski cmentarz lub do Izraela”;
„Żydzi ekshumują ciała po śmierci, są na to dowody, więc to jest ewidentne kłamstwo w ” biały dzień” . Wykorzystywanie Jedwabnego do oczywistej gry na polskim narodzie to bezczelność. Prawda nie boli”;
„Ciekawe. że środowiska żydowskie nie miały żadnych problemów z ekshumacją w Jedwabnem póki nie znaleziono łusek od mausera… aż tak wam zależy by tę zbrodnię przypisać Polakom?”;
„Nie bądźmy hipokrytami. Nie o wiarę tutaj chodzi. Wiara nie przeszkodziła diasporze sprzedać działkę cmentarną w Hamburgu. I to dwa razy. Dzisiaj stoi tam okazałe centrum handlowe”;
„Pan jest przeciwnikiem, ale Pan nie zna zasad własnej religii”;
„Jonatan Daniels, mówiąc krótko – kłamie, licząc na naszą naiwność. Niech kłamie dalej”,
„Na Wzgórze Herzla od 50 lat zwożą z całego świata swoich bohaterów. Po uprzedniej ekshumacji, oczywiście. No i nie od rzeczy jest przypomnieć prawdziwe „wykopki” które odbywały się po wojnie, by pochować Żydów w poświęconej ziemi. Albo nie zna swojej religii albo kłamie”;
„Jakub Szadaj, Przewodniczący Niezależnej Gminy Wyznania Mojżeszowego RP w Gdańsku, twierdzi że ekshumacje np. z miejsc kaźni są zgodne z zasadami judaizmu’;
„W Jedwabnem ekshumacje zakończono, kiedy pojawiły się łuski niemieckie. Przypadek? Oczywiście, że nie. Żydzi wolą opowiadać kłamstwa Grossa niż stanąć w prawdzie”;
„Nie zna pan zasad swojej wiary? Manipulacja w jakich celach? Goszcząc w PL i mając w pogardzie Polaków pan mówisz o szacunku? Tylko względem Jedwabnego zmieniono zasady wiary w ostatnich latach? Dlaczego?”;
„Rozpętaliście burzę, więc proszę liczyć się z konsekwencjami. Tysiące Grossów uczestniczy w rajdzie po łatwe $$$, posługując się kłamstwem, oskarżając niewinnych ludzi i nie przeszkadza im, że biegną po grobach matek, ojców i dziadków. Brak Wam szacunku dla samych siebie”.
Jonny, Jonny, po co Ci to było? Nie dość, że oszkalowałeś dr Ewę Kurek; nie dość, że splunąłeś Polakom w twarz mówiąc, że gdyby nawet 40 milionów podpisało się pod wnioskiem o ekshumację, to ona i tak się nie odbędzie; nie dość, że zaatakowałeś Rafała Ziemkiewicza, gdy ten zaapelował o natychmiastowe wznowienie ekshumacji, to jeszcze udało Ci się skompromitować jako ignorantowi, który nie zna żydowskiego prawa religijnego. Brawo Ty!
Źródło: twitter
https://wprawo.pl/2018/02/16/jonny-daniels-kolejny-klamie-temat-ekshumacji-jedwabnem-ostra-reakcja-internautow/
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
20. Konferencja Konfederacji: Prawda o Jedwabnem! – 11 maja 2021 r.
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
21. "...NIE POZBYWAJMY SIĘ WŁASNEJ HISTORII..."
+++> Życie zabrane przez nienawiść i ogień
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
22. Kłamstwo jedwabieńskie. Zbrodnią tą od dwudziestu lat obciążani
Kłamstwo jedwabieńskie. Zbrodnią tą od dwudziestu lat obciążani są Polacy. Jaka jest prawda? „Jedwabne. Historia prawdziwa”
10 lipca 1941 roku, w trakcie II Wojny Światowej, w niewielkiej miejscowości Jedwabne na Podlasiu doszło do potwornej zbrodni! Do stodoły położonej na obrzeżach miejscowości siłą spędzono około 300-400 jej mieszkańców, a następnie… SPALONO ŻYWCEM. Ofiary były w większości pochodzenia żydowskiego.
Projekt zaowocował m.in. dwoma potężnymi tomami pracy historycznej, którą niniejszym Państwu oferujemy… w PRZEDSPRZEDAŻY!
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
23. TAJEMNICE JEDWABNEGO 2:Wymiar prawny śledztwa. Co poszło nie tak
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
24. TAJEMNICE JEDWABNEGO 3: Prawdy i kłamstwa o ekshumacji
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=