„Cywilizacja” nienawiści - Ks. prof. Czesław S. Bartnik

avatar użytkownika Maryla

 

Jezus Chrystus dokonał istotnego przełomu przez przykład i przykazanie budowania całego życia indywidualnego i społecznego na miłości Boga, bliźniego oraz siebie samego. Jednakże jest to zadanie tyleż istotne, co trudne, wymagające odpowiedniego ukształtowania całej osoby ludzkiej. Toteż każde pokolenie wymaga wychowania do miłości od nowa. W historii występują trudne do wytłumaczenia fazy wyżu i niżu duchowego przy ciągłym wzroście cywilizacji technicznej.

Nienawiść wobec religii

Niestety, dzisiejsza cywilizacja popadła w taki duchowy kryzys, że w dużej mierze zapomina o wzniosłości budowania na miłości i buduje prawie na samej nienawiści w różnych odmianach, co oczywiście doprowadzi w bliżej nieokreślonej przyszłości do upadku całej cywilizacji i w wymiarze duchowym, i w wymiarze materialnym. Jest znacznie gorzej niż za czasów tzw. pogańskich, gdyż poganie uznawali wartości duchowe i solidarność.

Jak to jest u nas w Polsce? Jako człowiek związany przez ponad 66 lat z KUL zacznę od naszych niektórych spraw. Oto Instytut Jana Pawła II, wydający wysoko ceniony w świecie i otwarty na wszystkie opcje kwartalnik „Ethos”, przeżywa wielkie trudności finansowe, musiał już zwolnić połowę personelu. Zwrócił się do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego z prośbą o sfinansowanie międzynarodowego projektu badawczego z dziedziny bioetyki. Ministerstwo odrzuciło ten wniosek właśnie z powodu nienawiści do katolicyzmu: „ze względu na charakter wyznaniowy KUL Jana Pawła II, wykluczający rzetelność naukową”, jak poinformował mnie ks. Alfred Wierzbicki, dyrektor Instytutu Jana Pawła II. Ministerstwo może nie mieć pieniędzy, ale za taką argumentację powinien być kryminał. Coś podobnego zgłosił pewien Francuz do prezydenta Francji, a mianowicie, żeby nie uznawać żadnych dyplomów, stopni i tytułów naukowych ludzi związanych z Kościołem. Tylko patrzeć, jak u nas po tej linii ministerstwo zażąda unieważnienia wszystkich dyplomów Akademii Krakowskiej i Uniwersytetu Jagiellońskiego od XIV wieku, bo uczelnię tę zakładał Kościół i do XVI wieku prawa nauczania nadawał Papież. Były już bowiem wnioski niektórych marksistów, by nie uznawać dyplomów KUL. Wiara w Boga nie zaślepia umysłu, lecz niewiara połączona z nienawiścią ogranicza myślenie.

Z kolei przewodniczący KRRiT chciał podać do sądu o. dr. Tadeusza Rydzyka za słowa, że i tym razem odmowa Telewizji Trwam miejsca na multipleksie jest już postanowiona. Tymczasem nie trzeba było „wykradać” takiej tajemnicy, bo była wypowiedź, że miejsce to ma otrzymać telewizja społeczno-religijna, ekumeniczna, tolerancyjna i prospołeczna, co oznacza, że nie będzie to Telewizja Trwam, gdyż nasi liberałowie przez religię rozumieją religioznawstwo, przez ekumenizm – mieszanie różnych religii, przez tolerancję – godzenie się na łamanie Dekalogu, a przez ducha społecznego – poprawność polityczną. „Gazeta Wyborcza” (12-13.01.2013) podała zagadkowo, że ma to być telewizja „w duchu nauczania Stolicy Apostolskiej i jedności z Episkopatem”. Oznacza to niechybnie, że chce się wbić klin między Telewizję Trwam a Episkopat i tak perfidnie usprawiedliwiać swoją odmowę.

Ciągłe pogardzanie wsią polską

Wieś polska była zawsze pewnym symbolem dawnej tradycji, religijności i ziemi polskiej. Dlatego ateizm publiczny dzisiaj szczególnie nią pogardza. W całej historii, może od XII tysiąclecia przed Chr., występuje taki dramat, że choć z rolnictwa powstały stałe osiedla, potem miasta i państwa, to miasto i państwo zrodziło warstwę społeczną wykorzystującą rolnika i ciemiężącą go. W rezultacie przez całe tysiąclecia toczyły się spory, a nawet krwawe walki o ziemię i los chłopa. Przeróżne były rodzaje posiadania ziemi. Najczęściej jednak miało miejsce odbieranie chłopu ziemi i czynienie z niego wyrobnika lub niewolnika. Tak było w feudalizmie, kapitalizmie i komunizmie. Zdawało się nam, że to już minęło. Tymczasem nie. W neokapitalizmie i lewicowym liberalizmie znowu dąży się do niszczenia gospodarstw rodzinnych, pozbawienia chłopów własności ziemi, oddawania jej wielkim latyfundiom i w rezultacie do zlikwidowania instytucji wsi jako rzekomo przestarzałej, bo istniejącej już od blisko 14 tysięcy lat. Jest to nawiązanie do pradawnej praktyki ciemiężenia rolników przez arystokrację. U nas ostatnio postawa ta ujawniła się w tym, że na Ziemiach Odzyskanych chłop mógł mieć tylko dzierżawę wieczystą. Posiadał jedynie prawo pierwokupu ziemi po pegeerach, co było jednak wielką ironią, gdyż nie miał pieniędzy. Musiała być jakaś tajna umowa między rządem niemieckim a polskim, według której za jakieś dla nas korzyści ze strony Niemiec pozostawiliśmy im możliwość „odzyskania” tych ziem drogami ekonomicznymi.

I oto teraz nasiliła się bardzo praktyka wykupywania naszych ziem przez cudzoziemców za pośrednictwem tzw. słupów, czyli Polaków, którzy otrzymują na to odpowiednie kapitały z Zachodu. A w 2016 roku nie będą już nawet potrzebne podstawione osoby. Rządy udają przed naszymi rolnikami, że nic nie wiedzą, a przywódcy PSL udają, że sprawę zbadają. Nie ma więc instytucji, która broniłaby chłopów i Polski, dlatego trzeba oddać chwałę rolnikom, którzy dziś coraz mocniej demonstrują przecież w interesie nas wszystkich. Trzeba za wszelką cenę bronić polskiej ziemi, nawet siłą, wobec złej polityki rządów. Odczytali to dobrze ludzie Samoobrony i Andrzej Lepper, a ponieważ naruszyli jakiś punkt ideologii unijnej, doznali wielkich prześladowań i pomówień ze strony UE oraz naszych władców. Tak więc powtarza się stary syndrom. W typowo rolniczym Imperium Rzymskim, gdy dwaj trybuni ludowi bracia Tyberiusz i Gajusz Grakchowie w II w. doprowadzili do uchwały, by latyfundyści arystokratyczni nie zagarniali dla siebie całości ziem zdobytych, lecz częścią uwłaszczyli chłopów bezrolnych, to arystokraci doprowadzili do śmierci obu braci i licznych ich zwolenników, a ciało Tyberiusza wrzucili do Tybru. A przecież Grakchowie chcieli słusznie wzmocnić zarówno armię, jak również państwo. Również u nas jest coraz więcej spraw polskich, których musimy bronić siłą przed złą wolą oszołomów. Właściwie to w polityce wieś polska jest spychana ze sceny głównej, tak jak i Kościół. Jest w tym coś demonicznego. Wszyscy chcą wieś polską tylko odpolonizowywać, ateizować i w rezultacie niszczyć. Oczywiście ogół weźmie tę tezę za zbyt radykalną, ale za mało ludzi rozumie, że taki radykalizm leży u podstaw ideologii liberalnej.

Dziedziczenie polityki nienawiści

Tak jak istnieje dziedziczenie przez pokolenia kultury, obyczajów, umysłowości, tak też jest niestety, jak się okazuje, dziedziczenie walczącego ateizmu społecznego, antykultury, prymitywizmu, dzikości i ducha przestępczego. I my tego w Polsce obecnie doświadczamy. Działa u nas jakby wedyjskie prawo karmana, według którego dobro, ale i zło, nie znika wraz z człowiekiem, z pokoleniem, lecz tworzy pewien ciąg realny, bilansuje się w dalszych czasach i tworzy złowrogi klimat: „Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdy wyrządza, i plugawy niech się jeszcze plugawi” (Ap 22, 11). I u nas SLD dziedziczy w dużej mierze zło komunizmu, Ruch Palikota – zło nihilizmu, Platforma Obywatelska i Unia Wolności – zło laicyzmu i liberalizmu, a wszystkie one wraz z ugrupowaniami ateistów społecznych – zło ateizmu i relatywizmu moralnego, choć niektóre jednostki są tak niezorientowane ideowo, że nawet nie wiedzą, co dziedziczą. W każdym razie sytuacja Polski pod ich rządami robi się tragiczna. Całość społeczeństwa natomiast poddaje się znanemu z historii prawu wahadła, które bardzo długo nie wygasa: od jednej fazy do przeciwnej, a po rozczarowaniu powraca od przeciwnej do pierwszej, od komunizmu do kapitalizmu, a zaraz od kapitalizmu znów do komunizmu. Choć z latami zakres wahania jest coraz mniejszy, to jednak towarzyszy mu stała, wzajemna nienawiść. Brakuje czynnika stabilizującego i obiektywnego. Mógłby być nim Kościół katolicki, ale jest coraz bardziej kneblowany przez ateizm państwowy i szkalowany przez barbarzyńców duchowych.

Niewola państwa za długi

W starożytnych państwach jeśli dłużnik nie oddał długu, choćby z powodu nieszczęścia, był brany przez wierzyciela do niewoli, często z całą rodziną, albo służył wierzycielowi, albo był sprzedawany. W mądrych Atenach Solon (ok. 635-560), reformator, dokonał tzw. strząśnięcia długów, czyli ich unieważnienia, żeby ratować życie państwowe. Ale praktyka niewoli w każdym innym miejscu trwała do czasów nowożytnych. Dziś taka lichwa społeczna ma wymiar międzynarodowy i międzypaństwowy. Oto jedno państwo ubogie zaciąga dług u innego, bogatszego, a i państwo bogate zaciąga dług w imperium banków światowych. Taka jest dziś struktura gospodarcza świata, którym rządzą finanse. I o ile wielkie państwa zadłużone na biliony dolarów jeszcze nie poszły w pełną niewolę bankowych panów świata, muszą tylko poddać się wpływom ich ideologii, głównie antymoralnej, to małe państwa są już właściwie w niewoli swoich wierzycieli. Pokazali to doskonale Niemcy, którzy za długi chcą przejąć ponad sto wysp greckich i kilka portów. Jeszcze do tego nie doszło, ale jeśli Grecja będzie nadal w UE, to dojdzie. W ogóle UE jest wykoncypowana jako wierzycielka swoich członków państwowych, przynajmniej w późniejszym czasie, i jej gospodarka jest rodzajem zakładania kajdan na ubogie państwa. Natomiast najszybsze jest branie małych państw w niewolę ideologiczną, moralną, kulturową i ateistyczną. UE chce zawładnąć samymi duszami państw i zniewolić je. To dokonuje się już coraz wyraźniej wobec Polski. Mogłaby nas z tego wyrwać chyba tylko rewolucja, ale obroża ekonomiczna jest straszliwa. Dlaczego nasi politycy tego nie rozumieją? Koncepcja UE została zbudowana na zasadzie światowej lichwy totalnej, a nie na zasadzie altruistycznej miłości, jak planowali ojcowie założyciele.

Nienawiść do prawdy, dobra, prawa i ładu

Cały współczesny świat liberalny i postkomunistyczny charakteryzuje, mówiąc najkrócej, brak dyscypliny w myśleniu, logice, moralności, działaniu i w życiu. Sprawiło to złe rozumienie wolności – tylko jako buntu i burzenia wszystkiego. Pod wieloma względami u nas robi się już gorzej niż na Zachodzie, bo tam życie było bardziej ustabilizowane. U nas wolność bardziej przypomina ucieczkę z obozu i życie już bez żadnej sankcji, nic nas na serio nie obowiązuje. Robimy się jak rozwydrzeni nastolatkowie. Spójrzmy choćby na różne męty ideologiczne, społeczne, polityczne, kulturowe, moralne, obyczajowe, niektóre całe partie polityczne. Państwo może i chce dyscyplinować życie społeczne, ale tylko w aspekcie materialnym: przez urzędników, biurokrację, kary finansowe, kary fizyczne, a przede wszystkim przez uchwalanie całego morza coraz to nowych praw, których już nikt nie przestrzega poza korzystającymi na tym prawie. Nie stosuje się środków humanistycznych, pedagogicznych, etycznych i duchowych i wyższych idei. Wywodzi się to z materializmu i ateizmu państwowego. Tak i Polska, niestety, chyli się ku upadkowi.

Atmosfera nienawiści

Dużo się mówi o trudnościach gospodarczych, a mało o trudnościach w innych dziedzinach życia, w których szerzy się nienawiść. Toteż trzeba jeszcze wymienić niektóre przejawy nienawiści.

Najgorsze jest to, że dzisiaj jakby dąży się do tego, żeby całą cywilizację i kulturę duchową przepajać nienawiścią głównie do wyższej idei człowieka i do samego Boga, w tym po prostu wściekłością na katolicką etykę seksualną i rodzinną. Dąży się do odebrania Kościołowi wszelkiego wpływu na życie doczesne, a cóż dopiero mówić o nowej ewangelizacji przez media ogólnopolskie. Jednocześnie rozwija się zorganizowany i nieustający atak na duchowieństwo, jak robili to Niemcy i komuniści, na instytucje kościelne, zniesławianie Kościoła w odzyskiwaniu przezeń dóbr i nieruchomości zrabowanych nieprawnie przez komunistów, a wreszcie i na Fundusz Kościelny, którego nie znieśli nawet stalinowcy, choć – jak mówi ks. Prymas Józef Kowalczyk – służył on wtedy tylko prawosławiu, protestantom i narodowcom. Do tego dochodzi arogancja prezydenta, premiera, KRRiT, Ruchu Palikota i SLD wobec Papieża i Episkopatu Polski w sprawach medium katolickiego. Tworzy to atmosferę, która wpływa stronniczo nie tylko na urzędy, ale niekiedy i na sądy oraz prokuratury. Niektórzy nienawistni dziennikarze zaatakowali nawet kibiców pewnych klubów piłkarskich za to, że szukając między sobą zgody, spotkali się na Jasnej Górze. Wymowny jest też brak reakcji najwyższych władz państwowych na profanację Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, Obrazu będącego wielką świętością całej Polski. W ogóle różni ateiści publiczni i bluźniercy uważają się jednak za życzliwych dla Kościoła, bo chcą być chowani w liturgii kościelnej.

Oczywiście cierpią w takiej atmosferze nie tylko gorliwi katolicy, ale także wszyscy ludzie wyróżniający się prawością, uczciwością, mądrością, pracowitością, sprawiedliwością, szlachetnością i życiem wyższymi wartościami. Jednak tacy ludzie raczej nie wysuwają się na czoło w życiu państwowym, lecz przeważnie kombinatorzy, gracze, oszuści. Nawet w kulturze zbyt duże znaczenie ma ohyda, fałsz, zło, niesprawiedliwość. Zbyt duże znaczenie mają ci, co zohydzają wszystko, co polskie, wzniosłe, bohaterskie, ideowe. Ideałem ma być jakiś homo europaeus, który jest w zasadzie burzycielem wszelkich wyższych wartości. Nie ma uczciwości między rządem a społeczeństwem, jasności i przejrzystości w prawodawstwie i administracji, poszanowania praw przeciwników politycznych, ochrony praw ludzi opluwanych i oskarżanych, nienależących do orientacji rządzącego, uczciwego gospodarowania pieniędzmi publicznymi, nie ma czystych metod zdobywania i wykonywania władzy i politycy zbyt często kierują się tylko swoim interesem, a nie ogólnonarodowym (Jan Paweł II, ks. Prymas Józef Kowalczyk).

W niektórych dziedzinach brakuje ładu, mądrości, miłości ludzkiej, jak choćby w przemyśle, szkolnictwie wszystkich stopni, służbie zdrowia, rolnictwie, budownictwie, kolejnictwie, w służbach specjalnych, w prawodawstwie. Czyż już nie ma u nas mądrych i zdolnych prawników? A powiedzmy sobie szczerze: większość praw, ustaw i uchwał rządowych powinno się wyrzucać do kosza, takie są niedopracowanie, zawierają błędy i jakby celowo zostawiane wieloznaczności. Dotyczy to niekiedy nawet rzeczy najprostszych. Śmiejemy się z udziwnionych zaleceń instancji unijnych. Ale czasami sami je prześcigamy. Nie można było np. ze spokojem przyjąć wymogu związanego z eWUŚ, by szpitale codziennie sprawdzały, czy ich pacjenci nie stracili w międzyczasie ubezpieczenia. A jeśli są ubezpieczeni, lecz nie figurują w spisie, to i chorzy, nawet obłożnie, czy nieprzytomni, mieliby codziennie pisać oświadczenie, że są ubezpieczeni. Szczęście, że zostało to odwołane. Ale nie było to takie wesołe, bo biurokracja i bezwzględność złych urzędów jest przerażająca, jeszcze gorsza niż na Zachodzie. A Polacy charakteryzowali się kiedyś szlachetnością, szerokomyślnością i empatią.

Władcy liberalni delektują się swoim wyniesieniem i układają hymny na swoją cześć, nie zajmują się już sprawami zwykłych obywateli. Nie bronią ich przed większymi trudnościami, nieszczęściami, oszustami, aferzystami, publicznymi złodziejami, gangami, mafiami, nieuczciwymi urzędnikami i przed obłędnymi ideologiami. O poszkodowanych powiadają sobie beztrosko czy ironicznie: „Czemu dali się oszukać?”. Jak w przypadku Amber Gold i 33 innych parabanków.

I wreszcie pogarda dla Dekalogu, rzekoma wolność, prowadzi w Polsce, niestety, do wielkiego rozpasania seksualnego na wszelkie sposoby. Brak samodyscypliny i dyscypliny społecznej w życiu seksualnym był zawsze znakiem upadku społeczeństwa i państwa.

Coraz wyraźniej rodzi się pytanie, jak ma się zachowywać Kościół, tzn. biskupi, księża, zakony i świeccy katolicy wobec całej tej ateizującej cywilizacji nienawiści. Są tu możliwe dwa stanowiska. Według pierwszego, biernego, to cierpliwe, męczeńskie znoszenie wszelkich prześladowań, wybaczanie, modlitwa i oczekiwanie, że prawda zwycięży. Według drugiego – bezprawie, które przy dzisiejszych środkach może całkowicie zniszczyć Kościół. Należy się mu przeciwstawiać modlitwą społeczną, słowem, ale i czynem. Myślę, że trzeba dziś oba te stanowiska łączyć: bronić religii i Kościoła czynnie, a jednocześnie duchowo powierzyć się Bogu i apelować do sumień prześladowców. Trzeba pamiętać, że komuniści byli wielkimi łgarzami, ale słabszymi niż okłamujący nas liberałowie z Zachodu. Bo łgarstwa tamtych były dla nas oczywiste i „grubo ciosane”, i tylko nienawiść do historycznej Polski lub ciemnota dawała im posłuch. Większość polskich komunistów z czasem wiedziała, że oszukują. Natomiast liberałowie czynią jeszcze większe szkody Kościołowi i Polsce, bo chodzą w glorii najwyższej kultury i cywilizacji świata, a dzięki technice ze swoimi kłamstwami docierają do wszystkich. Dlatego pierwszym zadaniem katolicyzmu jest dziś rozpraszanie gęstniejącej mgły obłudy i nienawiści, która pokrywa szczyty społeczne w Polsce i zasłania prawdę i miłość.

Przede wszystkim człowiek jako istota osobowa – rozumna, wolna i dobra – jest największym cudem świata (Sofokles, V wiek przed Chr.) i spełnia się w rozumnej i miłosnej relacji do Boga osobowego. Jeśli jednak neguje Boga jako swój sens, zwłaszcza przez popełnianie zła moralnego, staje się istotą najbardziej niespełnioną, bezsensowną i tragiczną. Jest takie paradoksalne prawo, że kto zwalcza Boga, to musi czcić diabła.

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

http://www.radiomaryja.pl/informacje/cywilizacja-nienawisci/

 

Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika intix

1. Mowa nienawiści?


Ostatnio pojawiło się sformułowanie „mowa nienawiści”. Skąd się ono wzięło, co oznacza i w jakim celu jest stosowane? Czy to sformułowanie, na pierwszy rzut oka bardzo słuszne, nie jest jednak jeszcze jedną intelektualną i moralną deprawacją liberalistyczną?


Forma prawnicza


W kodeksie karnym jest art. 256 par. 1 penalizujący publiczne nawoływanie do nienawiści: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch”.


Tymczasem PO zgłasza w listopadzie 2012 r. projekt nowelizacji tego artykułu w następującym brzmieniu: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań, albo z tego powodu grupę osób lub osobę znieważa, podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch”.


Z interpretacji


Trzeba z góry zauważyć, że zarówno tekst pierwotny, jak i nowelizacja są zredagowane raczej w języku medialnym i propagandowym, a nie prawniczym, i posługują się pojęciami w istocie rzeczy mętnymi. Już na samym początku jest zakryty totalitaryzm marksistowski. Jak rozumieć „nienawiść na tle różnic”, a także „nienawiść z powodu przynależności”? Co znaczy „przynależność do przekonań” lub do „nabytych cech osobistych”? Poza tym czy „mowa nienawiści” różni się od ostrej krytyki? Nie ma o tym mowy.


Ale zajmijmy się, choćby pokrótce, sprawami najważniejszymi! Wydaje się, że ogólnie chodzi w nowelizacji o obronę PO przed krytyką i utratą władzy, o jeszcze dalsze zepchnięcie na bok ludzi publicznie religijnych i patriotycznych oraz o pełniejsze wprowadzenie ideologii lewicowej i liberalistycznej.


Jest charakterystyczne, że w nowelizacji mają zostać opuszczone słowa o różnicach „wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość”. Niewątpliwie teraz chodzi o to, by wolno było bezkarnie nawoływać do nienawiści do religii, Kościoła, etyki ewangelicznej, ludzi publicznie religijnych, natomiast karalność krytyki „bezwyznaniowców” ma być zachowana w zakazie krytyki „z powodu przekonań”, czyli po prostu nie będzie wolno zwalczać nawet w dyskusji niewierzących, ateistów, agnostyków, masonów i ludzi nieprzyznających się do żadnego Kościoła. Krótko mówiąc, będzie można zwalczać religię bezkarnie wszelkim słowem, a nie wolno będzie otwarcie krytykować ateizmu.


Bardzo podstępne i tylko pozornie mętne są słowa dodane przez nowelę do tekstu dawnego, a mianowicie: (Kto nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności…) „politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań, albo z tego powodu grupę osób lub osobę znieważa…”. A więc po kolei:


Może być karany ktoś, kto ostro atakuje jakąś osobę za jej postępowanie, a ona należy do orientacji ateistycznej.


Nie może być ktoś bezkarnie krytykowany za „przynależność polityczną”, np. do PZPR, do partii niszczącej kraj, do partii antyreligijnej, do partii zdrady narodowej, do Ruchu Palikota itp.


Nie może być atakowana ani jednostka, ani grupa za jej przynależność „społeczną”, co może implikować także, iż nie wolno oceniać negatywnie różnych teorii, kierunków i szkół społecznych, jak marksizm, liberalizm, ateizm społeczny czy nihilizm.


Bardzo mętny, ale i podstępny jest zakaz negatywnego wypowiadania się o osobie lub grupie z powodu przynależności do „naturalnych lub nabytych cech osobistych”. Chodzi tu niewątpliwie o ochronę, równouprawnienie, a nawet wyniesienie na plan pierwszy homoseksualistów, transwestytów, osobowości prowokacyjnych, odmieńców moralnych i innych. Autorom nowelizacji chodzi przede wszystkim o to, by Kościół i klasyczny ogół wszystko to tolerowali, ale i uznali w Polsce. Prawdopodobnie będzie to jeden z warunków otrzymania z UE pomocy materialnej.


Jeszcze bardziej podstępne jest żądanie ochrony z powodu przynależności do „przekonań”. Jest to sformułowanie absolutnie liberalistyczne, skrajnie indywidualistyczne i antyreligijne. Jest to zakaz negatywnego wypowiadania się nie tylko o ateistach, bezwyznaniowcach czy masonach, ale przede wszystkim o ludziach wszelkich przekonań, a więc i o buntownikach i niszczycielach życia religijnego, społecznego, moralnego, kulturalnego, narodowego, patriotycznego. Jest to też zakaz głoszenia Ewangelii, formowania postaw, wychowywania, upominania, karcenia, kształcenia, podawania prawd humanistycznych itp. – jeśli jest to wbrew przekonaniom odnośnej osoby lub grupy osób. Tak idiotycznego sformułowania jeszcze w całej historii świata nie było (por. Human Rights. Ed. M. Zubik, J. Zajadło, Warsaw 3 t. 2008).


Całą sprawę komplikuje jeszcze i to, że PO nie chodzi o jakieś wielkie „nawoływanie do nienawiści”, ale już o same „słowa nienawiści”, o „mowę nienawiści”. Według nowelizacji zatem nie wolno byłoby używać już samych słów o brzmieniu negatywnym i krytycznym. Prosto mówiąc, nie można będzie nazywać aborcjonisty zabójcą dziecka, homoseksualisty – homoseksualistą, zabójcy – zabójcą, zdrajcy – zdrajcą, a nawet czynić odniesień do narodowości i ras, np. określając Żyda – Żydem, Murzyna – Murzynem itp. Ale co ciekawsze: nie wolno by było tak mówić ludziom z prawicy, Polakom, katolikom o ludziach z lewicy, o apatrydach i ateistach, totalnych czy tylko publicznych, ci drudzy natomiast mogą używać określeń negatywnych o prawicowcach, patriotach, katolikach, co też się już dzieje w Sejmie, w mediach i w mowie władzy.


Z takimi niedopuszczalnymi celami nowelizacji zdradził się min. Michał Boni, który zwrócił się do Kościoła katolickiego, by ten właśnie przeciwstawił się „mowie nienawiści i wszelkim objawom nietolerancji”. Akurat jest to typowa „mowa nienawiści” w stosunku do Kościoła. Co ona oznacza?


1. Chodzi o to, by hierarchia i katolicy świeccy nie krytykowali PO i rządu, a także polityków, urzędników państwowych i wszystkich partii, także niemoralnych. Minister dodał później wprost, że do mowy nienawiści należą „kazania, gdzie padają słowa deprecjonujące polski rząd”. U podstaw tego jest założenie, że Kościół nie może w ogóle zabierać głosu w sprawach polityki, państwa i rządu, nawet w aspekcie moralności. A więc „mówcami nienawiści” w Polsce – patrząc wstecz – byli: ks. Piotra Skarga, Romuald Traugutt, św. Andrzej Bobola, św. Jozafat Kuncewicz, ks. kard. Stefan Wyszyński, bł. ks. Jerzy Popiełuszko, bł. Jan Paweł II i liczni inni, którzy krytykowali i krytykują czynniki rządowe.


2. W tej wypowiedzi kryje się zapewne też wezwanie Kościoła do pełnej tolerancji wewnętrznej wobec ateistów, odszczepieńców, łamiących Dekalog, ciężkich grzeszników, reformatorów, ludzi mieszających wiarę i doktrynę katolicką z amoralną ideologią unijną i w ogóle ludzi przyjmujących całą ideologię unijną, co miałoby rzekomo wyprowadzić społeczeństwo polskie z zacofania, izolacji i ksenofobii.


Co więcej – żeby paranoja była pełna – PO proponuje utworzyć specjalną radę, która zwalczałaby prawnie wszelką „mowę nienawiści”, a w jej skład mieliby wchodzić tylko ludzie PO, co też oznacza, że tylko PO nie posługuje się „mową nienawiści”. Tego już nie da się komentować.


Nienawiść


Trzeba zwrócić uwagę, że już i nasi ateiści, postmarksiści i liberałowie nie operują językiem religijnym i nie ma dla nich „zła” albo „dobra” moralnego w ścisłym znaczeniu, są tylko czyny zgodne z prawem stanowionym przez człowieka albo niezgodne i dlatego nienawiść jest dla nich absolutnie relatywistyczna. Może być nienawiść do dobra i miłość do zła. Tymczasem według chrześcijaństwa nie może być nienawiści do dobra ani miłości do zła, zwłaszcza moralnego. Oczywiście, Chrystus żąda zawsze miłości do samego człowieka, choćby popełniał zło, czyli może być nienawiść do zła tego człowieka, a jednocześnie miłość do człowieka. Dzisiejsi pseudomyśliciele tego nie rozróżniają i uważają, że jeśli się potępia ich złe czyny, to potępia się ich samych jako ludzi.


I dlatego niekiedy ci niemyślący ludzie gotowi są oskarżać samego Chrystusa o stosowanie „mowy nienawiści”, kiedy np. zarzucał swoim wrogom, że chcą Go zabić: „Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca” (J 8, 44), albo gdy karci za grzechy króla Heroda Antypasa: „Idźcie i powiedzcie temu lisowi” (Łk 13, 32). Prorok Amos wołał: „Miejcie w nienawiści zło, a miłujcie dobro” (Am 5, 15) i „Pan miłuje tych, co zła nienawidzą” (Ps 97, 10), co „nienawidzą kłamstwa” (Ps 119, 163). Tymczasem ludzie dzisiejszej obłędnej ideologii sekularystycznej raczej są gotowi miłować zło moralne, a nienawidzić dobra moralnego. Przed takimi przestrzega Pismo: „mają oni w nienawiści dobro” (Mi 3, 2), „nienawidzą własnego narodu” (l Mch 11, 21), a nawet „niektórzy nienawidzą samego Boga” (Ps 68, 2). I tu jest wyjaśnienie prześladowania chrześcijan: „I będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia” (Mk 13, 13); „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że mnie pierwej znienawidził” (J 15, 18). A przecież nakaz miłowania każdego człowieka jest istotą całej nauki Chrystusa (por. Mk 12, 31-33; Mt 5, 43; 19, 19; 22, 39).


Trzeba nam zatem unikać czegoś więcej niż tylko słów nienawiści, trzeba dziś walczyć także z umysłowością nienawiści, z uczuciem nienawiści, postępkami nienawiści, postawami nienawiści, czynami i dziełami nienawiści, ideologią nienawiści, wychowaniem do nienawiści i z całą cywilizacją nienawiści. Trzeba natomiast nienawidzić tylko zła i grzechu.


Nienawiść w życiu i kulturze jest wielką, ale bardzo ciemną siłą perwersyjną. Pamiętam, jak politrucy sowieccy po wkroczeniu do Szczebrzeszyna w 1944 r. zarzucali nam, gimnazjalistom, że my, Polacy, nienawidzimy Związku Sowieckiego, Rosjan i „demokracji”, siebie natomiast przedstawiali jako wielkich przyjaciół, wyzwolicieli i twórców raju społecznego dobra. Zachodziliśmy w głowę, jak oni mogą tak myśleć, dlaczego są tacy nienormalni i oszukańczy. Znaliśmy już przecież zatajaną prawdę o Katyniu od partyzantów. A wkrótce zaczęliśmy też dyskutować, dlaczego tak znaczna część naszej inteligencji przyjęła poglądy sowieckie. Kontynuując: i dziś człowiek się dziwi, dlaczego większość inteligencji zaczyna przyjmować obłudną i antypolską ideologię postkomunistyczną i ateistyczno-liberalną.


Jest jakaś dziwna słabość u inteligencji, która żyje z garnuszka państwowego. Widać to już na historycznym przypadku starożytnej Grecji. Kiedy w roku 338 przed n.Chr. król macedoński Filip II, jeszcze na poły barbarzyński, podbił wielkie i dumne Ateny, to liczni jej arystokraci już za miesiąc utworzyli partię promacedońską. A jakie straszne jest zacietrzewienie partyjne, ukazuje dobrze zdarzenie wcześniejsze. Otóż kiedy toczyła się zażarta bitwa Ateńczyków z Persami pod Maratonem w roku 490 przed n.Chr. i Ateńczycy wygrywali, to żołnierze rodu Alkmeonidów, skłóconych z dowodzącym strategiem Miltiadesem, dawali ze wzgórza tarczami znaki Persom, by zaatakowali niebronione Ateny. A przecież wiedzieli, że gdyby Persowie zajęli miasto, to urządziliby tam wielką rzeź zgodnie z ówczesnymi prawami wojny. Szczęście, że Miltiades to zauważył.


Z kolei dziś bardzo łatwo mediom rządowym ogłupić całe społeczeństwo. Kiedy np. niedawno PO zaczęła rzucać coraz większe obelgi pod adresem PiS i dołączyli do niej inni, to sondaże wykazały, że 58 proc. uznało, iż najbardziej agresywne jest PiS, tylko 26 proc. – że PO, a zaledwie 2 proc. – że Ruch Palikota. Inna rzecz, że trudno pojąć, co się dzieje z sondażami w Polsce.


Niektóre czyny nienawiści publicznej


Mówiąc krótko, bardzo nas boli bezczelne pomawianie ludzi Kościoła o „mowę nienawiści”. Niestety, teza George’a Orwella w książce „Rok 1984”, że istotą systemu komunistycznego jest kłamstwo, odnosi się dziś coraz wyraźniej i do naszej pseudodemokracji i liberalizmu. Normalny człowiek nie dowierza swoim uszom, gdy słyszy ludzi niby wykształconych, że aborcja, zabijanie dzieci chorych, zabijanie embrionów podczas in vitro, eutanazja to są akty miłości, a Kościół, który zakazuje tych rzeczy, jest instytucją nienawiści do człowieka albo przynajmniej instytucją wstecznictwa. Dziczeją też wielkie organizacje. Przedstawicielka Komitetu Praw Dziecka przy ONZ Maria Herczog nakazuje wszystkim krajom zlikwidować „okna życia” rzekomo z miłości do tych porzuconych dzieci, choć bez „okna życia” raczej zginą. Tak to zanikają rozum społeczny i zasady moralne.


Jeszcze raz trzeba zauważyć, że istotnie rząd PO kieruje się zapowiadaną w roku 2007 miłością społeczną do ok. 95 proc. obywateli, gdy chce zamknąć usta Kościołowi i zniszczyć Telewizję Trwam, Radio Maryja i o. dr. Tadeusza Rydzyka, gdyż nie mówiąc kłamstw prorządowych, a starając się o prawdę, uprawiają „mowę nienawiści” do rządu. Czynami miłości są też zastraszanie przez policję ludzi udających się na pokojowy marsz w obronie głosu katolickiego społeczeństwa, pewne szykany na wzór tych, jakie stosowały milicja i SB przed pierwszą pielgrzymką Jana Pawła II do Ojczyzny, wobec niektórych ludzi w Warszawie, prowokowanie zamieszek przez przebranych policjantów w czasie pochodu 11 listopada, a wreszcie próby cenzurowania kazań. Wraca komuna, ale już ta sprzed Gierka. Już też szerzy się coraz bardziej pogarda wobec ludzi pracy fizycznej, robotników, chłopów, drobnych rzemieślników, a przede wszystkim wobec otwartych publicznie katolików. Rodzi się jakaś „arystokracja wyzwolonych z tradycji”, którzy zdają się powtarzać za Horacym z I w. przed n.Chr.: „Odi profanum vulgus et arceo” – „nienawidzę pospolitego motłochu i trzymam się od niego z dala”. Również apatrydzi (bezojczyźniani) wszelkiej maści gardzą patriotami według reguły Teodorosa z IV w. przed n.Chr., że „ojczyznę miłuje i umiera za nią tylko głupiec”. I podobnych zjawisk jest bardzo dużo.


Co się z Polakami stało? Przecież nie jesteśmy takimi idiotami ani zdegenerowanymi moralnie, a życie obecne robi się złe i bez sensu społecznego. Kto to sprawia? Może to również do Polski mówi Chrystus: „Wy zatem posłuchajcie przypowieści o siewcy! Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu” ( Mt 13, 18-19)?


Wielka analogia historyczna


Przypomina się tu teza krakowskiej szkoły historycznej z XIX i początku XX wieku, że Rzeczpospolitą zgubiły trzy wolności: liberum veto, liberum mentiri i liberum infamare – wolność wetowania kraju, wolność oszukiwania społeczeństwa i wolność zniesławiania. Niestety, coś takiego dzieje się i dziś, co niechybnie zapowiada wielki upadek. Liberum veto dziś to prawo niespołecznych jednostek do sprzeciwiania się ogółowi, jak jeden człowiek z KRRiT sprzeciwia się nielegalnie wielkim milionom obywateli katolików, przy czym najwyższe władze uważają ten czyn za „czysto demokratyczny”. Liberum mentiri to wolność bezczelnego oszukiwania całego Narodu przez media, dziwne grupki partyjne, a także często i przez władze. Liberum infamare czy criminari to wolność zniesławiania słabszych w życiu państwowym, oczerniania, bezczeszczenia świętości narodowych i hańbienia wszystkiego, co wysokowartościowe, polskie i katolickie – często na sposób doprawdy satanistyczny, jak robi to jedna z partii politycznych.


Tymczasem historia uczy, że nie ma innej takiej siły dla normowania, odradzania i rozwijania życia społecznego, państwowego, kulturalnego, moralnego i duchowego, jak religia, jak religie, jeśli tylko nie są one czysto hobbystyczne, prywatne lub abstrakcyjne, lecz nierozerwalnie związane z realnym społeczeństwem i z żywym narodem.


Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Za: Nasz Dziennik

avatar użytkownika intix

2. @Maryla

Witam i dziękuję za ten wpis.
Pozwoliłam sobie wstawić wcześniejszą wypowiedź Ks.prof.Czesława Bartnika na temat nienawiści i pozwolę sobie na więcej...:) połączę z innymi wypowiedziami też Ks. prof. Bartnika... zrobię to samo w >>>Wolność diabelska...

Pozdrawiam serdecznie


avatar użytkownika intix

3. "Mowa nienawiści" a wolność słowa!

Ksiądz Stanisław Małkowski we Wrocławiu w kościele p.w. Najświętszej Marii Panny 15.12.2012.
"Mowa nienawiści polega na rozróżnieniu dobra i zła, prawdy i kłamstwa. Według poprawności politycznej ten posługuje się mową nienawiści kto nazywa zło złem a dobro dobrem. Na przykład ksiądz ośmieli się zacytować pismo święte i określić postępowanie ludzkie, sposób myślenia ludzkiego właśnie w tych kategoriach: prawda kłamstwo, dobro zło. To znaczy, że szerzy nietolerancję i posługuje się mową nienawiści i może być ukarany grzywną a nawet aresztem. Co już na zachodzie się spotyka."

http://youtu.be/sTykibnySxY

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

Módlmy się




 
Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz