Nie miałem nic cenniejszego - Zygmunt Głuszek, uczestnik Powstania Warszawskiego, autor książki "Hej, chłopcy...".

avatar użytkownika Maryla

Z Zygmuntem Głuszkiem, uczestnikiem Powstania Warszawskiego, najmłodszym podharcmistrzem Szarych Szeregów, autorem publikacji o Powstaniu Warszawskim, rozmawia Mariusz Kamieniecki

zdjecie

Zygmunt Głuszek (drugi z prawej) na ćwiczeniach terenowych z zakresu harcerstwa pod Radzyminem w 1943 roku (REPR. M. BORAWSKI)

Jako harcerz, uczestnik Powstania Warszawskiego, zgromadził Pan w swoich zbiorach liczne materiały archiwalne, które teraz trafią do Archiwum Akt Nowych. Proszę powiedzieć, co to za dokumenty i jaka jest ich wartość?

- Mówiąc krótko, są to materiały bardzo różne. Zawsze miałem żyłkę, skłonność do gromadzenia materiałów nielegalnych. Pamiętam, jak byłem przejęty jako "Zawiszak", kiedy pierwszy raz otrzymałem konspiracyjną gazetkę. Od tego czasu zacząłem gromadzić wszystkie dokumenty, jakie w okresie konspiracji do mnie trafiały. Dodam, że jako komendant hufca, według rozdzielnika całej poczty szaroszeregowej, otrzymywałem ich bardzo dużo. W związku z tym, że tych materiałów przybywało, musiałem zorganizować skrytkę wojenną w swoim domu na Grochowie, gdzie to wszystko zdeponowałem. Na szczęście ta skrytka ocalała i na podstawie tego właśnie zbioru, który udało mi się uratować z okupacji, zacząłem budować swoje archiwum. Potem dołączyłem do tego materiały z drugiej konspiracji: prasę, opracowania itp. Dużo materiałów zgromadziłem w latach 60. i 70., kiedy jako sprawozdawca sportowy wyjeżdżałem na zawody sportowe czy igrzyska olimpijskie. Miałem wówczas okazję spotkać dawnych harcerzy i żołnierzy AK, którzy przekazywali mi różne ważne materiały i swoje pamiątki. W ten sposób zdobyłem bardzo dużo materiałów. Bogactwem są chociażby relacje prezydentów na uchodźstwie Edwarda Raczyńskiego, Kazimierza Sabata czy Ryszarda Kaczorowskiego. Stąd wziął się też pomysł opracowania historii Szarych Szeregów. Przejrzałem również liczne archiwa, począwszy od Archiwum Państwowego m.st. Warszawy, Archiwum Wojskowego Instytutu Historycznego w Rembertowie, poprzez muzea, biblioteki, wszystko zostało przeze mnie spenetrowane, by opracowanie było jak najbardziej rzetelne.

Nie są to zatem materiały dotyczące tylko "Zawiszy"?

- Dzięki swoim kontaktom i wyjazdom zagranicznym zebrałem wiele dokumentów dotyczących batalionów harcerskich "Zośka" i "Parasol". Dużo jest dokumentów AK-owskich, bo od ostatniego premiera Rządu RP na Uchodźstwie Edwarda Franciszka Szczepanika otrzymałem plik materiałów ze zjazdów harcerskich organizowanych w czasie wojny przez Związek Harcerstwa Polskiego na uchodźstwie. Jednak najważniejsze dla mnie są materiały dotyczące "Zawiszy".

Dużo ich jest?

- Bardzo dużo. Są tam np. rozkazy "Pasieki" - Kwatery Głównej Szarych Szeregów, wszystkie instrukcje szkoleniowe dotyczące nie tylko "Zawiszy", ale także "Bojowych Szkół", wydawnictwa książkowe wydawane konspiracyjnie w wojskowej drukarni AK, jak chociażby "Kamienie na szaniec", które otrzymałem zaraz po wydrukowaniu. Jest też wiele innych dokumentów, które przybliżają nam realia wydarzeń znanych tylko z kart historii.

Dlaczego jako depozytariusza tych bezcennych zbiorów wybrał Pan właśnie Archiwum Akt Nowych?

- Decyzję poprzedziła analiza archiwów, do których zbiory mogą trafić. W Archiwum Akt Nowych są dokumenty z całego okresu przedwojennego ZHP, ponadto archiwum tworzy wielki zbiór czynu zbrojnego okresu II wojny światowej, do którego wiele instytucji przekazało swoje materiały. Pojechałem tam, obejrzałem, jak to wygląda, i doszedłem do wniosku, że tam je złożę. Zależy mi także, żeby mogli z tych dokumentów korzystać ludzie, żeby były one dostępne dla tych, którzy interesują się historią i szukają źródeł.

Czym te zbiory były dla Pana?

- Nie miałem nic cenniejszego. Żaden samochód, pieniądze, żadne dobra materialne nie mogły się z tym równać. To historia, to nasze korzenie, to Polska w najpiękniejszych obrazach zapisywana krwią ludzi, którzy ją tworzyli, którzy często oddawali życie dla tej idei. Czy może być coś cenniejszego?

Kiedy wybuchła wojna, tak naprawdę był Pan jeszcze dzieckiem. Jak trafił Pan do konspiracji?

- W chwili wybuchu wojny miałem 11 lat. Na własne oczy widziałem, jak ginęli ludzie, widziałem żołnierzy, jak przemieszczali się i jak starali się walczyć z Niemcami. Życie podczas okupacji było trudne, ale przynajmniej dla mnie nie na tyle, żeby zrezygnować z nauki. W czerwcu 1942 r. ukończyłem siedmioklasową szkołę powszechną nr 149 na Grochowie. Potem były tajne komplety w Gimnazjum Władysława IV na Pradze, w tym czasie wstąpiłem do harcerstwa.

Oficjalnie zostałem "Zawiszakiem" z 2 na 3 listopada 1942 r., podczas odprawy Komendy Chorągwi Warszawskiej Szarych Szeregów, gdzie nastąpił podział całej organizacji na trzy grupy wiekowe. Były to: "Grupy Szturmowe", do których należeli chłopcy powyżej 18. roku życia, szczebel pośredni "Bojowe Szkoły", który tworzyli koledzy w przedziale wiekowym 16-18 lat - zajmujący się małym sabotażem, wreszcie "Zawisza" - szczebel najmłodszych harcerzy w wieku 11-15 lat, którzy nie podlegali poborowi. Inicjatorzy doszli do wniosku, że w warunkach wojennych harcerze wykazują dużą inicjatywę, co bez uporządkowania, bez programu działania może być dla nich niebezpieczne. Jako "Zawiszacy" nie posiadaliśmy broni, zresztą nie było nam wolno. Mieliśmy za to wypełniać program harcerski, wychowawczy i się uczyć. Inicjatorem powstania "Zawiszy" i pierwszym komendantem był Stefan Mirowski ps. "Bolek".

Na czym polegał Pana udział w konspiracji?

- Do zadań "Zawiszy" należały: wywiad, obserwacja, łączność i przygotowywanie do powstania powszechnego, bo tak je wówczas określano. W marcu 1942 r. komendant Armii Krajowej gen. Stefan Grot-Rowecki wydał rozkaz nr 129. Było w nim jedno bardzo ważne stwierdzenie, z którego wynikało, że każdy harcerz Szarych Szeregów, bez względu na wiek, jest żołnierzem AK. Dzięki temu przygotowania "Zawiszy" do powstania w zakresie służby pomocniczej były zatwierdzone. Byliśmy szkoleni w tym zakresie. Osobiście trafiłem na tworzący się "Rój" - czyli hufiec "Ziemie Zachodnie", który zorganizował Tomasz Jaźwiński "Julek". On też zorganizował kurs drużynowych, na który ja - choć najmłodszy - niespodziewanie także zostałem powołany.

Jak wspomina Pan Powstanie Warszawskie?

- Po koncentracji okazało się, że szef głównej kwatery Szarych Szeregów druh Kazimierz Grenda "Granica" ma dla nas specjalne zadanie. Nie było łączności i chodziło o to, żeby chłopcy z mojego hufca przedostali się poza Warszawę i dotarli do oddziałów stacjonujących poza stolicą. Podjąłem decyzję, że z meldunkami przedostanę się na stronę praską opanowaną wówczas przez Niemców. W nocy z 7 na 8 sierpnia przepłynąłem Wisłę i dostarczyłem meldunki. Potem tą samą drogą mimo reflektorów, pod niemieckim ostrzałem, przedostałem się z powrotem do Warszawy. Moje kolejne zadanie powstańcze polegało na kierowaniu służbą pomocniczą "Zawiszaków" w dzielnicy Śródmieście-Południe. Było nas niewielu, obok naszego hufca "Ziemie Zachodnie" inne hufce nie przystąpiły do powstania. Tylko nasz hufiec oraz dwie inne grupy "Zawiszaków" - z których jedna przeszła na północ, a drugiej, "praskiej", także udało się wyjść poza Warszawę i powrócić - braliśmy udział w tych działaniach. Zresztą cała nasza trójka otrzymała za to Krzyże Walecznych.

Był Pan także dowódcą Harcerskiej Poczty Polowej...

- Owszem, przez dwa miesiące ja i moi chłopcy pracowaliśmy w Harcerskiej Poczcie Polowej. Powstała ona z myślą o ludziach, których wybuch powstania zastał w różnych częściach miasta i stracili kontakt ze swoimi bliskimi. Chodziło o to, żeby ich ze sobą skomunikować. Utworzyliśmy oddziały listonoszy, a ja osobiście zostałem włączony do czteroosobowej Komendy Harcerskiej Poczty Polowej i właściwie przez całe powstanie zajmowałem się jej organizacją i funkcjonowaniem. Jako służba pomocnicza ratowaliśmy także ludzi z domów zasypanych w wyniku wybuchu bomb. Służba pomocnicza "Mafeking" wykluczała udział w działaniach bojowych. Transportowaliśmy rannych do szpitala, zdobywaliśmy żywność, której coraz bardziej brakowało. Muszę powiedzieć, że mimo iż byliśmy narażeni na obrażenia, a nawet śmierć, w czasie powstania tylko dwóch spośród ok. 60 moich chłopców było rannych, ale dzięki Bogu nikt nie zginął.

Znał Pan osobiście naczelnika Szarych Szeregów Stanisława Broniewskiego "Orszę"?

- Oczywiście, i to bardzo dobrze. Może nie tyle w czasie okupacji, bo choć widziałem go kilka razy, to nie rozmawialiśmy. Za to po wojnie współpracowaliśmy ze sobą przez wiele lat. Kiedy w 1980 r. byłem przewodniczącym Komisji Środowiskowej Szarych Szeregów, która miała zintegrować środowisko kolegów z powstania, a także opracować historię działalności tej organizacji oraz włączyć się do współpracy z harcerstwem oraz w wychowanie młodzieży, "Orsza" też był w tej komisji. Obok Broniewskiego komisję tworzyło ok. 30 najwybitniejszych przedstawicieli konspiracyjnego harcerstwa. Dodam, że Komisja Środowiskowa Szarych Szeregów pracowała 10 lat, także przez okres stanu wojennego. Miałem wówczas okazję prowadzić rozmowy z trzema kolejnymi prezydentami na uchodźstwie: Edwardem Raczyńskim, Kazimierzem Sabatem i Ryszardem Kaczorowskim, którzy byli przedwojennymi harcerzami. Zorganizowałem też I Zlot Szarych Szeregów w Wesołej pod Warszawą, na którym zjawiło się kilka tysięcy ludzi z całej Polski.

Był Pan najmłodszym podharcmistrzem Szarych Szeregów. Jak to się stało?

- Po powrocie ze wspomnianej już wcześniej nocnej eskapady na Pragę i przepłynięciu Wisły i całej wrzawie, jaka się zrobiła w wyniku tego mojego wyczynu, urosłem do miana bohatera. W związku z tym wystąpiono o odznaczenie mnie. Jednak z uwagi na to, że druh "Orsza" nie miał żadnych możliwości - nazwijmy to - odznaczeniowych, wobec tego 20 sierpnia 1944 r. mianował mnie podharcmistrzem. Później ukazał się rozkaz dowódcy powstania, który - jak już mówiłem - odznaczył mnie Krzyżem Walecznych za nawiązanie łączności z Pragą.

Brał Pan także udział w drugiej konspiracji...

- Z końcem września, kiedy bombardowania nasilały się, kiedy ginęło coraz więcej ludzi, a pomoc nie nadchodziła, kiedy do obrony zostało już tylko Śródmieście, było praktycznie wiadomo, że powstanie upadnie. Byliśmy tym faktem załamani. Osobiście nie mogłem przeboleć, że Armia Czerwona, która stała po drugiej stronie Wisły, nie ruszyła palcem i nie pomogła powstańcom. Tymczasem działania Sowietów doprowadziły do tego, że zginęło wielu powstańców i mieszkańców Warszawy, a miasto znalazło się w kompletnej ruinie. Kiedy ogłoszono kapitulację, a oddziały AK wyrzucały broń na ulicę, przed wyjściem z Warszawy zakopałem ok. 30 sztuk broni krótkiej, wiele granatów i materiałów wybuchowych z myślą, że kiedy tu powrócę, będę prowadził konspirację przeciwko kolejnemu okupantowi. W styczniu 1945 r., już po powrocie do stolicy, wydobyliśmy broń zakopaną na podwórku naszej kwatery przy ul. Mokotowskiej. Wspólnie z chłopcami z naszego wojennego "Roju" w latach 1945-1947 na własną rękę tworzyliśmy drugą konspirację harcerską. Tworzyliśmy coś w rodzaju grup szturmowych i braliśmy udział w rozbrajaniu "Ruskich", których traktowaliśmy jako kolejnych po hitlerowcach okupantów. Zdobyta broń powędrowała na Rzeszowszczyznę, gdzie partyzantka wciąż była aktywna. Nawiązaliśmy także kontakt z innymi grupami konspiracyjnymi, m.in. z batalionu "Zośka", "Parasol" i innymi. Rozpowszechnialiśmy różnego rodzaju materiały i prasę podziemną. Powstało niezłe archiwum, które jest zapisem tamtych czasów.

Czy z powodu aktywności był Pan szykanowany przez władze komunistyczne?

- Z dokumentów, jakie przed rokiem otrzymałem z IPN, wnioskuję, że choć ani razu mnie nie zatrzymano, to byłem pod obserwacją UB i różni ludzie na mnie nadawali. W miejscu pracy byłem traktowany jako AK-owiec i byłem z tego powodu represjonowany. Jako dziennikarz sportowy otrzymywałem np. mniejszą wierszówkę, stosowano wobec mnie także tzw. zawodowe represje. W 1971 r. zostałem bez powodu zwolniony z pracy w "Przeglądzie Sportowym", gdzie byłem zatrudniony od 1952 roku. Koledzy z opozycji pomogli mi i wówczas zostałem redaktorem naczelnym fachowego pisma, miesięcznika "Lekkoatletyka". W stanie wojennym, kiedy przed komisją weryfikacyjną głosiłem referat o szkodliwej dla Polski działalności Wojciecha Jaruzelskiego, o szkodliwości stanu wojennego i w ogóle całego systemu totalitarnego, przerwano mi w połowie i kazano wyjść. Wyrzucono mnie na bruk, zakazano jakichkolwiek publikacji. Natomiast pozwolono mi przejść na emeryturę. Widać komunistom bardziej opłacało się dać mi emeryturę w wieku 54 lat, niż pozwolić pracować.

Jak lata wojenne i udział w powstaniu wpłynęły na Pana osobowość?

- W sposób zasadniczy. Udział w konspiracji harcerskiej lat wojny z finałem w Powstaniu Warszawskim rzutował na całe moje późniejsze życie. Wciąż pozostaję pod wrażeniem bohaterstwa tych wszystkich walecznych i odważnych ludzi i tego, co sam mogłem przeżyć w tym niełatwym czasie. Konsekwencją tych doświadczeń była druga konspiracja, którą podjąłem w 1945 roku.

Swoje wspomnienia zawarł Pan w wydanych książkach: "Hej, chłopcy...", "Harcerze Szarych Szeregów w Powstaniu Warszawskim", "Szare Szeregi. Słownik biograficzny t. 1 i 2" oraz "Szare Szeregi. Słownik encyklopedyczny". Co ciekawe, pozycji, które się wyczerpały, nikt nie wznawia...

- To dziwne, ale niestety prawdziwe, zwłaszcza gdy chodzi o książkę "Hej, chłopcy...". Może warto, żeby fakty, o których dziś już niewielu pamięta, żeby najpiękniejsze przykłady patriotyzmu i poświęcenia dla Ojczyzny z kart historii, którą dzisiaj decydenci traktują wybiórczo i odbierają młodzieży możliwość ich poznania, na nowo odświeżyć. Tych chłopców z "Zawiszy", którzy podjęli się bardzo nierównej walki, ale walki o Polskę, trzeba przypominać i stawiać za wzór dzisiejszej młodzieży. Oni są godni wiecznej pamięci.

Dziękuję za rozmowę.

http://www.naszdziennik.pl/wp/14165,nie-mialem-nic-cenniejszego.html

 

Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Odcinam się od tych, dla których Polska to jest nic"

"Odcinam się od tych, dla których Polska to jest nic"
Jest już nowy klip Tadka Firma Solo! PŁYTĘ MOŻNA KUPIĆ NA ALLEGRO - warto! To tylko 12 złotych plus wysyłka.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

 Pan Zygmunt Głuszek


Był wybitnym znawcą lekkiej atletyki i polskiego ruchu olimpijskiego.






Część przyjacielu

Wyrazy szacunku

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

3. Szanowny Panie Michale

piękni ludzie z pokolenia Kolumbowie 44. Oni są godni wiecznej pamięci.

I będą pamiętani i stawiani za wzór. Im bardziej władza będzie sie temu sprzeciwiać, tym bardziej będą pamietani.

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Zmarł Stanisław Likiernik.

Zmarł Stanisław Likiernik. Jeden z ostatnich powstańców warszawskich.

Stanisław Likiernik, jeden z ostatnich żołnierzy Kedywu AK, nie
żyje – poinformował jego przyjaciel Emil Marat. Podczas okupacji
niemieckiej Likiernik brał udział w wielu akcjach przeciwko Niemcom,
walczył w Powstaniu Warszawskim, był kawalerem Orderu Virtuti Militari.

Stanisław Likiernik jest jednym z dwóch pierwowzorów słynnego
„Kolumba” – Stanisława Skiernika z powieści Romana Bratnego „Kolumbowie.
Rocznik 20”. To jego wojenne doświadczenia złożyły się na literacką
postać, która dała nazwę całemu pokoleniu, legendzie Polski Walczącej.
Likiernik nigdy nie krył swojej bardzo krytycznej oceny decyzji o
rozpoczęciu Powstania Warszawskiego, ale zawsze podkreślał heroizm i
poświęcenie pokolenia „Kolumbów”.

Stanisław Likiernik „Stach”, „Staszek”, „Machabeusz” urodził się w
1923 r. Podczas okupacji niemieckiej był żołnierzem AK i brał udział w
wielu akcjach Kedywu, m.in. na pociągi niemieckie, a także w wykonaniu
wyroków na funkcjonariuszach gestapo i konfidentach. Od pierwszych dni
powstania walczył na Stawkach, Starym Mieście, Czerniakowie,
kilkakrotnie był ranny. Podczas powstania został awansowany na stopień
podporucznika, w października 1944 r. został odznaczony Krzyżem
Walecznych i Krzyżem Virtuti Militari V klasy. W 2007 r. otrzymał Krzyż
Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. W 2011 r. minister obrony awansował
Stanisława Likiernika na stopień podpułkownika, a prezydent nadał mu
Krzyż Komandorski Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polski.

Wspomnienia dotyczące okupacji i Powstania Warszawskiego opublikował w książce „Diabelne szczęście czy palec Boży?”.

Stanisław Likiernik – jak podał Marat – zostanie pochowany w
Panteonie Żołnierzy Polski Walczącej na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach
w Warszawie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl