Dla autora obiecanek bez pokrycia - gest Kozakiewicza
Reakcja premiera Tuska na efektywność opozycji - głównie PIS, na spadek notowań PO, na przedstawienie kandydata na premiera (spełnienie warunku konstruktywnego votum nieufności dla jego rządu) - była do przewidzenia. Już teraz na konferencji prasowej i w piątek podczas wygłaszania "drugiego ekspose", a właściwie trzeciego - mówi i będzie mówił w stylu "pogłoski o mojej śmierci (politycznej) są nieco przesadzone". Najważniejszym "merytorycznym" argumentem, którego nie omieszkał już wygłosić i który powtarzają, jak mantrę, wszyscy rzecznicy i akolici tego rządu jest twierdzenie, że tylko sejmowa większość może doprowadzić do zmiany premiera, a rządząca koalicja jest stabilna. To sprawę przesądza i żadne dwustu tysięczne marsze, czy wyniki sondaży się nie liczą.
Premier Tusk będzie mówił o sukcesach gospodarczych Polski w czasie sprawowania władzy PO-PSL, o dalszych wspaniałych zamiarach rządu, które pozwolą przeprowadzić Polskę przez szalejący wokół kryzys. O "zielonej wyspie" chyba nie wspomni - to się już dostatecznie skompromitowało. Będzie sie chwalił, iż ciągle mamy wzrost PKB i prognozy międzynarodowych finansowych ośrodków badawczych w dalszym ciągu przewidują ten wzrost na poziomie ok 2%.
Premier Tusk nie wie, albo wie, ale w żadnym wypadku o tym nie wspomni, że przyrost PKB nie jest jedynym i nie najważniejszym wskaźnikiem świadczącym o kondycji państwowej gospodarki; istotny jest jeszcze dochód narodowy (dla społeczeństwa szczególnie ważny dochód per capita), zadłużenie państwa (jaki procent w stosunku do PKB), poziom rentowności papierów wartościowych (a co za tym idzie koszty obsługi długu), wskaźnik deficytu budżetowego w stosunku do PKB, wskaźnik bezrobocia (już ponad 13 %), sytuacja demograficzna
narodu, poziom opieki zdrowotnej, sprawność sądownictwa, bezpieczeństwo energetyczne, obronność kraju itd.
Premier Tusk nie wie (nie przyjmuje do świadomości), że względna pomyślność poprzedniego okresu jego rządów, to nie jego zasługa, tylko skutek pracy Polaków, to nie było efektem jego rządów, tylko efektem kraju pomimo jego rządów. Mimo bezprecedensowej pomocy finansowej z UE w aktualnej perspektywie budżetowej, mimo rekordowego zadłużenia państwa (w sumie rząd miał do dyspozycji dodatkowo ok.600 mld. zł)- wszystkie wspomniane wskaźniki ekonomiczne uległy pogorszeniu, niektóre są na granicy tzw. progów ostrożnościowych, przekroczenie których spowoduje wdrożenie programów naprawczych (zmniejszenie rent i emerytur, zmniejszenie pensji itp). Wspomniany wzrost PKB na poziomie 2 % właściwie nie zapewnia utrzymania sie w wymaganych wskaźnikach dotyczących relacji długu i deficytu budżetowego w stosunku do PKB. Jeżeli międzynarodowa finansjera oceni poziom naszych obligacji państwowych na 6 - 7 % (a jest to możliwe przy załamaniu sie wspomnianych wskaźników) wówczas znajdziemy sie w sytuacji Hiszpanii, czy Włoch na ścieżce przetartej przez Grecję.
Premier Tusk będzie mówił w swoim stylu, będzie sie chwalił, będzie przekonywał że tylko jego rząd poradzić sobie może z kryzysem, będzie się odwoływał do swojego elektoratu - nowoczesnego, europejskiego, w przeciwieństwie do opozycji, która tkwi w oparach ciemnogrodu. Premier Tusk nie przyzna za nic na świecie, że jego wyborcy, to właśnie bezwstydnie zmanipulowani młodzi przeważnie ludzie, którzy uwierzyli w jego umiejętnie serwowane (nigdy nie spełnione obiecanki).
Premier Tusk będzie najbardziej w Polsce zdziwionym człowiekiem, gdy jego elektorat - po bolesnych doświadczeniach w efekcie jego rządów - pokaże mu gest Kozakiewicza.
- Janusz40 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz