Plany na wygranie wojny siedmioletniej
tu.rybak, wt., 25/09/2012 - 00:17
Dawno, dawno temu pierwszą władzą nazywano władzę ustawodawczą, drugą - wykonawczą, a trzecią - sądowniczą. Z czasem ze wzrostem znaczenia mediów nazwano je władzą czwartą.
Otóż podział ten wydaje się anachroniczny. Od dawna widać, i to nie tylko w Polsce czy na Białorusi, ale również w państwach o długiej tradycji tzw. demokracji, że pierwsza i druga władza są właściwie tożsame. Rządzący używają parlamentów do zatwierdzania swoich planów i nie sądzę, żeby można było znaleźć współczesne przykłady by władza wykonawcza było nią w rzeczywistości. Fikcyjność władzy ustawodawczej wynika z reguły z konstrukcji systemów partyjnych i z ordynacji.
Partie tak sterują układaniem list wyborczych, by mieć pewność wyborów "maszynek do głosowania". Indywidualności potrzebne są wyłącznie przy okazji kampanii wyborczych i ew. później do wystąpień w mediach. Dziś od parlamentu nikt nie wymaga jakiejkolwiek refleksji czy umiejętności, a wyłącznie posłuszeństwa. Stąd jakość wybieranych posłów przedstawia wiele do życzenia.
Oczywiście posłowie w różnych klubach tej i poprzednich kadencji mieli pewien margines swobody co skutkowało bądź wydłużaniem bądź niespodziewanymi zmianami w projektach ustaw, ale w zasadzie wyłącznie w trakcie prac komisji. Później zawsze dało się rzecz "naprawić".
Wymiana ordynacji wyborczej nie jest możliwa bez zgody partii zainteresowanych utrzymaniem status quo. Zresztą wcale nie jest pewne, czy dowolna zmiana spowodowałaby inny podział mandatów, a jeśli tak to czy przypadkiem nie skutkowałaby całkowitym paraliżem władzy.
Jedyne co wydaje mi się sensowne, to likwidacja tzw. koalicji rządzących. Dużo nieszczęść spowodowane jest codziennymi targami koalicjantów ukrytymi przed tym kto w rzeczywistości płaci za te targi - czyli społeczeństwem. Wystarczy podnieść progi wyborcze odpowiednio wysoko. W ten sposób wyborcy mieliby jasny obraz sytuacji i wybieraliby z większą świadomością wiedząc na kogo mogą liczyć (w taki sposób zmierzalibyśmy do systemu dwupartyjnego).
Dużo większy problem jest z władzą trzecią. Popularnie przez sprawiedliwość rozumiemy nie tylko niezależnych sędziów, ale również prokuratorów, notariuszy, adwokatów, syndyków i różnego rodzaju Trybunały. A właściwie również policję i inne służby podobne. Tu do naprawy trzeba dużo więcej - potrzebne jest całkowicie nowe otwarcie. Trudna sprawa. Ale to jest kluczem do zapewnienia poczucia bezpieczeństwa społecznego i do zbudowania zaufania obywateli do własnego państwa.
Dziś mamy do czynienia z sytuacją, w której rządzący przejęli wszystkie, z historii znane, cztery władze. Skąd się wzięli Tusk i towarzysze? Nie zostali przywiezieni na czołgach, a zostali wybrani tu na miejscu. I to jest kluczem do zrozumienia rzeczywistości. Otóż władze mamy takie jakie sami sobie wybraliśmy. Nie ma tu nic do rzeczy, że ja ich nie wybierałem. Większość wyborców tak chciała.
Trochę ma do rzeczy propaganda. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że reklama wtedy jest skuteczna, kiedy albo potrafi odgadnąć marzenia adresata albo je wręcz wykreować. A do tego potrzebny jest odbiorca. Słaba reklama nie działa.
Dużo ma do rzeczy ogólne "przekupstwo". Im dłużej rządzący rządzą, tym więcej mogą zaoferować teraźniejszym i przyszłym wyborcom. Przede wszystkim stanowiska, pracę i zlecenia. Taki system sprawowania władzy jest bardzo kosztowny. Dość powiedzieć, że w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z gigantyczną pomocą finansową z UE, a wyników nie widać. To były pięknie zmarnowane pieniądze. Ale tylko z teoretycznego punktu widzenia. W rzeczywistości mieliśmy i mamy do czynienia nie z wielkimi inwestycjami, a z wielką konsumpcją. Ta konsumpcja, to właśnie koszty utrzymania władzy - czyli opłacania wyborców. Swoich wyborców.
Tego typu przekupstwo będzie znikało wraz z poprawiającą się sytuacją gospodarczą i eliminacją sitwy począwszy od najwyższych pięter władzy. Co więcej okaże się, że wyzwoli to dodatkowy impuls dla przedsiębiorczości i wyeliminuje "układowych" biznesmenów.
Bardzo dużo do rzeczy ma zachowanie opozycji. PIS popełnia mnóstwo niewymuszonych błędów, nie umie lub nie chce wykorzystać pojawiających się okazji. Z dwóch powodów: pierwszy to kadry, a drugi to nieumiejętność prowadzenia polityki zjednywania sobie wyborców. Żeby wygrać, trzeba mieć większość i ewentualnie rację.
Nie da się przejąć większości epitetami o zabarwieniu negatywnym. Nikt nie lubi jak go nazwać ubekiem, idiotą czy złodziejem, nawet gdy nim jest w istocie. Nikt nie lubi rewolucji (no może z wyłączeniem zawodowych rewolucjonistów), gdyż rewolucja nie gwarantuje bezpieczeństwa. W tym bezpieczeństwa układu.
O ile należy walczyć z korupcją wśród polityków i rzecz jak najbardziej nagłaśniać, o tyle walka ze zwykła korupcją z pięter niższych powinna odbywać się bez czapki najwyższych władz, a środkami lokalnymi. Nie da się naprawić wszystkiego na raz. Skoro ryba psuje się od głowy, to i od głowy trzeba zacząć naprawianie. A na dodatek rozsądny dowódca nie otwiera kilku frontów walki jednocześnie...
Walka z układami i korupcją na najwyższych piętrach nie naruszy ogólnego poczucia bezpieczeństwa, a co więcej zostanie przyjęta z dużym zrozumieniem jako coś w rodzaju zadośćuczynienia za powolne doprowadzanie kraju do ruiny.
A kiedy to wszystko się zrobi, to czwarta władza sama się nareperuje.
Otóż podział ten wydaje się anachroniczny. Od dawna widać, i to nie tylko w Polsce czy na Białorusi, ale również w państwach o długiej tradycji tzw. demokracji, że pierwsza i druga władza są właściwie tożsame. Rządzący używają parlamentów do zatwierdzania swoich planów i nie sądzę, żeby można było znaleźć współczesne przykłady by władza wykonawcza było nią w rzeczywistości. Fikcyjność władzy ustawodawczej wynika z reguły z konstrukcji systemów partyjnych i z ordynacji.
Partie tak sterują układaniem list wyborczych, by mieć pewność wyborów "maszynek do głosowania". Indywidualności potrzebne są wyłącznie przy okazji kampanii wyborczych i ew. później do wystąpień w mediach. Dziś od parlamentu nikt nie wymaga jakiejkolwiek refleksji czy umiejętności, a wyłącznie posłuszeństwa. Stąd jakość wybieranych posłów przedstawia wiele do życzenia.
Oczywiście posłowie w różnych klubach tej i poprzednich kadencji mieli pewien margines swobody co skutkowało bądź wydłużaniem bądź niespodziewanymi zmianami w projektach ustaw, ale w zasadzie wyłącznie w trakcie prac komisji. Później zawsze dało się rzecz "naprawić".
Wymiana ordynacji wyborczej nie jest możliwa bez zgody partii zainteresowanych utrzymaniem status quo. Zresztą wcale nie jest pewne, czy dowolna zmiana spowodowałaby inny podział mandatów, a jeśli tak to czy przypadkiem nie skutkowałaby całkowitym paraliżem władzy.
Jedyne co wydaje mi się sensowne, to likwidacja tzw. koalicji rządzących. Dużo nieszczęść spowodowane jest codziennymi targami koalicjantów ukrytymi przed tym kto w rzeczywistości płaci za te targi - czyli społeczeństwem. Wystarczy podnieść progi wyborcze odpowiednio wysoko. W ten sposób wyborcy mieliby jasny obraz sytuacji i wybieraliby z większą świadomością wiedząc na kogo mogą liczyć (w taki sposób zmierzalibyśmy do systemu dwupartyjnego).
Dużo większy problem jest z władzą trzecią. Popularnie przez sprawiedliwość rozumiemy nie tylko niezależnych sędziów, ale również prokuratorów, notariuszy, adwokatów, syndyków i różnego rodzaju Trybunały. A właściwie również policję i inne służby podobne. Tu do naprawy trzeba dużo więcej - potrzebne jest całkowicie nowe otwarcie. Trudna sprawa. Ale to jest kluczem do zapewnienia poczucia bezpieczeństwa społecznego i do zbudowania zaufania obywateli do własnego państwa.
Dziś mamy do czynienia z sytuacją, w której rządzący przejęli wszystkie, z historii znane, cztery władze. Skąd się wzięli Tusk i towarzysze? Nie zostali przywiezieni na czołgach, a zostali wybrani tu na miejscu. I to jest kluczem do zrozumienia rzeczywistości. Otóż władze mamy takie jakie sami sobie wybraliśmy. Nie ma tu nic do rzeczy, że ja ich nie wybierałem. Większość wyborców tak chciała.
Trochę ma do rzeczy propaganda. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że reklama wtedy jest skuteczna, kiedy albo potrafi odgadnąć marzenia adresata albo je wręcz wykreować. A do tego potrzebny jest odbiorca. Słaba reklama nie działa.
Dużo ma do rzeczy ogólne "przekupstwo". Im dłużej rządzący rządzą, tym więcej mogą zaoferować teraźniejszym i przyszłym wyborcom. Przede wszystkim stanowiska, pracę i zlecenia. Taki system sprawowania władzy jest bardzo kosztowny. Dość powiedzieć, że w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z gigantyczną pomocą finansową z UE, a wyników nie widać. To były pięknie zmarnowane pieniądze. Ale tylko z teoretycznego punktu widzenia. W rzeczywistości mieliśmy i mamy do czynienia nie z wielkimi inwestycjami, a z wielką konsumpcją. Ta konsumpcja, to właśnie koszty utrzymania władzy - czyli opłacania wyborców. Swoich wyborców.
Tego typu przekupstwo będzie znikało wraz z poprawiającą się sytuacją gospodarczą i eliminacją sitwy począwszy od najwyższych pięter władzy. Co więcej okaże się, że wyzwoli to dodatkowy impuls dla przedsiębiorczości i wyeliminuje "układowych" biznesmenów.
Bardzo dużo do rzeczy ma zachowanie opozycji. PIS popełnia mnóstwo niewymuszonych błędów, nie umie lub nie chce wykorzystać pojawiających się okazji. Z dwóch powodów: pierwszy to kadry, a drugi to nieumiejętność prowadzenia polityki zjednywania sobie wyborców. Żeby wygrać, trzeba mieć większość i ewentualnie rację.
Nie da się przejąć większości epitetami o zabarwieniu negatywnym. Nikt nie lubi jak go nazwać ubekiem, idiotą czy złodziejem, nawet gdy nim jest w istocie. Nikt nie lubi rewolucji (no może z wyłączeniem zawodowych rewolucjonistów), gdyż rewolucja nie gwarantuje bezpieczeństwa. W tym bezpieczeństwa układu.
O ile należy walczyć z korupcją wśród polityków i rzecz jak najbardziej nagłaśniać, o tyle walka ze zwykła korupcją z pięter niższych powinna odbywać się bez czapki najwyższych władz, a środkami lokalnymi. Nie da się naprawić wszystkiego na raz. Skoro ryba psuje się od głowy, to i od głowy trzeba zacząć naprawianie. A na dodatek rozsądny dowódca nie otwiera kilku frontów walki jednocześnie...
Walka z układami i korupcją na najwyższych piętrach nie naruszy ogólnego poczucia bezpieczeństwa, a co więcej zostanie przyjęta z dużym zrozumieniem jako coś w rodzaju zadośćuczynienia za powolne doprowadzanie kraju do ruiny.
A kiedy to wszystko się zrobi, to czwarta władza sama się nareperuje.
- tu.rybak - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. Rybaku
IV władza sama się już przeraziła tym, co wykreowała, bo jak inaczej odczytać wyznania Miecugowa w Gazecie Wyborczej? IV władza nastawiona na odbiór życzeń pozostałych trzech władz, wyczuwa zagrożenie, wskazuje więc winnego - społeczeństwo. I nie jest to kłamstwem. Pamietać jednak trzeba, że to IV władza była narzędziem do produkcji "europejczyka".
Zagrożenie władzy jest wyczuwalne we wszystkich jej nerwach.
Owsiak, ideolog władzy do produkcji społeczeństwa "róbta co chceta" - pijta, palata, zabijajta, kary nie ma - ten Owsiak podpierając się Papieżem użala się nad dziećmi.
Dziećmi jego produktu "róbta co chceta".
Opozycja popełnia wiele błędów - NAJWIĘKSZY - brak silnego medialnego ośrodka, który by równoważył prokukcję owsiakową. Wszystko stało się towarem, wg propagandy rządzącej od 1989 r. opcji - im bardziej ocieka spermą i krwią, tym skuteczniejszą.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Zmiana władzy może przybrać
Zmiana władzy może przybrać gwałtowny charakter
-
W III RP wyrosło pokolenie młodych ludzi, po których można by się
spodziewać, że będą chcieli głębokich zmian. Na razie większość z nich
zawodzi te oczekiwania – ocenia prof. Zdzisław Krasnodębski.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. @Autor
Re: Rządzący używają parlamentów do zatwierdzania swoich planów...
Ale np. w USA i w paru innych krajach "władza ustawodawcza" jest/bywa w rękach partii A, mimo że w tym samym czasie "władza wykonawcza" jest/bywa w rękach partii B, więc relacje tych dwu władz są tam bliższe temu co w klasycznej definicji.
Marcin Gugulski
4. To prawda
w Stanach albo we Francji. Ale ja nie jestem politologiem, miałem na myśli ogólną tendencję w systemach porównywalnych.
Ale nawet jeśli mamy do czynienia z sytuacją kiedy parlament jest w opozycji do rządu/prezydenta, to wtedy też, zgaduję, posłowie prezentują "jedność" (wtedy partii).
5. ...wtedy też...?
Re: Ale nawet jeśli mamy do czynienia z sytuacją kiedy parlament jest w opozycji do rządu/prezydenta, to wtedy też, zgaduję, posłowie prezentują "jedność" (wtedy partii)...
Bywa różnie.
W Stanach prezydent stara się zachęcić poszczególnych kongresmanów do głosowania za popieranymi przez Biały Dom projektami - i w zamian oferuje albo honor osobistej rozmowy z prezydentem albo jakieś bardziej konkretne gesty. A że to Kongres (naprawdę) uchwala budżet prezydentowi i jego rządowi, więc mogą to być całkiem konkretne konkrety.
Tymczasem we Francji rząd wyłoniony przez parlament może obradować jedynie wtedy, gdy prezydent zwoła jego posiedzenie, więc ministrowie takiego `opozycyjnego` (wobec prezydenta) rządu mogą obradować - i obradują - pod nieobecność głowy państwa nie na posiedzeniach rządu tylko na seminariach (słowo daję!). Ale co na tych seminariach postanowią (a potem na posiedzeniach rządu zatwierdzą) to ich.
Marcin Gugulski