www.glupibronek.pl
Uważam, że…
Twierdzę, że…
Dwa sformułowania, pozornie bliskie, a jakże odmienne. Choćby w świetle litery prawa.
Jeżeli uważam, to znaczy, że tak mi się wydaje, takie mam zdanie, poglądy, niekoniecznie mam na to twarde dowody. Jest to moje odczucie, choć często umocowane w faktach i spostrzeżeniach wynikających z obserwacji. Natomiast, gdy twierdzę, to twierdzenie winno opierać się założeniu, tezie i dowodzie. Zawsze jednak gdzieś głęboko tkwi aksjomat, jak i kwantyfikatory, nie zawsze jednak konieczne. Nie da się uniknąć w życiu ni uważania, ni też twierdzenia. Niesie to oczywiście konsekwencje, jak każdy wybór, myśl, słowo, staje się ciałem. Ryzykujemy codziennie, nie ma jednak możliwości uniku, nawet gdy próbujemy, to decyzja nas będzie ścigać, jej brak oddaje decyzję w cudze ręce i najczęściej nie kończy się to po naszej myśli.
Wolność słowa, wypowiedzi, jak każda wolność ma swoje granice. Nie od nas one i nie nam je przesuwać. Od początku towarzyszy nam pewien rodzaj Dekalogu. Mniej lub bardziej przez ludzi zmieniany na użytek własny z pozorną korzyścią. Jest jednak ważną bazą, na której zbudowany jest Świat, zasady współżycia i rozgraniczenie Dobra i Zła. Na każdym z nas ciąży obowiązek rozstrzygania we własnym sumieniu decyzji i ich konsekwencji. Nikt nie jest od tego zwolniony i wytłumaczeniem nie może być fakt, iż ktoś wybrał zło. Co prawda nauka, by Zło Dobrem zwyciężać zobowiązuje nas podług wyznania, to nie zabrania nam walczyć z wrogiem jego własną bronią. I nie o gwałt tu chodzi, a o krzywe zwierciadło.
Człowiek wiary jest zbudowany na mocnej opoce, dla ateistów niematerialnej, nieistniejącej. Dla nas realnej, gdyż Słowo i Prawo Boże nie jest nam przekazane przez zielone ludziki, a przez naturę i Boży Pierwiastek, jaki mam nadzieję tkwi w każdym z nas. Do nas jednak tylko należy decyzja, choć jest wielorako uwarunkowana. Zawsze znajdzie się istota, która wyszydzi bliźniego, w chromości radośnie się tarzając. Jeżeli jednak obiektem ostrza satyry lub krytyki nie jest zdiagnozowany debil, tylko człowiek, który świadomie, dla korzyści lub z innych powodów wybiera taką postawę nie widzę „przeciwwskazań”, by mu dopiec do żywego. Choćby po to, żeby i jemu i jego klakierom uzmysłowić, iż dla takich postaw nie ma tolerancji. Podobnie jak nie zachwyca mnie niczym cwaniak, jak i pętak, czy też zdrajca, oni nie mogą liczyć na ulgową taryfę. Wręcz moralnym obowiązkiem jest piętnować takich osobników, prawie dosłownie. By ostrzegać innych przed zagrożeniem, jakie z ich strony płynie dla zdrowia narodu.
Za nami stoi system wartości, nakazów i zakazów. Tabu, tak chętnie łamane przez ludzi pozbawionych realnej wyobraźni. Po co kierować się pragmatyką i przewidywać konsekwencje naszych czynów, ba, po co martwić się odpowiedzialnością, skoro zawsze można uznać, że jakoś to będzie. A najlepiej jak za nasze czyny odpowie najbardziej niewinna istota. Tolerancja stała się sztandarowym hasłem wszelkiej maści dewiantów i mniejszości, bynajmniej nie narodowych. Odstępców i marginesu, niekoniecznie w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Już oczami wyobraźni widzę manifestację tych co kochają jeszcze bardziej inaczej. Czemu nie, wszakże kozie też należy się. Tylko czy kto je zapytał. Ponoć mają to rozstrzygać „animalpsychologowie”, specjaliści od związków międzygatunkowych. A co z wielbicielami smarków z nosa, kiedy będą mogli publicznie grzebać palcem w nosie, że o specjalnych stolikach w restauracjach nie wspomnę. Tam prze nikogo nieatakowani, mogliby konsumować ulubione przystawki. A na danie główne zapewne inne specjały. Trochę się zapędziłem w „kozi róg”.
A co mają pod nogami ateusze, czy tak naprawdę nie wierzą. Rozumiem brak wiary w Boga. Nie wierzę jednak w możliwość istnienia bez jakiejkolwiek wiary, niech to nawet cielec konsumpcji będzie. Tylko jakie tam wartości i zasady. Prawo kolejki i prawdy promocji. Dlatego właśnie tak łatwo z nas szydzić, bo nie tyle jest z czego, co jest co wyszydzać. Nie można oczywiście nie zgodzić się z tym, iż łatwo się podkładamy. Nie brakuje na to przykładów w historii. Zawdzięczamy to nie tylko naturze człowieka, ale i przemianie apostolstwa w instytucję. A co ciekawe, to ideolodzy, politycy i partie polityczne doskonale i nieustannie czerpią z dorobku otoczki wiary, jaką jest niewątpliwie owa instytucja. Nie tylko kopiują struktury, metody, ale i obrządki. Hierarchiczność jest po części nieodłącznym elementem wszelkiego rodzaju struktur, jednak nie jawi mi się niezbędną, a bardziej szkodliwą.. Bo o ile robotnik winien podlegać majstrowi, ten kierownikowi itd., to nie widzę ich w strojach i sygnetach odpowiednich dla hierarchii na placu budowy. Jednak i tu ona występowała, nawet w ferszalunku, jednak każdy mógł pieprznąć kielnią i odejść. Prawdziwa hierarchia wyklucza i stygmatyzuje.
Mało było krucjat, musiała jeszcze być "Dziecięca”. Jak siły natury poskąpiły urodzaju, to nie wahano się poczciwej zielarki ubrać w stos. Łatwo jednak osądzać bez kontekstu i bez naszej tam obecności. Tym łatwiej winić wiarę i kulturę chrześcijańską za całe zło. Średniowiecze jest be, ale za to kultura helleńska jest cacy. Wszyscy byli pedałami, oj !, przepraszam Panie, lesbijkami lub pedałami. A zboczeńcy w związkach heteroseksualnych dokonywali ohydnego aktu prokreacji. Nie dziwi już nic, gdy co poniektórzy biskupi i teolodzy kościoła anglikańskiego w wyniku rozważań i badań naukowych uważają, że Chrystus byś schizolem, jak i większość uznanych później za świętych. Mają chyba rację, jeżeli wziąć pod uwagę dzisiaj dominujące postawy społeczne, to rzeczywiście trzeba być niespełna rozumu lub co najmniej z rana coś wciągnąć, by wleźć na krzyż i cyrk z tego robić. A tak w ogóle po cholerę się dla ludzi poświęcać. Znacznie przyjemniej jest kulawemu nogę podłożyć lub wypchnąć z kolejki w piekarni staruszkę. Nie mówiąc już o radości płynącej z wpuszczeniu ślepego na środek skrzyżowania. To dopiero jazda.
To wszystko powinna nauczyć nas jednego, odpowiedzialności za wybór oraz konieczności kontroli na dzieckiem tegoż. Zarówno z powodu odpowiedzialności, jak i zasady ograniczonego zaufania i zwykłej ostrożności „procesowej”. Bo każde działanie, od uczuć, myśli do decyzji i jej efektu to proces, w dodatku długofalowy. Prędzej czy później stanie się powracającą falą.
Gdy uważam, to nie znaczy, że ma to pozostać tylko w sferze odczuć i myśli. Samo słowo daje nam znak, że należy uważać na cienką granicę między uważam, a twierdzę. Jeżeli jestem przekonany o wadze mojego „uważania”, to winny jestem się nim podzielić z całym bagażem wątpliwości. Wtedy, bowiem zaczyna żyć „twierdzę”. Rozpoczyna się żmudna droga. Dowiedzenia. Niesamowite słowo, zawiera w sobie złożony proces dojścia do prawdy, jaka by ona nie była. Czasem nie znajdziemy dowodów pozwalających nam przekuć tezę w twierdzenie, to jednak nie klęska. To kolejny krok do prawd elementarnych. Oczywiście jeżeli jesteśmy gotowi oprzeć się lub też ustanowić własny aksjomat. Nie jest on bowiem przypisany na zawsze do prapoczątku myśli.
Tak łatwo czynimy codzienne obrządki, zapominamy jak się wykuwały, ileż wątpliwości towarzyszyło decyzji najprostszej. Może to i dobrze, takie obciążenie mogłoby się skończyć fiksacją. Rutyna ma tyleż samo zalet, co wad. I czasem warto ją odpuścić w najprostszych czynnościach. Wtedy zdarzyć się może, iż ujrzymy Ciemną Stronę Księżyca, sprawy i rzeczy na co dzień niewidzialne. A to siła zdolna zawrócić nurt rzeki jaką płyniemy do ujścia jawiącego się ślepym zaułkiem.
I dlatego warto czasem na płocie napisać „Bronek jest gupi”. Nawet z bykiem, a nawet gdy ów Bronek nieznany osobiście jest tylko synonimem tego z czym się nie zgadzamy. Co nas boli, wkurza. Owocem naszego młodzieńczego, a i czasem dojrzałego sprzeciwu wobec upadku wszechobecnego. Również naszego. To nie antykomor obraził Prezydenta, Urząd, Państwo. To Bronek, Bolek i wszelakiej maści Tuski, Grasie, Schetyny, ich ekipa, lewactwo, palikociarstwo i pogrobowcy PRL-u obrażają i narażają na szwank Nasze i Naszej Ojczyzny Dobre Imię. Wystawiają je na pośmiewisko nie tylko dysonansem między Antykomorem i Pruszkowem, ale głównie rozpychając swe pętackie zadki na miejscach, na których nie powinni się nigdy znaleźć.
Dlatego z całą świadomością twierdzę, iż Bronek jest głupi. To działa jak rakieta i antyrakieta. W końcu nie jest taki głupi skoro pełni obowiązki Prezydenta RP. Nigdy przecież nim nie został. Ani się nie urodził po to, ani też nie posiada odpowiednich po temu odpowiednich przymiotów, że już pominę milczeniem jego charyzmę i etos. A jednak jest głupi, jak buc w markecie, co wierzy, że tam dary od samego Boga i w dodatku w promocji, za bezdurno. Oj Bronku Kochany, data przydatności do spożycia przebita, gwarancja już straciła ważność, a towar z metką - Сделано в СССР. To ja już wolę Made in China, bo od razu wiadomo, że produkt marny, podróbka i skażony. A Wy Bronku jak ruski magnetofon zerżnięty z Revoxa, albo i Tandberga. Niby te same funkcje i dźwięk jakby Hi-Fi. Tylko, że obudowa o wiele cięższa i całość jakaś toporna. Serwis tani lecz lichy i nie przystaje do naszego ucha, a i model też przestarzały. Tylko czemu dalej się sprawdza. Chyba tylko dlatego, że gracie melodie dla swoich. Najbardziej bowiem lubimy piosenki, które znamy. A amatorów, również w znaczeniu idiotów, gotowych nucić pospołu starą radziecką pieśń pod nowym szyldem nie brakuje. Przy stakanie samogonu.
Wy Bronku, jak Dupa na płocie kredą narysowana. Z pozory gładka i atrakcyjna. Jak dotknąć, to się drzazga wbije i paluch naiwny Jadzi. Kto dotknął Donalda, temu już ropa życiem wychodzi. Przyjdzie czas i na Twoich wielbicieli.
Niech żyją niezawisłe sądy.
Póki jeszcze nie wiszą zdrajcy.
Byłbym zapomniał.
Straszny Pajac z Ciebie Bronku.
Straszny i żałosny zarazem.
Stańczyk może był Pajacem.
Jednakowoż na stolec się nie pchał.
C.D.N.
Pan Bronek otwiera Muzeum Armii Radzieckiej.
A teraz z innej beczki.
Śpieszmy się, śpieszmy kochać ludzi
Jak poucza nas poeta ksiądz Twardowski Jan
Oni naprawdę tak umieją odejść nagle
Tak nie wrócić, zawieruszyć się na amen
Zatrzeć ślad
Jeszcze się ręce wyciągają jeszcze witać
Mocno jeszcze objąć chcą
A tu już puste miejsca po nich
Fotografie, telefony głucho milczą
Dzień i noc
Śpieszmy się, śpieszmy, bo przemija młodość prędko
Ileż prędzej, niż w to sama wierzyć chce
I mija gdzieś ta łatwość serca, z którą kiedyś
Tak w nieznane lekko tak umiało biec
Zagarnie nas wezbrany nurt
Pochyli nas powaga dat
I w wirze tylu tylu spraw
To porzucimy, zapomnimy
To co naprawdę ważne było w nas
Śpieszmy śpieszmy się,
Bo krucha jest materia naszych dni
Bo śnią się szare coraz bardziej puste sny
Bo zasypiają serca w nas
Nie zbudzą się któregoś dnia...
Śpieszmy się, śpieszmy, żeby zdążyć, żeby rozdać
Ten majątek serca z tylu tylu lat
Po co nam dźwigać taki ciężar
Aż na tamtą stronę świata
Po co nam to wszystko z sobą, po co brać?
O niech to lepiej tu zostanie
Nasze myśli, radość oczu, czułość rąk
Bo jeśli z nas ma coś ocaleć, to niech innych
Pamięć o nas, niech nam będzie tak jak schron
Śpieszmy się, śpieszmy kochać ludzi
Tych realnych, niezmyślonych
Ale takich jacy wokół, jacy są
Umiejmy sobie to wybaczyć, że nie lepszych
Nie piękniejszych dał nam tu nawzajem los
Serdecznym ciepłem się podzielmy, obdarzmy światłem
Co w nas może jeszcze drga?
Bo gdy gęstnieje mrok pod wieczór ono niech
To światło, niech wspomaga nas, prowadzi nas...
Śpieszmy, śpieszmy się ,
Bo nieustannie wieje ten - wiadomy wiatr
Bo nawet to skąd wiedzieć
Skądby wiedzieć nam - która z miłości naszych
Właśnie... Może jest już tą ostatnią?
Śpieszmy się, śpieszmy kochać ludzi
Jak poucza nas poeta ksiądz Twardowski Jan
Oni naprawdę tak umieją odejść nagle
Tak nie wrócić, zawieruszyć się na amen
Zatrzeć ślad
Wystarczy wiatru nagły poryw, jedno słowo
Nieostrożny czasem gest
Zostają głuche telefony
Krzesła stoły
Lampy
Okna
Za oknami pochylone cienie drzew...
- jwp - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz