Kto wspiera Jugendamt?
Wczoraj na portalu Niezależna.pl pojawiła się informacja o kolejnej sprawie związanej z działalnością niemieckiego Jugendamtu.
„Dariusz i Wioletta Grychtołowie z Bytomia w 2007 r. wyjechali do Niemiec, by poprawić swoją sytuację materialną.(…) W tym czasie na świat przyszli najpierw Daniel, a potem Dawid.(…) Państwo Grychtołowie(…) z trudem uczyli się języka niemieckiego. Mieli kłopoty z załatwieniem najprostszych spraw w urzędach. Zwrócili się więc do niemieckiego urzędu ds. dzieci i młodzieży (tzw. Jugendamtu) (…)
- Jugendamt podesłał rodzinie w 2010 r. pracownicę społeczną z Akcji Diakonów, organizacji charytatywnej Kościoła ewangelickiego. Na początku wszystko wyglądało dobrze. Kobieta pomagała Grychtołom. Potem zaczęła się jednak wtrącać do ich intymnych spraw - opowiada w rozmowie z „Codzienną” mec. Matuschczyk.
Kobieta złożyła raport do Jugendamtu. Jest w nim mowa o patologii, zaniedbaniu dzieci (ta ocena opiera się na obserwacji, że jedno z dzieci ma próchnicę) i domniemanej chorobie psychicznej rodziców. Urząd natychmiast złożył wniosek do sądu okręgowego w Hanowerze o pozbawienie państwa Grychtołów praw rodzicielskich.(…)
W związku ze sprawą rodziny Grychtołów próbowaliśmy skontaktować się z konsulatem polskim w Hamburgu, który - jak podkreślił Dariusz Grychtoł - nie udzielił rodzinie żadnej pomocy. Próba kontaktu się nie powiodła.”
Całość: http://niezalezna.pl/31046-sad-nie-oddal-polskich-dzieci-niemcom
O Jugendamcie nie będę pisać, bo na ten temat powiedziano już wiele, a i są tacy, którzy działalność tej instytucji znają naprawdę dobrze (z tego powodu należy im współczuć), więc mogą się wypowiadać w sposób kompetentny. Dwie sprawy oburzyły mnie poza główną informacją.
Po pierwsze – postawa polskiego konsulatu. Nie dość, że młodzi Polacy muszą szukać pracy za granicą, żyć , nie znając dobrze języka, w często nieprzychylnie nastawionych społecznościach, to jeszcze nie mogą liczyć na pomoc polskich placówek zagranicznych, gdy znajdą się w kłopotach.
Ta sprawa zbulwersowała mnie jako Polkę.
Jako biblijną chrześcijankę oburzył mnie fakt, że do działalności Jugendamtu przykłada rękę organizacja charytatywna związana z kościołem protestanckim.
Nie tak dawno w Polsce głośna była sprawa Sebastiana z Bystrzycy. Historia chłopca zakończyła się szczęśliwie (dziecko wróciło do rodziny). Nie wiadomo, jaki byłby finał, gdyby nie ofiarność i determinacja pastora Pawła Chojeckiego oraz kilku osób z protestanckiego Kościoła Nowego Przymierza w Lublinie. Zajęli się konkretną pomocą i załatwianiem różnych formalności. Na ich prośbę sprawę przejął (pro bono) adwokat, który doprowadził do pomyślnego dla rodziny rozwiązania.
Tymczasem ludzie związani z niemieckim kościołem ewangelickim, współpracując z Jugendamtem, działają w odmiennym duchu. Występują przeciw integralności rodziny i naturalnemu prawu rodziców do wychowania swoich dzieci. Stają po stronie państwa uzurpującego sobie władzę nad rodziną. Ci ludzie przynoszą wstyd kościołom protestanckim. Zamiast upominać się o przestrzeganie Bożych norm, przyłączają się do ataku sił „postępu”, które w imię walki z próchnicą chcą sprawować kontrolę nad wychowaniem dzieci.
Wiesława Gazda
Tekst pierwotnie ukazał się na portalu obronarodzicow.pl
- idź Pod Prąd - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz