Miejsce polskiego prezydenta nie jest w Warszawie ...
„Makabryczny, ale doskonały dowcip w dzisiejszym „Le Petit Parisien”. Olbrzymi Stalin pochylający się nad małym Churchilem i mówiący konfidencjonalnie, przesłaniając usta i spoglądając na sylwetkę oficera polskiego, odwróconego do nich tyłem: 'Miejsce pewnego generała polskiego nie jest w Londynie … lecz w Katyniu'. ” (A. Bobkowski, "Szkice piórkiem", Paryż 1957)
W 1943 roku, polski pisarz emigracyjny, Andrzej Bobkowski, wyciął z francuskiej gazety ten rysunkowy dowcip i wkleił go jako ilustrację do rękopisu swojego dziennika z okresu II wojny światowej.
Niesmaczny żart wyrażający stosunek Zachodu do polskiego przywódcy, generała Władysława Sikorskiego, pojawił się w tym momencie wojny, gdy Polska po odkryciu masowych grobów w Katyniu upomniała się o pomordowanych oficerów i odwołała do instytucji międzynarodowych aby ustalić, czy to Rosja sowiecka stała za zbrodnią ludobójstwa. Wówczas, rząd polski w Londynie, prowadzący suwerenną politykę międzynarodową, stał się przeszkodą w dalszym zacieśnianiu współpracy wojskowej i politycznej Zachodu ze stalinowską Rosją. Z pierwszego sojusznika aliantów Polska stała się sojusznikiem niewygodnym, tolerowanym głównie ze względu na silną osobistą pozycję Generała, wypracowaną przez lata współpracy.
Francuski żart był moralnie ohydny, ale szczery do bólu. Był odbiciem "logiki dziejów", według której słabszy musi zawsze ulec przemożnej sile, musi zostać ofiarą "walca historii". Zgodnie z tą logiką generał Sikorski stracił wkrótce życie w katastrofie lotniczej w Gibraltarze i tym samym przeszkoda w owocnej kolaboracji aliantów została szczęśliwie usunięta. Polska zapłaciła wystawione jej przez aliantów i Stalina rachunki wycofaniem poparcia dla rządu emigracyjnego w Londynie, procesem 16. przywódców Polskiego Państwa Podziemnego w Moskwie, śmiercią i niewyobrażalnymi cierpieniami swoich obywateli, eksterminacją podziemia niepodległościowego i rzeczywistych elit, stratami terytorialnymi, utratą niepodległości, degradacją polityczną i kulturową. W 1944 roku, po przegranym dzięki wzorowej współpracy Niemców i Sowietów Powstaniu Warszawskim "porządek zapanował w Warszawie".
Wszystko wskazuje na to, że również w okresie prezydentury Lecha Kaczyńskiego aktywna polska polityka prowadzona odważnie przez Prezydenta stała kością w gardle zarówno polityki rosyjskiej (Europa Środkowa, Gruzja), polityki wiodących członków Unii Europejskiej (Nord Stream, zbliżenie niemiecko-rosyjskie, handel z Rosją) jak i polityki amerykańskiej ("reset" z Rosją prezydenta Obamy, wycofanie z aktywnej polityki w Europie).
Lewicowa "prasa międzynarodowa" nie omieszkała ujadać i szarpać za nogawki Lecha Kaczyńskiego, podjudzana do tego przez Gieremków i Michników w czasie ich pobytów zagranicą. Tylko z upływem lat pod wpływem politycznej poprawności satyrycy stali się jakby mniej szczerzy, zdolni zaledwie do prostackich dowcipów na poziomie "kartofla". Tak, czy inaczej, "światli europejczycy" stanęli jak zwykle po stronie "logiki dziejów" i nagiej siły.
Tragiczny był finał wyjazdu polskiej delegacji państwowej do Smoleńska w celu godnego uczczenia rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Wymowna była nieobecność delegacji Zachodu i NATO na uroczystościach pogrzebowych Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, podobnie jak wymowne było i jest milczenie naszych sojuszników do chwili obecnej (piszę to z prawdziwą przykrością). Pogardliwa i wroga była i jest postawa Rosji w stosunku do ofiar, Wojska Polskiego, władz i obywateli Rzeczpospolitej (antypolska polityka historyczna, dezinformacja, przywłaszczenie własności państwowej, niszczenie dowodów i uniemożliwianie śledztwa, kłamstwa i oszczerstwa MAK). W końcu niegodna była i jest postawa rządu i premiera Donalda Tuska w sprawach rozdzielenia wizyt Prezydenta i Premiera, pozbawienia Prezydenta Polski należnej mu ochrony, sposobu prowadzenia smoleńskiego śledztwa i uniknięcia za wszelką cenę odpowiedzialności za własne czyny i zaniechania.
Postawy i fakty, których byliśmy świadkami dowiodły, że historia zatoczyła krąg i prawdziwa byłaby trawestacja podpisu zamieszczonego niegdyś w „Le Petit Parisien”:
'Miejsce polskiego prezydenta nie jest w Warszawie … lecz w Katyniu'.
Jakie rachunki płacimy jako naród i państwo za przywiązanie do niepodległości i wolności, za solidarność z innymi narodami, za fałszywą "politykę miłości" obecnych władz? I jakie przyjdzie nam jeszcze zapłacić? Koszty jawnie i niejawnie są obecnie przerzucane na całe społeczeństwo i obejmują wszystkie sfery życia społecznego i gospodarczego. Patrzenie na ręce politykom posiadającym pełnię władzy w państwie leży naszym w najlepiej rozumianym interesie, leży w interesie Polski.
- hrabia Pim de Pim - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
9 komentarzy
1. Obawiam się...
że samo "patrzenie" nie wystarczy.
Selka
2. Jakie rachunki płacimy jako naród ?
Olbrzymie, ale taka jest cena umiłowania wolności, którą nie jeden raz pomagaliśmy odzyskać innym.
Patrzenie na ręce nie jest strategią. Jest manifestacją zaledwie bierności i przyzwolenia. Dbałość o kraj wyraża się korzystaniem z praw i obowiązków obywatelskich, a do nich należy prawo uczestniczenia w głosowaniu powszechnym.
3. Jestem pewien,...
...że TAKI zamach, jaki miał miejsce pod Smoleńskiem nie mógł się udać i... nie mógł być aż TAK zignorowany przez "demokratyczne" rządy, gdyby nie był wykonany za ich wiedzą i z ich cichym przyzwoleniem. A Katyń? Myślę, że tak samo, że ten rysunek miał swoje źródełko w rzeczywistości. Przecież śmierć gen. Sikorskiego w Gibraltarze... Do dziś Brytyjczycy nie chcą ujawnić szczegółów...
Niechlubny udział każdy ma: ten, który milczy, ten, który klaszcze...
4. >> selka
"Patrzenie" to skrót myślowy. Chodzi o patrzenie, które pociąga za sobą krytyczną analizę oraz reakcję - słowną lub czynną, również we współpracy z innymi. Oczywiści samo "gapienie się" ma w sobie niewiele pozytywów.
Pozdrawiam -
hrabia Pim de Pim
5. >> Wilmann
Patrzenie jest już czymś pozytywnym, bo można zamknąć oczy. Szerzej rozumiane patrzenie na ręce obejmuje również jakąś reakcję (bo po to "patrzymy na ręce"). Z prawa do głosowania korzystam, ale z - małymi wyjątkami - bez większych sukcesów. Głosowanie najlepiej jest poprzedzić obywatelską aktywnością, obecnie wspieraniem drugiego obiegu kultury, mediów, informacji itp.
Pozdrawiam -
hrabia Pim de Pim
6. >> morsik
Atmosfera przyzwolenia jest doskonale wyczuwana przez terrorystów, którzy mogą poczuć się zachęceni do działania spodziewanym brakiem reakcji i prawdopodobną bezkarnością. "Wystawienie" ofiary to czytelny sygnał dla jej wrogów.
Takich sygnałów musiało być wiele (brak reakcji rządu RP na atak medialny mediów rosyjskich przed 1.09.2009 oskarżający Polskę o "wywołanie II wojny światowej", wystąpienie Putina ma Westerplatte, , porzucenie projektu tarczy przez Obamę 17.09.2009 r. - nie odczytane poprawnie jako "reset" z Rosją, sygnały płynące od Tuska (molo w Sopocie, zgoda na udział w obchodach rosyjskich w Smoleńsku 7.04.2010 zgodnych z rosyjską polityką historyczną), Obama w Pradze - "reset", itp.
Atakowany na arenie międzynarodowej prezydent Lech Kaczyński zginął wraz z ludźmi, którzy w większości stanęli po jego stronie w godzinie próby. Na szańcu.
Pozdrawiam -
Pozdrawiam -
hrabia Pim de Pim
7. do Gruzińskich zdarzeń,warto dodac
spacer Putina na sopockim molo i zaciśnięte nerwowo ręce pani Anieli na Westerplatte...
gość z drogi
8. Może i polski dramat dzieje się za przyzwoleniem możnych
tego świata.
Ale dzisiaj słyszałem kilka komentarzy polskich korespondentów z Warszawy, komentujących dla różnych CNN, a którzy po prostu kłamali w relacjach dla różnych telewizji.
Możnym tego świata nie było by tak łatwo zdobyć się na te przyzwolenie, gdyby polskie media nie kłamły w informowaniu nie tylko polskiej, ale i światowej opinii publicznej
Coś za dużo jest wrednych sukinsynów w medialnym środowisku.
michael
9. a moze "komuś" w europce nie pasował Polski Generał
ktory za" chwile" miał objąć ważne stanowisko w NATO ?
gość z drogi