Deficyt nie może być fetyszem (Janusz Szewczak )
(Gazeta Finansowa/05.12.2008, godz. 18:06) |
Tylko Polska przejmuje się dziś deficytem budżetowym. Polski dogmat niskiego deficytu jest ciągle żywy. W przeciwieństwie do nas, Unia woli wyższy deficyt niż recesję. Totalna walka z recesją trwa już na całym świecie. Niestety nie u nas. |
Mamy rzekomo nawet plan antykryzysowy. Dobrze, że rząd zauważył, że jakiś kryzys jest. Dziś oskarża się głównie zagraniczne banki o zbyt pochopne obniżanie naszego wzrostu gospodarczego na 2009 r. i prognozowanie dalszej deprecjacji złotego. Ministerstwo Finansów jest uodpornione na fakty i realia działań antykryzysowych, stosowanych już powszechnie: w USA, Europie i na świecie.
Słabe cięcia
Wszystkie kraje Eurolandu zapowiadają totalną walkę z recesją, a nie wirtualne plany antykryzysowe. Ścinają stopy procentowe nawet do poziomu realnie ujemnych. RPP ośmiesza się raczej cięciem stóp na poziomie 0,25 pkt. proc., gdy inni redukują je jednorazowo o 1,5, czy więcej procent. Żeby coś drgnęło RPP musiałaby obniżyć w listopadzie i grudniu stopy łącznie o co najmniej 2 pkt. proc. do poziomu 4 lub niewiele więcej niż 4 proc. Jeśli w następnym roku wzrost gospodarczy Polski wyniesie 1,5 – 1 proc. to będzie to i tak duży i niespodziewany dla realistów sukces naszej gospodarki, przy tym co dzieje się aktualnie w strefie euro.
Nonsensowne reformy
W 2009 r. mogą być ujemne wskaźniki PKB. Niewątpliwie czekają nas dwa lata spowolnienia gospodarczego, a tak naprawdę zwykłej recesji. Gospodarka coraz ostrzej hamuje. Teraz dopiero na własnej skórze odczujemy skalę popełnionych błędów w polityce gospodarczej w ostatnich latach: przedkładania dogmatów i ideologii ponad realia i własny interes gospodarczy, pokładania wyłącznej nadziei w totalnej prywatyzacji, wyprzedaży własnego sektora bankowego na rzecz kapitału zagranicznego, braku polityki przemysłowej, nieudanych i kosztownych reform np. sektora ubezpieczeń, czyli II filaru.
Same długi
Na polskim rynku pieniężnym stworzono eldorado dla kapitału zagranicznego. Sztucznie utrzymywano przewartościowanego złotego, gigantycznie zadłużono Polskę i Polaków. Dziś dług publiczny Skarbu Państwa to ok. 520 mld zł. Odsądzany swego czasu od czci i wiary Edward Gierek ze swoim zadłużeniem w wysokości kilkudziesięciu miliardów dolarów, okazał się prawdziwym Szkotem przy Leszku Balcerowiczu i kolejnych ministrach finansów III RP. Dziś zadłużenie zagraniczne to 180 mld EUR, w tym krótkoterminowe zadłużenie to 60 mld EUR. Zadłużenie krajowe, wewnętrzne przedsiębiorstw w złotych to aż 165 mld zł. Zadłużenie banków to 35 mld EUR. A majątek został przecież już praktycznie wyprzedany.
Walka ponad deficyt
Już cała Unia Europejska i Komisja Europejska – surowa strażniczka budżetowych rygorów i wskaźników z Maastricht – zaleca wręcz, aby rządy wydawały pieniądze i to jak najszybciej, by wspierały własną konsumpcję. Wydatki mają być lekiem na rosnący w siłę kryzys. Na razie po cichu, a wkrótce pewnie dobitnie Komisja Europejska ogłosi, że można porzucić rygory deficytu budżetowego przynajmniej przejściowo i podjąć walkę z recesją, nawet za cenę wzrostu deficytu budżetowego. Niemiecki Bundestag właśnie przyjął nowy budżet na 2009 r. z deficytem większym aż o 10 mld EUR. Deficyt budżetowy Irlandii zbliża się do 7 proc., w Wielkiej Brytanii może osiągnąć nawet 10 proc., a i tak Brytyjczycy szykują nowe wydatki. Wszystko to znacznie powyżej 3 proc. poziomu przyjętego w stosunku do PKB.
Pomoc państwowa
Państwa eurolandu zamierzają obniżać podatki, Wielka Brytania nawet VAT. Mało tego, grożą swoim bankom nacjonalizacją, jeśli nie będą udzielać kredytów angielskim przedsiębiorstwom. Państwa zamierzają dotować własne przedsiębiorstwa produkcyjne, stosować powszechnie ulgi i preferencje dla małych i średnich przedsiębiorstw krajowych, co czynią już na masową skalę Francuzi, Hiszpanie i Niemcy. Rozpoczęto wyścig subwencji dla ratowania własnych gospodarek. Hiszpania właśnie zapowiedziała 11 mld EUR pomocy dla gospodarki, nie oglądając się na deficyty. Większe mają być inwestycje publiczne w krajach eurolandu. Pewnie szybciej Niemcy i Francja wybudują swoje drugie czy trzecie sieci niż my pierwsze.
Polska racja
Tymczasem nasz minister finansów ogłasza publicznie, że nie będzie zwiększania wydatków publicznych, a wręcz przeciwnie zapowiada nowe cięcia w wydatkach budżetowych i walkę do końca o utrzymanie deficytu budżetowego na bardzo niskim poziomie 18 mld zł. Dla obecnej ekipy rządowej widać bardzo wyraźnie, że deficyt budżetowy jest celem samym w sobie. Czyżby było tak, że cały świat się myli, a tylko my wyłącznie mamy rację?
Zaciskanie pasa
Ministerstwo Finansów deklaruje: nie odstąpimy od wprowadzenia podatku liniowego w latach 2010 – 2011, choć już dziś z budżetu na 2009 r. ubyło po stronie dochodów 35 mld zł. Łotwa, która miała już podatek liniowy właśnie prosi Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Europejski Bank Centralny o 3 – 5 mld EUR pożyczki, aby uchronić się przed bankructwem. Przykręcanie śruby nie tylko zniszczy budżet, ale i gospodarkę. Bez paliwa, jakim są realne a nie wirtualne pieniądze, gospodarka musi dostać prędzej czy później zadyszki. Minister Jacek Rostowski twierdzi, że kapitalizm nie musi polegać na tym, że prywatyzujemy zyski, a nacjonalizujemy straty, a przecież tak właśnie jest u nas od 1991 r. To była i jest niestety norma dla polskiej gospodarki.
Wbrew logice
Ministerstwo Finansów twierdzi wbrew ponad 20 ministrom finansów Unii Europejskiej i wbrew ministrom z Azji, Ameryki, że „utrzymanie zaplanowanego, niskiego deficytu jest najlepszym sposobem na ograniczenie efektów kryzysu światowego w Polsce”. Nieomylność naszych ministrów jest niesłychanie dla Polski niebezpieczna. Jednocześnie polski rząd zakłada wzrost PKB na poziomie 3,7 proc. Ministerstwo Finansów zapewnia nas też, że dzięki jego dogmatyzmowi nie tylko nie zamrozi nam gospodarki, ale że wręcz dzięki niewydawaniu pieniędzy budżetowych kryzys w Polsce potrwa krócej niż w Europie i USA. Bo Polska nie będzie się bronić przed kryzysem pompowaniem w gospodarkę publicznych pieniędzy. Tymczasem przykładów pompowania pieniędzy w drugą stronę, czyli od obywateli do państwowych instytucji, jest aż nadto i to nasz rząd uznawał za normalne.
Puste portfele
Na świecie brak płynności jest największym zagrożeniem, ale nie u nas. Prawdziwy szok czeka przedsiębiorstwa produkcyjne, zwłaszcza małe i średnie. Czy warto zatem poświęcić pieniądze z budżetu, jeśli miałoby to zapobiec głębokiej recesji. Impuls popytowy może dziś wywołać tylko państwo. Szkoda, że polski rząd nie chce tego zrozumieć. Nasze prywatne portfele, zwłaszcza po zapowiadanych podwyżkach w 2009 r., znacznie przecież opustoszeją.
GPW w tarapatach
Zła sytuacja jest też na polskiej giełdzie. Aż 30 mld zł zmalała od stycznia 2008 r. wartość akcji posiadanych przez Skarb Państwa – 10 największych spółek. Krótkoterminowe zadłużenie giełdowych przedsiębiorstw w Polsce sięga już blisko 85 mld zł. Jesteśmy tuż przed pierwszymi klasycznym bankructwami. Gospodarka polska ostro hamuje. Duże firmy odnotowują spadek zysków, zarówno w III, jak i IV kwartale. I to polski przemysł najdotkliwiej odczuje skutki osłabienia rentowności finansowej, a nie sektor zagranicznych banków komercyjnych, które mają wręcz nadpłynność, choć nie chcą pożyczać pieniędzy. Wolą bowiem (bardziej się im to opłaca) prowadzić transakcje płynnościowe z Narodowym Bankiem Polskim i kupować papiery wartościowe.
Odmowy gotówki
W październiku sprzedaż produkcji przemysłowej była wyższa zaledwie o 0,2 proc. W listopadzie i grudniu kryzys na międzynarodowych rynkach finansowych odcisnął wyraźne negatywne piętno na inwestycjach polskich przedsiębiorstw oraz na strategii takich gigantów jak PKN Orlen, PGNiG, Lotos, KGHM czy TP SA. Banki zaczynają odmawiać linii kredytowych polskim przedsiębiorstwom produkcyjnym. To zjawisko pogłębi się zapewne z początkiem przyszłego roku. A dziś żadna odcięta od strumienia gotówki firma nie będzie w stanie ani wypłacać wynagrodzenia, ani tym bardziej regulować swych zobowiązań.
Ryzykowne umowy
Polskie przedsiębiorstwa są zadłużone bardzo mocno z powodu rozdmuchanych i często nietrafionych inwestycji, gigantycznego lewarowania i wplątania się w ryzykowne inwestycje z instrumentami pochodnymi, w tym z opcjami walutowymi. Skala strat z tego tytułu może sięgnąć kilku miliardów złotych. Wtedy przedsiębiorstwa te staną się zupełnie bezbronne i będą musiały upaść. Od 2004 r. – od czasu przyjęcia nas do UE – zadłużenie przedsiębiorstw podwoiło się. Polskie firmy, aby bronić się przed ryzykiem kursowym w 2008 r. zawarły bardzo ryzykowną umowę z bankami. Umowę bardziej charakterystyczną dla spółek hedgingowych niż dla przedsiębiorstw produkcyjnych. Niektóre przedsiębiorstwa dały się nabrać na spekulacje walutowe. Naiwnie uwierzyły w zapewnienia RPP i Ministerstwa Finansów, jak i samych banków, które je obsługiwały, że złoty będzie się tylko umacniał w najbliższych latach. Tym samym wpadły w zastawioną skutecznie pułapkę.
O krok od bankructwa
Gdy złoty się osłabił w II poł. 2008 r., a przedsiębiorstwa zgodnie z umowami o opcjach walutowych musiały oddać bankom dwa – trzy razy więcej, co same zarobiły z tytułu eksportu. A ponieważ aż tyle waluty nie miały, popadały w nowe długi i traciły płynność. Stawały się wręcz zakładnikami banków. Zobowiązania poszczególnych przedsiębiorstw idą w dziesiątki, a może i setki milionów. Łącznie mogą to być kwoty idące w miliardy złotych, których nie przewidziano w budżecie na 2009 r. Pamiętajmy, że transakcje opcyjnie będą rozliczane tez w grudniu tego toku i na początku następnego. Straty mogą się więc systematycznie pogłębiać. Nikt nie wie, jak dużo było takich transakcji.
Wirtualna pomoc
Każda działalność biznesowa niesie ryzyko, ale gdy uderza to w stabilność finansową państwa i bezpieczeństwo ekonomiczne, wyprzedzająco powinni działać: Ministerstwo Finansów, RPP i Komisja Nadzoru Finansowego. Na razie polska gospodarka płynie siłą rozpędu i w dużej mierze na kredyt, ale ten słabnący wzrost wyraźnie zmierza ku końcowi. Czy ktoś interesuje się tymi danymi? Czy ktoś się nimi przejmuje? Oczywiście plan ratunkowy dla polskiej gospodarki potrzebny jest od zaraz. Problem jednak w tym, czy plan naprawy polskiej gospodarki znowu będą realizować ci, którzy w dużej mierze odpowiadają za jej obecne kłopoty? Niech nikogo nie zwiodą wirtualne pieniądze w wirtualnym planie walki z kryzysem.
Janusz Szewczak
Autor jest niezależnym analitykiem gospodarczym
http://biznes.onet.pl/7,1521299,prasa.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz