Po blogu Longina. Kutnowska 1945(2).

avatar użytkownika Almanzor

Staram się kontynuować blog Longina i tak jak On pisać to, co sam pamiętam, co przeczytałem w dokumentach lub usłyszałem od bezpośrednich świadków wydarzeń.

Niemców podczas okupacji nie pamiętam. Pamiętam ich samoloty, pociągi. Pierwsze frazy po niemiecku jakie używaliśmy w zabawie były "Hände hoch!" i "verfluchter Donnerwetter". Staram się z tego co udało mi się usłyszeć i przeczytać w rodzinnych papierach odtworzyć teraz życie codzienne czasu okupacji członków najbliższej rodziny. W poprzedniej notce, którą sygnalnie umieściłem w Blogmedia24, Latte i S24 oraz na Nowym Ekranie wspomniałem jak rodzina Longina już kilka dni po ucieczce Niemców, 26 stycznia 1945 wróciła do ocalałego z wojny domu przy Kutnowskiej 10.

Wspomniałem, że powrót do niezniszczonego domu zaczął się radośnie, ale szybko nadeszła potrzeba bilansu kto po wojnie nam ubył, kto przybył.

Powojenny bilans otwarcia

O pierworodnym Jacku
i o dorożce z białym koniem

Jacek, pierwszy syn Hani i Longina, urodzony w kwietniu 1937, przeżył Powstanie'44 jako ponad siedmiolatek. W przeciwieństwie do swego młodszego brata wiele już rozumiał, ciekawie wszystko obserwował, dużo usłyszał i zobaczył. Efektem była nerwica żołądka, która od Powstania dolegała mu przez całe życie aż do śmierci - a sądząc z objawów być może tę śmierć przyspieszyła.

Jacek, jako dwulatek, wrzesień'39 spędził tylko z Mamą. Wspomnienia wojenne rzadko były tematami rozmów rodzinnych. Hania poproszona kiedyś przez kolegę swojego najstarszego z trzech braci w kilku zdaniach opisała swoje przeżycia z września 1939. Ja, prowadząc już blog z dawnych lat pytałem o nie niedawno zmarłą ponad dziewięćdziesięcioletnią Hanię.

W pierwszych dniach września 1939, na ogłoszony przez radio apel pułkownika Umiastowskiego by wszyscy mężczyźni zdolni do noszenia broni opuścili Warszawę i udali się na wschód gdzie miała odbyć się mobilizacja, Longin z najstarszym bratem Hani Zbigniewem Sadkowskim odjechali na wschód na rowerach. Nie napotkawszy mobilizacji dotarli do rodzinnych Longina Kobylan, skąd wrócili na początku października.

Tymczasem, po otoczeniu Warszawy przez wojsko niemieckie, ulica Kutnowska znalazła się w samym środku „ziemi niczyjej”. Kilometr na północ dowodzony przez płka Sosabowskiego, późniejszego bohatera spod Arnhem, pułk „Dzieci Warszawy” bronił Alei Waszyngtona. Kilometr od Kutnowskiej na południe, z ulicy Zamienieckiej ze swoich armat ziemię niczyją ostrzeliwali Niemcy.

Poza ogniem artyleryjskim, głównie w nocy jakby bojąc się polskich działek przeciwlotniczych, bombardowały rejon ulicy Kutnowskiej niemieckie samoloty. Jej mieszkańcy noce spędzali w niewielu przy tej ulicy istniejących murowanych piwnicach. Strach i zdenerwowanie potęgowały nocne płacze dwulatka.

W dzień skutki swych bombardowań sprawdzały patrole niemieckie. 17.września, nauczony polskiego w berlińskim gimnazjum, niemiecki oficer prowadzący patrol radośnie poprawną polszczyzną oznajmił Hani, że wojna już skończona, Rosjanie zajmują Polskę od wschodu! Hania nie dała temu wiary i obśmiała Niemca, że ulega swojej kłamliwej, jak zwykle, propagandzie.

Kiedy 18. września codzienne dotąd walki rano się nie rozpoczęły. Hania wzięła Jacusia na ręce i poszła w kierunku polskiego wojska. Z daleka krzyknęła, że jest żoną polskiego oficera i nie ostrzelana doszła do polskich pozycji. Powiedziano jej tam, że droga przez most Poniatowskiego zamknięta i skierowano na Pragę aby przeszła przez most Kierbedzia.

Na moście Hania niosła Jacka przed sobą a nie na plecach, tłumaczyła potem, że chroniła synka aby go strzał od tyłu nie zabił. Most był znacznie uszkodzony. Z trudem udawało się przechodzić wąskimi belkami nad płynącą nisko wodą. W połowie mostu zdecydowała się na trudne przejście dalej tylko dlatego, że bała się cofnąć i jeszcze raz przechodzić przez już przebyte przesmyki. Nawet nie zauważyła, że kiedy szła mostem, Warszawa przeżyła kolejne lotnicze bombardowanie.

Kiedy wreszcie dotarła na Plac Zamkowy, wsiadła w czekającą zaprzężoną w białego konia dorożkę i za 2 złote pojechała do Cioci Mieci na Złotą 36. W mieszkaniu Cioci Mieci zastała spokój, ład, porządek. Przyjęto Hanię jak przybysza z innego świata. Historia ta zaważyła na decyzji aby spodziewane w sierpniu 1944 przejście frontu spędzić u Cioci Mieci na Złotej a nie na Grochowie.

Następni synowie

Andrzej, drugi syn Hani i Longina, żył tylko 6 tygodni. Zmarł na zapalenie płuc w marcu 1940. Dla pocieszenia zrozpaczonych rodziców, w lutym 1941 urodził się im trzeci syn – Wiktor.

Longin opowiadał, że kiedy jechał do Hani po porodzie do szpitala na Solec, na mieście były największe od rozpoczęcia wojny represyjne „łapanki” cywilów spowodowane wykonaniem przez polskie Podziemie wyroku śmierci na kolaborującego z Niemcami aktora Igo Syma.

Syn miał się nazywać Jerzy, tak jak zaginiony we wrześniu 1939 średni brat Hani. Ale Hania się nie zgodziła, bo wierzyła że jej Jurek jeszcze gdzieś się odnajdzie. Imię trzeci syn dostał „z kalendarza” to, co sobie na świat przyniósł.

Za plecami Wiktora, na powojennej fotografii, widać jeden z sąsiednich domów zburzony we wrześniu 1939.

C.D.N.

Przewidziane...

Powojenny bilans otwarcia - ciąg dalszy.

Jerzy Kobyliński - Bejka

  • W Wilnie przed wojną
  • Litwa przyłącza się do ZSRR
  • 17.sierpnia 1940. Ojciec Jerzego jedzie na Łubiankę
  • 1940 Studetno Jurgis na Vilniaus Universitetas
  • Wileńskie więzienie
  • Jurek Bejka 1942 Wołokumpie k Wilna
  • 1942 "Kamanda", Wilno
  • 1942 Na Rowy Sapieżyńskie, Wilno
  • 1942 Werki k Wilna
  • 1943 Wilno
  • 1944 Wilenka i Góra Trzech Krzyży Wilno
  • 1944 Baza Miód
  • Lipiec 1944 Operacja Ostra Brama. Wyzwalanie Wileńszczyzny
  • Sojusznicy z Armii Czerwonej
  • Po zwycięstwie. Jeńcy niemieccy w partyzanckiej niewoli.
  • Impreza z sojusznikami,Miedniki
  • Narodziny Wyklętych
  • W ślad Ojca na „Wschód”
  • Powrót. Bytom. W Warszawie znów studentem
  • Kutnowska 10
  • Odbudowa, YMCA, studia, praca, sport
  • Mazury
  • ...

Etykietowanie:

3 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. @Almanzor

"wsiadła w czekającą zaprzężoną w białego konia dorożkę i za 2 złote" - to sa niesamowite wspomnienia, które zostają w pamięci i wypierają te straszne, których sie nie chce pamiętać.

Moja "wiekowa" ciocia, kiedy wspominała swoje przeżycia w okupowanej Warszawie, najchętniej wspominała swoje "przygody" jak wyprawiała się po mięso i wędliny pod Karczew, którymi handlowała później i utrzymywała w ten sposób rodzinę. Przeżyła bombardowania, powstanie, a najbardziej zapamietała strach z tych wypraw wąskotorówką.
Złapią, nie złapią .

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Almanzor

2. Biały koń

Kiedy, pisząc już bloga, i zbierając materiały dla jego kontynuacji rozmawiałem z nieżyjącą już, ponad dziewięćdziesięcioletnią Hanią, uśmiechając się powtórzyła: "z białym koniem dorożka"
:)

avatar użytkownika gość z drogi

3. "z białym koniem dorożką"

dziękuję Panu za te wspomnienia i czekam na ciąg dalszy :)
ocalmy te okruchy życia,tych,których już nie ma z nami
serd pozdrowienia

gość z drogi