Hooman Majd, Demokracja ajatollahów
...Co wiemy o Iranie? Czy faktycznie to kraj szalonych islamistów dążących do wyprodukowania bomby atomowej? Kraj machających szabelką oszołomów, w którym brakuje benzyny pomimo własnych złóż ropy? Kraj starożytnej historii perskiego imperium, po którym zostały dziś tylko szczątki ruin? Czy to tam kamieniuje się kobiety za odkryte włosy? Czy może prawda to taka sama jak to, że po ulicach Warszawy biegają białe niedźwiedzie?
Cóż, można oczywiście poprzestać na upraszczających stereotypach, ale można też poszukać źródeł przekazujących nieco inne informacje, niż waszyngtońska "antyterrorystyczna" propaganda, którą trudno dziś odróżnić od propagandy moskiewskiej. Nie jest to zadanie łatwe, bo większość wydawców sprawia wrażenie światopoglądowego monolitu, tak dobrze znanego z czasów zimnej wojny. Nie jest to jednak niemożliwe, bo istnieją jednak chlubne wyjątki w postaci małych niszowych wydawnictw, które konsekwentnie robią swoje, wypuszczając na tę naszą parodię Rynku, odtruwające pigułki z innego świata.
Książka Hoomana Majd’a opisująca „Demokrację Ajatollahów” jest świetną alternatywą dla zamkniętych sztywnych klisz na temat Iranu. Autor jest irańskim patriotą, co nie przeszkadza mu odnosić się krytycznie do postępowania władz swojego kraju. Wychowany w domu dyplomatów doskonale orientuje się w zawoalowanych komunikatach nadchodzących z różnych politycznych źródeł. Potrafi także te komunikaty cierpliwie i skutecznie wykładać europejskiemu czytelnikowi, do którego kieruje swoją książkę. A Iran to kraj wielu paradoksów.
Synagogi, szpitale, stowarzyszenia, koszerne restauracje i szkoły hebrajskie swobodnie działają w teokratycznym państwie muzułmańskim, ale rząd świętuje rocznicę wydania Protokołów mędrców Syjonu. Prezydent określa Holokaust jako „oszustwo" i „mistyfikację", lecz żydowski członek parlamentu otwarcie i bez obaw go krytykuje, państwowa telewizja zaś emituje bardzo popularny i oparty na faktach miniserial (Madar-e sefr daradże, Zwrot o zero stopni) o irańskim dyplomacie, który z tego samego Holokaustu wyratował tysiące Żydów. […] A irańscy Żydzi, którzy pomieszkują także w Stanach Zjednoczonych, muszą się zmierzyć z jeszcze jednym paradoksem: Ameryka, ich drugi dom, często krytykuje Iran i jest zaprzysięgłym przeciwnikiem islamskiego reżimu, pod którego władzą Żydzi żyją we względnej swobodzie, lecz zarazem jest najlepszym sojusznikiem i przyjacielem Arabii Saudyjskiej, której Żydom nie wolno nawet zwiedzać, nie wspominając o zamieszkiwaniu w niej. (s.352)
Iran jest osaczony ze wszystkich stron, bo chce żyć po swojemu. W wojnie iracko-irańskiej w latach 80-tych Irakowi pomagały nie tylko USA i Francja, ale także krwawiący w Afganistanie ZSRR. Mimo to 8-letnią krwawą walkę Iran zakończył bez zmiany granic. To daje do myślenia nie tylko na temat dzielności, wytrwałości i determinacji Irańczyków, ale także na temat faktycznych interesów światowych mocarstw, które sprzymierzyły się z arabskim dyktatorem przeciwko młodej islamskiej demokracji. USA i ZSRR ramię w ramię – czy to była przygrywka do „antyterrorystycznej” koalicji 20 lat później? Kto dzisiaj pamięta, że w 2001 roku, tuż po ataku na WTC, irański prezydent Chatami był pierwszym muzułmańskim przywódcą, który potępił zamach, i pierwszym, który wysłał Ameryce kondolencje? Kto wie, że Al-Kaidę Iran uważa za wroga w takim samym stopniu jak Zachód, że poza partią Baas Saddama Husajna, drugim najbardziej znienawidzonym przez Iran ugrupowaniem są Talibowie? Tymczasem Bush w swoim przemówieniu w Kongresie pod koniec stycznia 2002 roku, tuż po wyrzuceniu talibów z Afganistanu, umieścił Iran obok Iraku i Korei Północnej w „osi zła", potępiając go jako wroga, z którym Stany muszą się zmierzyć.
Podwójne standardy i odwracanie pojęć, tak dobrze znane w Polsce nie tylko z czasów PRL-u, na całym świecie dziwią prostych ludzi, nienawykłych do pokrętnej mowy europejskiego człowieka. Nie przez przypadek biali ludzie nazywani byli przez Indian „istotami o rozdwojonym języku”. Trudno się dziwić Irańczykom, że nie mogą zrozumieć dlaczego akceptowalne jest posiadanie broni jądrowej przez spenetrowany przez Talibów Pakistan, pogrążającą się w chaosie postsowiecką Rosję, czy nieliczące się z ludzkim życiem Chiny, natomiast podyktowane świadomością ograniczonych zasobów światowej ropy, prace nad energetyka jądrową w Iranie, który zaatakowany w 1998 roku przez Talibów z Afganistanu, powstrzymał się jednak od wypowiedzenia wojny, jest przez Zachód nie do przyjęcia. Gdzieś tli się jakieś niejasne przeczucie, że irańska nienawiść do Zachodu ma tyle wspólnego ze stanem faktycznym, co imperialistyczne knowania światowych mocarstw wobec pokojowo nastawionego ZSRR.
Hasło: „Śmierć Ameryce", które można usłyszeć z ust Irańczyków, oraz palenie amerykańskiej flagi na każdym antyimperialistycznym wiecu w Teheranie to złudne wskaźniki uczuć Irańczyków w stosunku do Stanów. Ci, którzy krzyczą i palą, robią to, bo są przepełnieni autentycznymi emocjami, lecz emocje te są skierowane przeciwko amerykańskiej polityce zagranicznej, a nie samemu krajowi lub jego obywatelom. Nigdy w historii jedno hasło, a mianowicie sformułowanie „amerykańska polityka zagraniczna" skrócone do słowa „Ameryka", nie było przyczyną tylu nieporozumień. Irańczycy, którzy wykrzykują hasła i palą flagi, zawsze są zaskoczeni, kiedy im się mówi, jak Amerykanie postrzegają ich teatralne wybuchy gniewu. „Przecież oni sami palą swoje flagi podczas demonstracji" - odpowiadają niektórzy, odwołując się do czasu wojny wietnamskiej, kiedy to obrazy amerykańskich protestów płynęły z ekranów telewizorów. „Ci ludzie też protestowali przeciw polityce zagranicznej”. (s.237)
Hooman Majd nie wciąga od razu. Trzeba poświęcić mu trochę czasu. Zapoznaje czytelnika ze swoimi bohaterami powoli, z różnych stron, niechronologicznie. Lecz metoda przynosi efekty. Gdy przechodzi do bardziej ogólnych opisów jesteśmy w stanie poczuć głównych aktorów, zrozumieć ich motywacje, zaczynamy łapać konteksty. Po kilkudziesięciu stronach mozolnego przedzierania się przez funkcje, stanowiska i nazwiska, nie można się doczekać następnego akapitu. I gdy już wydaje się, że zaczynamy rozumieć Iran, że już w zasadzie wszystko zostało napisane, następny rozdział otwiera kolejną komnatę tajemnic, których istnienia nawet się nie przeczuwało.
Koniec lektury wiąże się z dojmującym uczuciem niedosytu. Człowiek ma wrażenie, że dotknął kraju, ale go nie posmakował. Jak po trzytygodniowej wycieczce – obejrzanych parę zabytków, posmakowanych kilka potraw, trochę wspomnień zapachów i przelotnych rozmów na ulicy – lecz gdzieś w trzewiach głębokie poczucie, że do zrozumienia daleko będzie jeszcze długo. Lecz przynajmniej wiadomo czego się nie rozumie. To też wartościowa wiedza.
Hooman Majd, Demokracja ajatollahów, Karakter 2011
- igorczajka - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz