„W hołdzie ofiarom walk o niepodległość Polski z Caratem i sowieckim systemem więzień łagrów i zesłań”.

avatar użytkownika Maryla

Mszą św. w bydgoskim Sanktuarium Nowych Męczenników rozpoczęto obchody 72. rocznicy masowej deportacji Polaków na Sybir. Następnie uczestnicy uroczystości przeszli pod Pomnik Ofiar Sybiru, gdzie w mroźnej scenerii zostały wygłoszone okolicznościowe przemówienia oraz złożone wieńce i wiązanki kwiatów.

Gospodarz uroczystości, ks. prałat Józef Kubalewski, podkreślił w kazaniu, że współczesna rzeczywistość obfitująca w akty przemocy i terroru, pobudza do refleksji nad kondycją moralną człowieka. Przypomniał rocznicę „dramatycznego pierwszego transportu” ludności polskiej na Syberię. – Dopiero w niepodległej Polsce, po przemianach ustrojowych, które dokonały się w 1989 roku, możemy otwarcie pisać i mówić o Sybirakach, o ludziach, którzy nagle i niespodziewanie, bezprawnie i brutalnie zostali wypędzeni z domów rodzinnych Rzeczypospolitej – dodał.

Plik:Brama do Nieba Golgota XX wieku.jpg

Kustosz Sanktuarium Nowych Męczenników wyraził wdzięczność tym wszystkim, którzy do końca wytrwali, pielęgnując miłość do ojczyzny.

Podziwiamy dzisiaj wasz heroizm i ducha, którego nie złamano. Przechowywaliście pomięć o ojczyźnie, o jej duchowym bogactwie. Z najwyższą czcią hołdowaliście polskim tradycjom, kulturze, językowi i wierze, która dodawała wam wewnętrznej siły i ufności, że kiedyś nie tylko wrócicie do ojczyzny, ale doczekacie jej wolności

– powiedział.

Ks. prałat Józef Kubalewski zaapelował o ciągłe dociekanie prawdy, aby trudna historia ojczyzny nigdy nie została wymazana z pamięci następnych pokoleń.

Musimy zrobić wszystko, by ofiara Sybiraków nie tylko nie uległa zapomnieniu, ale mogła promieniować blaskiem chwały na następne pokolenia. Oni wraz z Chrystusem nieśli krzyż, którego ciężar stanowiła ludzka nienawiść i nikczemność. Jako chrześcijanie wierzymy, że odnaleźli pokój wieczny w domu Ojca

– zakończył kapłan.

Bo od września, od siedemnastego, dłuższą drogą znów szedł każdy z nas, przez lód, spod bieguna północnego, przez Łubiankę, przez Katyński Las

– to słowa, które rozpoczęły przemówienie prezesa zarządu Oddziału Związku Sybiraków w Bydgoszczy Mirosława Myślińskiego.

Mijają 72 lata, kiedy w nocy z 9 na 10 lutego 1940 roku uzbrojone grupy enkawudzistów w towarzystwie miejscowych aktywistów wkroczyły do tysięcy polskich rodzin z nakazem ich natychmiastowego opuszczenia. Tragizm tych wydarzeń był przerażający

– mówił.

Tabor do masowej deportacji przygotowywano już w styczniu 1940 roku. Składy pociągów liczyły do 60 wagonów. W każdym z nich zamykano po 50 osób. Transporty kierowano m.in. do północnych obwodów Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej w głębokiej tajdze.

Dziś stoimy przed pomnikiem, na którym odczytujemy słowa: „W hołdzie ofiarom walk o niepodległość Polski z Caratem i sowieckim systemem więzień łagrów i zesłań”.

W 1940 roku dokonano jeszcze dwóch deportacji – 13 kwietnia, a następnie od maja do lipca.

Wojna niemiecko-sowiecka nie przerwała dramatycznej walki o przetrwanie Polaków na Sybirze. Po sześciu latach wracaliśmy do ojczyzny. Co trzeci z nas pozostał na nieludzkiej ziemi. Dzisiaj modliliśmy się w kościele za tych, których prochy pozostały tam, daleko, by ich ofiara życia nie pozostała daremna. Tu, przed pomnikiem, oddajmy hołd wszystkim zesłańcom

– zakończył prezes Myśliński.

 

KAI, mall

http://wpolityce.pl/depesze/22657-bydgoszcz-obchody-72-rocznicy-masowej-deportacji-polakow-na-sybir

 

Kalwaria Bydgoska Golgota XX w.
     

 

.
12 listopada 1995 roku, na Osiedlu Wyżyny w Bydgoszczy odbyły się uroczystości odsłonięcia i poświęcenia Pomnika Pamięci Sybiraków przy kościele Świętych Polskich Braci Męczenników. Pomnik usytuowany jest w kamiennym szańcu, pomiędzy Krzyżem Katyńskim a pomnikiem księdza Jerzego Popiełuszki. W uroczystości poprzedzonej mszą świętą odprawioną przez księdza Romualda Biniaka uczestniczyli wicewojewoda i zarazem przewodniczący Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, wiceprezydent miasta, przedstawiciele wojska, policji, harcerze z Hufca Bydgoskiego, młodzież ze szkół podstawowych i średnich, kombatanci z pocztami sztandarowymi, sybiracy z przedstawicielem Zarządu Głównego Józefem Bancewiczem oraz społeczeństwo Bydgoszczy. Wartę honorową przed Pomnikiem pełnili żołnierze z Komendy Garnizonu Bydgoskiego i harcerze z Komendy Hufca ZHP. Inicjatorem budowy pomnika był Mieczysław Ząbek -prezes Koła Miedzyń. Fundatorami Pomnika byli: zarząd Oddziału oraz sponsorzy - instytucje i przedsiębiorstwa miejskie, prywatne warsztaty, parafia kościoła na Wyżynach, osoby prywatne oraz członkowie Kół, którzy dobrowolnymi składkami zasilili fundusz budowy.
Staraniem członków Koła w Inowrocławiu Rada Miejska uchwałą z dnia 24 października 1996 roku nadała nazwę „Sybiraków" jednemu ze skwerów miejskich.
W trzech miejscowościach województwa bydgoskiego - Gzinie, Świekatowie, Świeciu wmurowano w kościołach tablice upamiętniające Polaków z Pomorza uwięzionych i wywiezionych do obozów pracy w ZSRR w 1945 roku. W Gzinie 16 grudnia 1989 roku, w Świeciu 14 maja 1991 roku, 11 listopada 1998 roku w Świekatowie. Wszystkie tablice wmurowano w miejscowych kościołach. W dniu Święta Niepodległości 11 listopada 1998 roku na Cmentarzu Komunalnym w Chojnicach odbyły się uroczystości poświęcenia pomnika Ofiary Sybiru - Deportowani z Ojczyzny w latach 1939-1955.
Zintegrowane środowisko bydgoskich Sybiraków uczestniczy w uroczystościach patriotyczno-religijnych, pielgrzymkach do miejsc kultu i spotkaniach organizowanych przez grupy osób, które na zesłaniu przebywały w tych samych miejscowościach.
Za szczególne zasługi dla Związku Sybiraków Odznaką Honorową Sybiraka odznaczono pracowników instytucji wspierających i pomagających związkowi oraz 277 członków Związku działających na terenie kół Oddziału, w tym 57 Matek-Sybiraczek.
szystkie uroczystości i ważniejsze wydarzenia w życiu Oddziału i kół udokumentowane są w Kronice, którą prowadzą Izabella Mączko i Teresa Sielska.
Tom wspomnień „Z nieludzkiej ziemi do Polski" autorstwa Haliny Guść i Haliny Łupinowicz ukazał się w 1991 roku nakładem Bydgoskiego Towarzystwa Naukowego.
W opracowaniu Genowefy Kalinowskiej ukazała się publikacja „ Sybir na tle wcześniejszych wątków historycznych oraz wydarzeń ostatniego wieku" przeznaczona głównie dla młodzieży i nauczycieli szkół średnich.

http://zwiazeksybirakow.strefa.pl/Oddzialy/Bydgoszcz/Oddz_Bydgoszcz.htm

Etykietowanie:

11 komentarzy

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

1. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Wieczna cześć i chwała wszystkim pomordowanym Polakom, przez Rosjan, bolszewików i sowietów

Nie dajmy zginąć poległym

Wyrazy szacunku

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika intix

2. @Maryla

Za wszystkich pomordowanych Polaków...
TAM...na Wschodzie...daleko...
Za tysiące, których dziś nikt nie zliczy...
Za każdego wywiezionego...
Za każdego zamordowanego...
.+
Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a Światłość Wiekuista niechaj im świeci na wieki wieków. Amen. Niech odpoczywają w Pokoju wiecznym. Amen.
***

Cześć i Chwała Pomordowanym!

***
Z całego serca dziękuję za ten Wpis...
Wyrazy Szacunku

avatar użytkownika Maryla

3. 10 lutego 1940 - PAMIĘTAMY

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Zesłańcy Polscy

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. Pragniemy serdecznie zaprosić

Pragniemy serdecznie zaprosić wszystkich zainteresowanych do udziału we wszystkich uroczystościach i imprezach organizowanych w ramach tegorocznej edycji naszej kampanii edukacyjnej w Warszawie, w dniach 10.02 - 11.02.2012 , przez Fundację Kresy - Syberia oraz naszych partnerów . Współorganizatorami kampanii są m.in.
Stowarzyszenie Wspólnota Polska, Instytut Pamięci Narodowej oraz Muzeum
Historii Polski. W tym roku skupiliśmy się  przede wszystkim na
ukazaniu 
tragedii deportowanej ludności polskiej widzianej z perspektywy dziecka , przygotowując na tę okoliczność specjalną multimedialną wystawę pt  "Deportacje oczami dzieci". Od dnia 09.02.2012  obszerne fragmenty wystawy zobaczyć będzie można w Internecie, na stronie naszej kampanii www.10luty1940.pl





PROGRAM KAMPANII (WARSZAWA) :



10.02.2012
r. godz. 17.00 spotkanie „10 luty 1940 – Pamiętajmy o Sybirakach”,
Przystanek Historia IPN, u. Marszałkowska 21/25 w Warszawie
 
W trakcie spotkania m.in : 

  • wspomnienie dotyczące Polaków deportowanych w latach 1940-41 w głąb ZSRR,,
  • fragmenty filmu dokumentalnego Rekonstrukcja deportacji zarejestrowana w Przemyślu w lutym 2010 r.”,
  • otwarcie przez IPN wystawy litewskiej „Pod obcym niebem. Mieszkańcy Litwy w sowieckich łagrach”


11.02.2012 r. godz. 16.00 – Wieczór wspomnień o Sybirakach, Dom Polonii, ul. Krakowskie Przedmieście 64, Warszawa
 
W trakcie spotkania :  
  • pokaz
    wystawy Fundacji Kresy-Syberia „Deportacje oczami dzieci” na podstawie
    zebranych w latach 2009-2011 materiałów archiwalnych
  • pokaz biograficznych relacji Sybiraków nagranych przez Fundację w ramach programu „Audiowizualne Archiwum Sybiraków”
  • pokaz pełnej wersji „Rekonstrukcji deportacji” z Przemyśla, luty 2010 r.
  • pokaz filmu dokumentalnego „Zapomniana odyseja” reż. J.Wright, A. Naszyńska
 
Będziemy
zobowiązani za Państwa przybycie. W ten skromny sposób pragniemy
upamiętnić i upowszechnić wiedzę nt. represji sowieckich na obywatelach
II RP oraz losach mieszkańców Kresów Wschodnich w czasie II wojny
światowej.
 
 
W
dniach 7-11.02.12 r. w ramach kampanii nasi przyjaciele i partnerzy
będą organizowali w swoich miastach uroczystości poświęcone Sybirakom,.
Swój udział w naszej kampanii potwierdziły
 : Muzeum Wojska (Białystok)Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń (7-8.02.12 r., Kraków)Centrum Kresowe (Bytom)Muzeum II wojny światowej (Gdańsk)Muzeum Niepodległości (09.02.12 r., Warszawa)Muzeum Oręża Polskiego (09.02.12 r., Kołobrzeg)Muzeum Warmii i Mazur (Olsztyn)Centrum Kulturalne (12.02.12 r., Przemyśl)Cieszy nas, że co roku ilość dołączających się do kampanii osób i instytucji jest coraz większa.
 
Wierzymy,
że także przedstawiciele mediów w odpowiedzi na naszą kampanię
informacyjną skierowaną do nich zwrócą uwagę szerokiemu odbiorcy w tych
dniach na tę niezmiernie ważną rocznicę.



Z góry dziękujemy za Państwa udział w tych uroczystościach, pamięć i 
zapalenie w tych dniach symbolicznej świecy ku pamięci wszystkich pozostałych na „nieludzkiej ziemi” ...



Zapraszamy na stronę kampanii : www.10luty1940.pl



We wspólnym działaniu – siła. Wspominajmy Sybiraków wszyscy razem.
Z góry dziękujemy za okazaną pomoc,
Fundacja Kresy-Syberia, luty 2012 r.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

6. ...byłam,widziałam,czytałam,sluchałam

nic więcej ze wzruszenia napisać nie umiem,oprócz Modlitwy
Dobry Boże kochaj ICH,bo zasłużyli sobie na TO wyjątkowo...
wieczny odpoczynek racz IM dać Panie, ich umęczonym sercom...
i ta linijka z Wędrówki Polskich Dzieci,zapisana ręką jednego z NICH:
" ...i CZAS zabliżni blizny."
Blizny zabliżni
ale nie zlikwiduje szram w Sercu i Pamięci....
Polskie Dzieci...nigdy WAS nie zapomnimy,nigdy....

Ostatnio zmieniony przez gość z drogi o czw., 09/02/2012 - 15:05.

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

7. Zbrodnie bez

Zbrodnie bez przedawnienia

Maciej Korkuć



10 lutego 1940 roku państwo sowieckie rozpoczęło
realizację planu masowych deportacji polskich obywateli w głąb ZSRS.
Pierwsza fala objęła 140 tysięcy ludzi, przede wszystkim osadników
wojskowych, cywilnych oraz pracowników służby leśnej wraz z rodzinami.
Wcześniej,
już na przełomie października i listopada 1939 r., przeprowadzono
deportację ponad 55 tys. obywateli polskich - w ramach "oczyszczania
strefy nadgranicznej". Niezależnie od tego na całym obszarze okupowanym
na co dzień dokonywano zabójstw, przeprowadzano aresztowania i wywózki
na Wschód poszczególnych osób, rodzin, które w sumie objęły tysiące
ludzi.
Operacja z 10 lutego była wielkim logistycznym
przedsięwzięciem totalitarnego państwa. Przygotowania do niej trwały co
najmniej od 5 grudnia 1939 roku, kiedy Rada Komisarzy Ludowych ZSRS
podjęła decyzję o wywiezieniu z zagarniętych terenów wszystkich ludzi
uznawanych za "niebezpiecznych" dla systemu sowieckiego. Tereny
okupowanej Polski podzielono na 37 rejonów operacyjnych, w których NKWD
przygotowywało listy wywożonych, środki transportu, infrastrukturę
potrzebną do realizacji zbrodniczej masowej akcji.
W latach 1940-1941
państwo sowieckie dokonało w sumie czterech wielkich operacji
deportacyjnych obywateli RP, których wywożono głównie na Syberię i do
Kazachstanu. Miały one miejsce kolejno w lutym, kwietniu i czerwcu 1940
r. oraz w maju i czerwcu 1941 roku. Dwie ostatnie objęły też żołnierzy
internowanych wcześniej na Litwie i Łotwie. Dostępne dotychczas źródła
sowieckie potwierdzają personalia 327 tys. deportowanych obywateli RP
różnych narodowości; według wcześniejszych szacunków polskich liczba ta
była znacząco wyższa.
Deportacje i towarzyszące im operacje były
zbrodniami przeciw ludzkości. Od czasu Trybunału Norymberskiego
definiowano je jako "morderstwa, wytępianie, obracanie ludzi w
niewolników, deportacja i inne czyny nieludzkie, których dopuszczano się
przeciw jakiejkolwiek ludności cywilnej, przed wojną lub podczas niej,
albo prześladowania ze względów politycznych, rasowych lub religijnych".
W myśl międzynarodowych konwencji zbrodnie takie nie ulegają
przedawnieniu.
Wobec Rosji będącej prawnym spadkobiercą ZSRS, coraz
częściej chełpiącym się totalitarną przeszłością, Polska nigdy należycie
nie upomniała się o odszkodowania za okupację i zbrodnie. W latach 90.
postkomunistyczna III RP, unikając na arenie międzynarodowej zadrażnień,
realnie wycofała się z aktywnej polityki na wielu polach. Były też
obawy, aby sprzeciwy rosyjskie nie utrudniły nam drogi do NATO i UE.
Dzisiaj jest inaczej. Najwyższy czas wyciągnąć z tego wnioski. Dlaczego
udajemy, że temat odszkodowań za sowieckie zbrodnie nie istnieje? Czy
tragiczny los setek tysięcy obywateli Rzeczypospolitej nasze państwo
uznaje za "drobiazg" niewart uwagi?


Autor jest historykiem Instytutu Pamięci Narodowej, Oddział w Krakowie.


http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120210&typ=po&id=po09.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika basket

8. "tułacze dzieci"..

Fragment książki Łucjana Z.Królikowskiego "Pamiętnik Sybiraka i Tułacza"
Wielkiego Opiekuna polskich, osieroconych na wschodzie dzieci - również autora "Skradzionego dzieciństwa"'
----------------
Prezydent Polski i tułacze dzieci
-------------------------------------
W listopadzie 2007 r. rząd polski zaprosił mnie do Ojczyzny. Opłacono bilet lotniczy i pobyt w hotelu. Ósmego listopada, w Belwederze, wziąłem udział w konferencji "Polskie dzieci na tułaczym szlaku 1939-1959".
Patronat Honorowy objął Prezydent RP Lech Kaczyński. W konferencji uczestniczyli ambasadorowie krajów, które udzieliły w latach
wojny gościny polskim dzieciom ewakuowanym ze Związku Sowieckiego - Iranu, Republiki Południowej Afryki,Meksyku, Nowej Zelandii i Kanady.

Konferencję rozpoczęto Mszą Świętą koncelebrowaną, której przewodniczył Biskup Polowy Wojska Polskiego Gen.dywizji
prof.dr.hab. Tadeusz Płoski.
Głos zabrało kilku historyków. Wśród słuchaczy było wielu mieszkańców uchodźczych osiedli. Tematem mojego wystąpienia była Odyseja sierot z Tangeru.
Dzień był pamiętny, pełen wzruszeń. Gdy wspomniałem pieśń,
która uchodziła na wygnaniu za hymn tułaczych dzieci: "O Panie, któryś jest na niebie, wyciągnij sprawiedliwa dłoń......O Boże,skrusz ten miecz co usiekł nasz kraj! Do wolnej Polski nam powrócić daj..."całe audytorium poderwało się z miejsc i prześpiewało pełną piersią wszystkie zwrotki.
Łzy cisnące mi sie do oczu utrudniały mi mówienie, W pamięci stanęły mi postacie małych tułaczy z Karkin Batasz śpiewających:
"Z naszego bólu i znoju Polska powstanie, by żyć". ...
Trzy dni po konferencji, w dniu święta narodowego, 11 listopada 2007 roku,Prezydent Lech Kaczyński udekorował mnie Krzyżem
udekorował mnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia
Polski w czasie uroczystości w Pałacu Prezydenckim......
I tu znowu w mej pamięci przesuwały się szeregi opiekunów, którzy tym dzieciom podali rękę, a którym nikt na ziemi nie podziękował. Podziękował Bóg,

Na mojej fotografii z Prezydentem Kaczyńskim, rozesłanej wielu żyjącym jeszcze "tułaczym dzieciom" w N.Zelandii,Australii,Anglii,Kanadzie i USA napisałem:
"Wierzę, że Naród Polski oczyszczając się z zarazy komunistycznej, skierował po raz pierwszy swoje spojrzenie na tułacze dzieci
posługując się moją osobą".

W imieniu całego Narodu zrobił to jego Prezydent, po raz pierwszy po 66 latach od zsyłki na Sybir.
-------------------
str.305

basket

avatar użytkownika Maryla

9. Niobe spod Wilejki Nasz

Niobe spod Wilejki
Nasz Dziennik, 2012-02-12

W naszej śródziemnomorskiej kulturze znany jest starożytny mit o Niobe -
symbolizującej miłość matczyną, żal nieukojony po stracie dzieci, łzy nigdy
nieotarte, wreszcie bezduszne okrucieństwo prześladowców. Zbolały po śmierci
Urszulki Jan z Czarnolasu pisał w "Trenach": "Nie dziwuję Niobe, że na martwe
ciała swoich najmilszych dziatek patrząc, skamieniała"... Bo tak się właśnie
stało z mityczną Niobe: patrząc na śmierć swych ukochanych dzieci z rąk
okrutnych bogów greckich, skamieniała.

Zawsze przypomina mi się ten mit, gdy czytam wspomnienia Polaków
deportowanych w głąb Związku Sowieckiego. Żeby tylko deportowanych! Ograbionych
najpierw do cna z dorobku życia, głodzonych i upokarzanych, patrzących bezsilnie
na śmierć najbliższych - tych najsłabszych - w drodze na poniewierkę w nieznane.
Polska Niobe ma wiele twarzy. To matka z filmu Jagny Wright "Zapomniana odyseja"
idąca kilkadziesiąt kilometrów po śniegu i mrozie, by przydźwigać do miejsca "posielenija"
nagie, wychudzone ciało zagłodzonego synka, z licznymi śladami jego
zamarzniętych łez. Polska Niobe to matka 13-letniej Janiny Jurkiewiczówny, która
wysiada ze stojącego w zaspach pociągu i brnie w śniegu po pas w kierunku
widocznych świateł jakiejś rosyjskiej chałupy, by przynieść cokolwiek do
jedzenia wygłodzonym dzieciom. Pociąg nagle rusza, a ona bezradna i przerażona
wyciąga ręce w kierunku swoich dzieci: Janeczki i dwóch synków - ośmioletniego i
dwuletniego. Już ich nigdy nie zobaczy i sama przepadnie na nieludzkiej ziemi,
do dziś nie wiadomo, w jaki sposób. Czy jak mityczna Niobe skamieniała w tych
zaspach z rozpaczy?

Rozstanie może być jeszcze okrutniejsze, gdy Niobe wie, że jej ukochane
dzieci żyją gdzieś w Sowietach. Są, a jakby ich nie było! Niobe spod Wilejki
szukała ich do końca swych dni.

Kochana i szczęśliwa

Helena była piękną, wykształconą kobietą, nauczycielką z zawodu i powołania.
Urodziła się 28 grudnia 1907 roku w Kałuszu, w województwie stanisławowskim,
jako córka Anieli i Bazylego Kaszewskich. Maturę zdała w Stryju, ale
najważniejsze i najpiękniejsze, co wydarzyło się w jej życiu, związane było z
Wiszniewem w powiecie Wilejka, w województwie wileńskim. Pracując w miejscowej
szkole powszechnej, piękna nauczycielka znalazła miłość swojego życia. W roku
1936 wyszła za mąż za Czesława Błażewicza - właściciela majątku ziemskiego w
Wiszniewie. W lutym następnego roku urodził im się ukochany, pierworodny
Stefanek, a niemal dokładnie rok później Krysia. Za swoje dzieci Helena
skoczyłaby w ogień. Instynkt macierzyński potęgowało nauczycielskie powołanie.
Marzyła o przyszłości swoich dzieci, w myślach pisała najpiękniejsze dla nich
scenariusze. Gdyby wtedy wiedziała, co się wkrótce stanie, skamieniałaby z bólu.
Głęboka wiara i przekonanie, że Opatrzność czuwa nad nią, miały jej później
pomóc w pokonaniu tego, co wydawało się ponad siły subtelnej i wrażliwej
nauczycielki.

Zapowiedź nieszczęścia

We wrześniu 1939 r. jej świat się zawalił. Wróg napadł na Polskę. Do
Wiszniewa przyszli Sowieci. Czesław Błażewicz jako "krwiopijca" i "wyzyskiwacz"
musiał się ukrywać przed sowiecką "ludową sprawiedliwością". Nie miał złudzeń,
co się z nim stanie, gdy zostanie aresztowany. Przykładów bolszewickiego, tępego
okrucieństwa wobec ziemiaństwa polskiego było wtedy aż nadto. Wieczorami
przekradał się do własnego domu, by zobaczyć żonę i dzieci. Potem i tego
zaprzestał, by nie narażać rodziny. Podobno przeżył w ukryciu, w lęku o bliskich
i w tęsknocie do 1943 roku, gdy został zamordowany. Okoliczności jego śmierci są
nieznane.

Władza sowiecka dała Helenie szansę na "resocjalizację". Teraz miała być
prawdziwą sowiecką "uczycielką", miała mówić i uczyć po białorusku, bo przecież
to już nie Polska... Wysłali ją w grudniu 1939 r. na kurs białoruskiego, ale
było to przede wszystkim szkolenie ideologiczne. Helena nie miała szans, by się
zaadaptować do "nowej rzeczywistości", nawet gdyby chciała, dla dobra swoich
dzieci. Miała polską duszę, w której już nic nie dało się zmienić ani
przestawić. Nieszczęście było kwestią czasu. Jedyny pożytek z "kursu" był taki,
że po raz ostatni spotkała się po kryjomu z Czesławem.

Nie stosowała się do żadnych instrukcji i nie podjęła się sowietyzacji
dzieci. Pracowała dalej w wiszniewskiej szkole, starając się przekazywać uczniom
to, co dobre. Jej własnymi dziećmi opiekowała się w ciągu dnia pani Miłoszewska,
przed wojną pracująca w majątku Czesława.

Przyznaj się, to zobaczysz dzieci...

Pojawiły się pierwsze donosy na Helenę. Sąsiad Franciszek Tumasz ostrzegł ją
przed aresztowaniem. Miało nastąpić w czwartek, 8 lutego 1940 r., rano.
Zostawiła dzieci pod opieką pani Miłoszewskiej i skryła się w lesie, spędzając
tam całą noc i następny dzień. W tym czasie Sowieci przyszli do jej domu,
aresztowali chorego na serce ojca Czesława i wywieźli w nieznane. Helena wróciła
późnym wieczorem, miała wątłą nadzieję, że teraz dadzą jej spokój. Modliła się o
to żarliwie.

W nocy obudził ją wrzask enkawudzistów. Stali nad jej łóżkiem. Kazali się
ubierać. Rewidowali mieszkanie w poszukiwaniu broni, której oczywiście nie było.
Powiedzieli, że musi z nimi jechać do urzędu gminy i podpisać jakieś dokumenty,
potem wróci. To było kłamstwo. Rozdygotana i pełna najgorszych przeczuć ubrała
się, w co popadło, i pojechała z nimi saniami. Nie do urzędu jednak, tylko do
szkoły, gdzie zobaczyła przestraszonych, zwiezionych tu Polaków, wśród nich
znajomą żonę policjanta z Wiszniewa. Spędzili w szkole całą noc. Budził się
chłodny zimowy poranek - sobota, 10 lutego 1940 roku. "Dziesiąty luty będziem
pamiętali. Przyszli sowieci, myśmy jeszcze spali"... Helena nie wiedziała
jeszcze, że oto nadszedł jeden z najgorszych dni w historii kresowych Polaków
pod sowiecką okupacją. Dzień rabunku i pierwszej masowej deportacji w głąb
Związku Sowieckiego.

Gdy nastał świt, 27 sań ruszyło z aresztowanymi w kierunku stacji kolejowej,
w eskorcie uzbrojonych sołdatów. Mimo bardzo wczesnej pory odezwały się dzwony
kościelne i wyszło wielu ludzi, by jeszcze wrzucić coś aresztowanym do sań. To
były upiorne chwile, przypominające Helenie opowiadanie więźnia z III części
"Dziadów". Aresztowano ponad 50 osób, Helena była jedną z dwóch kobiet.

Zawieźli ją nie do transportu na Sybir, lecz do więzienia w Wilejce. Nie bała
się o siebie. To były przepłakane dni niewyobrażalnej tęsknoty za Stefankiem i
Krysią, o których losie nic nie wiedziała. Śledczy doskonale zdawali sobie z
tego sprawę - namawiali Helenę, by przyznała się do "spisku przeciwko władzy
sowieckiej", a wtedy szybko wyjdzie i zobaczy swoje dzieci. Podsuwali jej
nazwiska ludzi, którzy do tego "spisku" należeli. Wśród nich staruszka księdza
Ciszewskiego, wykupionego przed wojną z sowieckiego łagru przez władze polskie.

Helena nie dała się oszukać. Mimo wrzasków, straszenia, wymachiwania pistoletem
stanowczo zaprzeczała przynależności do "spisku". Potem, po wojnie, często się
zastanawiała, po co sowieckim zbirom były te "przyznania się do winy", skoro i
tak robili z Polakami, co chcieli. Doszła do wniosku, że chodziło im o złamanie
ducha poprzez upokorzenie, upodlenie, odebranie szacunku dla siebie. Znowu z
pomocą w wyjaśnieniu sprawy przyszedł Mickiewicz z prologu III cz. "Dziadów":

Mam być wolny - tak! nie wiem, skąd przyszła nowina,

Lecz ja znam, co być wolnym z łaski Moskwicina!

Łotry zdejmą mi tylko z rąk i nóg kajdany,

Ale wtłoczą na duszę...

Męczono Helenę codziennymi przesłuchaniami i karcerem. Była bliska załamania,
ale się nie poddała. Nie przyznała się do żadnej wymyślonej przez enkawudzistów
"winy". Widziała w więzieniu ludzi złamanych, którzy podpisywali wszystko - w
złudnej nadziei, że koszmar się skończy. Ale to był dopiero początek ich
golgoty.

Najgorszy był ten zimny, wodnisty karcer. Po latach wspominała: "Trzeciego
dnia już majaczyłam. Widziałam na podłodze karceru wojsko maszerujące.
Oprzytomniałam na chwilę, a potem znowu widziałam sztandary różnokolorowe i
najwyraźniej nasz, biało-czerwony. Niósł go chłopiec w rogatywce białej, z
paskiem czerwonym. Przytomniałam, ale znowu wracały widzenia. Widziałam mojego
aresztowanego teścia z szeroką czarną opaską na oczach".

Na etapie

19 czerwca 1940 r. skończyło się dla Heleny więzienie w Wilejce, ale o
wolności i o dzieciach mogła tylko marzyć. Nauczyła się jakoś żyć - z bólem, ale
i nadzieją, że synek i córeczka są w domu, pod opieką pani Miłoszewskiej lub
kogoś równie dobrego.

Teraz jechała pod eskortą ciężarówką do Orszy, stamtąd do Mińska, znów do
więzienia. Cele poniżej poziomu ziemi. Po ścianach płynęła woda. Więźniarki
dusiły się i mdlały, nie było powietrza. Betonowa podłoga, na niej barłogi
więźniarek, pluskwy i wszy. Za co to wszystko?

Dziwni tam byli więźniowie. Helena ze zdumieniem odkryła, że z jednej strony
sąsiadują z prostytutkami, a z drugiej z chłopcami 8-14-letnimi! Sieroty po
"wrogach Związku Sowieckiego"! Rok później byli zabijani, razem z innymi
więźniami, gdy Niemcy ruszyli na Sowiety i nastąpiła "ewakuacja" więzień
kresowych. Z Mińska wyruszył marsz śmierci do Ihumenia, nieporównywalny z
jakimikolwiek marszami niemieckimi w 1945 roku. Sowieccy oprawcy zamordowali
najpierw na mińskich dziedzińcach więziennych, a potem w drodze kilka tysięcy
ludzi! Tak zaczynali "wojnę ojczyźnianą"..

Szlakiem wdów katyńskich

Helena miała szczęście, że nie doczekała w więzieniu takiej "ewakuacji". W
marcu 1941 r. została wywieziona, razem z innymi Polkami, do Kazachstanu.
Miesiąc wcześniej wezwano ją przed oblicze "sądu" i skazano na 8 lat więzienia
za szpiegostwo na rzecz Anglii (!) i próbę oderwania części terytorium
sowieckiego!

Jechały szlakiem wdów katyńskich, które w kwietniu 1940 r., podczas drugiej
masowej deportacji obywateli polskich w głąb Sowietów, wywieziono do głodowego
sowieckiego Kazachstanu ze swoimi dziećmi. Dokładnie w tym samym czasie, podczas
tej podróży (!) NKWD strzelało ich mężom i ojcom w tył głowy: w Katyniu, w
Charkowie i w Twerze.

Podróż do Kazachstanu, w bydlęcych wagonach, trwała równo miesiąc! Dostawały
raz dziennie menażkę mętnej "zupy", raz herbatę i raz kawałek chleba. 5 kwietnia
Helena dojechała do Karagandy. Przez miesiąc pracowała morderczo przy budowie
tamy, pchając taczkę z kamieniami.

Pozwólmy sobie przez chwilę na smutną projekcję w późniejsze lata. 10
kwietnia 1994 r. powstał w Karagandzie Związek Polaków w Kazachstanie. Ta
kwietniowa data nie była przypadkowa. Nawiązywała do deportacji "katyńskiej" z
kwietnia 1940 roku. Celem Związku jest wspieranie tożsamości narodowej, kultury
i tradycji Polaków oraz praca na rzecz powrotu do Polski. Z zamieszkujących
współczesny Kazachstan około 100 tysięcy osób narodowości polskiej aż 50 tysięcy
chce powrócić do Polski. Tylko że Polska nie chce, nie są jej potrzebni. Bo
Polska to Europa, a tu takie stare historie nie są trendy...

Wolni?

W lipcu 1941 r. Sowiety podpisały wymuszony przez aliantów układ z Polską.
Były w panicznym odwrocie przed Niemcami. Do tysięcy polskich niewolników na
"nieludzkiej ziemi" zaczęły dochodzić wieści o tym, że teraz są sojusznikami i
że formuje się armia polska do walki "ze wspólnym wrogiem", czyli dotychczasowym
sojusznikiem Sowietów, wspólnie z nimi eksterminującym obywateli polskich...
Dowiedzieli się, że obejmuje ich "amnestia". Byli wszak groźnymi przestępcami,
szpionami, a teraz państwo sowieckie wyciągało do nich rękę!

Helena pracowała od połowy kwietnia na stepie, w łagrze "Bidaik". Na 800
hektarach ziemi polscy niewolnicy uprawiali cebulę, kapustę, buraki, kukurydzę,
kawony, koniczynę, tytoń. Mimo to przymierali głodem, a każdy powrót do łagru po
całodziennej pracy związany był ze szczegółową kontrolą, czy w kieszeni nie
przemycili cebuli "na szkodę państwa radzieckiego". We wrześniu i październiku
zbierali kartofle na tysiącach hektarów. Helena miała ręce popękane do krwi,
paznokcie zgrubiałe na pół centymetra.

Wszelkie wnioski o zwolnienie do "armii Sikorskiego" przyjmowane były
niechętnie. Sowieci nie chcieli polskiego wojska i bali się go. Za to polski
niewolnik był im ciągle potrzebny jako bezpłatna siła robocza. Trzeba było
walczyć o swoje, nie wszystkim starczało sił.

Helena otrzymała zgodę NKWD i 10 listopada 1941 r. wyruszyła w daleką drogę
do Pietropawłowska. Dostała ruble na bilet, dwa ogórki kiszone, dwie surowe
marchewki i półtora kilo chleba. Starczyło na kilka dni, potem była głodówka. Z
Pietropawłowska ruszyła na Krasnojarsk, wysiadła w mieście Szyra, w Chakasji, w
południowo-zachodniej części Syberii. Tu się dowiedziała, że jej teść pracuje w
górach, 70 km od Szyry. To było jedno z nielicznych radosnych wydarzeń w czasie
całego pobytu w Sowietach. Przy powitaniu zalała się łzami. Ojciec był stary i
schorowany, ale jakimś cudem przetrwał. Tak jak Helenie, dodawała mu sił
nadzieja spotkania z bliskimi. Wiadomość o nieznanym losie wnuków przyjął z
wielkim bólem. Zaopiekował się Heleną. Od tej pory mieszkała tam, gdzie on
pracował jako stróż. Wspierali się, Helena prowadziła skromne gospodarstwo,
pomagała przy koszeniu, suszeniu i składaniu siana, przy wyrębie lasu, by jakoś
przeżyć. Ojciec dorabiał wyplataniem koszyków i naczyń z drewna brzozowego.

Jestem nauczycielką

W roku 1944 r. przenieśli ich do Szypilińska i osiedlili w pustej chałupinie,
trzeba było zaczynać wszystko od nowa. Helena była jednak szczęśliwa. Istniała
tu szkoła dla polskich dzieci, które po lekcjach zaczęła uczyć polskiego.
Dobrowolnie, bez wynagrodzenia. Nagrodą było podniesienie głowy i dumna
świadomość, że jest przecież polską nauczycielką. Kiedyś dwoje nauczycieli tej
szkoły przemówiło do niej po polsku. Nie wiedziała wcześniej, że są Polakami...
Prosili, by nie mówiła o znajomości z nimi, bo mogą ich wziąć za szpiegów...
Taki to był "sojusz" polsko-sowiecki. Teraz potrzebni byli nie sojusznicy, lecz
konfidenci, bo Stalin właśnie budował swój "polski rząd", swoją "polską armię" i
szykował się do nowej okupacji Polski - tym razem z błogosławieństwem "naszych
aliantów"...

Do domu?

Wojna dobiegała końca i tęsknota Heleny do Stefanka i Krysi wróciła na nowo z
wielką siłą. Miała przeczucie, że żyją. Tylko gdzie? Kto się nimi opiekuje? Może
ktoś każe im do siebie mówić "mamo"? Może ktoś im mówi, że matka ich porzuciła?
Na myśl o tym zalewała się łzami.

Od maja 1945 r. pracowała w polskim domu dziecka we wsi Bolszaja Jerba w
krasnojarskim kraju. Szkoła była 4-klasowa, Helena uczyła dzieci polskiego.
Wychowawczynie i cały personel byli Polakami. Dyrektor domu dziecka, Franciszek
Karpiński, był wzorowym gospodarzem. Razem z dziećmi nawadniał i uprawiał
ziemię, nauczył kucharki pieczenia chleba. Uprawy przy domu dziecka
kontrastowały z zaniedbanymi polami kołchozu. Sowieci zaproponowali panu
Karpińskiemu, by został dyrektorem kołchozu. Stanowczo odmówił. Po aresztowaniu
zniknął bez śladu...

24 marca 1946 r. Helena razem z ponad stu polskimi dziećmi z Jerby wracała do
Polski. Do domu? W Wiszniewie czekałoby ją nowe aresztowanie. Teraz była
"repatriantką"! Z ziemi rodzinnej wracała "do siebie"! Dotarli do Gostynina,
potem do Szklarskiej Poręby, gdzie Helena pożegnała się z dziećmi.

Dostała pracę nauczycielki na drugim końcu Polski, w Gdańsku-Ujeścisku.
Ciągnęło ją do Gdańska, bo tu przyjechały tysiące wilniuków. Była spragniona
kontaktów z nimi i szukała niezmordowanie wieści o Stefanku i Krysi.

Z Gdańska wyjechała do Kwidzyna, gdzie pracowała w szkole podstawowej i
muzycznej. Tu przeszła na emeryturę. W 1982 r. przeniosła się na Śląsk, do
Pszczyny. Tam umarła w 1992 r. i tam została pochowana. Najważniejsze dokumenty,
jakie po sobie pozostawiła, dotyczyły poszukiwań Stefanka i Krysi. Przed
śmiercią przekazała je Halinie Młyńczak z Gdyni - sybiraczce, córce oficera
zamordowanego w Katyniu.

Nie ta matka, co urodziła...

Oto, co udało się ustalić Helenie. Przez dwa miesiące po jej aresztowaniu
dzieci były pod opieką pani Miłoszewskiej. W kwietniu 1940 r. zostały
deportowane razem z Polką z Wiszniewa, panią Knyrową. Krysia skończyła właśnie
dwa latka. Knyrowa źle znosiła trudy deportacji - fizycznie i psychicznie. Na
pewnej stacji pod Niżnym Nowogrodem (wtedy Gorki) oddała Stefanka komendantowi
obozu karnego, niejakiemu Pierożyńskiemu. Chłopiec był ładny i rezolutny,
"transakcja" nie trwała długo. Krysię oddała jakiejś kobiecie, podobno Polce z
pochodzenia.

W zachowanych po Helenie Błażewiczowej papierach są pisma w języku polskim i
rosyjskim, starannie wykaligrafowane, by każdy mógł przeczytać i zrozumieć.
Pisała do wszystkich możliwych władz jeszcze w czasie trwania wojny, po wyjściu
z więzienia. Z Moskwy Helena dostała wiadomość, że tej kobiety, co wzięła
Krysię, nie mogą znaleźć. W marcu 1946 r., tuż przed wyjazdem z Sowietów, Helena
dostała wiadomość, że jej synek przeszedł już "opcję" i na granicy go jej
oddadzą. To było jeszcze jedno sowieckie oszustwo. Przez granicę przejechali
zaplombowanymi wagonami. W Polsce nic nie wiedziano o jej sprawie.

Jeszcze podczas pobytu w Sowietach Helena nawiązała kontakt korespondencyjny
z Pierożyńską, która wychowywała Stefanka. Pierożyńska przekonywała ją, że
Stefanek ma u niej dobrze, a ona nie wyobraża sobie życia bez niego... Po
interwencji Związku Patriotów Polskich, z którym Sowieci się liczyli, Stefanek
trafił na dwa tygodnie do domu dziecka, skąd Helena miała go odebrać.
Pierożyńska przedstawiła jednak sfałszowane zrzeczenie się przez Helenę praw
rodzicielskich i zabrała dziecko!

Pani Błażewiczowa nie ustawała w staraniach. Na ślad Krysi nie udało się
nigdy trafić, ale po latach, gdy Stefan był już w wojsku, zdobyła jego adres
przez PCK i zasypała go listami. Odpowiedzi nie było. Jaką wersję o matce mu
przedstawiono, że te listy, oblane jej łzami, nie zrobiły na nim wrażenia? A
może nigdy nie dotarły do rąk adresata? Cenzura wojskowa? Przecież żołnierz
sowiecki nie powinien mieć żadnych dylematów...

Jeszcze raz udało się nawiązać kontakt ze Stefanem siostrze Heleny. Odpisał,
że "nie ta matka, co rodziła, tylko ta, co wychowała"...

"Szanuję jego wolę, ale nie wierzę do końca, że to jego słowa" - napisała
zbolała Helena w jeszcze jednym liście do Moskwy. "Czy on w ogóle wiedział, że
miał siostrę i że jego matka, kochająca go i tęskniąca za nim przez lata, całe
swe życie poświęciła cudzym dzieciom"?

* * *

Wśród dokumentów po Helenie Błażewiczowej jest piękne świadectwo
Ireny Wasilewskiej, spisane 30 sierpnia 1943 r. w Teheranie. Irena była
współwięźniarką, pamiętała Helenę z więzienia w Wilejce: "Błażewiczową trawiła
tęsknota i niepokój. Gdzie są jej Stefanek i Krysia? Czy ich odzyska? Wpadała
często w zadumę. Nie płakała i nie skarżyła się. Widziałam, jak jej usta
poruszają się cicho szeptaną modlitwą. Miała w sobie jakąś dziwną moc, która
bezwiednie udzielała się innym (...). Eugenia Sienkiewicz siedziała z nią potem
w więzieniu w Mińsku. W pobliżu więzienia był ogród, w którym bawiły się dzieci
z przedszkola. Helena słuchała chciwie dziecinnych głosów dolatujących przez
zakratowane okno. Miała łzy w oczach. Te dzieci były w wieku Stefanka i
Krysi"...

"Nie dziwuję Niobe (...), że skamieniała"... Niobe spod Wilejki
nie skamieniała, nie poddała się nigdy. Do ostatnich dni swojego życia wierzyła
w spotkanie ze Stefankiem i Krysią. Kiedyś ich na pewno spotka...

Autor dziękuje pani Halinie Młyńczak za udostępnienie dokumentów
po śp. Helenie Błażewiczowej.

Piotr Szubarczyk Instytut Pamięci Narodowej Oddział w
Gdańsku


http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=1142144

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

10. Mam Nadzieję,ze kiedyś spotkają

i wtedy Matka wszystko im opowie,polskie Niobe...ile WAS było,nikt tego nie zliczy

gość z drogi

avatar użytkownika sówka55

11. Nigdy o Nich nie zapomnimy!

Bo cóż bylibyśmy warci, gdybyśmy o Nich nie pamiętali...

Niech odpoczywają w pokoju, godnie przysłużyli się Ojczyźnie!

Anna, Sówka