♦ „Nie chcemy komuny!” (12) P.W.Jakubiak

avatar użytkownika wielka-solidarnosc.pl

Odcinek 12
.
Załęże – dzień powszedni
Pewnego dnia na naszym piętrze gruchnęła wieść: złapali wronę! Internowani biegiem zgromadzili się w celi, która miała być w jej posiadaniu. Mieliśmy dokonać egzekucji. Niestety, okazało się, że to była kawka. Niewinny ptak został wypuszczony.

W naszym III oddziale (równoważnik piętra) było dwóch przewodniczących regionów: nasz Stasiu Krupka i rzeszowski – Antoni Kopaczewski, syn sławnego partyzanta. Krupka był młodym chłopcem, w czasie internowania raczej bierny, ale zawsze pamiętał o swojej godności przewodniczącego Regionu i członka Komisji Krajowej. Więcej aktywności wykazywał „Kostek” – Kazimierz Rostek, który już wtedy myślał o doskonałej organizacji podziemia. On to nauczył mnie najdumniejszej pieśni internowanych – Pieśni Konfederatów Barskich według słów Słowackiego. Był to potężny i dumny śpiew, który mógł rzeczywiście obalać mury:

Nigdy z królami nie będziem w aliansach,
Nigdy przed mocą nie ugniemy szyi,
Bo u Chrystusa my na ordynansach,
Słudzy Maryi.

Do tej samej melodii był też ułożony inny, uaktualniony tekst:

Choć przeżyliśmy tu trudnych chwil wiele,
Nigdy przez wroga nie będziem złamani,
Bo przyświecają nam szczytne idee,
Internowani.

Bieżącym życiem więźniów kierował doktor Zygmunt Łupina, nauczyciel historii z Lublina, członek Zarządu Regionu Środkowo-Wschodniego. Łupina zorganizował Wszechnicę Internowanych Załęże (skrót WIZA). Był to po prostu cykl wykładów dla wszystkich chętnych. Tematy zależały od specjalności wykładowców i oczywiście ich przydatności w sytuacji uwięzionych działaczy, którzy dopiero w więzieniu mieli czas, żeby się uczyć, jak należy działać. Zachował się spis tematów na jeden tydzień:

15.06. Wolność na miarę miłości – rozumienie wolności jakie niesie Pismo Św.(Igor).
Historia I
16.06. Pojęcie wolności w mentalności szlachty polskiej (Waldek)
Antynomie liberalnej koncepcji wolności (Wojtek)
Kilka uwag o wolności materialnej (Wojtek)
Historia I
17.06. Polska wolność romantyczna (Piotr)
Wolność transcendentalna (Marek, Krzysiek)
Historia II (Marian)
18.06.Historia II (Marian)

Daty odnoszą się oczywiście do czerwca 1982 roku. Historia I była wykładana przez samego Zygmunta. Piotr to oczywiście ja. Nie pamiętam, czy Marian oznacza Mariana Piłkę. Był to człowiek mało aktywny, uczył się samotnie angielskiego, ale być może zgodził się na wygłoszenie paru wykładów.

Internowani z Załęża w szpitalu i koperta upamiętniająca głodówkę

Ja miałem dużą wiedzę z historii i, jako filolog, najpełniejszą wiedzę z literatury polskiej. Było to ważne, ponieważ w odróżnieniu od normalnego uniwersytetu nasza wszechnica nie posiadała biblioteki. Nie mieliśmy żadnych książek ani skryptów. Do wykładów musieliśmy się przygotowywać posługując się wyłącznie pamięcią. Mówiłem o pojęciu wolności, które ukształtowało się u Polaków w XVIII – XIX wieku w czasie powstań narodowych.
Chodziło o wolność Polski, wolność narodu, a nie tylko wolność osobistą. Wtedy Polacy nie rozróżniali między jedną a drugą: szczęścia w życiu nie znalazł, bo go nie było w Ojczyźnie. Cena wolności jest bardzo wysoka, a płaci się tylko krwią. Hierarchia wartości Polaków była inna niż np. Anglików. Najwyższą wartością była wolność Ojczyzny. Natomiast życie ludzkie, w tym własne życie, stawiano na drugim miejscu. Dlatego cena życia była do przyjęcia. Za rzecz najcenniejszą płacono czymś, co miało wartość mniejszą. Obecnie wiele narodów otwarcie przyznaje, że dla nich życie ludzkie jest najwyższą wartością. Nic dziwnego, że przy takich poglądach wolność umiera.
Współcześni Polacy również stracili swoją hierarchię wartości. Są zagubieni: chcieliby mieć wolność, ale zbyt wysoko cenią życie doczesne. Chcieliby niepodległości, ale za zbyt niską cenę. Za cenę życia kilkudziesięciu czy kilkuset ludzi nie kupi się wolności narodu. Trzeba przelać krew tysięcy, może setek tysięcy.
Jako profesorowie szkół średnich mieliśmy obowiązek i pełne prawo nauczania naszych kolegów, którzy nie posiadali średniego wykształcenia. Jednym z nich był Wiktor Juda, który został aresztowany w czasie przygotowywania się do matury. Zygmunt postanowił więc zorganizować maturę specjalnie dla niego. Mieliśmy pełny skład komisji maturalnej, która pracowała uczciwie nad przygotowaniem zestawów pytań z poszczególnych przedmiotów. Jeszcze ciężej pracował Wiktor, który musiał się przygotować do zdawania przed surową i profesjonalną komisją, w obecności pełnej sali widzów – swoich współwięźniów. Zdał bardzo dobrze i otrzymał piękny dyplom z naszymi podpisami. Dyplom był wykonany przez jednego z wykładowców Wszechnicy – Krzyśka Goławskiego.

Koperty poczty internowanych w Załężu

Twórczość „spod celki”
Krzysiek, młody działacz Konfederacji Polski Niepodległej z Siedlec, produkował piękne znaczki pocztowe, koperty ilustrowane i stemple okolicznościowe Solidarności. Jako filatelista cieszyłem się bardzo z tego, że los pozwolił mi przebywać w jednym więzieniu i na tym samym piętrze z tak utalentowanym projektantem-grawerem-drukarzem. Dawałem mu też pewne rady z punktu widzenia kolekcjonera. Jedynym brakiem jego produkcji było to, że znaczki nie znajdowały się w rzeczywistym obiegu pocztowym. Były więc w istocie tylko nalepkami.
W pewnym sensie były wzorowane na znaczkach oficerskich obozów jeńców wojennych w Niemczech w czasie II wojny (Oflagi). Jednak w oflagach funkcjonowała autentyczna poczta – przesyłki były przenoszone z baraku do baraku. Ubecja odmówiła nam tej „uciechy”, którą Niemcy udostępnili byli swoim więźniom. O ile wiem, Krzysiu wyprodukował nawet katalog swoich znaczków.

Koperty poczty internowanych w Załężu

Inni więźniowie zajmowali się podobnymi dziedzinami sztuk plastycznych. Produkowali małe rzeźby z chleba, obrazki z tubek po paście do zębów, plakaty, nalepki, flagi i transparenty, krzyżyki, medaliki i figurki. W mojej celi wisiał zwyczajny krzyżyk z chleba i mała gałązka świerkowa z biało-czerwoną wstążeczką – pamiątka z Bożego Narodzenia 1981. Kiedy wychodziłem z więzienia, zabrałem te pamiątki i mam je do tej pory.
Przed wyjściem na „wolność” wielu więźniów wyszywało pamiątkowe napisy i symbole na swoich więziennych koszulach. Ja zachowałem ją taką, jaka była. Wydawała mi się bardziej autentycznym eksponatem dla przyszłego muzeum Solidarności. Pewno nie miałem racji. Koszule wyszywane są teraz równie autentyczną i ciekawą pamiątką z tego okresu.

Bardzo ważne śpiewanie
Zygmunt wzywał internowanych na apele poranne i wieczorne. Tradycyjnym zwyczajem polskich więźniów śpiewaliśmy na początek „Kiedy ranne wstają zorze”, a na zakończenie hymn Solidarności. Organizował modlitwy i Msze Święte (chociaż twierdził, że był ateistą), obchody naszych narodowych rocznic, a także zbiorowe śpiewy bez żadnej okazji. Po prostu żeby się wyśpiewać, podnieść na duchu internowanych, a także innych więźniów, z którymi nie mieliśmy bezpośredniej łączności, bo siedzieli w innych blokach. To byli przede wszystkim „złodzieje”, ale także więźniowie polityczni, członkowie KPN, żołnierze, którzy odmówili wykonywania antynarodowych rozkazów, czy wręcz służby we wronim wojsku Jaruzelskiego.

Koperty poczty internowanych w Załężu

Czasem taki zbiorowy śpiew był nagrywany na kasety, które potem były przemycane na zewnątrz, konspiracyjnie kopiowane i rozprowadzane kanałami kolportażu.
Po wyjściu z internowania kupiłem w Warszawie kasetę z Załęża, a także z Łupkowa i z Gołdapi. Prócz dawnych piosenek wojskowych i patriotycznych były tam nowe teksty do starych melodii, a także pewien procent utworów zupełnie nowych. W sumie są to setki utworów, w których bez przesady zawarta jest cała naprawdę ważna historia i ideologia Solidarności. Ta prawdziwa, a nie spod znaku Geremka czy Mazowieckiego. Wielkie wrażenie robiła Rapsodia grudniowa:
Cisną się słowa rozpaczliwej pieśni:
„Powstańmy bracia, gdy nam Bóg rozkaże,
Z otchłani gruzów i śmiertelnej pleśni!”
Krew ludu na was i na syny wasze!

Przesłuchania
Od czasu do czasu internowani byli wzywani i doprowadzani na przesłuchania. Niektórzy odmawiali, stawiali czynny opór, byli bici, doprowadzani na siłę. Inni szli z przekonania, że tak trzeba, że potrafią wytrzymać i pokazać ubecji, że pół roku wojny nie doprowadziło do ich zwycięstwa. Ktoś mi poradził, żeby iść, kiedy przyjdzie na mnie kolej. Poszedłem, bo chciałem to zobaczyć, chciałem nabrać więcej doświadczenia na przyszłość. Nie było to straszne. Ubek mówił spokojnie i grzecznie, tytułując mnie przez „pan”. Jego monolog sprowadzał się do tego, że powinienem wyjść z więzienia, zerwać z internowanymi, wrócić do rodziny, która za mną tęskni. Żeby to osiągnąć, powinienem coś podpisać, mianowicie oświadczenie potępiające Solidarność. Uważałem, że taka rzecz byłaby bardzo szkodliwa i spokojnie odmówiłem, nie podając powodu. Dla mnie nie do pomyślenia było podpisanie w więzieniu oświadczenia, które mogłoby być opublikowane w prasie reżimowej, odczytane w ich telewizji. Dla tysięcy ludzi byłby to dowód, że ubecja mnie złamała. Tymczasem nie byłem jeszcze nawet dobrze pobity. Zresztą ubek nie wydawał się wierzyć, że jego namowy przyniosą skutek. Zakończył swoje przesłuchanie czy rozmowę bez żadnego wyniku. Odprowadzono mnie za kratę.

Znaczki poczty internowanych w Załężu

Miałem na tyle szczęścia, że nie proponowano mi już nigdy więcej zwolnienia, paszportu, wyjazdu. Nie wiem, dlaczego. Może nie byłem dostatecznie ważny. Może według najnowszych rozkazów nie należało już internowanych wysyłać za granicę. Wielu ludzi zostało już zwolnionych, większość z nich nie wyjechała z kraju, a po prostu wróciła do rodzin. Część przebywała w szpitalach, niektórzy umarli wkrótce po zwolnieniu.

Wolność (?)
Więzienie zaczynało robić się luźne. W lipcu, po zwolnieniu Trzuskota, pozostałem w celi sam. Również inne cele miały często pojedynczych lokatorów. Jedna cela na naszym piętrze stała pusta. 25 lipca zostałem zwolniony z internowania. Nie podpisywałem przy tym żadnych zobowiązań czy oświadczeń. Dwa dni wcześniej zostali zwolnieni Wiktor Juda i Andrzej Miąsik oraz Kazik Weber z Rudnika nad Sanem, członek Prezydium Zarządu Regionu w Stalowej Woli, o czym jednak wtedy nie wiedziałem.
Spakowałem małą „samarkę” (płócienna torba z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża), do której włożyłem swoją więzienną koszulę. Podszedłem do kraty. Koledzy ustawili się w pobliżu po obu stronach korytarza. Podawałem rękę i żegnałem się z każdym po kolei.
- Do zobaczenia w wolnej Polsce! – krzyczeli zgodnie ze zwyczajem. Podnieśliśmy ręce w znaku zwycięstwa. Zygmunt zaczął śpiew „Solidarni, nasz jest ten dzień”. Klawisze spokojnie czekali, aż ceremonia pożegnania dobiegnie końca. Kiedy otworzyli kratę, przekroczyłem ją. Koledzy pozostali po drugiej stronie. Przeszli do następnych punktów programu: „Płonie komitet”, „Nie chcemy komuny!”… Odprowadzony przez klawiszy przeszedłem wszystkie kraty jedna za drugą w odwrotnym kierunku. Na dole szybko dopełniono formalności. Wydali mi depozyt, bilet na autobus i świadectwo zwolnienia, w którym było napisane, w jakim terminie mam się zgłosić w komendzie milicji właściwej dla miejsca zamieszkania. Otworzyła się ostatnia brama i szybko się zamknęła.

Znaczki poczty internowanych w Załężu

Stałem po drugiej stronie muru. Słońce świeciło. Wszędzie naokoło było zielono. Czułem się, jak zapewne czuje się każdy więzień w takiej sytuacji: jak nowo narodzony. Zaczynałem nowe życie. Nawet miesiąc więzienia wystarcza. Tak mi mówili od początku. Jeżeli przetrzymasz ten pierwszy miesiąc, to potem już nie ma znaczenia, jak długo siedzisz. Przyzwyczajasz się. Trzy miesiące, trzy lata, wszystko jedno. Jesteś już więźniem. Byłem już starym więźniem, który wyszedł na tzw. „wolność”.
Problem, czy wyjechać, czy zostać, miał dla mnie zaistnieć dopiero po kilku latach.

Piotr Wiesław Jakubiak

.

Strona na której publikujemy wspomnienia

Zapowiedź publikacji

 

.

napisz pierwszy komentarz