♦ „Musicie być razem z Narodem”
Książkę na wakacje poleca Maria Perlak
„Był to okres „Solidarności”, kiedy Ksiądz Prymas [Stefan kardynał Wyszyński] w swoim głębokim zrozumieniu potrzeb ludzi posyłał księży do strajkujących robotników, którzy prosili o Mszę świętą. Ksiądz katolicki – mówił – musi być razem z narodem, bo polski ksiądz zawsze był z narodem w chwilach trudnych. Chciałem wykorzystać pewną sytuację – wspomina ks. prałat Zdzisław Król – kiedy łatwiej było załatwić z władzami różne nasze potrzeby i prośby. Prymas wziął mnie wtedy za głowę, przytulił do siebie i powiedział: „Zdzisiu! Pamiętaj, że Kościół musi być mocny własną mocą, a nie słabością przeciwnika…”
„Wspomnienia o Stefanie kardynale Wyszyńskim” to książka, która wzruszy zarówno dojrzałego, jak i młodego czytelnika. Jej wartość tkwi nie tylko w tym, że poświęcona jest wielkiemu Polakowi – Prymasowi Tysiąclecia. Nieprzeciętne są także osoby wspominające wielkiego Prymasa.
We wstępie ks. Bronisław Piasecki napisał:
„We wrześniu 1983 roku, w 30 rocznicę aresztowania Prymasa Wyszyńskiego, rozpoczęły się w kościele Najświętszego Zbawiciela w Warszawie, wieczory modlitwy o beatyfikację kardynała Stefana Wyszyńskiego. Spotkania modlitewne odbywają się dnia 28 każdego miesiąca w czasie wieczornej Mszy świętej. Na początku były to spotkania ze świadkami, którzy na różnych etapach życia i w różnych dziedzinach pracy spotykali się z Kardynałem Stefanem Wyszyńskim. Ich wypowiedzi stanowią treść niniejszego zbioru wspomnień. Układ książki podyktowany został chronologią życia Księdza Prymasa. Rozpoczynają ją świadectwa krewnych Kardynała, którzy wspominają lata dziecięce i dom rodzinny. Dalsze stronice wypełniają wypowiedzi kolegów z ławy szkolnej i z seminarium oraz wspomnienia osób, które spotykały się z księdzem Wyszyńskim w czasie okupacji, następnie w okresie jego biskupstwa w Lublinie, i wspomnienia dotyczące przeszło 32 lat jego życia i pracy na Stolicy Prymasowskiej w Gnieźnie i Warszawie.”
Pomimo bogactwa ok. 50 wspomnień książka nie jest zbyt gruba – liczy ok. 260 stron. Czyta się ją „jednym tchem”, a potem wraca do kolejnych fragmentów, by się w niej rozsmakować. Osoby wspominające Prymasa stosują różny – a właściwy każdemu z przemawiających – typ narracji, przedstawiają rzeczy wielkie ale i zwykłe – z szarej codzienności. Postać Kardynała jest opisana żywo i wnikliwie, bogatym słownictwem, słowami płynącymi z serca – od osób, które Stefana Wyszyńskiego kochały. Wiedziały, że jest osobą nieprzeciętną, świętym.
Sam papież, Jan Paweł II podczas uroczystej inauguracji pontyfikatu w Watykanie w dniu 22 października 1978 r., podczas homagium, nieoczekiwanie ukląkł przed Kardynałem Stefanem Wyszyńskim, Prymasem Polski i pocałował go w rękę. Mówił nazajutrz:
„Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry – i tego okresu dziejów Kościoła w naszej Ojczyźnie, które związane są z Twym biskupim i prymasowskim posługiwaniem”.
Do nauczania Kardynała Wyszyńskiego odwoływał się Ksiądz Jerzy Popiełuszko w swych słynnych homiliach głoszonych po 13 grudnia 1981 r. w kościele Stanisława Kostki na Żoliborzu. Gdy został zamordowany jakby przycichł głos Prymasa Tysiąclecia w sferze publicznej. Książka „Wspomnienia o Stefanie kardynale Wyszyńskim” może w pewnym stopniu wypełnić tę lukę. Jest piękna i łatwa w odbiorze dla każdego czytelnika. Nie tylko dla takiego, który pamięta czasy PRL, ale także dla pokolenia urodzonych po 1989 r. Po lekturze „Wspomnień…” zaczynają przemawiać do czytelnika znaki miejsca i czasu, budzi się duma narodowa i odradza wiara. Czytelnik poznaje bowiem wielkość swego Narodu! Wie, że ma prawo do szukania swego miejsca w Kościele.
Ksiądz Prymas w swojej homilii z 1977 r. (przytaczanej przez księdza Andrzeja Przekazińskiego) mówił:
„Wiele mamy do przekazania przyszłym pokoleniom, ale to, co jest najdonioślejsze, to czysta duchowość naszego Narodu, który ma prawo do własnej, rodzimej, niezależnej kultury, do własnego języka, nie zniekształconego i nie przybrudzonego przez naloty śmieci. Musimy mieć ambicje, bo nie jesteśmy narodem śmieci. Jeden z wybitnych twórców polskiej kultury, gdy znalazł się w więzieniu za protest przeciwko określeniu naszego narodu, jako „narodu śmieci”, napisał na ścianie: <<Śmiecie mówić, że my śmiecie? My nie śmiemy, a wy śmiecie>>. My nie śmiemy i nie pozwolimy, aby ktokolwiek uważał naród polski za naród bez swojej własnej mowy ojczystej, bez własnej tożsamości, bez dziejów i bez kultury, na którą nas jak widać, stać! /…/
Może was nieco niepokoić, że stajecie przed ołtarzami, by powiedzieć to, czego serce wasze pragnie. Wiedzcie, że to jest wasze miejsce. Wystarczy tu miejsca i dla was, i dla kapłanów, którzy są sługami narodu. Zrozumiecie się wzajemnie. Każdy z was jest wielkością. Trzeba w to wierzyć. Naród, który nie wierzy w wielkość i nie chce ludzi wielkich, kończy się. Trzeba wierzyć w swą wielkość i pragnąć jej. To nie zarozumiałość. Wielkość wiąże się z prawdą, a Prawda stoi u ołtarzy. Pragniecie uwiecznić swoje słowo. Posłuchajcie, co mówi Chrystus: <>. Wystarczy miejsca w świątyniach Bożych, i dla Ewangelii, i dla waszej twórczości, którą ubogacacie życie narodu. Bóg wam zapłać!”
Tych trzech kapłanów: Jan Paweł II, papież, Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Tysiąclecia i beatyfikowany męczennik ksiądz Jerzy Popiełuszko wyznaczają dla nas Chrystusowe drogi we współczesności. Świadectwo życia Karola Wojtyły i Jerzego Popiełuszki – księży młodszych generacji wskazuje na kluczowe znaczenie Wielkiego Prymasa. Nie bez przyczyny powszechnie zwracano się do Kardynała Wyszyńskiego – „Ojcze”.
Dobrze się stało, że opublikowano właśnie wspomnienia o Kardynale Wyszyńskim (Wydawnictwo M, Kraków 2011, www.mwydawnictwo.pl). Mogą być one inspiracją do działań duszpasterskich, szkołą miłości Ojczyzny i Kościoła, świetną lekcją historii Polski (i Kościoła w Polsce), a nade wszystko spotkaniem z Człowiekiem, który może uczyć służby „Soli Deo” („Jedynie Bogu”), przez co książka może być punktem odniesienia w pracy nad sobą.
Ponieważ wspomnienia wygłaszane były w związku z 30-tą rocznicą aresztowania Prymasa, a więc od roku 1983, warto dodać, że w tym czasie znane już były „Zapiski więzienne” Kardynała Stefana Wyszyńskiego (wydane min. w tzw. II obiegu). Nic więc dziwnego, że internowani w czasie swego uwięzienia głęboko przeżywali wspólnotę losu z więzionym Prymasem i dawali temu wyraz w swojej konspiracyjnej, więziennej twórczości. Gdy po zwolnieniu ostatnich internowanych w 1982 r. okrzepło solidarnościowe podziemie konspiratorzy nadal pamiętali nauczanie Wielkiego Prymasa i o niepodległość Polski walczyli bez użycia przemocy.
20 maja 1989 w Katedrze Warszawskiej Ksiądz Prymas Józef Glemp rozpoczął proces kanonizacyjny Sługi Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego.
A teraz przytoczmy fragmenty wspomnień, aby zachęcić do ich lektury.
„Początek naszego stulecia – Ojczyzna pod zaborami obcych władców. Polaków łączy jedynie mowa ojczysta i wiara w Boga. Na pograniczu Mazowsza i Podlasia, nad Bugiem, leży mało znacząca wieś polska, nazywa się Zuzela. Wokoło wsi – łąki, lasy, pola i dużo piasku. Idziemy drogą przez wieś. Na prawo kościół, obok plebania. /…/ Koło szkoły organistówka. /…/ W 1901 roku przychodzi na świat Stefan – dziedzic nazwiska. (Janina Jurkiewicz, siostra księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego).
„Poznałem przyszłego Księdza Prymasa w 1926 roku, kiedy jako student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przyjeżdżał latem do ojca Korniłowicza. Był z nim duchowo związany. Zawsze kiedy przyjeżdżał, był uśmiechnięty i miły dla nas. Z chwilą wybuchu wojny ojciec Korniłowicz wyjechał do Lasek. Kapelanem został starszy ksiądz, który nie mógł wszystkiemu podołać. W 1942 roku przyjechał do nas ksiądz profesor Wyszyński i objął obowiązki kapelana. Był u nas pełne dwa lata. /…/ Kiedy już Powstanie [Warszawskie] upadło, wydawało mi się, że trzeba błagać Boga o miłosierdzie i odwrócenie tego wszystkiego, co się dzieje. Ksiądz Profesor powiedział mi spokojnie: „Siostro! Trzeba się modlić i dziękować Bogu, że możemy brać udział w cierpieniu całego kraju. Ta modlitwa ma być nie tylko błagalna, ale i dziękczynna” – dodał. (Siostra zakonna Róża Szewczuk, Franciszkanka Służebnica Krzyża).
„Na ingres Księdza Biskupa w dniu 26 V 1946 roku Lublin przygotował się tak odświętnie i uroczyście, jak tylko było to możliwe. Był piękny słoneczny dzień, niedziela. Na całej trasie, którą miał przebyć Ksiądz Biskup, a więc od KUL-u do katedry przez główną ulicę miasta, wszystkie domy i gmachy instytucji publicznych były najokazalej udekorowane. W pobliżu KUL-u, dokąd miał nadjechać, zgromadziły się tłumy. Byłam i ja w poczcie sztandarowym naszej szkoły. /…/ Wkrótce po ingresie, w dniu Zielonych Świąt odbyło się w katedrze pierwsze po latach bierzmowanie kilku tysięcy ludzi dorosłych, a w przeddzień – młodzieży szkolnej w kościele SS. Wizytek. Pamiętam kościół wypełniony po brzegi. Staliśmy w miejscu, w szeregu wzdłuż kościoła, a Ksiądz Biskup podchodził do nas. Wreszcie zbliża się do mnie. Pyta – odpowiadam. I nagle – czuję uderzenie w policzek tak mocne, że aż zabolało. Zdumiona patrzę na koleżanki. One też są zaskoczone. Nie myślałyśmy, że to tak ma być. Po zakończeniu ceremonii krótkie kazanie, a w nim wyjaśnienie: „Uderzenie w policzek to nie symboliczny gest, to prawdziwy <
„Pamiętamy, że 25 marca 1946 roku w dzień Zwiastowania NMP ksiądz Wyszyński otrzymał nominację na biskupa lubelskiego. Pamiętamy również o tym, że konsekracja miała miejsce 12 maja tegoż roku na Jasnej Górze. Minął krótki czas i dnia 12 listopada 1948 roku, w uroczystość 5 polskich Braci Męczenników, Ojciec św. Pius XII mianował księdza biskupa Stefana Wyszyńskiego arcybiskupem Gniezna i Warszawy, a tym samym Prymasem Polski. Bulla nominacyjna została podpisana cztery dni później, czyli 16 listopada, w uroczystość Matki Bożej Ostrobramskiej, Matki Miłosierdzia. (Dr Roman Kukułowicz, pracownik naukowy KUL).
„Rankiem 26 września [1953 roku] – jak grom z jasnego nieba spadła na Warszawę wieść o „internowaniu” Kardynała Prymasa. Tego dnia rano do pracy w Sekretariacie Prymasa Polski nie można się było dostać. Telefon był nieczynny i drzwi strzeżone. Odbywała się jeszcze rewizja, zabierano część akt z archiwum. Ten dramatyczny dzień zapowiedziany niejako został w dniu 4 czerwca [1953 roku] podczas procesji Bożego Ciała w kazaniu wygłoszonym przy ostatnim ołtarzu. Prymas pragnął tę wielką rzeszę, liczącą setki tysięcy wiernych, zapoznać z sytuacją Kościoła. /…/ Ostatnią wizytację duszpasterską przeprowadził w Bazylice Serca Jezusowego na Pradze. Było to 19 i 20 września [1953 roku]. /…/ Po Mszy św. wieczornej wygłosił pożegnalne przemówienie, przedstawił wiernym zasady i drogi postępowania – jakby miał nas opuścić. Zakończył: „Gdyby wam mówiono, że Prymas zdradził sprawę Bożą – nie wierzcie. Gdyby wam mówiono, że ma nieczyste ręce – nie wierzcie. Gdyby mówiono, że działa przeciwko narodowi i własnej Ojczyźnie – nie wierzcie. Gdyby mówiono, że stchórzył – nie wierzcie. Nigdy nie zdradzę sprawy Kościoła, choćbym miał za to zapłacić życiem i własną krwią”. Plac wypełniony wiernymi żegnał swojego Arcypasterza jakby przeczuwając dłuższą z nim rozłąkę.” (Ksiądz Leon Szała, Salezjanin, od 1950 r. pracownik Sekretariatu Prymasa Polski).
„Świątynia w Rywałdzie to niewielki kościół. W głównym ołtarzu znajduje się figura Matki Bożej z dzieciątkiem Jezus, której kult datuje się od XIV wieku. /…/ Pod koniec 1946 roku kapucyni objęli znów klasztor i kościół razem z parafią. Należało przeprowadzić remont, ale nie było możliwości. Ten stan rzeczy trwał przez 20 lat. Brakowało wody. Pompować ją trzeba było ze studni. Nie było także oświetlenia. Posługiwaliśmy się lampą naftową i świecami. Remontu wymagały wszystkie pomieszczenia. W takich warunkach znalazł się Ksiądz Prymas. /…/ Po północy ojciec Jan Kanty obudził mnie mówiąc, że przed klasztorem są przedstawiciele Urzędu Bezpieczeństwa. /…/ Nikt nie zauważył, kiedy i jak wprowadzili Księdza Prymasa. /…/ Jego pobyt w Rywałdzie był otoczony tajemnicą. Na wszelkie pytania odpowiadano przecząco. /…/ Chcieliśmy w jakiś sposób udostępnić Uwięzionemu przynajmniej głos modlitwy, śpiew czy grę na organach. Otwieraliśmy drzwi na korytarz chórku zakonnego i brat organista grał wtedy głośniej. Ksiądz Prymas odczuł to. Mamy nawet wzmiankę o tym w „Zapiskach więziennych”, pod dat a 11 października 1953 roku. Wiadomość o pobycie Księdza Prymasa w naszym klasztorze udało się nam przesłać do Kurii Metropolitarnej w Warszawie. Odebrał ją ksiądz Józef Sitnik. Kiedy i jak wywieziono Księdza Prymasa z Rywałdu, też nikt nie widział i nie zauważył. Wprawdzie 12 października [1953 roku] wieczorem był jakiś ruch, ale nie mogliśmy się zorientować o co chodzi. Tylko na drugi dzień przyszedł do nas zastępca szefa i powiedział, że oddaje klasztor. Trzeba było sprawdzić, czy wszystko jest na miejscu. W celi, w której przebywał Ksiądz Prymas, z radością zobaczyliśmy na ścianach narysowaną ołówkiem Drogę Krzyżową. Każda stacja zaznaczona była maleńkim krzyżykiem i pod nim odpowiedni napis. (Ojciec Wiesław Sujak, Kapucyn z Rywałdu).
„Ksiądz Prymas wyszedł z więzienia w roku złożenia Ślubów Narodu, w październiku – a więc w miesiącu Matki Najświętszej i to w sobotę. Stało się tak, jak pragnął i o co się modlił. /…/ Na drugi dzień, w uroczystość Chrystusa Króla, Ksiądz Prymas wrócił do Warszawy. Bardzo chciał jechać na Jasną Górę. Powiedział, że przez cały czas więzienia myślał, że najpierw pojedzie do Matki Bożej, żeby jej podziękować. Ale przedstawiciele władz prosili, aby dla dobra racji stanu, dla pokoju w Narodzie, przyjechał jak najszybciej, wprost do Warszawy. /…/ 2 listopada [1956 r.] stanął przed Matką Najświętszą razem z biskupem Antonim Baraniakiem, który również wrócił z więzienia. Od tej chwili Ksiądz Prymas zaczął intensywną pracę dla wypełnienia Jasnogórskich Ślubów Narodu przed 1000-leciem Chrztu Polski.
W 1957 roku rozpoczął Wielką Nowennę. Dla usprawnienia pracy duszpasterskiej powołał Komisję Maryjną Episkopatu. Wtedy też oficjalnie zatwierdził Prymasowski Instytut Ślubów Narodu. Po krótkiej odwilży politycznej Kościół nadal pozostawał w trudnej sytuacji. Na Konferencji Episkopatu zdecydowano oddanie Ojczyzny zagrożonej przez moce ciemności w bezpieczne dłonie Matki Najświętszej. Księża biskupi jako pierwsi zawierzyli siebie Matce Bożej na Jasnej Górze. Potem uczynili to kapłani, wszystkie diecezje, parafie, stany i zawody.
Na Jasnej Górze zaczęła się nieustanna modlitwa o uratowanie wiary. Gdy groziło zamknięcie uczelni wychowujących przyszłych kapłanów, na Jasną Górę podążyli alumni wszystkich polskich seminariów. Gdy były zagrożone zgromadzenia zakonne, w Sanktuarium Jasnogórskim stanęły zakony polskie, aby prosić Matkę Bożą o ratunek. /…/ Aby pomóc Narodowi w zachowaniu wiary i wewnętrznej przemianie życia, Ksiądz Prymas zainicjował w tym czasie Nawiedzenie wszystkich polskich diecezji i parafii przez kopię Cudownego Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Obraz miał wędrować przez 9 lat Wielkiej Nowenny. Nawiedzenie zaczęło się od Warszawy. /…/
Niestety w drodze do diecezji katowickiej Obraz Nawiedzenia został zatrzymany i na kilka lat „uwięziony” na Jasnej Górze. Tam został przewieziony przez auto milicyjne i pilnowany przez specjalne posterunki ustawione przy wyjazdach z Jasnej Góry. Jednak Nawiedzenie nie ustało, gdy zatrzymano Obraz. Symbolem Matki Najświętszej i Jej obecności stała się świeca lub pusta rama. Znamy owoce Nawiedzenia – tysiące nawróceń, odwaga wyznania Boga, społeczne przeżycie wiary. /…/
Pod koniec sesji soborowych Ksiądz Prymas z całym Episkopatem zwrócił się do Ojca Świętego z prośbą o ogłoszenie Maryi Matką Kościoła. Ojciec święty Paweł VI uczynił to 21 XI 1964 roku. Największym triumfem wiary i czci Matki Najświętszej stało się Milenium Chrztu Polski. ” (Maria Wantowska, członkini Instytutu Prymasowskiego Ślubów Narodu, współtwórczyni ruchu „Rodziny Rodzin”).
„Grupa lekarzy dzięki inspiracji Księdza Prymasa zaczęła spotykać się na dniach skupienia u Księży Pallotynów w Otwocku. Pierwszym naszym duszpasterzem był ks. rektor Antoni Słodkowski, który był także kilka lat więziony. Wkrótce ze względu na zaostrzający się kurs wobec Kościoła, został przejęty przez władze dom rekolekcyjny. Szukaliśmy więc schronienia w różnych klasztorach Warszawy, potem w Laskach, a na koniec w Izabelinie u ks. Aleksandra Fedorowicza. Na dniach modlitwy powstała inicjatywa założenia razem z psychologami i prawnikami Poradni Życia Rodzinnego „Ognisko”. Miała ona na celu nie tylko pomoc lekarską, ale moralną, wychowawczą, niekiedy materialną. Broniliśmy godności rodziny, zagrożonej przez wprowadzenie rozwodów i ustawę „o dopuszczalności przerywania ciąży”. Zajęliśmy się obroną życia poczętego. Staraliśmy się nieść pomoc rodzinom wielodzietnym. Dzięki pomocy Księdza Prymasa powstał Dom Samotnej Matki, prowadzony przez Teresę Strzembosz w Chylicach. Prowadziliśmy również wykłady dla rodzin i młodzieży, informujące o szkodliwości przerywania ciąży i o zadaniu rodziny. Niestety rechrystianizacja życia rodzin nie podobał się… W 1962 r. „Ognisko” zostało zamknięte jako „szkodliwa placówka”. (Dr Emilia Paderewska-Chrościcka, lekarz ginekolog).
„Muzyka to nie tylko dźwięk. Ważna w niej jest również pauza, cisza. Kiedy Ksiądz Prymas był ciężko chory, prosił, żeby wędrująca matka Boża nawiedziła go – więc z Gołąbek zawieźliśmy Obraz Matki Bożej do domu Księdza Prymasa. Do jego pokoju weszła tylko Matka Boża. My zostaliśmy wszyscy na modlitwie w kaplicy. Była wtedy przedziwna cisza. I taka była potrzebna po to, żeby całą mocą zabrzmiało triumfalne „Alleluja” na placu Zwycięstwa i potężne „Chrystus zmartwychwstan jest, nam na przykład dan jest” dla całej Warszawy, wtedy, gdy był pogrzeb niekoronowanego króla Polski.” (ks Józef Zawitkowski, biskup pomocniczy diecezji łowickiej).
* * *
Ksiądz Prymas Wyszyński zmarł dnia 28 maja 1981 r., w dwa tygodnie po zamachu na Jana Pawła II. Manifestacyjny pogrzeb miał miejsce w Warszawie w dniu 31 maja 1981 r. Brałam w nim udział wraz moją Mamą. W kościelnej straży porządkowej był wówczas mój przyszły mąż Andrzej Perlak z Bytomia Odrzańskiego.
Moja Rodzina – pozwolę sobie na koniec na osobistą refleksję – jest głęboko związana z Księdzem Prymasem. Wielkim szacunkiem darzyła Kardynała Wyszyńskiego moja Babcia – Wiktoria Kaczmarska. Jako wdowa po kolejarzu, który zginął w obozie w Gross Rosen w Rogoźnicy na Dolnym Śląsku, miała prawo do darmowych biletów PKP. Wykorzystując tę okoliczność jeździła często na Jasną Górę i do Warszawy, a odwiedzając nas potem we Wrocławiu relacjonowała kościelne uroczystości z udziałem Prymasa Wyszyńskiego. Babcia, chociaż ukończyła tylko cztery klasy (była sierotą), była obdarzona niezwykłą pamięcią. Potrafiła co do słowa powtórzyć np. usłyszane kazanie. Szczególnie ceniła sobie nauczanie Kardynała Wyszyńskiego, którego uważała za świętego. Gdy czytam kazania Prymasa Tysiąclecia niekiedy słyszę je wypowiadane głosem Babci Wiktorii. Mam wówczas świadomość, że Kardynał Wyszyński kierował Kościołem w Polsce kształtując bezpośrednio religijność trzech pokoleń: pokolenia mojej Babci, Rodziców i mego pokolenia.
Podobnie jak Karol Wojtyła późniejszy Prymas Polski wcześnie stracił matkę. Przeżył dwie wojny światowe i okres stalinowskich represji, niepodległościowe zrywy Polaków każdego pokolenia, aż po ten solidarnościowy, w którym przyszło mi brać udział w latach osiemdziesiątych. Gdy kończył swe ziemskie pielgrzymowanie musiał zmierzyć się z wiadomością o zamachu na Jana Pawła II. Prosił, by wszystkie modlitwy kierowane dotąd w Jego intencji były teraz przy Ojcu Świętym.
„Moje życie było Wielkim Piątkiem” – powtarzał niejednokrotnie Kardynał Wyszyński. Ale dodawał zawsze: „Każda prawdziwa miłość musi mieć swój Wielki Piątek”.
Bytom Odrzański, Boże Ciało, 23 czerwca 2011 r.
- wielka-solidarnosc.pl - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz