Polacy nie chcą być Polakami, czyli zbiorowa mobilizacja (niepogodzony)

avatar użytkownika Maryla

Profesor Zdzisław Krasnodębski w swoim felietonie dla „Rzeczpospolitej” pod tytułem „Potrzeba zbiorowej mobilizacji” , na okoliczność konferencji środowisk intelektualnych polskiego obozu konserwatywnej prawicy „ Polska – Wielki Projekt” pisze m.in. :

W każdym wolnym kraju obywatele różnie myślą o tym, jakimi sposobami umacniać państwo, jak rozwijać gospodarkę, jak pielęgnować i przekształcać tożsamość. Co więcej, w każdym współczesnym państwie żyją ludzie nie zainteresowani życiem politycznym czy publicznym. W Polsce to niezainteresowanie przybiera jednak rozmiary zagrażające istnieniu wspólnoty politycznej – Rzeczypospolitej. Wielu mieszkańców Polski nie chce być Polakami – obywatelami Rzeczypospolitej, a znaczna część elit III RP zadowala się „małą" i słabą Polską, gdyż tylko w takiej Polsce mogą robić wielkie, łatwe, niekontrolowane przez prawo, interesy.

Nie znaczy to, że ta elita nie jest zainteresowana władzą. Wręcz przeciwnie. Władzę może jednak utrzymać przez depolityzację i pacyfikację społeczeństwa, przez dominację i przemoc symboliczną, możliwym dzięki zglajchszaltowanym mediom.

Nasze zadanie polega więc na tym, żeby znieść polityczne poddaństwo i uwłaszczyć Polaków, uczynić ich rzeczywistymi właścicielami Rzeczypospolitej, przez odnowę polskiego republikanizmu.

Jak bowiem pokazują liczne przykłady, nie da się dokonać skoku cywilizacyjnego bez zbiorowej mobilizacji. A ta jest zawsze mobilizacją polityczną i wymaga postawienia sobie ambitnych celów. Nie możemy zmodernizować Polski, chcąc być kimś innym niż jesteśmy. I nie sposób dokonać wielkiej przemiany, od razu skazując się na małość.”


 

W tych czterech akapitach zawarta jest cała prawda o współczesnej Polsce i jej mieszkańcach. Prawda jakże smutna.

Odpowiedzią na panujący powszechnie marazm społeczny ma zdaniem Pan Profesora być społeczna mobilizacja, zbiorowa mobilizacja, także, a może przede wszystkim - polityczna.

Ale tu się akurat Pan Krasnodębski się myli. Polacy są narodem od dawna zmobilizowanym. Do końca 2008 roku na emigracji zarobkowej przebywało 2,21 mln Polaków, a w sondażu TNS OBOP ( co prawda mam poważne obiekcje co do prawdziwości danych prezentowanych przez wymienioną „sondażownię”) 20% Polaków przyznaje, że zdarzyło im się pracować za granicą, a 12 % choć jeszcze za granicą nie pracowało, rozważa możliwość wyjazdu. ( źródło).

Mała i słaba Polska” nie jest właśnie z tego powodu utrapieniem dla większości rodaków. Oni już na początku transformacji ustrojowej zawarli z uwłaszczoną i żerującą na Polsce elitą pookrągłostołową niepisaną umowę społeczną, że nie będą się buntować i upominać o swoje, pod warunkiem, że zostanie na ich użytek stworzony wentyl bezpieczeństwa, czyli możliwość emigracji zarobkowej i stąd m.in. ( choć nie przede wszystkim) taka determinacja, nawet byłych komunistycznych aparatczyków ( na czele z Millerem i Kwaśniewskim) i całego różowego Salonu III RP do wprowadzenia kraju, który eksploatują z samozaparciem godnym najtęższych folwarcznych karbowych, do tworu o potocznej nazwie UE ( od „Lizbony” już nie potocznej).

Niektórzy Polacy nie chcą być Polakami – wolą czuć się Brytami, Niemcami, czy Norwegami. To takie proste. Wystarczy pół roku popracować na zmywaku w Anglii i po powrocie do kraju są pełną gębą obywatelami Europy – jakby będąc Polakami dotąd nie byli.

A jeśli ktoś zada sobie trud i poszuka źródeł tej pogardy z jaką Niemcy czasem odnoszą się do Polaków ,to niechybnie za jedno z nich uzna taką oto opinię o nas, że „Polak woli do kogoś iść i się nająć za parę groszy, niż samodzielnie zaryzykować, albo pracować na swoim, odpowiadać za siebie, trochę pomyśleć kreatywnie i zapobiegliwie”. Choć przeczą tej tezie statystyki przedsiębiorczości w kraju.

Ale coś z tej „pańszczyznianości” na emigracji z rodaków wychodzi, np. kiedy wykazują się nadgorliwością, kiedy donoszą jedni na drugich, co w społeczności Kurdów na ogół skończyłoby najdelikatniej rzecz ujmując - „mordobiciem”. Dlatego Polacy to teraz taki „chodliwy towar” na Europejskim rynku pracy. Mało kosztują, pracują dobrze i jeszcze jeden wobec drugiego rodaka bywają nielojalni.

Wiem, ktoś zaraz mnie zruga, że przecież ludzie nie mają z czego żyć, że trudno w kraju związać koniec z końcem, że trzeba emigrować. Zaraz ktoś napisze, że przecież dzięki emigracji zarobkowej płynie do kraju całkiem spory strumień żywej gotówki dla rodzin pozostawionych w kraju; że ludzie, którzy zarobili już jakąś pokaźną sumę zyskali doświadczeni - wracają i tworzą nawet miejsca pracy – choć tym razem przeczą temu statystyki.

Z łatwością zaś zapomina się o rozpadających więzach rodzinnych, nawet między dziećmi, a rodzicami, nie mówiąc już o więzach społecznych, narodowych, czego emanacją ostatnich lat są różnego rodzaju ruchu separatystyczne z „RAŚ” Gorzelika na czele – organizacją skrajnie antypolską, która w normalnych państwie zostałby już zdelegalizowany.

Geneza „niezainteresowania” to nade wszystko wdrukowane u schyłku PRL w świadomość rodaków poczucie, że szczęście może dać tylko „fura, skóra i komóra” ( dziś wymagania są nieco większe, czyli mieszkanie w zamkniętej dzielnicy Warszawy i willa we Wiśle) i w walce o te atrybuty szczęścia należy się z nikim i niczym nie liczyć. W neoliberalnym porządku każdy skazany jest tylko na własne cwaniactwo i układy. Kto nie umie sobie z tym poradzić, odpada, jest śmieciem, jeśli nie zabraknie mu odwagi, może nająć się na plantację we Włoszech i dzieląc pokój ze szczurami niewolniczo pracować po 12 godzin. Ten porządek wdrażano w czasach, gdy Papież Polak nawoływał do solidarności międzyludzkiej i jego głos, gdzie, jak gdzie, ale w Ojczyźnie powinien być szczególnie słyszany.

Aby Polakom zachciało się być „obywatelami”, aby zechcieli się dać „uwłaszczyć” i postawić sobie ambitne cele., aby zrozumieli, że tak, czy siak zawsze będą zgodnie z prawem krwi Polaki i Europejczykami, jak byli od tysiąclecia, trzeba uzmysłowić ludziom są depozytariuszami bogatego kraju, bogatego w urodzajną ziemię, kulturę, historię, ale też surowce kraju, tylko muszą się w końcu upomnieć o swoje prawa, prawa obywateli, a nie przy pierwszej okazji zginać kark przed kolejnym panem, niezależnie, czy jest to uwłaszczony kacyk post pezetpeerowski, czy „inwestor” z Niemiec, albo pracodawca z Anglii. Muszą sobie rodacy uświadomić, że emigracja zarobkowa to nic złego, ale wszystko powinno mieć jakiś umiar.

Polacy muszą zechcieć zrozumieć, że warto troszczyć się o wspólnotę narodową, że warto być lojalny jeden wobec drugiego, że warto zasadę solidaryzmy społecznego uskuteczniać w każdej naszej działalności. Rodacy powinni pojąć, że dla własnego dobra, własnej podmiotowości należy elitom i ich usłużnym mediom powiedzieć „pass”.

Czas nasze słabości uczynić naszą siłą. Łatwo nie będzie. Wszystko na tym świecie ma swoją cenę. Ale pozbawienie się fałszywego poczucia bezpieczeństwa i ułudnego spokoju, czasem może do tego jakieś wyrzeczenia to jedyna droga by być szanowanym, a nie poklepywanym po plecach; by być traktowany jak człowiek, a nie bydle juczne i przede wszystkim by zapewnić swoim dzieciom przyszłość. Możliwe to będzie tylko w narodowej wspólnocie dążącej do ambitnego celu modernizacji na polską modłę, inną niż mody płynące z Zachodu i Wschodu. W wersji specjalnie dla nas samych. Małpowanie niczemu nie służy oprócz ośmieszaniu siebie samych.

Bo tylko taka wspólnota ( otwarta także na innych, jak drzewiej I Rzeczpospolita np. na Ormian, czy „kalwinów”) jest w stanie zapewnić sobie ludzki byt, a nie siermiężną niewolę.

 

http://niepogodzony.salon24.pl/304710,polacy-nie-chca-byc-polakami-czyli-zbiorowa-mobilizacja

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz