58 powstańczych dni i nocy - Sebastian Rosenbaum, IPN Katowice
Polacy z Górnego Śląska zamanifestowali jednoznacznie i z wielką determinacją, nie cofając się przed ofiarą z życia, wolę przynależności do Rzeczypospolitej
58 powstańczych dni i nocy
Sebastian Rosenbaum, IPN Katowice
Trzecie, najdłuższe, najbardziej krwawe z powstań śląskich, przesądziło o podziale Górnego Śląska na korzyść Rzeczypospolitej, która otrzymała większość górnośląskiego przemysłu. W zrywie insurekcyjnym uczestniczyli Ślązacy i rzesze ochotników z innych polskich dzielnic.
Wynik plebiscytu górnośląskiego nie zadowolił ani Polaków, ani Niemców. 59 proc. głosów za pozostaniem Górnego Śląska w granicach Rzeszy pozwoliło Niemcom odtrąbić sukces. Polacy zaprzeczali, wskazując, że w dziewięciu powiatach odnieśli absolutne zwycięstwo, a głosy niemieckie zawyżyli emigranci z głębi Niemiec. Ale wyników nie dało się cofnąć. Teraz decydujący ruch należał do rządzącej na Górnym Śląsku Komisji Międzysojuszniczej, która miała zaproponować zasady podziału obszaru plebiscytowego między Rzeczpospolitą a Rzeszę.
Wojciech Korfanty, polski komisarz plebiscytowy, dzięki poufnym informacjom polskiego konsula przy Komisji, hrabiego Daniela Kęszyckiego, dowiedział się, że Włosi i Brytyjczycy chcieli zaproponować przyznanie Polsce tylko powiatów pszczyńskiego i rybnickiego. To oznaczało porażkę lansowanego przez Korfantego planu inkorporacji do Polski większości obszaru górnośląskiego, włącznie z okręgiem przemysłowym. Dla tego wybitnego polityka stało się jasne, że zapobiec niekorzystnemu dla Polski podziałowi może tylko potężna manifestacja zbrojna na rzecz przynależności większości regionu do Polski. Ku idei powstania popychał Korfantego także ppłk Maciej Mielżyński ("Nowina-Doliwa"), dowódca centrali ruchu zbrojnego na Górny Śląsk - Dowództwa Obrony Plebiscytu (DOP).
Decyzja w hotelu "Lomnitz"
Aby jednak powstanie miało realne szanse powodzenia, konieczne było wsparcie władz polskich. Podczas wizyty w Warszawie, na spotkaniu z rządem Wincentego Witosa, Korfanty wspomniał więc o możliwości wybuchu powstania. Premier milczał, ale minister spraw wojskowych Kazimierz Sosnkowski wypowiedział się aprobująco. Korfanty uznał zatem, że na rząd Rzeczypospolitej można liczyć. Z tym przekonaniem 30 kwietnia 1921 r. w swojej siedzibie w hotelu "Lomnitz" w Bytomiu ogłosił swoim współpracownikom rychłe wystąpienie zbrojne. Następnie Korfanty, polityk jak mało który potrafiący wykorzystać do swoich celów media, wprowadził w obieg prasowy informację o międzynarodowych planach przyznania Polsce jedynie mało uprzemysłowionych skrawków Górnego Śląska.
Wieść pojawiła się w gazetach w niedzielę, 1 maja, i wywołała, zgodnie z oczekiwaniami Korfantego, gwałtowne protesty polskich Górnoślązaków: już w poniedziałek wybuchł strajk generalny. Późnym niedzielnym wieczorem Korfanty usiadł przy telegrafie Hughesa w sosnowieckiej kwaterze DOP i skontaktował się z premierem Wincentym Witosem. Postawa premiera była zaskakująca: należy "poprzestać na akcji strajkowej i unikać proklamowania generalnego powstania". Ostrożność Witosa i jego rządu wiązała się z kwestią międzynarodowych reperkusji akcji zbrojnej. Jej wsparcie przez władze polskie mogło zepsuć wizerunek młodej Rzeczypospolitej, ingerującej w sprawy obszaru - było nie było - formalnie należącego do Niemiec, stać się pretekstem do ataków przeciwko Polsce, choćby ze strony Wielkiej Brytanii. Jednak dla premiera było jasne, że powstanie wybuchnie i bez oficjalnego wsparcia Polski. Aby więc w oczach opinii publicznej zdystansować się od rebelii, zdymisjonował Korfantego ze stanowiska komisarza plebiscytowego (a więc reprezentanta RP), gdy ten stanął na czele powstańców i ogłosił się dyktatorem zrywu. Tajemnicą poliszynela było, że pomysł dymisji podsunął Witosowi sam Korfanty. Ale jednocześnie Witos, publicznie dementujący wszelką pomoc rządu dla insurekcji, już 2 maja przyrzekł Korfantemu potrzebne do zaaprowidowania powstańców pieniądze, 3 tys. mauzerów, 2 mln sztuk amunicji i 6 pojazdów pancernych.
Tymczasem siły powstańcze już od 27 kwietnia znajdowały się w stanie gotowości bojowej. DOP liczyć mogło na około 30 tys. zbrojnych - nieco mniej, niż liczyły niemieckie grupy paramilitarne. Jak szacowały jednak władze wojskowe, liczba znajdujących się pod bronią Polaków i polskich Górnoślązaków w trakcie walk winna sięgnąć 50 tysięcy. Organizacja przygotowująca powstanie, warto to podkreślić, nie była zawieszoną w powietrzu, samodzielną strukturą. DOP podlegało bowiem ministrowi spraw wojskowych RP i to gen. Sosnkowski mianował dowódców i zatwierdzał plany operacyjne działań powstańczych. W istocie byli więc powstańcy podporządkowani najwyższym władzom polskim - ale, co oczywiste, pozostawało to faktem głęboko zakonspirowanym.
Sukces insurekcji
Mobilizacja powstańców zaczęła się nocą 2 maja, a o godz. 3.00 kolejnego dnia ruszyła akcja zbrojna, która błyskawicznie rozlała się po kraju. Powstańcy byli skoncentrowani w trzech dużych zgrupowaniach operacyjnych. Grupa "Południe", operująca w powiatach pszczyńskim, raciborskim i rybnickim, liczyła maksymalnie 10 tys. walczących. Na jej czele stał ppłk Bronisław Sikorski ("Cietrzew"), wybitny uczestnik Powstania Wielkopolskiego, który na Górnym Śląsku znalazł się jako ochotnik z Poznańskiego - jeden z wielu. Wielkopolaninem był także dowódca grupy "Północ" - kpt. Alojzy Nowak ("Neugebauer"), również ochotnik i kolejny uczestnik Powstania Wielkopolskiego; przyszło mu polec w kampanii wrześniowej 1939 roku. Nowak dowodził swoją grupą, liczącą ok. 10 tys. żołnierzy, przez całe powstanie. Jej obszar działania rozciągał się w półksiężycu od Koźla przez Opole, Olesno, Lubliniec po Tarnowskie Góry. Górnoślązakiem był natomiast dowódca trzeciej, największej (ok. 16 tys. ludzi) grupy operacyjnej "Wschód", kpt. Karol Grzesik ("Hauke"), później wzięty polityk lokalny, m.in. prezydent Chorzowa. "Wschód" działał na początku w gęsto zaludnionym i najbardziej uprzemysłowionym obszarze z takimi miejscowościami, jak Katowice, Bytom, Gliwice i Zabrze.
Uderzenie powstańców zaskoczyło Niemców. Nie tyle zdumiał ich sam fakt ataku, ile jego moment i intensywność. Opór niemiecki niemal wszędzie był więc dość słaby. Okazało się jednak, że wobec powstańców wystąpili zbrojnie przedstawiciele wojsk alianckich. Nie tylko Włosi, z którymi krwawe starcia toczyły się w powiecie rybnickim, a nieco łagodniejsze w powiecie strzeleckim. W walkach w Rybniku, Czerwionce i przy kopalni "Dębieńsko" Włosi utracili kilkudziesięciu żołnierzy. O dziwo, z bronią w ręku naprzeciw powstańcom wyszli także zawsze przychylni Polakom Francuzi. W Katowicach ostrzelali ich z czołgów, zmuszając do opuszczenia miasta. W ogóle przedstawiciele władz międzynarodowych wymogli na powstańcach rezygnację z zajmowania większych miast regionu. Aby odciąć obecnych w miastach bojówkarzy niemieckich, konieczne stało się tzw. cernowanie (obleganie) miast, rzecz z punktu widzenia strategicznego tyleż potrzebna, co szkodliwa dla ogółu sił powstańczych. Bowiem aż jedną trzecią powstańców, zamiast posłać na front, trzeba było skierować do cernowania.
W pierwszym tygodniu walk cele powstańców zostały w zasadzie osiągnięte. Pod kontrolą "insurgentów" znalazł się obszar, który chętnie widziano by w granicach Rzeczypospolitej, wyznaczany na zachodzie tzw. linią Korfantego. Co działo się na tym terenie? Przede wszystkim stworzono polską administrację cywilną. Jej zwierzchność stanowiła Naczelna Władza na Górnym Śląsku, z Wojciechem Korfantym jako dyktatorem powstania na czele. Ten swoisty rząd powstańczy ukonstytuował się w połowie maja 1921 r., obejmując swoją agendą ogół spraw istotnych dla kontrolowanego obszaru. Jego siedzibą były Szopienice, obecna dzielnica Katowic. Tu znalazła się także Naczelna Komenda Wojsk Powstańczych.
Walki o Górę św. Anny
Pierwsze sukcesy powstańcze, gdzie przy stosunkowo niewielkich stratach udało się zająć potężny obszar, sprawiły, że rząd polski zaczął dążyć do wygaszenia powstania. Podobnego zdania był Korfanty. Dlatego już 9 maja dyktator zawarł z przedstawicielami władz alianckich tymczasowe zawieszenie broni. Choć wkrótce trzeba je było odwołać, sygnał ten odczytany został wymownie w szeregach powstańczych. Impet i duch bojowy wśród powstańców poważnie osłabły, zmniejszyła się wola walki. Tymczasem doszli do siebie Niemcy, których oddziały, tzw. Selbstschutz (samoobrona) składały się z miejscowych niemieckich Górnoślązaków oraz z ochotników z głębi Rzeszy. Mniej więcej od 21 maja do Niemców należała inicjatywa bojowa i oddziały powstańcze musiały ustępować przed naporem wroga. Już wówczas doszło do starć pod Górą św. Anny. Święte miejsce Górnoślązaków, znany ośrodek pątniczy, znalazło się na linii głównego uderzenia niemieckiego. Niemcy zamierzali wedrzeć się klinem na teren przemysłowy w rejonie Gliwic, tak aby rozdzielić wojska powstańcze na dwie grupy i połączyć się z niemieckimi bojówkarzami zablokowanymi w obleganych przez powstańców miastach. W krwawych, ciężkich, wielodniowych walkach, w których na dużą skalę użyto artylerii, zginęło po obu stronach po kilkaset osób.
Od końca maja wznowione zostały rozmowy z Komisją Międzysojuszniczą w sprawie likwidacji powstania. Korfanty uważał, że cel insurekcji został osiągnięty i należy uniknąć dalszego przelewu krwi. Polacy z Górnego Śląska zamanifestowali jednoznacznie i z wielką determinacją, nie cofając się przed ofiarą z życia, wolę przynależności do Rzeczypospolitej. 11 czerwca strona polska zgodziła się na warunki zakończenia powstania, a do 5 lipca obie walczące strony wycofały swoje oddziały z terenu plebiscytowego. Trzecie, najdłuższe, najbardziej krwawe z powstań śląskich dobiegło końca.
Polskość okupiona krwią
Niełatwo przeprowadzić bilans tego wielkiego zrywu zbrojnego, nie popadając w łatwy sentymentalizm i egzaltację. Było trzecie powstanie precyzyjnym ruchem politycznym Korfantego, mającym na celu uzyskanie maksymalnie korzystnych dla Polski warunków podziału Górnego Śląska. W tym sensie było zimną, jak wszelkie polityczne akcje, grą polityczną. Ale w takim samym stopniu insurekcję uznać trzeba za zryw entuzjastów spośród górnośląskich Polaków i rzesz ochotników z innych polskich dzielnic, głównie studentów, uczniów, oficerów. Symbolem takiej czystej, patriotycznej ofiarności pozostanie młody hrabia Karol Chodkiewicz, kadet ze Lwowa, z rodu sławnego hetmana, który poległ w wieku zaledwie 17 lat w bitwie pod Lichynią. Był jednym z ok. 2 tys. powstańców (spośród ok. 42 tys. powołanych pod broń), którzy oddali życie za polskość Górnego Śląska. Oba te bieguny trzeciego powstania: dyplomacja i ofiara patriotyczna, zaowocowały w kolejnych latach. Finalny podział Górnego Śląska okazał się dla Rzeczypospolitej korzystniejszy, niż pierwotnie podejrzewano - Polska otrzymała większość górnośląskiego przemysłu. Wpływ powstania na taką decyzję był bezapelacyjny. "Ta obficie przelana krew polska otworzyła oczy dyplomatom państw międzysojuszniczych" - pisał jeden z dowódców powstańczych, Jan Ludyga-Laskowski. Z drugiej strony braterstwo broni ochotników z Rzeczypospolitej i Górnoślązaków, bardzo specyficznych w swojej regionalnej odrębności, stanowiło wielki krok ku przyszłej integracji tych ostatnich ze społeczeństwem polskim.
Jakie były dalsze losy tysięcy powstańców? Z przypadłej Niemcom części Górnego Śląska wielu z nich musiało uchodzić. Ci, którzy zostali, byli narażeni na stałe szykany, wzmagające się zwłaszcza po 1933 roku. Ale i na polskim Górnym Śląsku, w województwie śląskim, ich losy nie były proste. Zorganizowane struktury powstańcze rozpadły się na grupę sanacyjną, utożsamianą z wojewodą (od 1926 r.) Michałem Grażyńskim, i na powstańców związanych z chadeckim obozem Korfantego.
Wielkie zasługi kombatanci powstań położyli we wrześniu 1939 roku. Ustępowały już pod naporem Wehrmachtu zwarte oddziały wojska polskiego, gdy zacięty opór wciąż stawiali członkowie związków powstańczych. Zapłacili też za ten opór najwyższą cenę jako jedna z najbardziej prześladowanych przez Niemców grup na okupowanym Górnym Śląsku.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110507&typ=my&id=my05.txt
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. a tak Czerska
Wprowadzenie do artykułu "Powstania, czyli tragizm Śląska i Ślązaków, "Gazeta Wyborcza", 6 maja 2011 r.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl