- Smolensk' Résumé

avatar użytkownika nissan
 
  Jakiś czas temu Pan XX, bardzo dobrze poinformowany człowiek ze świetnymi kontaktami po wszystkich stronach najróżniejszych barykad, powiedział mi co się stało w Smoleńsku. Wersję, którą mi przedstawił aprobuje grupa ekspertów z Polski z zagranicy, ludzie z generalskimi szlifami i profesorskimi tytułami. Nie twierdzę, że jest ona absolutnie prawdziwa, ale daje do myślenia. 

Według niego, gdy Tu-154 już po ścięciu brzozy zwiększał wysokość idąc na pełniej mocy silników,
został zestrzelony. Jedna rakieta trafiła w jeden z silników, druga w chwilę potem eksplodowała mniej więcej w pobliżu kokpitu i prezydenckiej salonki. Zastosowano ten sam scenariusz jak w przypadku
Tupolewa prezydenta Mozambiku Samory Machela. Najpierw próba zmylenia w zakresie nawigacji. Gdy to się nie udało, trzeba było zestrzelić...

Zatrzymajmy się na chwilę - ci, którzy tego jeszcze nie zrobili, niech przeczytają wywiad z Wasilijem Wasilenką, rosyjskim pilotem i kosmonautą, który brał udział w testach przeciwlotniczych rakiet z głowicami termobarycznymi. Zwróćcie uwagę, jak on opisuje skutki użycia tej broni.

To by tłumaczyło, dlaczego jeden z rosyjskich świadków - widział w momencie, gdy Tupolew zwiększał wysokość nad drogą "oślepiający błysk". To tłumaczy, dlaczego występujący na filmie "10.04.10" Rustam, robotnik z hotelu położonego przy lotnisku Siewiernyj widział odchodzący od ogona samolotu "płomień jak u komety". To tłumaczy  rozrzucenie szczątków wraku na znacznym obszarze, "słup ognia", którzy widzieli świadkowie, choć śledztwo ponoć pokazało, że nie doszło do eksplozji paliwa. To tłumaczy dlaczego obrażenia zabitych wyglądały jak po ogromnych przeciążeniach, choć ekspertyza prof. fizyki Mirosława Dakowskiego mówi, że przeciążenia wyniosły wówczas co najwyżej 4 -g-.To tłumaczy też dlaczego część ciał była pozbawiona odzienia, pomimo tego że były one "mało zmasakrowane" - ubrania zerwało podciśnienie występujące podczas eksplozji głowicy termobarycznej.

To tłumaczy również następującą scenę z Siewiernego opisaną przez Jana Tomaszewskiego, kuzyna prezydenta Kaczyńskiego: polskiego oficera mówiącego: "Oni mogą również ten drugi samolot zestrzelić!".

Co w takim razie z "filmem ze strzałami w lesie"? Czy dobijano rannych. Nie - to rosyjska dezinformacja, choć film jest cennym dowodem. Wskazuje on, że rosyjscy mundurowi strzelali do osób, które znalazły się na miejscu zdarzenia - do potencjalnych rosyjskich świadków. Tutaj pojawia się inna kwestia - pierwsza karetka dojechała na miejsce "katastrofy" po 17 minutach. Teren otoczono kordonem OMON-owców i żołnierzy już w pierwszych minutach po katastrofie, w czasie, gdy kontrolerzy nerwowo szukali na ekranach radarów Tupolewa. Raport MAK mówi, że szybko zmobilizowano do tego zadania 180 żołnierzy. Kto ich postawił w stan gotowości i ściągnął zawczasu na miejsce szybciej niż ratowników medycznych?

Równie ciekawa sprawa przedstawia się w przypadku polityki informacyjnej. W przypadku śmierci prezydenta Jelcyna rosyjskie media milczały przez cały dzień, bo nie dostały instrukcji jak ją komentować. O zamachach w moskiewskim metrze w marcu 2010 r. milczały przez kilka godzin. W przypadku Smoleńska już w pół godziny po katastrofie, gdy jeszcze dymiał wrak - mieli już gotową wersję o naciskach. Jak zaświadcza gen. Petelicki politycy PO otrzymali SMS-a z haniebną i szokującą instrukcją: "Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił".

Czemu jednak Tupolew zaczął spadać na wysokości 100 m, choć piloci nie mieli zamiaru lądować ("Odchodzimy")? Ta kwestia wciąż czeka na wyjaśnienie, czy to sprawa awarii Tupolewa po ewidentnie spieprzonym remoncie w zakładach w Samarze, czy też to kwestia zmylenia pilotów. A może było tak jak sugeruje Siergiej Wierewkin, były zastępca kierownika lotnisko Wnukowo:

Człowiek, o którym wspominałem, powiedział coś dla mnie zagadkowego. 10 lat temu do lądowania podchodził na tym samym kursie Ił-76, z tego samego pułku lotniczego. I przed przyziemiem w dolinie położonej w obszarze podejścia nagle pojawiła się gęsta mgła. Samolot rozbił się. Gdy sprawa była badana, okazało się, że gdy w tej dolinie, czy raczej wąwozie, tworzy się gęsta mgła, w tym miejscu powstaje jakby dziura powietrzna. Dziób ostro pochyla się w dół i ciąg silników nie wystarcza, żeby znowu go podnieść. Samolot jeszcze leci, ale powoli jego pęd (siła nośna) maleje, maszyna zniża się. I zamiast podnosić się, leci się z coraz większym przyśpieszeniem do ziemi. Po tym dochodzeniu zostało wydane zalecenie, żeby we mgle nie przyjmować samolotów z tego kursu, tylko z przeciwnego.

Tragicznego dnia, 10 kwietnia, mogło się to powtórzyć?
- Tamten człowiek po prostu tak powiedział - taka dziwna mgła - nagle pojawia się i znika, czasem dosłownie po pół godziny znów jest widoczność.
Raport MAK wskazuje, że na wieży był pułkownik Krasnokutskij - były dowódca tego samego pułku. Wydaje mi się, że powinien pamiętać tamten tragiczny wypadek. Ale trzeba jego zapytać.

Ps. Rok temu, kiedy pisałem o możliwości złego naprowadzania Tupolewa, co poniektórzy się oburzali, że "przecież coś takiego wyszłoby na jaw", bo Rosjanie nam "przecież oddadzą czarne skrzynki". Minął rok, a skrzynek ani widu, ani słychu. Nie dają się nam do nich nawet zbliżyć. Co więcej, minister Miller podpisał w maju zeszłego roku porozumienie o tym, że skrzynki mają zostać w Rosji. O czym to świadczy?

napisz pierwszy komentarz