"Bajania gajowego przy bigosie, czyli ciąg dalszy łgarstw Komorowskiego na temat miejsca swojego pobytu w dniu 10 kwietnia 2010

avatar użytkownika stan35

Zacznijmy od faktów podanych przez oficjalne źródła, na żywo w dniu 10 kwietnia 2010 roku, które słyszałem osobiście(a zapewne i wielu innych Polaków śledzących w mediach na bieżąco przebieg wydarzeń tego feralnego poranka).

Otóż, jak można było przewidzieć, najbardziej kompetentną instytucją mającą kontakt z ówczesnym Marszałkiem Sejmu i zgodnie z Konstytucją RP drugą osobą w Państwie , przewidzianą wg zapisów tej Konstytucji, do pełnienia obowiązków głowy państwa, w sytuacjach ściśle określonych zapisami Konstytucji i w ściśle określonym trybie, jest Kancelaria Sejmu.

Otóż, w dniu 10.04.2010 roku , Kancelaria Sejmu wydała komunikat, który śledzący media na żywo mogli osobiście usłyszeć, a który to komunikat utrwalony został przez wiele mediów papierowych i portali internetowych tychże, a także portali mediów elektronicznych, które zamieściły na swych łamach tzw. „Kalendarium wydarzeń” związanych z tragedią smoleńską.

Oto ten komunikat z jednego z takich kalendariów(jeden z bardzo wielu, zamieszczonych Internecie):

 

10:25 - Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski wraca Trójmiasta do Warszawy - informuje kancelaria marszałka

 

http://www.tvn24.pl/12690,1651579,0,1,katastrofa-minuta-po-minucie,wiadomosc.html

 

Zauważmy istotny fakt: Marszałek Komorowski wraca z TRÓJMIASTA do Warszawy!!!!

 

Co ciekawe to jest to, że w miejscu urzędowo przewidzianym dla archiwizowania wszelkich oficjalnych komunikatów instytucji państwowych, czyli na rządowym portalu „Komunikaty24”, nie znajdziemy tego komunikatu Kancelarii Sejmu, jak również wielu innych(w tym np. komunikatów CIR z Kancelarii Premiera) z okresu przed, w trakcie i po tragedii smoleńskiej).

Przez wiele miesięcy po tragedii, wszystkie komunikaty, wszystkich instytucji państwowych publikujących na tym rządowym portalu, za okres od lipca 2009 do lipca 2010 były niedostępne, a po wpisaniu linku np. do komunikatu, który odnotowałem tuż po tragedii, a który dotyczył tego, która instytucja rządowa podała na portalu „Komunikaty24” jako pierwsza informację o wydarzeniu, a było to MSWiA:

 

"Katastrofa prezydenckiego samolotu"

Written on April 10, 2010 – 9:05 pm | by PressRoom |

http://komunikaty24.com/Komunikaty/mswia/19170,katastrofa-prezydenckiego-samolotu/

 

Przez wiele miesięcy, po wpisaniu do wyszukiwarki podanego linku:

 

http://komunikaty24.com/Komunikaty/mswia/19170,katastrofa-prezydenckiego-samolotu/

 

ukazywał się następujący komunikat:

 

Error 404 - Not Found

 

 

Archives by Month:

 

September 2010

August 2010

June 2009

May 2009

April 2009

March 2009

February 2009

Archives by Subject:

 

Categories

Komunikaty Biura Bezpieczeństwa Narodowego

Komunikaty Biura Prasowego Sejmu

Komunikaty Głownego Urzędu Statystycznego

Komunikaty Kancelarii Premiera

Komunikaty Komendy Głównej Policji

Komunikaty Komisji Sejmowych

Komunikaty Ministerstwa Rozwoju Regionalnego

 

Proszę zwrócić uwagę, że w archiwum „Komunikatów24” niedostępne były komunikaty za okres lipiec 2009 do lipiec 2010.

Sytuacja zmieniła się po wielu miesiącach, archiwum dotyczące tych miesięcy od lipca 2009 do lipca 2010 powróciło na portal, ale w odmienionej (po liftingu) postaci. Oto dzisiejszy efekt:

 

komunikaty 24

Informacje i komunikaty rządowe

Katastrofa prezydenckiego samolotu

Written on April 10, 2010 – 9:05 pm | by PressRoom |

 

10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem rozbił się samolot, na pokładzie którego znajdował się Lech Kaczyński, prezydent RP wraz z małżonką. W katastrofie zginęło 96 osób (89 pasażerów i 7 członków załogi). Na pokładzie znajdowali się także m.in. wiceministrowie, posłowie, senatorowie, dowódcy sił zbrojnych, funkcjonariusze BOR, duchowni oraz goście, którzy lecieli razem z prezydentem na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

 

· Pages

· Categories

· Archives

 

Czym różni się ten komunikat, dostępny (po liftingu) od tego, który ukazał się w dniu 10.04.2010 roku?

Otóż wtedy nie zawierał on treści, które zawiera obecna wersja(treść wyróżniona kursywą).

Co mogło być powodem tak długotrwałej kuracji, jakiej rządowi spece od dezinformacji i manipulacji oficjalną informacją publiczną, podlegającą ustawie o dostępie do informacji publicznej, poddawali komunikaty dotyczące okresu z przed, w trakcie i po tragedii smoleńskiej?

Nie wiemy na pewno, ale możemy się domyślać po efektach, które widzimy; mogło chodzić o „wyczyszczenie” komunikatów z elementów działania na żywo, które nie byłyby zgodne z tezami przyjętymi oficjalnie po tragedii i będącymi w obiegu oficjalnym, w tym medialnego mainstreamu.

Skoro poznaliśmy oficjalny komunikat o miejscu pobytu Marszałka Komorowskiego w chwili powzięcia informacji o tragedii smoleńskiej, to przejdźmy teraz do sedna tego tekstu, czyli bajań gajowego przy bigosie, na temat tego, co na ten temat powinni wiedzieć obywatele i czytelnicy gazet i portali internetowych, za pomocą których te gazety przekazują też zasłyszane u gajowego bajki.

Pan Komorowski udzielił gazetom już kilku wywiadów na ten temat. Oto one:                

1. Francuski dziennik „Le Monde”, na którego łamach, już 14 kwietnia (a więc cztery dni po tragedii, więc pamięć powinna być najlepsza) ukazał się wywiad z Marszałkiem, przeprowadzony przez dziennikarkę Marion Van Renterghem.

Oto skrótowy opis tego wywiadu zamieszczony na portalu „Le Monde”(całość dostępna w płatnym serwisie):

“Le triple défi du président polonais par intérim après le drame de Smolensk

Article publié le 14 Avril 2010
Par Marion Van Renterghem

Source : LE MONDE
Taille de l'article : 675 mots

  Extrait :

Le successeur de Lech Kaczynski, Bronislaw Komorowski, continue d'assurer la présidence de la Diète tout en préparant sa campagne électorale. Samedi 10 avril, Bronislaw Komorowski se trouvait en vacances dans sa maison de campagne de la région de Mazury (nord-est de la Pologne) quand le ministre des affaires étrangères, Radek Sikorski, l'a prévenu. L'avion du président polonais et d'une partie de l'élite nationale venait de s'écraser à Smolensk (Russie), où Lech Kaczynski s'apprêtait à commémorer le massacre de Katyn de 1940. Le président de la Diète, la chambre basse du Parlement, a demandé à son fils de l'aider à repasser sa chemise, il a enfilé un costume sombre et filé vers Varsovie.”

W przekładzie na język polski( Tłumacz Gogle):

 

„Potrójne wyzwanie polskiego prezydenta działającego po dramacie w Smoleńsku

Opublikowany 14 kwietnia, 2010
W Renterghem Van Marion

Źródło: THE WORLD
Rozmiar artykułu: 675 słów
   Fragment:

Konstytucyjny następca Lecha Kaczyńskiego, Bronisław Komorowski, pełniący funkcję Marszałka Sejmu, przygotowując się do swojej kampanii wyborczej jako kandydat na prezydenta ,10 kwietnia przebywał na wakacjach w kraju, w regionie Mazur (Polska północno-wschodnia), gdy minister spraw zagranicznych, Radek Sikorski poinformował go, że samolot polskiego prezydenta z częścią krajowej elity, rozbił się w Smoleńsku (Rosja), gdzie Lech Kaczyński miał przybyć, w celu upamiętnienia zbrodni katyńskiej z 1940 roku. Marszałek Sejmu, poprosił syna, aby mu pomógł i żelazkiem wyprasował koszulę, włożył ciemny garnitur i udał się do Warszawy.”

Tak w skrócie wyglądała relacja gajowego dla „Le Monde”. Najważniejszą informacją jest to, że w owej chwili przebywał nie w Trójmieście, jak podała Kancelaria Sejmu(a przecież nie wyobrażamy sobie, by ta instytucja nie miała bezpośredniego kontaktu z Marszałkiem, drugą osobą w państwie, to przecież rzecz elementarna dla funkcjonowania władz państwa i jego bezpieczeństwa i nie była poinformowana o aktualnym miejscu Jego pobytu)

Omówienie tego wywiadu dla ”Le Monde”, ukazało się na portalu „Onet Kiosk”, ale szybko zostało usunięte z zasobów Internetu:

http://wiadomosci.onet.pl/1608190,2677,1,misja_prezydentura,kioskart.html

Zapamiętajmy z tej relacji dla „Le Monde” to, że w Budzie Ruskiej przebywał na urlopie z synem.  

Będzie to ważne, dla porównania relacji gajowego, dla innych gazet.

 

Następnego wywiadu na ten temat, udzielił gajowy polskiemu dziennikarzowi, Panu Jackowi Żakowskiemu, który te relacje opublikował na łamach tygodnika „Polityka”.

 

 

W "Polityce" zamieścił on artykuł pt."Czy Marszałek daje radę?" (Polityka - nr 17 (2753) z dnia 2010-04-24; s. 12-13

Po katastrofie)

http://archiwum.polityka.pl/art/czy-marszalek-daje-rade,427786.html

 

Oto jak opisuje te chwile w relacji dla „Polityki” wg zapisu Jacka Żakowskiego:

 

…………………………….

„Kiedy prezydencki samolot rozbił się pod Smoleńskiem, marszałek był w swoim letnim domu w Budach Ruskich na Pojezierzu Suwalskim. Dobre cztery godziny jazdy od Warszawy.Sytuacja zaskoczyła go tak samo jak wszystkich. Z tą może niewielką różnicą, że jako marszałek i jeden z twórców konstytucji dobrze wiedział, co mówi ona o takiej sytuacji. Ale konstytucja jest w tej sprawie niezwykle lakoniczna. „Marszałek Sejmu tymczasowo, do czasu wyboru nowego Prezydenta Rzeczpospolitej, wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczpospolitej w razie: 1. śmierci Prezydenta Rzeczpospolitej”. Nic więcej konstytucja nikomu nie powie.

Bronisław Komorowski mógł więc swoją nową rolę zrozumieć rozmaicie. Mógł uznać, że teraz to on jest prezydentem. Mógł poczuć się p.o. Prezydenta. Wybrał – jak się wydaje – wariant najskromniejszy. „Wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczpospolitej”. Nie prawa. Nie rolę. To znaczy, że w ramach nowej funkcji ma robić tylko to, co jest przed wyborami rzeczywiście niezbędnie konieczne. Ani słowa więcej. Ani kroku dalej.

Tamtej soboty dzwoni do szefa Kancelarii Sejmu. Prosi o ekspertyzy i szybkie skrzyknięcie pracowników do biura. Rzecznik marszałka pędzi samochodem z Poznania. Trzy razy zatrzymują go policyjne radary. Prośba o policyjną asystę na sygnale w grę nie wchodzi; swojemu kierowcy Komorowski też nie pozwala używać koguta.

Z letniego domu w Broku, po drugiej stronie Warszawy, jedzie Jacek Michałowski, szef Fundacji Współpracy Polsko-Amerykańskiej, kiedyś szef kampanii prezydenckiej Mazowieckiego – oczywisty dla Komorowskiego kandydat na p. o. szefa Kancelarii Prezydenta. Dwa lata temu Michałowski nie chciał być szefem Kancelarii Sejmu. Teraz, kiedy prezydencka kancelaria tragicznie straciła szefa i połowę ministrów, nie może odmówić. A marszałek musi tam mieć swojego łącznika.

Kilka minut po pierwszej marszałek, Michałowski, szef Kancelarii i jego zastępca, dyrektorzy biur, rzecznik prasowy marszałka spotykają się w gabinecie Komorowskiego.

………………

Przed 15.00 dzwoni prezydent Miedwiediew. Ciepła i długa jak na dyplomatyczne standardy rozmowa. Potem inni prezydenci, szefowie parlamentów, instytucji międzynarodowych i rządów. Rozmowy zwyczajowo prowadzone za pośrednictwem tłumacza, trwają po 5–10 minut. Prezydent Obama zapowiada telefon wieczorem. Gdy obraduje pospiesznie zebrany Konwent, w pokoju obok rozstawia się ekipa telewizyjna. Trzeba nagrać orędzie. Nie ma czasu, żeby je spokojnie przygotować. A marszałek nie chce go wygłosić. Chce czytać. I nie chce żadnych mocnych emocjonalnych akcentów. „Tylko bez picowania” – powtarza, kiedy pracują nad tekstem.

……………….

 

Mamy tu więc uszczegółowienie tego scenariusza z „Ruskiej Budy”, bo gajowy potwierdza, że do Warszawy wracał samochodem służbowym z kierowcą (któremu zabronił używać ”koguta”), ale również dowiadujemy się o której godzinie telefonował do niego Miedwiediew, a to jest ważne, bo podobno to ten telefon miał zadecydować o tym, że Marszałek mógł przejąć obowiązki(bo Miedwiediew miał potwierdzić śmierć Prezydenta)

Jest tam dużo o skromności Marszałka, który nie chce władzy, a tylko pokornie i w minimalnym stopniu spełnić obowiązek, który los mu powierzył. Jak to było w rzeczywistości, z jaką zachłannością i bezwzględnością(z pogwałceniem Konstytucji) przejmował władzę, opowiedział poseł SLD Wikiński. Powiedział on publicznie, że kiedy wszedł przypadkowo do gabinetu Marszałka Komorowskiego, to zobaczył "stado hien, rozszarpujących sukno Rzeczpospolitej”.

 

 

Przejdźmy zatem do trzeciej wersji bajki gajowego, którą opowiedział razem z gajowinią (doszła następna bohaterka bajki, o której w poprzednich wydaniach nie było mowy i to z jakże ważą rolą: doradcy Marszałka w sprawach państwowych najwyższej wagi, eksperta konstytucjonalisty i… osobistego kierowcy gajowego( już nie wracał samochodem służbowym z kierowcą, któremu zabronił „używania koguta”, ale prywatnym samochodem, prowadzonym przez gajowinę. Co się stało z biednym synem(nawet śniadaniem go nie poczęstowali, wyrodni rodzice), który miał mu prasować koszulę, tego nie wiemy, bo z dalszej części dowiadujemy się, że jednak nie jechał z Budy Ruskiej do warszawskiej w wyprasowanej koszuli i ciemnym garniturze, gdyż dopiero w warszawskim mieszkaniu miał go założyć) Gazecie Wyborczej na rocznicę tragedii, a zamieściła ją GW w dzisiejszym weekendowym papierowym wydaniu.

Na stronie gazeta.pl mamy tylko zasygnalizowany ten wywiad:

 

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,9404490,Bronislaw_Komorowski_o_katastrofie_dowiedzial_sie.html

''Rano zadzwonił Radek Sikorski. Powiedział: Szykuj się''

 

„Właśnie jedli śniadanie w swoim domku w Budzie Ruskiej, gdy zadzwonił Radosław Sikorski z wiadomością o wypadku prezydenckiego samolotu. Kilka minut później zadzwonił drugi raz: "szykuj się", bo zaszła okoliczność przewidziana w konstytucji. Anna i Bronisław Komorowscy w rozmowie z Teresą Torańską opowiadają o pierwszych dniach po katastrofie prezydenckiego Tu 154. Wywiad ukazał się w weekendowej "Gazecie Wyborczej"

Pierwsza wiadomość, o wypadku samolotu przekazana przez Radosława Sikorskiego, pochodziła od ambasadora w Moskwie Jerzego Bahra. Nie było w niej żadnych informacji o ofiarach. Komorowscy włączyli radio. Ale nie podawało jeszcze żadnych informacji o katastrofie. Kto ze znajomych czy przyjaciół był na pokładzie? Tego Komorowscy nie wiedzieli. Lista osób zmieniała do ostatniej chwili przed odlotem. Ówczesny marszałek Sejmu wiedział tylko, że polecieli wicemarszałkowie i przedstawiciele klubów parlamentarnych.

Drugi telefon od szefa MSZ nie pozostawiał wątpliwości, że prezydent Kaczyński nie żyje. Komorowski wziął konstytucję. - Po raz kolejny przeczytałem, że "Marszałek Sejmu tymczasowo, do czasu wyboru nowego Prezydenta Rzeczypospolitej, wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej" w razie jego śmierci - opowiada obecny prezydent. - Ten zapis w konstytucji wydawał mi się - trzy lata wcześniej, kiedy obejmowałem funkcję marszałka - kompletną abstrakcją, czystą teorią. Żachnąłem się nawet wtedy na autorów konstytucji, że widocznie zwariowali i wypisują takie bzdury chyba tylko po to, by uzasadnić tezę, iż marszałek jest drugą osobą w państwie - mówi Bronisław Komorowski.”

 

Trochę więcej dowiemy się ze streszczenia zamieszczonego na stronie

 

 

 

 

„Dotarło do mnie, że jest źle, bardzo źle”

Autor: annd, gsad; Źródło: „Gazeta Wyborcza”

„– Nie wiedzieliśmy, kto był na pokładzie. Godzinami później trwało odtwarzanie listy – wspominają w „Gazecie Wyborczej” pierwsze chwile po katastrofie tupolewa prezydent Bronisław Komorowski wraz z żoną Anną.

 

Wiadomość ta zastała parę prezydencką w Budzie Ruskiej na Sejneńszczyźnie, gdzie Bronisław Komorowski odpoczywał po prawyborach prezydenckich w PO. Komorowscy nie mają tam telewizora.

Prezydent wspomina, że o 8.59 zadzwonił do niego minister Radosław Sikorski. Żonie powiedział, że „chyba” będzie musiał wracać do Warszawy. Anna Komorowska, przyznaje, że nie wierzyła, że coś tak strasznego mogło się stać.

– Po kilku minutach znowu zadzwonił Radek. Nasz dom na wsi ma blaszany dach. Przez to jest słabo z zasięgiem. Wyszedłem na zewnątrz. Padły dwa zdania. Że prawdopodobnie nikt nie przeżył i „szykuj się”, bo zaszła okoliczność przewidziana w konstytucji – opowiada Bronisław Komorowski.

– Pierwszą moją myślą po telefonie Radka Sikorskiego była konstatacja, że sytuacja opisana w konstytucji to nie żadna teoria, tylko absolutnie dramatyczna rzeczywistość. I dotarło do mnie, że jest źle, bardzo źle. I że w tragicznej dla Polski sytuacji muszę przejąć odpowiedzialność za państwo – powiedział m.in. prezydent w wywiadzie dla gazety.

Prezydent zadzwonił do ministra Czapli, by spytać go o szczegóły związane z tym zapisem w konstytucji, na podstawie którego Marszałek Sejmu przejmuje obowiązki prezydenta. Powiedział mu też, że by „ściągnąć wszystkich, którzy mogą być potrzebni”.

– Bronek wykonywał dziesiątki telefonów. Było nerwowo –wspomina te chwile pierwsza dama.

Gdy para prezydencka jechała do Warszawy swoim własnym samochodem, ówczesny marszałek wciąż „co chwila z kimś rozmawiał”. – Anka przejęła kierownicę. Uznała, że to niebezpieczne. Że za dużo gadam – mówi Bronisław Komorowski.

Państwo Komorowscy przyznają, że wspólnie zastanawiali się co należy robić, żeby o niczym nie zapomnieć, by nie pominąć żadnych szczegółów – ściągnąć do połowy flagę na budynku Sejmu przygotować nekrologi.

Prezydent Komorowski pojechał z BOR-em do Sejmu, jego żona udała się do domu. Zadzwoniła do dzieci, by przygotowały ojcu ciemny garnitur i ciemny krawat.”

 

 

Ciekawe zatem, czy choć jedno słowo w tych trzech relacjach jest oparte na faktach, np. godzina otrzymania pierwszego telefonu z informacją od Sikorskiego , czyli – 8.59

Ciekawym by też było dowiedzieć się, gdzie gajowy z gajowinią zostali przejęci przez BOR, bo trudno sobie wyobrazić, że funkcjonariusze BOR, którzy byli z nim w Budzie Ruskiej, pozwolili prowadzić osobiście, osobisty samochód Marszałka(do czasu gdy stery, pardon kierownicę, przejęła gajowinia) w takiej dramatycznej chwili dla państwa(co by to było, gdyby zdenerwowany i przejęty rolą Marszałek wjechał w drzewo albo inną przeszkodę i to przy kosmicznej prędkości jaką musieli rozwijać, by zgodnie z komunikatem Kancelarii Sejmu znaleźć się w Warszawie o godzinie 10.25 !-co znajduje potwierdzenie w innych relacjach).

Podsumujmy zatem i policzmy jak te bajkowe „fakty” gajowego mają się do faktów.

 

Odległość drogowa wg Gogle maps, z Budy Ruskiej do Warszawy , najkrótszą trasą czyli E67 i Trasa 61 wynosi 303 km, a czas potrzebny na pokonanie tej trasy „bez koguta”(z zachowaniem przepisów drogowych, co tak podkreślał taki fakt Premier D.Tusk wystąpieniu sejmowym i chełpił się tym, jaki to on jest legalista, że nie wywiera nacisku na kierowcę) wynosi 4 godziny i 53 minuty(„dobre cztery godziny jazdy do Warszawy” wg Żakowskiego).

Załóżmy zatem, że od pierwszego telefonu od Sikorskiego, tego z godziny 8.59, do wyjazdu z Budy upłynęło 30 minut(rozmowy Sikorskim, szukanie zasięgu dla komórki, ubranie się do drogi, itd., itp.), czyli mogli wyjechać ok.9.30. Dodając czas podróży 4 godziny i 53 minuty, otrzymamy czas orientacyjnego pojawienia się gajowego w Sejmie, czyli :

9.30 +4.53 = 14. 23

 

Porównajmy to z godziną powrotu podaną w komunikacie Kancelarii Sejmu: 10.25(cztery godziny różnicy).

Sprawdźmy zatem, jak ta sprawa podróży i czasu wygląda wg innych relacji. W dniu tragedii, czyli w relacjach medialnych „na żywo”( a przez to najmniej obarczonych możliwymi manipulacjami np. stosunku do relacji późniejszych, gdzie już pewne kalkulacje mogły wypaczać ich prawdziwość).

Tymczasem pojawiają się w sieci, np. na stronie TVN Warszawa z godziny 11.25 informacje, że Komorowski ogłosił żałobę narodową(choć oficjalnie odbyło się to około 13.40) i że "Rząd na specjalnym posiedzeniu Rady Ministrów zarządził w niedzielę o 12.00 dwie minuty ciszy." choć oficjalnie podawano, że premier zwołał nadzwyczajne posiedzenie rządu na godz. 13.00.


http://www.tvnwarszawa.pl/28415,1651588,0,1,zaloba_po_katastrofie_imprezy_odwolane,wiadomosc.html

 

„Żałoba po katastrofie. Imprezy odwołane”

11:25 10.04.2010 / PAP, tvnwarszawa.pl

„Po katastrofie prezydenckiego samolotu marszałek Sejmu Bronisław Komorowski ogłosił tygodniową żałobę narodową. Rząd na specjalnym posiedzeniu Rady Ministrów zarządził w niedzielę o 12.00 dwie minuty ciszy. Imprezy rozrywkowe i sportowe w Warszawie i całym kraju zostają odwołane. „

……………

 

To świadczyłoby o tym, że już o 11.25 , przed oficjalnym przejęciem obowiązków p.o. Prezydenta, Komorowski podejmował decyzje, co do których nie był uprawniony, a jego „sztab” (czyżby sztab ze WSI) rozsyłał do mediów.

 

O godzinie 11.57 na stronie Onetu :


wiadomosci.onet.pl/2153170,11,1,1,item.html   

                                                                                                                                                profesor konstytucjonalista Winczorek ogłosił o przejęciu obowiązków prezydenta przez Marszałka Komorowskiego(link nieczynny), choć po roku przyznają ludzie Komorowskiego, że nastąpiło to ok. godziny 14-tej( po telefonicznym potwierdzeniu przez Miedwiediewa o śmierci Prezydenta Kaczyńskiego(a w wywiadzie Komorowskiego dla ”Polityki” mowa jest o telefonie od Miedwiediewa:„Przed 15.00 dzwoni prezydent Miedwiediew.”

 

Zobaczmy co o przejmowaniu obowiązków mówi świadek, minister Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego, Pan Duda, podczas przesłuchania w sejmowym zespole (zespół pod kierunkiem Macierewicza)

 

 

„Podczas posiedzenia zespołu Duda powiedział, że pierwszy telefon od Czapli otrzymał ok. godz. 11.; Czapla poinformował go wówczas, że Komorowski "zaraz wygłosi oświadczenie o tym, że przejmuje wykonywanie tymczasowo obowiązków prezydenta".Dodał, że Czapla powoływał się na zapis konstytucji mówiący o śmierci prezydenta.”

……………

„Jak relacjonował, ok. godz. 14 znów zadzwonił do niego Czapla, informując o telegramie Miedwiediewa do Komorowskiego w sprawie śmierci Lecha Kaczyńskiego oraz o rozmowie telefonicznej obu polityków. - Na sto procent pewny dziś jestem, iż powiedziono mi, że przyszedł i dokument pisemny i dodatkowo, że odbyła się taka rozmowa telefoniczna na najwyższym szczeblu. I że jakby było to złożenie kondolencji i też telefoniczne zawiadomienie o tym, że prezydent Rzeczypospolitej zginął w katastrofie smoleńskiej - mówił.”

………………

 

 

Skoro ok. 11.00 Komorowski miał wygłaszać przemówienieo przejęciu obowiązków, to znaczy, że potwierdza się informacja z komunikatu Kancelarii Sejmu. o godzinie powrotu Komorowskiego do Warszawy jako 10.25,a wszystkie opowiastki gajowego i jego gajowini, są kłamstwami wyssanymi z brudnych paluchów „ pierwszej pary”, która traktuje Polaków jak stado baranów i debili.

Okazuje się także, że kłamał Czapla w rozmowie telefonicznej z ministrem Dudą , podając nieprawdziwą(bo przecież nie potwierdzoną przez Komorowskiego w wywiadzie dla „Polityki”, godziną odbycia rozmowy z Miedwiediewem. To potwierdza tezę o zamachu stanu przy przejmowaniu obowiązków p.o. Prezydenta przez Komorowskiego.

 

Cały dotychczasowy wywód dowodzi nieprawdziwości relacji Komorowskiego na temat miejsca pobytu w dniu 10.04.2010 roku w chwili otrzymania informacji od Sikorskiego o tragedii smoleńskiej(Buda Ruska i pozostałe okoliczności), a potwierdza dane z komunikatu Kancelarii Sejmu o powrocie Komorowskiego do Warszawy z Trójmiasta, o godzinie 10.25.

Skoro od otrzymania telefonu od Sikorskiego, do przyjazdu do Warszawy upłynęło zaledwie ok. 1.5 godziny, to jasnym się staje, że nie mógł wracać samochodem prywatnym, ani służbowym, nawet „nie używając koguta”, ale musiał wracać transportem lotniczym.

Zapytajmy zatem, co robił w Trójmieście w tą noc poprzedzającą tragedię, podczas gdy oficjalnie miał przebywać na urlopie: z synem(dla ”Le Monde”), z żoną(dla GW obydwoje).

Czyżby był to jakiś „skok w bok”, który teraz stara się ukryć, a pomaga mu w tym „pokrzywdzona połowa”? Nie sądzę, tym bardziej uwagi na dalsze okoliczności.

W tym samym czasie Trójmieście przebywał też Premier D. Tusk(ma tam mieszkanie), i wg komunikatu jego Kancelarii(CIR):

 

9.50 Premier Donald Tusk leci z Gdańska do Warszawy - poinformowało Centrum Informacyjne Rządu. Uczestnicy uroczystości katyńskich modła się za dusze ofiar.

 

http://tiny.pl/hc5zk

 

Czyli podano komunikat, że wraca do Warszawy helikopterem rządowym(tak to sprecyzowano w komunikacie CIR, choć akurat w tym kalendarium z GW tego nie dodano)

Okazuje się jednak, że i Premier Tusk, podobnie jak Komorowski, wypiera się powrotu do Warszawy transportem lotniczym, a twierdzi, że wracał samochodem służbowym prowadzonym przez kierowcę z BOR-u i że nie wywierał na kierowcę nacisku najszybszą jazdę z łamaniem przepisów drogowych, czym chwaląc się, chciał pokazać się z dobrej strony. Czas podróży określił jako 2.5 godziny(sukces).

Te informacje zawarte są jego wystąpieniu sejmowym, podczas debaty o tragedii smoleńskiej, gdy odpowiadał na zarzuty posłanki Jakubiak, która zarzucała rządowi opieszałość w działaniu w obliczu tak wielkiej tragedii narodowej:

 

83. posiedzenie Sejmu w dniu 19 stycznia 2011 r.
Informacja prezesa Rady Ministrów dotycząca działań rządu zmierzających do ustalenia
przyczyn i okoliczności katastrofy samolotu TU-154M, strona 60
http://orka2.sejm.gov.pl/StenoInter6.nsf/0/5D58AA5F938C649BC125781E004BBF81/$file/83_a_ksiazka.pdf


"A więc, jak rozumiem, pani poseł oczekiwała, że
instytucje państwowe zaczną w dniu katastrofy działać
możliwie szybko. Nie wiem, jakiego typu tempa
pani oczekuje od BOR, jeśli chodzi o przewóz samochodem
na trasie Gdańsk – Warszawa. Posiedzenie
Rady Ministrów rozpoczęło się w Warszawie o godz.
13.40, tzn. w momencie, kiedy wszyscy ministrowie
dotarli na miejsce. W przeciwieństwie do niektórych
polityków ja wtedy, kiedy jadę samochodem rządowym,
nie zastępuję kierowcy BOR i nie dyktuję mu
warunków, jak szybko ma jechać, ale wydaje się, że...
(Gwar na sali)
(Głos z sali: Bardzo śmieszne.)
...dwie i pół godziny jazdy z Gdańska do Warszawy
daje wyobrażenie, jak bardzo służby starały się możliwie
szybko dowieźć premiera do Warszawy."

Można zatem założyć, że skoro Premier i Marszałek przebywali w Trójmieście , a z czasów powrotu do Warszawy wynika, że nie mogli wracać samochodami(a komunikat CIR mówi o locie do Warszawy), to można założyć, że wracali obaj tym samym helikopterem rządowym(co powinno być do sprawdzenia w książce pojazdu, tym bardziej, że był to pojazd do przewozu najważniejszych osób w państwie, o statusie „HEAD”).

 

Na koniec należy zadać pytania:

- co robili razem w Trójmieście dwaj najważniejsi urzędnicy RP(pomijając Prezydenta) w noc poprzedzającą największą tragedię w dziejach Polski po II WS, w której śmierć poniósł Prezydent Rzeczpospolitej(ich przeciwnik polityczny, którego zaciekle i po barbarzyńsku obaj zwalczali, poniżali i deprecjonowali jego poczynania), całe dowództwo armii, oraz wysocy urzędnicy państwowi związani z opcją Prezydenta?

- dlaczego tak uporczywie i publicznie kłamią na ten temat, chcąc ukryć tę prawdę przed opinią publiczną w kraju i zagranicą?

- dlaczego nikt publicznie nie zapyta ich o to kłamstwo(ani „łże dziennikarze” co zrozumiałe, ani dziennikarze z mediów wspierających opozycję PIS-owską, ani sami politycy opozycji PIS-owskiej(choć mają dane na ten temat) nawet nie chcąc wykorzystać tych informacji w normalnej walce politycznej w kampaniach wyborczych(w prezydenckiej kampanii, rzecznik sztabu wyborczego J. Kaczyńskiego określił te informacje „bardzo dosadnie” i krótko: „Ciekawe”!!!!!!) inni, np. Pan Macierewicz ( że coś tam słyszał, ale nie sprawdzał, bo to nieważne, są ważniejsze sprawy do wyjaśnienia, np. dlaczego samolot po komendzie „odchodzimy” spadł na ziemię). Ja nie zaprzeczam, że to ważna sprawa, ale też nie twierdzę, że tym ma się zajmować Pan poseł Macierewicz, czy nawet Zespół Sejmowy pod Jego kierownictwem, ale tym powinni się zając ludzie w PIS-ie odpowiedzialni za politykę informacyjną partii, a także sztab wyborczy w partii?

 

Wyjaśnienia technicznych aspektów tragedii w oparciu o rosyjskie i MAK-owskie śmieci(bo przecież nie mamy dostępu do oryginalnych dowodów takich jak wrak i czarne skrzynki), a więc w oparciu o niewiarygodne materiały i niewiarygodne instytucje polskie pracujące nad wyjaśnianiem tej tragedii(komisja Millera, Prokuratura Wojskowa), muszą być obarczone błędem „in statu nascendi”.

Dla sytuacji w Polsce nie jest najważniejsze „jak” w sensie technicznym przeprowadzono zamach, ale „czy” i „ kto” w nim uczestniczył ze strony polskich władz, bo ta wiedza jest potrzebna uczciwym (a czasami zmanipulowanym medialnie lub niedoinformowanym)wyborcom, którzy będą podejmowali decyzje na kogo oddać głos nadchodzących wyborach parlamentarnych.

Od świadomości wyborców i wiedzy na temat prawdziwych okoliczności największej tragedii Polski po II WS, zależy przyszłość i los Ojczyzny.

napisz pierwszy komentarz