Michalski przeprasza za wywiad z Cichym. "Chciałem się odegrać"
To, co wyprawiał Cezary Michalski w ostatnich latach było przykre. Z pozycji prawicowych (pamiętam, jak ręka w rękę z PISowcami w jednym z programów "Warto Rozmawiać" domagał się przeprowadzenia w Polsce lustracji i dekomunizacji), trafił pod skrzydła (stał się sługusem) młodego lewaka S. Sierakowskiego.
Tylko krowa nie zmienia poglądów, jak mawiał S. Kisielewski, z tym, że w przypadku C. Michalskiego to skądinąd często słuszne powiedzenie zostało doprowadzone do absurdu (tak to przynajmniej wygląda na pierwszy rzut oka). Odrzucony za młodu przez Nadredaktora, nie szukał zemsty w niebie. Postanowił porządnie odegrać się jeszcze za życia. To pragnienie, stało się dla Cezarego swoistą obsesją; chęć wyrównania rachunków skłoniła małżonka M. Gretkowskiej do wieloletniego, taktycznego aliansu z prawicą. Z pozycji antysalonowych okopów mógł rozpocząć przygotowania do ostatecznego uderzenia. Publikował w Arcanach, Frondzie, miał udział w sukcesie programu WC Kwadrans W. Cejrowskiego, współpracował z katolicką TV Puls i prawicowym "Tygodnikiem Solidarność". Tak naprawdę, czekał na odpowiedni moment, na chwilę słabości wielkiego Adama...
Afera Rywina nie tylko zmiotła z powierzchni ziemi starych postkomunistów z Millerem, Dyduchem i Jakubowską na czele; ona przede wszystkim mocno nadwyrężyła wizerunek "Agory", w tym zwłaszcza A. Michnika. W tym czasie (lata 2003-2005) C. Michalski był już jednym z czołowych krytyków nie tylko czerwonych, ale przede wszystkim różowych, ze swoim wrogiem nr 1 na czele. Czuł wiatr zmian, wiedział, że opowiedzenie się po stronie wtedy PO-PISu, pozwoli w przyszłości spijać śmietankę sukcesu...
Kiedy okazało się, ze Czarek nie będzie mógł liczyć na nic specjalnego (choćby z tego powodu, że wyborów nie wygrała bliższa Michalskiemu Platforma, tylko PIS), postanowił poświęcić się wchodzącemu na rynek "Dziennikowi". Plan był prosty, "DER Dziennik" miał powtórzyć sukces swojego starszego brata - "Faktu", sprowadzając wciąż królującą "Wyborczą" (niczym "Fakt" "Superexpress") na pozycję nr 2. Czarkowi pomyślało się wówczas, że oto nadszedł moment słodkiej zemsty, że mając za sobą setki milionów euro niemieckiego kapitału, intuicyjne poparcie większości Polaków zgorszonych agorowym Bizancjum, ukłuje Michnika w najczulszy punkt. Jak pomyślał, tak też zrobił. Wywiad Czarka z Michałem Cichym, byłym cynglem GW, był wydarzeniem przełomowym. Po raz pierwszy człowiek tak zasłużony dla Nadredaktora w promocji jego autorskiej, antypolskiej ideologii, wyznał co ją tak naprawdę determinowało (determinuje). Opowiedział o olbrzymim wpływie na wybory redakcyjnej czołówki z Czerskiej ich wstępnych: wiernych komunistycznych funkcjonariuszy, UBeków, KPPowców, stalinowskich zbrodniarzy...Mleko się wylało...
Potem Michalskiego ogarnął...no właśnie, trudno to zrozumieć co naprawdę; roboczo nazwijmy ten stan syndromem Judasza. Czarek zdał sobie sprawę z wagi swego uczynku, nieodwracalności jego skutków. Uzmysłowił sobie, biedak, że tak naprawdę od zawsze był (raczej chciał być) gdzieś wewnętrznie, głęboko jednym z nich, autorytetów z Czerskiej. Pętli ostatecznie nie zawiązał; postanowił jednak opracować plan odkupienia swych win, który wkrótce zaczął realizować.
Po kompromitacji z Kataryną (Michalski wraz z kolegami z "Dziennika" próbował wymóc szantażem na blogerce s24 współpracę), nie było już odwrotu. Na prawicy Czarek był spalony; prawica nie przebacza... Pozostało lewactwo. By i u nich - po akcji z Cichym - móc się oczyścić, musiał przyjąć posadę cyngla i publicznie rozprawić się z tym wszystkim, co kiedyś tak nierozsądnie śmiał bronić. Miejscówka w "Krytyce politycznej", pod batutą S. Sierakowskiego była dla upadłego "prawaka" miejscem prawdziwie pokutnym. Czarek szybko udowodnił, że pokutę traktuje serio, że jest nadgorliwcem.
Teraz przyszła pora na postawienie kropki nad "i". Sprawę z satysfakcją odnotowuje triumfująca "Wyborcza".
Krystyna Naszkowska (to ta, co popierała publicznie akcje gaszenia zniczy i wyrzucania na śmieci kwiatów z Krakowskiego Przedmieścia):
"Cezary Michalski przyznaje, że popełnił błąd. Błędem było opublikowanie w lutym 2009 r. na łamach "Dziennika" wywiadu z Michałem Cichym, byłym pracownikiem "Gazety Wyborczej".(...)Po trzech latach, już na łamach "Krytyki Politycznej", Cezary Michalski dochodzi do wniosku, że wypuścił wtedy antysemickiego dżina z butelki.(...)Michalski pisze, że zaraz po opublikowaniu wywiadu w lutym 2009 r. dostał obszerne emaile od Agnieszki Holland i Piotra Pazińskiego, którzy ostrzegli go, że wywiad stanie się argumentem dla najbardziej klasycznego antysemityzmu. I tak się stało.
"Długo próbowałem się z tymi argumentami wewnętrznie nie zgodzić, ale wpis Kłopotowskiego (a także entuzjastyczne reakcje setek internautów prawicowych na Salon24, Wpolityce.pl i ogromnej liczbie prawicowych portali, które przekazują sobie ten wpis jak kielich Świętego Graala) dowodzi, że to Holland i Paziński mieli rację, a ja się niestety pomyliłem"- pisze Michalski.
Ale to nie wszystko - Michalski przyznaje, że przeprowadzając ten wywiad chciał się też na Michniku "odegrać". Wiedział, że wywiad zaboli.
Taka szczerość to więcej niż można było oczekiwać. Tym bardziej szkoda, że skoro powiedział "A" i "B", to zabrakło mu uczciwości, by przyznać, że dla potrzeb wywiadu wykorzystał człowieka, którego - co w środowisku dziennikarskim nie było tajemnicą - nie można było obarczać odpowiedzialnością za słowa. Dlatego całkowita odpowiedzialność spada na redaktora Michalskiego, a skutki może sobie poczytać na prawicowych portalach."
Nie martwiłbym się na miejscu Naszkowskiej. Jestem przekonany, iż niebawem Michalski przyzna się, że gdy przeprowadzał wywiad z Cichym oboje byli na mega haju; że naczelny (Krasowski) ostatecznie "puszczając" ten materiał w jednym z wydań "Dziennika" leczył kaca albo przeżywał załamanie nerwowe (jak kto woli). Jak Herbert, kiedy nazywał Michnika publicznie "manipulatorem", jak teraz Graczyk, kiedyś Remuszko...
P.S. Zwracam uwagę na to, w jaki uroczy sposób Naszkowska określa swego byłego kolegę, redaktora Cichego - nazywa go "pracownikiem GW". Nie pozostaje mi nic innego jak trzymać się określnika "funkcjonariusz", komentując wypociny Naszkowskiej i innych pracowników z Czerskiej. Czuje się usprawiedliwiony podwójnie
- chinaski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Michalski jak typowy gorliwy neofita
nagle nawrócony na wiarę sekty Michnika.
Dzisiaj jest gotów się przyznać do wszystkiego, nawet do tego, że to on zburzył Bastylię.
Nędzny typ, niewart wspominania.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. @ Maryla
To nie neofita. Neofita wierzy w cos na co sie nawrocil. Michalski nie wierzy. Tylko po prostu zycie w Polsce ciezkie, a on chce zyc.
Na marginesie on juz zawsze bedzie sie prostytuowal. Od tego sie nie da uciec.
Ludzi stworzono by sie kochali. Przedmioty by je uzywac. Swiat dzis jest w chaosie, bo ludzie kochaja przedmioty a drugiego czlowieka uzywaja jak przedmiot.